Koniec z jeździectwem?

Czy ktoś z was próbował juz zakończyć swoją przygodę  z jeździectwem?

Własnie stoję w trudnym momencie w życiu, z całej siły próbuję odciąć się od koni, ale nie potrafię. Im dłużej jestem daleko od nich, tym jest mi ciężej.  Czy da się to skończyć? Zapomnieć? Nie wracać? Komuś udało się uwolnić?
Scottie   Cicha obserwatorka
19 marca 2009 20:00
Mnie. I choć czasem wracają myśli, że WRÓCĘ i lubię czasem pojechać do stajni, popatrzeć, to jednak plany te odkładam na później, ale myślę, że w końcu będzie już za późno. Tyle, że ja zatrzymałam się na etapie rekreacji, nie osiągnęłam aż tak wiele jak Ty w tym sporcie.

Skoro nie potrafisz się odciąć, to po co chcesz to zrobić? 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
19 marca 2009 20:02
Próbowałam, próbowałam. Po wszystkich perypetiach ( dłuuugo by opowiadać) wsiadam sobie na Lenowego folbluta nie wymagając od niego wiele i czekam, aż za 5 lat będę miała własnego  🏇
Ja miałam rok przerwy i pod koniec to myślałam, że wykorkuję. Co noc śniły mi się konie, myśl o koniach uspokajała mnie najbardziej i pozwalała zasnąć. Aż nie wytrzymałam i pojechałam do dawnej stajni. I tak wróciłam, szybko dość zaczęłam dzierżawić Polę, dwa lata zleciały, kupiłam ją i teraz nie wyobrażam sobie życia bez niej.

Od tej pory stale powtarzam, że konie to bagno. Jak raz w to wdepniesz... nie ma zmiłuj, wciągnie Cię na amen i uzależni okrutnie. Zapewne dlatego, że bujanie się w siodle na plecach kopytnego to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy jakich doznałam. A dodać do tego wypad w teren po ciężkim dniu... Uczucie warte wszystkich pieniędzy.

rtk,, nie moja sprawa, ale dlaczego chcesz się odciąć od koni? Dlaczego chcesz zapomnieć i nie wracać?

martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
19 marca 2009 20:03
Zapomnieć nie sa się nigdy. Tak samo jak całkowicie uwolnic. Od ponad dwoch lat nie jezdze - jednak raz na jakis czas, jade do ukochanego konia, wsiadam przez 2 gora 3 dni i wracam spowrotem do szarej rzeczywistosci. Przez te ponad 2 lata bylo tak hmm ze 3 razy? Nie wiecej raczej. A odciac sie nie da - widze to sama po sobie, ciagle przegladanie chociazby re-volty czyli wspolnego forum koniarzy, czytane newsow, ogladanie nowinek sprzetowych itd... Mam wrazenie,ze  z tego sie juz nigdy całkowicie nie wyrosnie, czy nigdy sie o tym całkowicie nie zapomni.
Ja przez rok się męczyłam jak nie miałam gdzie jezdzic. myślałam, ze w koncu uda mi się zapomnieć, znalezc sobie inne zajęcie. Nic z tego.
Koniec z jeździectwem? Owszem. Chyba jestem na tym etapie. Zawsze byłam rekreantem. Wypadki parę lat temu spowodowały dużą blokadę psychiczną przed jazdą konną. Po przerwie w jeździe wróciłam do niej, jeździłam częściej, bardziej rozluźniona... Wydawało mi się, że problem ze strachem znikł. Zmieniłam stajnię i konie - okazało się, że problem nadal jest...
Nie chcę tego dalej ciągnąć, niestety jazda to teraz częściej dla mnie stres niż przyjemność 🙁
Może kiedyś, jak się dorobię swojego konia... Takiego zaufanego rumaka 🙂 To i owszem...

