Singiel, związek - wybór czy konieczność?
Obserwuję wiele młodych /jak dla mnie młodych/ osób. Takich około 30 .
Ładne ,mądre,samodzielne finansowo kobiety - samotne.
Ja jak stara swatka - podpytuję klientów czy są kawalerami - a one wcale nie dążą do związku.
Mam wrażenie,że jest im dobrze jak jest.
Pogodziły się z losem czy to świadomy wybór?
Znam też mężczyzn w podobnym wieku.
Żyją samotnie ,mają jakieś fajne hobby ,na niedzielny obiad wpadają do mamy , potańczą w klubie raz na jakiś czas i ani im w głowach małżeństwa.
Taka teraz moda?
Czy poprostu rozsądny wybór?
Nie wiem o co chodzi i co się dzieje, ale "zero ruchu w interesie" ...
prawie 30 na karku i samotność doskwiera... bynajmniej nie z wyboru
Tak jak piszesz, także wiele moich koleżanek naprawdę ladnych, mądrych itd nie może znaleźć sobie faceta...
Co sie z nimi stalo???
Nie wiem o co chodzi i co się dzieje, ale "zero ruchu w interesie" ...
prawie 30 na karku i samotność doskwiera... bynajmniej nie z wyboru
Tak jak piszesz, także wiele moich koleżanek naprawdę ladnych, mądrych itd nie może znaleźć sobie faceta...
Co sie z nimi stalo???
Właśnie mnie dziwią ci faceci- synowie moich znajomych. Usamodzielnili się i świetnie funkcjonują bez kobiet. I śmieją się ze mnie jak im wypominam starokawalerstwo.
Obserwuję wiele młodych /jak dla mnie młodych/ osób. Takich około 30 .
Pogodziły się z losem czy to świadomy wybór?
Hehe,coś dla mnie i dla moich "kumoszek" najbliższych! 😎
Myślę,że to bardziej wybór świadomy,bo lepiej być samemu niż z byle kim...
Nie zawsze trafia się na księcia z bajki,a i zauważyłam,że kobietom z "jajami" dużo trudniej znalezc kogoś odpowiedniego,wartego grzechu...mam wrażenie,że faceci boją się silnych i pewnych siebie kobiet! 🙄 Owszem,imponują im "te silne",adorują je,ale łatwiej żyje się im u boku takich bezradnych meduz! Właśnie takie bezradne meduze mają większe szanse na poważny związek!
Może mniej wymagają??? 🙄
No ale jak, singielka ma się tak związać z pierwszym lepszym, żeby nie być sama? W wieku 30 lat, jak będę sama, mam wyrwać pierwszego, który się nawinie?
Moja mama tak twierdzi, i ma mi za złe, że ja spławiam facetów, którzy mi nie odpowiadają. A ja wole poczekać na tego odpowiedniego, niż pakować się w związki z kimś, kto nadaje na zupełnie innych falach - to dla mnie frustrujące.
Myślę, że trochę zmieniła się mentalność, i kobiet, i mężczyzn, ale kobiet przede wszystkim. Kiedyś trwały przy mężu brutalu i pijaku, teraz odchodzą. Ok 50% kobiet nie ciągnęło by dalej związku tylko dla dobra dziecka. Raczej nie dają się szantażować, wykorzystywać. Jeśli związek just for sex, to z pełną tego świadomością, a nie - podkładanie się komuś i przymykanie oczu na to, że kompletnie nie szanuje. Kiedyś, np w czasach młodości mojej babci, zdrada była na porządku dziennym - i to nie jeden skok w bok, ale wieloletnie posiadanie kochanki, i w dodatku utrzymywanie jej. Babcia nieraz opowiadała, jak jej ojciec wracał do domu z pracy, jadł obiad w wymytej kuchni, zmieniał koszulę na świeżo wypraną i wyprasowaną przez prababcię, zjadał kawałek upieczonego przez nią ciasta, i znikał na kilka godzin, a po domu się szeptało, że poszedł do kochanki... Czy któraś kobieta zaakceptowałaby to teraz? Może mamy większą świadomość swojej wartości?
Taniu,
powiem Ci tak
nie znam kobiety - singielki z wyboru,
może to zabrzmi trywialnie, ale każda babka prędzej czy później chce mieć rodzinę czy nawet partnera nie na jedną noc...
