Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
09 września 2016 11:45
Ja mam ogólnie takie zdanie jak maleństwo.  Tutaj trochę za dużo tego naturalu ale to jedynie moje zdaniem
Co do pochwał,  to pomyślałam jeszcze o jednym - mam np. trening, idzie  super i największą nagrodą jest dla mnie progres mój czy konia ale jest mi niezmiernie miło jeśli ktoś to doceni i nas pochwali.
Ja nie "dzieciata" ale zainteresował mnie bardzo temat który podrzuciła Diakonka i mam podobne rozumowanie jak falletta o ile brak kar jako tako rozumiem to brak chwalenia i przekonanie że takie dziecko samo wypracuje poczucie własnej wartości jest dla mnie mocno wątpliwe  🙄
No bo akurat jesteśmy z mężem na etapie życia gdzie konsekwencje wychowania naszych rodziców....głownie męża bardzo utrudniają nam dalsze plany.
Ja kar jako takich w domu nie miałam,odkąd pamiętam jednak byłam chwalona za wszystko i (rzadko ale jednak) nagradzana.Mąż karany nie był ale i chwalony również nie,jego poczucie własnej wartości jest bardzo małe,wypracował sobie system takiej jakby  "walki ze światem",nie potrafi sam podjąć decyzji nawet w mało ważnych kwestiach bo ma przeświadczenie że hymmm... no właśnie i ja tu zadaje sobie pytanie.W moim mniemaniu Mąż się boi kary,konsekwencji (nie wiem jak to nazwać ) za swój wybór lub nie jest pewien czy zostanie za niego pochwalony i ktoś go za to doceni.Często mówi że ja miałam w domu inaczej,wiedziałam co mi wolno,a co nie i zostawałam doceniona .On czegoś takiego nie miał i uważa że wiele jego problemów wynika z wychowania.
I właśnie teraz nurtuje mnie pytanie ,czy to wychowanie bez kar i nagród jest takie dobre ? Jak potem taki człowiek ma działać w społeczeństwie i w dorosłym życiu gdzie na każdym kroku są nakazy,zakazy,kary i nagrody .
Czy to może nie do końca jest kwestia takiego wychowania tylko właśnie charakteru człowieka  🙄
Hej, dziewczyny proszę o szybką poradę. Nie jestem typem panikarza ale roczniak spadł mi z łóżka prosto na głowę, jak się w końcu uspokoił to zasnął mi na rękach, słyszałam, że nie należy dziecku pozwolić spać, ale to akurat pora jego drzemki. Budzić czy pozwolić trochę pospać i pilnować?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
09 września 2016 12:03
Leć na wszelki wypadek do lekarza, niech go zbada!
secretary, nie pozwalaj mu spać, obserwuj zachowanie, czy nie zbiera mu się na wymioty, czy nie jest nienaturalnie senny. Jeśli będzie spał, nie zauważysz nieprawidłowości. Idź do lekarza, będziesz spokojniejsza.
secretary ja bym obserwowała sen i postarałaa się szybciej wybudzić z drzemki, na tyle aby znowu dziecko nie bylo rozdrażnione brakiem drzemki... Albo zadzwoń na pogotowie i zapytaj co robic w takiej sytuacji.

Co do braku kar i nagród. Próbowałam i poleglam. Jako matka 4,5 latka powoli wycofuje się z tego "nurtu" bo gdzies musialam jednak popełnić jakis błąd...
Dziecko niestety jako istota ludzka w sumie od początku musi nauczyć się "żyć w stadzie" a cale zycie składa się z nagród (awans, podwyzka) i kar (upomnienie, nagana). W szkole rowniez poprzez system oceniania dziecko jest nagradzane bądź nie 😉
Krzys niestety przez moment wymknął się spod mojej "kontroli" a nie kazdy czlowiek (obcy) zyczy sobie aby dziecko np. biegało po sklepie albo coś tam.
Obecnie moje dziecko niestety nie rozumie pojęcia "kara", ma mętlik w glowie... a potrafi rozrabiać jak pijany zająć i przekraczać granice, ktorych nie powinien będąc poza domem (np. w sklepie albo jak jestem u rodziców).
Sama jestem bardzo cierpliwa i tolerancyjna ale inni asertywność Krzysia niejednokrotnie określają rozwydrzeniem niestety...
Kurczak, maleństwo ja też mam nieodparte skojarzenia z "naturalem" 😉 Takie to miejscami mocno wydumane. Tylko, że ja uważam, żę jeśli wychowywanie dzieci było by aż tak skomplikowane to jako gatunek byśmy wyginęli  🙂

Przeczytałam to co podlinkowała Diakonka i mi osbiście najbliżej do tego co jest w linku nr 5. Niby wszystkie o tym samym ale tam to jest ujęte najbardziej logicznie.

Jeśli chodzi o stosowanie kar to jak najbardziej się zgadzam. Gorzej z tymi nagrodami.

Jak sami autorzy nie raz stwierdzają dzieci lubią być nagradzane. I wydaje mi się, że tak na prawdę czy się powie "jestem z ciebie duman" czy całą litanię o tym jak to pięknie, że w ogóle chciało ci się coś zrobić to i tak jest to forma nagrody. Ton głosu, mimika twarzy mówią więcej niż słowa 🙂 No chyba, że w tym nurcie wszystko wyraża się z kamienną twarzą...

Nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz w tym braku nagrody. Bo skoro ważny jest sam fakt wykonania czego to czy nie dojdziemy w końcu do sytuacji w której dziecko będzie robiło wszystko "na odwal"??? No bo skoro nie ważne czy zrobię dobrze czy źle to po co się starać ???? Szczególnie kiedy dziecko musi zrobić co niekoniecznie samo sobie wymyśli np. sprzątanie. Poukładanie zabawek na półki jest czasochłonne a więc upchnę je byle jak w szafie a i tak będzie git 🙂

Bo wszystko jest fajnie jeśli mówimy o rzeczach, które dzieci robią z własnej woli (motywacja wewnętrzna), a co z obowiązkami????

falletta to co opisałaś to raczej wychowanie bezstresowe a nie wychowanie bez kar 😉

Moje dziecko jest na razie bardziej na etapie chowania a nie wychowywania ale temat już teraz mnie bardzo nurtuje. W pracy pojawia się u nas coraz więcej młodzieży (no takiej 23 - 24 lata :icon_rolleyes🙂 i obserwuję tych ludzi wychowanych w przekonaniu, że są najwspanialsi a świat należy do nich i jest to bardzo smutny obrazek. Ludzie kompletnie nieodporni na krytykę, leniwi, nie potrafiący z nikim współpracować za to z ego w kosmosie  🙂 I zastanawiam się jak wychować własne dziecko tak żeby z jednej strony nie było rozpuszczonym bachorem a żeby z drugiej srony wyrosło jednak na fajnego dorosłego  🙂
Szafirowa, szczerze, to nie dopytuje. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji i mam nadzieję, że ostatni. Na razie czeka mnie weekend w szpitalu. Jutro kolejna beta.
m2nika Trzymam za Was kciuki i przesyłam pozytywne myśli.
Lotnaaa Spodziewam się drugiego chłopaka. Pierwiastek męski w domu mnie zdominuje, jak na razie będzie 5:1 :/ Dzisiaj już 38 tc+1  😅 Mam zakaz rodzenia w weekend bo mąż ma masę turystów do ogarnięcie. Idę się relaksować  😎
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
09 września 2016 13:43
gunia92, a przeczytałaś co zamiast nagród? jak budować poczucie własnej wartości u dziecka? bo chyba nie.
falletta zgadzam się z szd51 - Twoje wujostwo z pewnością popełniło i popełnia dużo błędów, pewnie są zbyt pobłażliwi, za mało stanowczy, może jest to tzw bezstresowe wychowanie i dzieciom wszystko wolno?

ja swoim dzieciom często mówię, że jestem z nich dumna, że widzę, że coś zrobiły i jestem z tego powodu szczęśliwa, mówię, że mi się coś podoba, że widzę, że się starały - czyli mówię o swoich odczuciach, nie oceniam. Staram się unikać określeń super, ślicznie, brawo - po to jest pusta pochwała.

dziewczyny, cieszę się, że zapoczątkowałam taką fajną dyskusję, szkoda, że nie w bardziej właściwym wątku (alternatywnym), ale ja się z niej wymiksowuję, bo serio nie mam czasu 🤔

falletta, dokładnie tak samo to widzę. Tylko pozornie to dziecko ma konsekwencje. Zepsuje zabawkę? Co z tego, jeśli rodzic musi kupić nową. Bo chyba nie stosuje się zasady, że dziecko ma 5 zabawek i jak je popsuje to nie otrzyma nowych??

Diakonka, w jednej korporacji ubzdurali sobie, że lepiej dawać więcej zadań pracownikom (odpowiedzialność) robić konkursy i publicznie gratulować. Tylko wiesz co? Nikt z nas pracowników nie miał ochoty więcej zapier... ć dla uścisku ręki prezesa czy w imię ładniejszej wizytówki. Tym nie damy dzieciom jeść, nie wymienimy auta na lepszy model ani nie pokażemy dziecku kawałka świata.

szd51, dla mnie nagradzanie okazywaniem radości z wykonanych czynności jest najlepszą motywacją dla mojego dziecka. Gdy podchodzi pokazać mi, że udało jej się narysować kółko, to chwalę, że ładnie narysowała i proponuję by poćwiczyła rysowanie małych kółek to będą oczy i będziemy rysować kotka. I dziecko potrafi siedzieć pół godziny i ćwiczyć rękę, co jakiś czas oczekując, że zobaczę co się już udało.
Czyli rodzi się motywacja i ambicje by nauczyć się rysować oko kota.
szd51 wlasnie przykład z zabawkami jest dobry... Krzysio ma duzo zabawek (mozna by rzec, ze za duzo :icon_rolleyes🙂 ale np. gdy wyciąga zabawki i bawi się nimi chociaz 5 min - ok, czasami sam z siebie sprząta (rzadko) najczęściej go motywuje aby sprzątał, bo jak w nocy wstanie to potknie sie/cos polamie, wroci ze spaceru bedzie zmęczony i warto teraz posprzatac itp. Najczęściej ten system dziala, sprząta (ja pomagam ale tylko troche) komentuje wszystko w stylu "ciesze się, ze posprzatales dzieki temu jak wrócimy ze spaceru/ rano bedzie czysto".

Tylko co w sytuacji jak wbiegnie do pokoju, udając jakiegoś stwora/samolot/Bog wie co, rozwali wszystko i nie ma najmniejszej ochoty sprzątać? Jesli prosze aby sprzątał, zaczynam sama sprzątać a on olewa temat i wychodzi z pokoju... Kara byłoby wystawić zabawki na korytarz, raz, drugi,trzeci nie chcesz sprzatac- zabawek nie ma.
A tak sprzątam sama mówić, ze bardzo mi przykro, ze nie chcesz pomoc... Sprzatne a on znowu potrafi rozrzucić wszystko i śmiać się przy tym... Nie wiem jak przeskoczyć problem ucieczek w sklepie jesli tlumaczenie i prośby nie pomagają bo wszystko obraca w zabawę.
Nie powiem "uspokuj się bo nie kupie ci loda/batonika/zabawki" bo sama nauczyłam, ze nie zawsze kupujemy lody, słodycze, zabawki... Ze nie zawsze coś mu kupuje(jak i sobie) tylko ogólne produkty typu masło, chleb, ziemniaki itp.
Nie powiem "uspokój się bo pani cię zabierze" (czesto slysze ze rodzice tak mówią), nie powiem "przestańn wariować bo wiecej nie zabiorę cię do sklepu" - byłby ryk nie z tej ziemi jakbym sama pojechała.
A gadanie w stylu "jest mi przykro, gdy zle się zachowujesz" itd w ogole na niego juz teraz nie dziala.
Nie dziala "bedziesz grzeczny dostaniesz autko" bo nigdy nie dawałam nagród rzeczowych a pochwale slowna ma w...nosie.

