Wewnętrzna "blokada"

Thilnen   Dżamal Ad-Din
19 maja 2009 20:01
Czasem jest dobrze napisać sobie nawet na kartce, jakich konkretnie rzeczy się boimy, ze szczegółami. Może się okazać, że pewne rzeczy są ok, a np. dopiero jazda w większej grupie osób albo poza ujeżdżalnią budzi lęk. I wtedy można zacząć po kolei rozpracowywać poszczególne "strachy". Ja np. najbardziej bałam się czyścić tylne nogi konia, zwłaszcza kopyta. Często tak się bałam, że zostawiałam brudne  😡 Więc teraz jak poznaję nowego konia, to się powolutku przyzwyczajam do przebywania w tych okolicach, upewniam się, że mogę mu zaufać, stosuję metodę przybliżania i oddalania, nie za dużo na raz. I po kilku dniach ten strach mija. Jestem ostrożna, bo ostrożność przy koniach jest zawsze zalecana, ale już nie czuję takiego nieprzyjemnego napięcia.

Myślę, że bardzo ważne jest również przyznać się przed sobą i innymi, że się strach czuje. Bo w środowisku jeździeckim jest często przymus "bycia twardzielem". Że nie wolno pokazać koniowi, że się człowiek boi, bo koń będzie myślał, że wygrał, że jest szefem. Że za wszelką cenę trzeba siedzieć w siodle, niezależnie od sytuacji. PNH mnie nauczyło, że jeśli koń świruje, to trzeba zsiąść. Po prostu, zatrzymać konia (np. zgięciem bocznym) i się ewakuować. I nieważne, że ktoś sobie ze mnie drwi, ja wolę być bezpieczna (to pewnie przez to zbliżanie się do 30-stki  😎 ). Także fajnie, że jest ten wątek i że można o tym pogadać, bo naprawdę wielu koniarzy boi się jeździć, mimo, że bardzo kocha konie.
halo, w tej chwili mam cala skomplikowana siec lekow zwiazanych ze drowiem konia.
Glowne sa trzy.
1) Podloze. Pierwsza kontuzja, od ktorej wszystko sie zaczelo bylo spowodowane podlozem. Przez dluzszy czas jezdzilam intensywnie wpatrzona w to co kon ma pod nogami. Nie bylo mowy o jakiejkolwiek sensownej pracy, bo nie bylam w stanie sie skupic na czyms innym niz analizowanie podloza.
Udalo mi sie z tym wygrac na tyle, ze moge normalnie pracowac. A tylko bardzo zwracam uwage na podloze i jak jest cos nie tak to jezdze gdzie indziej. Czy nawet rezygnuje z pracy i jade na spacer a potem kon na padok.
2) Upadek. Tak, boje sie upadku. Z tym, ze nie tak typowo, jak zapewne wiekszosc. Ja nie boje sie o siebie, to mam totalnie gdzies. Ja sie panicznie wrecz boje o konia... ze jak spadne to go puszcze a on cos sobie zrobi. Jesli przychodzi jakas sytuacja, ze kon sie ploszy/uskakuje/bryka to ja sie cala spinam, bo boje sie, ze nie zdolam wysiedziec. A przed oczami mam wtedy sytuacje sprzed kilku miesiecy. Kon w trakcie leczenia sciegna, stepujemy pod siodlem. I takie oto migawki: spadam z niego na bande, on brykajac odbiega na pelnej predkosci..... zaplakana niezgrabnie usiluje sie szybko do niego poderwac (sama poturbowana, ze wstrzasnieniem mozgu miedzy innymi) krzyczac cos w stylu "blagam nie".... kon stojacy opodal na trzech nogach.
3) Skoki. Ciezko mi stwierdzic co konkretnie. Najwiekszy lek budzi we mnie pukniecie w dragi. A o to nietrudno kiedy widzac, ze nie pasuje nie jestem w stanie nic zrobic, bo mnie paralizuje. Juz zdarzalo mi sie z placzem w glosie krzyczec do trenera, ze ja nie skacze, bo mu zrobie krzywde.... a kon po prostu zrobil zrzutke.
Jak zapewne widzisz, problemow mam ze soba cala mase.... i juz nie wiem jak to zwlaczyc.
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
19 maja 2009 20:47
Nie wiedziałam, że jest nas tak duzo. Wczoraj powstał wątek, wracam z pracy i juz 3 strony.
Chce podziękować Teodorze, bo fajnie opisała sprawęi otworzyła mi oczy na jedną małą, ale jak bardzo wazną rzecz. Zrobiłam "rachunek sumienia" i wyszło mi, że najpewniej czułam się jak na placu była forumowa Monika. Wystarczyło, że stała. Nie musiała nic mówić. Pamiętam, jak kupiłam Darnicę i pierwsza jazda była szokiem. To ja decydowałam co robimy, itp. Nie było przy tym Moniki. Wtedy pierwszy raz pojawiły się motyle w brzuchu. Kiedy pojawiała się w stajni Monika, od razu lęki szły precz. To ona wyprowadzała mnie z zakorzeniowych błędów, jakie nabyłam w poprzedniej stajni. Pół roku i wyszłam na prostą. Przy niej zawsze czułam się komfortowo. Jednak strach o zdrowie naszych koni rozdzielił nas. Ona przeniosła się do innej stajni, ja do innej. I od tamtej pory poczułam się jak palec. Nie, żeby było mi źle i nie jest. Ale jazdy bez Moniki stały się jakieś mniej przyjemne. Kiedy przeniosłam się do nowej stajni, byłam rozjeżdżona, robiłam różne ćwiczenia i było ok. Dopiero po przerwie, kiedy zastały się mięśnie, straciłam kondycję, strach i panika dały znać o sobie. Nawet wczoraj prosiłam Monikę, by pojechała ze mną na kilka jazd. Nie musi nic robić, wystarczyłaby obecność. Zawsze miała dobry wpływ na mnie. Wtedy moja "strefa bezpieczeństwa" jest większa. A tak, mam motyle już przy czyszczeniu. Czasem pojawiaja się jak wsiądę. Może kilka wizyt Moniki, sprawi, że znów wrócę do dawnego etapu i jazdy nie będą takie straszne. Zobaczymy.

