Koniec z jeździectwem?

Meise, bynajmniej sie nie czuje urazona! ale tak, serio mam 25 🙂

Krotka prywata: jako dziewcze lat 19 strzelilam focha na caly swiat, bo dorosli byli glupi i nic nie rozumieli, no jak to dorosli 😂 i ogolnie zle mi bylo w zyciu, a ze bylam zakochana w piknym chlopcu z marginesu 🤣 co paral sie fuchami na Zachodzie, to i spakowalam jedna walizke ubran i jak stalam, tak wyemigrowalam. Na pewno z przytupem, za to bez doswiadczenia zawodowego, bez wyksztalcenia, bez wlasnych pieniedzy, bez znajomosci jezyka, bez podstawowych kompetencji spolecznych. A potem zrobilam ze dwie dekady doswiadczen w te kilka lat 😜 od nielegalnego podnajmowania socjalki z osmioma  alkoholikami i pracy fizycznej na nocki, przez studia, az po moja obecna sytuacje, z wlasnym koniem, etatem w banku etc. Po drodze zaliczylam trzycyfrowa liczbe miejsc pracy (taka forma zatrudnenia, dluuuugo by opowiadac), sporo koni pod tylkiem z gatunku co bardziej ciekawych i blizej nieokreslona liczbe bardzo, ale to bardzo pouczajacych doswiadczen z konmi, ludzmi, i swiatem tak w ogole.

Slowa-klucze to nastoletni brak wyobrazni, slepy upor i brawura 😀 i takie historie bardzo fajnie sie opowiada po fakcie - i przy kieliszku - a w trakcie bywalo malo zabawnie, kiedy na ten przyklad trzeba bylo od tego piknego i kochajacego acz porywczego alkoholika zwiac - donikad i z tyloma rzeczami osobistymi, ile zmiescilo sie w reklamowce. 

Koniec prywaty 🙂

busch, ale ja sie zgadzam z kazdym twoim slowem 😀 i osobiscie tez odnajduje w tej niecheci do koni wynikajacej z uprawiania jezdziectwa w warunkach dalekich od optymalnych.

Przez dlugie lata motalam sie miedzy checia jazdy konnej a szczera, plomienna nienawiscia wobec koniecznosci uprawiania tego sportu na cudzych warunkach (bo i na cudzym konu). Gdzie z jednej strony byla ciagla presja zewnetrzna (bo wlasciciel by sobie jednak zyczyl, ze ten kon ma pracowac inaczej, szyciej progresowac, albo wlasnie byc robiony bardziej "naturalnie" ), a z drugiej strony  presja wewnetrzna (bo mi bylo zle np. ze swiadomoscia jazdy na koniu, ktory np. nie moze liczyc na lepsze siodlo). Z czasow nastoletnich pamietam TYLKO zapieprzanie z widlami, ciagly stres, czy aby slomy i siana starczy do nastepnej dostawy, bo wlasiciel pensjonatu " zapomni" kupic, a ja pensjonatu zmienic nie moge, bo kon przeciez nie moj a z kieszonkowego to moge utrzymac gora chomika... chyba costam jezdzilam, zdjecia mam, i na zawodach bywalam, a w ogole tego nie pamietam, tylko ten stres.

Dla mnie jezdziectwo istnieje juz tylko z wlasnym koniem, albo wcale, i jakbym miala wrocic do szkolki, to sorry, wole wiecej czasu i energii zainwestowac we wspinanie 🙂 acz wlasnie na przykladzie wspinania widze, jak tania i bezstresowa moze byc pasja - nie pojde sie wspinac, to nie progresuje, ale g.... mnie obchodzi, czy aby panelem ktos sie dobrze zaopiekowal 😁 😉 i w zyciu dnia nie przeplakalam przez wspinanie, a przez konia niejeden. Wiec naprawde rozumiem ludzi, ktorzy wola z koni zrezygnowac w imie takiej przyjemniejszej i latwiejszej pasji.


Odnosnie do tego, co wylicza Perlica - w moim powrocie do koni jednak KLUCZOWY jest fakt, ze - wedlug mojej wiedzy przynajmniej - posiadanie konia w Holandii to duzo, duzo mniejszy naklad finansowy w stosunku do zarobkow niz posiadanie tego samego konia w Polsce. Kon na lace jako droga przytulanka kosztuje z 200-300 euro miesiecznie, w treningu ambitnorekreacyjnym (w sensie pensjonat z przyzwoita infrastruktura, jazdy z kims z ziemi, regularny udzial w regionalkach czy konsultacjach) jakies 500-700. Kiedy byle praca fizyczna daje 10 euro na godzine - no moim zdaniem roznica w stosunku do Polski jest spora. I majac konia dalej mnie stac na jezdzenie po swiecie etc. Jakbym miala na konia wydawac pol czy 2/3 wyplaty (a czasem takie rzeczy czytam na r-v chocby) to bym jednak poszukala sobie innego hobby ze skutkiem natychmiastowym.

