Problemy okulistyczne u koni. Problemy z okiem / oczami u koni.

szkoda, ze tak daleko mieszkasz.
Dzięki  Tajnaa
Ponieważ minęły dwa dni piszę nowy komentarz.
Rewia jest w klinice. Okazało się, że przetoka jest od martwaka (czy jakoś tak- w tym szoku ciężko mi wszystko ogarnąć). Musiała albo się mocno uderzyć, albo dostać kopa i w kość wdała się martwica i zaczęła gnić. Za chiny ludowe byśmy tego nie wyleczyli bo trzeba było wyłuskać. Nie wiem jakim cudem na rtg nie wyszło. Co do oka dr. Samsel powiedział, że będzie walczył, ale dopiero jak tą przetokę wyleczy, jak tam się zagoi żeby ropy nie było. No chyba, że to nie wszystko, dziś będzie dalsza diagnostyka. Z okiem jest taki problem, że jest po tej stronie co paraliż nerwu twarzowego i najprawdopodobniej oko się nie domyka i infekcje będą nawracające. Więc zobaczy co zrobi. Póki co ma założony port i podawane leki. Nie ukrywam, że pomaga mi w zawiezieniu jej tam fundacja. Ja nie dałabym rady i wiedząc teraz co się dzieje skazalibyśmy ją na mękę.
Super wieści. Trzymam kciuki 🙂
agulaj79, dobre wieści. Trzymam kciuki!!

U mojego Darco wylazło cos jak wznowa nowotworu. Zwierz miał 4 lata temu operację usunięcia częsci 3 powieki z powodu raka komórek tucznych 🙁 póki co zrobilismy biopsję i czekam na wyniki histopatologii. Mega bez sensu. Jak nie pęknięte oko u jednego (czy popsute międzykostne w zadach), to wznowa nowotworu u drugiego 🙁
Rozmawiałam właśnie z kliniką. Zapalenie zatok też jest, jeszcze będą sprawdzać zęby bo wczoraj nie udało im się wszystkiego zrobić. Sprawdzali też to porażenie nerwu twarzowego przez worki powietrzne (chyba dobrze zrozumiałam), czy tam nie ma jakiegoś ucisku. Bo oko zdecydowanie się nie domyka i jak ma tak co chwilę powracać ten wrzód to będzie decyzja o usunięciu. Bo prawda taka jest, że od maja leczymy i mimo, że wyleczone, odstawiamy leki to tydzień, max dwa i problem powraca. Jestem dobrej myśli choć martwi mnie ten ogrom stresu. Kobyła się denerwuje, kopie, w dwie osoby muszą jej podawać krople przez ten port bo nie da sobie na spokojnie podać. U nas już nauczona stała grzecznie, choć początki były trudne. No ale nas znała i była u siebie, a tam nowe miejsce, nowi ludzie i takie "atrakcje".