Wg. mnie problem jest z facetami...
jak sama napisałaś...
mają hobby... i obiadki u mamusi = czesto też pranie i prasowanie... znaczy full servis i nie musza sie starać... bo mamusia nie wymaga...
przy kobiecie musieliby podjąć ODPIOWIEDZIALNOŚĆ za drugą osobę...
z drugiej strony sex- teraz jest tak dostępny jak fast-food - bo uważam że kobiety sie nie szanują... sexszą sie czesto na 1 randce - licząc że będzie to zwiazek... a tu dupppa - facet wraca związany pępowiną do "mamki"
taki problem jest we Włoszech, gdzie wiele facetów jest "przy mamusi"
Jak dla mnie jest NADPODAŻ mądrych, ładnych , wykształconych kobiet, samodzielnych, przebojowych...
i NADPODAŻ - "platfusów"
i oni nigdy sie nie zejdą - bo zbyt duży rozdzwięk między nimi
Mysle ze teraz mysli sie, zyje sie tak żeby bylo wygodnie. mają jakieś fajne hobby A malzenstwo jest postrzegane (nie tylko przez sporą czesc facetow ale i przez kobiety) jako ogranieczenie wolnosci... i juz czasu bedzie mniej na hobby czy na kumpli/kuympele itd.
Druga sprawa ze nasi rodzice jak zaczynali prace to mieli poczucie stabilizacji a teraz mozna prace stracic np. z podowu kryzysu czy strachu przed nim. To sprzyjalo zakładaniu rodziny.
A niepokojące jest to ze rodzice sa po prostu "starzy"... 30 lat temu matka która miała pierwsze dziecko w wieku 30 lat to była "babcia" na oddziale porodowy. A teraz??? Zegar biologiczny sie nie przestawia ze zmianami kulturowymi i sa problemy ( i in vitro itd. ) Ale to już chyba oddzielna para kaloszy...
No właśnie - czemu faceci mają szukać związku? - skoro mają wszystko (sex też) bez żadnych zobowiązań i obciążeń?
I nie dziwię się, że "meduzy" mają wzięcie 🤣 - pomyślmy o dzieciach 😁 - gwarantuję, że dziecko dwojga samodzielnych, niezależnych, inteligentnych, upartych! osób - jest... hmmm... skomplikowane pedagogicznie?
Natura lubi się równoważyć 😀iabeł:
Na szczęście czasem miłość dopada obie strony - lubił nie lubił 💘
Tylko czasy drańsko pragmatyczne i coraz więcej także odpornych na porywy serca 🤔
Nie dziwne też, że kobiety nadal "do kieratu" się nie spieszą. Ale potem problem - bo ci fajni, odpowiedzialni, opiekuńczy - już w miarę młodym wieku nie wystawiają swoich partnerek do wiatru - żenią się po prostu i w okolicach 30 są już dawno zajęci 😕
Właśnie mnie dziwią ci faceci- synowie moich znajomych. Usamodzielnili się i świetnie funkcjonują bez kobiet. I śmieją się ze mnie jak im wypominam starokawalerstwo.
Niby tak, ale przynajmniej niektórzy, jak się przy piwie usiądzie i bardziej od serca pogawędzi, zaczynają zupełnie co innego mówić. Fakt, "wybrzydzają" - a że ta była nie dość oczytana, tamta zaściankowa, owa też jakaś nie taka. Ale też czuć w nich smutek, że lata lecą a stabilizacji nie widać. Tzn. w życiu prywatnym. W zawodowym - względnie, na ile to w tych czasach możliwe. No i w gruncie rzeczy trudno znaleźć w nich tę elastyczność, która jest niezbędna do wejścia w bardziej poważny związek. Może się przyzwyczaili do pełni swobód i wizja, że trzeba będzie z kimś dzielić życie, planować, informować itd. ich przeraża? Do tego, że jak im przyjdzie ochota, to w weekend mogą wyskoczyć na Mazury, spakują się i wyjadą. Że mogą w wolnym czasie robić co chcą i nikt się w to nie wtrąca. Może przez to nie dążą do wiązania się z kimkolwiek. Bo tak w ogóle to są fajni faceci, tak moim (kumplowskim co prawda) zdaniem. Trudno mi uwierzyć, że są skazani na bycie samemu.
