stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
15 maja 2018 10:06
Konie prymitywne są bardzo wymagające. Ale 80% da sie ułożyć, zeby były dobrymi kompanami.kwestia tylko tego, ze bez sensu próbować ustawić konia z siodła jak nie da sie go nawet wylonzowac. Dla mnie to kompletnie bez sensu. Tak jak próbowanie sił z koniem. Tak, na większość To zadziała, bo sie je „złamie”, ale niektóre bedą sie buntować, bo boli, bo niewygodnie, bo to niesprawiedliwe. 

SzalonaBibi, a po jakim to tatusiu...? Pewnie pisałaś gdzieś, ale nie chce się przekopywać... A prawda jest taka, że jak pisze halo "nowoczesne" rasy sportowo/rekreacyjne są (z wyjątkami osobniczymi oczywiście) znacznie łatwiejsze do pracy. Absolutnie nie twierdzę, że łatwe, każdy młody koń wymaga gigantycznej pracy, ale prymitywki tej cechy wcale w hodowli nie miały rozwijanej. O ile na kantarku poniesie cię dzielnie po lasku i będzie słitaśnie, to jak na placu poprosisz o zgięcie, albo w ogóle żeby toto przepuściło, czy poszło w rytmie, to nagle masz pod sobą tykającą bombę. Potrafią być bardzo przyjacielskie, ale podstawowe rzeczy jak utrzymanie rytmu czy ugięcia traktują jak przekroczenie granicy dominacji. Czasem żałuję, że nie kupiłam wlkp czy śl, bo praca z młodymi hc (moim zdaniem najgorsze się robia jak maja tak z poł roku pracy za sobą, niezalenie od wieku), to duże wyzwanie. Z drugiej strony ta niesamowita dzielność, odwaga i psia wierność polaczona z ludzką wręcz inteligencją jest tak fascynująca, że moim zdaniem warto. Choć u nas tez bywa róznie... ale teraz to się znamy jak łyse konie i wybaczamy nawzajem to i tamto... I tak jak pisze marysia550, kulą u nogi i podstawą wszelkiego zła, bylo (a czasem dalej jest) to nieszczęsne wypadanie łopatką... Zresztą gigantyczną ilość czasu poświęciłam na pracę z ziemi, na wyrobienie szacunku, czesc się dziwila, że nie wsiadałam tyle czasu, tylko coś na palcyku i w lasku majzluje, ale efekt był. Nie wyobrażam sobie teraz w ogóle wyniesienia na lonży (nawet na otwartej łace), czy jakiegoś przechodzenia po człowieku. Do tego wyrobienie bezwarunkowych reakcji na pewne sygnaly, odruchów ustępowania, żeby w razie "w" móc odangażować zad... Dzięki temu mam "ręczny".  U nas było ciężko, a wbrew opinii "niektórych" laikiem kompletnym nie jestem i paręnaście lat z końmi wcześniej spędziłam, w tym przy pracy z młodymi kp. Zresztą że jest ciężko twierdzili też spece (prawdziwi, bywają tacy i w lubelskim) co je oglądali. Druga rzecz, że zdecydowanie mi dowaliło dołująco i wytrącająco z pracy, że to "moje" i "powinny mnie kochać". Za cudzego zabrała bym się inaczej... aż mi przeszło. Popatrzyłam jak na konie do wyszkolenia i poleciało. Nie ze wszytkim sobie radziłam, tam gdzie mnie przerosło, to zapłaciłam fachowcowi i bardzo sobie chwalę. Druga rzecz, że prymitywki są na tyle sprytne, że ogarnięcie przez kogoś, może mieć bardzo krótkie nóżki. Pod tamtym będzie piafy i ciągi robić, a pod kimś innym deskę i to gwoździami najeżoną udawać... lepiej ogarniać siebie razem z koniem, z reguły to już dużo drożej nie wychodzi. Czasem wystarczy przecież nawet jedna konsultacja, żeby choć jakiś orient złapać, w naszych rejonach więcej jak 150 za przyjazd nikt nie wezmie, a są i na lubelszczyznie tacy co się znają... To znów nie taki koniec Kazachstanu...
A ja nie wiem, może nie spotkałam takich jak Wasze osobników, ale zdarzyło mi się pracować z surowymi kp (kilkoma z rzędu, w typie dzicz kudłata z weterynaryjnej stacji doświadczalnej) i szczerze mówiąc nie zauważyłam, żeby się różniły w swoich reakcjach i zachowaniu od innych koni w szlachetniejszym typie. Może faktycznie mniej były elastyczne, ale też trzeba brać trochę pod uwagę ich budowę i wynikające z niej ograniczenia/utrudnienia.
Bo to nie jest problem, ktory pojawia sie szybko.one wszystkie na poczatku są raczej super jezdne i grzeczne. A jak zaczynaja sie wymagania to i problemy
marysia550 dokładnie... Na początku, to faktycznie wygląda jak w tych "bajaniach" o huculach... Wyciągasz ze stada, przedstawiasz się, pokazujesz to jest siodło, a to ogłowie, dwa dni i jedziecie do lasu, po tygodniu na klepa w kantarku. Tak. Tylko spróbuj to powtórzyć za rok, z ugięciem w potylicy, na lekkim kontakcie szukanym w dole, a i nie koniecznie w lesie, tylko na czworoboku, konsekwentnie...... hahaha. Zaniesc z miejsca na miejsce to cie zaniesie, nawet chętnie i będzie z siebie dumny, ale wymagaj niesienia a nie zaniesienia, o to to już nie... To przestaje być przyjacielska przysługa a jest robota, a ta jest niecacy...
KaskaD30 sposób, który wspominasz spowoduje zamęt i bunt u prawie konia😉.
To, że koń jest początkowo miły nie znaczy, że można już go niczego nie uczyć i jeździć do lasu, a potem wsiąść po roku i wymagać żucia i chodzenia w ustawieniu... 🙄 Wtedy faktycznie może się okazać "złośliwy i niewspółpracujący".
emptyline   Big Milk Straciatella
15 maja 2018 15:00
olq, prymitywy serio ciut inaczej pracują niż szlachetne. Przypomnij sobie mojego. 😉
