stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

tomia garść pytań do Ciebie.
Czy ten problem dotyczy tylko wchodzenia do boksu czy ogólnie wchodzenia; przechodzenia przez bramki, drzwi do stajni czy jakiekolwiek inne przejścia?
Czy prowadząc konia przechodzisz przez "dziurę" pierwsza, czy koń wchodzi sam do boksu, a może każde przejście przez coś wywołuje moment zawahania, kto ma iść pierwszy?
Ogólnie panika i pośpiech przy wchodzeniu do boksu to nic szczególnego, zwłaszcza, jak się ma wątpliwie kompetentnych stajennych 🙁 Twoja kobyła ma już pewnie masę niemiłych doświadczeń w tym temacie, skoro regularnie robi sobie krzywdę i tą krzywdę sobie utrwala wchodząc równie nerwowo. Jakoś ten krąg rozpaczy trzeba przerwać na odpowiednio długi czas, by koń choć trochę "zapomniał" - czyli bardzo go pilnować w przechodzeniu przez wszystko, iść przed nim, choćby przodem do niego i prowadzić tak, żeby drzwi go nie zjadły.
Chyba, że koń nie czekając na Ciebie do tego boksu wskakuje - to chyba jednak coś z ogólnym wychowaniem jest nie tak.

Edit. Jeszcze jedna rzecz - jak konie są sprowadzane z padoku? Pojedynczo w ręku, parami w ręku czy w ogóle lecą całym tabunem? Jak było w poprzedniej stajni?


generalnie problem ma raczej z każdym przejściem.
jak prowadzona jest na uwiązie, już wspominałam wchodzi za mną. ALE. odczeka aż będę kwałek od niej żeby "przelecieć" przejście. zawahania nie ma, pod względem uległości ustepowania wystarczy palcem dotknąć i ustępuje książkowo.
przeszłość znam kiepsko niestety. teraz już wiem dlaczego. no ale jest u mnie, więc trzeba cos na to zaradzić i rozwiązać problem. i dokładnie trzeba to przerwać. stąd szukam jeszcze jakichś pomysłów oprócz własnych. "co dwie głowy to nie jedna".
z iściem przed nią nie działa. próbowane. konisko staje jak wbetonowana. nacisk na kantar aż zrobi krok na przód. popuszczenie nacisku. i tak do samego przejścia. tam jest gwałtowny atak przejścia. cofnięcie konia. i powtórka. niestety przerabiałam i na tą chwile nie jest lepiej bo nie chce wyjść.
próbowałam wychodzenie za kucką, z którą razem jest (kucka jest przywódcą mini stadka). ale też się obija  🙁 idzie za małą przy jej zadku. ale dojdzie praktycznie w drzwi, odczeka aż mała troche odejście i później z impetem...
czy jak mają otwarte drzwi od boksu, chodzą swobodnie, też się okalecza (jak już wspominałam).
ewidentnie to są dla mnie jakieś stare strachy na lachy. miałam już nie raz doczynienia z końmi ciągnącymi z boksu czy do boksu, nie szanującymi ludzia. i to nie jest to.

Na biegunach może masz rację, że potrzeba jej czasu. ale kurcze nie może robić takich numerów, że się okalecza przy tym. dzisiaj przy wychodzeniu tak zahaczyła, że utykać zaczęła. więc jest źle. z gąbką też rozważałam, ale mój mózg mi mówi, że otrzeć może nie otrze, ale żeby sobie kości nie porachowała... żal mi jej, bo kobieta słuchać się słucha. jest krótko i mogą być jakieś jeszcze nie porozumienia. ale nie żeby przez to musiała cierpieć.
chociaż slalomy i upozorowaną bramkę chcę próbować. też może coś jej da.

zembria nie głupie to  😉 stawanie przerabiamy. wchodzenie tyłem może będzie przydatne rzeczywiście.

