Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Sonkowa, za 5 lat będziesz miała dom?
Za 5 lat skończę studia (mam przynajmniej taką nadzieję) i będę mogła iść do pracy na niego zarobić. Teraz niestety nie jestem takim geniuszem aby studiować ten kierunek i jednocześnie pracować.
Sonkowa, nie rozumiesz. Będziesz mogła iść do pracy, jeśli ją znajdziesz. Od razu też nie zarobisz na własną nieruchomość - pewnie będziesz musiała coś wynająć. Obie rzeczy wymagają cech, które przydałyby ci się JUŻ teraz.
Jak powalczysz o np. podwyżkę, awans w pracy, jak nie potrafisz przekonać własnej mamy, że każda istota ludzka zasługuje na skrawek miejsca, który może nazwać domem? Nie robisz nic, żeby się przeprowadzić, w obrębie akademika, czy poza. Rozumiem, że zraziłaś się do ludzi i aktualnie brakuje ci umiejętności integracyjnych, ale to z tym musisz powalczyć - z sobą powalczyć, a nie jedynie próbować uciekać i się "gdzieś" zaszyć. Bez ludzi nie da się żyć. Chyba, że będziesz multimiliarderem, kupisz sobie wyspę, a twoja obsługa będzie musiała być niewidzialna. To ci zajmie chwilę dłużej niż 5 lat 🙂
Zmieniaj co możesz zmienić. Nie zawsze da się zmienić okoliczności zewnętrzne (choć uważam, że swoje akurat możesz, tylko nie chcesz się do tego przymierzyć) ale siebie - przynajmniej warto próbować.
Sonkowa, nie rozumiesz. Będziesz mogła iść do pracy, jeśli ją znajdziesz. Od razu też nie zarobisz na własną nieruchomość


Chodziło mi o wynajęcie.

Jak powalczysz o np. podwyżkę, awans w pracy, jak nie potrafisz przekonać własnej mamy, że każda istota ludzka zasługuje na skrawek miejsca, który może nazwać domem? Nie robisz nic, żeby się przeprowadzić, w obrębie akademika, czy poza.


Przepraszam bardzo ale skąd wiesz czy próbowałam czy nie? Założyłaś mi podsłuchy, że wiesz o czy rozmawiam z mamą? Nie masz pojęcia o tym, w jakiej jestem obecnie sytuacji i nie mam pojęcia skąd wyciągasz takie wnioski. Niestety nie wszystko jest zawsze czarno-białe.
Sonkowa, no wnioski wyciąga Halo jak mniemam z tego co piszesz na forum. I taki się mniej więcej obraz wyłania.
Mnie tam się wydaje, że Twoje uczucia zależą głównie od Ciebie, znaczy, jasne, że są sytuacje gdzie to jak nas ludzie traktują jest przykre, bo potraktowali jakbyśmy tego nie chcieli, ale to nie powinno rzutować na to, co myślimy o sobie (a na pewno nie w kategoriach 'jestem beznadziejna'😉.
Twoja sytuacja z matką jest rzeczywiście trudna, ale jedyne co możesz w niej zmienić to swoje podejście, matka się nie zmieni. Za stara jest na to i w dodatku musiałaby zauważyć wszystkie błędy jakie robi, co póki co jest zdaje się poza jej zasięgiem.
Moim zdaniem dopóki się psychicznie nie wyrwiesz ze stanu w jakim jesteś i nie zaczniesz inaczej postrzegać siebie i innych ludzi to mieszkanie samemu nic nie zmieni. Bo czy to, że jesteś sama w czterech ścianach pomoże na poczucie, że matka nie kocha i nie stara się dostatecznie? Albo na to, że się czujesz opuszczona też przez innych?

