Czy tak musiało być?

Jak dla mnie, dramat... 😕
http://swiatkoni.pl/news-display/762.html
trzynastka   In love with the ordinary
05 maja 2009 15:11
normalnie aż nie chce mi się w to wierzyć. 😲
I tak zachowują się ludzie którzy kochają konie ? Nie ma na to słów.
Ada   harder. better. faster. stronger.
05 maja 2009 15:19
[']

Każdy kto uprawia jeździectwo kocha konie !

Tak myślałam do tej pory :/

Już pomijając organizatorów zawodów to najbardziej szokuje mnie fakt iż żaden zawodnik nie chciał pożyczyć przyczepy !
Jestem bardzo ciekawa czy wogóle ktoś jej pomógł ?
Aż beczeć się chce od tego !  😕 😕 😕

KuCuNiO   Dressurponyreiter
05 maja 2009 15:41
Nie mam słów.
Biedny koń i zawodniczka...... 🙁
To prawdziwy koszmar. Aż mi brak słów na taką znieczulicę. 😕
Aż ciężko w to uwierzyć. Szkoda konia, szkoda Kasi.
Niedobrze mi się robiło jak to czytałam, wszystkim tym którzy stali i patrzyli albo w ogóle nie pomogli powyrywałabym nogi z tyłka.
IloveMosiek   Mościsław & Co
05 maja 2009 15:57
niektórzy ludzie to skur****ny...
Czy ktoś mógłby przekopiować artykuł?
Nie otwiera mi się stroną Świata Koni...
Czy tak musialo być?
05.05.2009
W ubiegłą sobotę w czasie dojazdu na zawody w Ostrowie Wielkopolskim miał miejsce wypadek w wyniku którego ostatecznie padł KOŃ. Wypadek miał miejsce kilkaset metrów od terenu zawodów… Czy koniowi i zawodniczce udzielono efektywnej pomocy, która mogłaby konia uratować?

  Dostałem dziś koszmarnego maila w sprawie wypadku i w efekcie upadku konia w Ostrowie Wlkp. List – mail jest podpisany przez osobę do której uczciwości, wrażliwości na tematy ”końskie” i obiektywizmu nie mam najmniejszych wątpliwości. W liście znalazły się również namiary na osoby będącymi bezpośrednimi świadkami opisanych wydarzeń…

  Nie jest to temat na news, ale niestety uważam cała sytuacja powinna być rozpowszechniona, a zachowanie wielu osób napiętnowane publicznie… Po to żeby nigdy więcej coś takiego się nie zdarzyło! Nie można tego „zamieść pod dywan”…

Poniżej nieznacznie przeredagowana treść listu, która jest po prostu porażająca!

„Witam, Panie Leszku

Mam dla Pana sprawę, niestety dramatyczną, ale mam nadzieję, że godną nagłośnienia.

Zawody ZR-B 2 maja, organizator: KJ OXER, miejsce: Park Miejski Ostrów Wielkopolski.

Kasia Kuryś wiozła tam przyczepą swojego konia. 200 metrów od miejsca zawodów w przyczepie załamała się podłoga, koń wypadł pod przyczepę, złamał nogę. Ponad godzinę leżał pod przyczepą, zanim udało się go wyciągnąć.

Kasia szukała pomocy na terenie zawodów, wszystko rozgrywało się niemal na oczach sędziów. Weterynarz zawodów przyszedł na miejsce zdarzenia, gdy koń został już wyciągnięty i opieprzył Kasię, że koń stoi na ulicy i że trzeba go uśpić. Ponieważ Kasia nie zgodziła się na uśpienie, lekarz wzruszył ramionami i zostawił ją tam razem z koniem. Więcej się nie pokazał.

Po wyciągnięciu koń stał na ulicy ze złamaną nogą ponad 5 godzin (!!!!!!!), ponieważ NIKT z terenu zawodów nie chciał Kasi pożyczyć przyczepy do przewiezienia konia do kliniki. Kasia miotała się od zawodnika do zawodnika, mając nadzieję, że ktoś pożyczy przyczepę. NIKT NIE POMÓGŁ!!!.

