co robić? kulawe konie chodzące w bryczkach

Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
24 sierpnia 2011 14:47
Byłam niedawno nad polskim morzem w niewielkiej miejscowości. Ponieważ do plaży był kawałek drogą asfaltową to aż się prosi, żeby uruchomić wszelkiego rodzaju podwózki – ryksze, rowerki i oczywiście bryczki. No i niestety – bryczki były w większości obsługiwane przez prostych chłopów a do bryczek, kurna w 75% były zaprzęgnięte kulawe konie. Jedne bardziej, kulawizna widoczna gołym okiem, inne mniej, nieco nieczyste, dla końskiego laika kulawizna niewidoczna. Zwróciłam uwagę pewnemu chłopowi (IQ 70), że jego koń kuleje (kulał bardzo wyraźnie!) – na co on, że on udaje, że tak już ma, tak samo ma jej brat. O zgrozo. Tłumaczyłam, że konie nie udają i że „tak nie mają” i że sprawia temu zwierzęciu ból. Żeby wezwał weta i dał klaczy spokój na kilka dni. Pokiwał głową, tak jakby odrobina do niego trafiła i się oddalił, na moją prośbę stępem.
Następnego dnia zobaczyłam go znowu, w momencie, kiedy na wóz wsiadali jacyś ludzie. Podbiegłam i już nie byłam miła – zrobiłam mu awanturę, poinformowałam potencjalnych klientów, że koń jest kulawy. Klienci na szczęście okazali się ludźmi z sercem i wyobraźnią, podziękowali mi za reakcję, zrezygnowali z kursu, jeden facet nawet razem ze mną najeżdżał na chłopa, który cały czas mówił, że ja jestem wariatką, że koń UDAJE, że tak ma. Kazaliśmy wszyscy razem wrócić mu do domu, grożąc, że jak go jeszcze raz zobaczę – wezwę policję. Oczywiście za pól godziny znów się pojawił – ja znowu awantura, on znowu swoje… Zadzwoniłam po policję, niby przyjęli zgłoszenie, niby mieli wysłać patrol, ale co z tego? Przyjadą, chłop im powie, że koń udaje lub, że tak ma i taki policjant, kompletnie nie znający się na rzeczy mu uwierzy. W najlepszym wypadku każe mu iść do domu. Na karę grzywny nie liczę – chyba, że chłop okładałby konia batem a ten wyraźnie nie mógł iść.
Co więc robić w takich sytuacjach? Przecież taki chłop nie będzie leczył kulawego konia…  Jeśli ten odmówi kompletnie współpracy, posypie się to wyśle go na mięso. Przyznam, że nie wiem co gorsze – praca takiego kulawego bidaka przez 3 miesiące w roku czy podróż do Włoch...
Wychodzę z założenia jednak, że trzeba reagować, szerzyć świadomość, może straszyć, może do co 10 chłopa w 1/10 coś trafi…
W kolejny weekend znowu tam pojechałam i znowu zwróciłam uwagę jakiemuś chłopowi, jego koń szedł na 3 nogach. Oczywiście mnie olał, ja zresztą zwyczajnie na niego naskoczyłam, to był błąd. Zresztą – chyba rozniosła się fama wśród tych bryczkarzy, że po Białogórze grasuje jakaś wariatka, która wszędzie widzi kulawe konie. Znowu zadzwoniłam na policję… Nie wiem czy przyjechali, nie wiem, jak wyglądała interwencja. Więcej do tej miejscowości nie pojadę, nie chcę się stresować. Doszło do tego, że w ogóle nie miałam ochoty chodzić na plażę🙁

Co robić w takich sytuacjach? Tłumaczyć? Straszyć? Wzywać policję? Obrońców zwierząt? Powoływać się na ustawę o ochronie zwierząt? Jak wytłumaczyć laikowi - właścicielowi, służbom porządkowym, że konie nie udają i że "tak nie mają"?
Co Wy robicie?
Jasne, że nie zbawimy całego świata, ale przecież nie możemy pozostawać obojętni?

