Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza

Mi też jest lepiej bez nieogarniętej rekreacji w nieogarniętej stajni z nieogarniętym właścicielem/dzierżawcą jak już wcześniej napisałam. I jako pensjonariusz jestem zadowolona, mam nadzieję, że właściciele stajni też są zadowoleni bo płacę w terminie, konie są grzeczne, a wymagania mam adekwatne do ceny 😉
.
Akurat czyszczenie koni na korytarzu / szykowalni na dwóch uwiązach to żaden cud, tylko spore ułatwienie i norma w wielu stajniach. Ja zawsze tak szykuje, nie znoszę czyszczenia w boksie - kurzenie na małej powierzchni to dramat, a potem koń ma spać w piachu, albo pozostałościach panierki... Nie lubię jak wszędzie mi sie plączą trociny, lubię jak jest czysto i mogę kopyta przed jazda nasmarować  😉
Zatem mamy clou. Atutem jest ogarnięcie właścicieli, a nie brak rekreacji. Bo, jak to ktoś słusznie zauważył, coś za coś. Absolutnie zawsze. Pytanie, co stoi na szczycie w hierarchii. Nadal myślę, że rekreacja może być zorganizowana tak, że nie wkurza. Oraz że rekreacji może nie być, a wady stajni nie wyrównaja zalet wynikających z jej braku. A także... Że rekreacja rekreacji nierówna. O, to na pewno 😉 Myślę, że naprawdę rekreacja to nie jest najgorsza plaga egipska, jaka może się pensjonariuszom przydarzyć 😉

Eeee, Muchozol, spoko byś dała. Akurat jedna pensjonariuszka też luzem puszczonego konia czyści. A ten najczęściej śpi 😉 Ja swoją ukochaną kobyłę też bym spoko mogła puścić i czasem mi się zdarza tak z nią miziac 😉

O to, to tulipan. Ale w kilku stajniach widziałam czyszczenie w boksach, bo na korytarzu istna autostrada. Doceniam wielce ład i świadomość, co, kiedy i kto 🙂
.
Muchozol, tak zrozumiałam, że bez kantara stoi i się czyści 😉 Koń pensjonariuszki też.
.
Ja sobie mogę czyścić zwisając z sufitu :P bo jak wspomniałam, jestem sama.
.
Muchozol, ha ha, ja też mam małego konika. Czasem czyszczę na łące. a tak serio , to póki komuś nie przeszkadzasz, to co za różnica czy koń przywiązany, czy nie? Natomiast cieszę się, że prócz mojego konia na pensjonacie nie ma już innego, bo czasem zaglądam do innych stajni i obserwuję stosunki międzyludzkie no i... chyba bym czasem nie wytrzymała.
.
Nawet przesadna uprzejmość bywa męcząca.
.
Tylko że mi bardziej chodziło o to, że nie czyści się koni w boksie i na wariata, a nie o to, że trzeba koniecznie na tych dwóch uwiązach i na baczność. Nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało 😉
jujkasek a jak to jest na wariata? 😉
Moja łazi luzem po stajni, nie wiążę jej do niczego, ani do czyszczenia, ani do siodłania, ani do żadnych zabiegów pielęgnacyjnych. Jak każę stać w określonym miejscu, to tam stoi. Wyjątkiem jest kąpanie - lina przewieszona na dwa razy przez płot udaje przywiązanie konia.
a ja czyszczę czasem na dworze - nieprzywiązanego konia. Ba, kąpię nieprzywiązanego konia.... 😀iabeł:
Ja udaję, że wiążę do kąpania, bo moja nienawidzi zimnej wody na grzbiecie i zadzie, więc luzem się kręci, wierci i oddala po angielsku. Jak myśli, że jest uwiązana, to robi minę "zaraz cię zabiję" i stoi.
Kurcze, dziewczyny, ale chyba nie mówicie o jazdach rekreacyjnych? Nie mam swojego konia. Jestem tym plątaczem-przeszkadzaczem, doktor samo ZUO. Znaczy - rekreacja. Właściciele swoje konie mogą czyścić - jak któraś wcześniej pisała - wisząc pod sufitem.

