Idiokracja

Ja dużo chorowałam i czytałam książki nieodpowiednie do wieku. Całego Żeromskiego już w IV klasie (żółtaczka-5 tygodni w łóżku) . Kryminały. Tołstoja, Dostojewskiego. No, co tylko było w domu jak leci. I w szkole się nudziłam jak mops. Zatem ja w ogóle w tej dyskusji jestem złym rozmówcą.
Ale zawsze miło o książkach...  :kwiatek:
Ja też się nudziłam z podobnego powodu. Pod koniec czwartej klasy podstawówki w bibliotece w szkole nie było już ani jednej książki, której nie przeczytałam, a w domu rodzice wyrywali mi z rąk książki "nieodpowiednie dla dzieci", bo chciałam czytać wszystko, co tylko zobaczyłam. No ale oni sami czytali ciągle - tak z dzieciństwa pamiętam mamę, która jedną ręką gotowała obiad, a w drugiej miała książkę, i ojca, który jeśli akurat nie pracował, to zawsze coś czytał 🙂
No i chyba to najlepsze podsumowanie. W domu, w którym się czyta - żadna książka nie jest wroga czy trudna.
Pamiętam moją gosposię (prostą staruszkę) co zaczytywała się "Quo Vadis" i "Opowieściami biblijnymi" Kosidowskiego.
Tylko (tu wrócę do początku rozmowy) teraz, takie czytające dziecko jak dawniej my- jest wtykane w "klucz" i starannie docinane do szablonu. I to jest większy problem niż to, że jakiś baranek mały nie czyta i jako dorosły baran czytać nie będzie.
Ja bym się właśnie o te zdolne dzieci martwiła. Za komuny nawet był na maturze tzw. temat wolny. I można było do woli w nim hasać.
( w sensie niepolitycznym oczywiście). A teraz niby wolność a nie wolno.  🤔
p.s
Za to wolno to  😵
W 24 minucie pani mówi, że maturę zdała bez problemu, dostała się na prawo i sobie radzi (imprezując) bo ma "pamięć fotogeniczną" .
Ja unikam tych programów, ale tu się zawiesiłam. I miałam ochotę powiesić.
Te zdolne dzieci są przeznaczone do starannego wyrównania, żeby nie wystawały z morza baranów. Cały system jest tak ustawiony, by same się przekonały, że samodzielne myślenie do niczego się nie przyda - a jeśli uznają, że jednak się przyda, to jakiś nieliczny promil outsiderów system jednak zniesie, a jako wentyl bezpieczeństwa działa fakt, że morze baranów będzie ich wyśmiewać i odbierać im wiarę w siebie.
Bo przecież "wszyscy są równi". Czyli mają być - równie głupi. ...

Tematy wolne były super, zawsze je wybierałam na każdym wypracowaniu, na maturze też (wcale nie skończyły się razem z komuną, dopiero później - ja jeszcze miałam szczęście, że były). Ale już za moich czasów co najmniej pół klasy zawsze stało na stanowisku, że takie tematy są bez sensu, bo nie wiadomo, co w nich pisać. Rozprawki - też niedobre, bo co prawda odpowiedź trzeba tylko wybrać z dwóch możliwych, ale już argumenty trzeba samemu wykoncypować. "Charakterystyka X" - o, to był dobry temat dla większości klasy.
Jak dla mnie łatwość działania tego systemu opiera się na tym, że człowiek chętnie idzie po linii najmniejszego oporu. I czy to mały, czy duży - wcale niekoniecznie chce być mądry, pracowity i inteligentny, jeśli pokaże mu się, że to nie jest konieczne. Sporej części wystarczy "najeść się, wyspać, wypić i zapalić".
Murat-Gazon, dzięki za odpowiedź! Uff.