5 godzin trwało zorganizowanie transportu, ściągnięcie lekarza weterynarii, żeby można było konia przewieźć do kliniki dr Golonki. Koń został zoperowany, noga złożona. Niestety, po wybudzeniu z narkozy, dostał mięśniochwatu i nie udało się go uratować. Jednym z powodów było wycieńczenie, długotrwały szok po wypadku, cierpienie konia przez wiele godzin, bez środków przeciwbólowych i uspakajających.
 
Panie Leszku, wypadki się zdarzały, zdarzają i będą zdarzać. Reakcje i pomoc ludzi, zawodników, lekarzy, sędziów, organizatorów, MIŁOŚNIKÓW KONI nie zawsze są w stanie uratować zwierzę, ale BRAK REAKCJI ???!!! Nie chciałabym tego zostawić bez należytego komentarza. Czy Pan może przyjrzeć się tej sprawie?”

Mój komentarz…
Abstrahuję tu od przyczyn samego wypadku i stanu technicznego koniowozu. Kilka lat temu mój bliski znajomy wiaząc m.in. naszego konia na zawody miał podobny przypadek, na szczęście bez większych konsekwencji dla koni…
Jest też faktem, że organizator nie odpowiada za wypadki w czasie transportu na i z zawodów. Ale opisana powyżej sytuacja w drastyczny sposób odbiega od normalności  oraz zasad postępowania nie tylko między ludźmi…

Obojętne czy zdarzenie miało miejsce już na terenie zawodów, czy 200 metrów od nich, czy choćby kilometr… Dla mnie jest po prostu nie do pojęcia brak efektywnej reakcji i pomocy ze strony organizatora oraz obowiązkowo obecnej na zawodach służby weterynaryjnej. Równie przerażający jest fakt odmowy pomocy w transporcie do kliniki ze strony zawodników mających na zawodach koniowozy. To się w głowie nie mieści!!!

Co ja bym zrobił będąc na zawodach?

Przede wszystkim zmobilizowałbym wszelkie środki i ludzi, aby pomagać i ratować, albo ratować i dalej pomagać!
Po drugie zadzwoniłbym do Straży Pożarnej, która dysponuje odpowiednim sprzętem, po pomoc w wyciągnięciu konia spod przyczepy!
Po trzecie - lekarz weterynarz: na stałe przy koniu i telefon do jego kolegi lub nawet lekarza powiatowego o szybki przyjazd i pomoc!
Po czwarte -  jako organizator postarałbym się (choćby po awanturze i przerwaniu zawodów!!!) o szybkie załatwienie koniowozu lub jakiegokolwiek bezpiecznego transportu konia do kliniki!
W powyższym przypadku trudno nawet mówić o „znieczulicy” z którą spotykamy się bardzo często na co dzień.
To przypadek dużo gorszy i mam nadzieję, że sprawą zainteresuje się nie tylko wielkopolski OZJ, ale również odpowiednie władze w PZJ!!!
I w stosunku do osób odpowiedzialnych za organizację zawodów oraz tzw. oficjalnych wyciągną odpowiednie wnioski i konsekwencje…

L.D.

Brak słów  😲
Czytaliście komentarze? Dziwi mnie, że osoby startujące wypowiadają się z taką znieczulicą o sytuacji, na zasadzie "sama sobie winna, bo do mnie nie przyszła...". W takich sytuacjach właściciel konia naprawdę ma ciężko biegać i każdemu od nawa opowiadać o tragedii licząc na zrozumienie. Pomimając zachowanie osób oficjalnych na zawodach, pierwsza osoba powiadomiona powinna poprostu pomóc! Na zasadzie "idź dziewczyno do konia, a ja załatwię resztę". Ja bym tak postąpiła. Nawet jeśli sam pytany nie może pomóc, to może włączyć się w poszukiwanie osoby, która pożyczy przyczepę. Dlaczego nie został koń opatrzony jeśli właścicielka odmówiła uśpienia?
W takich chwilach wstyd mi, że jestem człowiekiem...
No to jest jakieś chore... Jak sobie wyobrażę rozpacz tej zawodniczki i tych wszystkich szportowców, którzy jej odmawiają głupiej przyczepy, to mi się słabo robi...