Ale koniec z końmi? Nie ma mowy! To akurat JEST bagno. O ile z jeździectwa można zrezygnować, tak koni z życia wyrzucić się nie da. Praca przy koniach => to gdzie się spełniam, gdzie czuję się szczęśliwa. Nawet jak gnój wywalam. To mnie najbardziej uzależniło. Po prostu bycie przy nich. I z tym wiążę przyszłość.
zapomnieć się nie da... zawsze będzie ciągnąć. do koni na pewno...
Ja czasem mam takie chwile, że zastanawiam się co byłoby gdybym teraz miała się od tego odciąc i nie mogę sobie tego wyobrazic 😉 Czuję się tak głęboko w tym wszystkim że nie wiem czy dałabym radę się z tego wydostac, bo: co robic w wolnym czasie jak nie iśc do koni i czyścic, jeździc itd.?? Co robic jako odstresowanie po szkole jak nie iśc i wywalic ze dwie taczki gnoju?? 🤣 Albo co zrobic jak mam zły dzień, jak nie iśc do konia i wtulic się w grzywsko i wyżalic, bo koń zawsze wysłucha??
Są dni że jest ciężko, że się nie chce, ale to szybko mija i nie wyobrażam sobie na chwilę obecną życia bez koni i jeździectwa 😉
Sytuacja jest dziwna.
Konia wydzierżawilam, brakuje mi treningów, brakuje mi tej codziennej pracy, jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że z nim nie osiągnę więcej. Miałam wewnętrzną blokadę, co powodowało zupełny brak progresu u mnie i u konia. Koń ma dobrze i jestem szczęśliwa, nie chcę z nim już pracować, chce żeby był szczęśliwy. Kiedyś do mnie wróci i będzie biegał pod moim okiem po pastwiskach. Jednocześnie marzę o możliwości trenowania, wiedząc że nie stać mnie na konia, z którym chciałabym coś osiągnąć. Wyrwałam się troszkę ponad rekreację i nie potrafię już do niej wrócić. To mnie niszczy...
Trudno mi wyrazić to słowami, podsumowując chodzi o to, że chcę jeździć, lecz nie mam środków do jazdy, a równoczesnie nie mam serca do pracy z własnym koniem, dlatego go oddałam. Chyba lepiej się odciąć i zapomnieć. Będzie łatwiej, ale nie potrafie.
Nawet głupia strona startowa to re-volta...
okwiat   Я знаю точно – невозможноe возможно!
19 marca 2009 20:46
rtk ja zupełnie nie znam Twojej sytuacji, ale czasem dłuższa przerwa od jeździectwa pomaga. A potem chęć powrotu jest tak silna, że nie sposób ją zlekceważyć.

Moja sytuacja jest całkowicie inna, ale myślę, że również warta opowiedzenia i podchodząca pod wątek. Swego czasu psychicznie już nie umiałam znieść tego, że codziennie rano, czy to normalny dzień, czy Boże Narodzenie musiałam być w stajni, ciężko pracować, a potem jeśli zostawał czas to resztkami sił i chęci zrobić coś z koniem. Musiałam nie oznacza, że ktoś mnie zmuszał, ale że czułam się zobowiązana, że płacę mniej za pensjonat i pozwalam sobie na wolny dzień. Nie umiałam tego olać. Sprzedałam konia i oderwałam się od wszystkiego na 3miesiące. Wyjechałam na studia i wróciłam do jeździectwa, ale już tylko do jeździectwa, a nie do pracy w stajni. Mój kręgosłup wyje z bólu po całym dniu na nogach, więc postanowiłam, że nigdy więcej nie pójdę na wyżej opisany układ ze sprzątaniem. Jeżdżę teraz raz-dwa w tygodniu, bo tylko na tyle starcza mi czasu i pieniędzy i prawdopodobnie zostanie tak dopóki nie zrealizuje moich marzeń...