wiecie co, ogólnie teraz nie wiem, czy ją molestować z boksem w ogóle. jest tak poodzierana, że dzisiaj po jej "wylocie" podjęłam decyzje, że zostanie przez pewien czas na 24h na wybiegu. nie wiem czy to zaszkodzi czy nie. ale chociaż większej krzywdy sobie nie zrobi. rany się zagoją, ona może też od tego stresu odpocznie. a w między czasie chcę spróbować z nią potrenować wszelkich opcji ale na jeszcze szerszym przejściu. może ogarniemy to na szerszych i przejdziemy do węższych wejść. i tak aż dojdziemy do docelowych drzwi ...
tomia jak masz możliwość zostawić konia 24h na zewnątrz, to moim zdaniem może być dobry reset dla niej, oczywiście pod warunkiem, że nie zostanie tam sama i będzie miała stały dostęp do wszystkiego, czego jej trzeba.
Wchodzenie tyłem owszem daje dobre rezultaty, kiedy koń się buntuje i nie chce gdzieś wejść - w ten sposób można go oszukać i pokazać, że opór jest bezcelowy. Czy pomoże z koniem, który po prostu boi się wąskich przejść - nie wiem i mam wątpliwości, bo jednak cofając konia masz trochę mniej kontroli na boki i nadal jest prawdopodobieństwo, że wymanewrujesz koniem w coś. Spróbować nie zaszkodzi, bo raczej nie pogorszysz, a może rzeczywiście to zadziała.
Z tym swobodnym wchodzeniem też bym uważała, bo jak jest kilka koni i tłok, to automatycznie kobyła może czuć presję, by dostać się do boksu jak najszybciej.
Pomysł z ustawianiem jakichś przejść poza stajnią jest bardzo dobry, choćby ze stojaków - najpierw szeroko, potem zwężać.
Na pewno nie jest to pogadanka z koniem na jeden dzień.
Tomia - jeśli jesteś w stanie zatrzymać konia przed wejściem do boksu to to rób, czekaj aż się w tym miejscu uspokoi i dopiero wprowadzaj.
Jeśli nie, musisz niestety poświęcić czas na nauczenie szacunku do Ciebie przy prowadzeniu w ręku.

Przyjrzyj się też obsłudze - miewałam podobne problemy przy systemie stajennym (rzekomo ustalone było sprowadzanie w ręku) gdzie stajenni brali naraz po 4 konie i tak je z korytarza na łubudubu wrzucali do boksów - połowa koni miała obite biodra/wskakiwały do boksu.
Tomia Przyszła mi jedna rzecz do głowy. Jak konie wchodziły w poprzedniej stajni do boksów ? Właśnie o system sprowadzania mi chodzi... ale oprócz tego, może miała dostęp do czegoś w stylu boksu z wolnym wybiegiem? Moje chłopaki też musieli przerobić łażenie przez wąski korytarz (nie taki wąski, koń spokojnie się obróci), ale z pastucha. Zrobiłam im dodatkowe pastwisko na podwórku, żeby mniej kosić + konie sobie pojadły. Jedyne miejsce, gdzie mogłam zrobić bramkę (ze ścieżki, mam coś na kształt Paddock Paradise) idzie koło ruiny budynku, więc tą ruinę musiałam odgrodzić (fundamenty, luźne kamienie - no jest gdzie nogi połamać) = wąski korytarz z pastucha. Ponieważ Młody musiał sobie przypomnieć, że pastuch oznacza "tam nie można wchodzić" (po tym jak oskubał i zadeptał mi sporą część "głównego" pastwiska, przed planowanym wpuszczeniem ich na nie), był świeżo po sprawdzeniu na własnej dupie (dosłownie) odnowionego ogrodzenia. Miał lęki i też szedł w miarę grzecznie do w/w korytarza - przed nim stawał, czekał, jak ja przeszłam - nagle rzucał się do przodu, byle szybciej minąć zagrożenie. Po wariackim skoku znowu grzeczny przerośnięty źrebak, idący jak pies za człowiekiem. I teraz taka luźna dywagacja - może Twoja miała jakoś zrobione przejście z pastucha na pastwisko czy do boksu i ma podobne skojarzenie? A to, że się obciera i zdziera sobie biodro tylko potęguje problem - dzieje się ból, którego się spodziewa i którego próbuje uniknąć skacząc przed siebie na wariata?