Nie tyczy się to tylko koni. Może to nieadekwatna sytuacja, ale ostatnio bardzo źle się czułam i wyładowała mi się komórka - chciałam zadzwonić po tatę, żeby po mnie przyjechał, bo nie mogłam wytrzymać z bólu. 3 zapytane na przystanku osoby odmówiły mi wykonania krótkiego telefonu z ich komórek, mimo że oferowałam im kasę  oczywiście i mówiłam jaka jest sytuacja. Dodam, że wracałam z pracy, więc wyglądałam schludnie. Myślałam, że się popłaczę na tym przystanku. Musiałam przejść na piechotę 2 przystanki i kupić kartę telefoniczną w kiosku. Zanieczulica, brak serca.
U mnie w stajni czesto odbywaja sie zawody. Nie wyobrazam sobie, zeby zawody nie zostaly przerwane w takiej sytuacji, ani zeby nie zostalo oficjalnie ogloszone ze natychmiast potrzebna jest przyczepa. Po prostu sobie nie wyobrazam. Nie wiem, jak w stakiej sytuacji mozna odmowic pomocy. Tutajk sa winni wszyscy Ci, ktorzy widzieli sytuacje, dysponowali przyczepa i NIC nie zrobili.  Nie wyobrazam sobie, zeby sedzia glowny zawodow nie zareagowal, a weterynarz machnal reka.
"Dziwi mnie, że osoby startujące wypowiadają się z taką znieczulicą o sytuacji, na zasadzie "sama sobie winna, bo do mnie nie przyszła...". W takich sytuacjach właściciel konia naprawdę ma ciężko biegać i każdemu od nawa opowiadać o tragedii licząc na zrozumienie."
bera7, moim zdaniem komentujący nie wypowiadali się na tej zasadzie. Po prostu mówili, że nikt się do nich nie zgłaszał i o NICZYM nie wiedzieli. Czyli organizator nic nie powiedział. I dopiero teraz można się zdziwić - czemu nikt z zapytanych zawodników nie poszedł do organizatorów, jeśli Kasia nie mogła.
Tak, niestety, znieczulica po prostu wszechobecna...
Stalam na przystanku, obok mnie dwoch pijakow zaczelo sie bic, ale tak na serio, ze jeden drugiego mial realna szanse zabic/porzadnie okaleczyc. Babka kolo mnie mowi: "Boze, on go zabije". Ja mowie: "Dzwonie na policje" A ona: "Oj nie, niech pani nie dzwoni, po sadach beda pania potem ciagac".
To facet ma ZABIC drugiego, bo ludzie boja sie pojsc DO SADU?  🤔wirek:
Na szczescie obaj panowie spuscili z tonu i rozeszli sie, troche pokrawawieni.

Albo pod moim blokiem, na trawniku lezal facet. Najwyrazniej pijany, ale nie bylo pewnosci. A nuz byl cukrzykiem i stracil przytomnosc? I lezy, lezy, ludzie przechodza, przechodza, facet lezy, lezy, ciemno jest... no to zeszlam na dol, facet cos mruczal, ale kontaktu zero. Prosze przechodzacych ludzi, zeby pomogli. Uciekaja jak by to kupa smierdzaca lezala, a nie czlowiek. Obmacalam, znalazlam komorke, zadzwonilam do kogos, kto powiedzial mi, gdzie facet mieszka. Poszlam tam, zawiadomilam rodzine, ze facet tam lezy i zeby go zebrali z ulicy, bo go okradna/zabija/dostanie zapalenia nerek. Facet w drzwiach popatrzyl na mnie, zabral mi komorke i bez slowa poszedl po lezacego. Nawet dziekuje nie uslyszalam....

Stac i gapic sie, chetnie, ale zareagowac to nigdy nie ma komu.
Gillian   four letter word
05 maja 2009 17:20
szok  😲

wierzyc mi się nie chce z drugiej strony, że nikt nie był w stanie pożyczyc przyczepy albo chociaż konia swoją zawieźc.
wiecie co . to jest chamstwo.! widać ,że wszyscy pilnują swojej du*y a o innych się nie martwią ..  ale tutaj chodzi o KONIE.! o to co wsyzscy jeźdzcy kochaja i o co dbają ... ehh 🙁
Strasznie mi zimno, zimno, zimno. Ciekawe, dlaczego? (termometr 21 pokazuje).
Gillian   four letter word
05 maja 2009 17:45
tak myślę nad tym i im dłużej myślę, tym bardziej mi to podejrzane jest. Wyjdę na nieczułego buraka (znowu) ale... czy na pewno zrobiono wszystko co się da żeby zorganizowac pomoc? skoro to było 200 metrów od zawodów? czy sędzia przez mikrofon ogłaszał, że potrzebna jest natychmiastowa pomoc? itp itd.