Ech. Książki - temat rzeka. Taka refleksja: książkę jest o wiele trudnij Narzucić niż "treść internetową". Za to w sieci szukać łatwiej (gdy się wie, czego szuka) i nie ma takich restrykcji jak w systemie wydawniczym/"popularyzującym"/kanonu.
Hobbit jest nie do przeczytania. Dal mnie. A czytam nawet instrukcje na proszkach do prania. Czytam nałogowo. Największe osiągnięcia czytelnicze: "W pustyni i w puszczy" w 3 roku życia, "Boska komedia" w 13, CAŁE "W poszukiwaniu straconego czasu" w liceum (choroba w łóżku dobra rzecz).

Ale... dziwnie mi się to pisze po lekturze linku od Nestora. Co prawda "tamtych czasów" unikam jak ognia. Nie dlatego, że nie wiem. Dlatego, że jak na mnie - wiem za dużo (ale tego nie wiedziałam 🙁 dzięki Nestor!). Może i obowiązkowa lektura Medalionów która przypadła na mój 13 rok życia (tak wyszło), ale bardziej relacje najbliższych z "czasów pogardy". Moi rodzice byli z roczników Kolumbów i mieli okazję doświadczyć WIELE 🙁 🙁 🙁

A nie byłby czas, żeby Mackiewicz był w kanonie lektur???
Ja też słuchałam tych relacji, tyle że od dziadków i pradziadków, a potem od zaprzyjaźnionych rodzin. Wiele słyszałam, czego być może dziecko nie powinno. Opowieści prababci o łapankach urządzanych przez hitlerowców najpierw, sowietów później. Babci o tym, jak wyglądał pogrom żydowski w '46. Pamiętam, jak moi rodzice słuchali w radio jakichś transmisji dotyczących zamordowania księdza Popiełuszki - nie pamiętam, co to było, ale dzięki temu wiedziałam, kim był i co mu zrobiono, dużo wcześniej niż zaczęto o tym w szkołach uczyć. I to było chyba moje pierwsze zetknięcie z "prawdziwą twarzą" komunizmu, "pierwsze uświadomienie", co potrafi zrobić ta władza...
"Medaliony" też czytałam obowiązkowo w ósmej klasie, podobnie "Inny świat", "Opowiadania" Borowskiego - to z programu, a z własnej inicjatywy jeszcze "Na nieludzkiej ziemi" Czapskiego i "Wspomnienia wojenne" Lanckorońskiej. Uważam, że to TRZEBA wiedzieć, TRZEBA przeczytać. My jeszcze mieliśmy możliwość słuchania naocznych świadków. Dla dzisiejszej młodzieży i dzieci coraz częściej to jest "dawno i nieprawda".  😕

A co do książek, to wiecie, tak sobie myślę... Jeżeli tylko ktoś czytał, to wszyscy mamy ten sam kod kulturowy - roczniki '80, '70, '60, '50... Porozumiewamy się tym samym kodem, znamy te same cytaty, motywy, hasła, książki, filmy. Jest wspólnota. Od roczników '90 w górę coś się popsuło i tego już nie ma. Taka przepaść kulturowa się zrobiła. Czy to tylko moje wrażenie?
[quote author=Murat-Gazon link=topic=65393.msg2216978#msg2216978 date=1415260434]
[quote author=Tania link=topic=65393.msg2216974#msg2216974 date=1415260256]
I ja zapamiętałam na lata, jak Ania leczyła krup (sic!) siarką z patelni.

Co??? Ipekakuaną leczyła. W tej chwili zajrzałam do książki.
[/quote]
Mnie się zdawało, że siarkę na patelni rozgrzewała i dziecko nad nią trzymałą, co się dusiło.  🤔
Hi!Hi! to jednak moja wyobraźnia była. Swoją drogą...ipekakuana. Cudowne słówko. [/quote]

Było, ale to nie Ania, a Mary Vance, nie w 'Ani z Zielonego Wzgórza' tylko w 'Rilli ze Złotego Brzegu' - to była chyba ostatnia powieść w serii. Chyba że coś pokręciłam, bo ostatnio czytałam to mając góra osiem lat 😉

Z tego co widzę, to jest tak, że jeśli ktoś ma wystarczająco dużo chęci i samozaparcia - to po szkole będzie osobą o wszechstronnej wiedzy z niezatraconą umiejętnością samodzielnego myślenia. Problem polega na tym, że takich osób, skłonnych do poświęcenia więcej niż minimum w postaci czasu spędzonego w szkole + na odrobienie zadania, jest niewiele. Większości jest wygodniej nie przejmować się niczym za bardzo i opanować 'trafienie w klucz'.

