Jak jeździć w teren?

Mój daje radę nawet 5h, ale tylko jak jest przed wyjazdem naładowany na 100% i w ogóle go nie dotykam 😉
A na rajdy biorę coś takiego: http://allegro.pl/kieszonkowa-awaryjna-ladowarka-9-koncowek-hit-i2924425787.html Przedłuża to żywotność telefonu.
HorseSense   Horse sense = stable thinking...
06 stycznia 2013 20:45
Ja własnego konia niestety jak dotąd nie mam, bo i takiej potrzeby szczególnej nie odczuwam, a czasu i pieniędzy brakuje, więc w teren od czasów zakończenia dzierżawy samotnie nie jeżdżę. Także utraty przytomności w takim stopniu się nie obawiam, ale wiadomo - jak sił mentalnych brak, to mędrca szkiełko i oko nic nie pomogą. Lubię mieć jednak świadomość, że go nie zgubię tak łatwo, tym bardziej, że trochę mnie kosztował. Na większe "szaleństwa" biorę prostą komórkę typu "cegła" o wartości złomu, no ale na niej już rzeczonego Endomondo, GPSu z dużą, kolorową mapą nie zainstaluję, zdjęć pięknych z wyprawy nie zrobię, a i zasięgu nie łapie czasami  😫 Upadki zdarzają mi się bardzo rzadko, na ogół "walczę" z sukcesem, ale lądować potrafię i jeszcze nie zdarzyło się mi (tfu! tfu!) spaść tak, aby ktoś musiał się mną zająć. W razie czego nie muszę szukać telefonu po krzakach/w błocie/pod końskimi kopytami, szczególnie jeśli komuś coś się stało, konie trzeba łapać itd. Po prostu odruchowo sięgam, wiem, gdzie może być. Na dodatek w nim mam 1 lokalizator, więc jeśli jest przy mnie - Moc jest ze mną  🙇
unawen to w pierwszym nowszym (tzn. nie 7letnim) telefonie możesz (dla siebie) zainstalować, ja koniowi do sakiew wkładam takie coś typu "wiem, gdzie jest moje dziecko", nabyłam za całkiem sensowne pieniądze (65 zł?) i jak dotąd działa... Co do ucieczek z padoków mam zasadę "follow the kupas"  😉 ale nasze raczej nie uciekają, jeśli już, to pasą się w promieniu 10 m (ta andrenalina, ta wolność!)  🤔wirek:
kasik - znam ten ból... ładowarkę zapasową na ogół biorę, wszystko załatwiam za pomocą TaskKillera (to, czego nie potrzebuję), ekran przyciemniam, Wi-Fi wyłączam i jakoś się wytrzymuje...
Hehe, u mnie doświadczenie terenowe budowało się głównie w czasach gdy stałam z koniem w stajni w świętokrzyskim - tam teren jest trudny, a my (mam tu na myśli siebie, grupę przyjaciół i instruktora - najlepszego, jakiego do tej pory spotkałam) mieliśmy tysiące pomysłów na przejechanie go wszerz i wzdłuż.
Co prawda kilka rzeczy od tamtego czasu w moim doświadczeniu się zmieniło - na przykład, uznałam wyższość dwóch/trzech koni nad całą grupą (bywało i 15), ale ogólne zasady pozostały takie same.

