Czy tak musiało być?

opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 10:27
Dempsey - często bywa tak, że jak jest komunikat do wszystkich, to do nikogo. Najlepiej jest gdy podejdziesz osobiście i porozmawiasz. Niestety, to się nazywa rozproszenie odpowiedzialności - "ja nie mogę jechać / nie chce mi sie / nie mam czasu / ale tyle tu osób , że na pewno ktoś się zgłosi!".

Niewątpliwie mielibyśmy teraz jasnośc, czy przekaz trafił do wszystkich (bo jak relacjonowali zawodnicy w komentarzach na ŚK wiele osób nie wiedziało, że coś się wydarzyło). Nie daje to oczywiście pewności, że odpowiedź na apel byłaby większa.
dempsey   fiat voluntas Tua
07 maja 2009 10:29
mozliwe, psychologia tlumu itp
wydaje mi sie jednak ze na miejscu organizatora lepiej bym sie czula gdyby takie ogloszenie jednak poszlo.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 10:56
Nie poszło. Nie zmienimy tego.

Mnie dziwi nadal fakt, że zawodniczka, jak twierdzi, obdzwoniła wszystkich znajomych jej ludzi, z listu publikowanego na stronach SK wynika, ze także ktoś chodził i pytał zawodników o pomoc.

nikt nie pomógł. Dlaczego?

P.S. Oczywiście nie mówię o tych działaniach, które zostały podjęte przez organizatorów.
Pewnie każdy rozłożył ręce i powiedział: sorry, jestem w parku ze swoimi końmi, nie mam gdzie ich wstawić ( brak boksów ) i muszę jakoś dotrzeć do domu.
Lena, i właśnie w to wierzyć mi się nie chce. Po prostu nie wierzę, by ludzie byli nieczuli na widok zapłakanej, rozhisteryzowanej dziewczyny, która błaga ludzi o pomoc w ratowaniu konia. Dlatego właśnie coś mi się w tej całej historii nie zgadza. Bo po prostu nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś chodzi wśród zaparkowanych koniowozów i bukmanek i prosi przewoźników o pomoc i NIKT się nie stara nawet pomóc, coś wykombinować, coś załatwić, zorganizować.

Pan Parzydło coś mówił, że załatwiał, czy chciał załatwić transport dla tego konia, ale mu odmówiono. Znając realia - organizator zawodów jest osobą znaną w środowisku i myślę, że prędko coś mógłby zorganizować, gdyby była taka potrzeba. Być może jednak takiej potrzeby nie było, lub on nie odczuł, że taka potrzeba jest. Trudno też działać wbrew właścicielce konia, bądź też za jej plecami... prawda?

Jest kilka klocków w tej układance, które się nie zgadzają i należałoby to wszystko wyjaśnić. Niemniej jednak uważam, że karygodne jest to, jak przedstawił sprawę ŚK...

Staram się właśnie postawić w sytuacji zawodników, którzy byli na tych zawodach z własnym transportem. Możecie mnie zjeść, ale nie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że gdyby to do mnie podbiegła osoba rozpaczliwie szukająca transportu, odstąpiłabym własny trajler i została ze swoim koniem w środku obcego miasteczka bez żadnego "dachu". Na pewno obdzwoniłabym znajomych, próbowała z kimś się zabrać, ale gdyby nic z tego nie wyszło - myślę, że zabrałabym stamtąd najpierw własnego konia.
a może tak osoby rzucające ,,gromy " za brak pomocy na wszystkich w okolicy zwrócą tak uwage na maleńki szczegół - szczególik !!! potrzebna była przyczepa z trapem z przodu !!! na to zwrócił uwage i organizator ( sory nie pamiętam nazwiska ) i poszkodowana - zawodniczka . ile takich przyczep było w okolicy ? ( zawodniczka pisze o jednej , której właściciel odmówil pomocy ) nie wyobrażam sobie wychodzenie konia ze złamaną tylną nogą z przyczepy ,,normalnej" , prawdopodobnie przyniosłoby to więcej szkody niż czekanie tych kilku godzin .
dempsey   fiat voluntas Tua
07 maja 2009 12:54
spokojnie blucha nikt nie rzuca gromow
wszyscy sie zastanawiamy nad przyczynami tragedii - post factum i przez internet...