Ja mogę powiedzieć ze swojego podwórka, że w momencie kiedy człowiek się pewnymi sprawami przestaje przejmować, ale tak naprawdę, wyzwala się z tej spirali 'on/ona powinna, bo ja przecież...' i nie ma już żadnym konkretnych oczekiwań to nagle jakoś też inni ludzie się zazwyczaj zaczyna zachowywać przynajmniej przyzwoicie, a nawet jeśli nie to w zasadzie mi wszystko jedno, bo mnie jest dobrze ze sobą i to co ktoś zrobi/nie zrobi nie rzutuje na moje prywatne szczęście.
Sonkowa - napiszę ze swojej perspektywy (każdy człowiek jest inny i Ty na pewno masz inną sytuację, ale pewne rzeczy które piszesz są podobne do tych, które ja napisałabym parę lat temu, stąd podam swój przykład). U mnie uniezależnienie się finansowe od rodziców wiele nie zmieniło. Zarabiałam sporo już w czasie studiów a wewnętrznie byłam nastolatką. Jak się wyprowadziłam to też de facto dobrze zarabiałam, ale moje postrzeganie przyszłości w czarnych barwach sprawiało, że po pierwsze nie doceniałam na ile duże mam zarobki i wydawało mi się, że nie mam nic, po drugie zamiast oszczędzać to wydawałam na niepotrzebne rzeczy. Zawsze mi sie wydawało, że to niemożliwe żebym odłożyła na auto, bo za mało zarabiam. Jak w końcu naprawdę się spięłam że odkładam i koniec, to w ciągu 2 miesięcy odłożyłam połowe kwoty.. - a zarobki w ciągu tych 2 miesięcy miałam niższe niż latem, bo zimą zawsze mam mniej roboty.
Ja pomimo tego, że półtora roku temu wyprowadziłam się z domu i miałam z czego żyć, to wpadłam w większą depresję, niż przed wyprowadzką. Jak jeszcze byłam na studiach to wydawało mi się, że jak się wyprowadze i będe niezależna finansowo, będe mieć fajną pracę to wszystko się zmieni, no ale tak nie było. Co prawda u mnie doszły też inne rzeczy, po których pewnie i zdrowy człowiek miałby doła, ale to jak sobie z tym radziłam było jakąś masakrą głównie przez to jak wygląda/wyglądał mój wewnętrzny świat.

Jak człowiek rozpadnie się wewnętrznie, to czynniki zewnętrzne rzadko zmieniają jego nastawienie do życia. Do tego wszystko interpretuje się w niekorzystnych barwach - ja jesienią jak było mi bardzo ciężko to wszyscy wydawali mi się źli - rodzina, przyjaciele, współlokatorka - był moment kiedy wydawało mi się, że wszystko co robią to po to żeby mnie wkurzyć, dokopać, itd. Do tego sytuacje w których po prostu zajmowali się sobą, bo każdy człowiek ma przede wszystkim swoje życie, swoje problemy, traktowałam jak odwrócenie się ode mnie. I omal nie zostałam sama, bo tak naprawdę to ja się od wszystkich odwróciłam. Tak było np z moim bratem - wydawało mi się, że już nie moge na niego liczyć, że mnie nie lubi, rywalizuje ze mną itd, a de facto to ja się zachowywałam tak, że nie dawałam mu szansy. A okazało się, że mogę liczyc na niego bardziej niż śmiałam marzyć, wystarczył szczery sygnał jak bardzo jest źle i okazał mi większe wsparcie, niż ktokolwiek z przyjaciół. Zresztą przyjaźnie ostatnim czasem troche zrewidowałam, jedną którą ciągnęłam całe życie zerwałam, bo była faktycznie jednostronna i nieprawdziwa.
Relacja z rodzicami była najtrudniejsza do przetrawienia - są jacy są, można jedynie zmienić swoje nastawienie, postępowanie w związku z tym. W moim przypadku nie oznacza to zerwania kontaktu z nimi, ale jednak czuje się jakbym dopiero teraz wyfrunęła z gniazda, pomimo że mam 26 lat... I moje odseparowanie się wychodzi na dobre i im, i mi.