Zreszta nawet teraz, pensjonat all-in juz z pasza etc to 400, dojazdy codziennie 50, jazdy z trenerem z raz czy dwa w tygodniu to jakies 200, udzial w regionalkach jakies 50-70 juz z transportem. Kowal to kilka dyszek, dupereli i szmat nie licze, bo jeden jest szmatoholikiem i zbiera Eskadrony, a drugi moze jezdzic 10 lat z piecioma szmatami no-name za dyche od sztuki i miec jeden kantar  😉 Teraz mi odpadly zawody i treningi, bo kon kontuzjowany, to sobie wydzierzawilam drugiego konia dalej placac za swojego ofc. Moim zdaniem to kasa nie robiaca szalu, ludzie czasem wiecej bula za codzienne jadanie na miescie, kupowanie ciuchow, rate kredytu za dom z ogrodkiem czy co tam innego im szczescie daje w zyciu 🙂
No to powiem Ci kokos jedno, niezła z Ciebie wariatka  😉 kiedyś Cię nie znosiłam (przez forum) i nazwałam chyba nawet "wrednym babskiem", odwołuję to  😁

A co do stosunku utrzymania konia i płac w Hol i Polsce - to jest dokładnie tak jak piszesz. Ja mam z kolei rozeznanie w Niemczech. Szukałam kiedyś stajni dla jednej forumowiczki i jej konia. Jak zobaczyłam jakie stajnie są oferowane za jakie pieniądze to mi kopara opadała... Stosunek cen pensjonatów w Niemczech do średniej płacy przeciętnego Niemca to mokry sen wielu polskich właścicieli koni, którzy mają chęć na ambitną rekreację i mały sport, pracują sobie gdzieś na etat i oddają się tej pasji, bo kochają te konie i już.

Smutne. Mnie mój koń teraz wychodzi (bez leków!!!) z 2500 miesięcznie minimum... ale jest w treningu, chcę teraz zainwestować w to intensywniej.
Gdyby nie grube oszczędności, które miałam na koncie przy zakupie również nietaniego konia, to bym wycinała sobie już przytulny kartonik do zamieszkania pod mostem  😉
Meise, , kokosnuss, racja. Jak zobaczyłam jaką stajnię oferują choćby okolice Zgorzelca, po stronie niemieckiej za 300 euro to mi szczęka opadła, bo ja takich warunków nie widziałam w mojej okolicy nawet za droższe stajnie, a Niemcy mówili, że to przeciętna stajnia.

Meise, a liczysz do tego koszt beznzyny? chyba , że masz blisko.
Coś Ty, nie liczę (w dwie strony robię 80 km do stajni)  😁 Nie liczę też supli, bo bym się zapłakała.......

Perlica, dokładnie, za 300 eur to już masz wypasik.... to tak jakby u nas za 300-400 PLN mieć pensjo z fajną infra....

edit. Kurczę, przez Ciebie zaczęłam liczyć i mi się humor zepsuł  😜

Tak w ogóle to nie ma dnia, żebym nie dokupywała coś ze sprzętu (niezbędnego) i nie wydała dodatkowo od 200-600 zł dziennie :/

Szlag mnie trafi, gdzie som moje piniondze????? W planie 3 derki, 3 wory paszy, nowy mattes. Wczoraj kupiłam siatkę na siano za 120 zł. Najs.

Meise, No właśnie. Liczę benzynę, ale nie liczę wydatków sprzętowych. Siodło spłacam mężowi w ratach, więc też nie liczę 😵

Siatkę trza było ode mnie kupić używaną  😂

Teraz mi mówisz 🙁
Ogłaszałam się tu i tam, że kupię  🙂

Ja ost w aptece wykupując leki wdałam się w rozmowę z paniami aptekarkami, bo one mnie już dobrze znają, bo ZAWSZE kupuję coś dziwnego w dzikich ilościach (dla konia), ew. wymuszam leki na receptę dla... królika.
Na koniec tylko powiedziałam: "nie wiem, dlaczego mi się wydawało, że mnie na to stać i jak się w to wpakowałam." Pożałowały mnie mocno, a ja odeszłam w siną dal dźwigając dwa wielkie pudła ulgastranu  😁

Ale jakbym nie miała teraz swojego konia, to prawdopodobnie bym nie jeździła znowu. Po 30 latach odechciewa się jazdy na obcych koniach. Tak po prostu.
Meise, dlatego kiedyś na pw ci tłumaczyłam, że rzucam i dobrze mi z tym, mimo , że to rzeczywiście jedyna pasja która pochłania mnie  w całości  i zapominam o całym świecie, będąc w stajni  😉

Tu wam przyznam rację, że z własnym koniem to jest 120% wygody, mimo przebojów i kasy :P W szkółce to już bym też jeździć nie chciała, ale to raczej dlatego, że nie mamy dobrych szkółek.
W Szwajcarii dzierżawię, tego araba to ja bym dla siebie za darmo nie chciała, ale to taki wyjątek od reguły 😁 Mam dobre stosunki z właścicielką, a koń poza byciem totalnym gnojem jest całkiem bezpieczny. No i w Szwajcy własny koń to droga zabawa, wyjdzie pewnie porównywalnie do Polski albo i drożej :P DE to jakiś inny stan umysłu z tymi cenami za pensjonat.
Szkoda mi trochę, bo miałam w planie drugiego konia (mój jest niereformowalny i niech se siedzi w pl jako darmozjad), ale tak podliczając to nie wiem sama, raczej będzie ciężko. A chciałabym też mieć na życie, oszczędności. Także zostaje mi dzierżawa - na szczęście tego jest w opór :P A z koni rezygnować nie chcę, to jest jednak moje ultimate hobby.
Tylko najpierw muszę wyskoczyć z paru tysięcy franków na prawo jazdy, bo jakbym zrobiła teraz w Polsce to mi tego nie uznają za granicą 😂
Moon   #kulistyzajebisty
10 listopada 2020 13:51
Edit: ja lubię nawet boks poprawiać, szykować żarcie itp. Sprawia mi to przyjemność wielką, ale z drugiej strony się w tym zapętlam , bo np. na 3 dniowych zawodach latam jak jakiś głupek z kupozbieraczką i wszyscy się w głowę stukają, że ciągle coś robię
Amen. Też mam syndrom "madki-wariadki" co najlepiej boksik sprzątnie, najlepiej siatkę z sianem powiesi, najlepiej żarełko przygotuje...  🤣 I jak mam dni, że mnie w stajni nie ma, to są momenty że czuję takie ukłucie w środku, czy aby na pewno syneczek jest dobrze zaopiekowany  😁