Murat, a ja robię letnią wodę 🙂 Zimną zlewam tylko nogi.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=67681.msg2568554#msg2568554 date=1467960726]
moja nienawidzi zimnej wody na grzbiecie i zadzie, więc luzem się kręci, wierci i oddala po angielsku.
[/quote]

To może nie polewaj ją zimną wodą po grzbiecie?  🙄 Jak nie masz ciepłej wody na myjce to można przecież do wiadra nalać. Nie ogarniam. Pozwalasz koniowi łazić po stajni, nie wiążesz do czyszczenia i w ogóle pełen naturals. A jak polewasz lodowatą wodą po plecach i koń ewidentnie pokazuje, że tego nie lubi to trzeba przywiązać i koniec.
tulipan, jujkasek myślicie, że nie tak nie robię? Woda stoi przed kąpaniem na słońcu 3-4 godziny i jest mocno letnia... Niestety jedyna temperatura wody, jaką ona akceptuje i lubi na grzbiecie i zadzie, to woda gorąca, z kranu z ciepłą wodą, taka, jaką wlewa się sobie samemu do wanny na rozgrzewającą kąpiel. Letnia nie wystarczy. Taka to księżniczka  😉
Murat, my mamy ciepłą wodę na myjce, więc u nas księżniczka mogłaby doznać gorącej wody, jakby chciała  😀
Muart napisałaś zimnej, ale skoro dla Ciebie zimna to letnia to ok.
jujkasek my niestety nie. Myjka ciągnie wodę ze studni głębinowej, więc bolą od niej zęby  😉
tulipan mój błąd, przepraszam. Taką zimną-że-lodowatą co najwyżej nogi po jeździe, to jej nie przeszkadza. Gdziekolwiek więcej albo wyżej zawsze przygotowuję sobie wodę wcześniej i zostawiam na słońcu.
(trochę zazdroszczę znajomym, którzy pod tego węża z lodowatą wodą wstawiają całego konia i leją ile wlezie, a konie stoją z rozanielonymi minami... ale cóż zrobić  :icon_rolleyes🙂
jujkasek, Nie, mówię o swoim bardzo dobrze wychowanym koniu. Tylko właściciele też są różni, konie też mają różne. Rekreacja wszędzie powinna być bezpieczna i "ogarnięta" przez mądrego człowieka.
Mój nie toleruje zimnej wody  😉 Ani do chłodzenia nóg, ani tym bardziej do mycia.
Sankaritarina, a to myślę jest dość oczywiste. Ogólnie, czy to rekreacja, czy pensjonariusze, organizacja w stajni to rzecz niezwykle ważna. A wychowanie ludzi to niekoniecznie prosta sprawa. Widziałam na własne oczy pensjonariuszy, którzy zachowywali się gorzej, niż najbardziej pokręcona rekreacja  🤣 Bo przecież pensjonariusze, jak ludzie, są różni.
jujkasek , slusznie: pensjonariusze tez moga byc rozni! W mojej stajni miedzy niektorymi pensjonariuszami tocza sie prawdziwe wojny podjazdowe!

Rozumiem, ze pod pojeciem "rekreacji" rozumiecie nie-wlascicieli. U nas to jest inaczej rozwiazane: kazdy, kto chce jezdzic, musi zapisac sie do klubu, na dzien dobry placi roczna skladke czlonkowska i oczywsicie obowiazuje go statut klubu z regulaminem. Do jazdy dostaje konie "szkolkowe", ale wiekszosc nich jest wspoldzierzawiona np. przez 2-3 klubowiczow, ktorzy tym koniem sie "dziela".