olq nie wyraziłam się jasno. Nie chodzi o zrobienie rocznej przerwy, tylko po roku "roku" w przenośni, chodzi o dłuższy czas pracy właśnie, to zaczynają się kłopoty. Generalnie wszystkie prymitywki z którymi miałam do czynienia miały podobny przebieg zachowań... Najpierw zero problemów przy zajazdce, że prawie po pierwszym wsiadaniu można do lasu, potem okres pracy faktycznego zajezdzania, nauka prawidłowej reakcji na pomoce, większe wymagania, też ok , a potem po jakimś czasie właśnie bunt i cement. Jak się to przerobilo i przetrwalo, to potem z górki. Jak na tym właśnie etapie braknie umijetnosci (tudzież cierpliwości, bo to cholery czasem są) to dostajesz stereotypowego hucula, upartego i zdatnego do pracy jako wagonik w szkółce.  I do końca nie wiem z czego to wynika. Raczej nie jest to klasyczna niechęć do współpracy, może jakaś forma znudzenia... Albo pewien wiek, jak pisalyscie bunt nastolatka. Bo w sumie zajezdza się często w podobnym wieku, więc może to taki etap doroslenia u nich. Ale jest to powtarzalny schemat, więc coś w tym jest... Przepraszam za brak polskich znaków ale przy pisaniu z tel mam kłopoty:/
Hi hi. Nie wiek dorastania. Moja zajezdzona w wieku 10 lat buncik tez miala
Czyli to po prostu taki model🙂 Trzeba kochać jak swoje🙂
KaskaD30, ona jest po Tuhaj-Beju.
Fajnie się dyskusja rozwinęła. No i uzmysłowiłam sobie, że oczekuję sprzeczności i to natychmiast. Trochę z zewnętrznej perspektywy na to spojrzałam.
No i stanęło mi przed oczami jej starsze rodzeństwo, z którym miałam (nie)przyjemność pracować. Tzn jak to się robiła przyjemność to konie szły do ludzi... No i odwołuję to co powiedziałam, to jest grzeczny, posłuszny i milusi konik. Po prostu ma okres buntu kilka lat wcześniej. Ja nawet kiedyś jej starszą siostrę chciałam kupować - po akcji w lesie na zasadzie "kto kogo" mogłam na niej jechać jak chciałam i gdzie chciałam. Nawet drugie miejsce w ścieżce sportowej zajęłyśmy a jechałyśmy z przypadku, miała być tylko próba dzielności.
SzalonaBibi, a... To tatuś zasłużony. Swoją drogą piękne bydlę. Tak sobie myślę, że ze swoim to się trudniej robi. Inna motywacja, inna presja, a przede wszystkim inny trochę cel. Łatwo też radzić, ale to właściciel zna najlepiej konia i niuanse psychiki danego egzemplarza. Zwłaszcza tak jak u Ciebie, że znasz od dzieciaka. Ja mam tylko dwóch, a na każdego drastycznie odmienne metody. Ostatnio zacementowanie odblokowalam robiąc wszystko to samo, ale na oklep i kantarze. Nagle wszystko przeszło. Tak sobie pomyślałam, ale to takie trochę głupie i dziecinne, ale z prymitywkami chyba gigantyczne znaczenie ma motywacja jeźdźca. To niby oczywiste do każdego konia. Ale zdarzyło mi się ze trzy razy, i to w okresach akurat Tajmisiowego " nie bo nie ponieważ NIE", że coś się stało, poważnego, natychmiast potrzebowałam gdzieś pojechać, znalez się szybko , bo coś się działo w domu czy ze zwierzakiem innym. Nawet jak był nastrój typu spróbuj mnie choć osiodlac, to w takich sytuacjach koń wtykal się pod siodło sam, mało nie zapial popregu, lazl w najciemniejsze krzuny i skakał bez drgniecia powieki przez pastuch po ciemku ( długa historia, musiałam znaleźć się w sekundy przy domu), a skakać nie znosi... To niby głupie, ale po prostu wiedział że jest konieczność, że robimy razem coś co naprawdę w danej chwili trzeba. Wtedy staje się fenomenalnie niezawodny. Tak sobie myślę, że może prymitywki mają silniejsza "empatię", są wrazliwsze na emocje człowieka. Może czasem w treningu brak im motywacji ze strony jeźdźca, bo ten w zasadzie poza tym ze tak sobie postanowil, to nie ma determinacji do tego co robi. Tej wewnętrznej, która w sytuacjach wyjątkowych pojawia się sama. Może to taki bardzo wewnątrz schowany brak motywacji i sensu powoduje, że trening nie idzie... Ale to już takie moje bajanie, bardziej pod piwo🙂
To co piszecie o prymitywach - jakbym o swoim Grubym czytała. Jak go kupiłam ze szkółki, gdzie przechodził jako młodziutki (3 letni, zajeżdżony w wieku 2,5 roku  🤬 , kupiłam jako 4 latka) koń 1, słownie - Jeden, sezon... no koń-zabójca. Wyciąganie człowieka na zasadzie "usztywnię szyję, a mam w niej mięśnie i to spore" na lonży/uwiązie/pod siodłem. W tym akcja "chodź człowiek, wpadnijmy pod pociąg" - całe życie mi przeleciało przed oczami, pamiętam jak w panice mu po prostu wpieprzyłam batem, byleby zwrócić na siebie jego uwagę na tyle, by móc go wyhamować albo skręcić - udało się, tuż przed przejazdem kolejowym w lesie - gdzie właśnie ten pociąg nadjeżdżał (do tej pory współczuję motorniczemu, który w ostatniej chwili zaczął hamować). Akcja -reakcja pt. spitalam robiąc zakręt o 90 stopni... Innym razem: "stanę na środku drogi, bo bocian w gnieździe, na słupie, 30 metrów dalej... a to, że to środek asfaltówki we wsi mi wisi i powiewa". W pewnym momencie, jako jeszcze dzieciak, bo co ja miałam, 13-14 lat?, dostawałam po prostu napadów totalnej bezsilności. I jak to dzieciak, przepłakiwałam swoje, że przecież mój, najmojszy ukochany, wyciągnęłam z karceru, ale jak to, nie daję rady ujechać nawet jednej normalnej jazdy.. ba! Złapać konia na pastwisku i przeprowadzić 5 metrów bez szarpaniny i jeżdżenia na piętach?