Co do Waszych pomysłó ze śpiewem, to przypomniały mi się tereny z wyżej wymienioną. Też miałam pietra przed terenami. Była to zaszłość ze starej stajni, jak wsadzono mnie na zbyt dobrego konia. Ja wtedy jeździłam może 3 miesiące. Przewiózł mnie baran jeden po krzakach. Wróciłam z podrapana twarzą i koniem prowadzonym w ręku. I znów Monika zabrała mnie w teren, a że kumplujemy się poza stajnią i pracą, miałyśmy masę rzeczy do obgadania podczas przejażdżki. Małymi krokami udało się. Zawsze jak wracałyśmy, to na polach darłyśmy japę próbując śpiewać. Dobrze, że nikt nas nie widział. Czyli śpiew działa. 😉
Dragonnia
wiele osób ma motyle, choć z różnych względów.
Osoba, która stoi na ziemi, bardzo zazwyczaj pomaga, bo podświadomie oddajemy jej odpowiedzialność za jazdę i to co się będzie działo.
też miałam taki okres, że byłam przekonana że to wszystko  nie ma sensu i nigdy do niczego nie dojdziemy. Wtedy nawet jazdy z trenerem nie przynosiły mi żadnej satysfakcji, bo co z tego, ze teraz wychodzi jak zaraz znowu wejdziemy na etap jak przestanie? trudno mi powiedzieć jak z tego wyszłam, ale myślę, że osoba mojej trenerki miała zasadniczy na to wpływ.
Ona też sprawiła, że potrafiłam jechać na normalny teren na Złotym... z galopem! nawet! jej spokój i przeświadczenie, że wszystko będzie dobrze miało zbawienny wpływ na  mnie.
pomijając całą jej wiedzę i odpowiednie dopasowywanie wymagań do umiejętności miało i ma to duże znaczenie, że nadal z nią jezdzę.
wydaje mi się, że najlepiej by było znaleźć sobie kogoś  boku, kto przejmie odpowiedzialność od Ciebie  🙂
A u mnie z boksów wygląda 7 końskich łbów... a ja... nie jeżdze na nich w ogóle ❗
Wsiadam ale tylko wtedy, gdy już na serio nie mam wyjścia...
Kiedyś codziennie jeździłam w tereny... teraz? ostatnio byłam w maju 2008 roku  😲
Boje się... panicznie!!!
Ponad 10 lat jeżdze konno, zwykła - ambitna rekreacja.
Wiele razy koń mi bryknął, spłoszył się czy wyłamał przed przeszkodą.
Kilka razy zaliczyłam glebe, raz porządną ale miesiąc później już w siodle byłam i bałam się mniej niż teraz.
Teraz mam wizje upadku/poniesienia/przewrócenia się razem z koniem.
Mam wizje, że stanie mi się coś bardzo złego... i nie wsiadam na żadnego z koni aby uniknąć Bóg wie czego.
Oprzątam konie zupełnie sama... nie boje się robić niczego... ale nie boje się tylko wtedy gdy stoje na ziemi 🤔
Kiedyś zwiedzałam okolice  z końskiego grzbietu... teraz boje się wyjechać (na sam stęp nawet ❗ ❗ ), na łąke obok... bo... łąka jest nieogrodzona 😡