Inni czasami krytykują chocby to, ze pozwalam zaglądać w kazda dziurę (moze niekoniecznie do kosza na smieci :lol🙂 ze moze otworzyć zamrażarkę w sklepie(przykład) ze moze robic co chce dopoki nie przeszkadza innym i nie jest to szkodliwe/niebezpieczne.
Słyszę komentarze w stylu "to dziecko wcale się ciebie nie boi", jest rozwydrzone itd

Nie wiem tylko co robic, gdy powinien coś zrobic a on to lekceważy zupełnie...
kasiulkaa25 no ja na razie nie wiem co bym zrobiła z takim maluchem notorycznie lekceważącym prośby i polecenie. Szkoda, że Diakonka nie ma czasu się po udzielać. My jeszcze do tego etapu nie doszliśmy.

Mikołaj ma dopiero rok to i obowiązków nie ma za wiele 😉 Na razie z takich rzeczy około wychowawczych to przystosowałam mój dom do obecności dziecka 🙂 Może sobie do woli przetrząsać szafy i szuflady i latać po całym mieszkaniu z balkonem włącznie 😀 Jedynie kocia kuweta jest zakazana i tu konsekwentnie za każdym razem mówię mu, że nie wolno i zabieram jak widzę "błysk w oku" (czasem kończy się histerią) 🙂 Bawiem się z nim nie tylko jak marudzi ale też jak jest zadowolony i zawsze reaguję na zaczepki. No i pilnuję żeby był wyspany i najedzony 🙂 Drzemka to u nas święty czas ciszy. A z jedzeniem jest tak, że niestety BLW na razie nie zadziałało i dostaje łyżeczką i jeszcze muszę go w trakcie zabawiać. No ale jak pozwałam mu jeść tyle ile chciał i dopić mlekiem to miałam potwora nie dziecko  🙂

bera7 ja też na okrągło "zacieszam" do mojego i wydaje mi się to naturalne i dobre. Dla tego tak mnie zaintrygował tematy wychowania bez nagród 🙂
Ciekawy temat z tym wychowaniem. Kiedyś też nie mogłam tego załapać i musiałam sobie dużo rzeczy przetrawić. Rozmiawiałam też z wieloma osobami na ten temat i wydaje mi się, że to jest po prostu nie dla każdego, nawet nie w tym sensie, żeby wziąć to za swoje i stosować w swoim życiu ale po prostu nie każdy nawet pojmie co w tym dobrego. To też nie jest tak, że to jest jakaś metoda, która magicznie sprawia, że nagle panuje pokój i harmonia w rodzinie, a dzieci wyrastają na idealnych dorosłych. To jest raczej jak system wartości, a więc z samej definicji nie przystaje do każdego. Nie jest tak, że nie generuje to jakichś problemów. Generuje, tylko nie te same, co inne "metody" wychowywania. I oczywiście nie jest tak, że takie podejście gwarantuje sukces, pewnie się można wykrzaczyć jak w każdym innym przypadku.

Bo wszystko jest fajnie jeśli mówimy o rzeczach, które dzieci robią z własnej woli (motywacja wewnętrzna), a co z obowiązkami????


I to jest jeden z kluczy. Jedna dziennikarka opisywała, że w języku Indian z dżungli amazońskiej nie istnieje słowo praca jako takie, są tylko poszczególne czynności. Nikt nie uważa, że to co my nazywamy pracą, obowiązkami jest przykre, każdy pracuje. Ci ludzie nigdy nie narzekali, a nawet wtedy kiedy praca była wyjątkow ciężka potrafili śmiać się i żartować. Oprócz dwóch przypadków dorosłego człowieka i chłopca, którzy wychowali się poza wioską wśród białych i później do niej wrócili, byli już jakby skażeni tym naszym myśleniem, że obowiązki = nieszczęście =przymus.  Ta mama o której pisałam, nie lubi mówić o czymś, że coś "musi", ona wszystko "chce". Czyli lubi sobie uświadamiać, że jak sprząta, to nie dlatego, że jest jakąś tam ofiarą losu ale dlatego, że fajnie mieć czysto. I jeżeli sprzątanie byłoby jednak zbyt trudne to przecież zostawiłaby burdel 🙂 I jej syn to widzi, że ona się cieszy jeżdżąc na tej szmacie, dlaczego miałby się czuć nieszczęśliwy zmywając po obiedzie (nie chce też powiedzieć, że to dziecko idealne, że zawsze sprząta i nie ma z tym nigdy problemów ale już teraz widzę, że koniec końców nie wyrośnie pewnie z niego cierpiętnik, który ciężko wzdycha jak tylko mama o coś prosi). I tak samo kiedy ona rzuciła dobrze płatną ale unieszczęśliwiającą ją robotę, poszła na studia które uwielbiała, dlaczego nie miałby myśleć że i on tak może? Należy też sobie zadać pytanie co jak pojedziemy na 40-sto lecie matury i powiemy, że nasze dziecko jest spawaczem w Koziej Wólce. Tej mamie o której piszę to by nie przeszkadzało bo ona jest pewna, że byłby to jego wybór, a nie coś co mu się przytrafiło bez żadnego pola manewru. I oczywiście nie wychowuje go w przekonaniu, że kasa to jest pierwsza wartość w życiu. Od razu pisze do Halo, że ona rozumie, że świat ma swoje ograniczenia ;P "Wybór" w tym przypadku oznacza "na tyle na ile jest to możliwe".