Może jeszcze zmieniło się coś innego? Dawniej wyższe uczelnie były tylko w dużych miastach.
Wielu młodych ludzi musiało dorastać zaraz po maturze -czyli wyjechać,samemu sobie prać ,martwić się o jedzenie etc. Teraz można zostać magistrem praktycznie cały czas żyjąc u mamy w swoim dziecinnym pokoiku. No i się zostaje takim chłopcem.
Z drugiej strony mężczyźni,którzy po maturze ruszyli w świat - szybko się usamodzielnili,dorośli,nauczyli się zarabiać na siebie- cenią tę samodzielność,dorosłość i swobodę- pokonują szczeble kariery i małżeństwo nie jest im do niczego potrzebne.
Bardziej powszechna jest też antykoncepcja- za moich czasów praktycznie większośc studentek wychodziło za mąż w ciąży.
A i dostępność seksu na pewno ma znaczenie-tak jak Dodo pisze.
Nie kupuje się browaru,żeby się napić piwa.
Czyli wyzwolenie kobiet obraca się przeciwko nim bo wyzwolili się przy okazji faceci. 🤔wirek:
No właśnie a dlaczego małżeństwa/stałe związki są postrzegane jako utrata wolności? Czego się ludzie boją? Czy jak straci pracę jako singiel będzie łatwiej?
Bo dzieci? Przecież nie ma przymusu?
Ja bym się skłaniała do opinii, że teraz ludziom się nie chce być odpowiedzialnym. Przede wszystkim za drugiego człowieka. A po drugie ludzie nie potrafią dawać. Przede wszystkim konsumpcja.
a może ktoś woli być samotnym z wyboru? co w tym Taniu dziwnego? nie można już zostać jak to nazwałam starym kawalerem czy starą panna? trzeba brać ślub bo tak trzeba?!
a może ktoś woli być samotnym z wyboru? co w tym Taniu dziwnego? nie można już zostać jak to nazwałam starym kawalerem czy starą panna? trzeba brać ślub bo tak trzeba?!
No właśnie o to pytam.
Pytam też w realu-słyszę-to mój wolny wybór,tak chcę.
Ale potem przychodzi koleżanka z dzieckiem maleńkim i widzę to gruchanie nad wózkiem.
Bez przesady z tym seksem. 😲 takich orgii jak w starożytności, to u nas jeszcze nie ma. A nałożnice królewskie? Przecież tam wszyscy "seksili" się na prawo i na lewo. Od dawien dawna były kochanki i kochankowie.
Myślę, że idziecie kompletnie złym tropem.
Kiedyś wychodziło się za mąż, bo był taki model rodziny, utrzymywany do tej pory w reklamach "rzeczy do kuchni", mamusia przy garach, dwójka dzieci i sczęśliwy tatuś wraca z pracy, a mamusia mu sru talerz pod gębę.
Zmieniło się to, że poszłyśmy do pracy, że jesteśmy niezależne finansowo i nie potrzebujemy do utrzymania się faceta.
I tyle.
Faceci jeszcze nie wyewoluowali do nowej roli. Jako partnera, a nie pana i władcy, który daje żonie kieszonkowe. Często jest teraz odwrotnie.
A mamusia zawsze będzie mamusią, będzie ten talerz sru pod mordę, nawet jak będzie z balkonikiem zapierniczać.
a to nie można realizować własnych ambicji będąc w związku z drugą osobą?
Rozmawiałam jakiś czas temu z kolegą (30, singiel). Opowiadał o jakimś swoim kumplu, który się ożenił, odziecił i tak ponoć zmienił. Jak jechali na łódki, to żonaty kumpel dopytywał przed wyjazdem, kiedy wrócą, bo chce żonie powiedzieć. Kolega singiel się zżymał: że to ubezwłasnowolnienie, że jak tak można się dać babie terroryzować, że przecież to on pracuje, a ona z dzieckiem siedzi, więc po co tego chłopa, co powinien z kolegami odpoczywać, do domu ściągać. Jak przedstawiłam inne możliwe wytłumaczenie: że kumpel lubi swoją żonę, że może chce z nią też spędzić trochę czasu w weekend, że chce jej powiedzieć, kiedy wróci, żeby każdy mógł swoje życie planować, że to z życzliwości, szacunku i własnego wyboru - kolega singiel nie bardzo rozumiał, o czym mówię. Wydało mi się to dość znamienne.
