Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Dziewczyny, powiem Wam tylko tyle... po przekroczeniu pewnej granicy, przestaje się po prostu odczuwać i żyje się, jak gdyby nigdy nic. To chyba mechanizm wyparcia, wypierania.... Nie znam się na tym, ale mój mózg cudownie to potrafi  😁...
Czas sprawia, że wszystko mija. I ze wszystkim można się oswoić. Próbować.
Naturalsi, :kwiatek : Złota myśl.
wszystko mnie dziś wku**** ostatnio się posypało i trudno mi odbudować :/
BASZNIA   mleczna i deserowa
17 grudnia 2014 20:12
Dziewczyny, powiem Wam tylko tyle... po przekroczeniu pewnej granicy, przestaje się po prostu odczuwać i żyje się, jak gdyby nigdy nic. To chyba mechanizm wyparcia, wypierania.... Nie znam się na tym, ale mój mózg cudownie to potrafi  😁...
Czas sprawia, że wszystko mija. I ze wszystkim można się oswoić. Próbować.


Mój też, mój też!
Cudowny stan, nawet się parę razy zastanawiałam, jak to się dzieje... Także ten, czekajcie spokojnie 😉
[quote author=Bea1 link=topic=44.msg2238619#msg2238619 date=1417875547]
szafirowa-właśnie taki mam zamiar


I co sie zadziało? Wróciła do męża?
[/quote]Tak.Wypisali Ja ze szpitala,straciłam kontakt (mąż zabrał telefon).Dzisiaj dostałam wiadomość na Facebooku od Jej córki-wszystko OK,zadzwoni,jak będzie mogła.
Zapomniałam dodać,że dzwoniłam do Niej,do szpitala co drugi dzień,cały czas mówiłam,że nie jest sama,że zawsze może do nas przyjechać,że konie tęsknią zwłaszcza Jej ulubiona klacz.....czekam aż się odezwie.
Drugi dzień chodzę i nucę Małą aleje róż
BASZNIA   mleczna i deserowa
19 grudnia 2014 23:09
Nie masz pustej glowy :-)
TRZECIE Święta Bożego Narodzenia z zepsutym autem - zepsutym przed samiuśkimi świętami!!!!
Jak nie urąbane lusterka to wypadek a jak nie wypadek to uszkodzenie ładowania akumulatora... fatum jakieś? Pewnie do mechanika trafi dopiero w poniedziałek bo teraz nikt nawet nie będzie się chciał za to zabrać, a czekają nas same wyjazdy w każdy dzień świąt.... rowerem chyba.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
23 grudnia 2014 21:35
Nie chciałam w tym roku obchodzić świąt. Ale w sumie nie mam wyboru.
Poza tym nie będą one zbyt wesołe, bo dziadek, który niedawno wyszedł ze szpitala, jest w fatalnym stanie- może umrzeć w każdej chwili. Wracając z pracy na święta do rodziców zajechałam odwiedzić dziadka i mimo że się starałam, to chwilami miałam łzy w oczach...

edit: Dziadek zmarł godzinę po moim poście  😕
Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
24 grudnia 2014 09:50
Dementek, strasznie mi przykro, trzymaj się dzielnie...

Przyszłam się pożalić na marne święta, ale przeszło mi... Trzymajcie się wszyscy
Gillian   four letter word
24 grudnia 2014 09:58
Dementek, przykre wieści, trzymaj się!

ja dziś idę na noc do pracy, czuję w kościach że to nie będzie miły dyżur 🙁 już wczoraj oddziały pękały w szwach od podrzucanych staruszków. Strasznie mi żal tych ludzi, żebyście widzieli jak oni płaczą za rodziną, że znowu święta w szpitalu. Masakra jakaś. Nie mogę na to patrzeć po prostu :/
Gillian, jak to podrzucanych staruszków?  😲
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
24 grudnia 2014 10:14
Martuha ludzie często święta chcą spędzić "w spokoju", więc starszych ludzi wymagających opieki "podrzucają" na oddziały :/ Dzwonią po karetkę, że chorzy, że leki, że coś tam, a karetka musi przyjechać, zabrać na oddział, zbadać, zostawić na obserwację... :/
Chyba o to chodzi?

Im dłużej jestem tutaj, tym więcej dowiaduję się o swojej rodzinie, zachowaniu mojej matki i tym, co się działo w dzieciństwie(mam luki w pamięci).
I coraz bardziej żałuję, że tu przyjechałam...
Gillian   four letter word
24 grudnia 2014 10:16
normalnie.
Mają w domu cukrzyka, to nie dają insuliny albo jeść parę dni - są wahania cukru, człowiek słabnie BAM! pogotowie, na oddział do wyrównania i problem z głowy.
Mają w domu babcię ze schizofrenią - nagle się okazuje, że babcia ma ciśnienie 200/100 bo ktoś przypadkiem zapomniał dawać jej leki. Babcia ląduje na SOR, po paru godzinach można ją odwieźć do domu i hmm... nikt nie odbiera telefonu, w domu światła pogaszone, relacja sąsiadów - zaraz po odjeździe karetki spakowali się i pojechali do rodziny, szukaj wiatru w polu. Efekt j/w.