Chociaż nie zawsze tak jest. Moja bardzo dobra koleżanka po wielu latach nauki zrezygnowała. Nie wróciła i nie zamierza. Być może jeśli będzie chciała to odezwie się w tym wątku  😉 Powiadomię ją, że taki istnieje  😉
Nie jeżdżę już hm.. od wrzesnia i czuje się z tym ... źle !  🤔
Nie mam gdzie jezdzic, a płacić 50 zł za "trening" który mi nic nie da... mija się z celem. O koniach zapomnieć się nie da, nie ma dnia  żebym nie myślała żeby wrócic znów do systematycznych jazd...  🙁  nie ma dnia bez poczytania o nich.
i tak sobie wegetuje z nadzieja ze za rok, dwa sie cos zmieni .  🙄  Za późno nie może być ! Boje się , że po tym roku czy dwóch bedzie coraz mniej czasu pieniedzy i miejsc do jazd  🙄
już 7miesięcy jestem bez koni, ani jednego od tego czasu nie widziałam... Pierwsze 3 miesiące jakoś przeżyłam,a le teraz ciągnie mnie niemiłosiernie. Śnią mi się po nocach, bardzo tęsknię, ale po prostu nie mogę  😕. Możliwe, że po roku będę mogła wrócić, a może i nie... Znalazłam sobie 'zastępcze' hobby, ale co to jest  🙄... Cóż, zostaje mi świat koni i płyty, volta i wspomnienia 🙁

Nie da się odzwyczaić, zapomnieć, można nie jeździć, ale nie da się długo obyć bez kontaktu z końmi, bez głaskania, czyszczenia, wszystkich tych czynności, samego przebywania z nimi.

Kompletne bagno.
bagno mi się kojarzy niezbyt dobrze  😉 Chyba raczej dość mocny narkotyk .
A ja co piatek mowie sobie " zadzwonie i umowie sie na jazde " i wypada zawsze tysiac spraw ... Cały świat przeciwko mnie.
Teraz jest myśl " po egzaminach - w wakacje znow zaczniesz" a i tak wiem jak bedzie ...  🙄 To gorsze od detoksu
IloveMosiek   Mościsław & Co
19 marca 2009 21:51
ja nie umiałabym na obecnym etapie zrezygnowac z konia. nie mowa tu o jeździe, bo mogę nie wsiadac na Mośka, byle tylko do niego pojechac. za każdym razem, kiedy zbliża się piątek, mam więcej motywacji do życia, a jadąc do stajni siedzę jak na szpilkach. popatrzec, jak bryka na pastwisku i zaczepia kobyły, poczuc jego mechate chrapy i chuchanie na karku, przytulic się do ciepłej szyi. spojrzec głęboko w te jego piękne ślepia i potarmosic za ucho. po raz kolejny poczuc więź, jaka nas łączy i po raz kolejny nie móc uwierzyc, że ona istnieje. w tym koniu znalazłam przyjaciela, który kocha bezwarunkowo. tylko za to, że jestem i mam cukierki bananowe w kieszeni...   
samą jazdę lubię zinnych względów. zapewnia mi wielowymiarowy ruch fizyczny, który bardzo lubię, pozwala odciąc się na moment od problemów i skupic tylko na koniu i robocie. poza tym jestem na takim pięknym etapie, każda porażka w pracy mnie motywuje, a każdy sukces dodaje skrzydeł.
nie twierdzę, że będę jeździła zawsze. byc może kiedyś zabraknie czasu, ochoty... ale będę blisko koni. jest tozwiązane z przyszłością, jaką sobie planuję i tym, że ja już na te zwierzęta nigdy nie spijrzę obojętnie, bo siedzą gdzieś tam głęboko i ni cholery ich wykurzyc... moje życie byłoby puste, a ja sama nieszczęśliwa.
my_karen   Connemara SeaHorse
19 marca 2009 21:58
Sama nigdy nie probowalam z tym zerwac, ale kolezanka, ktora sama do stajni zreszta przyprowadzilam, po okolo roku jazd spadla i noga zostala w strzemieniu. Na ujezdzalni na szczeście, ale i tak bylo nieciekawie. Od jakichs 5 lat nie ma kontaktu z konmi. Nie ciagnie jej zupelnie, milosc przelała na narty. A wczesniej spedzala w stajni kazda wolna chwile...