Gaga trzymam kciuki aby okazało się, że nie wznowa.
agulaj79, a gdzie ma port wyprowadzony, że taki problem?
Moja Byśka miała port do końca grzywy prawie. I łatwo było podawac w ten sposób... z tym że my oczne problemy to nascie lat mamy. To pewnie pomaga w przyzwyczajeniu do kropienia  👀
Gaga właśnie na grzywie, tyle, że ona nie daje się złapać jak ich widzi. Przejdzie jej, ja wiem, ale czasu potrzeba.
agulaj79, u mnie mega zadziałały smaczki / marchew za każde zakropienie 🙂
Wiem, ale to szpital, nie mogę tak wymagać. Ja pracuję pod Łodzią do 16, odwiedziny są do 18 więc w tyg nie mam szans jej odwiedzić, dopiero w weekend. Serce mi pęka, ale cóż.
agulaj79, szczerze współczuję... 🙁
Trzymaj się. Bedzie dobrze - musi być!!!
Musi.....
Mamy osobny wątek dla Rewii TU
Wracam do ocznego wątku.
Po dwóch miesiącach spokoju, wrócił problem z rokówką. Nie wiadomo czy cusching Rewię tak po prostu toczy, czy może sobie zatarła, no nie wiemy. Ma dostawać Vigamox i atropinę. Teraz pytanie: czy macie jakieś sposoby, żeby spacyfikować konia? Po powrocie z kliniki miała na dwa tyg zapisane podawanie kropli i jako tako dała sobie je wkraplać. Potem były jakieś incydenty spokjówkowe, ale dało się to jakoś opanować. Teraz koń nie współpracuje. Już nawet jest problem z założeniem dudki. A bez dudki nie można do oka się dostać. Dostaje niby leki przeciwbólowe, ale... na niewiele się to zdaje. No lipa na maxa.
agulaj79, ja miałam z Byśką podobnie na początku. Potrafiłam ze 3 godziny w oko trafiać kropelką (nie klejem), z ojcem się kłócić, że on źle trzyma konia. Masakra 🙁
Generalnie pomogła cierpliwość. Codziennie długo głaskałam niedotykalską Byśkę po łbie szczególnie w okolicy oka. Jak była spokojna , kombinowałam odsuwając leciutko dolną powiekę. Za każdy spokój smaczek, za nie spokój - nic - zero kar, bo karanie doprowadziłoby nas do kolejnej bitwy. Aby koń nie zwiewał łbem do góry - stawałam na uwiązie i nudziłam konia masując, dotykając, odsuwając... w końcu jak było OK, zakrapiałam i po kłopocie... Z tym, że na początku takie coś zajmowało mi ponad godzinę 🙁
Dziś koń sam podaje łeb do zakropienia oka po czym szuka smaczka... Ale od naszych wojen o kropienie minęło lat kilkanaście

A jak wet radzi sobie z kropieniem? Bo pewnie jakiś wet Ci ją zakropił...
Ostatecznie możesz wszczepić port, ale pytanie czy jest taka potrzeba. To jednak kolejna sedacja i ból....  🙄
Port to ona umiejetnie zrywala. Zakladac port co 3 dni średnio mnie na to stać bo chwilowo nie mam pracy....
Kolo oka to ona sobie daje dotykac, nawet obmywac, byle nie próbować wkraplac. Wet widzi, ze gorzej się zachowuje, bo w zeszłym roku robila wszystko i kon z lekkimi problemami ale dał się okielznac. Byly zastrzyki, pobrania krwi... po klinice to się zmieniło.
agulaj79, bo w klinice był przesyt. Masa obcych ludzi, mega ropień na pysku i oko i kilka razy dziennie to ogarniali. Nie sądzę, aby jej się to podobało
Skoro daje się dotykać, to tylko cierpliwość pomoże. Jeśli - jak widać - temat może nie być jednorazowy, to staraj się ją zakrapiać bez dudy. Poświęć tyle czasu, ile tylko możesz i się nie spiesz i nie trać cierpliwości (wiem , łatwo mówić)
Innej opcji nie znam 🙁
Też jestem zdania że tylko cierpliwością i spokojem się uda. Tak jak Gaga mówi- smakołyki i nagradzanie. Jeśli wcześniej nie było problemu to jest szansa że uda się wrócić do tego stanu. Koleżanka próbowała jeszcze jak koń jadł treściwe- akurat koń łakomczuch więc szkoda mu było przerywać jedzenie.
Cierpliwość kluczem do sukcesu-zdecydowanie. Chociaż wierzę,że jest ogrom chwil bezsilności. Zakrapiałam oczy klaczce z małooczem genetycznie wrodzonym. Na początku, jak przyjechała, musiało mi ją trzymać dwóch facetów a ja doczepiona da kantara latałam jak horągiewka na wietrze odprawiając modły,żeby trafić tam gdzie powinnam. Folblucik 156cm a miotał mną na prawo i lewo. Z tym,że ona nie dawała się praktycznie dotknąć gdzieś od połowy szyi w górę. Nie dawała z bólu i braku zupełnego zaufania, nowe miejsce, nowi ludzie. Spędziałam z nią ogrom czasu, głaskałam, dotykałam, zakrapiałam korzystając z okazji. Z czasem było tylko lepiej, stan zapalny się zmniejszał, ból tym samym był coraz mniejszy no i ona zaczęła mi szybko ufać. Później wchodziłam już bez kantara a ona przekrzywiała głowę raz w jedną,raz w drugą stronę,żeby zakropić jej patrzałki  😂.
Myślę,że jak Gaga napisała, klinika to było dla niej za dużo na raz. Teraz powoli, na spokojnie trzeba wrócić do tego,co było przed nią.