Wiedząc, że moim brakiem siły (tej wewnętrznej, spokoju, opanowania i wiedzy) tylko pogorszę sprawę, wykopałam ogon na pastwisko. Na rok. Jedyne co z nim robiłam, to stopniowe uczenie wszystkiego od nowa. Od prostych, prozaicznych rzeczy, które koń w jego wieku powinien umieć. Podnoszenie nóg do czyszczenia, brak wiercenia się przy szczotkowaniu, stopniowo- chodzenie na uwiązie (na początku tylko w obrębie stajni, po korytarzu (jest dość szeroki), żeby mnie sierściuch nie przeciągnął na piętach - nie miał się gdzie rozpędzić) i tak dalej. Mozolna robota nad "manierami". Potem przez totalny przypadek, trafiłam na fajnego behawiorystę (przeniósł się dosłownie 3 km ode mnie!). Zaczęłam do niego jeździć, wierzchem. I pokazałam, gdzie leży problem. Opowiedziałam historię konia i swoją, żeby ułatwić mu pracę i nakreślić, co mogłam robić nie tak - bo z tego, że jestem dupa, a nie amazonka, sobie zdawałam sprawę. Że szanowny Pan Koń miał przesrane - bo wszystko było robione od początku źle, też wiedziałam. Koń mi to uświadomił, wstydziłam się, ale stwierdziłam, że skoro już sobie uświadomiłam problem, to muszę go pokonać. Do dzisiaj pamiętam to, co behawiorysta powiedział na jeździe "oceniającej" : " Koń zielony, jeździec zielony, będzie śmiesznie...". Ale kurczę. Regularna praca pod okiem doświadczonej osoby trwała... 3 miesiące? Z czego wyglądało to tak, że przyjeżdżałam wierzchem w niedzielę, pracowałam pod okiem behawiorysty, dostawałam "zadanie domowe" (obejmujący ćwiczenie, które Nam pokazał + szlifowanie poprzednich), cały tydzień je przepracowywałam, wracałam w sobotę, wierzchem, pokazywałam, co wypracowaliśmy - w niedzielę zadanie... i tak w kółko. Od czego zaczęliśmy? Od tego, że koń miał stać, niezależnie, co ja odpierniczam w siodle. Jeśli zwierzak ruszył, bez wyraźnego znaku (czyli stosownych pomocy jeździeckich) - zatrzymać konia, i spróbować jeszcze raz. W ten sposób potrafiłam przez pół godziny, albo nawet godzinę "dręczyć" Grubego, wsiadając na niego (był problem z tym, że koń ruszał, jak się wsiadało - i nie był to problem typu "wrażliwy na miźnięcie czubkiem buta etc." - nie, po prostu ruszał, "bo tak"😉, kręcąc się w siodle, robiąc młynki, zsiadania fikołkiem i inne cuda. Ale faktycznie, ten pierwszy, przepracowany krok spowodował, że: wyeliminowaliśmy problem odpalania wrotek przy wsiadaniu; konisko uświadomiło sobie, że wsiadanie nie równa się konkretna praca "zawsze", więc można poczekać i sprawdzić, czego człowiek chce; koń się "otworzył" na współpracę i co ciekawe - zaczął bardziej zważać na to, o co proszę. Dokładniej - w gratisie dostałam większą czułość na łydkę, a wcześniej trzeba było go pompować non stop łydami, żeby przejechać 10 metrów stępem. I takie małe kroczki (tzn. tego pokroju, bardziej wychowawcze niż faktycznie "pracujące"😉 były przez pierwsze 2-3 tygodnie. Jak potem koń się odblokował, to tak ruszyliśmy ze współpracowaniem, a nie zwalczaniem siebie nawzajem, że po tych 3 miesiącach dostałam przykaz szlifowania tego, co już umiemy, żeby było hm... lepsze, płynniejsze. Głównie praca nad jego i moją motoryką ruchu - sama miałam też pełno skrzywień, zakorzenionych w kiepskim jakościowo nauczaniem w pseudorekreacjach w których jeździłam + wadach postawy (nabytych), widocznych nawet bez konia (chociaż w ciągu tego czasu "współpracy" z behawiorystą uświadomiłam sobie i poprawiłam wiele z nich!). Tylko nikt o tym nie pomyślał wcześniej, instruktorki zwykle mawiały "dobrze jeździsz, nie spadasz".  Po 6 miesiącach, jak zwykle przyjechaliśmy, pokazaliśmy co umiemy (w sobotę). I behawiorysta powiedział, że więcej już Nas nie nauczy, bo uczniowie przerośli mistrza i czas szukać kogoś, kto poprowadzi Nas dalej. A ja już więcej nie miałam problemu z takimi blokadami u Grubego. Skończyło się "nie idę bo nie", albo "pójdę tam, choćbyś na głowie stanęła". Mam teraz fajnego do jazdy, uważnego i chętnego do ruchu hucka, który czasem walnie lekkiego do wysiedzenia, radosnego baranka - po długiej przerwie od jazdy, zwykle w terenie i to podczas pierwszego zagalopowania. A tak to większych problemów raczej nie mamy, a jak zacznie kombinować - przynajmniej mam "narzędzia" (w postaci dotychczasowych doświadczeń i zdobytej wiedzy) do przepracowania kłopotu. Aczkolwiek, ja też dużo nie wymagam. Ot, podstawy ujeżdżenia, czasem coś skoczymy, popracujemy na drągach i takie tam, raz na kilka lat pojedziemy na zawody (najniższa klasa jaka się da - po prostu sprawdzian współpracy w "trudnych" warunkach, bez parcia na wynik i na totalnym luzie psychicznym) nic ambitnego. "Szporty" z Nas żadne  😂
[quote author=quantanamera link=topic=7002.msg2782731#msg2782731 date=1526305888]
Irytujące na maksa, ale trzeba było niewzruszenie robić swoje. Minęło 0_o Ciekawe, co będzie następne, bo kolega jest bardzo inteligentny i nie lubi nudy 😁