Pierwsza rzecz, to na pewno dobre zabezpieczenie konia i jeźdźca. Nie ukrywam, że spotykam się z niechęcią niektórych osób, ponieważ jeżdżę w "szalone tereny" na sportowym koniu. Jednak zawsze dbam o jego bezpieczeństwo, a nota bene - koń to koń, w terenie sam z siebie sobie krzywdy nie zrobi.
Dlatego też aktywnie promuję ochraniacze w terenie. Sama używam owijek z podkładkami (muszą być dobrze, mocno zawinięte, inaczej spadną przy szybszym galopie), zwykłych "skorup" lub strychulcy. Wszystkie sprawdzają się doskonale, a koń wraca z terenu cały i zadowolony, mimo czasem ciężkich sytuacji po drodze  🙄
Druga rzecz, to zabezpieczenie jeźdźca. Powinniśmy wszyscy nosić kaski, to oczywiste. A już na pewno jest to obowiązkowe w przypadku osób niepełnoletnich, na młodych lub trudnych, niespokojnych koniach czy niedoświadczonych. Pozostali - jeżeli już kask gryzie i żadnym sposobem nie da się go założyć - choćby czapka na głowę. Zawsze chroni to przed gałęziami w lesie, a w razie upadku zwiększa szanse na wyjście z niego cało.
Na dłuższe tereny polecam nietypowe zabezpieczenie ogłowia konia - najlepiej sznurkowy kantar, założony na wierzch i połączony dość luźnym uwiązem z kółkiem przy siodle. Ważne, żeby uwiąz nie plątał się podczas ruchu między końskie nogi, ale nie ograniczał też ruchu zwierzaka. Tak zabezpieczone ogłowie to dobre rozwiązanie podczas postojów, no i niełatwo je zdjąć w razie nieprzewidzialnej sytuacji.

Poza bezpieczeństwem ważne jest to, jaką grupą na jakie ścieżki się udajemy. Miałam niedawno sytuację, która przyprawiła mnie, kolegę i samą uczestniczkę nieprzyjemnej sytuacji o mocniejsze bicie serca, gdy "uwolniony" od jeźdźca koń wrócił do stajni przez... ruchliwą szosę. Na szczęście nic się nie stało, ale strach pozostał.
Dlatego w "szalone" tereny jeździmy zawsze mniejszą grupą, z doświadczonymi osobami i końmi, które dobrze znamy. Ścigamy się i galopujemy w miejscach, gdzie jest dobre podłoże, dobra widoczność i nie ma zagrożeń typu właśnie droga, inne zwierzęta, przejazdy kolejowe itd. Ścieżki na kłus i stęp również wybieramy równe, przystosowane do jazdy terenowej. Jeżeli mamy wyznaczone ścieżki dla jeźdźców, przecinając inne - rowerowe bądź piesze - zwracamy zawsze uwagę na rowerzystów i pieszych i zawsze, ale to zawsze mijamy ich STĘPEM!

Jeżeli zaś jeździmy sami - w czym jestem już ekspertem, choć nie polecam tego raczej - zawsze trzeba pamiętać o naładowanym telefonie komórkowym i uprzedzeniu kogoś bliskiego bądź osoby przebywającej w stajni, gdzie i na ile (przybliżony czas i trasa) się wybieramy. Koń, na którym jedziemy, powinien być sprawdzony, absolutnie niepłochliwy i bezpieczny.