Jak czytam co piszesz, to ja ja zawsze miałam podobnie - potrafiłam się śmiać, rozmawiać normalnie z ludźmi, być profesjonalna w pracy, itd a potem jak byłam sama to mnie skręcało i przychodził dół i właśnie np wypalenie pół paczki fajek albo alko  😎 Coś się zaczęło zmieniać dopiero niedawno. U mnie chyba w dużej mierze to zasługa terapii, także sytuacji życiowej, że jednak półtora roku temu wyprowadziłam się z domu i jakoś w końcu musiałam to wewnętrznie przetrawić, ale na pewno nie tylko. Dużo mi dały - co może jest paradoksalne - myśli o samobójstwie, bo uświadomiły na ilu rzeczach jednak mi zależy i z czemu bym zrezygnowała. Pomimo że nie widziałam żadnego możliwego rozwiązania niektórych rzeczy i tego że coś się zmieni w moich emocjach, to jednak... postanowiłam spróbować i próbuję każdego dnia. I na niektóre rzeczy faktycznie nie mam wpływu, ale jakoś coraz łatwiej mi sie teraz z tym pogodzić i zajmować tym, na co wpływ mam 🙂
Pierwszy raz w życiu czuję się absolutnie bezradna i przerażona. Bliska mi osoba ledwo uniknęła śmierci z powodu uszkodzenia organizmu spowodowanego alkoholizmem. Badało go wielu lekarzy i wszyscy bez trudu rozpoznawali na podstawie badań, że to głównie wina nałogu. Dla wszystkich tylko nie dla samego zainteresowanego. Nie udało nam się ani przemówić do rozsądku ani nastraszyć, słowa lekarzy też nie docierają. Chory już planuje piwko na odstresowanie jak tylko się dobrze poczuje, a teraz nawet mała ilość alkoholu może go zabić.
Zupełnie nie wiem co zrobić. Jedyne co przychodzi mi do głowy to rzucić prace i z nim siedzieć 24/7.
Nie wiem jak mogę wysłać go na leczenie gdy on nie chce. Nigdy nie leżał pijany na podłodze, nigdy nikogo nie uderzył, nie był na izbie wytrzeźwień. Bardzo dobrze się ukrywał.
Jestem absolutnie załamana. Najbardziej szkoda mi dzieci, które tak bardzo go kochają
Averis   Czarny charakter
09 stycznia 2015 21:41
Con-chan, życia za niego nie przeżyjesz. Jeżeli chce się zapić, to to zrobi.
[b]con-chan[/b]-to On musi dojść do wniosku,że jest na dnie,musi to sobie uświadomić-inaczej-nic z leczenia.
Nie poświęcaj SIEBIE-to nic nie da.
Wspieraj Go psychicznie ale nie zmuszaj
Powodzenia
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 stycznia 2015 00:54
Becia23, ciekawe 🤔 W PL widzę dokładnie to samo. Tymczasem sporo koleżanek na forum twierdzi, że jest ekstra.
Czasem nie wiem co myśleć - to mnie spadły na nos jakieś bure (żeby tam bure - to strasznie groźne jest, ja się boję) okulary, czy im jakieś wściekle różowe?

Do niedawna, miałam wrażenie, był wybór - można było wybrać umiarkowaną gonitwę za kasą i umiarkowane życie. Dziś jakby staje się czarno-biało. Albo haruj bez pamięci, albo mlecz. Przynajmniej u tych, którzy nie mają znaczącego kapitału/nieruchomości.

Nie będę się wypowiadała za te osoby - może miały sporo szczęścia i faktycznie mają ekstra - i szczerze im tego życzę.

Inna sprawa, że w Polsce jeszcze nie ma takiego "Zachodu" i brutalnego kapitalizmu, jak tutaj - w Polsce wciąż można jeszcze mieć własny, prywatny biznes i się z niego utrzymywać. Tutaj - wielkie korporacje i sieciówki są jak rekiny na rynku - mają kompletny monopol i zjedzą Cię żywcem - nie masz szans. W Polsce wciąż moną kupić własną ziemię i wybudować dom - tutaj od wielu, wielu lat nie ma takiej możliwości, po prostu nie ma, bo na to kompletny monopol mają firmy developerskie - budują mizerne domki i sprzedają po niewyobrażalnych cenach.
Tutaj dobrze faktycznie radzą sobie tylko ludzie, którzy mają majątek i nieruchomości po rodzinie. Nowi, młodzi bez pleców - nie dają rady. Bije się na alarm, że niepokojąco wysoka liczba młodych ludzi mieszka z rodzicami do 30-go roku życia - dopiero wtedy stać ich na wzięcie kredytu na dom.

Becia23, no właśnie ja mieszkam na takim Zachodzie, a de facto Północy, że nie czuję w ogóle tego kapitalistycznego szaleństwa, bo go tu nie ma. 🙂
Ja tego nie lubię właśnie w Pl, tego że się tak amerykanizujemy. Celowo też nie wyprowadziłam się do UK mimo, że jestem związana od dziecka, mieszkałam, mieszka moja siostra i miałabym łatwy start.
W Skandynawii trudny jest start, nawet bardzo. Ale jak juz się ma pracę to żyje się spokojnie i na luzie. I tego chcę dla siebie i moich dzieci.
Wreszcie skończyłam walkę za co utrzymać 3 osoby i walkę ze szkołą. Nie ma powodu wkurzać się na szkołę do której dzieci bardzo lubią chodzić.