edit: literówka
Nagrać zdarzenie i wysłać w odpowiednie miejsce...
Często programy typu UWAGA lubią takie historie - tym bardziej, że na tapecie jest teraz akcja zwierze nie jest rzeczą... czy coś w tym stylu
dea   primum non nocere
24 sierpnia 2011 15:05
Tja... nie tylko plaż to dotyczy. Do MOka to regularnie trójnogi stonkę wożą. Ludzie nie wiedzą, że konie kulawe. Jak cudny czerwony chwost wisi, to się wsiada i jedzie. Ja przyznaję, że tylko posmutniałam i przeszłam tamtędy szybciej - moim zdaniem nic się nie da zrobić. Ale jeśli ktoś podrzuci jakiś pomysł to bardzo chętnie zareaguję w przyszłości. Przyczyną pierwotną jest niewiedza i obojętność ludzi. Społeczeństwo musi dojrzeć - a w nasze jakoś słabo wierzę w tej materii (i kilku innych). Sorki za pesymistycznego posta.
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
24 sierpnia 2011 15:11
dea właśnie dlatego należy reagować - żeby to społeczeństwo dojrzało...
Te dorożki do Morskiego Oka to jest jedna wielka masakra... Tyle kilometrów pod górę, wozy przeładowane ludźmi... Konie na górze mają stan przedzawałowy, mokre, spienione... Aż żal patrzeć. I tak zapier...lają góra-dół cały dzień. Słyszałam, że w reakcji na protesty turystów i "zielonych"  mają tam uruchomić jakieś samochodziki elektroniczne. Oby jak najszybciej, bo w krajach cywilizowanych nie powinno być takich obrazków.
Zdajecie sobie sprawę oczywiście, że jeśli te kulawe konie nie będą mogły wozić turystów, to po prostu pojadą na wycieczkę do słonecznej Italii..? Bo nikt nie ma ani zamiaru, ani środków, ani nawet wiedzy - że można by je jakoś leczyć na ten przykład...

Moja zasada: dostrzegasz ewidentne ZŁO, którego czarna aura nie daje Ci spać po nocach, przebierasz nogami żeby w tej sprawie COŚ zrobić, usiedzieć nie możesz, żeby Czarnego Luda zwalczyć..? Spróbuj mimo wszystko usiąść w kącie - a nuż Ci jednak przejdzie..? Najzdrowiej bowiem i dla wszystkich najlepiej, jest w takiej sytuacji - NIC nie robić. Po prostu...
Tak tylko że te konie i tak koniec końców wylądują w rzeźni, to już lepiej jeśli to się stanie wcześniej przynajmniej krócej się będą męczyć...
Idąc tym tokiem rozumowania najlepiej jest zdetonować wszystkie te bomby atomowe które od tylu dziesięcioleci bez sensu rdzewieją w silosach i magazynach - i już nikt, nigdy i nigdzie nie będzie cierpiał na tej planecie...
tyle że w przypadku braku reakcji, kiedy to pokolenie koni trafi na włoskie stoły, przyjdzie następne które będzie zajeżdżane na śmierć ku uciesze turystycznych tyłków.
tak lepiej? nie sądzę.
jkobus, bez przesady... Ja tam wierzę, że jest jakieś wyjście pośrednie między kulawym koniem chodzącym 12 godzin dziennie w bryczce a wysłaniem owego konia do rzeźni. Nie każdy góral/dorożkarz to kat przecież. Zwracanie uwagi na znęcanie się nad zwierzęciem powinno być czymś oczywistym - im więcej ludzi wrażliwych i reagujących, tym lepiej dla zwierząt. To tak jak z kulawymi końmi w szkółkach jeździeckich. Niby właściciel mógłby je od razu sprzedawać handlarzowi, a jednak coraz częściej ogranicza go czujne oko szkółkowiczów, które śledzi, co się z koniem dalej dzieje.
Ależ proszę bardzo! Zwracać uwagę - czemu nie? Uświadamiać. Jak ktoś chce - to za swoje pieniądze i na własną odpowiedzialność, może też takiego konika przytulić do serca: prawie na pewno zyska dozgonną przyjaźń. Ale - wybaczcie - pytanie "co robić?", kojarzy mi się WYŁĄCZNIE z pewnym rosyjskim rewolucjonistą przez którego wiele milionów ludzi (i wiele milionów koni - o czym mało kto wie...) rozstało się z tym łez padołem gwałtownie i zdecydowanie wcześniej niż by sami chcieli. Zaś "rozwiązywanie problemu" - też mi się brzydko kojarzy...