Myślę, że zaproponowane tu rozwiązanie ze stojakami od przeszkód jako "bramką" i stopniowe zwężanie przejścia dużo może pomóc. Reset w postaci 24h na pastwisku przez jakiś czas też wydaje się fajnym pomysłem. Jeśli masz możliwość ją tak zostawić odpowiednio długo, może ładnie się zagoją rany, trochę o nich zapomni i potem nie będzie się tak bała wchodzenia? Bo jest też możliwość, że skoro już u poprzednich właścicieli miała takie zdarcia, to oprócz lęku przed wąskim przejściem jest jeszcze lęk o "biodro", na zasadzie "mam kuku, będzie gorzej, bo znowu będzie kuku"? I przesadnie się obawia o te miejsca, przez co wyłącza mózg i wskakuje jak durna przed siebie? Takie luźne przemyślenia, powodzenia życzę  :kwiatek:
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
28 maja 2018 11:14
Kiedyś miałam takiego konia na wakacjach, który wbiegał do boksu.
Zaczęłam od tego, że nigdy nie mógł mieć w boksie wsypanego jedzenia, żeby nie nakręcał się na jedzenie.
Jeśli wbiegł do boksu to od razu go zatrzymywałam i spokojnie wycofywałem i wprowadzałam jeszcze raz i tak do skutku.
Początkowo prawie godzinę to trwało, ale stopniowo zaczął rozumieć. Stajennym, którzy mieli z nim problem kazałam brqć wiaderko z jedzeniem i powoli z nosem w wiaderku wprowadzać.
Tomia Przyszła mi jedna rzecz do głowy. Jak konie wchodziły w poprzedniej stajni do boksów ?

Myślę, że zaproponowane tu rozwiązanie ze stojakami od przeszkód jako "bramką" i stopniowe zwężanie przejścia dużo może pomóc. Reset w postaci 24h na pastwisku przez jakiś czas też wydaje się fajnym pomysłem. Jeśli masz możliwość ją tak zostawić odpowiednio długo, może ładnie się zagoją rany, trochę o nich zapomni i potem nie będzie się tak bała wchodzenia? Bo jest też możliwość, że skoro już u poprzednich właścicieli miała takie zdarcia, to oprócz lęku przed wąskim przejściem jest jeszcze lęk o "biodro", na zasadzie "mam kuku, będzie gorzej, bo znowu będzie kuku"? I przesadnie się obawia o te miejsca, przez co wyłącza mózg i wskakuje jak durna przed siebie? Takie luźne przemyślenia, powodzenia życzę  :kwiatek:


niestety tak dalekiej przeszłości ie znam. wiem tyle co widziałam ją oglądając (konisko jest od kogoś, kto ją miał miesiąc, a poprzedni ją sprzedali bo zabrakło gotówki na nią/jej utrzymanie - stąd też chuda jak patyk). U owego poprzednika miała wiate i wolny wybieg razem z innymi końmi (kupa klunkrów wokół ale mniejsza o to). sam się przyznał jak przyjechałam ją obejrzeć i zwróciłam uwage na biodra, że poszedł krótszą drogą węższym przejściem i się odarła..
także dla mnie to wygląda tak. ktoś kiedyś (nie wiem co) ale zmajstrował z nią i z wąskim przejściem. teraz wąskie przejście = ból. a przed bólem jest jedna opcja => ucieczka. tak to widzę. teraz biorę wszelkie pomysły pod uwagę, aby jej pokazać, że chodzenie węższymi przejściami nie boli i można ospale przetuptać bez urazów. przypuszczam, że to potrwa. jednak uważam to za konieczne.
także mogę tylko snuć domysły, gdzie ktoś przy niej coś zmajstrował. ale trzeba iść do przodu i to zacząć korygować.