Fakt, Norwegia jest poza szaleństwem Zachodu. Oczywiście, skoro nie chciałaś przeprowadzić się do UK, to wiesz jak wygląda to tutaj i nie muszę tłumaczyć 🙂
Bardzo się cieszę, że Ci się udało i szczerze Ci życzę, żeby spokój i pomyślność w Twoim życiu trwały dalej :kwiatek:

Becia - z mojej perspektywy masz jeden istotny wydatek, którego moze będziesz mogla sie pozbyc - mieszkanie. W Warszawie ceny wyynajmu mieszkan są straszne, jesli sie je porówna z realnymi zarobkami jednej osoby i innymi kosztami zycia. Mowie oczywiście o takim szarym zuczku, nie super prawniku 😉. Najlepiej w takim wypadku wynająć pokój, a nie cale mieszkanie i tym samym zbić koszty często więcej niż o polowe. Ma to swoje minusy, ale jest pod względem Np. Prywatnosci dużo lepiej, niż by sie moglo wydawać. To pewnie ogromnie odciazyloby Twój budżet i moze mogłabyś poszukać mniej wyczerpującej pracy.

Drogi jest tez samochód, ale rozumiem ze nie zawsze można z niego zrezygnować. Czy na wyspach tez gaz jest tańszy? Moze isc ta droga?

Oczywiście, że najtańszą opcją byłoby wynajmowanie pokoju 🙂 Ale szczerze - to nie dla mnie. W wieku 13-stu lat mieszkałam z mamą i bratem w dwóch wynajmowanych pokojach przez rok, dzieląc dom z właścicielem, jego dziećmi zostającymi na weekend i trzema innymi wynajmującymi - więc wiem, z czym to się je. W UK dochodzi jeszcze problem tego, że zwykle dom dzieli się z ludźmi z różnych krajów - i robi się ogromny problem różnych kultur i podejścia do życia (od gotowania, przez utrzymywanie czystości, po imprezowość). Od wynajmowania wolałabym już jeszcze trochę pomieszkać z mamą - chociaż nie powiem, z różnych względów chciałabym już "uciec".
Samochód - ze względów praktycznych - jest tutaj jednak niezbędny. Dopóki nie mieszka się w dużym mieście z wysoko rozwiniętym transportem publicznym - bez 4 kółek się nie obędzie. Na zadupiach funkcjonują tylko pociągi - jedna stacja kolejowa na miejscowość - a autobusy to istna loteria, no ii przystanków też jest mało. A taksi drogie. Oczywiście, jak będę wybierała auto, to jak najbardziej ekonomiczne.
Tak szczerze - ja jednak bardzo chcę własne cztery kąty - bo kiedyś w końcu i tak trzeba (i autko też). Taka już jestem, że potrzebuję stabilności i czegoś własnego. Wiem oczywiście, że w takim razie sama sobie robię trudniej - ale godzę się na to z pełną świadomością. Tak sobie tylko narzekam, że przeraża mnie, że tak będzie wyglądała reszta mojego życia 🤔 Ale ogromne dzięki :kwiatek:
PS Ceny gazu i benzyny prawie się nie różnią tutaj
Wiesz co, nie wiem czy się śmiać czy płakać, za płotem trawa zawsze zielensza??

W polsce możesz żyć z własnego biznesu... Tak o ile ubierasz się w lumpeksie a do auta wlewasz tylko tyle żeby nie zgasło. Do tego 12 godzin pracy 6 dni w tygodniu. No idylla faktycznie. Jedzenie oczywiście najtansze. Czy stoisz czy lezysz państwo chce kasę. No i jak już tak tyrasz to masz na rachunki i wynajem. Liczysz do pierwszego choć i tak bez sensu bo przecież nie masz czegoś takiego jak wypłata.

Chcesz żyć lepiej? To tylko z brudnym sumieniem bo bez oszustw marne szanse na odłożenie kasy. Idylla.

Kupić ziemię? Zbudować dom?? Za co? Na własną działalność ciężko o kredyt a już napewno nie taki. Zwłaszcza jak jest się młodym człowiekiem na starcie.

Skoro u nas tak cudownie i łatwo to zapraszamy na brutalne zderzenie z rzeczywistoscia. Bo czytając twój opis myślałam że siedzisz w polsce.

I nie jestem goloslowna - od 5 lat żyje z własnej działalności i mimo że oszczędzam gdzie się da to willi z basenem brak. Perspektyw na nią też. Ułatwia sprawę dzielenie kosztów z partnerem. Tylko dzięki temu nigdzie nie zalegamy. I u nas też albo mieszkasz z rodzicami albo wynajmujesz z kimś do 30stki.