Jest jeszcze druga historia... mąż 'od małego' spedzal kazda wolna chwile z konmi, co prawda jest calkowitym samoukiem, ale z konmi potrafil zrobic wszystko. Pozniej trzymal nawet ogiery na punkcie. W kolko tylko konie.
Kiedy poznal swoja 'młodziencza milosc', zupelnie z konmi nie zwiazana, a wrecz 'na nie', jeszcze prawie dwa lata dojezdzal do wlasnej stajni (jakies 2km od domu), toczac o to ciagle wojny z 'miloscia'. W koncu sobie odpuscil. Na prawie 10 lat. Ciagnelo go, ale przetrwal bez wiekszego kontaktu. Taki rodzaj poswiecenia 🤔
Kiedy sie poznalismy konie szybko wrocily na pierwszy plan (ja, miastowa dziewczyna od kilku lat marzaca wylacznie o wlasnym rumaku, szybko stwierdzilam, ze skoro mam w ogrodku stajni to jak moze nie byc koni? 😁 ) . Ponoc 'tego mu brakowalo'. Kasy z tego nie ma i musimy ostro kombinowac, ale chyba szczęśliwsi byc nie mozemy🙂.

Z tej drugiej historii chyba wynika, ze jak juz komus konie w krew wejda, to jednak zawsze gdzies tam w sercu zostana. Wyrzec sie juz tego chyba nie da 🙂 🏇 Naprawde, bagno 😉 😁
asds   Life goes on...
19 marca 2009 22:02
Ja próbowałam dwa razy zerwac..najdłużej ile udało mi się bez konia wytryzmac to około 5-6 miesięcy..Ciagnie strasznie i prawda jest taka że ciężko jets znaleśc zamiennik równający się przyjemnosci/satysfakcji z jazdy konnej i z obcowania z końmi
rtk przyznam Ci szczerze, ze jestem na podobnym etapie. Lecz nie ma tutaj zmeczenia psychicznego, lecz cos, co nazywa sie czas i fizyczna niemoznosc. We wakacje bylam za granica, konie widzialam jedynie czasem za syzba samochodu, jak przejezdzalam obok pobliskiej stadniny. I w ogole nie tesknilam. Az zaczelam sie zle z tym czuc. Po czym, gdy tylko wrocilam do Polski, przytulilam sie do mojego konia, zdalam sobie sprawe jak cholernie tesknilam. Jazda samej meczy mnie. Po 2 latach takich jazd, mam szczerze dosyc. Teraz cos tam trenuje, lecz nie mam tak naprawde czasu. Kon jest we wspoldzierzawie, bo nie wyrabiam. Najgorsze jest to, jak mnie nie ma pare dni i mam cholerne wyrzuty sumienia. Teraz dochodzi problem z kasa. Nie wiem co mam zrobic, czy oddac go na jakis czas w pelna dzierzawe, a sama zajac sie studiami i innymi zajeciami. Chociaz, z drugiej strony, zaczyna sie sezon i szkoda mi bedzie go zmarnowac. Nie wiem juz sama. Do tego musze go przeniesc i nie moge znalezc zadnej odpowiedniej stajni.
Wszytsko zaczyna mnie dolowac i juz analizuje czy aby na pewno nie bylaby lepsza sprzedaz konia. Z jednj strony bede miec wyrzuty do konca zycia, bo nie po to tyle o niego walczylam i tak sie przywiazalam. Wtedy moge calkowicie rzucic jezdziectwo. A z konmi miec wspolnego tyle, ze pracowalabym jako luzak. ewentualnie.
bije sie z myslami i sama nie wiem co bedzie lepsze
Lotnaa   I'm lovin it! :)
19 marca 2009 22:09
Wg. mnie "bagno" to bardzo dobre słowo.
Wiele osób mi mówi: "To fantastyczne, że masz takie hobby". A ja czasem żałuję. Żałuję, że moją pasją nie jest pływanie albo bieganie, co kosztuje mało lub nic. W takim przypadku mój rozwój byłby uzależniony od mojej pracy włożonej w treningi, samozaparcia itd. Z końmi jest inaczej. Czasem staje się przed ścianą i nie wiadomo, jak pójść dalej.
Próbowałam się wyleczyć z koni. Kiedy moja Lotna pojechała w siną dal (kilka miesięcy przed maturą), powiedziałam sobie - dość. Ale nie wytrzymałam długo, w wakacje znalazłam "przypadkiem" pracę z końmi, później inną stajnie, gdzie klepałam tyłek. Wciąż było kiepsko, bez treningów i startów, i po pewnym czasie znów zdecydowałam się na przerwę. Wytrwałam niemal rok. Jeździłam czasem na zawody żeby sobie popatrzeć, żal serce ściskał, ale się uparłam że tak będzie lepiej, że trzeba coś robić albo dobrze albo wcale. Ale po wakacjach w Walii spędzonych w siodle (dosłownie) pękłam, zrozumiałam że muszę mieć to na co dzień. Po powrocie jeździłam przez 2 lata na Rudej, koniu koleżanki. Włóczęgi po lesie, jakieś wolty na ujeżdżalni raz na ruski rok... poszłam na kompromis, stwierdziłam że nie warto z tego rezygnować jeśli tak bardzo to kocham, mimo, że jest to tak dalekie od marzeń.