Na sam koniec proponuję również dopisać do terenowych przyzwyczajeń to, co potem robimy z koniem: mokrego rozcieramy słomą, a w chłodniejsze dni nakrywamy derką, warto również podać około godzinę po przyjeździe ciepły mesz. Nogi koniecznie powinno umyć się chłodną wodą, kopyta sprawdzić i usunąć ewentualne kamienie.
Trzeba pamiętać, że teren to przyjemność także dla konia, ale nie możemy zapomnieć o tym, że to on niósł nas na swoim grzbiecie i też należy mu się godny odpoczynek... 🙂
xxmalinaxx fajnie w skrócie najważniejsze informacje. Ja lubię jeździć sama ponieważ nic mnie nie ogranicza, odpowiadam sama przed sobą i przed Panem Bogiem, nie musze się o nikogo martwić i stresować, że jakiś koń nie chce przejść przez kałużę czy strumień i trzeba poszukać innej drogi. W większej grupie to już w ogóle masakra jest. Tempo często albo zbyt wolne albo zbyt szybkie, decyzje podejmuje czołowy (hardkorem było dla mnie kiedyś zgalopowanie całym stadem z dość stromej górki), czasem inne od naszych wyobrażeń. W teren zabieram psa, nie musze potem wychodzić wieczorem z sierściuchem bo ten nie ma siły się ruszyć i do rana mam spokój. Zauważyłam też, że jeśli w terenie towarzyszy mi pies, to mój koń nie nadstawia tak uszu, nie zaskakują go różne sytuacje, typu sarny spod kopyt, pilegrzymka, czy rozwrzeszczane dzieci, bo zwyczajnie jest przygotowany na to, że w każej chwili z krzaków może wyskoczyć pies i nie stresuje się tak.
unawennie miałam pojęcia o istnieniu takich ładowarek 😡 Super patent, na rajdy będzie doskonała :kwiatek:
xxmalinaxx- ja też pamiętam tereny w 15 i więcej koni 😵 Ostatnio byłam na takim spędzie podczas terenu hubertusowego i dziękowałam Matce Naturze, że moja młoda jest taka mądra 😉 ZDecydowanie wolę jeździć w mniejszym, sprawdzonym gronie.
Koni nie rozcieramy po jeździe- puszczamy na piach a one same czochrają się tam, gdzie chcą 😂 Gorzej jak jest mokro 🙁 Wtedy szczota i jechane (słomy i siana brak, ścielę trocinami, karmię sianokiszonką). Polarek w chłodniejsze dni obowiązkowy. No i na czas mrozów staram się unikać wędzideł *brrrr, jak takie zamrożone paskudztwo w paszczę pakować* Po jeździe obowiązkowo żarełko- sianokiszonka albo w sezonie letnim pastwisko 😉
pantofel takie było założenie - pigułka informacji 😉 Ja też lubię jeździć sama, szczególnie, że mój koń jest w pewnym sensie aspołeczny i sam w terenie jest w 100% spokojny, opanowany i przewidywalny. Zdarzyło mi się już, będąc tylko z własnym wierzchowcem w zimowym terenie, że zaczęliśmy tyłem zsuwać się po lodzie z wysokiej skarpy. Uratował mnie jego spokój - poczekał, aż grunt pod kopytami zrobił się nieco lepszy i wyskoczył na górę... Niemniej trzeba już trochę wprawy, żeby jeździć samemu. Pomysł z psem bardzo dobry - zwierzak obok zawsze uspakaja nieco konia.

kasik u nas grupy 15-osobowe były bardziej ogarnięte niż niektóre 5-cio 😉
Na piach też wypuszczaliśmy latem, a potem kąpiel. Co do wędzidła, polecam włożenie do zimnej wody na 15 minut przed siodłaniem. Zagrzeje się.

