Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Martita   Martita & Orestes Company
04 kwietnia 2018 14:46
Ja sobie nie wyobrażam, żeby mojego K. miało nie być przy porodzie. Był dla mnie najlepszym supportem na świecie. Co związek to inaczej i każda para powinna indywidualnie ustalić jak chcą a nie co wypada.

Rodziłam w Orłowskim, gdzie chodziłam również do szkoły rodzenia. Warunki w budynku beznadziejne. Łazienki na korytarzu, brzydkie, sale poporodowe kilkuosobowe. Na sale mogli wchodzić tylko tatusiowie lub rodzice. Nie odnotowałam żadnych pielgrzymek. Jedzenie średnie, raz było ok, innym razem niejadalne.
Za to położne i neonatolodzy to anioły. Informowanie o wszystkim, ciepłe, odpowiadające na każde pytanie bez złośliwości. Jedynie co to doradca laktacyjny mało przyjemna pani. Za to położne tłumaczyły, pomagały. Byłam pod troskliwą opieką. I ta opieka wynagrodziła brzydotę budynku po stokroć. Wsparcie jakie otrzymałam podczas porodu i po bezcenne. Nie wiem czy tylko tak trafiłam na fajne babki z powołaniem czy tam tak wszystkie 🙂 

Wydaje mi się, że ten trakt porodowy jest to duża sala porodowa porozdzielana ściankami. Ja rodziłam na takiej sali, słychać inne kobiety natomiast ścianki tak zbudowane, że było intymnie. Coś jak tutaj tylko ścianka lepsza. Można sale obejrzeć w szpitalu z położną przed porodem.
ja tak jak Julie uważam, że trzeba posłuchać siebie, a nie mody, biadolenia i chęci osób postronnych w tym męża. Ja też ustaliłam, że na końcówkę zostaję sama, chyba że nagle zmienię zdanie, co oscylowało w okolicy 5% prawdopodobieństwa. Szczerze mówiąc, chyba był mi wdzięczny.

Polecam Wam "Zamieszanie na sawannie, czyli dlaczego zwierz dziki łyka batoniki" Kassjanowicz 😉

i też na "K ": "Horror, czyli skąd się biorą dzieci" Kasdepke  😉
ash   Sukces jest koloru blond....
04 kwietnia 2018 17:09
Scottie, miałam lekarza z Praskiego, prowadziłam ciąże u niego prywatnie ale jak trafiłam do szpitala to i go nie było i zajmował się mną kto inny 😉
Rodziłam przed remontem, a i tak byłam zadowolona. Opieka na porodówce bardzo dobra, na noworodkach tez wszystko na plus. Cała noc przynosiły mi młodego na karmienie i przystawialy. Raz powoedzialam ze nie zgadzam się na dokarmianie i nie było tematu.
Sale miałam pojedynczą z łazienka, wyszliśmy do domu w 3 dobie.
Dzionka, powiem tak- z moim Mężem jesteśmy razem 11 lat, znamy się jeszcze dłużej, rozmawiamy o wszystkim, nie ma między nami wstydu, poruszamy różne dziwne tematy, więc to nie jest kwestia, że się krępuję czy coś. Chodzi mi o kulminacyjny moment porodu. Niestety nie należę do osób, które uważają, że to cud natury itd. Dla mnie jest to obrzydliwe. Mnie osobiście by odrzuciło jakbym musiała stać i na to patrzeć. Wystarczy, że ja muszę to wytrzymać😉 Wsparcie Męża wolę mieć przed i po.
ash   Sukces jest koloru blond....
04 kwietnia 2018 17:51
D+A, mój był ze mną do samego końca praktycznie, a na finał zabrali mnie na cc. Nie widział nic bo był cały czas przy mojej głowie, a ja namiętnie ściskałam mu dłoń 🙂
Rozśmieszał mnie, gadaliśmy o różnych rzeczach zupełnie nie związanych z porodem żeby przetrwać te 6h. Serio, nie wyobrażam sobie porodu w pojedynkę. Poza tym mąż zawsze może zrobić awanturę jak jest potrzeba 🙂
U mnie była szybka akcja porodowa, w sumie poza spacerami, ktg i usg to nic się nie działo. No poza skurczami 😀
I rozumiem Cię poniekąd, bo dla mnie poród to żaden cudowny moment.
No może i tak, ale my niestety jak oglądamy coś w tv i jest poród to oboje mamy cofkę;p Może mi się jeszcze do porodu odwidzi i zmienię zdanie, ale na ten moment nie widzę obecności Męża w tym "najgorszym" momencie.
Scottie   Cicha obserwatorka
04 kwietnia 2018 19:01
Martita, no właśnie tak myślałam, że trakt porodowy właśnie tak wygląda... chciałabym tego bardzo uniknąć.