Kurde ta tragedia pokazuje ludzik egoizm, ale ta sytułacja pokazuje że osoby które przebywały na tych zawodach nie myslaly o dobru koni tylko o wygranej i starcie w zawodach i przez to Kasia straciła konia

a jak sobie pomysle co czuje zawodniczka i czuł koń ehh....
Jestem w szoku, brak reakcji ludzi to jedno, ale pomyślcie co ten koń tam przeżywał przez te 5 godzin, ile stresu, bólu...
miloska nie można też tak uogólniać, że ludziom zależało tylko na wygranej i starcie, bo jakbyś poczytała komentarze, to ludzie pisali, że nic nie wiedzieli o zaistniałej sytuacji, nikt do nich po pomoc nie przybiegał, zawody przerwane nie były, nie było żadnego komunikatu, nagłośnienia tego, co się stało... Także tak zwalać na zawodników też nie można...
dempsey   fiat voluntas Tua
05 maja 2009 18:14
pomyślcie co ten koń tam przeżywał przez te 5 godzin, ile stresu, bólu
o tym sie nie da myslec bez dreszczy...  😤

Gilian mnie meczy to samo... W komentarzu na SK autorstwa p. Zawadzkiej z godz 18.59 jest informacja ze organizator wiedzial co gdzie i jak, ale nie naglosnil tego przez megafon.
Niepojete.
Gillian   four letter word
05 maja 2009 18:22
dempsey, no właśnie... więc leci sie w te pędy do sędziego i mówi - krzycz pan przez ten megafon! biega się od przyczepy do przyczepy i się żebra.

Nie ma co porównywac, ale kiedyś na zawodach wyrwał się koń z przyczepy, próbowalismy go załadowac ale potratował kilka osób - zawodnicy pomagali, jeden zostawił swojego konia i pobiegł do sędziego i sam przez mikrofon wezwał właścicieli. W tym czasie inny próbował uspokoic konia. Zawody to ogromna impreza, na której większośc ludzi zna się dobrze chociaż z widzenia - na pewno ktoś by pomógł...
dempsey   fiat voluntas Tua
05 maja 2009 18:31
ja nie watpie ze wlascicielka biegala i prosila - tylko przeraza mnie fakt, ze organizator nie spelnil jej prosby. tak przynajmniej wynika na razie z opowiesci.. nie moge tego zrozumiec.
Wiecie co ale to aż się wierzyc nie chce.. Gdy mój koń leżał ze złamaną nogą pod przyczepą to bym tam zrobiła taki raban i sama się do megafonu dorwała.. By musili chyba policje wezwać żeby mnie powstrzymać...

Nie wiem jak było naprawdę wiec nie chce nikogo osądzać, szkoda konia...
Wiecie co ale to aż się wierzyc nie chce.. Gdy mój koń leżał ze złamaną nogą pod przyczepą to bym tam zrobiła taki raban i sama się do megafonu dorwała.. By musili chyba policje wezwać żeby mnie powstrzymać...

Nie wiem jak było naprawdę wiec nie chce nikogo osądzać, szkoda konia...
Skoro nie chcesz nikogo osądzać, to po co perorujesz co to ty byś nie zrobiła, jakbyś znalazła się na miejscu tej biednej dziewczyny? Kuźwa, była w ciężkim szoku, bo jej ukochany koń miał ciężki wypadek i walczy o życie, a stado internetowych wojowników ma do Niej pretensje, że "nieefektywnie szukała pomocy"...  😲 Miejcie ludzie trochę empatii i wyczucia sytuacji.
No najwidoczniej nieefektowanie jej szukała.. I nie chodzi mi o to żeby jej dokopać tylko stweirdzam fakty... Najlepiej zwalić wszystko na ludzi wokół. Nie od dziś wiadomo ze liczyć można tylko na sibie i jak sam człowiek o siebie nie zadba to nic z tego.