BTW - przypomniało mi się jeszcze:
jeżdżąc na czele kilkuosobowej grupy, jedziemy takim tempem, żeby ostatni w zastępie utrzymywał równy chód zaproponowany przez nas - nie może dojść do sytuacji, gdy my kłusujemy, a ostatni jeździec stępuje, lub, co gorsza, galopuje. Denerwuje to konie, prowokuje je do uciekania i wyprzedzania.
O tym, że na czele i na końcu grupy znajdują się zawsze najbardziej doświadczeni jeźdźcy, mówić chyba nie muszę? 🙂 Stałym błędem wielu ośrodków jest "wrzucanie" na tył zastępu najwolniejszego konia, często pod słabym jeźdźcem - błąd. Kiedyś poszukają sobie zgubionego konia, albo odwrotnie - zdziwią się, zobaczywszy go mijającego ich w szalonym pędzie i już bez jeźdźca...  😎
HorseSense   Horse sense = stable thinking...
07 stycznia 2013 17:00
Ja w kasku zawsze jeżdżę, nigdy nie wydawało mi się, że odpowiedzialny człowiek może inaczej... kiedy biorę np. wyjątkowo niedoświadczone albo nieznane mi, płochliwe konie w teren to biorę także kamizelkę, choć reakcje "profeszionalnych jeśćcuf" bywają bardzo nieprzyjemne. Jestem zagorzałą zwolenniczką przewiewnych ochraniaczy i niestety mam ku temu powody (tylu koni okulawionych po "relaksujących wyprawach w teren", nie sposób zapomnieć... źle staną, poślizgną się, cokolwiek może się zdarzyć), choć oczywiście powinne one harmonijnie łączyć się przede wszystkim ze sporą ilością ZDROWEGO ROZSĄDKU U JEŹDŹCA. Banalne - ale najważniejsze. Ja się staram przede wszystkim pamiętać, że jestem odpowiedzialna za to, co zrobię nie tylko z sobą, ale co stanie się z koniem i resztą grupy... Bywają jednak i tacy, jak pan - nazwijmy go P. - który wstawił konia do pensjonatu i tydzień później zapragnął jazdy w terenie. Przysięgał na wszelkie świętości, że jeździć potrafi, kazałam mu wsiąść na konia i pokazać cokolwiek -  😵
(Naukę zaczął, jak się po kilku dniach okazało, tydzień wcześniej od zakupu konia). Ale pieklił się strasznie i przeszła mi przez głowę druzgocząca myśl, że jeśli go nie wezmę, to pojedzie na tym biedaku SAM. Wzięłam więc najspokojniejsze człapaki profesorskie, zebrałam grupę nieustraszonych i czekamy na niego. Przyszedł, uwaga!, w czapsach z frędzlami, z miękkim kapeluszem kowbojskim i w ostrogach.  🙄 Dał z siebie zedrzeć wszystko, oprócz czapsów, włożyliśmy mu toczek i wiśta-wio! Tempo było szalone, pojechaliśmy na 25 minut stępa z pięcioma minutami kłusa, a ten się chwalił, że on galopooował...!  🙂 Oczywiście w czapsach się ugotował, a dżinsy go do krwi obtarły. Człowiek nie wie, czy śmiać się, czy płakać. Potajemnie dopięłam temu nieszczęsnemu rumakowi wypięcie do wodzy i chyba zasugeruję P., że najbardziej kozacka jest jazda na ogłowiu Dr. Cooka, już nie wiem co czynić!  😲 Ludziom się wydaje, że w teren to byle idiota może jechać, wystarczy się wieźć na koniu słuchając na bieżąco Nauki jazdy konnej w weekend w przystępnej formie audiobooka dla średnio rozgarniętych (btw, P. usiłował wsiąść na konia ze strzemienia bez popręgu - reszty nie muszę dopowiadać - ponieważ w experckim wywiadzie na profeszjonalnej stronie on wyczytał, że popręg się zapina z siodła i to po pierwszych kłusach...) Powinni wprowadzić jakiś przepis, że w teren wymagana jest przynajmniej odznaka popularna, bo w razie wypadku ubezpieczenie tego nie obejmie i stajnia zapłaci grzywnę. Pilnowali by wtedy takich niedzielnych jeźdźców, że hej! Ale że byle [nie chcę powiedzieć brzydko] niemądry człowiek może konia na pierwszym zakręcie kupić i ostrogi w niego wbijać, to już temat na inny temat.  🙄
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
07 stycznia 2013 20:05
BTW - przypomniało mi się jeszcze:
jeżdżąc na czele kilkuosobowej grupy, jedziemy takim tempem, żeby ostatni w zastępie utrzymywał równy chód zaproponowany przez nas - nie może dojść do sytuacji, gdy my kłusujemy, a ostatni jeździec stępuje, lub, co gorsza, galopuje. Denerwuje to konie, prowokuje je do uciekania i wyprzedzania.
O tym, że na czele i na końcu grupy znajdują się zawsze najbardziej doświadczeni jeźdźcy, mówić chyba nie muszę? 🙂 Stałym błędem wielu ośrodków jest "wrzucanie" na tył zastępu najwolniejszego konia, często pod słabym jeźdźcem - błąd. Kiedyś poszukają sobie zgubionego konia, albo odwrotnie - zdziwią się, zobaczywszy go mijającego ich w szalonym pędzie i już bez jeźdźca...  😎

