stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

malinkowa pytanie co by było gdybyś za fochy ponownie użyła bata? Nie żebym Ci doradzała wojnę z koniem, ale to, że on Ci staje dęba, albo wali z zadka i nie dostaje za to kary też za dobre nie jest i trzeba mieć tego świadomość. Karna lonża wydaje się być niezłym i bezpiecznym dla Ciebie pomysłem, jeśli nie możesz z jakichś przyczyn dać mu wyraźnego sygnału do ruchu naprzód (nawet takiego, że ze stój wypryśnie dzido-galopem). Niemniej, zsiadanie po tym jak koń się buntuje... ja tego nigdy nie robię, wolę się skichać i zrobić swoje nawet walcząc o to  2 godziny niż zsiąść i dać mu satysfakcję. No ale moje konie nie robią świecy i nie przewracają się na grzbiet z jeźdźcem, więc mogę sobie na to pozwolić. Pytanie co może wywinąć Twój koń.
Gdybym była w podobnej sytuacji wybrałabym lonżę zamiast jazdy przez jakiś czas. Lub lonżowanie luzem na małym placu- moja ulubiona wersja. Wsiadłabym dopiero, gdy koń zacznie natychmiast, z pełnym zaangażowaniem odpowiadać na moje sygnały z ziemi. W ramach takiej pracy- pilnowanie śladu, energicznego tempa, częste przejścia, zmiany kierunku, zatrzymania. Najlepiej właśnie bez lonży, wtedy jest trochę trudniej, nie można konia szarpnąć czy pociągnąć do siebie, ale za to trzeba się "precyzyjnie wyrażać ciałem". Czasem trzeba się też nabiegać. Wyraźne posłanie konia do przodu tutaj nie skutkuje nigdy przykrością w pysku, co też jest fajne i daje taką fajną swobodę, że możesz na prawdę wysłać mu 100% swojej energii bez obaw, co będzie. Można sobie pozwolić na większą ekspresję. Moje konie po takiej pracy chodzą jak w zegarku. Super reagują na komendy głosowe, wszelkie, świetnie czytają moją mowę ciała. Super sprawa.

Jakiej byś drogi nie obrała- daj znać jak poszło, a ja trzymam kciuki! Dasz radę 🙂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
23 sierpnia 2015 22:53
Myślę że nie ma co się obawiać że koń się jeszcze bardziej rozpuści od zsiądnięcia i wzięcia go na lonżę - bo lonża aktywnie poprowadzona dobitnie mu pokaże że za fochy będzie jeszcze intensywniej pracował a nie że mu ktoś coś odpuszcza.

A wojnę z koniem z siodła polecam tym, którzy wiedzą na 100% że tę wojnę wygrają. Ja osobiście, w tym moim przypadku kiedy mi koń nie chciał iść do przodu i zastygał a na bat reagował wierzgnięciami,  wolałam ten sposób z lonżą jako że bałam się tak na 100% bić się z tym koniem z siodła.
Zgadza się- wojna tylko ze świadomością, że MUSZĘ wygrać. Natomiast z plusów- taka potyczka daje spokój z koniem na bardzo długi czas.

Generalnie, trzeba tak rozgrywać współpracę z koniem, by nie dochodziło do sytuacji, w których on jest górą. No ale... to się zawsze łatwo mówi 🙂
Nigdy mu nie odpuściłam, zawsze to ja wygrywałam i koń ruszał. Jak wierzgał to batem po dupie i do skutku. Nie robi tego mocno, więc można posiedzieć i powalczyć. Dzisiaj wzięłam na plac lonże i bat. Tylko raz użyłam bo koń po prostu bo placu mnie ciągał a lonżownik był zajęty. Powiem, że jest lepiej bo tylko 2, 3 razy się zatrzymał. Bat pomógł i nie było wielkich fochów. W tym tygodniu będę u niego codziennie, więc myślę, że systematyczna praca przyniesie rezultaty.
Z ziemi czy na lonży nie ma problemu. Zmienia kierunki, tempo, chód itp. Zatrzymuje się, rusza na głos i nie ma z tym żadnego problemu.
Zgadza się- wojna tylko ze świadomością, że MUSZĘ wygrać. Natomiast z plusów- taka potyczka daje spokój z koniem na bardzo długi czas.