No właśnie to jest slowo klucz: "minęło" ;-)

Quanta, a ten twój gagatek był obejrzany pod względem zdrowotnym, czy od razu zdiagnozowalas focha:-)?
Czyli dziewczyna tak "zamuliła" konia unikając tempa, ze aż z elektrycznego wierzchowca zrobila konia "do tylu"?
Jak sobie z tym poradzilas?
[/quote]

fraziu, wystarczy wsiąść na konia i sprawdzić, jakie daje uczucia. Jeśli siadam i rozprężam bez problemu, czując, że koń jest zadowolony i chętny, wesoło idzie naprzód i myśli o współpracy, a po mnie wsiądzie amazonka i z każdym jej poważnym błędem* koń robi się coraz bardziej oporny, coraz mniej podporządkowany, coraz bardziej sprawdzający, czy jeździec się go boi - a to wszystko wyłącznie na stronę, na którą jeździec ma istotny problem z własnym dosiadem - no to nie rozchorował się obłożnie w ciągu 10 minut. Tym bardziej, że czasem na konia siądzie też inny jeździec i takich buntów nie ma 🙁 Sama amazonka długo i niesprawiedliwie mówiła: on jest dla wszystkich miły, tylko dla mnie nie. Teraz przynajmniej uświadomiła sobie, że wszyscy są mili dla tego konia, a ona - niecelowo - niezbyt fair się zachowuje.