Jedyna rada i tam i tu to walczyć o swoje, tyrac orac i kombinować.
Becia23, dla mnie też to co napisałaś niewiele się różni od sytuacji w Polsce, serio.
I tak masz dobrą sytuację skoro możesz wybrać czy wolisz mieszkać sama czy wynajmować pokój/wrócić do rodziny.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 stycznia 2015 11:26
Martuha - na razie to ja jestem skazana na mieszkanie z rodziną, wybieram sobie póki co planowo, bo zanim będę mogła faktycznie wybierać to jeszcze trochę czasu minie 🙂 (a jak to zwykle z życiem bywa - może nie wypali i tyle)

Co do kupowania ziemi i budowania domów - cóż, może odniosłam mylne pojęcie poprzez czytanie re-volty, widzę że jednak wciąż w Polsce ludziom się to udaje (nie wszystkim, prawda, ale jednak)

escada - myślisz, że tutaj posiadanie prywatnej firmy to siedzenie i pachnięcie kwiatkami? Też trzeba ciężko harować. Różnica jest taka, że Ty jednak wciąż swój biznes masz (i ciesz się z tego, serio!), a tutaj pomimo takiego samego zapier*lu konkurencja z palcem w tyłku miażdży. I można stanąć na rzęsach, i tego nie zmienisz.

Nie jestem kompletnie oderwana od Polski, czytam to forum jak i kilka innych, nie tak dawno temu przesiedziałam w Polsce pół roku i widziałam, że ludzie sobie jakoś radzą.
W UK radzą sobie pozornie - tutaj żyje się na kredyt, dosłownie - zaprzedając swoją duszę bankom do końca życia - i tak jadą prawie wszyscy, którzy chcą jakoś żyć - no chyba, że mają kasę po rodzinie.

Jasne, że jedyne wyjście to walczyć o swoje i kombinować 🙂 I ja wiem, że Polacy wiecznie będą narzekać na swój kraj, żeby nie wiem co - zawsze będzie im mało - ale mówię serio, przeciętny obywatel ma trochę większe szanse na życie na poziome w Polsce niż w UK (tutaj panuje specyficzny ustrój społeczny, z bardzo silnym podzieleniem na klasy). Masz własną firmę, willi z basenem nie masz, ale jakoś dajesz radę, nie musisz zapierdzielać w McDonaldzie za psie grosze - doceń to! :kwiatek:
sonkowa powalcz o stancje, czułam sie podobnie, a od kiedy zrezygnowałam z akademika jest trochę lepiej 😉
nikinga problem w tym, że nie robię nic innego odkąd poszłam na studia.  😉
Becia23, a myślisz, że tutaj ludzie dostają pieniądze w spadku? Nie znam osoby bez kredytu, czy to takiego na 5 lat czy na 50.
Masz z krajem kontakt przez re-voltę? Nie od dziś wiadomo, ze jezdziectwo to nie sport dla ubogich i większość użytkowników tego forum ostro haruje na to, żeby móc sobie na tak drogie hobby pozwolić. Jestem gotowa założyć, że ludzie tu skupieni należą do tej bardziej zaradnej części społeczeństwa niż przysłowiowa Krystyna z działu mięsnego.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 stycznia 2015 12:32
abre, przecież napisałam jak byk, że niedawno posiedziałam sobie pół roku w Polsce, i to w jej biedniejszej, zacofanej części - więc coś widziałam. A to nie jest jedyne polskie forum, jakie czytam, jeśli o internet chodzi.

Jak już napisałam - ja wiem, że Polakom zawsze będzie źle, zawsze mają najgorszy kraj z możliwych, zawsze inni mają lepiej i nigdy nasz własny kraj nas nie zadowoli. I akceptuję Wasze podejście, bo takich rozmów miałam już zbyt wiele, żeby dalej naiwnie sądzić, że ludzie zechcą mi uwierzyć 🙂

No więc OK: w Polsce jest strasznie i wszyscy żrą mlecz pod mostem. W innych krajach mamy krainę mlekiem i miodem ociekającą 😍
(a ja śpię na materacu z kasy pewnie)