co do trapu z przodu to z wypowiedzi zawodniczki wynika ze owszem byl bardzo pozadany ale nie niezbedny. tzn. rownolegle usilowaly organizowac zwykla przyczepe - aby tylko pojechac. tak zrozumialam jej wypowiedz.
zreszta najgorzej przy wyladowaniu, a wyladunek byl juz w klinice pod okiem dr. Golonki
poza tym nie wiemy jaka w koncu kon pojechal przyczepa. moze wlasnie zwykla, bo innej sie nie dalo znalezc

a co do tego co bardziej ryzykowne - jechac zwykla czy czekac dluzej ale jechac z trapem z przodu - to juz zadanie weterynarza prowadzacego, zeby okreslic stopien ryzyka i dac wskazowki co lepsze w takiej sytuacji. a nie nasze, laikow.
A była brana pod rozwagę opcja zespolenia nogi na miejscu?
Czy gdzieś bliżej? Dr.Przewoźny nie jest bliżej?
Staram się właśnie postawić w sytuacji zawodników, którzy byli na tych zawodach z własnym transportem. Możecie mnie zjeść, ale nie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że gdyby to do mnie podbiegła osoba rozpaczliwie szukająca transportu, odstąpiłabym własny trajler i została ze swoim koniem w środku obcego miasteczka bez żadnego "dachu". Na pewno obdzwoniłabym znajomych, próbowała z kimś się zabrać, ale gdyby nic z tego nie wyszło - myślę, że zabrałabym stamtąd najpierw własnego konia.

Moje wewnętrzne rozmyślania biegną podobnym tropem. Obok haseł "wszyscy", "nikt". Gdzie mi tam sądzić innych ludzi? I to jeszcze tak hurtem...

Ale ja nie bywam na zawodach, może "nie czuję" tematu. Ot, też mi się wydaje, że ludzie jednak najpierw o swoich koniach myślą. Staram się nie myśleć ogólnikami, a wyobrazić sobie jakieś bardziej konkretne okoliczności. Ktoś np. ma niespokojnego ogiera - i co, zostanie z nim w ręku? Albo musi wracać zająć się swoją stajnią i końmi. Różne dylematy mogli mieć różni ludzie. Niekoniecznie każde "nie" musiało być "nie bo nie", albo "nie, to niewygodne dla mnie rozwiązanie". Świat ma to do siebie, że stawia opór, nie wszystko układa się pod nas.
Lena, oczwiście, że sytuacja z perspektywy zawodnika trudna, bo teren nie był stajnią i nijak do trzymania koni nieprzeznaczony. Jednak właśnie o odruch chodzi. Może własnego trailera byś nie dała... Ja też zapewne nie, ale znając mojego chłopa, bez zastanowienia by wsiadł i zawiózł. Stajnia pani Kasi była tak niedaleko, że mogłaby użyczyć własnego boksu na ten czas. Sytuacja byłaby dla wszystkich stresująca, dla ludzi i koni, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, że bym przeszła obok sprawy obojętnie i po prostu powiedziała suche NIE i poszła się napić piwka.

Poza tym są przecież przewoźnicy, którzy się tym trudnią. Jeden zna drugiego, może zadzwonić, zapytać, poradzić. Wspólnie coś ustalić. Przecież światek jeździecki jest maleńki. Wszyscy się znają. Jeden do drugiego, drugi do trzeciego. Przecież właśnie tak działa też nasze forum. W ciągu kilku chwil mogę dowiedzieć się co się dzieje na pomorzu, czy w krakowie, czy w białymstoku. Wystarczy wysłać priva, odezwać się na gg. Ktoś by przyjechał, ktoś by pomógł, ktoś by doradził. Nie wierzę, że wszyscy ludzie w koło wykazali się złą wolą i obojętnością, bo sama do tego światka należę. Dlatego właśnie gdzieś musi tkwić szczegół, który zmienia całą postać rzeczy. Coś, o czym nie wiemy i co zaburza cały obraz...