Mam okazję obserwować podejście trzech 'pokoleń'. Mam młodsze rodzeństwo i pamiętam siebie z lat wczesnoszkolnych. Gdy zaczynałam podstawówkę, a koledzy w klasie składali literki, ja byłam już zaznajomiona z treścią prawie wszystkich lektur od pierwszej do szóstej klasy. Nikt mnie do tego nie zmuszał, nauczyłam się czytać mając cztery lata, praktycznie sama bo rodzice i babcia nie mieli czasu ciągle mi czytać. Z matematyki i j. angielskiego również sporo wyprzedzałam rówieśników - nauka szkolna na dobrą sprawę zaczęła się dla mnie w klasie czwartej. Dużo zajęć pozalekcyjnych, absolutnie dobrowolnych i wynikających z moich zainteresowań - jedynym do czego rodzice mnie zmusili, był kurs języka angielskiego, poza tym - realizowałam swoje pomysły.

Mój brat ( pierwsza klasa liceum) - czytać nauczył się w przedszkolu, nie z powodu zainteresowania książkami, ale by móc rozwiązywać krzyżówki. Bardzo uzdolniony matematycznie, jednak w jakąkolwiek aktywność pozalekcyjną trzeba było go pchać, jedyną książką jaką kiedykolwiek przeczytał z własnej woli jest seria o Harrym Potterze, w gimnazjum zaangażował się w wolontariat pomocy naukowej, ale poza tym wypełnia tylko 'minimum szkolne', dalszych zainteresowań, poza grami komputerowymi - brak.

Młodsi bracia (druga, trzecia, czwarta klasa podstawówki) - czytanie traktują jak najgorszą z możliwych kar, podobnie odrabianie jakichkolwiek prac domowych, zainteresowanie zajęciami pozalekcyjnymi - żadne, gdyby im pozwolić, cały dzień spędziliby przed komputerem. Jedyne co, to są aktywni fizycznie - pływają, grają w piłkę.

Nie wiem, czy to jest związane z tym, na jakim etapie życia pojawił się dostęp do komputera, zmianą trendów, czy czymkolwiek innym, ale podobne tendencje widzę u większości młodzieży szkolnej z jaką mam styczność i bardzo mi się to nie podoba.
No i chyba to najlepsze podsumowanie. W domu, w którym się czyta - żadna książka nie jest wroga czy trudna. Bo tak można się nauczyć, że czytanie jest nagrodą samą w sobie, a nie środkiem do uzyskania nagrody / uniknięcia kary.

Bez wewnętrznej motywacji ciężko się czyta... O ile czyta. 

Trochę w związku z tym: ostatnio spodobało mi się proste stwierdzenie, że młodzież, która nic nie czyta wyklucza się (z kultury, wspólnoty, ...). Się wyklucza, a nie "jest wykluczana". To dla mnie coś na kształt różnicy między zdaniami "uciekł mi autobus", a "spóźniłam się na autobus". Rzadko to pierwsze ma uzasadnienie.