Kiedy nie mialam jeszcze swojego konia, to i tak odbywalam zorganizowane lekcje razem z wlascicielami (pensjonariuszami), zawsze pod okiem trenerki, ktora tym pensjonariuszom ustawiala jazdy (dni i godziny). I dla mnie to byla absolutna nowosc: bo jak to, wlasciciel i nie moze decydowac kiedy i co robi ze swoim koniem? Ale dzieki temu na hali, ujezdzalni i w stajni panowal porzadek: wszystko funkcjonowalo jak w szwajcarskim zegarku. Grupy dobrane poziomem umiejetnosci i wg. potrzeb treningowych, liczbowo w sam raz, harmonogram jazd przestrzegany co do minuty. A wlasciciel stajni martwil sie tylko o siano, wywozenie nawozu i podatki :-)

A potem z calym tym towarzystem przenieslismy sie w nowe miejsce. Stajnia sie bardzo rozbudowala i zeby ja utrzymac (i zarobic)  wlasciciel przyjal nowych pensjonariuszy i to na odmiennych zasadach: nie naleza juz do grupy owej dyrygujacej wszystkim trenerki, ale...kazdy sobie rzepke skrobie.

No i sie zaczelo: Lady Oldie ma ogiera i moze jezdzic tylko sama i tylko rano, jak nie jest goraco, Cristina Dlugi Warkocz trzyma dwie klacze naturalsowe, wywalczyla dla nich osobny, wolny wybieg i na zabawy z kijkiem i sznurkiem musi miec zawsze wolna ujezdzalnie w poludnie. Potem jest Clizia Flamenco, ktora uprawia jazde w stylu hiszpanskim na swoim lusitano: tej nie obowiazuje kask i tez zawsze musi byc sama na ujezdzalni. Do tego Luka Chudzina ze swoja szkolka skokowa (3-4 panienki, corki zamoznych rodzicow bawiace sie w parkury, Luka ich szkoli), ktory wymaga rozstawienia przeszkod na ujezdzalni (ale nie zawsze ma czas je poskladac), parka "kowbojow" nawracajaca sie na jazde klasyczna pod okiem swojego trenera, no i najwiekszy i najbardziej arogancki pensjonariusz: nazwijmy go Szrek: z wielkia kasa, wielkim brzuchem, jeszcze wiekszym ego i zerowym wychowaniem.

Nasza "stara gwardia" pod okiem musztrujacej trenerki trzyma sie razem, ale stopniowo jestesmy wypychani z terenu i godzin zajmowanych przez penjonariuszy-wolne elektrony. A ci wymagaja od wlasciciela coraz wiecej: placa, wiec oczekuja dogodnych dla nich godzin, przygotowanej (polanej woda i zbronowanej) ujezdzalni i wylacznosci na nia. Stajnia i tydzien nie sa jednak z gumy, wiec do zgrzytow i konfliktow dochodzi czesto, a biedny wlasciciel miota sie miedzy jednymi i drugimi, chcac dogodzic wszystkim, w ostatecznosci nie zadowala w pelni nikogo.

No i ostatnia historyjka: Szrek dawal  sie  wlasicielowi tak bardzo we znaki, ze ten postanowil go wyrzucic! Ale okazalo sie, ze nie wystarczy wypowiedziec mu umowy, bo statut jest tak skomponowany, ze mozna to zrobic za zgoda czlokow klubu. No wiec zwolano zebranie nadzwyczajne, padly zarzuty, Szrek udal tego kotka z wielkimi oczami i sie pokajal publicznie i ostatecznie wiekszosc klubowiczow przeglosowala, ze....zostaje! A wlasciciel zostal ze swoim wielkim problemem.

Ot, pensjonariusze: zmora kazdego wlasciciela stajni  😀

villaverla, nawet nie wiesz, z jak wielką przyjemnością (i uśmiechem pełnym współczucia) czytałam Twój post. Widziałam na własne oczy pensjonariuszkę, która gdyby mogła, rozdarłaby właścicielkę stajni na strzępy. Tak ją "kochała" :O I wojny podjazdowe też widziałam. I szarpiącego się, rozdartego, zestresowanego właściciela. To jest dla mnie AMBA! Zasadniczo - gdzie są ludzie, tam jest zarządzanie nimi. I właściciel - chciał nie chciał - musi umieć być liderem. Jeśli nie jest, ma kłopocik.

