Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

halo,  hmm... nie jestem jednostką wybitną, ale miałam ogromny kłopot z dopasowaniem się w szkole. Nie umiałam zaakceptować niesprawiedliwości, mój własny kodeks moralny nie pozwalał mi na pewne rzeczy czy uznanie "bo tak". Ale też nie miałam nigdy problemu z uszanowaniem litery prawa czyli np nie byłabym w stanie nic ukraść - i tu dopasowanie do norm i przepisów przyszło mi bardzo łatwo.

bobek, tylko jak wyglądają konsekwencje, które dziecko samo odczuje? no hipotetycznie wbiegnie pod konia-to odczuje zgon, mówię bardziej o np sytuacji, gdy dziecko zniszczy mi laptopa czy pomaluje ściany. Jakie konsekwencje swojego czynu poniesie samo i zrozumie? bo konsekwencja (noo załóżmy) postawienia w kącie to już skutek narzucony, a chodzi mi o ten naturalny ciąg wydarzeń, jakie konsekwencje bez mojej ingerencji swojego czynu odczuje? uważam, że żadne, bo 2 latkowi to bez różnicy czy zepsuł mamie laptopa za kilka tysiecy i mama nie ma na czym pracować albo że pomazał ściany a mama jest biedna i jej nie stać na malowanie.

mam wrazenie, że to dotyczy starszych dzieci. No albo Dominika jest wyjątkowo intelektualną nogą. Bo nie sądzę, żeby zrozumiała "jeśli wejdziesz pod konia to umrzesz" i samodzielnie wybrała opcję, żeby jednak nie zostać rozplaszczoną. Niestety, mieszkając w domu na wsi nie ma czesto czasu na dyskusje. Bo tu latają widły, kosiary, kosy, piły, krajzegi, jest piec, kominek... że nie wspomne o maszynach rolniczych, z których 90 procent to potencjalne narzędzia zagłady. I jakoś nie umiem sobie wyobrazić jak 1,5 roczniak leci pod kopyta a matka woła "jeśli wejdziesz pod konia to umrzesz, byłabym zobowiązana, gdybyś wybrał jednak życie!". Teraz jeszcze ją łapię, ale muszę osiągnąć efekt stanowczego zatrzymania się gdy każę. Bo inaczej z dzieciaka mi bardzo łatwo zostanie miazga...

Sznurka sądzę, że mamy bardzo zbliżone podejście do wielu spraw 😉 nie wybierasz się na jakieś szkolenie? myślałam, żeby z Bułą polecieć gdzieś. Ciekawa jestem co ciekawego ma Kasia Jasińska do przekazania po roku u Berniego  😜
Isabelle, nie, nie dam rady zorganizować K. pomocy do L. na tyle dni
ale zawsze mozesz pozwiedzać Podlasie a u mnie w agro pomieszkać;]
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
20 sierpnia 2014 20:26
Moje dziecko w wiekszosci przypadkow robi zakazane rzeczy celowo i przy pelnej swiadomosci, ze nie powinno tego robic. Juz w momencie planowania ma taki blysk w oku i szelmowski usmieszek, ze czasami udaje sie interweniowac zanim cos zbroi 😉 Przy czym nie oszukujmy sie- nie zrozumie jeszcze, ze przez to, ze wywalil sloiki z miodem i dzemem z szafki i one sie stlukly, to nie bedzie miodu i dzemu do jedzenia. Oczywiscie tlumacze mu to, opowiadam, bo a noz za 13394040020 razem jednak zajarzy 😉 Problem z uwaga otoczenia rosnie poroporcjonalnie do ilosci ludzi mu bliskich w zasiegu wzroku. Im wiecej ludzi, tym wiekszej uwagi wymaga, lacznie z noszeniem non stop kolor na rekach.
Generalnie mam wrazenie, ze cala trudnosc w wychowaniu i momentami w zyciu z moim dzieckiem wiaze sie z tym, ze on jest bardzo mocno emocjonalny- tak skrajnie.  Na rowni z wyrazaniem negatywnych emocji jest potrzeba przytulania (obserwujac jego rowiesnice, zadna nie ma tak silnej potrzeby nawet w polowie!). Nawet swojego ukochanego kota przytula calym soba. Jesli cos go cieszy, smuci, zlosci czy chce okazac milosc, to robi to jakby duzo bardziej niz 'srednia krajowa'. Przy czym emocje potrafi sie zmienic w ulamku sekundy - ze smiechu w ryk i odwrotnie. Od zawsze. Czasem nie rozumiem jego reakcji- np dzis widzac ze przygotowalam kolacje wpadl w histerie, ryczal, rzucal sie, wyginal. Po czym 30 sekund pozniej wszamal cala porcje z apetytem. Klik- i juz, jak w kalejdoskopie. 
Czasem mi trudno bardzo, bo moj maz ojcem  bywa- z doskoku, na chwilke, nie moge na niego liczyc w zadnym aspekcie. Dzis po wielkiej awanturze wyszedl z dzieckiem przed blok zeby pohasalo - pierwszy raz (!), ja w tym czasie posprzatalam troche.
A mnie, jako mnie, juz chyba nie ma w ogole. Jest tylko matka, ktora probuje przetrwac i nie zwariowac.
Nieeee no słuchajcie, oczywiście że nie mówimy w tym momencie o wejściu pod tira, czy pod konia. To oczywiste, że trzymamy dziecko w otoczeniu dla niego bezpiecznym.
Chodzi o takie konsekwencje jak:
-Wylejesz wodę = nie masz już co pić, masz mokre ubranie, mokre ubranie jest niemiłe w dotyku (poza upałami 😉 ).
-Wyrzucisz piłkę przez balkon = nie masz piłki.
-Biegasz nie patrząc przed siebie = przewracasz się.