Wrzucam zdjęcia,żeby zobrazować, jak paskudny stan zapalny był na początku,Młoda nie miała bielma, tam wszystko było totalnie przekrwione, poobijane przy okazji, spuchnięte...

A to etap,gdzie klaczka sama już podawała głowę do zakropienia. Cierpliwość, tylko nagradzanie,zero kar i jeszcze raz cierpliwość.
No to ja podpowiem sposób od drugiej strony. Nie, żebym uważała, że siłowe rozwiązania są najlepsze, ale czasem trzeba teraz, zaraz, a nie za tydzień czy miesiąc jak koń odpuści... no i są konie, które się nie dadzą, nie nigdy, bo nie... Miałam takiego  😫
No i przy szczepieniu czy odrobaczeniu trzeba go było spętać jak baleron, a mianowicie:
Człowiek ("trzymacz"😉 stoi za wysokim murkiem (ponad końskim kłębem ma być) - u mnie to był boks a koń w korytarzu, im węższy korytarz tym lepiej. W ręku człowiek ma linę/lonżę, która przechodzi kolejno: kółko kantara - kółko solidnego naszelnika - pęto na zewnętrznej nodze - grzbiet konia - ręka "trzymacza". Drugi człowiek podnosi koniowi spętaną nogę a "trzymacz" napina sznurki; dla pewności może się zaprzeć nogami i wręcz powiesić na tej linie. Koń ma zostać przyciśnięty do ścianki.
Działa! Tym sposobem ja 154 wzrostu, pięćdziesiąt kilka kg, trzymałam 500-600 kg oszalałe i rzucające się bydle. Dawało radę nawet dożylny podać czy krew pobrać. Po prostu po kilku szarpnięciach uznawał, że nic nie wskóra. A był to koń, który wiedział, że jest silniejszy niż ludzie.
Gillian   four letter word
18 marca 2018 19:11
Podobnie miałam napisac. Mojego dziadka rudego tylko tak jestem w stanie spacyfikować. To ciężki koń do ogarnięcia, bardzo płochliwy i silny. Na widok strzykawki do odrobaczania od swoich 25 lat dostaje zawału. Kocham go bardzo ale nie chce mi się lata pod sufitem albo znowu dostać kopa. Kantar, uwiąz - przekładam uwiąz przez kraty od przegrody, staję na końcówce uwiązu albo teraz juz trzymam ją po prostu w ręku bo koń już ogarnął ten patent. Stoi w dziobem przy kracie, nie ma możliwości manewru. Robię swoje, trwa to trzy sekundy, puszczam uwiąz i po wielkiej akcji. Na początku się szarpał ale dźwignia przez to przełożenie przez kraty pomaga utrzymać w nieruchomości. Teraz już tak się nauczył, że uwiąz ma luźny. Nadal odrobaczenie go, zaszczepienie czy cokolwiek jest nierealne w inny sposób.
SzalonaBibi, Gillian, ale ten koń dawał sobie oko zakrapiać...
Poza tym jak rogówka uszkodzona, to przy siłowym działaniu można zrobić dziurę, która - przy ostatnich historiach klaczy - skończy się jak u Byski - pękniętą twardówką...
Co innego zastrzyk, co innego zakropienie uszkodzonego mechanicznie oka z mega słabą, rozpulchnioną zapaleniem rogówką...