Ja w ostatnie 6 lat, największą przerwę w jeździectwie miałam pomiędzy Heńkiem a wzięciem w dzierżawę Kulistego, jakieś 5 lat temu. Zmieniłam wtedy pracę, na "dorosły" niekoński etat. Jezu, nie wiedziałam, że można się cieszyć z tego, że rano można założyć normalne, cywilne ciuchy!  🤔 Serio, rzygałam końmi i stajnią. "Przyszedł mi" Kulisty i znowu byłam "w tym świecie" - ale już jako pół-właściciel prywatnego konia, więc nie musiałam przesiadywać w stajni 10h/dziennie, więc wsiąkłam znów, totalnie.

Obecnie, Kulistego posiadam już na własność - stać mnie na to by dać go chociaż częściowo w trening, by zapewnić mu dobre żarełko, kopsnąć się czasem na zawody - czyli tak jak zawsze chciałam, tak jak zawsze marzyłam. Bez wielkich spin, oczekiwań o zawodach ogólnopolskich czy międzynarodowych, bo już dawno wyrosłam z tego i uświadomiłam sobie, że jestem na takie rzeczy za stara, za biedna i za mało odporna psychicznie 😉 A że za hajsy, które wydaję na "kulistego darmozjada" pewnie miałabym całkiem fajne autko lub wkład własny na kolejne mieszkanie... - Pfff. Posiadanie własnego konia było moim marzeniem od ZAWSZE. Od, kurna, wczesnej podstawówki. I teraz, jak w końcu sobie mogę na jego spełnienie pozwolić to nie żałuję żadnej złotówki. Życie jest za krótkie żeby robić tylko to, "co się powinno/co wypada/co robią 'normalni' ludzie w moim wieku" ;-)

Całkiem możliwe, że Kulisty nie będzie moim ostatnim koniem, a może będzie - nie wiem. Na pewno jeśli on odejdzie, to nie wrócę do jeżdżenia na cudzych koniach.

EJMEN SIOSTRO!

Bo nic tu się nie da więcej dodać.

😀
budyń, Dlaczego nie uznają? Okej, Szwajcaria nie jest w UE, ale współpracuje, więc pewnie trzeba byłoby sprawdzić szczegóły takiej sprawy, ale standardowo prawo jazdy się wymienia. Można też w PL aplikować o międzynarodowe + zorientować się jak wtedy z wymianą prawa jazdy.... Obywatele niektórych krajów, chcąc prowadzić legalnie w Polsce, muszą zdać tu egzamin, ale sama Polska nie jest totalnym zadupiem Europy i trochę nie dowierzam, że w Szwajcarii trzeba zrobić kurs na prawko + zdać egzamin, żeby móc poruszać się legalnie po szwajcarskich drogach.... no ale w sumie nie wiem, więc chętnie dam się oświecić w temacie. ;P

Moje jeździectwo powoli umiera śmiercią naturalną... "Całokształt" stajni, pensjonatów, zawodów etc, powolny acz nieunikniony proces starzenia się jednego konia, poważniejsza choroba drugiego konia - to dla mnie za dużo. 🙁
Meise, oj tam, jak bylam dawniej sfrustrowana to pewnie i wredna, wiec nie mam pretensji 🙂

Az mi sie zebralo na wspominki, jak licencjat pisalam siedzac na zmiane na dworcu, w Maku i w bibliotece miejskiej, bo technicznie rzecz biorac bylam bezdomna. I rozne pomieszkiwania to tu, to tam. I jak w koncu po slabo napisanym egzaminie koncowym sie wkurzylam, stwierdzilam ze poprawke pitole tak czy siak i jade w terminie poprawkowym sie wspinac w Alpy wsiadlam do samochodu i pojechalam, zatrzymujac po drodze raz, bo sie bena skonczyla 😁 a potem pisalam zaliczenia po ciemku pod namiotem. Tylko juz literalnie na jedzenie nie mialam w tych Alpach 😂

Konia tez kupilam w ten sam [s]debilny[/s] spontaniczny sposob, pojechalam sama, obejrzalam, pojezdzilam w trakcie burzy gradowej, stwierdzilam, ze jak grzeczny w burze gradowa to styknie. Nawet glupiego krzyzaka na nim potem nie skoczylam, bo mi sie spieszylo, a ze trzy dni pozniej jechalam na trekking do Nepalu i nie mialam czasu, no to i badania etc. zalatwialam zdalnie z tego Nepalu, i jeszcze byla spina, zeby w gorach dorwac zasieg. Zakup bardzo udany i nawet sie okazalo, ze naprawde skacze 😉