Chodzi o to, żeby dziecko samo doszło do wniosku, że lepiej patrzeć przed siebie, a nie dlatego, że matka drze mordę i powtarza milion razy "nie biegaj!" "uważaj". 😉
Oczywiście nie ze wszystkim da się tak zrobić, ale z wieloma rzeczami tak.
Chodzi o unikanie mówienia "nie", nie rób", "uważaj"... bo powtarzane zbyt często tracą moc. Tak samo lepiej nigdy nie podnosić głosu, żeby zostawić tą opcję na naprawdę niebezpieczne/wyjątkowe sytuacje. Jak się co chwile pokrzykuje, to dziecko przestaje to odbierać jako ostrzeżenie.

sznurka,  Oczywiście masz rację. Granice muszą być. Dla mnie niedopuszczalne jest rzucanie książkami. Jak Gabryś raz czy dwa rzucił książeczką, to bardzo ostro powiedziałam mu, że nie wolno rzucać książkami i natychmiast ją zabrałam. Czyli akurat w tym przypadku to ja tą konsekwencję tworzę.
Uczę go, że rzucać można piłkami, czy balonami (a książkami i jedzeniem absolutnie nie) dlatego nie robię afery o wyrzucanie piłek przez balkon (na nasz trawnik). Niech sam zobaczy, że jak wyrzuci, to nie ma.

Na razie udaje mi się jakoś z Gabikiem dogadywać, no ale kto wie co to będzie dalej. 😉

choćby dziś rozwaliła mi laptopa. mówiłam z 5 razy "Kulka, zostaw laptopa" a ona dalej swoje. Jak zabrałam gdy zepsuła - pokładanie się i ryk.
nie wiem jak bardziej zminimalizować zasady i ograniczenia.

Lepiej powiedzieć tylko raz, ale śmiertelnie poważnie "NIE WOLNO", a za drugim razem zabrać. Powtarzanie pięć razy to już gderanie, które dziecko jednym uchem wpuszcza, drugim wypuszcza. 😉
Isabelle, ja w takim sensie, że nie jestem do końca przekonana, czy rozbuchana kreatywność to taki miód 🤔 Dobra opcja to chyba jak u sznurki 🙂

To oczywiste, że trzymamy dziecko w otoczeniu dla niego bezpiecznym.

Ale JAK? Stoisz na przejściu dla pieszych. Jest czerwone światło. Twoje dziecko doskonale wie, co znaczy czerwone światło. Wyrywa rączkę (głupia sprawa, jest silniejszy) i szoruje na jezdnię. Jak zapewnić "otoczenie bezpieczne"? Pokój bez klamek???

szafirowa, jesteś, jesteś. Tylko w roli matki wrażliwego dziecka 🙂 Okrzepnie, znana ci szafirowa powróci.
szafirowa, Nika tuli się raczej tylko jak się przestraszy (baaardzo rzadko) i się skrzywdzi. na rączki raczej sporadycznie woła jak np chce nacisnąć klamkę. Na kolanach nie wysiedzi dwóch minut. taki ciągły pęd "zwiedzać, chodzić, odkrywać". nawet niespecjalnie ma czas przejmować się np upadkiem na beton i zdarciem kolan. z kolana krew ciurkiem a dziecko dyszy jak parowóz podjarane i biegnie dalej...

strasznie to brzmi niepokojąco, to ostatnie zdanie. nie masz szans na minimalne zmiany, żebyś zupełnie nie znikła?