Nie wiem skąd ten strach, ale potrafią mi łzy cieknąć ciurkiem jeśli wiem, że musze wsiąść i jeździć mimo strachu.
Zsiadam z konia i czuje ogromną ulge 🤔wirek:


Pomjam fakt, że konie są moją życiową pasją i nie wyobrażam sobie życia bez nich  🙇
Ja jeszcze chciałam wtrącić coś, co niestety też się składa na te lęki. Nie wiem, czy Klami, która boi się dokładnie tego samego co ja, czy Forta, która ma ten sam syndrom co my obydwie, też o tym myśli. Ja myślę też o tym, że może mnie w końcu zabraknąć odpowiednich ilości pieniędzy na dalsze/nowe/lepsze/alternatywne leczenie.  🤔 Jasne, że jestem przygotowana, mam konia, ale przecież nie mam kury znoszącej złote jajka albo konia znoszącego złote kupy  😉 i mam granice finansowe.  😵

edit: A ostatnio mam też nerwicę.  🤔

edit 2: I nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaką czuję "ulgę" jak czytam, że nie jestem sama. Bo do tej pory byłam przekonana, że jestem.  Sprawę jeszcze pogarsza, że nie jest to mój pierwszy koń - Ale jest to mój koń. Z tych koni które się ma raz w życiu. Ładny czy brzydki, kulawy czy zdrowy, ruszający się czy też nie. TEN koń. Taki koń, który też jeszcze potrafi ten strach spotęgować, ciągle udowadniając że ufa mi i wierzy; prosty przykład: jest wrażliwy i nerwowy. Natychmiast (np. na treningu) oblewa się potem i "kłapie" dolną wargą. Wystarczy jednak że go poklepię, pogłaszczę, zagadam, uspokaja się i wraca do "normalności".  🤔wirek: Drugi przykład: Jeżeli odejdę z padoku, na którym się "wietrzy" i zostawię go z koleżanką, natychmiast dzwoni mój kom: "Przyjdź natychmiast, Lord znowu lata jak oszalały wzdłuż padoku jak owczarek niemiecki i się spocił i wygląda jak przed zawałem" . Wystarczy jednak że wrócę jednak z okrzykiem "Lord ty dziadzie!" Wtedy staje i je trawę.  🤔wirek: Więc ja się czuję w coraz większym obowiązku zapewnić mu najlepszy trening z możliwych i zdrowie.
Ot, taka niedopasowana para: koń kaleka (i w głowie i w nogach) i jeździec bez głowy, a jak już z głową to niekoniecznie na tyle odporną  🤦 żeby móc pomóc takiemu koniowi "z ciężką przeszłością".  🤔

Ale elaborat mi wyszedł: baba psychik i koń psychik.  😵
Ła  🙁 Wiedziałam, że z tym jest nieciekawie  🙁 ale nie sądziłam, że aż tak źle  🤔 I tyle odmian strachów  🤔.
Ale to dobrze  🤣 Znaczy, że sytuacja powszechna - i nie ma co przejmować się za bardzo  🙂