Teodora święte słowa, dlatego wciąż powtarzam, że nie wierzę, by "wszyscy" wykazali się złą wolą. Świat nie jest czarno biały i nie dzieli się na tych, którzy sobie flaki wyprują dla innych i tych, którzy cudze nieszczęście mają gdzieś. Jest jeszcze cała gama szarości, o których jakby się zapomina.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 13:23
Słuchajcie - ale "pomoc" to nie tylko odstąpienie własnej przyczepy.

blucha zawodniczka pisze, że nikt nie chciał jej POMOC, a nie tylko nie chciał pożyczyć przyczepy. To spora różnica, powiedziałabym nawet, że znacząca.

Ja też nie wiem, jak bym się zachowała, będąc i na miejscu zawodniczki a na miejscu innych osób. Ale na pewno moge powiedzieć, że nie zostawiłabym tej sprawy samej sobie, starałabym się coś zrobić, aby pomóc.

A możliwości jest wiele. kilka z nich:

W stajni zawodniczki był przecież wolny boks - można było wstawić tam konia i przyczepe pożyczyć. Nawet konia zawieźc (za pieniądze lub za darmo, to juz sprawa każdego z osobna).

Obdzwonić znajomych koniarzy, wetów, ludzi posiadających możliwości.

Można było zawieźc własnego konia do stajni i dopiero wtedy pomóc - wg p. Parzydło weterynarz wyraźnie powiedział, ze po podaniu środków konia można przywieźc nawet następnego dnia.

Można było pomóc. Pomoc w tym przypadku to nie tylko przyczepa, ale wiele innych działań. Więc albo ludzie byli obojętni, albo zawodniczka "nie postarała się" należycie, aby sprawę nagłośnić.

Dlaczego nie chciała przyjąć pomocy od p. Parzydło - czyli transportu konia? To mnie zastanawia.

Dodam, że nie tworzę teorii spiskowej. Zadaje proste pytania, bo zastanawiam się, dlaczego tak się stało, jak się stało. Jaki był powód.

A była brana pod rozwagę opcja zespolenia nogi na miejscu?
Czy gdzieś bliżej? Dr.Przewoźny nie jest bliżej?


Ostrów jest mniej/więcej pośrodku Gliwicami a Bukiem - może do Przewożnego deczko bliżej...
[quote author=Tania link=topic=5635.msg247652#msg247652 date=1241697438]
A była brana pod rozwagę opcja zespolenia nogi na miejscu?
Czy gdzieś bliżej? Dr.Przewoźny nie jest bliżej?


Ostrów jest mniej/więcej pośrodku Gliwicami a Bukiem - może do Przewożnego deczko bliżej...
[/quote]
No już wiem,patrzyłam na mapę.  🤔
wydaje mi sie jednak ze na miejscu organizatora lepiej bym sie czula gdyby takie ogloszenie jednak poszlo.
Zrozumcie jedną rzecz. Organizator zapytal zawodniczke czy sobie poradzi. Ona odpowiedziala ze tak. (może zwodzona przez obietnice przyjazdu odpowiedniego transportu) A skoro tak to dlaczego on mialby załatwiac transport czy mowic cos przez mikrofon. Chyba nie padła taka prośba.
Wiem że to też jest trudne prosic o pomoc. Osobie poszkodowanej, w szoku wydaje się że to że potrzebna jest pomoc i jaka jest widoczne gołym okiem jednak nie wszyscy wiedza co robic, jak pomóc czy się wogóle odezwać. 
Mi chodzi po głowie pytanie... (wiadomo że koniowóz lepszy i wygodniejszy a to wazne w takim wypadku) ale czy nie mozna bylo konia przetransportowac przyczepa i przy rozladunku wyciagnac przegrode. zawrócić konia w przyczepie zeby schodzil przodem?
PS. Ponoć feralna przyczepa była w dobrym stanie i podłoga też była na oko ok.
dempsey   fiat voluntas Tua
07 maja 2009 15:47
Chyba nie padła taka prośba.

Jur, czytales dokladnie post Katarzyny K?