Przepraszam, do wątku przyszłam sobie tylko ponarzekać (bo do tego w sumie służy), nie dyskutować :kwiatek:
Averis   Czarny charakter
10 stycznia 2015 12:35
No ale jeśli jest tak fatalnie w UK i w miarę dobrze tutaj, to czemu nie wrócisz. Z postów wynika, że jesteś na obczyźnie nieszczęśliwa bardzo i nie ma tam perspektyw.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 stycznia 2015 12:38
Wróciłabym z wielką chęcią: ale nie mam rodziny, do której mogłabym wrócić (żeby mieć chociaż chwilę czasu na ogarnięcie spraw pracy i mieszkania) ani na razie nie mam wystarczająco uzbieranej kasy, żeby z nią wrócić do Polski i mieć rezerwę na zorganizowanie sobie życia. Na razie, bo wciąż rozważam, że zamiast znajdowania własnych 4 kątów tutaj, lepiej posiedzieć jeszcze trochę u mamy i uzbierać wystarczającą ilość kasy na start w Polsce 🙂 Gdybym miała wrócić teraz, tak jak stoję, to musiałabym dosłownie mieszkać na ulicy.
Becia23, hymn... Tylko to Ty piszesz, ze masz dość harówki i jest Ci trudno. I że ten raj na Wyspach rajem nie jest. Ja Polskę lubię i przez 90% czasu dobrze mi się tu żyje. Pozostałe 10% to nieprzyjemne zderzenia z pozostałościami po dawnym systemie i biurokracją (choć też nie zawsze).
A że na nie mieszkanie na ulicy trzeba zapracować... Jak wszędzie.
Becia po pierwsze nie napisałam że w uk jest łatwo więc nie przekrecaj. Po drugie nie narzekam na tazlapolskę jak długa i szeroka. I po ostatnie doceniam to co mam i robię ale zawdzięczam to ciężkiej pracy a nie marudzeniu że się nie da. Tu tez jest konkurencja w mojej branży która miałA lepszy start niż ja a jakoś mnie nie zmiazdzyla - to pewnie cud a nie upór i harowka- takie rzeczy tylko w uk 😉


Edit: faktycznie nie muszę pracować w mcu za marne grosze, ale od cczasu do czasu muszę położyć gladzie, panele, kafle czy zrobić renowację mebli po godzinach żeby zapłacić rachunki. Dorabiam gdzie się da. Ale to pewnie tylko w pl się tak da.
Ja sie tylko trochę wtrące. W życiu nie ma nic za darmo. Napisałaś, ze zarabiasz tyle aby przeżyć ale wolne tez masz (piszesz o wolnych weekendach). Wbrew pozorom im wiecej sie zarabia tym wiecej czasu trzeba na to poświecić , a im dalej w to webrniesz tym wiecej robi sie problemów i harować trzeba jeszcze wiecej. Niektórzy NIGDY nie mają wolnego. Pieniadze wydają na wyjazdy związane z pracą, imprezy związane z pracą. Całe ich życie jest związane z pracą. Stać ich na urlopy w najlepszych hotelach ale co z tego jak nie ma możliwości wziąć tego urlopu. Co z tego, ze na koncie mają tyle, ze na logikę mogą do końca życia siedzieć dupą w fotelu przez telewizorem w pięknej willi i z obsługą, która bedzie przynosiła im najlepsze trunki. Nie da sie tak. Nie mogą od tak zrezygnować.
A własna firma to same problemy. Tak jak napisała escada - nie masz stałej pensji , ale masz pracownikow, którzy tą stałą pensje muszą dostać chociaż miałabyś ją wyciągnąć z własnej kieszeni. Są rachunki, są pieprznięci ludzie, którzy tylko czekają na twoją potyczkę. Fajnie gadać jak sie nie zna sytuacji.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 stycznia 2015 16:36
Nie weekendy. Dwa dni wolne, gdzieś tam w środku tygodnia. O wolnych weekednach to ja sobie mogę pomarzyć 🤣
No, do posiadania wolnego zmuszają regulacje prawne (nawet jeśli jeden dzień). A jak ma się wyjątkowo ciężką harówkę, to nie ma siły, żeby w ciągu tego wolnego dnia robić jakąś ekstra kasę jak sprzątanie domów za kasę (co nota bene teraz też robię 🤣 )

Mi cały czas chodzi o to, co tak ładnie ujęła halo:
Do niedawna, miałam wrażenie, był wybór - można było wybrać umiarkowaną gonitwę za kasą i umiarkowane życie. Dziś jakby staje się czarno-biało. Albo haruj bez pamięci, albo mlecz. Przynajmniej u tych, którzy nie mają znaczącego kapitału/nieruchomości.

- że nie ma jakiegoś happy medium, do wyboru są tylko dwie ekstremalne opcje w dzisiejszych czasach.