sznurka, sprawdziłam w guglu. 400 km w jedną stronę. łoł... 🙁

To oczywiste, że trzymamy dziecko w otoczeniu dla niego bezpiecznym

no... tak nie do końca chyba da sie zawsze trzymać dziecko w otoczeniu dla niego bezpiecznym, stąd właśnie w moim mniemaniu to niezbędne posłuszeństwo. Bo otoczenie nie zawsze jest przyjemne i bezpieczne (vide koń/tir/basen/krowa) i dziecko zwyczajnie w takiej sytuacji musi posłuchać.

i tak szczerze mówiąc to Niki by to nie obeszło, jakby wywaliła piłkę i "nie ma". za piłką poleciałaby cała zawartość pokoju a ona miałaby to gdzieś. nie jest zupełnie przywiązana do rzeczy, więc wyrzucanie traktowałaby jak zabawę. wrzuciła kiedyś ojcowego sandała na dach. przez okno. konsekwencji "z natury" nie poniosła żadnych. "narzucona" konsekwencja to było zamkniecie okna. Jedyną naturalną konsekwencję poniósł ojciec. Stracił sandał.

mam wrażenie, że to samodzielne dochodzenie do własnych wniosków to ma sens tylko w mega bezpiecznych warunkach. Bo nie da się pozwolić dziecku organoleptycznie sprawdzić, że piec parzy czy że koń może zdeptać, tylko trzeba tego uniknąć i zawczasu zniwelować zapędy a nie liczyć na naukę na błędach 🙁 nie wiem za bardzo jakie konsekwencje naturalne można wprowadzać.

ale szczerze mówiąc to ja jakoś tak nie umiem analizować mojego "matkowania". nie umiem tak rozkładać na czynniki pierwsze i działać książkowo. nie mówię "nie biegaj" czy "uważaj", bo i po co, wywali się tak czy siak. rozlewać niespecjalnie pozwalam, bo sprzątać nie lubię. mazać po ścianach też "bebe", bo mnie nie stać na farbę. Ale pozwalam na wszystko co nie jest działaniem niszczycielskim, destrukcyjnym czy niebezpiecznym.

W otoczeniu i sytuacjach. To chyba oczywiste, że nie pozwalamy wbiegać pod konia i pod tira, a w zasięgu dziecka nie trzymamy noży, żrących środków chemicznych itp...
Julie, ale chodzi o to, że większości rzeczy, które próbujemy na naszych dzieciach wymóc, albo raczej próbujemy wymóc ich nie robienie, nie da się "ubrać" w konsekwencje odczuwalne dla dziecka. Powtarzasz, że jak dziecko się obleje wodą, to jest mu mokro i nieprzyjemnie. Twoje tak ma i ok, ale dużej rzeszy dzieci to jest pikuś, czyli kompletnie obojętnie, czy jest mokry aż po czubki butów. To samo z pieluchą. Nawet jak pielucha już wycieka i siki lecą nogawkami, to nie jest nieprzyjemne dla bardzo dużej ilości egzemplarzy. Piłkę wyrzuci i nie ma piłki? Ma jeszcze 15 innych zabawek, które można fajnie wyrzucić. Wyrzuci wszystkie? (mój by wyrzucił) No to nie będzie miał się czym bawić, a ile wytrzymasz z dzieckiem, które nie ma ani jednej zabawki do zabawy?
- wylewanie wody z baniaka z kurkiem na ziemię w jaki sposób dziecko ma poznać negatywne konsekwencje tej czynności? Wytłumaczcie mi, skąd to przepsychologizowanie pewnych norm. Niektóre rzeczy po prostu są niewygodne dla dorosłych i dziecko ma tego nie robić, ale nie da się nauczyć go inaczej, niż po prostu zabraniając, lub fizycznie odciągając. Trudno. Dlatego pisałam, że czuję się bezradna, bo jak przetłumaczyć dziecku, że ma tego nie robić, nie karząc go fizycznie - samo nie pozna żadnego negatywnego skutku akurat tej czynności.
Julie, to gdzie trzymasz noże? w górnych szafkach?
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
20 sierpnia 2014 20:54
Isabelle, wlasnie o to mi chodzi- moj wariat i chuligan, ktory przewrca sie 100 razy dziennie i biegnie dalej, kolejne 100 razy dziennie musi sie przytulic- bo ma potrzebe. Czasem biegnie i rzuca mi sie w ramiona, mimo, ze widzi mnie noin stop, czasem przychodzi, chce na raczki i wtula sie na kilka chwil, czasem wdrapuje na kolana i przytula. Ma ogromna potrzebe okazywania takze tych emocji- nawet w stosunku do kota (zywego), misia i owieczki pluszowej.
O zmiany...walcze. Na razie przegrywam 🙁
dempsey   fiat voluntas Tua
20 sierpnia 2014 20:58
Zostałam dziś przez moje kochane dzieci obdarowana Naszyjnikiem Cierpliwości  😍  😍. Jakże trafny upominek.
Być może będę w nim usypiać  😀iabeł: i generalnie będę mieć go raczej w zasięgu ręki.