Inaczej: w sprawach społecznych jest radykalnym nominalistą. Istnieją tylko konkretne przypadki. Każdy inny, każdy możliwy lub niemożliwy do "rozwiązania" na swój tylko sobie właściwy sposób. Nie ma "problemów społecznych"! Nazwanie czegoś "problemem społecznym" to najkrótsza droga do radykalnego POGORSZENIA doli wielu żywych istot...
to moze inaczej... chlop wozi tym kulawym koniem bo mu za to placa -turysci w sensie. jesli turysci nie zaplaca za przejażdżkę kulawym koniem, tylko pojda do konkurencji, to chlop nawet ze swoim " IQ 70 " , zrozumie ze kulawy kon=brak kasy, zdrowy, zadbany kon=kasa. wiec o konia bedzie dbac.
podzialalo na targach konskich, to i w bryczkach podziala. (ostnio jezdze na targi i konie coraz bardziej zadbane, sluzby i klienci zwracaja na to uwage)

tylko uswiadamiac trzeba klientow, ze nie powinni wspierac sadyzmu,
moze poprzez "to nie modne, to nie szpan kulawym koniem , brzydka bryczką z glupim, niechlujnym woznicą" - bo oni placa - wiec niech wymagają wysokiego standardu (m.in zdrowego konia) za tyle kasy, ze przejazdzka to ma byc "ą-ę". moze, ze ta przejazdzka to bedzie straszny obciach?
w ten sposob moze wlasnie dotrze, bo jak im sie nie chce chodzic, jak wola tylek przewiezc, a do tego maja kase,  to argument czysto o dobrosanie zwierzecia tez nie dotrze (IQ podobne do woznicy).

- w koncu na tych ktorym zwrocilas uwage podzialalo, dowiedzieli sie o kulawiznie = zrezygnowali, a gosc za znecanie sie kasy nie dostal.

absolutnie nie zgadzam sie z tym ze nalezy odwrocic sie i udawac ze sie nic nie widzi. tu nie widzisz cierpiacego konia, obok bitego psa, za rogiem nie widzisz pobicia, gwaltu, morderstwa ....  to poprostu współudział poprzez popieranie takich zachowań.
edzia69   Kolorowe jest piękne!
24 sierpnia 2011 20:58
To tak jak z kulawymi końmi w szkółkach jeździeckich. Niby właściciel mógłby je od razu sprzedawać handlarzowi, a jednak coraz częściej ogranicza go czujne oko szkółkowiczów, które śledzi, co się z koniem dalej dzieje.

To będą teraz sprzedawać wcześniej, zanim się koń całkiem  rozpadnie i nie będzie podejrzeń ,że poszedł do handlarza.
Czytam tak i czytam i źle mi z tym co przeczytałam wielokrotnie. Wedle tego co wielu tu i ówdzie pisze-właściciel konia, ,  który jest utrzymywany w celach zarobkowych to zbój, bandyta, osobnik pozbawiony serca i uczuć. Każdy kto śmie oczekiwać od konia zapłaty za dach nad głową i żłob z paszą to człowiek niższej kategorii.Wzorem cnót wszelakich są za to osoby utrzymujące pojedyncze konie pensjonatach.
no tak, mozna je nawet zabijac, cwiartowac i przechowywac na wlasnym podworku.
edzia - nikt nie mowi ze ktos kto zarabia na koniu to odrazu "zly", ale niestety...."jestes odpoiwedzialny za to co oswoiles". jesli masz zwiewierzaka, taka samo jak dziecko czy pracownika - musisz o niego dbac (warunki pracy, zaplata/jedzenie, ubezpiecznie=leczenie),. karmic, poic, leczyc. a konie pracujace  ( w sensie "nie maskotki"😉 - tym bardziej, bo w koncu zarabiają na swoj owies, a kontuzje czesto nabywają pracując
ZWIERZE NIE JEST RZECZĄ!
a ja tak pomyslalam: musialaby sie tym zajac jakas organizacja prokonska, ale nie wiem jaka. pomysl taki, zeby dawac cos w rodzaju takiej odznaki "tu pracuje zdrowy kon" z jakims fajnym znakiem graficznym widocznym. wystarczylaby jedna osoba znajaca sie na koniach, wizytujaca raz na jakis czas takie miejsca. ci co beda miec konia zadbanego chetnie takie cos przykleja/przymocuja do uprzerzy. a ci co beda miec chore szkapki nie dostana. i taki turysta juz bedzie widzial i mial wybor.
edzia69   Kolorowe jest piękne!
24 sierpnia 2011 22:41
horse-art
całkiem nie załapałaś o co mi chodzi
świetny pomysl katija, to + rozpowszechnienie w mediach + na plakatach i w informatorach turystycznych w takich "bryczkowych" miejscach.
moglaby się tym zajac jakas fundacja - zrobili by w koncu cos naprawde pożytecznego.