Oczywiście że była w szoku, i niestety pewnie dlatego wszyscy ją olali, bo nie umiała postawic na swoim.

Poza tym trzeba na takie informacje w necie patrzeć z lekkim dystansem... Już raz przeczytałam ze się zawodnik zabił podczas skoku przez przeszkodę na zawodach skokowych, tylko ktoś zapomniał dodać że było to WKKW i jedna z trudniejszych kombinacji.

Nie chce mi sie uweirzyc ze wszyscy ludzie którzy byli na zawodach cierpieli na znieczulicę i NIKT się nie zainteresował, nie doradził spanikowanej dziewczynie i np. nie poszedł załątwiać tego wszystkiego za nią.
Witam, Nazywam się Ania Parzydło i również byłam odpowiedzialna za organizację tych zawodów. Bardzo dziwne jest wyciąganie tak pochopnych wniosków.
Przytaczam oficjalną odp. organizatora:
Witam
Nazywam sie Maciej Parzydło i zostałem oczerniony i oszkalowany w artykule i komentarzach które ukazały sie na portalu Świat Koni. Artykuł i komentarze dotyczyły wypadku jaki zdażył się 2 maja w drodze na zawody w Ostrowie Wielkopolskim. Chciałbym przedstawić sytuację jaką zastałem i zdać realcję z moich działań. Po pierwsze o wypadku dowiedziałem się telefonicznie od przypadkowego świadka zdażenia. Natychmiast udałem sie na miejsce i zaoferowałem swoją pomoc. Koleżanka właścicielki konia w dość ostry sposób podziękowała i powiedziała że same sobie poradzą (trzy kobiety i leżący w przyczenie ogier - całkowicie gotowy do startu - okiełznany, osidłany z wkręconymi hacelami!!!! bez ochraniaczy transportowych) Na miejscu wypadku była już policja, straż pożarna i dwaj lekarze weterynarii. Na wyraźną prośbę kierującego akcją strażaka zostałem i pomogłem rozciąć przyczepę, wywiązać konia i wyciągnąć go na ulicę (niejednokrotnie spociłem się i ubrudziłem leżąc pod przyczepą). Lekarze wcześniej podali leki uspokajające i przeciwbólowe. Właścicielka konia zadzwoniła do doktora Golonki z pytaniem czy można tago konia ratować( kon miał złamane kości tylnej nogi). Ponieważ była zbyt zdenerwowana doktor poprosił mnie do telefonu i zalecił pozostawienie konia na ulicy do czasu aż przestaną działać leki uspakajające i koń sam wstanie i zrobieniu opartrunku. Policja zabezpieczyła teren i zamknęła ulicę dla ruchu. Wróciłem więc na zawody, za które jako organizator byłem odpowiedzialny i do swoich zawodników - juniorów, których zostawiłem bez opieki trenerskiej. Zawodów nikt nie przerwał - wypadek miał miejsce 200 metrów od stajni z której pochodził koń a do terenu zawodów było ok kilometra. Nie informowałem przez mikrofon o zaistniałej sytuacji bo wśród koniarzy wiadomość rozeszła się lotem błyskawicy a tłum widzów, którzy byli na zawodach (organizowanych w parku miejskim podczas Festynu Rodzinnego) mógł tylko przeszkadzać w działaniach. Lekarz weterynarii zawodów nie pojechał na miejsce wypadku, gdyż miał pod opieką ok 30 koni na zawodach a przy rannym koniu było już dwóch weterynarzy. Drugi raz na miejsce wypadku zostałem wezwany kiedy koń wstał (jak widać odebrałem telefon) i nikomu nie udawało się sprowadzic go na pobocze. Natychmiast przyjechałem, przeprowadziłem konia w bezpieczne, zacienione miejsce i zgodnie z zaleceniami doktora Golonki zalożyłem świeży opatrunek i usztywniłem złamaną nogę konia. Równoczesnie lekarz weterynarii podawał zlecone przez doktora Golonkę leki. Krzykacze, którzy tak głośno teraz oczerniają wszystkich którzy próbowali pomóc nawet nie poszukali w tym czasie odpowiednich materiałów do usztywnienia choc stajnia była 200 metrów dalej. Usztywnienie zrobiłem z 10 paczek waty, bandaży, dwóch płaskowników i szyny Kramera pożyczonych