Klami Zastanawiałam się, co Tobie może dolegać, dlaczego strach o konia na skoki się akurat przekłada  🤔
Myślę, że z powodu 2. Opis wstrząsający - i uraz może wywołać. Przy skokach możliwość upadku większa  🙁
Podłoże - emocje wrócą do normy (może warto awanturę na Hipo zrobić, że się ich pozwie o odszkodowanie?)
Puknięcie - jeszcze nie słyszałam, żeby przy normalnych drągach dłuższa krzywda się stała.
Obraz konia luzem... to jest problem. Pocieszę Cię, że jednak urazy w takiej sytuacji zdarzają się zdumiewająco rzadko (1/100?) - mieliście pecha - to nie jest norma. A jeśli chcesz na nim skakać - to musi być zdrowy i już - tzn. byle co zaszkodzić mu nie może. Więc nie ma problemu. Jeśli tak nie jest - to też problemu nie ma - bo nie masz skoczka  🙁 Faktów nie zmienisz. Warto się szybko przekonać jak jest faktycznie.
halo, tak sie zastanawiam i w sumie masz chyba racje. Skaczac zaczynam sie bac w momencie jak widze, ze odskok nie pasuje.... boje sie, ze sie "zaplaczemy" w te dragi i sie wywrocimy. No i zamiast dzialac i to poprawic to mnie paralizuje i w sumie zwiekszam ryzyko. Jak tak to przemysle to chyba wlasnie o to chodzi. Szczegolnie, ze kiedy widze z daleka, ze bedzie pasowac to po prostu najezdzam i skacze.
No i co ciekawe, kiedy wjechalam poskakac na ten kwarcowy plac leku tez nie bylo. Po prostu skakalam, jak wczesniej, jak na innych koniach.
Co do jego zdrowia to w tej chwili jest pod takim szczegolowym badaniu, leczeniu, ze nie ma prawa nic mu dolegac. Powod tych wszytskich wczesniejszych kontuzji zostal usuniety operacyjnie (odciazal chora noge, przeciazajac pozostale). No i jest pod weterynaryjna opieka czlowieka, ktoremu ufam w 100%, i ktory niezaprzeczalnie jest prawdziwym autorytetem, a wedlug ktorego nie ma w tej chwili zadnych zdrowotnych przeciwskazan dla tego konia nawet do powaznych startow (co mi juz kilkukrotnie wbijal do glowy).
Problem istnieje tylko i wylacznie w mojej glowie. Caly czas tkwi we mnie tamten obrazek....
Co do podloza na hipo to juz nie jedna awantura sie odbyla. Moj kon nie pierwszy i nie ostatni mial dzieki podlozu uszkodzone sciegno. U nas to istna "fala". Zeby cokolwiek na prawde zdzialac trzebaby miec nagrany powazniejszy wypadek. Cos w stylu kon nagle stojacy na trzech nogach. Taka sytuacja miala miejsce, no, ale coz.... ludzie niby to widzieli... ale nic z tego nie przyszlo (brak dowodu). No i potrzebaby 100% ekspertyzy, ze powodem bylo podloze. A niestety hipo z cala pewnoscia mialby opinie tutejszego weta i jeszcze paru znawcow tematu, ze podloze jest ok...... :/
Ojej - no to się wywrócicie (choć o to nie tak łatwo)  😀iabeł:
Kontr-ekspertyzę fachowca od podłoża polecam  😀iabeł: Szkoda, że zbiorowego pozwu nie złożyliście - często sam pozew do ugody wystarcza - czyli naprawę stanu placu. Pomysł o tyle słaby, że gospodarz pensjonatu z założenia ma rację - jeśli nie chce się innego miejsca szukać  🙄
Pomysł o tyle słaby, że gospodarz pensjonatu z założenia ma rację - jeśli nie chce się innego miejsca szukać
No wlasnie.... :/