Podpisuję się pod tym swoimi wszystkimi kończynami. Przez takie tereny, że ,,super jeźdźcy" sobie wyścigi urządzali i mnie zostawiali daleko w tyle (czasem wręcz samą), że koń sam galopował za końmi, a ja kurczowo trzymałam się paska od wytoka i w pozycji ,,półsiad w pełnym siadzie" wystraszona, bo na prośby o zwolnienie tempa nigdy nie reagowali, bałam się galopować na placu, okropnie bałam się wyjazdu w teren, a zjazd z górki doprowadzał do histerii. Oczywiście to, że zawsze jeździłam w toczku, byłam uważana za gorszą, bo tylko pętaki jeżdżą w toczku. ,,Super jeźdźcy" jeżdżą bez kasku, mogą wsiadać i zsiadać w stajni.
Po ,,nauce" w tej stajni, w technikum instruktorka musiała dużo pracy włożyć, żebym zaczęła siedzieć normalnie, nie bać się jazd na koniu bez wytoka (konie nie miały takich ,,bajerów", a ja nie miałam czego się trzymać), a do zagalopowania wręcz mnie zmusiła (,,bo pójdę po bat!"😉. Musiała oduczyć mnie wielu nawyków podczas jazdy, jak i ,,obsługi" konia (jak się nadyma przy zapinaniu popręgu, to się nie konie z kolanka...) Podziwiam tą instruktorkę za cierpliwość i pracę, którą włożyła we mnie.
HorseSense   Horse sense = stable thinking...
10 stycznia 2013 08:50
Mój świętej pamięci wujek zawsze mi mówił "jedź teren tak, jakbyś jechała wysoki konkurs, potem każdy wysoki konkurs będzie tak łatwy, jak przejażdżka w teren". I choć wysokich konkursów nie "jeżdżę", staram się walczyć z częstym zjawiskiem pojawiającym się nawet u względnie dobrych jeźdźców - z "zespołem rozlezienia terenowego". Na ujeżdżalni dosiad wcale poprawny - w terenie kolana latają. Na ujeżdżalni siedzą prosto - w terenie zwieszają się, "kładą" na siodle, leżą jak w leżaku, usiłują siedzieć fotelowo w Hubercie i inne takie cuda. O kontakcie właściwym - zapomnij. Palce niekiedy w dół, prawie zawsze mocno "od konia", nie uznają dosiadu przy przejściach do wyższych/niższych chodów... Fajnie, że się relaksujemy, to w końcu ma byc przyjemność. Niektórzy demobilizują się, ponieważ zwykle jeżdżą 45 minut/1 h na tydzień i teren to dla nich wyprawa mięśniobójcza. Ale po pierwsze: BEZPIECZEŃSTWO. Koń uskoczy w bok zobaczywszy jakąś szmatę i leżymy, zanim zdążymy się zorientować i zamknąć kolana. Po drugie: WYGODA KONIA. Nikt mi nie powie, że teren z jeźdźcem galopującym "z bata", albo jadącym na złym kontakcie (z moich obserwacji najczęściej "trzymają się" za pomocą wodzy lub przemieszczają ręce np. przy anglezowaniu, szarpią, a nawet przeciągają koniom wędzidła na jedną stronę... i najśmieszniejsze jest to, że na czworoboku prezentują znośną jazdę!) to prawdziwy odpoczynek dla konia. Niektóre błędy mogą  być brzemienne w skutki. Po trzecie: TEREN TEŻ CZEMUŚ SŁUŻY. Z założenia nie jest czadową wycieczką bandy hipisów, tylko miłą odmianą treningu. "Cofanie się w rozwoju" w terenie to najgłupsza rzecz, jaką można zrobić i najprostsza droga do zniechęcenia siebie i konia do podobnych eskapad.
Dementek - gratuluję instruktorce... szkoda, że ja takiej nie miałam w początkach swojej nauki i do wszystkiego musiałam "dojść"sama. A "dochodzenie" trochę mi zajęło  🙁
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
10 stycznia 2013 10:21
HorseSense- Tylko szkoda, że te umiejętności jazdy straciłam na kursie Instruktora RR... Wręcz cofnęłam się ze swoim poziomem jeździeckim. Przykre 🙁
Dla mnie pierwsza zasada terenu to- UWAGA na ludzi. Bo konia znam i mniej więcej potrafię przewidzieć co zrobi, to ludzie są nieprzewidywalni. Ludzi omijać, na ludzi uważać, i zawsze zakładać, że zachowają się, jak idioci, co najwyżej się miło rozczarujemy. Przerabialiśmy rozochoconych panów klepiących konika w zad, mamusie stawiające ledwo łażące dziecko prosto koniom pod kopyta ('paatrz koniki' no tak, 30 cm przed nosem małego, bliżej sie nie dało stanąć?), auta przyspieszające, trąbiące, mijające konia z 20 cm zapasu, rowerzyste co wjechał koniowi prawie w tyłek...Statystyczny przechodzień w Polsce nie ma o koniach pojęcia i uważa, że MUSISZ mu ustąpić i oczywiście MUSISZ opanować konia choćby nie wiem co, nawet jesli specjalnie dla zabawy Ci go spłoszy. Zapytałam raz takiego jednego wesołka, czy jakbym nie utrzymała się w siodle, spadła i zabiła, to tez by sie tak cieszył? Cisza, oczywiście. Kierowcy to już w ogóle masakra, szok zwłaszcza w porównaniu z UK gdzie pracuje- i tam normalne, ze jak widza konia to zwolnią, zjadą, jakby coś sie działo to zaoferują pomoc...a u nas uciecha, zatrąbić na konia, słoszyć...Kolejny 'ulubiony' typ ludzi- psie mamy. Właścicielki (i właściciele) nieusłuchanych, rozpuszczonych kundli, które robią co chcą, gonia i obszczekuja konia, nie przybiegaja na wołanie, a jeszcze jeździec zbiera opr! Autentycznie, kiedyś jade sobie i babka do mnie 'powinna pani zawrócić' to ja pytam, czy coś sie stało dalej na drodze czy co, a ona 'nie, ale mój pies mógłby panią gonić'...ręce opadają...Czyli to ja mam zrezygnowac ze spaceru bo ona nie potrafi lub nie chce opanować swojego psa?