Generalnie, trzeba tak rozgrywać współpracę z koniem, by nie dochodziło do sytuacji, w których on jest górą. No ale... to się zawsze łatwo mówi 🙂


Chyba że masz konia który tydzień po przegranej wojnie stwierdza że jednak nie, nie przegrał, w żaden sposób nie respektuje praw rozejmu i staje okoniem 10 razy silniej 😤 😤 😤
drabcio, powiem dość brutalnie: widocznie ma uzasadnione przekonanie o możliwości własnej przewagi.
Powiem tak, w pewnym wieku gdy człowiek zaczyna szanować siebie i swoje zdrowie, mając konia który debuje, buntuje się i w sumie jednym słowem staje się niebezpieczny, woli zapłacić i oddać go w trening komuś kto się na tym zna i wie jak z takim koniem powinno się pracować.
Nie mowie tu oczywiście o drobiazgach, tylko o całym sensie tego wątku🙂 pozdrawiam i życzę Wam abyście nigdy nie miały wypadku przez konie.
malinkowa- wypisz wymaluj mój koń rok temu. Mozesz się cofnąć do mojego opisu z lata 2014 🙂 Na szczęście było i minęło, w pewnym momencie koń przegrał.
moze ktoś se spotał...kon reaguje agresywnie na łydkę,gdy przykłądam potrafi wierzgnąć ,kuli uszy,wygina szyję,zagryza wedzidło i tak chodzi wsciekły i nie skupia sie na żadnej próbie pracy....na łydkę do zagalopowania za pierwszym razem,zrobił rodeo....to juz 4 tydz jak na niego wsiadam ,nic nie pomaga,na bata oddaje ,na ostroge jest masakra ...przejechanie go w galopie czy kłusie kilkanascie minut również daje efekt na ''chwilę'' rónież jest bunt gdy próbuję wyjechac w teren,stawanie dęba ,brykanie itd.
Alicja, ale ty nic o koniu nie napisałaś. Ile ma lat, co do tej pory robił, czy tak jest tylko pod tobą czy też pod innymi/ czy wcześniej tak też robił?
Koń ogólnie zdrowotnie sprawdzony?
ma 7 lat,kastrowany jakies 5 miesiecy temu,ale nadal potrafi sie wyprawic do koni..grzbiet ok,w obsłudze również bez problemu (czyli stoi grzecznie i sie daje czyscic) aaa juz przy zapinaniu popręgu potrafi skulic uszy i próbuje gryźć...
Sprawdź siodło. Tzn. niech ktoś kompetentny sprawdzi. W jaki sposób były sprawdzane plecy, że twierdzisz, że grzbiet ok? Bo jeśli tylko na podstawie tego, że daje się czyścić i nie ucieka od szczotki, to jeszcze o niczym nie świadczy. Kiedy ten koń miał robione zęby?
Z opisu zachowania wnioskuję, że tego konia coś boli. Znam przypadek, który reagował bardzo podobnie - na łydkę do galopu zaczął walić z zadu, po czym galop był bardzo "rześki"... poza tym koń normalnie z tendencją "biegać, biegać" (zwłaszcza luzem), a zastanawiające było to, że zrobił się taki... ospały. Tzn. kolejność była taka, że najpierw zrobił się ospały - sprawdziliśmy siodło, poszło do odstrzału, w zachowaniu konia nieszczególnie się coś zmieniło na plus. W międzyczasie koń jeszcze zaczął dziwnie jeść (tak wyciągać głowę, zwłaszcza przy jedzeniu słomy) - no ok, to może zęby. Zanim wet przyjedzie, to może spróbujmy z hackamore, jak będzie różnica, to mamy odpowiedź... Na jeździe na hacku na prośbę o galop były barany. Dobra, wet, bo po zajrzeniu w zęby bez rozwieracza nic szczególnego nie widać. Okazało się, że miał dziurę w dziąśle za ostatnim trzonowcem (bo mu ostry ząb pokaleczył, a poprzednim razem miał zęby robione zdecydowanie mniej niż rok temu i w międzyczasie jeszcze sprawdzane).
Reasumując - agresja na łydkę, bryki, dębowanie, kulenie uszu, zagryzanie wędzidła, wściekanie się przy siodłaniu... to rzadko kiedy świadczy o wrodzonej złośliwości konia czy jego niechęci do pracy. Tzn. ta niechęć najczęściej ma jakiś powód... Same bryki u konia, który jeszcze nie przyjął do wiadomości, że stracił nabiał, byłyby jeszcze zrozumiałe (zwłaszcza, że barany z radości/nadmiaru energii a wkurzone wierzganie mające na celu pozbycie się jeźdźca są raczej do odróżnienia), ale to plus cała reszta to trochę za dużo sygnałów, żeby zwalić wszystko na konia.