Obecnie te marzenia są niesamowicie silne. I wciąż, myśląc o przyszłości, (a poważne decyzje czekają mnie już za kilka miesięcy), próba uwzględnienia w niej konia jest myślą przewodnią. Starzeję się, mijają lata, a ja wciąż nie mogę przestać myśleć o startach. A teraz to już w ogóle klapa, bo mogę jeździć na 4 dobrych koniach, ale - poza skokami. Krążę sobie wokół przeszkód i szlag mnie trafia.
Ale może jeszcze kiedyś, w lepszych czasach...  🙁
kujka   new better life mode: on
19 marca 2009 22:42
rtk, nie znam Twojej sytuacji, ale co myslisz o tym zeby zaczac zupelnie od poczatku? z nowym, mlodym koniem, z ktorym bedziesz mogla znow pracowac, od nowa? zanim dojdziesz do tej bariery nie do przekroczenia z Ritkiem, minie ladne pare lat. moze okaze sie ze nowy kon ma wieksze mozliwoscim bedziesz mogla zajsc wyzej? zawsze to jakies wyjscie...


Bo ja wiem, ze z tego sie nie da wyleczyc to jest uzaleznienie, po prostu. Bagno.
Zanim kupilam Gilka mialam 2 lata przerwy, w tym rok praktycznie w ogole bez koni. nawet nie chcialam sie pokazywac w stajni... skonczylo sie autentyczna depresja i wybuchami placzu na widok bryczki na starowce. Nie da sie, chocby nie wiem jak bolesne wydarzenie spowodowalo przerwe od koni, nie moglabym nie wrocic.
Teraz mam Gilka i 3 dni bez wizyty w stajni juz zle na mnie dziala... nie wyobrazam sobie tego - rzucic i zapomniec.

Ja zerwałam z jeździectwem wraz ze sprzedażą Querido w czerwcu zeszłego roku..Po około 18 latach jeżdżenia i własciwie całym życiu kochania tego sportu i tych cudownych zwierząt..
Nie było lekko i nadal nie jest.. Konie już na zawsze będą zajmowały ważne miejsce w moim sercu i stale liczę że kiedyś jeszcze wrócę do jeździectwa ale póki co wsiadam jedynie sporadycznie gdy któraś z koleżanek potrzebuje pomocy..
Tym niemniej jednak stale śledzę wyniki i to co się dzieje w "jeździeckim światku". To stare nawyki których raczej nigdy się nie pozbędę.. 😉
Wylałam tutaj swój "ból" - i wszystko skasowałam. Nieważne. Da się. Wielu moim znajomym się udało, pod naciskiem praca - dzieci. Ale oni jeździli krótko: zaledwie dziesięć - piętnaście lat  :hihi🙁niektórzy mniej). I nadal wzdychają na widok koniowatych. Czy mnie się uda? Czas pokaże. Czasem odwyk to jest jedyne dobre wyjście. Zostają marzenia o własnym "ogonie" i , niestety, sny. Mocno wątpię w ten mój odwyk: na myśl o pozbyciu się sprzętu robi mi się słabo.
W moim przypadku prawie się dało.