Przykłady można mnożyć. Wczoraj jeden SYNUŚ się spalił, bo nie wytrzymał presji i już po 20minutach wypalił do mnie, że skoro tak powoli nam idzie diagnozowanie mamusi to "możecie ją sobie trzymać nawet całe święta". Kobieta z rakiem/guzem/ tarczycy uniemożliwiającym oddychanie i jedzenie, wymagająca opieki. No mają parę dni wolności.

omg, coś okropnego  🙁
Gillian   four letter word
24 grudnia 2014 10:58
rodziny też trzeba zrozumieć, opieka nad chorymi ludźmi jest trudna i często niewdzięczna. Ale kurde - z tego co pamiętam to są święta miłości, rodziny etc...
no ja tego nie widzę 🙁
Gillian, traci się wiarę w ludzi jak się czyta takie rzeczy 🙁

a moje życie wywróciło się do góry nogami... akurat teraz, kiedy uspokoiło się zawirowanie ze studiami i liczyłam na spokojne święta. nie wiem czy nadaję się do wątku zdołowanych bo na razie to czuję się jak w szoku pourazowym.
nie chcę publicznie pisać szczegółów, ale gdyby ktoś miał ochotę porozmawiać na pw... chyba bardzo przyda mi się wygadanie komuś zdystansowanemu :/
BASZNIA   mleczna i deserowa
24 grudnia 2014 12:59
Dementek, wyrazy wspolczucia. Ale zobacz, zdarzylas go zobaczyc, on ciebie, wiedzial, ze go kochasz, odchodzac. To swiatelka w tym czarnym zyciu.
Dementek bardzo przykra sytuacja... ale tak jak Basznia pisze, spotkałaś się z dziadziusiem przed śmiercią, na pewno mu to pomogło lżej odejsć... tak było też z moim dziadkiem. Wszyscy do niego zdążyli pojechać. Czekał, długo czekał aż przyjedzie do niego jeden jeszcze wnuczek, bo mu nie po drodze było. W końcu rodzina go zmusiła, by pojechał, i dziadek zaraz potem umarł, tak bardzo czekał. Jak młody przyjechał, od razu mu się polepszyło, porozmawiali. I zmarł w spokoju zobaczywszy wszystkich.

Nie wszystkim jest jednak dane spotkać się przed śmiercią...

ja wczoraj miałam mega doła, że jestem straszną matką bo z rozmarzeniem wspominam czasy, kiedy byłam sama... :/ dziecko płakało całe popołudnie, na rękach nosiłam cały czas, wieczorem jak mąż wrócił, wyszłam z domu wkurzona, na zakupy a wylądowałam u znajomych starszych ludzi pomagając w przygotowaniu wigilii pani. Bo pan na łóżku z niedawno odciętą nogą... sami będą w wigilię, tydzień temu uśpili ukochanego psa...sami, bo rodzina się wypięła, więc idziemy dziś do nich całą trójką na godzinę, pan jeszcze Maćka nie widział, a jest z nim coraz gorzej. Bardzo mi żal takich ludzi.. zostają sami, choć całe życie dobrzy dla innych.
Deksterowa, jesteś tylko człowiekiem. Matka też człowiek i ma prawo być zmęczona, rozdrażniona i po prostu nie dawać rady. Grunt to sobie to uświadomić i nie wyładowywać się na dziecku. Dobrze, że mąż wrócił, mogłaś wyjść i odetchnąć. A jeszcze poszłaś pomagać innym, a nie skupiłaś się na sobie - dobry człowiek z Ciebie.
BASZNIA   mleczna i deserowa
24 grudnia 2014 14:23
Amen. Wszystko gra. Jestes normalna :-) .
Kamila🙂, jakbyś chciała się wygadać, to ja mogę wysłuchać :kwiatek:
Dementek, przykro mi, trzymaj się. ale, jak Basznia napisała, przynajmniej zdążyłaś go odwiedzić. pożegnania zawsze są trudne...
Kamila🙂, ja również chętnie Cię wysłucham 🙂

korzystając z okazji życzę Wam wszystkim wesołych i szczęśliwych przede wszystkim świąt Bożego Narodzenia! :*
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
24 grudnia 2014 17:32
Zu, Gillian, BASZNIA, deksterowa, hedonistka- Dzięki...
Dziś jeździłam z mamą do miasta załatwiać sprawy w zakładzie pogrzebowym i inne drobne sprawy, potem do cioci, która opiekowała się Dziadkiem przez ostatnie kilka lat, potem pomagałam sprzątać dom, w którym mieszkał Dziadek i do którego Go przewieziono.
Pogrzeb w sobotę, a miałam mieć wtedy chłopaka na hipoterapię- będę starała się go umówić na inny termin, bo raczej się nie wyrobię...