Czy pod innym jeźdźcem koń zachowuje się podobnie? Zastanawia mnie to stawanie dęba trochę...
może być takie zachowanie u konia który wstrzymuje się od ruchu i sobie to utrwalił jako formę obrony przed jeźdźcem.
Spotkałam się z takim zachowaniem kilka razy u młodych koni i raz u dorosłego ogiera, u którego było połączone z obawą ręki.
w tyg bedzie lekarz ,bo sama obstawiaąłm zęby,aczkolwiek nijak nie pasują mi zęby w połaczeniu z łydką....beton w ryju,zero opcji na rozluźnienie,wiem tylko ,że nie był jezdzony w żaden sposób prawidłowo...poprzednią osobę zrzucił a z kolejna jak sobie nie mógł poradzić to się położył 😵  ze mną póki co nic mu sie nie udało...a próbował wielokrotnie.
zobaczymy co wymyśłi w poniedziałek... 🤔wirek:
Moga byc zeby, moja na wilczaki zareagowala brykaniem jak ja piernicze i wku****  total na wszystko.
xequus   Miłość na dwa serca i sześć nóg...
29 sierpnia 2015 22:48
Alicja pewnie będę już brzmiała jak nawiedzona z tymi wrzodami  🤣 ale jeszcze zasugeruję tą możliwość. Zwłaszcza po objawach fochów przy popręgu, na łydkę i do kłusa galopu. Mój miał to samo w czasie największych ataków.
malinkowa
Po 1 współczuje że jestes z tym sama. Z doświadczenia wiem że ktoś bardziej doświadczony z ziemi ( nawet jesli wiesz co robić ) , dodaje Ci duzo motywacji jesli musisz konia przewalczyc, no i przedewszystkim odwagi. Bo nie ma co sie oszukiwać, ale trzeba mieć troche więcej jaj jesli koń na kazda próbe odeslania na przód daje z zadu, albo staje dęba. Zgadzam się z poprzedniczkami, że zęby i plecy sprawdzić trzeba, ale wiem tez że taka próba unikniecia pracy niekoniecznie wiąże się z czymkolwiek bólowym. Typ dominujący jest czasami trudny do rozgryzienia, bo bywa z ziemi i na lonży posłuszny jak baranek, a jak wsiadasz to chce Cię zabić i jedynym Twoim sposobem jest przewalczenie tego co robi.