Dom ma znaczenie, szkoła ma znaczenie - ale jest też miejsce na decyzję własną młodego człowieka.
Teodora tyle że "wykluczyć się" można, jeśli na dziesięć osób dziewięć czyta, a jedna nie. Jeżeli na te same dziesięć osób dziewięć nie czyta, to raczej z niczego się nie wykluczają, wręcz przeciwnie, łatwo im będzie dojść do wniosku, że ta jedna czytająca to jest jakiś nerd.  😉
A dziś wśród młodzieży proporcje są raczej te z drugiego przykładu. No, może dwie osoby na dziesięć czytają, nie jedna.
Z innej beczki:
- słucham obrad Sejmu RP i Pan poseł Biedroń zawiesił się i zwrócił się do Pani Kopacz: Panie Premierze.  😂
Śmieszne przejęzyczenie w wykonaniu "poprawnego językowo" - "pani marszałkini" etc.
Mnie jest jakoś łatwo zaakceptować fakt, że nie wszyscy czytają. Ba, wiele oczytanych osób się w swojej mądrości tak zatraca, że nie da się z nimi rozmawiać na inne tematy niż filozoficzno-egzystencjonalne, ewentualnie polityczne. Czasem miło jest po prostu dowiedzieć się "Jak zdrówko Gieni?" nie otrzymując w zamian litanii na temat współczesnej medycyny.

Ja lubię mądrość, ale także (a nawet przede wszystkim) skromność i prostotę.

Uwielbiam czytać, ale mój mąż nie, mimo iż mama płaciła mu (!) za przeczytaną stronę. Mąż bardzo dużo mnie nauczył. O intuicji, o cierpliwości, o uczciwej pracy. A ja czasem czytam mu ciekawe fragmenty moich książek. I dyskutujemy, równo uzbrojeni w wiedzę i argumenty.
Mnie jest jakoś łatwo zaakceptować fakt, że nie wszyscy czytają.

Uwielbiam czytać, ale mój mąż nie, mimo iż mama płaciła mu (!) za przeczytaną stronę. Mąż bardzo dużo mnie nauczył. O intuicji, o cierpliwości, o uczciwej pracy. A ja czasem czytam mu ciekawe fragmenty moich książek. I dyskutujemy, równo uzbrojeni w wiedzę i argumenty.


To mi się podoba, wcale nie twierdzę że ktoś ma pochłaniać książki itd, jeżeli realizuje się w czymś. Ma jakiś cel w życiu, aspiracje, do czegoś dąży. Smucą mnie ludzie, których jedynym pragnieniem jest odwalenie 'pańszczyzny' i zdążenie na powtórkę 'Dlaczego ja?' czy czegoś w tym rodzaju. Z taką osobą zazwyczaj naprawdę ciężko o czymkolwiek porozmawiać.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=65393.msg2217196#msg2217196 date=1415280823]
Tematy wolne były super, zawsze je wybierałam na każdym wypracowaniu, na maturze też (wcale nie skończyły się razem z komuną, dopiero później - ja jeszcze miałam szczęście, że były). Ale już za moich czasów co najmniej pół klasy zawsze stało na stanowisku, że takie tematy są bez sensu, bo nie wiadomo, co w nich pisać. Rozprawki - też niedobre, bo co prawda odpowiedź trzeba tylko wybrać z dwóch możliwych, ale już argumenty trzeba samemu wykoncypować. "Charakterystyka X" - o, to był dobry temat dla większości klasy.
Jak dla mnie łatwość działania tego systemu opiera się na tym, że człowiek chętnie idzie po linii najmniejszego oporu. I czy to mały, czy duży - wcale niekoniecznie chce być mądry, pracowity i inteligentny, jeśli pokaże mu się, że to nie jest konieczne. Sporej części wystarczy "najeść się, wyspać, wypić i zapalić".
[/quote]

Eee, no ja tez pisalam zawsze tematy wolne ale z wlasnie z lenistwa. W ten sposob nie musialam nigdy uczyc sie obowiazujacych interpretacji.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=65393.msg2217205#msg2217205 date=1415281821]