od strażaków. Doktor Golonka powiedział, że tak zabezpieczony koń może przyjechać do kliniki nawet następnego dnia. Wróciłem więc na teren zawodów, które się zresztą zdążyły skończyć i zacząłem odwozić swoje konie do stajni (10 koni jedną przyczepą), oraz uprzątać teren parku (likwidować parkur, rozprężalnię itp.) gdyż za chwilę zaczynały sie tam występy festynowe. Po raz trzeci pojechałem na miejsce wypadku i zapytałem o stan konia i o to czy pił ale nie udzielono mi żadnej odpowiedzi. Polożyłem to na karb stresu i bólu w chwili tragedii i odjechałem widząc podjeżdżającą przyczepę. Nie wiem co jeszcze mógłbym zrobić i czy zrobiłem mało. Na pewno można było jeszcze szukać przyczepy z przednim trapem, gdyz taką wozi sie konie ze złamaną nogą ale nie znam nikogo kto taką ma. Jako organizator zawodów tak naprawdę nie byłem zobligowany do zajęcia się tą tragedią, bo koń w ogóle na zawody nie dojechał - nawet w pobliże zawodów. Nie odpowiadam też za ponoć nikłe zainteresowanie zawodników, czy taż niechęć do pożyczenia przyczepy. Sam mając 10 koni na zawodach w centrum miasta i jedną przyczepę do dyspozycji nie mogłem ich zostawić i jechać ponad 200 kilometrów do kliniki. Koń zresztą miał być ustabilizowany do transportu. Nie wiem kto udzieliłby mu pomocy, gdyby przewrócił się w przyczepie np. w środku lasu.Nie mogę się jednak pogodzić z tym, że "osoba wiarygodna" która zresztą nie ujawnia swojego nazwiska pisze artykuł a Świat Koni nie sprawdzając faktów publikuje go. Pytam gdzie etyka dziennikarska, gdzie rzetelność wykonywanego zawodu? Przecież można było zadzwonić choćby na policję , do straży pożarnej czy też do powiatowego lekarza weterynarii który został również opluty komentarzach. Istnieją przecież notatki służbowe po akcji w służbach do tego powołanych. Moje działania wynikały z chęci niesienia pomocy a nie szukania poklasku i robienia szumu wokól mojej osoby. Dla mnie najważniejszy był w tym momencie koń. Nie sądziłem, że świat Koni wzoruje się na Super Expresie a ambicje w szukaniu sensacji i opluwaniu ludzi (przecież to się najlepiej sprzedaje) czerpie z dziennika Fakt. Pewnie i sprostowanie wzorem wyżej wymienionych gazet ukaże się  "drobnym drukiem na ostatniej stronie". Jeżeli choć w jednym zdaniu mijam się z prawdą to poproszę o konfrontację z osobami, które były na miejscu zdarzenia: przede wszystkim z właścicielką konia, policją powiatową, strażą pożarną czy też oszkalowanymi lekarzami weterynarii.  
Proszę o opublikowanie mojego listu i zajęcia obiektywnego stanowiska
Maciej Parzydło


Ze swojej strony chciałam dodać tylko, że podczas rozcinania przyczepy główną uwagą Właścicielki było, aby uważać żeby siodło się nie zniszczyło.
Notabene sami byliśmy kiedyś w podobnej sytuacji, gdy mój koń wybił dziurę w przyczepie wystawiając nogę między koła. Obecna wtedy była osoba, która konia Pani Kasi przewoziła, i wiedziała, ze mieliśmy "doświadczenie", Ona jednak nie zadzwoniła, a zrobiła to osoba postronna, która zobaczyła samochód z przyczepą i samochody policyjne,a  więc zadzwoniła się dowiedzieć, czy wiemy co się stało. Po tym telefonie nasza reakcja była natychmiastowa.

Dlatego miło by było gdyby Voltopiry okazały się rzetelniejsze w wydawaniu osadów i zapoznały się z wersjami obu stron.
pozdrawiam
Ania
No właśnie o to mi chodziło.. Najłatwiej jest wszystkich zjechać po jednej informacji, które po prostu były pisane pod wpływem emocji i wyszły trochę przekoloryzowane.

No i tak zapewne się okaże ze prawda leży gdzieś po środku.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się