Mam teraz w zajazdce jednego ( "rodzinnie" trudnego do zajeżdżenia 😉 ) takiego który w obejściu ok.Nawet powiedziałabym że troche dupowaty. Ucieszyłam sie że to może 1 z koni z tego rodu , który będzie normalny. Pierwsze wsiadania ok, schody zaczeły się jak koń zaczał sie orientować że ja na grzbiecie = praca. Najpierw się tylko blokował i potrafił stać jak wryty (łydka, bat - bez reakcji ) i w tej sytuacaji pomagał mi luzak, który konia łapal za wodze i odblokowywał kilkoma krokami stepa. Potem koń zaczął lekko brykać i probować się wspinać, więc wrócilismy na lonże z trenerem, co by nie utrwalic pomysłu na pozbycie się mnie. 1 lonża z trenerem była straszna. Przyznaje że nie pamiętam kiedy tak bardzo koń mnie wystraszył. Najpierw sie blokował, potem brykał, potem stawal dęba. To ostatnie robił ok 20 razy z czego raz udało mu się ze mną przewrócić, a raz zjechałam z siodla na zad i koń zaczął panicznie galopować ( szczęście miałam bo nie brykał i wróciłam w siodło ).  W ostateczności po ok 20 minutach przewalczyliśmy gnojka ( nie bilismy go, żeby nie było - jedyne co robilismy to odsyłalismy na przód, ja łydka , trener batem jak na normalnej lonży ). Od tego momentu ani razu nie zrobił absolutnie niczego złego, ale poczatkowe jazdy po tym incydencie, zawsze odbywałam na lonżowniku w towarzystwie 2 osoby, która może ewentualnie konia odesłać na przód, zanim zacznie sie buntować. I ofc odesłanie konia do przodu w takich sytuacjach zazwyczaj wiąże się automatycznym ruszeniem kłusem, galopem, albo odskokiem. Nie jest to na pewno nic przyjemnego, ani fajnego do przewalczenia. Dlatego szczerze współczuje i polecam znaleźć kogos kto będzie Cię wspierał z ziemi.
Duzo tez w tym przypadku spędziłam na pracy na lonży ( nad reakcją konia w przypadku przejść - szczególnie stój/stęp, stęp/kłus) i na spacerach w ręce, tak żeby koń swoje 100% uwagi skupiał absolutnie na mnie.
Z zatrzymywaniem można powiedzieć, że już sobie poradziłam 🙂 Zdarza się mu jeszcze stanąć, ale zazwyczaj po jednym baciku rusza i potem nie kombinuje. Zrobił się bardziej współpracujący i skupiony na robocie.
Alicja pewnie będę już brzmiała jak nawiedzona z tymi wrzodami  🤣 ale jeszcze zasugeruję tą możliwość. Zwłaszcza po objawach fochów przy popręgu, na łydkę i do kłusa galopu. Mój miał to samo w czasie największych ataków.

No, to też jest możliwość. Obstawiałabym akurat na samym końcu, ale się zdarza i tak... albo że koń ma łaskotki przy czyszczeniu - to też może być objaw.
Co do zębów - mi koń w lutym najpierw zaczął dziwnie galopować tyłem (taki nieposkładany był i foula nie za bardzo obszerna się zrobiła), ale myślałam, że to ja coś psuję. W końcu wsiadła trenerka - no to objawiła się dziwna kulawizna na przód, taka jakby trochę od ręki, z ziemi nic... No i co - wilczak, i to całkiem spory. Po usunięciu wszystko wróciło do normy. Dopóki nie zaczął "kuleć", nawet mi do głowy nie przyszło zerknąć do paszczy...

Daj znać, co wyjdzie po wizycie weta. :kwiatek:
naovika Zgadzam się z Tobą. Nawet nie wiem czy to kwestia wieku, czy po prostu doświadczeń życiowych. Odkąd wróciłam w siodło po kontuzji (lekarze mówili, że nie będę mogła jeździć) to mam zupełnie inne spojrzenie na konie. Raz, że bardziej mnie cieszy każda jazda 🙂 A dwa, postanowiłam nie szarżować, nie wsiadać na cudze niewychowane konie, bo i po co? Niczego mnie to nie uczy, dosiadu nie poprawia, a ryzyko jest.  Wolę się oszczędzać na własne konie i jak najdłużej korzystać z możliwości jazdy. Za to w pracy z własnymi, mam o dziwo więcej odwagi, zdecydowania i jaj.
Co się zaś tyczy oddawania konia na wychowanie, korektę to jest to super pomysł, ale trzeba potem jeszcze samemu wszystko pod okiem fachowca przepracować. Ten sam koń pod różnymi jeźdźcami różnie się zachowuje i oddany profesjonaliście do korekty może się okazać niuniusiem, którego da się w kwadrans spacyfikować, a po powrocie do domu pod pańcią znów wygłupy, bo wie, że z nią może sobie pozwolić, a ona nie wie jak go ogarnąć, bo nie uczestniczyła w procesie "korekty".
Alicja- rozumiem, że koń reaguje wścieklizną na sygnał płynący od łydki, ale sama przyłożona łydka mu nie przeszkadza? Jeśli tak- czy próbowałaś robić przejścia bez łydki, na głos? Nie chodzi o to, by stale tak jeździć, ale po prostu sprawdzić co on na to, czy będzie posłuszny czy nie.
Alicja - jezdzilam kiedys takiego konia. Okazalo sie, ze mial za szybko i za mocno zapinany popreg. Mialam taki uklad z trenerka, ze na jazde dostawalam juz wyczyszczonego i osiodlanego konia - nie musiala czekac az ja to zrobie, szybciej zaczynalysmy jazde i szybciej mogla sobie isc do domu (jezdzilam po pracy, nim dojechalam do stajni, troche czasu zajelo). Po jakims czasie wzielam konia w najem i juz przygotowywalam sobie konia sama. Popreg dopinalam stopniowo, osiodlanego konia najpierw ruszalam z 10 min luzem (niestety taka stajnia, ze konie staly 24g w boksie, max. 1-2g na paddoczku, solo). I problem rozwiazal sie sam. Nie byl typowo zapoprezony, nie bylo zadnych opuchlizn, otarc, czy czegos w tym rodzaju, co by sygnalizowalo, ze problem lezy tam. Trenerka przedtem caly czas twierdzila, ze kon jest "byly szkolkowy" i wredny zgred i tak ma, i trzepnac z bata i ma sie sluchac, i dowalic mu wiecej pracy za kare. No, to nie za bardzo zadzialalo :-(