Jak się widzi wartość wyłącznie w wolności, to trudno ją zobaczyć gdzie indziej. Każdy kompromis wydaje się więzieniem. A uczucie bardziej stałe czy chęć robienia czegoś dla kogoś - abstrakcją.
Inna sprawa, że kolega singiel dzieci lubi (cudze, brata). Tylko co do żony wyobrażonej ma jakieś dziwne wizje. Nie wiem, czy znajdzie taką, co się zgodzi być wierną, cichą i potulną połowicą. Czy też przyjdzie w końcu jakaś silna babka i go wokół palca sobie jak będzie chciała owinie. Bo w wersję wypośrodkowaną słabo wierzę 😉
Faceci jeszcze nie wyewoluowali do nowej roli. Jako partnera, a nie pana i władcy, który daje żonie kieszonkowe. Często jest teraz odwrotnie.
O! To też mądre spostrzeżenie.
Mam takiego znajomego- żoneczka i trzy dorosłe córki . Facet pracuje po kilkanaście godzin na dobę a panie wydają 10 tys miesięcznie(sic!) na kosmetyki i ciuchy. I żadna z pań nigdy nie pracowała i nawet w pracy /prywatna firma/ u pana nie była. Znajomy zawsze z taką zazdrością mówi do mnie- Ty to sama sobie zawsze radziłaś,umiesz nawet zmienić koło w samochodzie a one... ech. Czyli nie tylko pan i władca ale i niewolnik. Gdyby miał syna to na pewno ten syn by uciekał od małżeństwa z krzykiem.
Oczywiście, że można, tylko trzeba trafić.
Ja jestem z małżem mym 3 lata po ślubie, a jesteśmy razem 10 lat.
Mój mąż wyniósł z domu typowy model prorodzinny - czyli mamusia z tym talerzem, jemu, ojcu i bratu. Męża to w zasadzie tak wyszarpałam z tej toksycznej rodziny, bo zachciało mu się koni zamiast w-fu na studiach (studiował w mieście rodzinnym - Wrocławiu). Dla mnie taka rodzina jest chora. Przebrnęliśmy przez fazę - nazwijmy to- "awantur", że powinnam wstawać bladym świtem i robić mu kanapki do pracy 😁 sprzątać wszystko i wszędzie, iść do pracy na kilkanaście godzin i jeszcze najlepiej przemieszczać się w czasie, żeby podać mu obiad po 17, pracując do 20/21, bo jestem BABA. Ale dał się chłop wychować, nie każy się tak da.
Jego brat, dokładnie pod 30, jeżeli nie pracuje, to siedzi przed komputerem, nie ma żadnych znajomych, dziewczyny, kompletnie nic, a mamusia mu wiecie 😁 sru ten talerz. Jak takie żyjące warzywo, tylko bez rurek tu i ówdzie.
To ja powiem z punktu widzenia mamusi.
Często takie mamusie czują się jak pliszki z wielką kukułką do wykarmienia.
Niekoniecznie same synków trzymają przy piersi.
Synkowie zalęgli się i ani myślą odejść. Jako alibi np. studiują na kolejnych kierunkach i nie wypada ich ganić bo się uczą.
Miałam wiele rozmów z rodzicami-takimi około 50. Już by chcieli pożyć jakoś samodzielnie dla przyjemności póki zdrowie pozwala a tu kukułka siedzi na karku.
Synek czy córeczka -bez różnicy.
A może poprostu niektórzy nie nadają się na bycie w związku?
Żadna z moich relacji damsko- męskich nie trwała dlużej niż miesiąc. Nie wytrzymuje dłużej i już. Lubię robić to na co mam ochotę- a jak ktoś mnie w tym ogranicza to mnie szczerze szlag trafia. Kazdy miał pretensje że za dużo czasu u konia spędzam, albo że jak to być może że idę na imprezę bez niego, albo że zaplanowałam sobie jakoś tam wieczór czy dzień i jego w tym nie uwzględniłam. Moja mama twierdzi że ja mam bardzo męską mentalnośc jeśli chodzi o związki 😉
Nigdy nie szukałam faceta, jak sie koś napatoczył to był ale przez długie okresy czasu jakbyłam sama jakoś do głowy mi nie przyszło że mi czegoś w życiu brakuje.