O piniondzach to nawet nie chce mi sie gadac, choc z czasem nauczylam sie mocno rewidowac pojecie rzeczy niezbednych 🙂 I do konia rzeczy mam malutko i raczej te tanie, markowe mam tylko to, co naprawde ma znaczenie (siodlo!). Niemniej przed nami pare kontrolnych USG w klinice, jedyne 200 ojro za wizyte... no boli bardzo, ale co zrobic, taka cena fajnych przezyc z wlasnym koniem. Byleby ten kuc wyzdrowial, to nie bede zalowac ani centa 🙂

Perlica, nie no, u nas stajnia za 300 to dupy bynajmniej nie urywa, i na 99% to bedzie DIY albo halfpension. Naprawde cud-miod infrastruktura to predzej 500-600 euro.Tyle ze ja mieszkam w naj-najdrozszej czesci Holandii, jakby porownywac z Niemcami to nie Goerlitz, a Monachium raczej. No i 600 euro to nijak nie jest rownowartosc pensji minimalnej netto, jak niektore profi stajnie w Polsce.

Edit. Nie wiem jak jest w Polsce, ale u nas jest caly czas de facto lockdown. I to tez ma ogromny wplyw na moje ( i nie tylko moje rzecz jasna) priorytety - w zeszlym roku bylismy non stop w Belgii pod namiotem na wspinie, pewnie z tysiak mi poszedl na buty wspinaczkowe taki byl przerob 😁 ze o benzynie nie wspomne, w tym roku tez mialam juz bilety kupione do Korei i zalatwiony urlop, zeby potem leciec na Madagaskar,  wspinanie tez mialo bcy grane, no jakies plany, zajecia, na glupiego browara na miescie mozna bylo pojsc - a teraz NIC. Bez konia moglabym siedziec w czterech scianach i nie wiem, bulic hajs na jakies doniczki czy ladne meble, ktore mnie g... obchodza osobiscie, albo hodowac alkoholizm 🤣 No to z dwojga zlego wole puszczac kase z dymem na koniczka 😉
Sankaritarina, orientowałam się, mam permit kilkuletni na pobyt, jakbym miała prawko przed permitem - spoko, mam rok na wymianę na szwajcarskie. Ale jako "rezydentka" CH robić prawko muszę tam.
A co z młodym? :O Toż dopiero jeździć zaczęliście... Jeśli ofc mogę zapytać.
W temacie stajni w DE.
To np w mojej stajni mozna sobie postawic konia za 400e. I miec wypas. Hala, ujezdzalnia, pastwiska, padoki, woda i siano na padokach. Boksy na blysk czyszczone, konie indywidualnie zaopiekowane ( derki,ochraniacze, leki, pasze ). Siano do porzygu ( luzem, w siatkach, parowane ) , Derka Bamer, grota solna dla oddechowcow. Solarium. I super. Ale niech Ci sie kon w noge skaleczy i zacznie przyjezdzac wet  to pojdziesz z torbami. Wiekszosc ludzi stac na stajnie tu, lekka reka. Wiekszosci nie stac na weta. Jak ubezpieczasz i masz pecha, to bardzo szybciutko kwota ubezpieczenia zostanie przekroczona i jestes w dupie.
KaNie, ić stont 😀 z tym pensjonatem i jego ceną 😁
No ja wrocilam 🙂
2 podejscia do sprzedazy i kurde nie moge...
Na szczescie mam super dzierzawczynie - poki ona sie nie dorobi zeby dziksona odkupic - to chyba zostaje 🙂
budyń, Uuu, najgorzej.... W życiu nie pomyślałabym, że brak prawka robi różnicę. o_O

faith, Też miałam podejście do sprzedaży. Bardziej poważne do młodego, ale i nad starym myślałam.... tylko kuśwa, nie mogę.
Chcę taras, stajnię przydomową i podziwianie koni na padokach, o. To mój cel życiowy.  🤦
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
10 listopada 2020 15:33
przebijam cenę za pensjonat, na takim se wypiz..owie w UK można sobie wynająć boks za 30-35 funtów tygodniowo, jak chce się bawić w swoje siano/słomę itd własny serwis to wyjdzie taniutko, aczkolwiek częściej się opłaca dopłacić trochę i dolicza podstawowa opiekę (siano/słoma/na padok i z padoku/derkowanie/podanie żarcia). I w ten sposób konia można utrzymać sobie za nieduża kasę stad wiele osób, podobnie jak opowiada kokosnuss traktuje to jak posiadanie takiego dużego psa. No bo to nie jest lwia cześć wyplaty.

Uprzedzając porównanie do DE, weterynaria tez jest tu droga ale ubezpieczenia są i do 10.000 kosztów leczenia  z tego co się orientowalam, nie chce nawet wiedzieć co trzeba odstawić żeby ten limit przekroczyć. Dużo ludzi nawet koni nie ubezpiecza, ja bym chyba spac nie mogła 😀

i kokosnuss przybijam rówieśniczce piątkę 😀 tez w wieku 19 lat złapałam za torby i w Europe, może bez takich przygód jak ty 😀 a głównie dlatego ze wkurzała mnie wizja bycia księgowa w jakimś korpo za 3.5k pln w najlepszym wypadku (wtedy taki standard był jak mieszkałam we Wrocławiu), odliczając koszty potencjalnego mieszkania, żarcia, samochodu... no koń nigdy by się nie wydarzył bo ja oglądam każdy grosik dwa razy i wyliczam czy mi się nawet opłaca kilo cebuli kupić teraz czy za tydzień XD
No, a brak własnego konia limituje progres niestety i temperuje motywacje.