Dziekuje Panu Mackowi ze zrobil to co zrobil, a jednoczesnie mam potworny zal ze slowa nie pisnol przez mikrofon, ze potrzebny jest pilnie transport dla rannego konia,i ze od momentu opatrzenia rannej nogi nie odbieral telefonow, bo wlasnie o taki komunikat  chcialam go prosic.Ale zaznaczam , mial do tego wszelkie prawo.

byc moze w emocjach proste komunikaty miedzyludzkie mogly zostac wypaczone. .. nie wykluczam.
Słuchajcie - ale "pomoc" to nie tylko odstąpienie własnej przyczepy.

blucha zawodniczka pisze, że nikt nie chciał jej POMOC, a nie tylko nie chciał pożyczyć przyczepy. To spora różnica, powiedziałabym nawet, że znacząca.


- policja - zabezpiecza miejsce zdarzenia
- straż pożarna - wydobywa konia z przyczepy
- p. Parzydło - pomaga podczas wydobycia konia i opatruje
- lekarze weci - podaja leki ( sama zawodniczka przyznała że zostały podane ) więc weci też byli na miejscu
więc o jaką POMOC oprócz transportu jeszcze chodzi ?????????
Witam,
Po raz kolejny pozwolę sobie zamieścić wyjaśnienia na post Pani Kasi:
Jest to wypowiedź mojego Taty:

Pani Kasiu na świecie koni obiecałem że nie będę się już wypowiadał.
Rozumiem Pani  ból po stracie przyjaciela !
Byłem na miejscu zdarzenia i trzeźwo oceniając sytuację muszę do pani słów się odnieść.
1  Uważam że  transport konia NATYCHMIAST po tym jak wstał był bardzo ryzykowny ja miałem problem żeby przeprowadzić go 5 metrów na pobocze  a on miał wejść do przyczepy i jechać 200 km. Gdyby ten koń przewrócił się 50 kilometrów dalej po raz drugi w przyczepie to kto by pomógł ? Oczywiście nie namawiałem do pozostawienia go ale co robić gdy nie ma transportu – czekać.
2 Uważałem za priorytet znalezienie przyczepy odpowiedniej do transportu konia ze złamaną nogą tj z przednim trapem. Jedna już spowodowała nieszczęście !
3  Na miejsce zawodów dotarła pani Ania i ta mogła osobiście rozmawiać z ich uczestnikami. Myślę że to robiła. Mogła również skorzystać z mikrofonu. Wzięła natomiast od mnie nr Tel do dr Grunwalda bo był pomysł przeprowadzenia operacji na miejscu ( nie wiem  czyj ).
4 Na zawodach tak naprawdę  było ok. 30 zawodników z 6 klubów i mam informację że większość o wypadku wiedziała nie ogłaszanie przez megafon miało nie spowodować zbędnych  dla widzów i postronnych uczestników festynu  sensacji.
5 Pani Kasiu jeżeli jak Pani pisze nie mogła Pani patrzeć na cierpienie konia to TRZEBA BYŁO DOTRZEĆ NA ZAWODY to 1,5 km i samemu próbować załatwić transport skoro nam się nie udało !
6 Co do siodła to podczas prób wydostania konia mówiła Pani żeby ma nie uważać (być może szok ale fakt) Gdyby to było moje siodło to pierwszą rzeczą jaką bym zrobił to przeciął popręg ! Siodło zostało zdjęte po wyciągnięciu konia.
7 Przeżyłem taki wypadek mój koń przebił ścianę boczną przyczepy i wystawił nogę między dwa koła.
Nogę uratował dr Golonka  ale duży wpływ na to jakie były skutki wypadku miały poprawnie założone ochraniacze transportowe.
8 W Pani przyczepie nie odpadła podłoga powstały dwie dziury dokładnie pod lewą przednią i tylną nogą . Nie mnie jest orzekać czy przyczyniły się do tego hacele ale przez analogię :  Jakie są obrażenia kiedy na nodze stanie nam bosy koń okuty lub z wkręconymi hacelami ?
10 Co do podziękowań nie robiłem tego dla poklasku zobaczyłem tragedię i chciałem pomóc na tyle ile mogłem. Podziękowania należą się wszystkim którzy byli zaangażowani  w tą akcję.
Jeszcze raz wyjaśniam nie mogłem pozostawić w parku powierzonych mojej opiece zawodników bo w razie jakiegokolwiek nieszczęścia prokurator nie pytałby ile w tym czasie koni ratowałem ale o niedopełnienie przeze mnie obowiązku opieki nad nieletnimi!
11 Telefony odbierałem bo byłem po raz drugi byłem na miejscu  żeby zmienić opatrunek na nodze i sprowadzić konia po tym jak wstał na pobocze
Ps
1 Nie jest prawdą że jak sugerował redaktor SK jestem lekarzem weterynarii.
2 ŹRODŁO PANI INGI NADAL SIĘ ZE MNĄ NIE SKONTAKTOWAŁO.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 19:28
blucha zawodniczka prosiła o wszelką pomoc, zanim rozpoczęły się akcje związane z wydobyciem i ratowaniem konia.  Nie tylko o pozyczenie przyczepy. Nikt jej nie udzielił rzadnej pomocy - nikt z zawodników i ich ekip.