Mam przekochane dzieci.

A przy okazji pozdrawiam tu wszystkich i gratuluję nowo upieczonym i podziwiam kol. Demon za wyjazd!  👍
szafirowa,  no Nika to bardziej żywioł i śmiałek niż przytulak. I brakuje mi tego momentami, bo jak była mniejsza to było leżakowanie z tuleniem a teraz? nie ma szans. na każdą próbę zatrzymania w miejscu jest odpychanie (a nawet ryk zwierza), bo przecież w ciągu tych 30 sekund mogła pójść taaak daleko! ostatnio jak zaczęła chodzić sprawniej to i rączki zbojkotowała tylko na próbę podniesienia wyciąga swoje łapki do góry, żeby się z chwytu "spod pachy" wyślizgnąć 😉 zazdroszczę Ci tego tulmisia!
może nie dość mocno walczysz? nie oddawaj się walkowerem!
kenna, No przecież mówię, że nie ze wszystkim się tak da zrobić.
Trudno powiedzieć co w każdym przypadku, według każdej z nas innych zasad i innych dzieci.
Napisałam ogólne założenia, które gdzieś, kiedyś wyczytałam. Mi się podobają i przy wielu rzeczach sprawdzają.
Ale oczywiście Gabik wcale nie jest jakiś mega grzeczny. Mamy problemy z ubieraniem, z myciem zębów i włosów... Czasem się rzuca na podłogę, czy wygina płacząc, jak coś jest nie po jego myśli. Takie tam, chyba normalne rzeczy.
"Niepozwalanie" na razie jakoś się udaje, no ale zobaczymy jak dalej. 😉

Isabelle, Na blacie, do którego jeszcze Gabik nie dosięga. 🙂
Chociaż z nożami to akurat nie do końca dobry przykład. Podobają mi się takie założenia, dla starszych dzieci:


Jeszcze raz spróbuję:
To chyba oczywiste, że nie dopuszczamy do sytuacji zagrażających życiu dziecka.
janna gratuluję synka Darka! Dzielna byłaś.

ash Dopiero Was nadrobiłam, a ciężko było bo produkujecie na potęgę.

Usg wyszło dobrze, nawet fotki z niego posłano do Londynu bo lekarz robi specjalizację i były mu potrzebne bo podobno ładnie wyszły 🙂 Z wynikami usg poszłam do mojej ginekolog prowadzącej by poradzić się co do testów z krwi i prenatalnych. Podjęliśmy decyzję, że nie robimy. Z nowinek, to po usg lekarz stwierdził, że termin porodu to nie 6 marca, a 26-27 lutego. Młody/a ma 6 cm, machała rączkami i nóżkami jak nawiedzona 😉 Przyszły tatuś patrzył w ekran z niedowierzaniem, ja w sumie też. Niesamowite uczucie i przeżycie. Powoooli dociera do mnie, że to się dzieje na prawdę.

Teraz pewnie nie będzie czasu na udzielanie się na forum bo jutro dzień u kosmetyczki, wieczorem dziewczyny zorganizowały mi wieczór panieński. Jestem totalnie zaskoczona bo nic takiego nie planowałam, nie wiem czego się spodziewać. Piątek dzień na regenerację i sobota - ślub. Żyję jakby w innej czasoprzestrzeni, niezbyt to wszystko realne. Na dodatek wspomóc się % nie można, jak to przetrwać? 😉
Tak czytam, patrzę swoje pociechy i mam wrażenie, że wszystkie dziewczyny w jakimś sensie macie racje. Mi trudno osobiście byłoby pisać jak wychować dziecko bo wszystko zależy od danego egzemplarza i danej sytuacji. Na pewno u nas dzieciaki uczą się naśladując nas. Ja jestem koszmarnie niekonsekwentna i zbieram za to "baty" od swoich dzieci. Nie mniej nie są to takie " baty", które spowodowałyby zmianę mojego postępowania i każdorazowego egzekwowania narzuconych norm. Fakt, że ja sama buntuje się przeciwko ogólnie przyjętym normą jeżeli czuje, że są dla mnie sztuczne i krepują moją osobowość ( nie mylić z chamstwem). Ogólnie dzieciaki są u nas powytulane, śpią z nami, wchodzą nam na głowę, ale jak powiem stop chcemy teraz zostać sami to absolutnie respektują nasze prawa i myślę,ze rozumieją to, że ja jako człowiek jestem tak samo ważna jak one. AAaaaaa ja noże  trzymam na okapie.

dempsey, Janna dziękuje !