Powiem tyle - ludzie to ludzie. Są bardzo różni i trzeba ogromnie uważać, żeby się nie dać zaszachować i... przegłosowywać klubowo obecności takich "szreków"  😀 Bo przecież to jest kurka firma WŁAŚCICIELI. Ok, klient nasz pan, pierdu pierdu. Ja naprawdę serdecznie polecam wizyty w naszej stajni, cokolwiek by nie powiedzieć, właścicielka wychowuje ludzi, nie na odwrót. Owszem, pozwala zapuścić korzenie i poczuć się u siebie. Ja jestem podstarzałą koniareczką, cóż... jak się nie można było bawić za dziecka, to się człowiek bawi teraz. Jaram się, kupuję czapraczki, kantarki, mam swoją ukochaną kobyłę, do której lepię się od pierwszego dnia, a właścicielka cierpliwie na to patrzy 🙂 Niech pewnym symbolem będzie pozwolenie (ba, nawet współudział) na wypacykowanie mojej karej GWIAZDY 3/4 kilograma sudocremu z okazji Halloween. Były kości na koniu? Były 😀 I ja na górze, w stroju elfa  😵 Wkładam w stajnię całe serce, bo ja tak mam... lubię się angażować. To samo z moim dzieckiem. Jej ukochany hafelek jest wymiziany, wybrokatowany i wypryskany jedwabiem z góry do dołu. Ma wysmarowane odżywką kopytka i poplecioną grzywę i ogon. I, jak mawia właścicielka, regularnie garuje w stajni na zabiegach SPA. Mamy swoje miejsce i maleńką namiastkę posiadania własnego konia. A jesteśmy tylko rekreacją. Ale! Wiemy, jakie panują zasady. Gdzie jest granica nieprzekraczalna. Że nikomu nie wolno świrować, brać nie swojego sprzętu, rozrzucać rzeczy, łazić po ujeżdżalni, kiedy odbywa się lekcja. Wzajemnie szanujemy swój czas, swoją przestrzeń, swoje miejsce i... LUDZI, KTÓRZY TYM MIEJSCEM ZARZĄDZAJĄ! Dlatego to wszystko funkcjonuje sprawnie, jesteśmy zżyci, związani ze sobą.
My mamy średniej wielkości plac i poprostu informujemy się kiedy kto ma jaki trening. Wtedy każdy może wjechać ale ma nie przeszkadzać i tyle 😉 rezerwacja całej ujezdzalni to bardzo sporadycznie, wszyscy mieszczą się nawet jak jest dużo koni, no może poza tymi co mają braki w kontroli nad koniem 😉
Na_biegunach   "It's never the horse - it's always you!" R. Gore
10 stycznia 2017 12:08
Złotą łopatę poproszę - przyda się do śniegu 😉
Nie chciałam wcześniej zapeszać. Niedługo będzie rok od ostatniej przeprowadzki ogonów. Pora ogłosić koniec tułaczki. Wciaż jest dobrze, a nawet z czasem lepiej  💃
Warto się było tułać! Koniska 24 h na dworze, z dostępem do stajni angielskiej z dodatkowym daszkiem spełniającej rolę wiaty. Terenu ponad 20 hektarów, laski i dolinka gdzie można się schować od wiatru, strumyk z którego chętnie piją i stawik do ochłody. Zróżnicowane wiekowo stado, młodziki pobudzają emerytów do ruchu. Karmienie treściwym nawet 3 razy dziennie. Jesień/zima siano cały czas dostępne a trawy wciąż jest sporo. Ludzie z podobnym podejściem do koni, zajmujący się (niewiarygodne!) końmi a nie plotami. I mój bezcenny spokój. Już nie muszę jeździć do stajni sprawdzać czy konie dostają jeść, czy są wypuszczane ani pędzić po pracy nalać wody do wanny, żeby nie stały bez wody na patelni w 30+ stopniach.
Jak zaczęły się upały, nie zdążyłam nawet zasugerować tematu dodatkowej wody, jak przyjechałam do stajni już stał zbiornik napełniany z węża. Na wszelki wypadek proszę mnie nie szczypać 😉

I taki mały bonus chowu bezstajennego - porządnych zaklejek nie widziałam od daaawna a konie nie śmierdzą  😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się