Podsumowując, do ludzi się uśmiecham, ale im nie ufam🙂 i staram sie ominąć szerokim łukiem, jesli tylko możliwe.

A poza tym, jeżdżę sama. Najfajniej!
HorseSense   Horse sense = stable thinking...
10 stycznia 2013 18:25
Mazazel - mam podobne spostrzeżenia, wręcz dziwne, że wśród tylu zagrożeń tego świata największym jest wciąż człowiek  😲 ale trudno, warto te kwestie poruszać, tym bardziej, że większość koniarzy (w tym ja) żyje w do tego stopnia "zakońszczonym" świecie, że im do głowy niektóre pomysły innych nie przychodzą. Istnieje też jakaś maleńka iskierka nadziei, że ktokolwiek z takich ludzi przeczyta to i się zastanowi... ale w sumie to niektórych biedaków - laików rozumiem, sama się kiedyś bałam... Strach a głupota to, z drugiej strony, dwie różne rzeczy, ale na ten temat pisać nie będę, bo się okropnie zacietrzewiam  🙂
Dementek - bardzo smutne jest to, co piszesz.... dla mnie tym smutniejsze, że wiem, co czujesz. Jazda konna to dziwny sport, piękny, ale czasami bardzo "nie w porządku".... głownie od strony ludzkiej... jeśli człowiek o pewnej wrażliwości emocjonalnej, może troszkę bardziej niepewny, może szukający w tym czegoś innego niż reszta trafi w środowisko "kowbojów" - bat, łyda i heja! - ... Moja wątpliwej reputacji "kariera" to ciągłe sinusoidy, wzloty i upadki. Zastanawiałam się kiedyś, dlaczego nie przestałam, ale bardzo trudno na to odpowiedzieć. Myślę, że trzeba myśleć pozytywnie, posiedzieć na pastwisku z koniem sam na sam i zastanowić się, czego w tym wszystkim szukamy. Pozdrowienia i gratulacje, że jesteś z nami  :kwiatek: uściski dla wszystkich końskich nie-karierowiczów!
A, z tym dawaniem najsłabszych na koniec bywa różnie - ja zawsze najsłabsze osoby daję tuż za mnie, żeby ich mieć jak najbliżej. Primo - nawet jak wjadą mi w tyłek to będę wiedziała jak zareagować i mniejsza szansa, że koń pode mną będzie próbował kopać. Secundo - mam szczypiorka (prawie) cały czas na oku, więc nawet coś mu tam w terenie poinstruuję jak będzie trzeba. I tertio - na początku nie ma ścigania. Ostatni w zastępie jest najlepszy w grupie - coś w rodzaju czerwonej latarni.