To pewnie nie jest tak, że to jest droga dla każdego (dlatego wg moich obserwacji do takiego sposobu wychowania często garną się osoby w stylu jak ja to nazywam "ślepe konie" które na pytanie czy wezmą udział w Wielkiej Pardobickiej odpowiadają "nie widzę przeszkód"  😁 ) to takie osoby, które "wyrwały" się z systemu i wiedzą, że po tamtej stronie też jest życie 😉 a przynajmniej było dla nich. Pytanie właśnie czy to jest pochodna samego sposobu wychowania? czy też przykład rodziców i genetyka są tu kluczowe i po prostu nie da się tego nauczyć z książek.

Na pewno kolejnym kluczem jest wiara rodziców w dziecko. Czytałam bloga mieszkańców Singapuru - tam czteroletnie dzieci czytają po chińsku. Oczywiście nie za sprawą wychowania bez kar i nagród, a wręcz przeciwnie 😉 ale czy przeciętny rodzic w PL wierzy, że jego dziecko może w wieku 4-rech lat czytać po chińsku? No więc jak nie wierzy to nie ma, żadnych szans żeby czytało, tylko dziecko rodzica który w to wierzy ma tę możliwość. I tak samo tylko dziecko rodzica, który wierzy że dziecko ma tyle powera, że może zostać spawaczem, a potem przedzieżgnąć się w architekta de facto takiej próby się podejmie. Takie któremu rodzic mówi, że jedyną drogą jest kierat będzie pewnie w kieracie chodzić. To mi zresztą przypomina nasze rozmowy z kumplem, który urodził się w rodzinie patologicznej i większość dzieciństwa spędził w domu dziecka. Nam rodzice powtarzali "tego nie możesz i tamtego bo świat jest taki i taki", jemu nikt nic takiego nie mówił i był ciężko zszokowany, że rodzina może być jednak handicapem... BTW z naszej paki osiągnał największy sukces finansowy (0,15% najlepiej zarabiających w PL) bo tak sobie wymyślił w liceum , że zdobędzie taki i taki zawód i będzie sobie zarabiał duże pieniądze. Yes we can 😉

Jak to kiedyś ujęła jedna pani w gazecie "uczymy dzieci, że muszą męczyć się w podstawówce, żeby pójść do gimnazjum w którym będą się męczyć, żeby pojść do liceum, w którym będą się męczyć żeby pójść na studia, na których będą się męczyć aby dostać "dobrą pracę" w której będą się męczyć, aby dostac jeszcze lepszą pracę..." Bo to jednak oczywiste, że jeżeli rodzic nie wierzy, że jest wyjście z takiego kieratu, to raczej dziecko choćby takiej próby nie podejmie.

To taki trochę chaotyczny zbiór myśli, mam nadzieję że wiadomo o co mi chodzi.

bera7, i to co wymyślili w tej firmie to jest podobno dokładnie to, co ma działać na osobników wychowanych w zależności od autorytetu zewnętrznego czyli pochwały i kary. Człowiek, który ma autorytet wewnętrzny i w sposób realistyczny stara się ocenić własną wartość w firmie i na rynku pracy pozostaje na takie numery niewrażliwy albo mniej wrażliwy. Tak samo jak np na mobbing.

Jeszcze co do tego, że człowiek zawsze szuka komfortu. Być może ale co powoduje komfort u młodego chłopaka, który godzinami aż do zdarcia palców ćwiczy grę na gitarze? Człowiek potrafi zmotywować się do rzeczy trudnych i wspaniałych (i wciąż czuć się komfortowo) zupełnie bez presji i bez oczekiwania na pochwałę, wtedy kiedy sam jest w stanie się swoimi postępami zachwycić. Oczywiście jak ktoś zachwyca się obok to jest jeszcze lepiej 🙂 ale w tym podejściu chodzi o to, żeby ten zachwyt z zewnątrz nie był koniecznością, tak jak wtedy kiedy mały człowiek uczy się chodzić.

Jeszcze co do zabawek, co nas to boli (mnie też), że niszcza swoje zabawki, przeciez same się nimi nie bawimy?
Z zabawkami akurat staram się trzymac zasady, ze jesli coś popsuje przypadkowo - nic się nie odzywam, co najwyzej jak próbuje coś poskładać tłumacze, ze juz nie da się tego naprawic.
Jak rzucal czyms w nerwach i rzucało "trudno ta zzabawka nie bedzie juz działać" i laduje ta rzecz na polce "zabawek uszkodzonych". Mamy taki kat "smietnikowy-pożegnalny" - laduja tam zabawki i rzeczy do wyrzucenia.
Jak chce czyms rzucić, przypominam, że jak zepsuje się to wyląduje na polce...
Jak weźmie zepsute np. autko z tej polki to przypominam czemu tam się znalazło.
Z tym, ze ja od początku staram się tłumaczyć, ze przedmioty maja "dusze" i nie wolno ich niszczyć.
Jesli zepsuje przypadkiem coś co uwielbia (np. niechcący upusci) staram się dosc szybko kupić taka sama zabawkę.