A mi chyba nie pozostaje nic innego jak zacisnac zeby i po prostu skakac. Innego sposobu nie widze, trener zreszta tez.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
20 maja 2009 00:41
Ja jestem anty terenowa. Z kilku powodów.
1. Boję się szalonych gonitw i galopów typu 'rura i byle do przodu'. Nasluchałam się różnych opowieści i ciągle wyobrażam sobie dziwne wypadki czy spotkania z ziemią i ponoszenia.
2. Mój lęk przestrzenny. z ziemi nie jest tak źle, ale jadąc na koniu (NAWET NA maneżu, ogrodzonym solidnym płotem!) i mając w krajobrazie kilkuhektarowe pole dostaję ataku cichej paniki. Spinam się, nie potrafię przestać myśleć o tym polu i 'co kopytny zrobi jak podjadę do płotu graniczącego z polem'.

Ponadto mam bardzo zaniżoną samoocenę. Patrze na innych jak się rozwijają i się dołuję.
A dodatkowo za fajnej sytuacji w ośrodkach nie mam. Po prostu brak możliwości rozwoju nakłada się razem z moimi lękami.
fanelia   Never give up
20 maja 2009 08:25
Halo - na pierwszej stronie przeczytałam Twój post o skokach i podpisuję się pod tym rękami i nogami 🙂 Też miałam wypadek pośrednio związany ze skokiem, bo bałam się przeskoczyć dużej crossowej przeszkody (nie skakałam wtedy dużo takich przeszkód, a ta była ponad moje możliwości) i chciałam ją ominąc, ominąć można było tylko jadąc przez mini lasek, mój koń stracił z oczu inne dwa konie ,z którymi byłam, przestraszył się, poniósł, a ja spadłam i zostałam "przejechana". Skojarzyło mi się to ze skokami i odtąd panicznie bałam się wszystkiego, co wysokie. Ta mania zaczęła wpadać w skrajnośc, bo zaczynałam się bać także cavaletti. Dopiero nowy instruktor pokazał mi, że nie ma się czego bać - najpierw drągi, potem cavaletti, potem koperty, oksery i do znudzenia... Tak jak w przypadku Halo 😉 Bardzo pomógł też pewny siebie koń, który skakał mimo moich oporów i prób ominięcia przeszkody 😉
Pomogło mi też wplatanie skoków w jazdę ujeżdżeniową. Typu robimy serpentynę i na końcu ostatniego łuku jest koperta; albo robimy woltę, potem półwoltę i zahaczamy o małą stacjonatę; albo ósemka, a tu na środku okserek.

Niestety mam nadal okropne lęki związane z prędkością, ponoszeniem i przyspieszaniem konia. Kiedy zwierzak zaczyna przyspieszać i nie uda mi się wyregulować tempa w ciągu jego kilku kroków, wpadam w panikę, a aktualny koń jest też panikarz, więc możecie sobie wyobrazić, jak to wygląda...  😕  Poprzedni koń profesor był taki, że moje lęki nie robiły na nim żadnego wrażenia, mogłam się za przeproszeniem posikać ze strachu, a on nic 😉 dalej robił swoje. Natomiast teraz trafił mi się koń tak samo lękliwy jak ja i mam cięzki orzech do zgryzienia... Z jednej strony boję się każdej jazdy, a z drugiej cieszę się, że mam takiego konia, bo mogę trenować opanowanie. Jest już lepiej niż jak zaczynałam na nim jeździć, ale nadal ciężko 🙁
Zdarzyło mi się w życiu kilka poniesień i każde takie, że wolę o tym nie myślec... na dodatek (świeże doświadczenie z września tamtego roku), koń poniósł, a tamtejszy instruktor zjechał mnie z góry na dół, że nie umiem jeździć, bo koń poniósł.... I po tym kompletnie się załamałam i teraz jak tylko czuję, że koń przyspiesza, a nie mogę go zwolnić, to panikuję 🙁 Ciężko sobie z tym poradzić, ale obecny instruktor pomaga, przeplatając ćwiczenia dynamiczne (skoki, galopy, wydłużenia) i spokojniejsze (wolty, półwolty, ciasne slalomy). Nie wiem, co mam zrobić, żeby się nie bać prędkości. Wmawiam sobie, że się nie denerwuję, próbuję oddychać głęboko, myśleć o czymś innym... nic nie pomaga 🙁 Mam cichą nadzieję, że to z czasem minie...
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
20 maja 2009 11:22
Ej Babeczki, ale jeździcie i fajnie sobie radzicie przecież, więc do przodu i podwyższać sobie poprzeczkę :-)
Podobno na różne strachy - nie ma jak porządny steaple  😀
"Lekarstwo", niestety, praktycznie "zniknęło z rynku"  🙂
Podobno na różne strachy - nie ma jak porządny steaple  😀
"Lekarstwo", niestety, praktycznie "zniknęło z rynku"  🙂