jeśli chodzi o dalszy plan. panna zostaje na wybiegu 24h. myślę czy małą też zostawić, co by się nowicjuszka nie denerwowała dodatkowo(wcześniej jak była sama też 24h sobie chodziła jak chciała). na tą chwilę drzwi od stajni mają otwarte. ALE wejść nie mogą - zrobiłam zastawę, żeby mogła wkładać do środka głowe. może się w końcu skusi na to aby spokojnie zerkać do środka.. jedzenie też staram się im serwować przy samym wejściu. niech widzi że to nie "bije i bycie obok nie boli."
nie chcę narazie ćwiczyć wchodzenia w "nieruchomych" wąskich przejściach, co by sie sama bardziej nie pouszkadzała.

olq sęk w tym, że ją się da zatrzymać. ok. stoi przed wejściem. wyhamuję ją. i kiedy widzę, że stoi i jest ok wchodzimy. ale ona i tak robi ten sam numer. i uwierz mi, że tak to robi, że nie idzie zareagować zanim "skoczy".

ale dziękuję za doradzenie i podrzucenie pomysłów. chętnie słucham/czytam wszelkie uwagi  i wyciągam wnioski  :kwiatek:

No rozumiem - nie doczytałam całości  :kwiatek:

A stawianie jedzenia w przejściu? Najpierw przed drzwiami, potem coraz blizej, aż w końcu przejdzie magiczną granicę?
z jedzeniem w reku to nie przejdzie sztuczka. ale jak pisałam, teraz jedzenie wszelkie ląduje od razu przy wejściu. więc jakiś krok na przód powinna pójść. kolejny etap, jaki przewiduję to jedzonko w przejściu (ten niedobry wytwór jakim jest przejście będzie dawał takie dobre żarełko  :emoty327🙂

najwięcej na tym chyba kucynka zyskuje  😁 tyle jadła i jaki wybór  😜
heh a pomyśleć, że się martwiłam o ich relacje. a tu wyskoczył zupełnie inny problem.. no nic, nie ma co jojczyć, tylko wskoczyć w role psychologa i zaradzać cierpliwie. gdzieś musi być do tej klaczy klucz ...
fanelia   Never give up
31 maja 2018 17:42
Tomia - z takim fajnym podejściem jak Twoje na pewno prędzej, czy później przepracujecie problem  :kwiatek: Miałam kiedyś wałaszka pod opieką z podobnym problemem, też nerwowo leciał do boksu i nie dało się wyhamować, pełna panika, byle schować się do środka. "Nauczył się" tego, bo stajenni na hurra wpuszczali wszystkie konie, a on był przewodnikiem stada i chciał wejść do stajni jako pierwszy, dlatego najpierw się przepychał między innymi końmi, a potem galopem do boksu. Również zdarzało mu się wiele razy obić. Pomagało konsekwentne chowanie go na uwiązie i nie robienie z chowania koni afery, zmienianie godzin chowania, chowanie różnych koni w przypadkowych kolejnościach albo jego pierwszego w dużej odległości czasowej od reszty, albo branie go niby na czyszczenie i siodłanie, ale bez jazdy i wtedy do boksu. Wreszcie coś w głowie mu pykło i potem chodził już spokojnie.
A dla Twojej panikarki z pewnością treningowo nie zaszkodzą różne kombinacje i labirynty 🙂 możesz je poustawiać z kostek słomy i dowolnie je wydłużać, zwężać i poszerzać, dawać w nich coś do jedzenia. Zawsze możesz to też wykorzystać jako ogólne ćwiczenie i naukę posłuszeństwa 🙂 Powodzenia, trzymam kciuki!
Fanelia dziękuję  :kwiatek:  miło usłyszeć, że ktoś w Ciebie wierzy i jest się na dobrej drodze 😉
co do Pannicy, na tą chwile są obie non stop na dworze. wygląda, jakby było im cudnie.. pracujemy na tą chwilę nad prowadzeniem w ręku wszędzie po wybiegu i przy drzwiach. Stawanie, cofanie. oswajamy z potwornymi przejściami i goimy się (sie znaczy ona się kuruje). Wszelkie papu przy samych drzwiach. I ciągle docieramy posłuszeństwo, aby nie było żadnego ale.
jest u mnie równo dwa tygodnie... są rzeczy, których będę wymagać i takie, które widać będą wymagały większego nakładu pracy, cierpliwości i przede wszystkim konsekwencji.
czasem widać postęp, a czasem jakby w przejściu stał nowy strach. ale mam czas i nigdzie nie mam ochoty się spieszyć 😉 