Wycofuję się już z dyskusji, wszystko, co miałam do powiedzenia na temat tej sprawy już padło. Będę się teraz już tylko przyglądać moim moderatorskim okiem.
nie wynika to ani z relacji zawodniczki ani z relacji p. Parzydły , czyli dwóch osób czynnie bioracych udział w akcji
Nam na kursie vet mocno zalecał, żebyśmy jako ew. organizatorzy poważnie wzięli pod uwagę zapewnienie "zapasowego" transportu. Uzasadnienie: uwaga! "A co, jeżeli zdarzy się poważny wypadek i konia trzeba będzie uśpić? Na oczach gapiów ma to Vet robić?"
I tak doszliśmy do tematu, który wszyscy skrzętnie omijamy. Nie dziwię się nam - nikt nigdy! nie chciałby stanąć przed taką ewentualnością.



Jakos w Strzegomiu jak na oczach tysiaca widzow  tam na miejscu i transmisji na zywo, zadnego trajlera przy parkurze nie bylo, a wciagu doslownie kilku minut zorganizowana i trajler i wszystko. Samochody sluzace do reklamy w sekundy zjechaly sie tworzac " parawan".  Ale to stalo sie NA ZAWODACH.

Jeszcze raz powtarzam, jesli organizator bedzie musial zapewniac dodatkowe transporty, na zasadzie karetkim to NIKT organizacji sie nie podejmie.
crazy, ale zwróć uwagę, na to że te Strzegomskie zawody były bodajże eliminacjami do PŚ, więc nie ma co porównywać regionalek[?] do takiego poziomu. Co do tego wypadku najbardziej szokuje mnie informacja, że koń jechał w sprzęcie ! Do tego wkręcone hacele i bez ochraniaczy transportowych? To niemalże jak prośba o wypadek.
To smiem twierdzic, ze nawet latwiej na reg znalezc transport, niz na zawodach na ktorych jest garstka Polakow, a sami zagraniczni zawodnicy ( dochodzilby problem komunikacji).

Jestem tego samego zdania co Ty, niestety transport w sprzecie, hacelach , bez zabezpieczenia to dla mnie nie do pomyslenia.

I niestety odpowiedzialnosc ponosi opiekun konia, i zwalanie winy na organizatora jest dla mnie smutna i troche zenujaca , nawet przy tak duzej tragedii.
Czytając post Pani Kasi łzy napływają do oczu. Jakaż to musiała być ogromna tragedia.
Jest mi bardzo przykro , że musi się Pani jeszcze cały czas tłumaczyć, bo ktoś zrobił z Pani nieszczęścia tanią sensację.
Ogromne wyrazy współczucia. Pozdrawiam serdecznie.
Karmelita, chyba nie śledzisz sprawy od początku i nie wiesz kto zaczął robić sensację z tego wydarzenia...
opolanka   psychologiem przez przeszkody
08 maja 2009 06:31
nie wynika to ani z relacji zawodniczki ani z relacji p. Parzydły , czyli dwóch osób czynnie bioracych udział w akcji


blucha, nie chcę się z Tobą sprzeczać, ale chyba niezbyt dokładnie przeczytałaś oba listy. Zawodniczka poszukiwała wszelkiej pomocy (jak twierdzi) wśród zawodników, sędziów, weta i innych od momentu, gdy koń leżał już pod przyczepą.