Nie wiem czy dobrze wychowuje swoje dziecko ale jakos tak podpowiada mi instynkt, choc nie moge nazwać Krzysia dzieckiem bezproblemowym...
kasiulkaa25, ja zupełnie nie w nurcie braku kar i nagród, bo wg mnie jako ogólne podejście do rodzicielstwa sprawdza się ona bardzo dobrze, jednak są sytuacje, gdzie po prostu trzeba reagować behawioralnie i nie ma bata - chwalić za sikanie na nocnik, wyraźnie skarcić za bicie psa, itd. W takiej sytuacji jak opisujesz z Krzysiem ja bym zrobiła tak: przed pojechaniem do supermarketu mówisz mu, że często ucieka od Ciebie w sklepie i Tobie się to nie podoba. Chciałabyś żeby tym razem zawsze był na 3 kroki od Ciebie w czasie robienia zakupów - i prosisz żeby pokazał jaka to odległość 3 kroki od Ciebie. Mówisz mu potem, że będzie miał 2 ostrzeżenia jeśli oddali się za daleko, więc niech się nie martwi za bardzo, ale po 2 ostrzeżeniu, jesli odejdzie za daleko, umowa jest taka że następny raz do sklepu jedziesz sama. I choćby się waliło, paliło a on ryczał jak obdzierany ze skóry - jedziesz do tego sklepu sama i tłumaczysz, że znał zasady. Potem znów ta sama gadka o 3 krokach i ostrzeżeniach i jedziecie razem - jak po 2 znów ucieknie to następny raz nie jedzie, jak nie ucieknie - jedzie i jest pochwalony (tak, pochwalony ;P) że jest poważnym gościem i można się z nim fajnie na coś umawiać.

Po mojemu - dzieci jak najbardziej powinny wyrabiać w sobie wewnętrzną motywację, same szukać czego chcą i oceniać wytwory własnej pracy. Jednak po to są dorośli żeby wskazówki dawać, jakiś feedback też. I granice wyraźne też rysować. Moim zdaniem w kontakcie z dzieckiem po prostu należy być autentycznym - jeśli podoba nam się kotek, to powiedzieć że jest piękny a nie "fajnie, że się postarałaś" 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
09 września 2016 15:35
Dzionka a jak nie ma możliwości, żeby Kasiulka pojechała sama? Bo ja nie mam i nie miałam, muszę dziecko wszędzie zabierać.
CzarownicaSa, odniosłam się do tego, co Kasiulka napisała - że zabiera go mimo złego zachowania, bo inaczej jest histeria, a nie dlatego że nie ma innej opcji.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
09 września 2016 15:46
Aaa, w tym sensie :kwiatek:
U mnie to kompletnie nie działało. Dla młodej to "następnym razem" było tak magiczne i mistyczne, że miała to w nosie. Jak jej mówiłam "kochanie, proszę, nie lubię jak zachowujesz się w ten sposób, jeśli będziesz tak dalej robić to wyjdziemy" łapała mnie za rękę i stwierdzała "ok, to chodźmy!" 🙄 Więc przyjęłam inną strategię- albo uczestniczy w 100% w zakupach(ale wtedy nie mogę się sama na nich skupić) albo wsadzam ją do wózka z książką/kupioną rzeczą i jakoś ciągniemy.
kasiulkaa25, moje dziecko nie sprzątało absolutnie niczego. Do czasu. Próby rozmowy, proszenia itp miał generalnie w nosie.
W końcu dałam ultimatum. Albo sprzątasz, albo wyrzucam zabawki do kosza. I wyrzuciłam.
Od tej pory sprząta po każdej skończonej zabawie.

A jeżeli chodzi o wychowywanie. Stosuje proste zasady panujące w domu jak i poza nim.
W sumie nigdy nie zdarzyło mi się powiedzieć do dziecka ' jak będziesz grzeczny to dostaniesz coś "
Aha i u nas działają proste komendy i polecenia.  Bo jak za bardzo rozwodzę się nad daną sprawa, to ogólnie dziecko ma mnie w nosie i już dawno mnie nie słucha.

Rany na dworze +30 stopni a mnie i Kubę dopadło jakieś paskudztwo. Kaszlemy, smarczemy, gorączkujemy no normalne bomba nie ma co
bobek też kiedyś czytałam artykuł o wiosce w dżungli w kontekście wychowywania dzieci 🙂 Pewnie o tej samej wiosce 🙂 No i fajne rzeczy tam były tylko mi wioski chętnej wychować moje dziecię brakuje 😉 Za to z tego fragmentu, który opisałaś i z przykładu tej mamy wynika pewna bardzo star prawda o wychowaniu: dzieci uczą się przez naśladownictwo. Więc fajni ludzie prawdopodobnie będą mieli fajne dziecko nawet jeśli w przedpokoju będzie "karny jeżyk" 🙂 No a przeciętny miłośnik 8 godzin telewizji dziennie raczej nie wychowa niesamowitego pasjonata czegokolwiek nawet jeśli będzie używał najbardziej okrągłych zdań 🙂 I zastanawia mnie na ile te wszystkie teorie mają sens a na ile to taki "chwyt marketingowy".
CzarownicaSa, wg mnie jeśli nie ma możliwości zastosować kary z zostawieniem dziecka to można wymyślić coś równie nieprzyjemnego np. jeśli nie zachowasz się tak i tak to dziś nie pogramy w piłkę (czy co tam wspólnie robią).
Dla mnie kara to brak nagrody i jednocześnie konsekwencja zachowania. Jeśli zrobię A to zrobimy razem B. Jeśli nie da mi zrobić A i będzie utrudniać to nie zrobimy razem B.
CzarownicaSa, no i moim zdaniem super robisz! Zamiast karcić dziecko w kółko za to samo lepiej po prostu usunąć przyczynę  jego złego zachowania. Szczególnie z małymi dziećmi i np. z ADHD tak się robi. Zamiast mu sto razy mówić "przestań się bawić piórnikiem i pisz!" można mu położyć na ławce tylko długopis.
dea   primum non nocere
09 września 2016 20:38
U nas póki co takie próby z nocnikiem: tłumaczę, že dorośli nie walą w pielę, za każdym razem po udanym užyciu nocnika się razem cieszymy jak jest fajnie, że można siku wylać i nie wisi mokra pielucha do kolan, że kupa poszła prosto i jest czyściejsza (nie lubi bajzlu). Jak jest wpadka to mówię "trudno, następnym razem się uda, prawda?", jak wybitnie źle, to trochę biadolę ile to sprzątania 😉 raczej takie zwracanie uwagi na konsekwencje, niž nagrody/kary. Żadnych czekoladek za sika. Zobaczymy czy się uda. Idzie nieźle.