edit. literówka
Miałam się odezwać jak znowu wsiądę... Jest nieźle, ale przekonała mnie małpa, że to kombinatorstwo. Dzisiaj od wyjazdu z domu były schizy, bo ten pieniek/krzaczek/ptaszek/śmieć zjada koniki, uciekać trzeba  🤔wirek: Wkurzyłam się a że jechałam bez bata to mogłam ją skląć i zwyzywać + zrobić trochę ćwiczeń na skupienie i ładne przejścia...
Potulny i wyluzowany konik się zrobił do tego stopnia, że tylko lekko fuknęła jak mijałyśmy pogorzelisko na zrębie + dwa wozy straży pożarnej + tłum ludzi, ciągniki, kilka samochodów. Nagle wszystko jest ok, niczego się zwierzak nie boi.
Potem już było miło, nooo, kilka sugestii, że "tam ooo to szybciej do domu wrócimy" Ale to tylko tęskne patrzenie a nie uskoki. Fakt, muszę być czujna i nie mogę sobie pozwolić na luz i relaks, bo natychmiast to wykorzysta (tak sądzę)... Widocznie nie można każdego konia mieć "na guziki"... może za jakiś czas.
Podbijam. Ja mam problem z moją klaczą. Kobyłka lat 12, oaza spokoju. Ujeżdżeniowo miod malina. Kobylka raczej z tych co chetnie pracuja. Problem rozpoczyna sie przy skokach. Jak ma ochote to skoczy cos, co nie odstrasza jej kolorystycznie. Ale w 99% przypadkow, wylamuje. Widac ze bardzo chetnie idzie na przeszkode. Nic nie wskazkuje ze ma wylamac.. I nagle takie chamskie stop, co z reguly konczy sie wylotem z siodla. Nie robi tego tylko mi, ale i innym ktorzy probowali swoich sil. Jakies pomysly jak trenowac? Cofnelam sie do dragow, cavaletti. Tu problem jest ten sam. Choc tutaj latwiej jest ja skontrolowac. Mam ja od pazdziernika. Wczesniej ponoc nie bylo z nia takich problemow. Dzieciaki zdawaly na niej licencje, chodzila regularnie parkury. Nie chce z niej zrobic mega sportowca, ale miloby bylo od czasu do czasu te LL przejechac. Moze ktos mial kiedys taki problem? Ja jestem juz bezradna. Juz wszystko mnie boli od spadania z tego czarnego diabla.
Najlepiej by było abyś nagrała filmik jak to wygląda czy to jest złośliwe czy z powodu błędów jeźdźca. Ciężko stwierdzić z opisu  🙄
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 czerwca 2018 12:38
hania0162, weterynarz i fizjoterapeuta. Sprawdzić konia. Potem posadzić dobrego skoczka. Ale dobrego, nie kolegę, co przejechał raz w zyciu c i dwa razy n 😀
Hania, mój konik polski też tak chamsko wyłamywał swego czasu (czego efektem miałam dwukrotnie oblany egzamin na srebro 😉 ), tylko on to robił w pierwszym członie szeregu, albo przy mocno zabudowanych okserach. Nagły zjazd w bok i nie było szans go utrzymać.
W końcu dzień przed trzecim podejściem do srebra pojechaliśmy wieczorem na trening do stajni, w której miał być egzamin. Dwie godziny mordowaliśmy się wraz z instruktorem, aż w końcu go na siłę przepchnęliśmy przez problematyczne przeszkody. Na drugi dzień egzamin poszedł jak burza, bez zawahania. Od tamtej pory (a z 6 lat?) NIGDY nie wyłamał. Później nawet wystartowałam na nim w 90tce. Aktualnie jest moim najpewniejszym koniem do nauki skoków i chodzi odznaki.