ale nie na swoim, tylko na steeplowym koniu  🥂
No to ja sie podlacze, super, ze ktos zalozyl ten temat.
Od paru lat mam wlasne konie i robie przy nich wszystko, przy innych zreszta tez, nie boje sie. Problemem jest jazda a zwlaszcza galop! Juz mam dosyc od tych paru lat galopowalam moze pare razy i zawsze na jednym oddechu🙂 nie wiem o co chodzi, sama juz sie na siebie wkurzam. Co jazda to na poczatku mowie ok dzisiaj bedzie piekny galop a jak o tym pomysle to blokada kompletna. Konia mam naprawde super, klacz niczego sie nie boi, tylko ma mnostwo energii. I rezultat jest taki, ze nie galopuje i wymyslam milion sposobow na to aby nie jezdzic. Wkurza mnie to! Mialam pare upadkow, pare w galopie wczesniej zanim kupilam konia. Troche to wszystko pokrecone no bo konie to moja pasja a tu klops z jazda???? o co chodzi ???. I wsciekam sie jak inni posuwaja sie naprzod a ja miele klusa w tempie geriatrycznym.
W podobnym wątku na volcie kilka lat temu pisałam, że nie jeżdże w tereny, ba, nie wyjeżdżałam poza żadne ogrodzenie- inaczej włączała się wielka kosmata panika. Dopiero Piorun dał mi znowu radość terenów, po dwóch latach jestem w stanie nawet poszaleć, ale dalej nie pojadę w teren z obcym, ani z żadnym 'ułanem' co zna jedno tempo jazdy. Nie wiem czy pojechałabym na innym koniu, ale nie miałam jak dotąd takiej potrzeby, a Piorunowi mogę ufać, plus znam go dobrze.

Wiele traciłam nie jeżdżąc w tereny ponad dwa lata, po jednym, durnym terenie w szkółce...

A na początku z Piorkiem było troszkę stępa, potem więcej stępa, potem maciupki kłus, zaczęliśmy jeździć w tereny normalne w ciągu 3 miesięcy. Więc da się 🙂
Ja w teren dluuuugo nie pojade na pewno.
Nie ja bylam wtedy w terenie. Tylko pojechalam z wetem juz na miejsce wypadku (do pomocy).
To co tam widzialam / przezylam na dlugo zapadnie mi w pamiec.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
27 maja 2009 21:39
miel mam identyczny problem. Boję się galopować.  Miałam kilka prób gdzie pierwsza była poniesieniem przez ulubionego konia, druga lipnie wychodziło, trzecia czwarta - same błędy w dosiadzie. Piąta  skończyła się w tym roku skręconą kostka 🙄 a tym samym późniejszym  strachem w siodle. 😫

Nie wyobrażam siebie w galopie a już  na pewno nie gdzieś na otwartym terenie 🤔. Po prostu nie jestem do tego stworzona, nie potrafię zmusić się do kolejnych prób.   😡
Czasami patrze z zazdrością jak inne laski ciskają galopki  :oczy2🙁 zebrane  czy w  pełnym , pół dosiadzie) i aż mnie strzela żeby spróbować... ale po chwili mija  ochota i jadę dalej  w swoim anglezie...