Ja przecież nie mówię o posiadaniu kasy na willę z basenem i zagraniczne wakacje, trochę za biednie się wychowałam, żeby o tym marzyć 🙄 Ja mówię o takiej podstawie jak własne mieszkanie, które nie jest pleśniejącą dziurą w nieciekawej okolicy i auto, które nie psuje się na każdym skrzyżowaniu. Czytajcie ze zrozumieniem proszę 🙂
I w moim narzekaniu chodziło o to, że na taką pozorną podstawę normalnego (normalnego, nie ekskluzywnego!) życia trzeba wybrać tą drugą opcję wściekłej pogoni za pieniędzmi - bo z tej pierwszej opcji pracy 8 godzin dziennie po prostu nie starcza na to normalne życie.

Że własna firma to duże zmartwienie i wielki problem - jasne. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale w dobie takiego rynku pracy (przynajmniej jak tutaj) gdzie panuje po prostu przesyt dostępnych pracowników - ciężko znaleźć "dobrą" pracę (czyli na dobrych warunkach - znowu, nie mówię o kokosach za siedzenie na dupie!).

Co mi chcecie udowodnić? Że nie mam pojęcia o pojęciu? No może jednak mam* 🙄 Natomiast trochę mnie śmieszą sytuacje, kiedy Polacy próbują mi wmówić, jak ja to mam o wiele lepiej w UK, chociaż sami tu nie byli - i podczas takich dyskusji, inni Polacy, którzy jednak znają angielskie realia, jakoś nabierają wody w usta 🙄

*rodzina ma wieloletni prywatny biznes

Dzięki dziewczyny, do wątku przyszłam sobie ponarzekać, a nie być nawracana na jedyną właściwą rację :kwiatek:

I nawet doskonale rozumiem, że albo idę żreć mlecz, albo ciężko haruję, jeśli chcę coś osiągnąć - i z całą akceptacją godzę się na tą opcję przebywania w domu po 7 godzin w nocy, żeby tylko spać - i to robię. Po prostu nie podoba mi się, że obecnie nie ma już tego happy medium, tylko te dwie opcje


A własna firma to same problemy. Tak jak napisała escada - nie masz stałej pensji , ale masz pracownikow, którzy tą stałą pensje muszą dostać chociaż miałabyś ją wyciągnąć z własnej kieszeni. Są rachunki, są pieprznięci ludzie, którzy tylko czekają na twoją potyczkę. Fajnie gadać jak sie nie zna sytuacji.


Bałagam, tylko nie demonizujcie tak własnej działalności. U mnie 3/4 rodziny i sporo znajomych ma swoje firmy i jest to dla nich dużo bardziej opłacalne niż etaty u kogoś. Dużo więcej z tym stresu i roboty, ale i zyski często większe.
Otóż to, za nic nie poszłabym na etat 😉

Becia ja na 13 dni wolnego czekałam prawie 5 lat, serio 😉 ja nic ci nie wmawiam a ty przekrecasz moje wypowiedzi niestety.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 stycznia 2015 17:07
escada, to o wolnym było do sonkowej :kwiatek:
busch   Mad god's blessing.
10 stycznia 2015 17:08
Becia23, pisałam Ci o tym mieszkaniu i samochodzie, bo niestety brutalna prawda jest taka, że to są dwa prawdziwe pożeracze pieniędzy. Uważam, że dla samotnej osoby na początku kariery zawodowej są to wręcz luksusy, na które ją najzwyczajniej w świecie nie stać. Auto jestem w stanie jak najbardziej zrozumieć, sama pochodzę z takiej wiochy, gdzie prawie nie ma czegoś takiego jak komunikacja publiczna. Natomiast to mieszkanie naprawdę będę "cisnąć", bo orientuję się trochę w polskich (warszawskich) realiach stosunku ceny wynajmu jakiegokolwiek mieszkania, a pensji, jakiej można oczekiwać na początku kariery, bez ryzyka że potencjalny pracodawca nas wyśmieje 😉. I naprawdę sama jako osoba introwertyczna i terytorialna najchętniej miałabym własne mieszkanie, natomiast jest to po prostu głupi pomysł. Wynajęcie pojedynczego pokoju robi ogromną różnicę w budżecie - z poziomu osoby walczącej o przetrwanie do poziomu osoby mogącej sobie pozwolić na przyjemności od czasu do czasu, bez strachu że nie starczy np. na dentystę. Naprawdę z serca Ci radzę - przemyśl kwestię tego pokoju  :kwiatek:. Przecież w tej chwili z Twojego opisu znajdujesz się w martwym punkcie - jesteś nieszczęśliwa, bo zarabiasz marne grosze, nie możesz tego zmienić, bo brakuje Ci pieniędzy na ewentualny okres przejściowy. Pewnie na ewentualne inwestowanie w siebie i zdobywanie lepszej pracy pieniędzy zabraknie Ci tak samo i utkniesz tak naprawdę w sytuacji, którą można opisać "ch***, ale stabilnie" 😉. Naprawdę warto, dla poczucia komfortu? Też pewnie wątpliwego, skoro możesz sobie pozwolić tylko na bardzo tanie mieszkanie.