Ale właśnie, najpierw musisz wyeliminować problemy zdrowotne i sprzęt.
(...)

Ale właśnie, najpierw musisz wyeliminować problemy zdrowotne i sprzęt.

I błędy ze strony jeźdźca. W ogóle od tego zaczęłabym.
[quote author=Jasnowata link=topic=7002.msg2793339#msg2793339 date=1530034873]
(...)

Ale właśnie, najpierw musisz wyeliminować problemy zdrowotne i sprzęt.

I błędy ze strony jeźdźca. W ogóle od tego zaczęłabym.
[/quote]
Oczywiście 🙂 Dlatego potrzebna tu osoba o której napisała Strzyga.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 czerwca 2018 20:42
Sankaritarina, ja bym zaczęła jednak od tego czy koń zdrowy. Nie ma co pracować i przepychać, jak jego coś boli. Potem niech ktoś mądry wsiądzie, zobaczy jak jest.
Strzyga, A ja bym zaczęła od spojrzenia na jeźdźca i bynajmniej nie chodzi mi o przepychanie czegokolwiek. Czasem wystarczy, że po prostu wsiądzie doświadczona osoba, pojeździ 10 minut i viola - jakoś ten koń inaczej idzie (zaznaczam - pojeździ. Tak "normalnie". Nie sprzeda na "dzieńdobry" 5 kopów, 10 okrzyków i 2 szarpnięć.....). Czasami wystarczy drobna korekta.
No i dobry instruktor czy trener może zobaczyć sugestię problemów zdrowotnych. Weterynarz i fizjoterapeuta owszem, jasne, ale by nie było sytuacji, że koń jest przebadany na wszystkie strony i właśnie odbył piątą sesję u fizjo, a problem jak był, tak jest, bo jeździec skacze "na anglika" z ręką przy ogonie....
Idealnie byłoby sprawdzać dane 3 rzeczy w tym samym czasie.... 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
27 czerwca 2018 07:01
Sankaritarina, moim zdaniem wizyta fizjo nigdy nie zaszkodzi. To nie sa pieniądze wyrzucone w błoto i 5 sesji u fizjo mu na pewno nie zaszkodzi, bo tych 5 sesji nie weźmie sie znikąd 🙂
Strzyga O ile po płaskim koń rzeczywiście "działa" i problem pojawia się tylko na skokach, to mi to pachnie jakąś sumą mini błędów albo kilkoma dużymi - skoczka zablokować jest jednak łatwo.
Wezwanie weta i fizjo zawsze jest dobrym pomysłem, ale trener jednak powinien pojawić się pierwszy. O ile go nie ma, bo ja bez osoby z dołu nie odważyłabym się w ogóle skakać czegokolwiek...