Zaznaczam, że i tak dopiero niedawno przełamałam blokadę SAMEGO  wsiadania na konia 🏇. Dopiero ostatnio zaczęłam próbować wszystkiego od początku. Motyw z kostka 🤬 nauczył mnie -> porządnego  dopasowania strzemion,  pilnowania technicznego poprawnie dosiadu, pięty w dół, wyprostowane plecy, łydki,  pracowania biodrami, poprawnego zebrania konia. Kiedyś miałam gdzieś te wszystkie zasady byle tylko wsiąść i jeździć 🤔wirek:. A teraz?  Jeśli nie opanuję tego wszystkiego  w stepie to nie ma szans na pójście w  kłus. Mądry Polak po szkodzie . 🙇 A w galop? wątpię, żeby to się kiedyś udało. 😡
Klami ale wypadki są wszędzie, na ujeżdżalni też może dojść do masakry, kwestia zaufanego i pewnego konia myślę.
Burza, zdaje sobie z tego sprawe.
No, ale nie byl to tez taki tam "wypadek", ze pospadali i trzeba bylo konie lapac. To co tam zastalismy z wetem to byla istna masakra. Placz, przerazone dzieciaki (jezdzcy), karetka, druga juz zdarzyla odjechac z dziewczynka do szpitala, pokiereszowane konie (3 uciekly z lasu na glowna ulice), jeden polamany, krew, kolejne telefony (a co chwile gubilismy zasieg)...
Ja mam wewnętrzną blokadę która strasznie spowalnia moją naukę (jestem szkółkowcem, rekreantme dupotłukiem). Boję się, chociaż i tak o wiele mniej niż no przed wakacjami 2008.
Jak tylko mam jakiś problem z koniem heh, zwykłe spłoszenie na przykład to od razu się spinam, automatycznie pochylam do przodu itp
Strasznie mnie to dołuje.
Klami rozumiem, ale za Ciebie trzymam kciuki 🙂

Co do galopów dziewczyny- ktoś z dołu na końcu lonży i tłuczemy aż galop przestanie się kojarzyć z czymś strasznym, aktualnie moja koleżanka po groźnym upadku też denerwuje się każdym galopem, a na zewnątrz i samej jest jeszcze nie do pomyślenia. Ale każde kolejne kilka kółek na lonżowniku i powoli ciało przestaje się spinać i robi się przyjemnie 🙂
Myślę, że w takich sytuacjach pomaga ktoś mądry i wyrozumiały w stajni.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
27 maja 2009 22:04
Klami Przyznam Ci szczerze, że twoja sprawa, moim zdaniem, jest dość cholernie skomplikowana.  Masz gdzieś wbite w bani te straszne sytuacje i to widać siedzi na tyle głęboko, że zaciskanie zębów tutaj raczej nic chyba nie da.

Określanie wymogów i pilnowanie pewnych rzeczy wydaje mi się że też nie pomoże.  Bo jak już masz tą jedna mała iskierka paniki,( która w momencie akcji-skoków- zamienia się w niszczący w ogień) to na początek raczej musiałabyś pomyśleć jak nie dopuścić do zapłonu, dopiero później niwelować sama iskierkę.

Bo ty masz cały czas lęk, który wpływa znacząco na Twoja psychikę. Boisz się trzęsiesz i płaczesz.  Mimo, że wszystko jest przecież na tak- zgoda weterynarza , poprawność zadań na treningu, zgoda trenera. itp.

Ja na Twoim miejscu dałabym sobie spokój na jakiś czas. Odpoczęła psychicznie od ciągłego myślenia i oglądania konia w czarnych barwach... Próbowała znaleźć zgodę pomiędzy sobą a koniem. Taki złoty środek własnego bezpieczeństwa, pewności siebie- że nie skrzywdzisz konia.

Wydaje mi się, że pewne sytuacje trzeba wprowadzać w życie na nowo, aby dojść do psychicznego spokoju. Ten kto się kiedyś topił nie zawsze później może  przełamać się przed wejściem do wody. Ale kiedy to zrobi w zgodzie z samym sobą sukces jest pewniejszy niż jak  robi to na chama.