Wynajmowaliście z właścicielem, to wiele zmienia - właściciel zawsze jest w pozycji siły w stosunku do wynajmującego, można zawsze poszukać układu gdzie właściciel wynajmuje całe mieszkanie na pokoje innym, albo na przykład wynająć coś większego i podnajmować pokój (wtedy masz kontrolę nad tym, kto tam będzie).

Co do tej beznadziejności w UK... no jakoś trudno mi w to uwierzyć 😉. Państwo ekonomicznie deklasuje Polskę, deklasuje ją w rankingach korupcji, transparentności rządu. Nie wspominając już o obciążeniach podatkowych, które dla polskiego przedsiębiorcy są ogromne, i to niezależnie od wypracowanego zysku, a w UK nikt nie doi do ostatniej kropli krwi małego przedsiębiorcy. Kwota wolna od podatku - w Polsce podatek dochodowy płaci nawet osoba uznana za znajdującą się na skraju ubóstwa - uznana, rzecz jasna, przez ten sam rząd polski 😉. Przykłady można by mnożyć, UK to po prostu dużo lepsza gospodarka od polskiej. Nie bez przyczyny to Polacy jeżdżą do UK, a nie odwrotnie.
no i socjal jak ci się noga powinie. tutaj cięzko o socjal jak ci się noga w postaci 'ciąży' powinie 😉

a ja polecam wzięcie się w garść. nie ma sytuacji bez wyjścia tylko nie zawsze chcemy wychodzić. Długo byłam w stagncji i wydawalo mi się że nic nie da się zmienić. ale dojrzałam do pewnych decyzji które pozwolą mi wyjśc na prostą finansową i byc może nawet za rok lub dwa uzyskać zdolność kredytową wraz z moim facetem. Choć droga którą zamierzam iśc nie będzie dla mnie ani łatwa ani komfortowa to wiem ze to jedyne wyjście by mieć ciastko i zjeść ciastko.

myślę ze byłoby ci również łatwiej gdybys nie musiała planować życia sama a miała kogoś kto będzie szedł z tobą i niósł swój własny wkład. ale o taką osobę trudniej niż o kasę 😉
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 stycznia 2015 17:59
escada, ale właśnie ja się biorę w garść - przecież ja ciężko pracuję i tylko sobie tak narzekam - nie siedzę na dupie i nie płaczę bezsensownie 😉 Ba, jak widać inni zauważają, że wolę już podejście "ch*wo ale stabilnie" byleby jednak coś robić 🙂
I nie mówię, że nie ma wyjścia: bo jest, po prostu szkoda mi, że są tylko dwie skrajności. Ale wybieram tą, która mi pasuje, licząc się ze wszystkimi konsekwencjami.

W pierwszym moim poście tutaj napisałam, że na pewno byłoby mi łatwiej, gdybym miała kogoś, z kim mogłabym dzielić życie - ale nie mam i się z tym godzę, śmiało biorę wszystko na własne bary 🙂

busch, dzięki, przemyślę sobie to wszystko - i najważniejsze jest to, jak najbliższe plany wypalą.
Becia ja po prostu chciałam pokazać, ze większe zarobki wcale nie równają sie temu, ze w domu jesteś częściej niż te 7 godzin na dobę. Czasami jesteś 2 godziny na tydzień tylko po to zeby przepakowac walizki. A ustawowe dwa dni wolnego? Blaaagam Cie.
Pracuje w każde wakacje. Praktycznie codziennie, bo dni wolne zostawiam sobie zeby pojechać na zawody. W domu wtedy tez bywam te 8 godzin, bo jeszcze trzeba do konia pojechać, jakieś zakupy robic. Mogłam rownież obserwować właśnie przykład osoby, o ktorej mniej wiecej napisałam. I wiesz co? W życiu bym sie nie zamieniła. Współczuje jej z całego serca i mam nadzieje, ze nigdy w życiu nic z nią juz nie bede miała wspólnego.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się