Biorac pod uwage twoje "juz przy zapinaniu popręgu potrafi skulic uszy i próbuje gryźć" probowala bym kombinowac i szukac problemu zwiazanego z popregiem. Nawet jak dopinasz stopniowo, to zwolnic, dziurka tu, chwile poprowadzic w reku, dziurka tam, chwile poklusowac w reku, nastepna dziurka. Sprobowac pozyczyc od kogos inny popreg. Sprobowac zapinac popreg z drugiej strony. Teraz nie pamietam, czy pisalas jak wsiadasz - sprobowac nie wsiadac przez strzemie, ale z podwyzszonego miejsca, zeby tylko noge przez zad przerzucic, omijajac strzemie.
Bella04 Też mam konia wkurzającego się przy dopinaniu popręgu. Podane przez Ciebie rozwiązaniu bardzo dobrze się u mnie sprawdziło i nie ma już tego problemu.  Między kolejnymi dziurkami można rozczesać ogon, grzywę, schować szczotki czy pospacerować. Istotna jest tu długość popręgu, na początku praktycznie wisi, za to zapięty ostatecznie do jazdy jest na ostatniej dziurce. Można też podpiąć go na pierwszą dziurkę od dołu z jednej strony i na pierwszą z drugiej, będzie dużo luzu. I stopniowo z obu stron podpinać wyżej.
Ten trop może być słuszny. Moja miała problem z popręgiem i niedopasowanym siodłem ponad półtora roku temu, efektem były napięte mięśnie za łopatkami. Mimo że dawno nie ma po tym śladu, do dzisiaj popręg dociągam na pińcet etapów i z chodzeniem pomiędzy dopinaniem każdej dziurki, a jej został nawyk odwracania głowy i patrzenia na mnie "złym wzrokiem" w momencie, gdy sięgam pod brzuchem po popręg i przykładam go do brzucha.
W zwiazku z tym popregiem, jezeli sytuacja trwala od dluzszego czasu, dobrym sposobem jest rozbic koniowi stereotyp - siodlasz zawsze w stajni? Wez go na dwor i siodlaj przy uwiazie. Zawsze zapinasz i dociagasz z lewej strony - od teraz tylko z prawej. Bo czasami juz jest dawno po problemie, ale konisko to ma tak zapamietane, ze automatycznie reaguje. Czasami wygladalo to komicznie, jak sie zapomnialam: wredne spojrzenie -> lampka w mozgu, ze juz przeciez nie boli -> normalny look :-)
Kiedys slyszalam tez rade - po dociagnieciu popregu wyciagnac koniowi nogi doprzodu, jakby przeciagnac, zeby sie faldki wyprostowaly.
Nie wiem jaki masz popreg, experymentuj z szerokoscia, wycieciami i plaskoscia (nie wiem jak lepiej to opisac - np. sznurkowiec jest bardziej plaski od skorzanego)