a dla kazdego z nas zadanie - widzimy kulejacego, zaniedbanego konia - informujemy potencjalnych klientów, tak żeby zrezygnowli. to naprawde nie trudne, a przyniesie korzyść w koncu, choć przez chwile kon odpocznie, a w koncu moze dojdzie do woźnicy ze trzeba postepowanie zmienić.

i znow takie hasło ladne się nasuwa (i jego różne wersje) "ratujac jedno istnienie, ratujemy caly świat" 🙂

nie no edzia - zalapalam, ale nie mozna tez calkiem "zakazywac" takich postaw (tego "ze są zli ci co zarabiaja na koniach" ) bo moze to doprowadzic do odwrotnej postawy -jaką i tu niektórzy prezentują - ze kon ma zarabiac i tyle, ze to narzedzie dla uciechy ludzi tylko,
albo że jak sie dzieje zle, to nikt nie powinien sie wpierd...ć , bo to nie jego sprawa, alboze i tak nic nie zmieni.
bo w ten sposob mamy np. niezgłaszaną przez świadków przemoc w rodzinach 🙁
edzia69   Kolorowe jest piękne!
24 sierpnia 2011 22:59
Nie jeżdżę do Świnoujścia, bo szlag mnie trafia jak patrzę na tamtejsze "zaprzęgi".
Szlag mnie trafia również jak czytam niektóre wypowiedzi.
Pewnie,że trzeba ludziom tłumaczyć.Nie wolno jednak wrzucać wszystkich do jednego wora.
Co dziwne, jak kupowane są konie "sportowe" do handlu to wszystko jest ok.
Niejednokrotnie gorzej mają niż te kulawe w bryczkach i mało kiedy słyszy się głosy na "nie".
Szybka robota, szybkie i koniecznie czyste skakanie, no ale to z reguły w białych rękawiczkach się odbywa i ciężko łatkę przykleić chłopa i wieśniaka.
popieram pomysł katiji: proponuje zgłosić sie do jakichś organizacji 🙂
edzia, patologie są wszedzie. tyle ze kulawy kon na zawodach zostanie zdyskwalifikowany=wlasciciele/zawodnik itd stracą kase i beda miec nauczke. chorego, zaniedbanego "sportowca" nikt nie kupi, a jak juz to na pewno za wiele mniej. wiec poprostu takie postepowanie (w sensie ze celowe) sie nie oplaca.

a te "bryczkowe"?  turysci placa za przejazdzke niezaleznie od stanu konia.  - nie ma sędziów, komisji wet. , wyczulonej publiczności ...

im chyba tym bardziej nalezy sie pomoc, zainteresowanie....

nie to zeby sportowym sie zle nie dzialo nigdy - niedawno dostalam wraka posportowego, przez zaniedbanie wlascieli jest kaleką. zaczol chorować wiec go olali bo zaplanowali kupic nowego, a tego sie pozbyc. wiec cierpiał w ciszy, bez zapewnienia nawet podstawowych potrzeb... no ale ma juz spokój - wlasnie tez dlatego ze byl dyskwalifikowany. znam takie, ktore na starty są szprycowane zeby nie bylo widac ze kuleją. ale to ze w sporcie tez sie zle dzieje nie znaczy, ze oprawcy tych "pracujących" mają mieć zielone światlo.
Hegemonia   Grunt to konik polny :)
25 sierpnia 2011 06:42
ja teraz od innej strony...

konie padające pod Morskim Okiem i gdzieś tam jeszcze nakręciły dyskusje społeczne i "wielce oświeconym" pannom z miasta zamydliły oczy w drugą stronę do przesady. "wrażliwi" i "dobrego serca" mają teraz jeden tok myślenia: koń w zaprzęgu= woźnica-kat = wyzysk zwierzęcia= zło.