Kajtek campingowy z moim obiadem







demon zaintrygowało mnie co to jest ten obiad na talerzu?
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
21 sierpnia 2014 07:33
Demon no właśnie co masz na talerzu ? I jeszcze raz szacun za taką wyprawę. Ja w zeszłym roku pojechalam dosłownie na kilka dni pod namiot i dostawałam skrętu kiszek jak musiałam myć się w misce haha
Jeju tyle stron .... No nie ogarniam  😉 może jak za miesiąc uda mi się dom posprzątać to usiądę aby nadrobić  😁 A tak to czytam z doskoku...
Sznurka gdzies tam przemknął Lew w kaloszach i w wodzie  😍
RaDag córka urocza i fajnie, ze wakacje się udaly. Nie ważne ze krótkie, ważne że były

I powiem Wam, ze tak sobie poczytałam o Waszych przebojach dzieciowych, o wychowaniu to aż się boje co z Bola wyrośnie  😁 Wiem jedno ze zarówno ja jak i Maciej nie należeliśmy do najgrzeczniejszych  🤣
szafirowa witaj w klubie. Mam wrażenie że jesteśmy obecnie na podobnym etapie życia. Obie mamy w jakiś tam sposób dość "męczące" dzieci. Ja wciąż na coś czekam - najpierw na koniec kolek, potem na to aż wyjdą pierwsze zęby, potem na to aż mały zacznie raczkować, chodzić...bo wciąż miałam nadzieję że będzie lepiej. A nie jest. No może chwilami było lepiej. Ale szybko mija. Adaś jest trudnym dzieckiem. Nie wiem może już dałam mu sobie wejść na głowę choć bardzo się starałam tego nie zrobić. Postępowałam z nim podobnie jak z Filipem z którym nie mam większych problemów. Ale jak widać Filip jest/był inny. Jak każde dziecko. Adaś jest dzieckiem jęcząco, marudzącym i złoszczącym się o wszystko. Czasem bywa tak kochany i słodki, radosny że mam chęć go zjeść. Ale niestety - BYWA. Ostatnie dni dały mi tak do wiwatu że wysłałam Filipa do teściowej bo było mi go najnormalniej w świecie żal. (nie chodzi teraz do przedszkola). Szkoda mi go było bo nie miałam siły ani energii, ani możliwości aby poświęcić mu czas i się z nim bawić.
Mąż pomaga, przynajmniej się stara tylko u nas wygląda to tak że jak ja jestem w domu to tata może nie istnieć dla Adama. Mąż zajmie go na 3 min a potem moje dziecko przypomina sobie o mamie i wisi mi na nogach i jęczy.
Niestety aby coś czasem zrobić w domu to wynajduje małemu zajęcia na które w normalnych okolicznościach bym mu nie pozwoliła. Ale nie mam wyjścia. Bo czasami jednak muszę coś ugotować czy pójść do kibla.
Tak więc czekam nadal na lepszy moment mojego dziecka i modlę się aby nastąpił on szybko. Moja mama ostatnio powiedziała mi "współczuję ci kochana bardzo ale nie wiem jak ci pomóc".
Mam wrażenie że Adaś wścieka się bo ja nie zawsze rozumiem o co mu chodzi, a nie umie powiedzieć.
Kocham go bardzo, jest słodki ale czasami mam chęć wyć na balkonie.

edit: a jedyne co mnie ratuje to wyjścia gdzieś, wtedy młody jest w sumie grzeczny. Koleżanki które znają go z placu zabaw na przykład, mówią że on taki grzeczny i spokojny....taaaa
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
21 sierpnia 2014 08:00
Muffinka, taaa... Jakie urocze dziecko, jakie usmiechniete i jeszcze ludzi spotkanych wciaga do zabawy- ostatnio na meczu ze 3 osoby chcialy go 'ukrasc', bo taki slodki i przebojowy. Taa... przeboje mam non stop murowane.
Moja mama ostatnio mnie uraczyla bardzo podobnym tekstem, kuzynkom odechcialo sie miec dzieci, a maz to najchetniej wyjezdza. Czesciej go nie ma niz jest w to lato, a im dluzej go nie ma tym jest gorzej miedzy nami.
Btw-moze jakies spotkanko wreszcie? 😉
Strasznie wam współczuję tego że jesteście skazane same na siebie, w sensie przebywania z dzieckiem/dziećmi non stop. :kwiatek:
Ale wiecie co mi się zdaje? Że to zupełnie nie ma znaczenia, że Jasiek, czy Adaś jest trudny, wrażliwy, jęczący, taki czy taki.
Jakby był inny (mniej trudny, mniej jęczący) to niczego by to w waszym samopoczuciu nie zmieniło. Albo zmieniło tylko na chwilę, w ledwo zauważalnym stopniu. Zwłaszcza w przypadku szafirowym.
Tu chodzi o to, że Ty od ponad roku nie byłaś nigdzie sama. Nawet na zakupach w biedronce. Prawda? Nie mówiąc o spokojnym poszperaniu po sklepach z ciuchami, zrelaksowaniu się u fryzjera/kosmetyczki, czy pojechaniu do konia. Nigdy, ani razu.
Dla mnie samo myślenie o takiej sytuacji jest czymś strasznie przykrym.
Podziwiam Cię, że "jakoś" się trzymasz. Rób awantury, wysyłaj męża z Jaśkiem na dwór, albo zostaw ich w domu i wyjdź chociaż na godzinę przewietrzyć głowę.
szafirowa koniecznie 😉