*Z poważnych błędów, które nawet konia ze złota mogą doprowadzić do niesubordynacji na przykład:
- nawyki jeźdźca, nad którymi nie panuje. Podmajzlowuje sobie jedną wodzą, podkopuje łydką, nie wie po co. Koń idzie dobrze, ale łapy jeźdźca przerabiają ryj bez czucia, tak że zwierzak wygląda jakby jego nos miał parkinsona. Koń idzie dobrze - ale musi znieść na boku na zmianę tępo kopiącą, albo z całej siły zakleszczoną nogę.
- tolerowanie braku reakcji. Jeździec w stępie dał łydki - koń nie zrobił nic. Jeździec nie robi nic, nie reaguje. Pół czworoboku jazdy stępem naprzód jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Znów łydki. Znów brak odpowiedzi. Znów nic. Za chwilę koń jest już pewien, że absolutnie nie jest zobligowany do jakiekolwiek reakcji,  a co więcej brak reakcji w żaden sposób człowiekowi nie przeszkadza. Za chwilę jest zdziwienie i płacz, bo nie można zagalopować.
- brak rozmowy z koniem, reagowania natychmiast na to, co się aktualnie dzieje. Jeździec robi półparadę, koń odpowiada prawidłowo, rozluźnia szyję. W nagrodę dostaje kolejne, identyczne półparady, zero nagrody, zero odpuszczenia. Koń zmienił swoje zachowanie, jeździec nie. Totalnie nielogiczne z punktu widzenia zwierzęcia. Koń klei się do innych i nie bardzo daje się wprowadzić w woltę? Zamykamy go wyraźniej na zewnętrznych pomocach, ale jak tylko przestaje wypadać łopatką i wraca na trasę, natychmiast rozmiękczamy te zewnętrzne ograniczenie tworząc wyraźną i miłą drogę naprzód po kole. Koń ruszył i zapiernicza kłusem jak w sulkach na zawodach? To od razu dajemy mu znać, że nie o to nam chodziło, a nie zapitalamy pół godziny, po czy spuszczamy zwierzęciu manto, bo durne jest, a my już więcej tego wożenia nie możemy wytrzymać.
- strach. Rany boskie, każdy się czasem boi. Koń się spłoszył, spiął, opanowaliśmy sytuację - było minęło, jedziemy dalej tak, że nie możemy po sobie dać poznać, nawet jeśli nadal nam kołata serce i czujemy sporo adrenaliny. Błędem jest przyczepianie się z całej siły do wodzy "na zapas". To może tylko sprawić, że koń stanie się spięty i poirytowany zachowaniem jeźdźca, a w efekcie bardziej płochliwy i trudniejszy do opanowania.
- odpuszczanie, kiedy coś nie wychodzi. I właściwie wyłącznie wtedy 🙁 Kiedy koń w galopie rozpadnie się do kłusa, jeździec też się rozpada i przechodzi do stępa, gdzie zajmuje się tym, że mu się znowu nie uda i że on nie umie. Kiedy koń ma dość uciskającej go nogi i w końcu wepcha się na nią do środka, jeździec wystraszy się i natychmiast rozluźni wkleszczenie kolana i łydy zarzuconej aż na koniec czapraka. Koń zaczyna łapać, że jedyne dobre uczucia są wtedy, kiedy rozpadnie galop, przestanie iść naprzód, zarzuci zad na łydkę. Okazuje się, że pewne zachowania konia wywołują określone, dobrze odbierane przez konia reakcje jeźdźca, nie odwrotnie. Jak już jest pewien tej zależności, to zaczyna straszyć - najpierw nie zakłusuje, potem stanie, potem stanie, zadrze głowę i zacznie się cofać, a na łydkę wywali z zadu, jakby opędzał się od natrętnej muchy.

Mnóstwo końskich buntów to jeźdźcy 🙁 I to mogą być drobne z naszego punktu widzenia, ale dla konia istotne, rzeczy.

Widać w internecie jeden dobry trend: jeśli coś nie działa, przebadaj konia. Tak naprawdę to powinno brzmieć: jeśli coś nie działa, przebadaj konia i na spokojnie, obiektywnie oceń to, jak jeździsz.

ALE! i to też jest ważne - może być tak, że to żadne z powyższych nie wchodzi w grę. Konie są różne. Bynajmniej nie wszystkie mają charakter jak Matka Teresa. Nie zgodzę się z tą czystką kartką - znałam konie od początku kariery w profesjonalnych rękach, które miały mocno wylane na współpracę, a robotę traktowały jak karę. I które lądowały na scyntygrafii, żeby zobaczyć dlaczego tak wiecznie są na nie (i z tej scyntygrafii wracały bez zastrzeżeń). Nie wierzę, że super jeździec jest w stanie przekonać konia, który jest ekstremalnie leniwy z natury (są takie, które nawet jak staną niewygodnie rozkraczone na korytarzu, to nie dostawią giry, bo to za dużo wysiłku...), że praca to coś fajnego. Znam konia z super hodowli i zajeżdżanego w miejscu, w które bym bez obaw dała do zajazdki moje konie, a który zajeździć się nie dał. Są niestety takie, z którymi nie popełnisz błędów, ale nie uzyskasz wcale dobrego rezultatu.