Sama nie jeżdżę już od roku, regularnie (na tym samym koniu) jeszcze dłużej, nie pojeżdżę jeszcze conajmniej z rok ze względu na obowiązki. Czy brakuje mi pracy z końmi, no tak troszeczkę bo pracuje umysłowo na codzień. Za to luzackiego (nie mylić z luzakami, nie ma nic z tym wspólnego 😀) spędzania czasu z końmi tj. bez ścisłego harmonogramu wiszącego nad głowa typu „dobra muszę szybko zeskakiwać i się zwijać bo muszę jeszcze do biedronki na lody po drodze i potem do domu, do domu jeszcze” brakuje mi najbardziej. Ale nad tym pracuje 🙂
Sankaritarina co z mlodym ciotka? 🙁
Moon, - ja mam to samo, moje ładne autko/wkład własny/wakacje wpieprza sianko. No, ale co zrobię, jak kocham gada 🤣

Generalnie u mnie decyzja o własnym koniu... no nie była decyzją do końca. Koń to jedyne co z domu wyniosłam 😂 W dodatku to potwornie nie handlowy zwierz i realnie nie było szans na znalezienie mu dobrego domu. No i ja prędzej sobie wytnę ten kartonik niż go oddam.
Koń to w pewnym sensie sporo wyrzeczeń, a z drugiej... to pierniczę ten domek, autko i wyjazdy. To ile szczęścia mi daje... nie jest do opisania. Szczerze mówiąc to bardziej jestem przerażona tym, co zrobię jak go zabraknie. Nie wiem czy będzie mnie stać na kolejnego, przeraża mnie to. Poza tym uwielbiam charakter swojego konia, cudownie mi się z nim pracuje i czuje, że będę miała problem znaleźć drugiego takiego futrzaka. Jest upartym księciuniem, ale jest też niesamowicie ambitny, pracowity i skupiony na pracy.
Konie u mnie to od lat był, hm, styl życia w pewien sposób. Trochę nie wyobrażam go sobie bez stajni, bez tych zwierzaków. Mimo tego, że nigdy nie byłam 100% beztroska, że nie mogłam spakować tej walizki i lecieć w świat, z wielu rzeczy musiałam rezygnować, że wigilia a ja z taczką z owsem, widłami i nagle opatruje konia znajomej, bo rozerwał piętkę i krew sika na poł metra to nie żałuję.
Fakt, że mam też fantastycznego faceta, który mi kiedyś powiedział "a co Ty masz lepszego do roboty z pieniędzmi?" 😁 Cieszę się bardzo, że tak grzecznie toleruje moje przepuszczanie kantem funduszy, które mogłyby zmienić nasze życie. Sama mam czasem wyrzuty z tego powodu, ale hej, nie będę się kłócić 😀

kokosnuss, - wydaje mi się, że takie hardcorowe życie to jednak kształtuje 😉 I kurczaki, też bym przysięgła, że jesteś starsza, a nie w moim wieku! Ja tam się ciągle czuje jak gówniara, co ledwo liceum skończyła, a to było kupę lat temu 😂
busch   Mad god's blessing.
10 listopada 2020 22:36
kokosnuss, myślę że poza brakiem wyobraźni i brawurą również było tam dużo piekielnej zaradności, inteligencji i siły, wątpię by każdemu się udało wylądować z telemarkiem na posadzie w banku z takim wyjściem z progu 🤣

Ja tam na pewno nie żałuję przygody z jeździectwem i jestem wdzięczna za szansę, jaką dawali mi ci wszyscy ludzie, bym mogła próbować pomimo sytuacji finansowej... po prostu ogólnie cała ta sytuacja w połączeniu z moim charakterem nie mogła się skończyć inaczej, niż wypaleniem całej tej pasji do gołej ziemi. Jak to wszysto poszło w pioruny, to pamiętam że całego sprzętu wyzbyłam się jakby to był gorący ziemniak. Właściwie od razu wiedziałam, że to koniec, więc bez sensu by oficerki się kurzyły  👀. Oh well, przynajmniej nie muszę się martwić jak tu sensownie opłacić tak drogie hobby z polskiej wypłaty  😎. Cieszę się, że wywiązała się taka dorosła dyskusja o poświęceniu, wyborach i $$$. Pamiętam że kilkukrotnie się wdawałam w dyskusje (może nawet w tym wątku), kiedy ludzie usiłowali mi (i również sobie) wmówić że jeździectwo wcale nie jest tak absurdalnie drogie, przecież hobby zawsze kosztuje góry golda, a tak w ogóle wszystko opiera się na dobrym zarządzaniu czasem i rezygnowaniu z kawek ze Starbunia  🤣