Julie ja wychodzę sama, mąż zabiera dzieci na spacer, na plac zabaw. Czasem nawet na cały dzień do teściowej. W domu dużo bawi się z Filipem, z małym mniej ale to dlatego że młody nie chce! Kąpie, usypia Adasia codziennie (jak jest w domu). Więc pomoc mam. Ja jestem zmęczona po prostu zachowaniem Adasia. I to mnie dołuje. Ale wmawiam sobie nadal że to minie kiedyś 😉 Szczególnie w takie poranki jak dziś kiedy Adaś ma dobry czas i jest kochany. Bo on potrafi. Tylko jeszcze za rzadko 😉
demon zaintrygowało mnie co to jest ten obiad na talerzu?

Zagaduje, ze chleb? Chleb z oliwa, mmmmmmmniam! Milan w moim brzuchu był przez pierwsze miesiace wręcz pasiony chlebem i oliwa, chyba dlatego ma taka ciemna karnacje😉)))


Julie nie bardzo się z tobą zgadzam. widzę to wyraźnie teraz, gdy mam drugie dziecko-Stacha który jest mega pogodny, bezproblemowy. w ogóle mnie nie męczy opieka nad nim. a pamiętam co przeżywałam gdy Piotrek był mały. to był KOSZMAR, ciągła harówa, zmęczenie psychiczne na poziomie, którego nigdy nie zaznałam. a miałam mnóstwo pomocy ze strony męża. te ciągłe myśli- co robię nie tak, dlaczego inni mają spokojne, grzeczne, NORMALNE dzieci, o co mu chodzi, czy wszystko z nim w porządku?
no i ja was dziewczyny nie pocieszę, moje trudne dziecko pozostało trudne tylko w inny sposób niż wcześniej. więc jeśli myślicie, że jak dziecko podrośnie to będzie plaża- sory ale nie będzie. będzie na pewno łatwiej, ale luzem psychicznym to tego nazwać nie można 😉.
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
21 sierpnia 2014 09:34
Odnośnie granic i słowa "nie", scenka z dziś rana- ja się szykuję do pracy, już jestem spóźniona (na szczęście w pracy to nie jest wielki problem, ale psychiczny dla mnie już tak), mąż poszedł jeszcze "na chwilkę" na budowę, Wojtek wstał prawą nogą, chce do taty. Tłumaczę, że tato poszedł na podwórko i zaraz wróci, na co Wojtek, że on idzie do taty. Najprościej powiedzieć- nie. I jest płacz, mówienie "mama odet" (odejdź) i "mama papa", "ide tati" z wyrywaniem się i pokładaniem na ziemi. Ale wiem, że nie pójdzie- z doświadczenia  😎 ,tylko będzie ryczał. I tak- może to ryczenie nie jest przyjemne, ale najłatwiejsze dla mnie, bo mam czas dalej się szykować, a jemu zaraz przejdzie i zajmie się czym innym (gorzej, jak będzie to znowu coś, co zaskutkuje moim NIE i jego rykiem... ) Wersja bliższa RB, za to wymagająca więcej pracy to: "Wojtusiu, zostań z mamą [ [s]bo mamusi będzie smutno [/s]  😂 ] chodź, pomożesz mi kawę zrobić, bla bla bla". Efekt jest taki, że mam chętnie zostające ze mną dziecko, ale za to wyjście do pracy zajmie mi 15 minut więcej + dodatkowe sprzątanie  😉 Niestety, w mojej naturze jest chodzenie na łatwiznę, ale staram się i walczę z sobą.