Już chyba kiedyś tu gdzieś pisałam, że ojciec mnie wychowywał trochę w takim duchu - tzn. sam się interesował, np. łamigłówkami, matematyką, informatyką, poprawną polszczyzną. Zaszczepił mi to, wciągając mnie do zabawy i... i to w taki sposób, že mi to sprawia przyjemność (tak, nawet w formie 8h w pracy - koledzy się nie mogą nadziwić, że się po 10 latach w zawodzie cieszę jak dziecko, jak mi uparta dioda mrugnie kiedy trzeba). Dlatego wierzę i potwierdzam, że metoda "zainteresowanie i wspólna eksploracja zamiast nagradzania i karania" działa. Z drugiej strony była szkoła muzyczna ... i były i lody, i figurki piesków za zdane egzaminy i ... pianina już dawno nie ma, nie czuję tego i uciekłam, jak tylko się dało.

Co do agresji, niszczenia - ja nie karzę w sensie bicia czy wyłączania bajek - ale natychmiast przerywam to zachowanie (nie lubië agresji :p u zwierząt też mam zero tolerancji na agresję). Zabieram dziecko od psa z wyrażeniem dezaprobaty i próbuję zająć czymś innym. Jak się nie daje przekierować, to jest fizyczne uniemożliwienie kontaktu na chwilę. Pomarudzi i zaraz zapomina, zajmuje się czym innym (jeśli to było z nudów, nie z innej przyczyny). Jeszcze nie zdarzyło się, by nie zadziałało. Siebie bić też nie pozwalam, łapię za rękę i koniec. Mówię zawsze, że boli, i že ona chyba nie lubi jak boli (przypominam np. sytuację jak się przewróciła czy z ławki spadła) i że ja/pies/babcia też tego nie chce. Jak niszczy zabawkę swoją (rzadko) to tylko mówię, że będzie zniszczona, nie ingeruję. Jak niszczyć chce czyjeś rzeczy, mówię, že ta osoba byłaby smutna, bo lubi np. jak ten kwiatek jest ładny - i zabieram miotłę (to przykład z dziś :p). Ogólnie raczej działa to podejście - niedawno była masakra, kilka razy dziennie ataki na różną żywiznę (mamy sporo zwierząt). Teraz sporadycznie i raczej w fazie przepalonych styków.

Zawsze też staram się zrozumieć dlaczego to robi - bo tak jak Diakonka pisała, może być wg dziecka ważny powód (np. bije kota, bo kot siedzi obok mnie, a ona chce tu usiąść) - wtedy jej mówię, že np. może z drugiej strony usiąść, czasem mówię, że przeprosimy kotka i kota zsadzam pokojowo itp. Czasami świruje, bo głodna albo zmęczona - wtedy proponuję jedzenie, spanie i zwykle koniec problemu.

Podałaś mi przykład pracy w jakiejś super korporacji. Ok. Zatem, moim zdaniem konsekwencje niektórych zachowań przychodzą zbyt późno. Dajmy na to, dziecko zaczyna Ci wagarować. To, że mu tłumaczysz, że przez to będzie miało zaległości w nauce itd. itd. nie przynoszą efektów. Ono to olewa, bo jest dzieckiem, nie rozumie, że kiedyś będzie musiało się usamodzielnić i, że chleb z nieba nie spada. Motywacja? jaka? powiedzenie ''widzę, że Ci na wf-ie dobrze idzie'' myślę, że to za mało, a nagrodzić za dobre wyniki nie można bo same wyniki wg. Ciebie to już kara/nagroda. Podsumowując.  Wagary = braki w nauce = słabe wykształcenie = kiepska praca. Ot wizja pracy w super nowoczesnej  korpo Twojego dziecka właśnie legła w gruzach. Faktycznie konsekwencje poniesie Twoje dziecko, ale Tobie jako matce nie będzie żal na to patrzeć? Kiedy powie Ci, mamo żałuję swojego zachowania, ale tych lat nie da się cofnąć. Może ''stracić'' kolejne na szkolenie o ile będzie miało wewnętrzną motywację.

Motywacja nie w formie tłumaczenia co będzie za tysiąc lat, tylko próby zainteresowania. Pomarzenia razem co chce, lubi robić. Podłapać to i wzmocnić, umožliwić. Olać wagary i kiepskie stopnie. Ja wagarowałam, co roku byłam zagrożona z historii i gegry przez kilka lat. Ot, nie czułam tematu. Mam dobrą pracę i ciekawą dla mnie (!) i czuję, že niczego nie muszę. Co więcej, nie uczyłam się dla tej pracy w korpo, rany, jaki to smutny cel! uczyłam się, bo to fajne i ciekawe było, a teraz mi jeszcze za to płacą  😜 Świat się nie zawalił przez średnią ledwie nad 3 (rodzice zawsze mówili: olej oceny!!).
Brat mój też wagarował i pasków miał niewiele, jest dobrym, kompetentnym lekarzem z powołania. Myślącym.
Siostra też nie zgarniała samych plusów. Zaczyna karierę w korpo i też się dobrze bawi.
Drugi brat miał jakąś własną schizę na oceny 😉 chyba mu jakiś gen zmutował... zbierał szóstki... nie żyje mu się lepiej niż pozostałym, ma za to wrzody i galopującą hipochondrię :p
Nie opłaca się żyć dla szóstek i korpo samego w sobie. Lepiej żyć dla pasji.