BTW zdaje się, że hania0162 już nam uciekła.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
27 czerwca 2018 08:38
lillid, kon może śmigać z dołu ale odmawiać skoków, bo go boli. Bo bolą nogi, bo bolą plecy, bo boli pysk.
To nie jest jakaś szczególnie niesamowita sytuacja 🙂
Zgadzam się ze Strzygą - mój zwierz, swego czasu też zaczął kategorycznie odmawiać skoków, później nawet drążków leżących na płasko - aczkolwiek w tereny chadzał bez protestów, jazda płaska na placu nawet pod dzieciakami - przebiegała normalnie. Winowajcą tego stanu rzeczy okazały się... kopyta. A dokładniej - kowal, z którego korzystaliśmy od lat i nic złego wcześniej się nie działo (ale zwierz nie pracował, tylko się lenił na pastwiskach przez mój brak czasu, ewentualnie spacerował od czasu do czasu po lesie). Potem, już jakiś dłuższy czas później, nagle okazało się, że koniowi po regularniejszej pracy (pod kilkoma osobami, poszedł do fajnie prowadzonej, przydomowej rekreacji w dzierżawę w czasie mojego pobytu za granicą) popękały kopyta. Pęknięcia szły, patrząc od przodu, przez całą wysokość kopyt, aż do koronek. Gdy kowal zasugerował okucie (zaznaczę, mam hucuła, który wcale nie ma słabych kopyt - i nigdy nie miał), zapaliła mi się czerwona lampka i zaczęłam szukać, kombinować. Do okucia doszło, bo jakoś trzeba było zwierzakowi ulżyć do mojego powrotu do Polski. Gdy tylko wróciłam, skontaktowałam się z najbliższą naturalną strugaczką kopyt, tu, od Nas z Re-volty. Co się okazało? Koń miał zostawiany za długi pazur (ale dla osoby nie dociekającej i nie znającej się na kopytach nic ponad to, że powinny być robione co 6-8  tygodni przez fachowca - wyglądały "ładnie"😉, przez co chodził w zły sposób, przeciążenia w kopycie w skutek intensywniejszej pracy uwydatniły fakt, że kopyto źle, a raczej w ogóle - nie działa. Minęło półtora roku, od kiedy zmieniliśmy kowala na strugaczkę - konio popiernicza aż miło po każdym podłożu, a do tego zmieniła się motoryka jego ruchu - na poprawniejszą, ląduje kopytami ładnie od piętki, wykrok się poszerzył, koń się nie potyka, nie odmawia skoku/drążków/nie drepcze i nie maca na korzeniach czy asfalcie (jak jadę w dłuższy teren, mam do przejechania jakieś pół -półtora kilometra asfaltu - zależy, którędy jadę). Tak naprawdę, już po pierwszym delikatnym struganiu (równoczesnym ze zdjęciem podków) zwierzak totalnie inaczej się ruszał i zachowywał. A był strugany bardzo, bardzo ostrożnie, jako że został świeżo rozkuty + była zima, twardo i lód. I w takim przypadku, nawet najlepszy jeździec by go nie przepchnął przez przeszkody, co więcej, byłoby to dla niego katorgą i nastawiłoby konia na stałe na "nie" do takiej aktywności. Co ciekawe, koń nie kulał, nie znaczył, nic z tych rzeczy się nie działo - jedynie widoczne pęknięcia i odmowy skoku + drążków wskazywały na to, że coś jest nie teges. Skrócony wykrok miał od zawsze (znam go od 3 latka, w tej chwili ma 12 lat) - widocznie od zawsze trafiał na kowali, którzy strugali go w taki sposób jak ten, który później okuł...
Wikusiowata winne były kopyta, a problemy były tylko na skokach? Przecież to widać w każdej sekundzie ruchu konia, zwłaszcza na twardym podłożu...
No ale fakt, jak ktoś nie przykłada do tego wagi i problem widzi dopiero całując glebę, to mogę w to uwierzyć.
Tak, w jeździe po płasko nie było buntów, nieregularności, a skracał wykrok "od zawsze" i kogo bym nie spytała, kto widział go w ruchu - padały stwierdzenia, że taki jego urok. Odmowa skoków, drążków i tym podobnych wskazała na to, że coś się dzieje. Później pojawiły się pęknięcia (już jak koń chodził tylko po płaskim, na skoki go nie brano) i koń został odstawiony od pracy, zabezpieczony podkowami do czasu mojego powrotu zza granicy (3-4 tygodnie, już nie pamiętam dokładnie) i potem zostało to ogarnięte i naprawione. Po twardym podłożu nie miał gdzie tam chodzić. I tutaj też przynajmniej się nauczyłam, że nawet biorąc bardzo polecanego kowala czy innego fachowca, trzeba mu patrzeć na ręce. Szkoda, że kosztem konia, aczkolwiek - kto by pomyślał, że kowal, wykształcony, jeżdżący na szkolenia i robiący multum koni w okolicy - popełniał latami błąd? 
Cóż, ostatnio w obcej stajni widziałam 1,5-rocznego kucyka z ochwatowymi kopytami. Nie jakieś książkowe ekstrema, ale jednak. Kowale strugają regularne i problemu nie widzą. Byłam w szoku.
lillid To wyobraź sobie, że tego mojego widziało kilku wetów i żaden nie wpadł na to, że to nie "taki jego urok" - w tym 2 wetów polecanych wśród koniarzy z okolicy niemal z uwielbieniem.  😵 A pytałam o opinię przy każdej okazji, bo jednak uważałam, że coś nie gra z tym krótkim wykrokiem i odczuciem w kłusie, jakby się siedziało na wirującej pralce. Ale zawierzyłam w końcu na dłuższy czas opiniom osób, jak mi się wydawało, mądrzejszych - kowalowi, wetom. Dopóki jednak się nie posypało i nie zobaczyłam, że jednak miałam, niestety, rację.  Ale ważne, że zwierzak teraz się czuje świetnie i nie mamy już tego problemu 🙂
lillid, kon może śmigać z dołu ale odmawiać skoków, bo go boli. Bo bolą nogi, bo bolą plecy, bo boli pysk.
To nie jest jakaś szczególnie niesamowita sytuacja 🙂