A granice mam postawione jasno- w przypadku rzeczy niebezpiecznych nie ma dyskusji (ale jest "bo..."😉, rzeczy niepożądane bezwzględnie (np. wylewanie wody na podłogę) są zabraniane, ale staram się dać alternatywę ("nie możesz na podłogę, ale możesz na podwórku wylewać"- chociaż zaczyna ze mną negocjować, mówiąc "mało"- co czasem jest śmieszne, bo mu tłumaczę, że trąbić można na podwórku, bo w domu jest za głośno i uszy mnie bolą, a on mi tłumaczy, że on "mało tit" i faktycznie naciska sam koniuszek trąbki  😀), rzeczy niepożądane względnie (akurat nic sobie nie potrafię przypomnieć, ale są to sytuacje, które wymagąją potem mojej interwencji, natomiast skutki są łatwo odwracalne- ooo, wysypywanie piasku z piaskownicy, wykopywanie dołów pod choinkami), rzeczy lekko niepożądane są najczęściej ignorowane z moim "ech..."  🙄 (np. wysypywanie dmuchanego ryżu z miseczki i potem zbieranie paszczą z podłogi, podkarmianie psów, jedzenie kociego jedzenia, wsuwanie książek głęboko w półkę itp.). Ostatnio się przyłapałam na tym, że ciągle tylko zakazuję, że coraz więcej mówię NIE i NIE i NIE. Bo jest łatwiej powiedzieć nie. Naprawdę. I nie wymaga to mojej pracy- ot, powiem, zabiorę i już. A alternatywa wymaga mojego zaangażowania i bardzo często oderwania się od tego, co akurat robię. I jak mam doła, albo jestem zmęczona i zniechęcona to mi się po prostu nie chce.
Ja jeszcze daję ostrzeżenia- "Wojtusiu, nie naciskaj nic przy laptopie!" "Wojtusiu, prosiłam, żebyś nie naciskał!" "Wojtusiu, jeśli jeszcze raz naciśniesz coś przy laptopie, to cię zdejmę" (bo ja mam laptop na stole i Wojtek wtedy siada na stole na podstawce obok laptopa)- i po 3 ostrzeżeniu zdejmuję. Jasne, też jest ryk, ale mniejszy i krótszy. Zastanawiam się, czy nie powinnam zdjąć zaraz po pierwszym naciśnięciu, ale też z drugiej strony- sadzając go koło laptopa jestem przecież świadoma, że coś naciśnie, w końcu to dziecko i MUSI nacisnąć. I okej, naciska sobie głośności, caps loka itp. Interweniuję dopiero, jak naciskanie zamienia się w walenie, albo jak niebezpiecznie zbliża się do wyłącznika. I tak sobie myślę- czy czasami nie jestem mimo wszystko niekonsekwentna?
Moje dziecko jest tak niegrzeczne i nerwowe jak ma napad, że nie będę opowiadała, ale nauczyłam go dwóch rzeczy:
- nie ruszania noży
- nie ruszania gorącego
Jak? Uwaga, nie nasyłać na mnie opieki społecznej 😉 Nóż kiedyś wziął, ja udałam, że chcę mu wyrwać i delikatnie końcówką tą ostrą ukułam go w nóżkę przez spodnie. Śladu nie miał żadnego ale się wystraszył i nauczył. Powiedziałam: "o widzisz, jakie noże są ostre? nie uważałeś i się ukułeś, nie wolno ruszać"

Z gorącym tak samo, rzucił się w stronę herbaty na stole, koniecznie chciał wyjąć torebkę. Więc wyjęłam z nim, rozhuśtałam ją tak, że kropelka z tej torebki wpadła mu chyba też na nogę. Zabolało, poskutkowało. Nie zbliży się do noży, nożyczek, igieł, cążków, obcinaczek, pił ( chyba, że nóż do masła weźmie, cwaniak wie, że to nie kłuje ) ani do tego co powiem, że gorące. Sama widzę jak omija szerokim łukiem, np. piekarnik włączony.

Oczywiście mimo to nie trzymam tych rzeczy w zasięgu.
Ale nie uciekania nie umiem nauczyć..... Wpakuję w wózek i siedzi związany pasami, i żałuję, że wkrótce nie będzie już wypadało by takie duże dziecko w wózku wozić.