Odczuwałam to tylko kiedy próbowałam się ze znajomymi umówić na piwo/kino/imprezę/ wakacje, a oni wiecznie nie mogli bo spotykal sie z druga połową.
Ja bym nie zwalała jednak winy za taka ilość singli na mężczyzn. Wcale im sie nie dziwię że boją się przebojowych, silnych i zaradnych kobiet. Co to za przyjemnośc być całe zycie pod pantoflem żony, kiedy mężczyzna urodził sie po to żeby byc panem domu i oparciem dla żony i ewentualnych dzieciaków. Mi się wizja pokornego mężą, latającego w fartuszku, sprzatajacego, gotującego jakoś nie widzi. Niewielu bedzie sie chciało pakowac w związek kiedy pomyśli sobie że: będzie musiał sprzatać, prać, gotować, siedziec z dzieciakami, oddawać uslużnie zarobione pieniądze bo przecież żonka lepiej gospodaruje pieniedzmi, ciagle słyszeć "nie potzrbuje twoich pieniędzy- jestem samodzielna fin", "nie potrzebuje Twojej pomocy- jestem dośc zaradna" . No to po co się żenić z kims kto Cie nie potrzebuje?
obecnie jestem w najdłuższym związku- 3 miesiące 😁. Jest ok, ale tylko wieczory przeznaczam na niego. Najpierw planuje co ja chcę zrobić, a potem dopiero do tego planu dopisuje D.
Eeeeeee, to też nie tak. Nikt nie usiłuje faceta wsadzić w fartuszek, kto by takiego chciał. Tylko faceci nie widzą tego, że to kobiety nie chcą już robić za kury domowe. Że chcą pracować, mają ambicje i to też da się pogodzić w życiu małżeńskim, tylko do tego trzeba OBOJGA.
Chociaż ja wyszłam za mąż, bo chłop tak bardzo chciał. Mi to było obojętne, jeżeli będzie taka potrzeba odejść (oczywiście tego nie zakładam), to żadnej różnicy też nie widzę, czy mąż, czy nie-mąż 🙂
Kolejny temat, który mi się do pracy licencjackiej przyda!
A ja jeszcze inny powód upatruje w tym singielstwie obu stron.
Wyobraźcie sobie parę w pięcio- sześcioletnim związku. Ona przyzwyczajona, że On po obiedzie dłubie sobie w zębach, ze przed telewizorem leży na kanapie popijając piwko, ze skarpety walają sie po domu. On po tylu latach już wie, że ona rano godzinę okupuje łazienkę, że ciągle gada o dzieciach swoich znajomych i po myciu zębów zlew opluty jest pastą. Ale przyzwyczajony jest też, że Ona rano zrobi mu kanapki do pracy, a w niedzielę upiecze placek drożdżowy. I co? Nagle się rozstają. Próbują ułożyć sobie z nowymi połówkami, tylko jemu nie wychodzi, bo żąda od Nowej Miłości placka drożdżowego w każdą niedzielę i te skarpetki nadal nie lądują w koszu na brudy.
Może po pewnych doświadczeniach i przyzwyczajeniach trudno jest nam ułożyć sobie życie na nowo? Bo wymaga sie od Nowej Miłości tego, do czego było się przyzwyczajonym za czasów wcześniejszych?
Z tych wszystkich możliwości "dlaczego tak jest" popieram zdanie Dodofon, myślę że wlasnie w tym tkwi problem...
Nie wierzę w wolność z wyboru - nie na dłuższą metę. I nie chodzi mi tu o stary model rodziny, czy wsparcie finansowe, bo z kasą obie strony jak widać dają sobie radę. Chodzi mi o to, że jesteśmy z natury zwierzęta stadne i lubimy łączyć się w pary - zupełnie instynktownie, bo czym innym są "motylki w brzuchu" jak nie instynktownym działaniem organizmu produkującego endorfiny?
Osobiście lubię mieć kogoś bliskiego - bliższego , niż koleżanka. I nijak ma sie do do sexu, do kasy, do czegokolwiek w tym kierunku... Lubię się przytulić, usnąć przy kimś i się obudzić u Jego boku - tak po prostu...