Nawet choinki nie będzie. Nic.
Jak dla mnie, to i nie potrzebuję tej całej szopki z kolacją.
maliniaq   Just do your job.
25 grudnia 2014 11:33
Dementek bardzo współczuję...

Dołączam i ja do tego wątku, chociaż przy wcześniejszych postach moje żale mogą wydać się błahe, starałam się myśleć pozytywnie, ale non stop coś wyskakuje, straciłam w tym roku swoją klacz, z którą byłam 9 lat, został mi po niej źrebak, całe szczęście udało się Młodą odchować, ale co chwila w ciągu tych 9 miesięcy, które niedługo skończy coś się przypałęta, jakby i tak nie było jej (nam) dosyć ciężko, jak nie anaplazmoza, to spuchnięta tylna noga, teraz kulawizna przodu, która nie przechodzi, noga niegrzejąca, nie spuchnięta, w stępie nic nie widać, ale w kłusie ją musi boleć bo znaczy i w ogóle nie chce zakłusować, przeczekam jeszcze te 2 świąteczne dni i  w sobotę wzywam weta, mam nadzieję że uda się temu zaradzić. Jak się pozbędziemy jednego, to wyskakuje coś innego, staram się dbać najlepiej jak potrafię, a mam wrażenie, że wychodzi tylko gorzej  🙁 Do tego skończyłam studia i pluję sobie w brodę, że w trakcie nigdzie nie załapałam się na żadne praktyki, teraz wysyłam cv, chodzę na rozmowy i cisza. Eh, life sucks.
A ja mam dola. I to mega. Wlasnie sie dowiedzialam ze moja siostra jest chora.
Jest mi fatalnie i wlasnie cala magia swiat prysla jak banka mydlana
aszhar wszystko bedzie dobrze! Nie martw się na zapas... Choć doskonale wiem, ze tylko łatwo się mówi...

Ja też mam dola  🙁 kolejne swieta jak eks wyrządził awanturę na cały dom... Wyrzuciłam go w końcu za drzwi... Ale i tak mi smutno... Zepsuł cały urok świat  🙁
Dobrze, ze mały oglądał bajkę... Nie słyszał tego wszystkiego...
Nie wiem jak ja mogłam kiedyś być z tym człowiekiem  😲
Dziewczyny, takie przykre historie w Święta..  🙁 Trzymajcie się.

A ja jak zwykle pod koniec roku łapię doła. Z tego roku pamiętam tylko krótkie momenty szczęscia (koń, facet) po których skutecznie i na długi czas zostałam sprowadzona na ziemie. Nawet już nie czekam z niecierpliwością na następny.
Do tego prawie-obcy ludzie mówią mi że jestem smutna nawet jak sie śmieje, super  :/
Chyba coś mnie łapie.. Zastanawiam się czy to ja aż tak bardzo się zmieniłam czy moi dawni znajomi.. Poszłam dzisiaj na piwo ze znajomymi, z którymi ponad pół roku się nie widziałam. Na piwo ochoty nie miałam, piłam wodę i wielki poruszenie jak to mogę nie pić alkoholu.. Powiedzialam, że chce już iść do domu bo źle się czuje to wielkie oburzenie, że jestem obrażona, dziwne żarty, że z takim towarzystwem już nie mam o czym rozmawiać.. Były też tam osoby, z którymi cały czas jestem w bardzo dobrym kontakcie. To samo.. zero zrozumienia. Czy naprawdę ZAWSZE muszę mieć ochotę na picie, żarty, impreze w duzym gronie?
Zresztą sama nie wiem czy nie mieli racji... Ostatnio jedyne na co mam ochotę to siłownia a później siedzenie w domu, obżeranie się i oglądanie filmów. (tak wiem fajne połączenie ale na siłownie chodzę bo lubię, nie mam jakiejś specjalnej potrzeby chudnięcia)
Ogólnie denerwuje mnie ostatnimi czasy temat alkoholu. Na studiach ciągłe imprezy, jak ktoś nie ma ochoty to dziwak. W domu to samo. Zejdą się goscie- powód do picia. Lubię imprezować ale muszę mieć na to ochotę. I denerwuje mnie jak ktoś mówi, że mam pić bo jest okazja..
Zresztą wszystko mnie denerwuje.. Już nie wiem co mam zrobić żeby się zresetować.. Wczoraj sobie dziwną rzecz uroiłam i chyba nadal mnie trzyma..
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 grudnia 2014 22:23
Sonkowa ale wyszliście z założeniem, że idziecie na piwo czy po prostu się spotkać?
Pocieszę Cię, że mam podobnie z siostrą... nie lubię bardzo pić przy/z rodziną, no krępuję się i nie sprawia mi to radości, a siostra potrafi strasznie naciskać 😵 Że drętwa jestem, że jak to, że dlaczego... 🙄 Nie kumam tego totalnie, jeśli ktoś nie chce pić to po cholerę go zmuszać...? Jaki w tym sens? 🤔
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się