przez ostatnie dwa lata pracowałam w pewnej stajni, której właściciel odczulił mnie na zaprzęgi. sama liznęłam trochę "furmańskiego" powożenia, obserwowałam pracę zwierzaków oraz to, jak się dba o nie i o sprzęt. konie w sezonie letnim chodzą pod siodłem (moja działka- prowadzenie rekreacji i rajdów konnych), w sezonie zimowym w kuligach. czułe na łydkę, reagujące na rękę (jak normalne rekreanty, a nie konie zajechane na ryjach w wozie). znam też doskonale kondycję i możliwości tych koni.

niefortunnie się złożyło w tegorocznego sylwestra, że w jednym zaprzęgu poszła para: wielki i spasiony zimniok z bardzo ładnym koniem typu pogrubionego. pogrubiony strasznie ambitny- byle do przodu! jak nie może- capluje, galopuje... spala się. w moment mokruteńki. zimniok- ani śladu jakiejkolwiek pracy. w wieczór sylwestrowy konie szły z krótkimi przerwami 3 kuligi po 45 minut. po drugim kuligu jedna z uczestniczek (miała jechać w trzeciej grupie) podniosła bunt- bo ten koń jest zabiedzony, wychudzony, w dodatku cały mokry, straszyła policją, organizacjami... zatrzymała kulig z mokrymi, rozgrzanymi końmi na kilkustopniowym mrozie, w tym momencie nie mieliśmy dla nich derek, więc postój był dla nich większą szkodą. w efekcie końcowym pani się obraziła i zrezygnowała z dalszej imprezy.

a biedny, umierający koń... padający z przemęczenia ruszył galopem ciągnąc sanie z resztą grupy oraz zimnokrwistego kolegę.


tylko jak ludzie sobie coś uroją przez jakąś nagonkę, to bardzo łatwo popsuć opinię stajni, w której właściciele/instruktorzy/wozacy naprawdę dbają o konie. naprawdę trzeba uważać z wydawaniem pochopnych opinii.
Niestety, myślę podobnie jak jkobus.
A myślę na podstawie doświadczenia.
Mój znajomy, pomagając za moją światłą radą, wysłał tak konia do rzeźni w trybie ekspresowym.
🙁
No, niestety tak się stało.
Ooo widze ze znajome klimaty. Tez byłam w Białogórze jakis czas temu, tez podobne historie sie działy.  Tez był pan którego kon 'udaje'. Zrobiłam awanture przy wszystkich. Duzo osob, potencjalnych klientow to widziało i to jest moim zdaniem plus zwracania uwagi. Zeby taki chłop załapał ze potraci klientow. Wywalczyłam chociaz 2-3 dni odpoczynku dla tego konia- bo nie pojawiał sie wtedy, zawsze to cos.. Ale nie wierze w zadne leczenie, tak jak mówicie- predzej te konie pojda na rzez niz zostana fachowo wyleczone (co przeciez czasem nie jest prostą sprawą, szczegolnie kulawizny)
jkobus, bez przesady... Ja tam wierzę, że jest jakieś wyjście pośrednie między kulawym koniem chodzącym 12 godzin dziennie w bryczce a wysłaniem owego konia do rzeźni. Nie każdy góral/dorożkarz to kat przecież. Zwracanie uwagi na znęcanie się nad zwierzęciem powinno być czymś oczywistym - im więcej ludzi wrażliwych i reagujących, tym lepiej dla zwierząt. To tak jak z kulawymi końmi w szkółkach jeździeckich. Niby właściciel mógłby je od razu sprzedawać handlarzowi, a jednak coraz częściej ogranicza go czujne oko szkółkowiczów, które śledzi, co się z koniem dalej dzieje.

I uważasz że czujne oko szkółkowiczów jest takie obiektywne i sprawiedliwe, wszak większość sprawy sobie nie zdaje że szkółka to biznes i właściciela nie stać na utrzymywanie kliku nie pracujących koni.
edzia69   Kolorowe jest piękne!
25 sierpnia 2011 08:09
I uważasz że czujne oko szkółkowiczów jest takie obiektywne i sprawiedliwe, wszak większość sprawy sobie nie zdaje że szkółka to biznes i właściciela nie stać na utrzymywanie kliku nie pracujących koni.