halo
- zdrowej motywacji u większości dorosłych nie ma, bo została skutecznie ubita. Właśnie o tym mowa. Dzieci ją jeszcze mają.
Diakonka, szd51 być może i ''bezstresowe'', choć wg. mnie takie wychowanie nie istnieje. Podałam przykłady mojego kuzynostwa jak poczucie bezkarności przekładało się na ich zachowania. Zachowania, które przez otoczenie było nie do zaakceptowania. Dla mnie brak kary to brak kary. Nie ma w tym żadnej filozofii. I nie istotne w jakim nurcie pod jaką nazwą się to znajdzie. Oczywiście nie u wszystkich dzieci musi być taki skutek jak u tych co opisywałam, ale może.

Dea ale ja nie twierdzę, że marzę o pracy w korpo, uchowaj boże, osobiście wolę pracować u siebie bez studiów 🤣  Zapytałam za co taki człowiek ma chodzić do pracy skoro nie dla pieniędzy od szefa = nagrody. Diakonka odpisała ''nawet w korporacjach , tych wiekszych i bardziej uswiadomionych - motywuje się ludzi nie przez nagrody finansowe, ale przez np awans, większa odpowiedzialność, danie większego projektu. Nie krytykuje się ludzi, ale daje im się informację zwrotną - wyznacza się obszary do poprawy.'' Zatem, aby pracować w takiej korporacji bliskiej nurtowi swojego wychowania to pierw trzeba się do niej odpowiednio wykształcić. Inaczej dziecko trafi do innej pracy, gdzie może funkcjonować powszechnie stosowany system podwyżek, premii lub ich ucięcie = kary i nagrody. Ale praca to tylko jeden z wielu przykładów, które można mnożyć i dyskutować. Odnoszę wrażenie, tworzenia wokół dziecka bańki mydlanej, która moim zdaniem w realnym świecie pęknie.

Brak nagród to już w ogóle dla mnie abstrakcja, nie wiem jakim cudem można tłumić pozytywne emocję przed własnym dzieckiem i nie zapiszczeć z radości, kiedyś zrobi coś niezwykłego. Ja się cieszę jak głupia kiedy widzę jak mój niemowlak właśnie opanowuje podnoszenie główki. I co z tego, że nie rozumie moich słów, kiedy go chwalę. Ale to również jest moja potrzeba wypowiedzenia tego na głos. Dlaczego mam udawać, że mnie to nie cieszy i tego nie okazywać, nie chwalić? Nie wyobrażam sobie przemilczeć pierwszy krok, siku na nocniku, rysunek, piosenkę, grę na cymbałkach albo skwitować to: ''widzę, że się starasz'' opanowanym tonem, no nie. Jakby mi mój facet po obiedzie milczał, albo powiedział ''widzę, że się starałaś'' to by następnym razem gó** miał ugotowane.

Bobek masz racje. To rzeczywiście trzeba zrozumieć żeby czuć. Bo ja ni chu chu  😁


dea   primum non nocere
09 września 2016 22:52
Ja tam piszczę z radości 😉 a potem o tym rozmawiamy, nad czym tak piszczę i co w tym fajnego (albo czemu miotłę zabieram i co w tym złego) 😉 Zresztą przykład z zapiszczeniem nad narysowanym kółkiem a później "zobaczeniem nieistniejącego jeszcze kotka" też był świetny - nie płaska nagroda, tylko pogłębienie, pobudzenie wyobraźni. Motywacją nie jest tak naprawdę pisk, tylko kotek. Pisk jest dla rodzica i nie jest zakazany, tak jak ja to rozumiem. Nie ma być tylko pisk.

Napisałam wyżej też - byłam tak wychowana, żadna bańka mi nie pękła, ludzi wokół szanuję i praca to dla mnie po prostu przyjemność. Gdybym miała to robić za darmo, też bym to robiła (w miarę wolnego czasu). No, może mam szczęście, że mnie to akurat zainteresowało, co się teraz opłaca. Ale interesuje mnie też wiele innych rzeczy. Gdzieś tam uśpiona leży biotechnologia. Gdyby się z tego żyć nie dało, to bym głębiej poszła w kopyta - równie mocno mnie to kręci. Szacowałam - idzie przyzwoicie przeżyć i się nie zajechać, choć z informatyki łatwiej pod wieloma wzgldami. W każdym razie nie sądzę, żebym coś o pękających bańkach wspominała w takiej sytuacji.
Dzięki tej motywacji z samego działania dla działania mam więcej możliwości.
Mam nadzieję, že wyłapię, co się córce spodoba. Jeśli będzie to gegra, to moze i ja z nią pojeżdżę palcem po mapie i docenię jakie to fajne.
Albo pływanie. O. Lubi wodę.
Poobserwuję.
Szóstek wymagać nie będę, pełnego poddaństwa w szkole też nie. Szacunku dla innych, tak. I myślenia - jak się nie da inaczej, to po cichu albo tylko w domu.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
10 września 2016 05:55

falletta nawet w korporacjach , tych wiekszych i bardziej uswiadomionych - motywuje się ludzi nie przez nagrody finansowe, ale przez np awans, większa odpowiedzialność, danie większego projektu. Nie krytykuje się ludzi, ale daje im się informację zwrotną - wyznacza się obszary do poprawy.