Tak, tylko Lilid chyba ma na myśli, że w skokach można "zablokować bardzo szybko". Hmm... łatwo przyszło - łatwo poszło? W sensie - bóle przechodzą po zmianie jeźdźca, sposobu jazdy, odstawieniu od jazdy - i nagle nie ma problemów. Niekoniecznie nadaje się to zjawisko do otwarcia szerokiego spektrum diagnostyki i zwołania konsylium weterynaryjnego. 🙂
No, ale pewnie, że sesja fizjo (a nawet i z 5) nie zaszkodzi sama w sobie. 🙂

Wikusiowata Kowale i wszelkiego rodzaju strugacze (czy strugaczki) są różni/różne. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale to też nie jest tak, że "wina kowala/weta/trenera" w 100%. W takiej sytuacji trzeba też analizować wszystkie inne okoliczności (łącznie z sezonem i pogodą.... Teraz długo było sucho: założę się, że gro kopyt jest przesuszonych, twardych jak kamień, część może zaczęła miewać skłonności do łamliwości - i to nie jest wina żadnego kowala, tylko po prostu zjawisko, które dzieje się na żywym organizmie, a dokładniej w części "kopyto"😉.
Sankaritarina Regularne, wieloletnie, zostawianie za długiego pazura jednak można uznać za winę kowala (po pierwszej wizycie strugaczki, przejrzałam zdjęcia z lat wstecz - a miałam ich sporo - i jednak było to widoczne wszędzie...). Przykro mi to mówić, ale - w tym przypadku się nie wykazał, w międzyczasie zmieniały się inne czynniki, ale jednak sposób strugania warunkował tu najwięcej i doprowadził do konieczności tymczasowego okucia hucuła - dopóki nie dotarłam na miejsce i nie wzięłam sprawy w swoje ręce - w tym zmiana osoby zajmującej się kopytami. W międzyczasie, gdy kopyta robi naturalnie jedna forumowiczka, problemów i skracania nie ma, czy to mokro/sucho, twardo/miękko (i wszelkie kombinacje), czy prosto po rozkuciu w zimie, gdzie twardo i lód... To jednak o czymś świadczy.  Tym bardziej, że wszystko się "rypło", gdy koń zaczął mieć więcej ruchu (wdrażanego bardzo stopniowo!) - dobrze robione kopyta jednak inaczej odpowiedzą na regularny ruch. Ok, wyprowadzane z jakiejś patologii czy urazu mogą się początkowo trochę posypać (żeby potem się odbudować), ale nie AŻ tak i nie w tym obszarze, nie w ten sposób.
Akurat w tym konkretnym temacie bym polemizowała, ale - jest to Twoje zdanie i masz do niego prawo.


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się