A co do książek, to wiecie, tak sobie myślę... Jeżeli tylko ktoś czytał, to wszyscy mamy ten sam kod kulturowy - roczniki '80, '70, '60, '50... Porozumiewamy się tym samym kodem, znamy te same cytaty, motywy, hasła, książki, filmy. Jest wspólnota. Od roczników '90 w górę coś się popsuło i tego już nie ma. Taka przepaść kulturowa się zrobiła. Czy to tylko moje wrażenie?
[/quote] też mam takie wrażenie ale sądzę że przyczyna leży gdzie indziej. Młodsze pokolenia nie liczą sie z autorytetami. Napchane mają głowy kolorowym badziewiem. Nie liczy sie aby być tylko mieć. Przycina sie małolaty do klucza a potem do korporacji. Tam już miejsca na myślenie , tam jest realizacja procedur i wiara we wszechmoc i nieomylności firmy.
[quote="Tania"]W historii Ani z Zielonego Wzgórza, ciekawa jest sama autorka. Pani Lucy Maud Montgomery. Żona pastora, ze swym dość smutnym życiem.link
Jednak jej książki są takie ugłaskane, płytkie i w zasadzie mocno trzeba by grzebać pod tymi bufkami, żeby zrozumieć epokę jaką opisuje.
Wątpię, że nauczyciel grzebie.[/quote]
Ja Anię... bardzo w podstawówce lubiłam i dwie kolejne części też, tylko dalej już mi się przestało podobać.
BTW, dwie najciekawsze książki Montgomery są chyba najmniej popularne, a przecież Jana ze Wzgórza Latarni była cudowną i inspirującą postacią (może aż nazbyt na dzisiejsze czasy, bo się 'wyzwala' mentalnie z klatki). Podobnie jak Joanna z Błękitnego Zamku.

Dla dzieci fajna lekturą są też książki Londona i Curwooda (a przynajmniej ja bardzo lubiłam) taka literatura przygody. Pamiętam jeszcze, że jako szkrab dostałam kiedyś jak jechaliśmy pociągiem od ojca Wszystkie Stworzenia Małe i Duże, to jest dopiero fascynująca książka dla dziecka, a książkę mam do dzisiaj, co prawda się już rozpada, ale jest z gatunku tych 'cudownych'.
Ale u mnie ogólnie się dużo czytało, zawsze jak byłam bardzo mała jeszcze i słabo czytałam, to mamę prosiłam, żeby mi poczytała, a potem to już jakoś tak poszło (ale miłości do Sienkiewicza nie zaszczepiło, bardzo nie lubię jego książek, i tylko W Pustyni i w Puszczymi majaczy jako miła lektura, ale to było tak dawno, że raczej by mi się nie podobało jakbym miała jeszcze raz czytać).

Ale jako dziecko też telewizję bardzo lubiłam oglądać, znaczy w zasadzie to Animal Planet. 🤣 W tym względzie trochę monotematyczna byłam. Teraz jeśli już raz na ruski rok mi się zdarzy włączyć to jestem zdziwiona jak tam nie ma prawie nic ciekawego i nie wiem czy to ja dorosłam, czy stacja strasznie straciła poziom.
Za to do dziś się jeszcze gdzieś walają kasety z nagraniem Życia ptaków z panem Attenborough, które mi mama musiała nagrywać jak wyjechałam na wakacje, żebym potem mogła obejrzeć.

Edit:
Ogólnie to nie sądzę, żeby dzieci młodzież była głupsza, w sensie bazowo mniej inteligentna. Tylko jak ktoś  od dziecka nie czyta i w domu się nie czyta, to trudno żeby potem taki młody człowiek sam sięgał i się dowiadywał.
Reklama oczywiście.
Lipomal - nie jest ani zbyt mocny, ani zbyt słaby.
Omatulu!
link
Gwoli ścisłości, kurczaki trafiają do klatek w momencie opróżniania kurnika na czas transportu do ubojni. Obserwowałem ubój w zakładzie Konspolu i widziałem, że kurczaki miały dzioby i łapy oraz nie były w żaden inny sposób okaleczone przed śmiercią. Sam proces był też mniej krwawy i drastyczny od moich wyobrażeń, ale producent nie zgodził się, by pokazać go przed kamerą.

Ale odkrywczy materiał. No Eureka!  😵
link - "celebryci" w desperacji. Pan sobie coś w gacie włożył dla popularności.  😂
LINK
- no.... to już przekroczyło wszelkie granice.  😵
😲 przecież to doskonale widać, że coś jest nie tak na tym zdjęciu. To sobie strzelili...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się