Jeszcze wpadl mi do glowy inny mozliwy problem - siodlanie za blisko lopatki, albo za waskie siodlo w tych okolicach. Siodlo zdaje sie pasuje, step i klus bywaja ok, ale galop, zjezdzanie z gorki, skoki - bywa halo = stawanie deba, brykanie. Czasem naprawde wystarczy kilka cm cofnac siodlo i jest ok, ew. zalozyc podogonie.
Hłe, hłe. Moją siodłam w każdym dowolnym miejscu, z lewej i z prawej, nieuwiązaną, więc może sobie iść w ramach manifestacji, że coś nie gra. Nie idzie sobie, tylko patrzy ostrzegawczym wzrokiem: "uważaj tam, co robisz".  😉 Pamięć tego, co było, jest nieprawdopodobnie silna.
I nogi też jej wyciągam, niedługo się tak nauczy, że sama będzie wyciągać na komendę.  😀
Popręgów nieanatomicznych, twardych i skórzanych nie toleruje.
Tęczusia   Po małym sporcie pozostał już tylko kac.
08 września 2015 07:37
A ja wczoraj zaliczyłam upadek z koniem, który stanął dęba... Pierwszy raz zdarzyło mi się, że się wspinał. A zaczął, gdy zobaczył znacznie młodszego konia który tak robi. Za pierwszym razem uniósł się nisko, po czym się obrócił i miałam wrażenie, że chce wystrzelić do przodu więc zhaltowałam go wodzami "na siebie" i... W tym momencie on znów się uniósł, z tym że tym razem ja byłam mocno odchylona do tyłu i nie zdołałam odpuścić mu wodzy w odpowiednim momencie... Gdy poczułam, że leci do tyłu i na mnie, ściągnęłam go w dół lewą wodzą, więc ostatecznie wylądował na boku na mojej nodze. W tym momencie modliłam się, żeby tylko wstał jak najszybciej i gdy upewniłam się, że noga nie jest w strzemieniu "ucieklam" jak najszybciej. Teoretycznie noga cała, mogę chodzić. Jedynie boli mnie biodro w miejscu którym uderzyłam o ziemię i łydka- od wewnętrznej strony na wysokości 2/3 piszczela mam zniezłe zgrubienie i siniak🙁 Wczoraj przykładałam w tym miejscu lód i dziś czuję że ból zmalał, ale nie wiem, jak będzie z jazdą konną... Mam do Was pytanie🙂 w jaki sposób po podobnym upadku "dbałyście" o nogę?
Edit: Z koniem wszystko okej.🙂
Tęczusia, ajajaj, jak koń ci dębuje i co gorsza ucieka w inną stronę, to nigdy go nie "haltujesz", tylko ewentualnie starasz się go obrócić spowrotem i robisz wszystko, żeby szedł do przodu - czyli zrobiłaś dokładnie na odwrót, jak się powinno potraktować konia :/

Zaraz po upadku kładziesz lód na nogę i najlepiej, jakbyś od razu poszła do lekarza. Jeśli stwierdziłaś, że to nic takiego i zignorowałaś lekarza, a ta opuchlizna ci nadal po paru dniach nie schodzi - to tym bardziej marsz do przychodni.
Potrzebuję pilnej pomocy przy trudnym koniu przy zajezdzaniu z okolic warszawa-wolomin. Z przeniesieniem konia na ten czas tez moze byc ,kogos kto nie zdziera kasy i wie co robi😉 Znacie kogos takiego? Jakiegos "magika"?🙂 Klacz po przejsciach 6 lat, pracowana z ziemi, przewieszana , próby dosiadu i kolejna zawieszka.... To juz trzecia w jej wydaniu. Wszystko powoli, jak trzeba do powroty od zera.... Nie wiem juz co robic....
Comandore, zanim wyślecie konia do tego "magika" - sprawdziliście u tego konia wszystko? Czy z plecami jest wszystko ok, jaka jest historia tego konia, czy nie ma jakichś innych problemów (np. "kłopotów kobiecych"😉, czy siodło pasuje? Pytam tak na zaś, żebyście nie wydali fortuny na zajazdkę, a źródłem problemu byłoby coś bardzo prostego i prozaicznego, co mogłoby być "załatwione" za jedną wizytą fizjoterapeuty 😉
Na pewno ma trochę spięć na kręgosłupie, a jej przeszłość to nic miłego niestety, ewidentnie ma problemy ze strache, psychiką i wykorzystuje swoje gabaryty zeby nie pracowac. Proponujesz fizjoterapeutę? masz jakies namiary moze na kogos takiego z okolic wwy?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się