Niedawno dostałam maila z łzawą historyjką o chorym koniku od jednej z fundacji. Oczywiście prośba o przelew.
Tak się składa,że utrzymujemy 4 całkiem bezużyteczne konie. 2 staruszki, 2 niewidome.
Napisałam im,że w sumie to ja też potrzebuje dla nich pomocy, bo pasza strasznie droga, a handel wiadomo jaki.
Dostałam bardzo ciekawą odpowiedź. "Powodzenia z konikami".
Niestety, w związku z rozszalałymi "zielonymi" coraz mniej osób będzie się decydowało na utrzymywanie koni chorych i starych. Wyglądają one bowiem z reguły mało atrakcyjnie, więc są potencjalnym zagrożeniem,że zanim się wytłumaczysz już ściągną na głowę falę problemów.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
25 sierpnia 2011 08:16
I tu jest pies pogrzebany- jak pomóc, żeby jeszcze bardziej nie zaszkodzić...?
Uważam, że pewną "pomocą" dla turystów mogłyby być plakietki, naklejki czy certyfikaty od TOZ-u dla tych "dobrych" i sprawdzonych dorożkarzy- świadczące o tym, że przy tym wozie konie nie pracują ponad normę, są zdrowe i zadbane. Na osobach postronnych- w tym wypadku turystach- często takie rzeczy robią wrażenie, pomagają ocenić stan zwierząt, o których najczęściej nie wiedzą nic. Bo, jak już ktoś wspomniał, ciężko jest oczekiwać od turysty widzącego konia tylko na zdjęciach, że zauważy problemy czy niedociągnięcia konia w wozie. A taki "chwyt marketingowy" działa- patrząc okiem turysty: aha, na tym wozie jest certyfikat TOZ-u, a na tym nie ma. Czyli ten woźnica dba o konia(bo przecież inaczej certyfikatu by nie dostał!), a ten nie. W takim razie dam zarobić temu dobremu!
Oczywiście nie unikniemy wtedy podrabiania certyfikatów. Ale i na to przecież są sposoby- kody kreskowe, numery seryjne i tym podobne. Zawsze można też umieścić telefon do TOZ-u - jeśli komuś naprawdę zależy, to zadzwoni, poda dajmy na to numer seryjny certyfikatu i dowie się, czy taki osobnik istnieje w rejestrze i czy certyfikat jest prawdziwy.
I byłoby z tym masę zabawy, papierkowej roboty, załatwiania, kombinowania- ale czy nie warto? Wiadomo, TOZ ma wiele ważniejszych rzeczy na głowie. Ale na pewno znajdą się miłośnicy koni dysponujący wolnym czasem i szczerymi chęciami, którzy mogliby pomóc- roznosić ulotki, uświadamiać, po przeszkoleniu co starsze i bardziej doświadczone osoby mogłyby pomóc w ocenie koni czy np. comiesięcznej kontroli stanu zdrowia. I może jest to utopia i gonienie za marzeniem o lepszym świecie- ale czyż nie warto?
Niestety odnoszę również wrażenie, że z każdym pokoleniem znieczulica na krzywdę zwierząt będzie rosła. Mogę się mylić, ale moim zdaniem kiedyś to inaczej wyglądało- ludzie mieli styczność ze zwierzętami od maleńkości, z psami, kotami, często zwierzętami gospodarskimi. I młody człowiek uczył się, że takie zwierzę czuje, myśli, choruje, umiera. A dziś niestety coraz rzadziej dzieci mają bezpośrednią styczność ze zwierzakami- niektóre nawet psa nigdy nie dotykały, a co dopiero widzieć krowę czy owcę! I, co mnie najbardziej smuci i trochę przeraża, pomimo młodego wieku stwierdzam, że raptem kilka razy w życiu widziałam dziecko na spacerze z psem oO Dzieciom już nie kupuje się psów- bo alergia, bo uczulenie, bo zarazki, bo brud, bo dziecko nieodpowiedzialne, bo MI, rodzicowi, nie będzie chciało się zająć zwierzakiem, jak dzieciak się znudzi- do czego swoją drogą ma prawo. A gdzie, na Boga, dziecka ma się nauczyć odpowiedzialności względem zwierząt, skoro nie ma z nimi styczności?!  🤔 Dziwi mnie i przeraża taki pogląd...
No i się rozpisałam...  😡 Przepraszam, jeśli trochę za długo  :kwiatek:
dea   primum non nocere
25 sierpnia 2011 08:33
Mnie się też pomysł katiji podoba - konfrontacja tego jak być nie powinno z tym jak być powinno. Fundacja... czy fundacja się tym zajmie, szczerze wątpię. Wróciłam właśnie z kliniki, gdzie chwilowo przebywa mój koń. Stały tam 3 konie fundacyjne. Wiem, ile kosztuje doba w klinice 😉 Jeden był na zabieg (OK), ale drugi ewidentnie hmmm... na odrobaczenie i podpasienie, trzeci na zabieg, ale w tej chwili się na zabieg nie nadaje (chudy, zarobaczony) raczej dłużej tam postoi. Przemyślenie: ja bym w domu przygotowała zwierzę, zresztą tak zrobiłam, mój koń w dobrym stanie i odrobaczony pojechał do kliniki, żeby minimalizowac koszty - pobytu tam (dzień na aklimatyzację, operacja, tyle dni ile potrzeba pod kontrolą po operacji, do czasu zdjęcia szwów, ale jeszcze z opatrunkami do zmiany wróci do mnie), a fundacja trzyma długoterminowo konie w klinice... za co? Ludzie dają kasę - no co, poszła na dobry cel przecież. A tak trzeba by dbać o maluchy samemu, za dużo zachodu...