A z odwracaniem uwagi to u nas było tak:
Poszliśmy nad morzem na lody. Dzieci siedzą i jedzą i nagle Magda pokazuje palcem na loda Olka i mówi: "tu masz dziurę"
A on w ryk. I to taki, że potem wpadł już w histerię, nic nie działa, minuty mijają, ludzie się na nas patrzą, brak kontaktu z dzieckiem, zasmarkane, zapłakane, ciężko do domu wrócić bo nie chce iść ani nie chce na ręce, a stać na chodniku nie mogliśmy wiecznie. Moja szwagierka w akcie desperacji: "patrz! tu są autka! ciocia Ci kupi!"
Jak ręką odjął  😂 wytarł śpiki w rękaw i łamiącym się głosikiem powiedział, że sobie wybierze i poszedł. No dziecko anioł.
Idziemy z autkiem do domku, wszystko gra i buczy, nagle Olek coś zobaczył co chciał, nie pamiętam co, my na to, że nie może tego dostać i jak na komendę: ryk od nowa.
Było to tak komiczne, że wybuchnęłam śmiechem, bo ostęp między płaczem-spokojem-płaczem był dosłownie kilkuminutowy. Ale jak pokazał przykład nie zawsze da się kupić święty spokój i czasem dziecko musi się wypłakać 😉
to ja tak samo nauczyłam nieuciekania jak Ty ostrego czy gorącego 😉
Raz i drugi pozwoliłam się "zgubić" na hali w hipermarkecie, w lesie, na rynku.
I reagowałam dopiero jak lekka panika ogarniała 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
21 sierpnia 2014 10:49
A jak oduczyc dziecko meczenia kotow? Ja juz sil nie mam 😵
Raja "bawi" sie z kotami. Nosi, sciska, klepie, kladzie sie na nich czy lapie i przyciska calym ciezarem do ziemi :/ nie pozwalam, pilnuje zeby ichnie ruszala, tlumacze ze koty to boli, zabraniam, pokazuje co z kotkami sie robi-ze glaszcze, ze delikatnie, ze ostroznie.I jak grochem o sciane... przy mnie poglaszcze delikatnie, ostroznie przytuli itd., ale jak tylko sama kota dorwie to znow to samo.
No kompletnie nie wiem, jak jej to wytlumaczyc 🙁
Metoda Udorki 😉 tez "probowalismy" jak ja kot przypadkiem w oko drapnal(na szczescie leciutko i nic jej nie bylo) jak go niosla i scisnela- wytlumaczylam, dlaczego kot to zrobil, ze nie wolno, ze kota boli jak go nosi/sciska, pokazalam pazury. I od tamtej pory jest wrecz jeszcze gorzej 😵 no uwziela sie na te koty.
Ja oczywiscie reaguje, nie pozwalam nosic i meczyc, ale nie zawsze sie da- jak myje naczynia, robie jedzenie czy sprzatam to czesto nie moge/nie zdaze zareagowac.
udorka,  jako matce-ss bardzo podoba mi sie Twoja metoda 😉 tylko z jakim szkrabem można to zacząć praktykować?
RaDag,  na Nikę "samotność" nie działa. ucieka po podwórku, zupełnie bezrefleksyjnie i jak mnie nie ma i mnie nie widzi - żaden kłopot.
szafirowa koniecznie 😉

Julie ja wychodzę sama, mąż zabiera dzieci na spacer, na plac zabaw. Czasem nawet na cały dzień do teściowej. W domu dużo bawi się z Filipem, z małym mniej ale to dlatego że młody nie chce! Kąpie, usypia Adasia codziennie (jak jest w domu). Więc pomoc mam.


A no to w porównaniu do szafirowej masz luzik. 😉 Oczywiście wierzę Ci, że jesteś zmęczona, że masz czasem/często dosyć, ale jak sama mówisz - pomoc masz.
A szafirowa nie ma ŻADNEJ pomocy. Odkąd Jasiek się urodził nie była nigdzie sama. Szanowny małżonek nigdy nie wykąpał i nie uśpił Jaśka (czy przewinął kiedykolwiek?) a o tym że wyszedł z nim na spacer pierwszy raz słyszę.


udorka, To mnie też można do opieki społecznej podać, bo wręcz kazałam Gabikowi dotkąć gorącego piekarnika. 😉
Oczywiście ostudzonego już na tyle, żeby się nie oparzył, ale żeby wyraźnie poczuł co to znaczy gorące. Wystarczyło raz. Od tej pory jak mówię, że coś jest gorące, to nawet się nie zbliża.
RaDag,  na Nikę "samotność" nie działa. ucieka po podwórku, zupełnie bezrefleksyjnie i jak mnie nie ma i mnie nie widzi - żaden kłopot.

Na Em w markecie np też średnio- tyle fajnych rzeczy!
Ale po pół godzinie, godzinie... Zaczyna być nieswojo 😉
A jak zaczepiają wystraszeni obcy ludzie i dużo pytają, coś chcą, to w ogóle nie bardzo 😀
(Em obcych te z lubi- szczególnie ochroniarzom się pakuje na ręce i lubi oglądać monitoringi  😵 )
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się