 Mogę Ci tylko tego życzyć czyli żebyś znalazła wewnętrzne bezpieczeństwo ( pewności siebie w skokach- dla konia) i zgodę z samą sobą ( że to co robisz nie wyrządza mu krzywdy). Rób to po woli i nie pytaj o czas a sukces sam przyjdzie.  Powodzenia  :kwiatek:
Ja mam znowu po kilku zasłyszanych historiach jakąś schizę, że koń się w terenie spłoszy i wpadnie na jezdnię. Kiedyś jezdziłam sama na dalekie odległości od stajni, teraz za nic w świecie nie wybrałabym się w taki teren gdzie byłaby do pokonania ulica/trasa, którą koń w drodze powronej pokonywałby w dzikim pędzie sam. Oczyma wyobraźni widzę coby się mogło zdarzyć, a później do końca życia mieć czyjeś zycie na sumieniu...Miałam kiedyś taką sytuację, że koń na spacerze w ręku dostał szału i wyrwał mi się - na szczęście zatrzymał kilkanaście metrów przed trasą, możecie sobie wyobrazić co czułam jak widziałam jak ucieka w stronę samochodów...Brrrr. Jeden plus - od tamtego czasu 10 razy pomyślę, zanim wyjdę z koniem na otwartą przestrzeń.
ushia   It's a kind o'magic
27 maja 2009 22:50
hmmm, nasuwa mi sie jedno - "mniej myslec, wiecej jezdzic"  🙂

bardzo sie ciesze ze moj charakter daje mi auto-kopa w tylek zanim sie zdaze zeschizowac
i pomaga poczucie obowiazku - odkad ja jestem instruktor nie moge sie dac strachowi - bo jak ja nie dam rady przejechac, to kto?
U mnie niedawno pojawił się problem przy samym momencie wsiadania spowodowany ostatnim wypadkiem właśnie w tym momencie...staram się z tym walczyć, na niektóre konie nie mam problemu żeby wsiąść sama ale przy innych odczuwam strach kiedy nie ma nikogo kto by mógł mi konia przytrzymać 🙁 Strach ten jest dosyć uciążliwy zwłaszcza gdy jeżdżę kilka koni dziennie, przekłada się też często na jakość wsiadania bo robię to często bardzo "asekuracyjnie"...
hmmm, nasuwa mi sie jedno - "mniej myslec, wiecej jezdzic"  🙂


Ushia, jak bym nawet postawiła znak równości "mniej myślałam = więcej jezdziłam" dodam w tereny  🙂

Ale myslę, że wraz ze wzrostem świadomości wzrasta nasze asekuranctwo i respekt. To naturalne. A jeszcze jak przeżyjemy coś nieprzyjemnego to psychika podpowiada już częściej te nieprzyjemnie momenty niż miłe. Prawda jest też taka, że jak zaczynamy w myślach robić projekcję tego co się może wydarzyć to prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest dużo większe. Tak czytałam w jakiejś książce psychologicznej i chyba się to sprawdza  🙂

Ruda_H   Istanbul elinden öper
28 maja 2009 12:33
Kiedyś miałam wiele dziwnych strachów, większość spowodowana przykrymi doświadczeniami

Ale ostatnio głównie przez czytanie tego wątku uświadomiłam sobie, że parę jest już nieaktualnych.
Kiedyś bałam się wyjechać poza plac bo koń mnie poniesie, będzie brykał - bo takie sytuacje kiedyś się zdarzyły, przemogłam się zaczęłam jeździć i nic się nie stało - teraz jeżdze w teren czy połazić nawet na oklep co 2-3 lata temu nie przeszłoby mi nawet przez myśl.


McBetka,zgadzam się całkowicie - "Prawda jest też taka, że jak zaczynamy w myślach robić projekcję tego co się może wydarzyć to prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest dużo większe. Tak czytałam w jakiejś książce psychologicznej i chyba się to sprawdza" - Koń przeważnie płoszył się w miejscach, które dla mnie były potencjalnie straszne 🙂 Pewnie na zasadzie "przestała oddychać ... uciekamy 😉
Ruda H mądrą rzecz powiedziałaś, że wiele strachów jest już nieaktualnych i siedzi w naszych głowach, wystaczy je zdmuchnąć jak suchy listek  🙂

Na szczęście ta projekcja odnosi się również do miłych sytuacji  🙂 Kurcze, wychodzi na to, że wszystko w tych naszych trociniakach (czyt. głowach) siedzi ... 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się