Pozostaje garść historii, niektóre zbyt żenujące, by trafiły na publiczne forum. Też miałam swoje krejzolskie momenty. Już jako mały bombelek z podstawówki nie chciałam się mamie przyznać, że mnie kucyk Prince zrzuca namiętnie z siodła... wydało się dopiero jak rozorał mi przedramię od nadgarstka do łokcia, do komunii poszłam z obandażowaną ręką  😁. Już jako pełnoletnia Busch raz tak grzmotnęłam w ziemię, że nie byłam w stanie się wyprostować (a właściwie to wręcz przeciwnie, wyprostowała mi się całkiem lordoza lędźwiowa na sztywno)... na konia wsiadłam właściwie od razu po tym grzmotnięciu. Kiedyś dałam na beret tak, że straciłam na jakieś pół godziny wzrok w jednym oku (o krwi z nosa i piachu w zębach nie wspomnę :lol🙂, ale kompletnie nic z tym nie zrobiłam bo przecież trzeba było dokończyć obrządek w stajni. Jest co opowiadać, miałam potężne szczęście że nic trwałego nigdy mi się nie stało, bo na pewno brakowało mi rozumu by tego uniknąć 🥂
Mi się wydaje, że jak tą pasję, a raczej jej koszty dzieli się z np. drugą połówką albo rodzicami (znam kilka osób w moim wieku - 30 lat - którym... rodzice nadal utrzymują konia/konie...) to jakoś lżej i to wszystko tak nie obciąża.

Mi się też wydawało, że to nie będzie tak dużo, że udźwignę bez problemu (może nawet mnie to nie obejdzie), naiwnie policzyłam wydatki na siodło, ogłowie, może dwa czapraczki, koszt miesięczny pensjonatu i elo (czasem jakiś tam kowal, ale to przecież "grosze"  :hihi🙂.

Jakbym rok temu wiedziała to co teraz (bo dokładnie rok temu zakupiłam konia, którego zakup ciągnął się od czerwca 2019 do połowy listopada...) to... pewnie bym narobiła w majty i nie kupiła. Na szczęście nie wiedziałam wtedy o omeprazolu, specjalistycznych paszach i suplach, wrzodach, potrzebie ułożenia/podjeżdżenia konia przez profesjonalistę, kosztach sprzętu (którego lista się nie kończy, a serio, nie mam 25 czapraków), treningach, masażach, opiece fizjo, saddle-fittingu, potrzebie zakupu miliona derek itd. itp. Marzą mi się wyjazdy na zawody, nie wiem jak to udźwignę. Szukam nowej pracy, chce zamknąć firmę, bo jest to dla mnie zbyt niestabilna finansowo sytuacja. Były mce, że zarabiałam doskonale i mogłam otwierać szampana co chwila, a teraz przyszedł czas posuchy... a koń jakby na złość się pochorował i "zmusił" do zrobienia gastroskopii.

Na naszych regionalnych zawodach w oczy rzucają mi się nastolatki ze stawką topowych wierzchowców spod największych nazwisk z Polski i zagramanicy z rodzicami, którzy wydadzą każde pieniądze na karierę sportową potomka. Kiedyś zazdrościłam jak cholera. Kiedyś byłam pewna, że "kiedyś też tak będę". Człowiek dorósł, dojrzał, już wie, że mimo największych chęci i ambicji nie przeskoczy pewnych blokerów...

Rezygnowałam z jeździectwa tyle razy. Miałam tyle groźnych upadków, tyle wycierpiałam, tyle czasu spędziłam w szpitalach. Pech, brawura, jazda na wszystkim co miało 4 nogi w różnych porąbanych miejscach.

Traumy mam cały czas. Nie dalej jak dziś wspominałam komuś, że jeden z gorszych upadków miałam jak wsiadałam na konia. To była kilkanaście lat temu. Od tamtej pory ZAWSZE przy wsiadaniu mam to z tyłu głowy. Zawsze.

To, że spełniłam to marzenie tylko i wyłącznie własnymi nakładami finansowymi powoduje, że czuję się jakbym mogła góry przenosić. (dobra, nie jest to uczucie, które towarzyszy mi stale 😉). Czuję się prawdziwie dorosła, czuję, że spełniłam marzenie swojego życia, teraz mogę odpocząć i cieszyć się tymi dobrymi momentami, które przeplatają się z chwilami totalnej rezygnacji i frustracji  😉
Może się mylę, ale mam wrażenie, że ludzie, którzy dostali i dostają to wszystko na talerzu nigdy nie będą czuli tak jak ja.

donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
11 listopada 2020 00:54
Meise no bo masz racje, inaczej jest na coś zapracować a inaczej dostać. Ja obserwowałam z bliska właśnie takie dzieci na kucykach za grube bańki, zreszta dorosłych tez. No kurde, ja wiem ze nakład pracy, ze zaangażowanie, ze te dzieci pracują żeby być na top sportu ostro... no ale jakoś nie mam podziwu jeśli kucu jest totalnie na guziki a jak trzeba byłoby siasc na konia/kuca co nie jest taki łatwy/utalentowany to by było zdziwko. Widziałam dzieci którym los (ekhem rodzice) nie dal top zwierza z zagramanicznym paszportem tylko pracowały na tym co maja, wyciskają co mogą z tych umiejętności ale choćby skaly srały to i tak holenderski poniak wymachujący nogami z automatu wygra. I więcej szacunu i podziwu miałam właśnie do nich, tych dzieci (ludzi) które wkładają mega nakłady pracy a niekoniecznie wygrywają, bo jakoś się z tym identyfikuje chyba.