Tak czy siak - pomoc doświadczonej osoby nigdy nie jest za karę. Ja tam się wystawiam na mądre oko jak tylko często mogę, również jak mi wszystko działa i jestem super zadowolona po drodze 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
16 maja 2018 06:49
quantanamera, o jakie to jest piękne <3
Tak, dałbym 100 łapek, gdyby była taka opcja  😍
Dziwny ten mój koń, pewnie dokłada się specyfika rasy...
Odkąd ostatnio pisałam to padało więc chwilowo odpuściłam. Dzisiaj wsadziłam jej w pysk pelham, osiodłałam... I nijak ruszyć, dwie-trzy próby zwrotu na zadzie, nadziała się na kiełzno i zaczęła walił z zadu i z grzbietu... No to łyda+seria batów... I odpuściła.
Pojechałyśmy sprawdzić ogrodzenie pastwiska więc zsiadanie/wsiadanie, dreptanie za mną... Szła jak pies przy nodze, ustępowała, sama widziała co trzeba zrobić, prawie mi porwany drut nosem pokazywała.
Potem pojechałyśmy na spacer - koń anioł, rozluźniony, przepuszczalny, skupiony... Nawet skróconym galopem udało się kawałek pojechać...
A najlepsza była pod koniec, bo uskoczyła od dzików, spadłam - nie jej wina absolutnie. Już myślałam, że wracam "z buta" a ona na gwizdnięcie zawróciła, dała się na siebie wgramolić i zawiozła mnie do domu chociaż nie mogłam ruszać jedną ręką.
Zarówno do ogrodzenia jak i odwiezienia pańci do domu podeszła zadaniowo - cały hucuł. Musi wiedzieć po co to wszystko się dzieje... No, w końcu dojdziemy do etapu, że po to, żeby pańcia się cieszyła, ale to za chwilę.
SzalonaBibi przepraszam, że wtrącę, ale z Twoich wpisów wynika dość imponująca statystyka gleb...
SzalonaBibi
Ja Cie przepraszam, ale doszukujesz sie w tym koniu specjalnej madrosci, super indywidualnosci. Ale serio po wszystkich Twoich wpisach utwierdzam sie bardziej i bardziej, ze wszystko co sie dzieje w temacie tego konia to Twoje braki i błedy. Dzieki temu masz krnąbrnego mlodego konia, ktory na dokladke jest teraz w fazie testowania swojej siły. Gdybym tak jak Ty rozwiazywala problemy kazdego mlodego konia, jakiego jezdze to juz dawno by mnie zabiły... 🙁



I przyklad z przedwczoraj. Mam nowa pare w treningu. Ale od poczatku slysze ze koń jest świrem i na dotkniecie łydką odpala wrotki. Co przy szybkosci z jaka sie porusza normalnie jest dla wlascicielki nie do przejscia. Jezdzi wiec bez lydek. Totalnie. Odstawione na pol metra. Za to gmeranie w ryju level master. Koń przy zagalopowaniu zabiera sie z nią mega szybko, ona walczy. Ciagnie, staje w strzemionach, ogolnie stara sie przezyć. itp. Jak galop jest lekko wolniejszy to tylko trzyma za morde, ze widze jedynie otwarty pysk konia ktory gna. Na chwile obecna staram sie przekonac wlascicielke, ze zeby kon zwolnił musi uzywac lydki i dosiadu aktywnie. Ze trzeba zaczać prace nad polparadami, ze pysk konia nie moze byc ciagle trzymany na rece.
Po jednym dzikim galopie, z baranami, podskokami przodem - kobyla chciala szybciej, ale ryj był trzymany za mocno - wsiadlam. Okazalo sie ze na mega przyjemnego, bardzo dobrze zajezdzonego konia. Konia w 100% odpowiadajacego na pomoce. Zrobilam wolny klus, wolny galop, skoki pod pelna kontrola. W zyciu bym nie powiedziala ze cos zlego moze robic taki koń. Wlascicielka po mnie zrobila runde galopu, ktory byl normalny, potem na gimnastce na drazkach wszystko sie znowu rozwalilo, bo wisiala na łapie i kon wrocil do stanu w ktorym byl.
Uslyszalam coś takiego: mowilam Ci ze ten koń to niereformowalny wariat!
A liczylam ze uslysze : musze sie jeszcze duzo nauczyc, zeby byc dobrym jezdzcem dla mojego konia.
Na szczescie poprosila o pomoc i nie przyszlo jej do glowy rozwiazywanie problemu czarna, batem i ostrym kielznem. Ale i tak jakoś mi smutno.
😲
SzalonaBibi przepraszam, że wtrącę, ale z Twoich wpisów wynika dość imponująca statystyka gleb...


Taaa, dwie... Jedna po drugiej. Wcześniej nie spadłam przez dobre 5 lat... Tak, jestem ostatnio w kiepskiej formie, pewnie nie powinnam w ogóle jeździć. Ale nikt tego za mnie nie zrobi a jak je zostawię same sobie to może być tylko gorzej.

SzalonaBibi
Ja Cie przepraszam, ale doszukujesz sie w tym koniu specjalnej madrosci, super indywidualnosci. Ale serio po wszystkich Twoich wpisach utwierdzam sie bardziej i bardziej, ze wszystko co sie dzieje w temacie tego konia to Twoje braki i błedy. Dzieki temu masz krnąbrnego mlodego konia, ktory na dokladke jest teraz w fazie testowania swojej siły. Gdybym tak jak Ty rozwiazywala problemy kazdego mlodego konia, jakiego jezdze to juz dawno by mnie zabiły... 🙁


Nie, nie w tym koniu się doszukuję - w każdym! Bo każdy jest inny i co innego działa. U hucułów taka zadaniowość jest dość częsta.