To może sami się zorganizujemy, zamiast czekać na fundację? Jak ktos planuje wyjazd w któryś z regionów "dotkniętych problemem" to niech weźmie choć dzień dyżuru i w czasie tego dyżuru chodzi między końmi, mówi woźnicy, że koń kulawy, mówi turystom, że koń kulawy, pokazuje zdrowego konia i odsyła do niego, nawet ma kilka podrukowanych w domu "certyfikatów" z usmiechniętym konikiem? kody kreskowe, numery seryjne to już paranoja moim skromnym zdaniem, ale upierdliwe happeningi co kilka dni to jedyne co mi pachnie sensem. A na fundacje - naprawdę - nie liczmy.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
25 sierpnia 2011 08:34
ale upierdliwe happeningi co kilka dni to jedyne co mi pachnie sensem.

też mi takie coś przyszło na myśl
Koleżanka Diakonka poruszyła konkretną sprawę kulejącego konia(laikiem chyba nie jest) po czym posypała się lawina postów niektóre bardzo głupie-w sensie,że dla dobra koni należy być obojętnym...oraz mnóstwo końskich przykładów ,jakiś przerysowanych sytuacji.J.kobus kiedy rzekomo weterynarze uśmiercili mu konia napisał artykuł do końskiej gazety pełen oskarżeń i żalu po swojej cudownej klaczy...a przecież mógł iść do kąta i przetrzymać jak to poradził Diakonce.Oczywiście,że mądry ,znający się na rzeczy człowiek nie powinien przechodzić obojętnie obok cierpienia koni.Kwestia tylko tego w jaki sposób mądrze zareaguje.Policja...takimi,,pierdołami" się nie zajmuje.Straż Miejska jest od tego.Kulejące konie dorożkarskie niestety są i będą i weterynarz czy odpoczynek im nie pomoże.Najczęstszą przyczyną ich kulawizn jest złe kucie kopyt.Totalnie amatorskie kucie i struganie ,nie przekuwanie na czas itd.W tym temacie rewolucja myślowa jest często skazana na porażkę.Można robić nagonkę na furmana ale Polak jest zacięty i najczęściej wychodzi z tego wieczny spór.Można także łagodnie rozmawiać z człowiekiem próbować przekonać do racji ,bez agresji łatwiej otworzyć komuś oczy niezależnie od tego jakie IQ posiada ,,sadysta".
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
25 sierpnia 2011 08:41
Pędzidełko i mi się wydaje, że tak to powinno działać. DO trzech razy sztuka, jak to mówią- jeśli za pierwszym razem spokojne wytłumaczenie, że kulawy koń nie nadaje się do jazdy nie pomaga, próbujemy jeszcze dwa- bez stresu, krzyków, oskarżeń. Spokojnie, rzeczowo- przecież nie każdy musi być doświadczony i wszystkowiedzący. A jeśli to nie pomaga- zaczynamy ostrzej walczyć.
I chyba faktycznie numery seryjne to przesada... ale happeningi to bardzo dobry pomysł. 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się