Awans = więcej kasy. Na co komu awans bez podwyżki, na co komu większa odpowiedzialność (czyli też większy stres) i większy projekt bez większych pieniędzy? Właśnie przez coś takiego ludzie odchodzą z pracy, bo samym "jesteś fantastycznym pracownikiem, dam Ci awans", nie nakarmią rodziny. I jeśli ktoś tkwi w takim układzie, to frustracja narasta.
Dea przedstawiłaś mi to na tyle jasno, że rozumiem Twój punkt widzenia. Ale w takim razie w braku nagród nie ma konsekwencji, skoro mój pisk = zachwyt = pochwala = pozytywne ocenienie danej czynności swojego dziecka = nagroda, to jednocześnie nie można tego nazwać brakiem nagrody ??? - to jest dla mnie w dalszym ciągu nielogiczne, niezrozumiałe.
Fantastycznie, że Twoja praca jest Twoją pasją lub pasja stała się pracą. Ale nie uwierzę, że oferowałabyś swoje usługi za darmo. Praca zawodowa ma to do siebie, że jej głównym celem jest zarobek. Oczywiście są też inne korzyści: samorealizacja, rozwój, satysfakcja i duma kiedy stajemy się coraz lepsi w tym co robimy. Ale za satysfakcję, że zrobię komuś całą stajnie za frajer nie kupię sobie chleba, a dziecku pamperów. Znam wielu ludzi, którzy nie narzekają na swoje zarobki, czują się stabilnie i bezpiecznie z tym co mają ale żaden z nich nie twierdzi, że nie chciałby więcej i to jest głównie ich motywacją do działania. A uwielbiają swoją pracę, sami pozakładali firmy w dziedzinach, które ich interesują i gadają o niej z fascynacją poza godzinami pracy ale nikt nie czaruje, że powodem jest sztuka dla sztuki - bo lubią X h spędzać poza domem i uszczęśliwiać innych.
falletta, ty nie znasz, a ja mam męża, który gdyby dostał pracę dajmy na to w lockheed martin w programie kosmicznym poszedł by tam za połowę, albo i mniej tego co obecnie zarabia. No ale o czym my tu mówimy, skoro wszyscy wiemy, że są ludzie, którzy pracują zupełnie za darmo. Ale no właśnie, my się na co dzień zamykamy w kieracie i wydaje nam się, że nie ma innego świata, innych systemów wartości, jest tylko zachodnie "zapitalaj, aż do śmierci, więcej, więcej, więcej" 😉

edit: nie chcę przez to powiedzieć, że ludzie, którzy chcą zarabiać więcej to jacyć skrajni materialiści. Też uważam, że to normalne i ważne ale jeżeli nie najważniejsze, to przecież są inne drogi i rzeczy do zrealizowania oprócz kasy.
Motywacja nie w formie tłumaczenia co będzie za tysiąc lat, tylko próby zainteresowania. Pomarzenia razem co chce, lubi robić. Podłapać to i wzmocnić, umožliwić. Olać wagary i kiepskie stopnie. Ja wagarowałam, co roku byłam zagrożona z historii i gegry przez kilka lat. Ot, nie czułam tematu. Mam dobrą pracę i ciekawą dla mnie (!) i czuję, že niczego nie muszę. Co więcej, nie uczyłam się dla tej pracy w korpo, rany, jaki to smutny cel! uczyłam się, bo to fajne i ciekawe było, a teraz mi jeszcze za to płacą  😜 Świat się nie zawalił przez średnią ledwie nad 3 (rodzice zawsze mówili: olej oceny!!).
Brat mój też wagarował i pasków miał niewiele, jest dobrym, kompetentnym lekarzem z powołania. Myślącym.
Siostra też nie zgarniała samych plusów. Zaczyna karierę w korpo i też się dobrze bawi.
Drugi brat miał jakąś własną schizę na oceny 😉 chyba mu jakiś gen zmutował... zbierał szóstki... nie żyje mu się lepiej niż pozostałym, ma za to wrzody i galopującą hipochondrię :p
Nie opłaca się żyć dla szóstek i korpo samego w sobie. Lepiej żyć dla pasji.


Zgadzam sie w 100%.
Ja nie lubilam szkoly jako dziecko, szkola jest nudna. Wdryga mnie do tej pory na sama mysl. Nigdy nie zamienilabym mojego doroslego zycia, na powrot do szkoly.
No i mam takiego samego syna - nie lubi szkoly, liczy dni do weekendu, zeby posiedziec w domu... Ciesze sie, ze jestem daleko od rodziny, ktora by mialczala mi nad uchem, ze co z niego wyrosnie. Na szczescie w norweskich szkolach nie ma ocen ani zmuszania mniejszych dzieci do uczenia sie intensywnego, wiec jest latwiej z nim niz bylo ze mna w tym samym wieku.
W tamtym roku byl problem z odrabianiem lekcji, a w tym roku juz problemu nie ma, sam siada do lekcji. Nigdy go nie ukaralam w zaden sposob za to, ze zwlekal i nie chcial odrabiac. Troche mu tlumaczylam, dlaczego fajnie by bylo, gdyby jednak sprawe lekcji potraktowal troche powazniej 🙂
Wierze, ze moje dzieci beda fajnymi ludzmi cokolwiek sobie umysla robic w przyszlosci. Te decyzje pozostawie im samym.


Czytam Was i Wasze rozwazania na temat kar i nagrod czy ich braku i zastanowilam sie jak ja w tej chwili wychowuje dzieci.
Oczywiscie inaczej jest z dziecmi wiekszymi, bo im mozna duzo wytlumaczyc i wlasnie ja z nimi tylko rozmawiam. Wlasnie sie zorientowalam, ze u nas w domu nie ma kar, ja im tylko tlumacze dlaczego takie czy inne zachowanie wywolalo u mnie czy u innych niezadowolenie.
U mnie kary wywolywaly efekt przeciwny jak bylam dzieckiem, duzo bardziej wolalam jak ktos mi wytlumaczyl dlaczego cos co zrobilam bylo zle.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się