Tak robiła instruktorka, która uczyła mnie jeździć, tak robią też bardziej doświadczone koleżanki. Kwestia środowiska.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
21 stycznia 2013 19:32
HorseSense- Dzięki  :kwiatek: Jak na razie nie jeżdżę konno. Wewnętrznie czuję potrzebę przejażdżki ,,na luzie" na jakiejś kobyłce zimnokrwistej lub kucu. Może to mnie odblokuje i zacznę jeździć. Tym bardziej, że znajoma nie może swoich dwóch koni ruszać i praktycznie stoją bez pracy na wybiegu. Ja sama czerpię teraz radość z samego przebywania z koniem- mówienie do niego, czyszczenie, drapanie czy samo oporządzanie. Przynajmniej jest jakaś satysfakcja z tego, co się robi.
Wojenka   on the desert you can't remember your name
28 stycznia 2013 12:18
Jak jeździć w teren, skoro Kampinoski PN rząda opłaty 571 zł rocznie od konia za jazdę po szlakach?
Zobaczyłam cennik i mnie zamurowało:
[[a]]http://kampinoski-pn.gov.pl/images/stories/turystyka/dokumenty/cennik%20oplat%20kpn.pdf[[a]]

Czy ktoś z jeżdżących po Kampinosie może się wypowiedzieć w kwestii jazdy na legalu i.. nie legalu 😉 ?
Boże czy nie można zrobić jakiejś ogólnopolskiej akcji promującej robienie dobrze ludziom jeżdżącym w teren. W sensie jest nas tu tyle skrzyknijmy się. Niech każda gazeta końska trąbi o tym itd.
Zróbmy jakiś model ogólny na zasadzie składka na budowę (wyznaczanie) szlaków i ścieżek opłacana w danym województwie (gminie). Opłata taka sama (wysokość) ale dystrynucja ileź procent ogólnokrajowe (co by była kasa dla gmin gdzie mniej koniarzy) a ileś zostaje dla danej gminy. Im więcje mają chętnych do jazd (płacących) tym więcej mają kasy - proste.
Oczywiście obowiązek w tym momencie wyznaczania minimalnej ilości szlaków itd.
Juz kiedyś o tym myślałam, ale jak się zagłębić w temat to to jest nierealne  😵 Leśniczy ostatnio nas "pocieszył" że będzie ogólnopolski zakaz wjazdu konno do lasu :/ nie wiem czy tyczy się to tylko poza wyznaczonymi szlakami czy ogólnie. Po za tym każde nadleśnictwo rządzi się swoimi prawami, tzn. wszystko zależy od chęci leśniczego a to walka z wiatrakami :/ Ja mam to szczęście, że nasz leśniczy jeździ konno 😉
Wojenka   on the desert you can't remember your name
28 stycznia 2013 13:27
A czy ktoś może racjonalnie wytłumaczyć dlaczego wszędzie czepiają się jeźdźców? Konie nie wywalają śmieci do lasu, nie płoszą zwierzyny, nie produkują spalin.
Więc O CO CHODZI?
Wojenka

konie robią dziury w leśnych drogach i potem terenówka pana leśniczego w nie wpada

To z autopsji  😵

Nie wiem czy wszędzie tak jest ale u nas w okolicy istnieje przepis, że wierzchem do lasu niet, ale z koniem w ręku wolno edit: może nie tyle wolno, co nie ma, że niewolno  :cool🙂. Więc w stajni mamy niepisaną zasadę, że jak w terenie czołowy zauwazając leśniczego huknie "Z koni!" to nie pytając o co "kaman" zsiadasz i konia prowadzisz  😎