Na potwierdzenie moich słów cytat:
Kasia Kuryś wiozła tam przyczepą swojego konia. 200 metrów od miejsca zawodów w przyczepie załamała się podłoga, koń wypadł pod przyczepę, złamał nogę. Ponad godzinę leżał pod przyczepą, zanim udało się go wyciągnąć.

Kasia szukała pomocy na terenie zawodów, wszystko rozgrywało się niemal na oczach sędziów(...)


To tak w ramach ostatniego słowa 😉 Bo nie będę juz się powtarzać po raz kolejny i powtarzać słów innych, że spośród ludzi zgromadzonych na tych zawodach nikt poza p. Parzydło zawodniczce nie pomógł. Czego nie potrafię ogarnąć.

pozdrawiam.
u co niektórych czytanie ze zrozumieniem się kłania  ❗ przytoczony powyżej cytat nie pochodzi ani od zawodniczki ani od p.Parzydły , jest on fragmentem meila przysłanego do swiata koni przez rozemocjowanego POSTRONNEGO świadka tamtego zdarzenia  😤

a tak a propo - ponad godzinę lezał zanim udało się go wyciągnąć - a nie zanim ktokolwiek pomógł !!!! akcja ratunkowa w dodatku przy napewno spanikowanym koniu to nie ,, pięć minut i po strachu " -- nadinpretacja przeczytanych wypowiedzi --
trzynastka   In love with the ordinary
08 maja 2009 12:28

6 Co do siodła to podczas prób wydostania konia mówiła Pani żeby ma nie uważać (być może szok ale fakt) Gdyby to było moje siodło to pierwszą rzeczą jaką bym zrobił to przeciął popręg ! Siodło zostało zdjęte po wyciągnięciu konia.


Jestem w sobie w stanie wyobrazić słowa "uważajcie na siodło" w kontekście, że gdzieś się zablokowało i powoduje dodatkowe utrudnienia.  Innej sytuacji sobie nie wyobrażam.

Dlaczego Zawodniczka nie poprosiła dr Golonkę o wysłanie transportu po konia? Z tego co się orientuje na miejscu jest bukmanka i nie raz już jeździli po konie.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
08 maja 2009 12:31
blucha dlaczego sie czepiasz?
Niezaleznie od tego, kto był autorem listu, wynika z niego, ze zawodniczka poszukiwala pomocy wszelkiej, a nie tylko przyczepy. Poza tym, zawodniczka również pisała, ze poszukiwała różnej pomocy - od wyciągnięcia konia z przyczepy po jego transport do kliniki.

Więc nie rozumiem, jaki cel ma Twoje czepialstwo.   🤔

Dla mnie EOT.





blucha- pisze sie a propos a nie a propo. to tak a propos czepiania.

mi jest ciezko uwierzyc, ze nikt, ale to nikt z ludzi zajmujacych sie transportem koni w wlkp nie byl w stanie/nie mogl/nie chcial po konia przyjechac..

moj weterynarz nie dalej jak dwa tyg temu odwolal wizyte, bo dostal telefon ze stajni, ze jest kon po wypadku z podejrzeniem zlamania nogi. rozumiem, ze podejrzenie zlamania jest wazniejsze niz to, co chcialam od weta. spokojnie umowilismy sie na inny dzien.

dlatego tak bardzo ciezko mi pojac, ze zarowno 'zwykli' jezdzcy majacy bukmanki, przewoznicy zajmujacy sie transportem koni oraz sami weterynarze nie mogli pomoc prince'owi chociazby w taki sposb, zeby dac namiar na kogos innego, kto moze akurat jest dostepny. to stala praktyka przewoznikow, weterynarzy.....albo moze ja mam takie szczescie i wspolpracuje z ludzmi, ktorzy tak sie zachowuja.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się