Już nawet poza jeździectwem jest taka nierówność, mnie mama lubi porównywać z innymi, no wszystko fajnie ale mi się nie podoba jak ci inni żyja, ot np tak jak mowisz za hajs starych baluj, jestem luksusem na który cię nie stać,etc. Mnie to totalnie nigdy nie interesowało, kasę na emigracje uzbierałam sama i od tamtej pory na swoim, jak ktoś mi chce powiedzieć ze coś mi rodzice/chłopak zafundowali to mogą se to między bajki włożyć i chętnie takich ludzi o tym uświadamiam 😀

Wracajac so jeździectwa, ja tez miałam taki epizod, ze co to ja nie pokaże, a w pewnym momencie to po pomyslalam ze w sumie kurczę, fajnie by było dojść może do poziomu PSG chociażby przed 50tka jak się powiedzie  😂 „takie mam marzenie”
No cóż, nie ma równości i nigdy nie było i nie będzie, ja się z tym pogodziłam w tym wieku już i jakoś mi z tym lekko  😉
Co więcej, wiem że stać by mnie było na dużo większe zaangażowanie zawodowe, które... pozwoliłoby mi opłacać długotrwale trening konia, top sprzęt, zawody. I wiem też, że brakłoby mi jednego - czasu i chęci/siły po tym wszystkim.

Mi się tam takie dłubanie z jednym koniem podoba. Nie muszę dzielić swojej "miłości" i zaangażowania pomiędzy kilka koni. Mam swojego wyśnionego, kruczokarego księcia i będę się z nim powoli rozwijać.
Przełomy w pracy z nim (najlepsze są te, do których dochodzę sama) smakują najcudowniej na świecie  😀 Miałam taki przełom 3 dni temu, orgazm i latanie pół metra nad ziemią  😉 Jeździectwo jest w tym niesamowite, bo czasem zła passa trzyma tygodniami, żeby nagle - BANG - niczym duch święty spływa na człowieka oświecenie  😁
I zawsze, ale to zawsze jest ogromny margines na rozwój, progres i niekończący się galop w stronę tęczy  🏇

Ogólnie cierpię aktualnie na bezsenność i jestem po butelce wina, jeżeli bredzę to najwyżej wyedytuję to z rana (czyli koło 12.00)  😁
Czytam Was dziewczyny od jakiegoś dłuższego czasu i tak się zastanawiam, czy kogoś z Wa do rezygnacji z jeździectwa nie zmusiły pieniądze, ograniczenia czasowe, sytuacje rodzinne, tylko po prostu chęci?
Mam chwilowo wrażenie, że zamotałam się w życiu totalnie... Pierwszy wymarzony koń zakupiony 10 lat temu, jeszcze nie przeze mnie bo byłam gówniarą pracująca na byle grosz by jakoś żyć, ale opiekowałam się nim, potem przyszła współwłasność i tak jest tym ukochanym stworzeniem, z którym myślałam, że bede jeździć na zawody (żadnych cudów, po prostu trenować by sprawdzać się na wyjazdach). Rok w rok koń miał inny plan i się uszkadzał. Po 10 latach uznałam, że przyszedł czas na jego emeryturę, bo mnie takie wypady z treningów i stres w dzień wyjazdu wykańczały "Czy na pewno będziemy wsiadać do przyczepy, czy jak dojadę do stajni to koń nie bedzie dziurawy/kulawy/obolały, itp?"  🙄
Pomyślałam, że mam wystarczająco stabilną sytuacje finansową by konia drugiego kupić i utrzymać. Oglądałam ich dziesiątki, ilości TUVów nie liczę, dwa zwiozłam, dwa odwiozłam, bo wyszły wady zwrotne. Równo miesiąc temu Trzeci przyjechał, totalnie nie w wieku, który mnie interesował, bo młodziak, jeszcze do pastwiskowania. Wyszło przy okazji troche problemów zdrwotnych, myślałam o puszczeniu dalej, ale sumienie nie dawałoby mi spać, że przez swój charakter na pewno już ktoś zarzuci siodło na niego, "ujeździ" i handlarz bedzie chciał kokosy ściągnąć. Tak więc stoi drugi darmozjad.
Wracając do meritum...
Myślałam, że ten drugi to to czego potrzebuje do szczęścia. Że znów będę z uśmiechem na twarzy jechać na stajnie. Że dawanie marchewek, smaczków, głaskanie, mizianie, itd to to co zawsze kochałam i znów pokocham. A tu dup...
Mam chłopaka na wolnym wybiegu, z innymi końmi w podobnym wieku by się bawił i dobrze czuł, a ja nie czuje najmniejszej radości z tego wszystkiego.
Wolę pracować 7 dni w tygodniu, w wolnej chwili usiąść przed komputer i chociażby poczytać forum, pochodzić po necie.
Młodego odwiedzam częściej, bo mam tam spokój i cisze, brak ludzi totalnie, bo stajnia maleńka. Więc by mieć pokojną głowę jade te kilka razy w tygodniu umyć nogi z błota, dać marchewke i poczyścić - bo czuje taki obowiązek, nie chęć. Dużego jeśli nie zmusi mnie sytuacja, typu, że coś mu jest, to nie jadę. Dostaje skurczu żołądka na samą myśl wyjazdu tam. Ilość ludzi, niesnaski, różne inne bzdury. Wolę nie jechać by nie widzieć, by się nie wkurzać. I każdego dnia prawie, że się modlę by nie dostać wiadomości, że koń kulawy czy cokolwiek innego, bo NIE CHCĘ jechać.
Najlepsze dni to te, kiedy nie myślę o własnych koniach, nie dostaje wiadomości, że coś któremuś jest, że jakiś debilny pomysł stajenny może spowodować, że mój "utalentowany" koń sobie coś zrobi. Najlepsze dni to te, kiedy jestem w pracy od rana do wieczora i wszystko idzie bez zarzutów, lub pakuje psa i idę na cały dzień do lasu.