Jeździłam jakieś 3-4 lata, potem przerwa 3 lata. Wsiadałam tylko w wakacje. Potem kilka okazyjnych dzierżaw ze sporymi przerwami, potem znów dłuższa przerwa i... BACH, grom z jasnego nieba. MUSZĘ mieć konia, MUSZĘ!! Jak na jakimś głodzie. Sprawy potoczyły się szybko i od pół roku mam swojego ogona. Nie umie tego wytłumaczyć, bo już byłam bardzo bliska pogodzenia się z myślą, że nie mam czasu i nie zapowiada się żebym w najbliższym czasie miała, aby móc jeździć. Może to było przeznaczenie  🙂

Ritka, nic na siłę! Zrób sobie przerwę, odpocznij i potem z "przewietrzoną" głową pomyśl na spokojnie co ci da zerwanie z końmi...
ja od ponad roku wsiadam raz w miesiacu (no po dwa-trzy dni po kolka koni pod rzad ale to szczegol 😉 ) - malo. brak mi czestszej jazdy, ale z drugiej strony mam coraz bardziej dosc swiatka jezdzieckiego. kazdy kazdemu dupe obrabia.. zawisc i chamstwo. doszukiwanie sie niewiadomo czego miedzy slowami.
marze, by znalesc kiedys stajnie, gdzie bedzie MILO, nie bedzie chamstwa, przepychanek i burzujstwa. chyba nierealne.. wiec coraz czesciej bije sie z myslami czy sie nie odciac od tego wszystkiego. mialabym co robic, a znajomosci jesli prawdziwe to i tak by przetrwaly..
Wg. mnie "bagno" to bardzo dobre słowo.
Wiele osób mi mówi: "To fantastyczne, że masz takie hobby". A ja czasem żałuję. Żałuję, że moją pasją nie jest pływanie albo bieganie, co kosztuje mało lub nic. W takim przypadku mój rozwój byłby uzależniony od mojej pracy włożonej w treningi, samozaparcia itd. Z końmi jest inaczej. Czasem staje się przed ścianą i nie wiadomo, jak pójść dalej.


Zgadzam się w 100%. Z przyczyn niezależnych ode mnie jestem zmuszona skończyć z jeździectwem. Już od kilku miesięcy się na to zapowiadało, ale teraz klamka zapadła 😕 Myślałam sobie, że dam radę... zrobię kilka lat przerwy i wrócę do koni jakby nigdy nic... że nie mogę teraz zawalać innych spraw, bo jestem w beznadziejnej kondycji psychicznej przez brak czasu spędzonego w stajni🙁 ale nie jest wcale tak łatwo, przez ostatnie tygodnie udawałam twardą... a teraz płakać mi się chce. Co ja mam zrobić z 11 latami życia? Z tyloma godzinami ciężkiej pracy? To jest jak wstrętny, upierdliwy nałóg. Tyle, że ja to kocham🙁 i nie umiem zapomnieć, a teraz jestem w takim momencie życia, że nie wiem co z tym robić 😕
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
20 marca 2009 06:37
Ja jeździłam strasznie nieregularnie, z przerwami do pół rok (jak teraz) i coraz częściej mi się po prostu NIE CHCE pojechać do stajni.
W sensie jakbym miała wybrać między stajnią a np. basenem to wybrałabym basen. Ciężko jest, ale kasa też robi swoje.