No widzisz, a ja od lat stosuję swoje metody i żyję i mam się raczej dobrze.
I nie boję się ostrego kiełzna, lepsze to niż szarpanie się na "łagodnym".
KaNie Jestem tego samego zdania co ty, ale to trochę jak grochem o ścianę.
SzalonaBibi Przeczytaj raz jeszcze rady, proszę Cię  :kwiatek: Za dużo tłumaczenia i wymówek, za mało realnej chęci zmiany u Ciebie 😉 Mam wrażenie, że chcesz usłyszeć: "tak, to nie Twoja wina, to koń gupi, naciśnij ten i ten przycisk i się poprawi". Nie traktuj tego jako przytyk, odetchnij 10 razy i na spokojnie przeanalizuj rady.

Dodam jeszcze, że nie ogarniam tego demonizowania prymitywów. Koń, jak koń. Trochę krótszy i masywniejszy, często z mądrzejszą główką. I to ułatwia(!) pracę, a nie utrudnia.
Ja nie demonizuję, miałam z takimi tyle do czynienia, że to był świadomy wybór. I nie napisałam, że koń zły tylko głośno zastanawiałam się gdzie może leżeć przyczyna tak nagłego buntu...
Chcę to wyeliminować, bo daję radę tylko nie o to mi chodzi...
Pewnie, że zawsze lepiej jak ktoś spojrzy z zewnątrz, ale jak nie ma możliwości to trzeba sobie radzić.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 maja 2018 13:04
SzalonaBibi, wsadzanie pelhamu to nie jest wyjście, przykro mi.
Mam inne zdanie... Szczególnie na konia o tak wysokim progu bólu o gabarytach czołgu... Wielokrotnie używałam ostrych kiełzn (kiełzen?) i wiem kiedy ma to sens i cel.
Ale wychodzę z założenia, że (za)  ostra może być tylko ręka, dopasowane kiełzno nie działa samo.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 maja 2018 13:43
SzalonaBibi, a ja uwazam, ze jeśli uważasz, ze nie masz kontroli nad koniem, wiec wsadzasz pelham, to nigdy nie powinnaś mieć go w ręce.
SzalonaBibi - niestety nadmierne zdolności psychiczne przypisujesz swojemu koniowi i zbyt wiele rzeczy zganiasz na jego prymitywną rasę.
Koń to koń, bywają bardziej/mniej współpracujące, ale podstawowe ich reakcje są takie same.

Wiele osób tutaj poradziło Ci spojrzeć krytycznie na siebie - naprawdę zrobienie od początku młodego konia nie jest rzeczą łatwą, nie trudno o błędy, które potem skutkują właśnie opisywanymi przez Ciebie zachowaniami.