Ale się rozpisałam  😡 ale mi ulżyło trochę, chociaż nie mam pojęcia co z tym fantem zrobić... Czas jest, finanse są, konie są, ale chęci brak 🙁 Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek stanę w takim miejscu.
PS: Uprzedzam pytania, stajni nie jestem w stanie zmienić. Może kiedyś wreszcie wybuduje domek na działce i konie będą robić jako naturalne kosiarki 😎
Gillian   four letter word
11 listopada 2020 07:44
Mam znajomą, której po kilkunastu latach skończyły się chęci. Sprzedała konie i jest wolnym człowiekiem. Podsyła mi fotki jak pije szampana na jachcie 😉 da się. No ja bym nie mogła akurat osobiście ale jak najbardziej się da.
majek   zwykle sobie żartuję
11 listopada 2020 09:53
Ja wlasnie przez lockdown nie jezdze i mnie szlag trafia.
Jezdze w `szkolce`, tylko dlatego, ze konie calkiem spoko, a poniewaz w moje dni nie ma nikogo innego na moim poziomie, to mam z automatu lekcje 1:1 z trenerem.
Czekam, az dzieci podrosna i bede kupowac cos dla nas...konia rodzinnego... Ja bede szczesliwa mogac wsiasc raz w tygodniu i patrzec jak moje dzieciaki maja fun. Na razie one jezdza w szkolce, ja jezdze w szkolce i wychodzi tyle co posiadanie konia (bez wetow)

A propos:
Uprzedzając porównanie do DE, weterynaria tez jest tu droga ale ubezpieczenia są i do 10.000 kosztów leczenia  z tego co się orientowalam, nie chce nawet wiedzieć co trzeba odstawić żeby ten limit przekroczyć. Dużo ludzi nawet koni nie ubezpiecza, ja bym chyba spac nie mogła 😀
a

Ubezpieczenia nawet sa i powyzej 10000.  Z ubezpieczycielami i wetami trzeba tu uwazac moim zdaniem. Co do kosztow - mysle ze 10000 nie jest tak trudno nabic, moj kon spedzil noc w klinice, mial zrobione usg dwa razy, jeden Xray, dostal przeciwbolowe i kroplowke i rachunek za to wyszedl chyba okolo 1700. Niestety nastepnego dnia trzeba bylo konia jednak uspic (chloniak, kon leciwy) na co sie oczywiscie zgodzilam (kolejny prawie 1000). I tych 1700 ubezpieczalnia mi nie oddala twierdzac, ze powinnam decyzje o uspieniu skonsultowac z nimi najpierw, bo oni mieliby jednak inne procedury. Nie wiem, czy chcieliby moze jeszcze go leczyc, ja juz nie moglam patrzec jak sie meczy.
Kolezanki kon - ponad 6000  z czego ubezpieczalnia nie chciala oddac chyba 2000. Bo kolezanka sama jest wetem od malych zwierzat i w klinice ustalili, ze sama sobie jakis tam zastrzyk zamowi w hurtowni i zrobi (chciala troche przyciac koszty oczywiscie) I tu ubezpieczyciel powiedzial `dupa, za to ci nie oddamy`. Nie pamietam szczegolow co temu koniowi bylo, zaden nagly wypadek, jakis problem z miesniami szyja-lopatka, w sumie wystarczyly te zastrzyki i fizjo. Najwiecej funduszy pochlonela diagnostyka i przyjazdy wetow.

Polecam wykupic sobie gold membership w British Horse Society, to sa grosze co miesiac, to twoje ubezpieczenie (nie konia) ale podobno (slyszalam wiele razy) zapewniaja pomoc prawna wlasnie w przypadkach konfliktow na lini ty - ubezpieczalnia konia.


Gillian problem jest taki, że każdy zwierzak u mnie ma dożywocie, czy to chomik, pies, koń, krowa... cokolwiek... Dla mnie to członek rodziny na tyle, że sama będę jadła tynk ze ściany, brała kredyty, ale nie sprzedam by "mieć problem z głowy". Nie dałoby mi to spać  🙄
Piaffallo, a nie chcesz wydzierżawić? Może to by ci dało trochę odetchnąć?
Młody za młody na jazdę, a na starego trzeba uważać, bo on kontuzyjny i często się zdarza, że się przyjeżdża, a pogoda do kitu, plecy go bolą i nie można jeździć... No i jak to wytłumaczyć dzierżawcy by lepiej odpuścił  🙄
Po znajomych delikatnie szukam kto by się starym zajął bym odetchnęła, tak jak mówisz, a młody beze mnie sobie poradzi i jest w takiej stajni, że jak poproszę by mi na niego patrzyli i jakieś ranki czy coś ogarnęli to to zrobią bez problemu.

Też powoli dorastam do tego by im znaleźć opiekę z ziemi i tyle. Tylko nie chce obcej osoby, bo się po prostu boję 🙄
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się