Ale ostatnio mnie taki dół dopadł z powodu tego niejeżdżenia, że od tego myślenia się popłakałam. Jeśli wciągną cie konie - to już całe życie przy nich będziesz

Nie mam gdzie jezdzic, a płacić 50 zł za "trening" który mi nic nie da... mija się z celem. O koniach zapomnieć się nie da, nie ma dnia  żebym nie myślała żeby wrócic znów do systematycznych jazd...  🙁  nie ma dnia bez poczytania o nich.
i tak sobie wegetuje z nadzieja ze za rok, dwa sie cos zmieni .  🙄  Za późno nie może być ! Boje się , że po tym roku czy dwóch bedzie coraz mniej czasu pieniedzy i miejsc do jazd  🙄


Też tak mam... Nie mam gdzie jeździć, a każde sensowniejsze stajnie są poza miastem z kiepskim dojazdem.

Jeżdżę w lato tylko i w wiosnę, zima to okres wegetacji. Ale nie ma dnia bym nie pomyślała 'c słychać na re-volcie?' albo 'wypadałoby zadzwonić do dawnej 'trenerki'. Ale taka jest prawda. Bez własnego konia nie osiągnie się więcej niż w rekreacji 🙁
Ja zerwałam na wiele lat. Okropnie bolało.Nie mogłąm nawet w TV na konie patrzeć. Wróciłam . Teraz wiem,że żałuję zerwania. Straciłam wiele lat,wrażeń,radości. Teraz mi ciężko jeździć bo już nie mam siły ani sprawności dawnej.
caroline   siwek złotogrzywek :)
20 marca 2009 12:48
Koniec z jeździectwem? Owszem. Chyba jestem na tym etapie. Zawsze byłam rekreantem. Wypadki parę lat temu spowodowały dużą blokadę psychiczną przed jazdą konną. Po przerwie w jeździe wróciłam do niej, jeździłam częściej, bardziej rozluźniona... Wydawało mi się, że problem ze strachem znikł. Zmieniłam stajnię i konie - okazało się, że problem nadal jest...
Nie chcę tego dalej ciągnąć, niestety jazda to teraz częściej dla mnie stres niż przyjemność 🙁
Może kiedyś, jak się dorobię swojego konia... Takiego zaufanego rumaka 🙂 To i owszem...

hehe, napisałam epistołę i skasowałam... a potem znowu... zatem trzecia próba:

kilkanascie lat rekreacyjnej jazdy za mna, pare wypadków też. dwa lata przerwy od koni - przetrwane bez problemu, tesknoty i ciągut do powrotu. wróciłam - bo kolomyja praca-dom-praca mnie zaczela wypalac i potrzebowalam sie od tego chociaz na chwile raz-dwa razy w tygodniu oderwac. znowu dalam sie w to bardzo mocno wciągnąc. Teraz sie "opamiętałam", wreszcie konie to TYLKO hobby dla mnie i dobrze mi z tym 🙂

gdybym miala znowu rzucic jezdziectwo nie mialabym z tym problemu. jedyne czym bym sie martwila to dobrostan konia - jako zywej istoty.

...prawde mowiąc... moze nawet chetnie bym to rzucila w imie weekendowych przejazdzek? o ilez mniejsze koszty! 😁
a konisia albo w rece trenera (ale to nie wyzwala mnie od kosztów 😉) albo do ogródka przy domu... i tak go tylko mieć do poprzytualania... oj, rozmarzylam sie tą wizją 💘
Ja w tym momencie jest totalnie odizolowana, nie siedzialam rok, wczesniej zdarzały się dłuzsze przerwy. I nie zamierzam tego rzucać na amen. Co prawda nie mam ambicji sportowych, ale i tak planuje dorobić sie swojego stwora. Do kochania.
Jestem w stanie sie czyms takim zadowolić.

Z prawdziwą pasją się nie zrywa....
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
20 marca 2009 12:59
Ale będę oryginalna 😉  - to czwarte podejście.
Krótko i zwięźle: "koniec" się nie udał, ale 3 lata bez koni wytrzymałam.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się