Sądząc po cenniku z kampinosu - z koniem w ręku biegać możesz, przecież nie siedzisz na nim 😉
rozumiem ze w reku lewituja nad scizka i dziur nie robia?  😎
Wojenka   on the desert you can't remember your name
28 stycznia 2013 13:51
Jakby nie było-zakazy i przepisy dotyczą jazdy konnej, a nie wprowadzania konia do lasu, więc może to i sposób  🤣. Trzeba tylko się szybko orientować, może być ciężko jak w galopie natkniesz się na leśniczego 🙄 😵
Chcialabym sie dowiedziec czy jezdzicie w goglach i jakich? Albo okularach jezdzieckich czy wyscigowych?
Wlasnie Chcialabym sie dowiedziec czy jezdzicie w goglach i jakich? Albo okularach jezdzieckich czy wyscigowych?
Wlasnie siedze w domu po wizycie u okulisty, z zaklejońym okiem na najblizsze 3dni.
Efekt snieznej kuli spod kopyt prosto  w galke 🙂😉)))
ja nauczyłam sie brac uwiaz ze soba, dopinam do wedzidła np lub poprostu w kieszeni czy cos. W terenie zerwala mi sie wodza a koledze strzemie.W takich przypadach jak i w wielu innych uwiaz sie przydaje
ja nauczyłam się brać sznurek w teren 😀 Kiedyś ciśniemy równo galopem ze znajomym aż tu nagle pyk i jade bez strzemienia, rozwalił mi się nit od tej maszynki na której wisi puślisko. Jakoś dojechaliśmy do znajomego gospodarstwa poprosiłam o sznurek i dalej było ok. Ale z przydatnych rzeczy to często do kieszeni biorę też kopystkę 🙂
Zorilla odnośnie okularów to polecam tego typu http://www.arctica.pl/p35/s-77
Mam podobne tyle, że bez sznurka i z wymiennymi "szkłami". jak zakładasz pod kask to okulary Tobie nie spadną a dobrze widzisz 🙂 jak pada śnieg to zakładam okularki z pomarańczowymi szkłami. Latem też się przydają ciemne szkła (takie mam w komplecie).  🙂
Jeszcze nigdy nie dostałam śniegiem po oczach.  😉 Za to zdarzało się, że latem wpadały mi muszki. Albo jakieś okruszki z powietrza. Dlatego zamówiłam pady z kieszonkami i w jednej kieszonce mieszka na stałe malutkie lusterko. Nie raz mi życie uratowało, kiedy musiałam muchę z oka wyciągać w lesie.
Ja dostalam przy skingu ale w terenie tez nie raz blotem etc. Juz nie zamierzam, wole glupio wygladac w goglach. Zaplace za nie tyle samo co dzis za krople a mniej czasu zmarnuje :P
A nie będą parowały? Ja mam okulary motocyklowe, z wywietrznikami na bokach i zimą zaparowywują. Latem też się zdarza, ale prędkości rozwijane na motocyklu powodują, że odparowywują.
Ciekawa jestem co powiedziałaby na temat parowania okularów/google zimą osoby używające ich do jazdy konnej.
No sadze ze nie, jakos narciarskie nie paruja. A kezdzieckie na koniu tez nie powinny. Zaparuja to sie odda 🙂
Brzask   kucyk,kucyk...a to kawał s.........
28 stycznia 2013 19:48
Jak jeździć w teren, skoro Kampinoski PN rząda opłaty 571 zł rocznie od konia za jazdę po szlakach?
Zobaczyłam cennik i mnie zamurowało:
[[a]]http://kampinoski-pn.gov.pl/images/stories/turystyka/dokumenty/cennik%20oplat%20kpn.pdf[[a]]

Czy ktoś z jeżdżących po Kampinosie może się wypowiedzieć w kwestii jazdy na legalu i.. nie legalu 😉 ?


Po kampinosie jezdze 4 lata. Strażników widziałam raz jak pilnowali przy wycince drzew. Zapytali tylko czy mamy mapki, nie wiedząc o co chodzi odpowiedziałam że tak, pan tylko stwierdzil że nie prawda bo nie możemy tedy jezdzić i pojechałam dalej.

a jeżdżę od lipkowa przez dąbrowę (łomianki) sieraków, truskaw, zaborów do roztoki
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się