Gillian, długo miałaś tego konia? Nie dało się inaczej?
Byśka też się nie daje normalnie odrobaczyć , ale jej nie wiążę do krat aby podać pastę... bez przesady.
Gillian   four letter word
18 marca 2018 20:14
Mam tego konia od 20 lat ale wiem co się z nim działo wcześniej. Był koszmarnie bity. To nie jest wiązanie do krat. To jest przełożenie uwiązu przez kraty celem zablokowania głowy. Żadne to siłowe rozwiązanie, zwłaszcza, że zakroplenie oka trwa szybciej niż odrobaczanie np.
Jeśli zrobić to sprawnie to wydaje mi się, że się nic nie uszkodzi, bo koń jest od razu unieruchomiony. U mnie głowa-uwiąz nie wystarczały, musiał być wspomniany naszelnik i spętana noga.
I nie, nie dało się go inaczej odrobaczyć... no chyba, że ja na magiczny sposób nie wpadłam. Ten koń normalny nie był, ale to dłuższa historia i nie ten wątek...
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
19 marca 2018 06:25
Mój łaciaty nie daje sobie zastrzyków robić, blondyna można nakłuwać do woli, ale łaciaty panikuje. Im dłużej się go niunia i próbuje uspokoić, tym bardziej panikuje i się nakręca. Próbowałam wielokrotnie go powoli przyzwyczajać, na strzykawkę nakładałam wykałaczkę (żeby realnie wyglądało 😉 ), dotykałam i cukieras itp. ale chłopak nie daje się przekonać, że to nie zabija. Jego zawsze trzeba od razu albo na dudkę albo skórę mu chwycić, zero stresu w takim układzie jest. Tej dudki to nawet zaciskać nie trzeba, tyle żeby złapać, skórę też wystarczy chwycić, koń stoi zupełnie spokojnie. Ja wolę w ten sposób z nim sobie radzić, bez nerwówki i szarpania, zabieg trwa kilka sekund i po krzyku. Mało to może przyjemne dla niego, ale na pewno przyjemniejsze niż stres i panika jak się go po dobroci próbuje kłuć. Przy odrobaczeniu za to sam pastę wciąga, a jak mi blondyn coś wypluje to on to wylizuje dokładnie, taki smakosz 😉
Jeśli zrobić to sprawnie to wydaje mi się, że się nic nie uszkodzi, bo koń jest od razu unieruchomiony.

Da się tak unieruchomić głowę, aby koń się nie szarpnął nagle?
I co - tą starowinkę po mega przejściach wiązać teraz ze 2-3 razy dziennie, codzienie siłowo do krat, mając świadomość, że zakrapianie oka przy tym stanie rogówki może być potrzebne nawet do końca życia?
Rozumiem przy akcji odrobaczanie, czy przy szczepieniach , ale w tej sytuacji moim zdaniem rozwiązanie siłowe jest zwykłym barbarzyństwem. Zwłaszcza, źe koń przestał współpracować właśnie po siłowych rozwiązaniach (w klinice nikt nie ma czasu się cackać).
Gillian   four letter word
19 marca 2018 07:23
Jeszcze raz - to nie jest rozwiązanie siłowe. Nic tu się nie dzieje z użyciem przemocy i siły. Chwilowe unieruchomienie.
Gillian, czyli jakby konikowi sie nie spodobało przytulenie łba do krat, to bez problemu  się uwolni? Nie trzyma się go przy tych kratach? To co to daje, gdy koń nie współpracuje a nie unieruchamia się go na siłę?
Gillian   four letter word
19 marca 2018 08:45
można poluzować uwiąz 😉 bez przesady, to wszystko trwa kilka sekund.
Gillian, wiem jak wygląda unieruchomienie konia w ten sposób i nijak nie jestem przeciwnikiem siłowych rozwiązań (od dudy poprzez spętanie) w sytuacjach w których nie ma innej opcji... jednak wytłumacz mi proszę po co unieruchamiać klacz, która pozwalała zakrapiać oko, przestała po czyszczeniu ropnia na łbie w klinice (raczej bolesny zabieg)? Nie rozsądniej z powrotem przywyczaić konia do rutynowego zabiegu, który będzie powtarzany prawdopodobnie do końca jej życia?
Sama na swoich koniach stosowałam nie raz wszelkie formy rozwiązań doraźnych, jednak przy długotrwałych historiach dużo lepiej sprawdzało się przyzwyczajenie , niż zmuszanie konia...
Dla mnie wiązanie w tej sytuacji jest tożsame z myciem końskich nóg / ogona - na dudzie, bo koń nie stoi na myjce... niby można , ale po co, skoro w 99% przypadków da się inaczej?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się