Z drugiej strony jako 30 latka boję się związków. Dotychczasowe okazały się nieudane i wiele razy na prawdę porządnie bolało. Ale pomimo strachu, wątpliwości, wszelkich obaw, aby po raz kolejny nie dostać obuchem w łeb, kiedy facet pójdzie na bok na zawodach i przywiezie sobie nowy, młodszy model w dodatku świeżo zaciążony - pomimo wszystko - aktualnie latające motylki jakoś zaciemnają wszystko wokół i hm - jestem szczęśliwa... I szczerze pisząc nie widzi mi się życie singla. Owszem jest to wygodne, bo pracuję na 2 etaty (jeden w biurze, drugi w swojej stajni), wiele weekendów spędzam na zawodach, wiele wolnych chwil poświęcam koniom, nie "chłopu". Bywa, że facet "idzie w odstawkę", bo muszę zrobic listy startowe, czy pojeździć zwierzaki, a to kowal, a to wet, a to coś równie ważnego... ale wychodzę z założenia, że "widziały gały co brały" - tak wygląda moje życie i nie zmienię go z powodu "talerza pod nos" (pomimo, że na prawdę lubię gotować ;-)). Staram się wynagrodzić to jak mogę, chociaż nie zawsze daję radę... Ale tak czy inaczej życie singla może i jest zabawne, bez zobowiązań, można sie bawić, skakać na boki, wracać do domu, lub nie... ale ja wolę chcieć wracać i mieć do kogo... Byłam singlem ostatni rok i nijak mi dobrze z tym nie było
No ale jak, singielka ma się tak związać z pierwszym lepszym, żeby nie być sama? W wieku 30 lat, jak będę sama, mam wyrwać pierwszego, który się nawinie?
No niektórzy mają takie dziwne myślenie, czasem jak z kimś rozmawiam i słyszę opowieść jak to wybrzydzam, to mni ekrew zalewa i odpowiadam "Tak, wybrzydzam, bo szanuję siebie i swój czas i na pewno nie zamierzam tracić go dla kogoś, kto nie jest tego wart i nie nadajemy na tych samych falach, a bycie z kimś tylko dla samego bycia w ogóle mnie nie rajcuje!"
Jeśli związek just for sex, to z pełną tego świadomością, a nie - podkładanie się komuś i przymykanie oczu na to, że kompletnie nie szanuje.
Jak dla mnie dziewczyny, które są z facetem, czy faceci, którzy mają dziewczynę, tylko dla samego bycia z kimś, żeby się nazywało, że mają kogoś są żałosne i nie szanują same siebie. A jeżeli tylko dla sexu, to niech nie nazywają tego miłością, czy związkiem, bo to już kompletne pomylenie pojęć.
Może mamy większą świadomość swojej wartości?
Myślę, że tak, nie wyobrażam sobie, żeby mój facet chociaż raz mi skok w bok zrobił - poprzedni zrobił i natychmiast zmienił swój status na -eks, pomijając inne aspekty, które się do tego przyczyniły.
W ogóle nie szanuję kobiet, ani facetów, którzy robią skoki w bok. Gdyby jedna i druga kobieta posłała takiego na drzewo, to byłoby mniej zdrad, tak samo faceci. Moja babcia zawsze brzydko mówiła o tym, że: "Jak suka nie da, to pies nie weźmie" i to działa w obie strony!
A może poprostu niektórzy nie nadają się na bycie w związku?
Też jest taka opcja.
Cienciakos no zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Może zbyt wiele egoizmu we mnie, ale też nie lubię być ograniczana w żaden sposób - bo kto lubi - stawiam na swoim, a jeżeli się komuś nie podoba, to nie, korona na głowę i wychodzę. Może tego pożałuję później, a może nie, ale wiem, że na pewno nie pozwolę, żeby mnie ktoś w jakikolwiek sposób ograniczał dla swojego widzimisię, bo nie zgadza się z tym co robię i kim jestem oraz próbuje mnie na siłe zmienić. Jaka jestem widać i albo ktoś to akceptuje, albo na drzewo - banany prostować.
ja jestem singielką z wyboru, nie umiem zyc w zwiazku, nie istnieje dla mnie cos takiego jak monogamia. nie lubie miec obowiazkow, zobowiazan etc wobedz facetow i tyle na ten temat 😁
Z tym układaniem na nowo,czyli "siglem wielokrotnego użytku" to jeszcze inna sprawa.
Człowiek w takiej sytuacji odwołuje się raczej do złych doświaczeń niż do placka.