I naprawdę pelham nie jest dobrą drogą, jeśli nawet nie jesteś w stanie tego konia wylonżować - to droga do nikąd, która długofalowo tylko pogorszy Twój z tym koniem problem.
Przeczytałam ponad dwie strony i czuję się dość silnie związana z tematem, bo sama przechodziłam coś takiego z moim koniem.
Kupiłam hucuła z dużym temperamentem,jeżdżonego sporadycznie "żeby poszaleć". Znałam go przed zakupem 1,5roku. Moje początkowe jazdy na tym koniu to była tragedia. Nie, właściwie to była TRAGEDIA. Ja, zupełnie niedoświadczona,on ponoszący, blokujący wędzidło,idący gdzie i kiedy chce. Jezdziłam na nim pierwszego roku mało, bo to taki beznadziejny koń był a przecież w stajni było wiele różych fajnych. Kolejnego roku po bardzo systematycznych jazdach wróciłam do tej stajni znów na sezon letni i zaczęłam na niego wsiadać więcej. Okazało się,że strasznie uparty jest, ale i bardzo myślący mimo wszystko..Spowodowało to,że chciałam "coś" z tym koniem zrobić. Pół roku później jego ówcześni właściciele postanowili mi go sprzedać-bez chwili namysłu kupiłam. I się zaczęło. Długa droga do obecnego stanu. Pamiętam jak przyjechał do nas te lata wstecz Marcin Mach i usłyszałam,że mam konia fajnego ale zwyczajnie niewychowanego. I wiecie co? To mnie tak mocno tknęło, że poszłam do przodu jak burza. Oberek chodził systematycznie a ja ze spokojem stoickim po prostu siedziałam i robiłam swoje,czasem wywlekana na drugi koniec ujeżdżalni wracałam do tego co robiłam kilka sekund wcześniej. W życiu nie ubrałam mu żadnego "ostrego" wędzidła. Bo po co? Przecież jakby chciał to z drutem kolczastym by mnie na drzewie albo płocie zostawił. Trzeba było przekonać go,że oboje chcemy tego samego a nie każdy czegoś tam z osobna. Na początku mój koń nie chodził na lonży, bo jak chciał, to wywlekał każdego na drugim końcu "sznurka", po prostu zwyczajnie się zabierał i szedł w długą. Lonżownika nie miałam na początku,więc odpuściłam lonżę, ale bardzo dużo pracowałam z nim z ziemi, wymyślałam wszelakie ćwiczenia na ujeżdżalni,chodziłam na spacery do lasu, starałam się zrobić wszystko,żeby zauważył,że jestem. I to nie,że jestem powietrzem, tylko człowiekiem obok niego,który coś tam mówi do niego i oczekuje na jego reakcję.Początkowo czasem jezdziłam z wodzami przełożonymi na krzyż/mostek bo to był jedyny sposób,żeby nie wyrywał na okrągło wodzy,żeby nie dostać jego głową,gdy nią rzucał robiłam półsiad "na bok". Nauczyłam się, że muszę doskonale słuchać co do mnie mówi i być zawsze o krok przed nim. To dało moim zdaniem fenomenalne efekty bo uzyskałam konia, który nie wybuchał. Kiedy wiedziałam,że za 3sekundy mnie wywlecze nakierowywałam go na bezpieczną drogę i sama dawałam sygnał-galopował wtedy poniekąd z mojego polecenia, nie sam z siebie. Z biegiem czasu byłam w stanie te sytuacje coraz bardziej i bardziej odwlekać w czasie. Zawsze był koniem,który potrzebuje jasnych sygnałów, lubi wiedzieć czego od niego oczekuję i błyskawicznie się tego uczy. Paradoksalnie to delikatny koń, siłowe postępowanie ze strony człowieka budziło siłową jego odpowiedź, stąd wcześniej był jaki był. Na chwilę obecną mam moim zdaniem rewelacyjnego konia. Jeżdżę bezwędzidłowo od dawna, bo nie potrzebuję wędzidła. Moim priorytetem jest rozluźniony,chętny do współpracy koń i takiego mam. Miewa oczywiście kolorowe kwiatki zamiast móżdżku i potrafi zradosnąć i chcieć latać. Ale obecnie nawet jeżeli to i tak mam to wszystko pod kontrolą i bardzo mnie cieszy,że mimo 19lat na karku miewa te swoje kosmicznie wesołe dni  😁. To taki mój pewniak, dla mnie najbezpieczniejszy koń na jakim jezdziłam. Bo się dogadaliśmy, wykorzystaliśmy na maksa zaufanie kiedyś dane na kredyt.
Moim zdaniem grunt przy prymitywie to znaleźć drogę porozumienia,którą ciężej odnaleźć niż z końmi szlachetnymi,które zazwyczaj tak nie analizują ile opłaca im się zrobić. Nie mniej ogromem cierpliwości i sensownej systematycznej pracy można uzyskać fantastycznego,bardzo stabilnego i chętnego do współpracy konia  😉.
SzalonaBibi - niestety nadmierne zdolności psychiczne przypisujesz swojemu koniowi i zbyt wiele rzeczy zganiasz na jego prymitywną rasę.
Koń to koń, bywają bardziej/mniej współpracujące, ale podstawowe ich reakcje są takie same.


Jasne, tylko niesamowicie potrafią wyczuwać nastroje i emocje i wykorzystać to do zrobienia nas w trąbę.

Obiś, zwykle się udaje po dobroci, szczególnie jak trzeba pokazać, że człowieki są fajne. Tylko, że moja od roczniaka miała wprowadzoną pracę z ziemi i dobre relacje z ludźmi. Oczywiście mogę na super łagodnym wędzidle dać się wywieźć kilkanaście metrów albo na ostrym kilka-kilkanaście kroków. I w przypadku mojej małpy im szybciej zobaczy, że nie opłaca się samowola tym łatwiej dojdziemy do porozumienia. Właśnie nie chodzi mi to, żeby walczyć, tylko żeby do próby sił nie dopuścić albo uciąć na wstępie.
Drugą mam felinką, ponad pół genów kn - ta jest inna, spokojem da się ugrać wszystko. Mogę jechać w każdych warunkach nawet nie bez wędzidła, ale w ogóle bez ogłowia... Co nie znaczy, że nie używam czasem naprawdę ostrej czanki, ale nie do poskromienia a do zwiększenia precyzji sygnału.

A hucułki lonżować nie będę nie mając ogrodzonego rounpenu, bo to (w aktualnej sytuacji) proszenie się o kłopoty. Wiem co może się wydarzyć - po co prowokować?

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 maja 2018 18:15
SzalonaBibi, o jak Ty mi przypominasz plantę...
zawsze myślałam, że jak zaczynają się problemy to wraca się do łagodnego wędzidła i na nim uczy/doskonali podstawy (często podstawy podstaw) nigdy w drugą stronę - problem-> ostrzejsze wędzidło
dla mnie to jak nauka matematyki na zasadzie trochę się nauczę, resztę napiszę na ściądze, a potem na sprawdzianie jak się ściągę zgubi to dupa blada

edit. ostrzejsze wędzidło owszem, ale po tym jak podstawy opanowane perfect i koń chodzi w dwóch paluszkach, nie wcześniej
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się