Woli sam być sobie sterem /z wszelkimi niedogodnościami-zmiana koła/ niż popaść w kolejną opresję.
Ale wracając do singla pierwotnego -to co? Instytucja małżeństwa się zestarzała?
Pytam,bo z kolei na rancho u nas jest restauracja organizujaca m.in wesela. Terminy zajęte na dwa lata z góry. I przyglądam się z pewnym nawet zgorszeniem jakie sumy wydają ludzie na takie imprezy . Opcja full wypas. I te wszelkie obrzędy,zwyczaje. Dzieli się nam społeczeństwo na to konserwatywno rodzinne i to INNE?
Mój mąż wyniósł z domu typowy model prorodzinny - czyli mamusia z tym talerzem, jemu, ojcu i bratu. Męża to w zasadzie tak wyszarpałam z tej toksycznej rodziny, bo zachciało mu się koni zamiast w-fu na studiach (studiował w mieście rodzinnym - Wrocławiu). Dla mnie taka rodzina jest chora. Przebrnęliśmy przez fazę - nazwijmy to- "awantur", że powinnam wstawać bladym świtem i robić mu kanapki do pracy 😁 sprzątać wszystko i wszędzie, iść do pracy na kilkanaście godzin i jeszcze najlepiej przemieszczać się w czasie, żeby podać mu obiad po 17, pracując do 20/21, bo jestem BABA.
Święte słowa pokemonku. I jeszcze pomagać mu w jego pracy, robić zakupy i broń Boże nie wyciągać ręki po kasę.
Nikt się "prorodzinnie " nie wypowie? Też znamienne. 😂
Patrzę na rodziny np.w supermarkecie- wózek napchany po brzegi,ledwie się toczy .Facet go pcha a zaniedbana gruba kobieta wrzuca zakupy.Obok wiszą dzieciaki i wyją za słodyczami,zabawkami i wyją skutecznie . Potem wyjmują to przy kasie i facet tak bardzo delikatnie i czule wyjmuje swój zakup -sześciopak piwa . Kobieta ma nawalone jedzenia i półproduktów do pieczenia ciasta -bo goście przyjdą.
A za nimi w kolejce stoi sobie elegancki singiel/płeć obojętna/ i ma w koszyczku jakiś wymyślny ser,sałatę i dobre wino.I czasem saszetkę jedzenia dla kota. Biedaczysko 😂 😂
"czytanie" z zakupów przy kasie jest bardzo pouczające.
To jest warte pracy licencjackiej .
Nesta - jakie obowiązki wobec faceta masz w związku? Zameldować, że się gdzieś dojechało, bo się martwi, co akurat jest miłe. Spojrzeć słodko w oczy oświadczając : "znów mnie nie będzie w weekend" ... cóż więcej?
Dla mnie zdrowy związek, to taki bez teściów w środku, bez obiadków "bo wypada", bez zakupów jednostronnie robionych "bo chłop i tak się nie zna". Zdrowy, znaczy pełen kompromisów. On chce wypłynąć - ależ proszę bardzo. Ja chcę na zawody - jadę. Chcemy razem na zawody czy na wodę - też jest fajnie :-) Zdrowy - to taki, w którym sobie ufamy. Przejechałam się na takim podejsciu niestety, ale albo chcę z kimś być na takich zasadach, albo do końca życia będę ja, moje konie i... i co? W wieku 40 czy 60 lat nadal będę ja , moje konie ...i?
Nie o to mi chodzi, że muszę z kimś być, aby nie być sama. Nie... bez opisanych wczesniej motylków nie da rady ;-)
Taniu, oczywiście, że na każdy nowy związek rzutują stare doświadczenia, ale trzeba umieć się znaleźć w życiu i nie patrzeć na wszystko przez pryzmat wszelkich niepowodzeń... Z takim podejściem do życia człowiek nigdy szczęśliwy nie będzie. Trzeba wybeczeć swoje łzy, podnieść łeb i zapylać dalej... życie jest tylko jedno przecież
Co do wydawania pieniędzy na super - hiper śluby... mi by było szkoda. Nie jestem konserwatywno pro- rodzinna, ale owszem czasami myślę o tym, że chciałabym mieć rodzinę taką i na prawdę i na papierze. Ale po slubie zamiast wydawać krocie na imprezkę - wolałabym pojechać na wycieczkę na Seszele na przykład ;-)