Co do męża przy porodzie to chciałabym, żeby był, ale tylko z tego względu, żeby pilnować obsługę szpitala. Jeśli powiem, że bardzo mnie boli i chcę znieczulenie, to nie mam zamiaru i nie będę miała sołtys dyskutować z położna, która będzie miała inne zdanie. Mąż ma wszystkiego dopilnować, a jak pojawi się krew to wyjść. Bo to wrażliwy człowiek i na bank zasłabnie 😉

Wracam właśnie z USG genetycznego, dziecko jest zdrowe i na 90% dziewczynka 💃
Ash, ale w sumie Twój Mąż nie był przy kulminacyjnym momencie, o którym ja mówię. Obecność przy skurczach i kręceniu się ok. Mi chodzi o obecność jak dochodzi już do "rozlewu krwi" 🙂
D+A, zastanów się dobrze 🙂 Facet stoi przy Twojej głowie i niczego nie widzi, dają Ci dzidzię na klatę i on patrzy a potem przecina pępowinę, tyle 🙂 U mnie krwi to jakoś a wiele nie było w sumie... Niczego nie widać, bo masz na sobie fartuch najczęściej na nogach. A poród zazwyczaj trwa i trwaa, pod koniec średnio się możesz ruszać, tak Cię napieprzają skurcze, więc warto mieć pomoc choćby do takich głupich rzeczy jak wstanie z łóżka i usadowienie się na piłce. Ja nie powiem, żeby nas te porody jakoś zbliżyły czy coś, ale ze względów praktycznych po prostu nie wyobrażam sobie być "sama", tzn. z położnymi jedynie.

A te info na gdzierodzic faktycznie nieaktualne, skoro pisza, że na Solcu jest jakiś trakt. Tam są osobne sale porodowe, duże i każda z łazienką, piłkami itd., jedna z wanną. Chyba w Bielańskim są porodówki wieloosobowe? Julie?

Scottie, hurra 😀 Będzie Kinga 😍
ash   Sukces jest koloru blond....
04 kwietnia 2018 20:18
D+A, no tak tak, bo przy 9cm rozwarcia na biegu wieźli mnie na cc, przy którym mąż być nie mógł.
Mój mąż był przy rozlewie krwi (wielki przeciwnik asyst ojcowskich), bo przy moim pierwszym pierwszym porodzie, to było jak w rzeźni.
Słabo mu się zrobiło jak to zobaczył, ale tylko do momentu jak zobaczył Em na moim brzuchu.
Chyba nie żałuje.
Mimo wszystko wydaje mi się, że te pozytywy są nierównoważne z resztą.
I tak jak Dzionka mówi, gdyby mi nie podawał maseczki z tlenem kiedy potrzebowałam i ściągał kiedy mnie wkurzała- pewnie bym przeżyła, ale było by dużo trudniej (takich drobiazgów było wiele).
A najbardziej bałam się wrednych tekstów zmęczonej położnej, czy coś w ten deseń- przy drugiej osobie mimo wszystko inaczej jest.
Dzionka, mój by umarł jakby miał przeciąć pępowinę😉 jak ja bym miała to zrobić to też było pewnie ciężko.

Ash, zastanawiam się co jest gorsze- wiedzieć wcześniej, że czeka Cię CC czy mieć "niespodziankę". Sama nie wiem co gorzej stresuje.

Dziewczyny, mam jeszcze trochę czasu do namysłu. Może zmienię zdanie🙂

Mój Witek zabłysnął chyba na cały szpital tekstem do super-lekarza-szychy, który zresztą odbierał poród Witka te 31 lat temu 😉 Ten super-wazny i dość arogancki lekarz przyszedł do mnie na samą końcówkę i coś zaczął mówić taki zblazowany, typu "No jak pani tak będzie podnosić miednicę to chyba pani tego dziecka nie urodzi" a Witek do niego: Panie doktorze, albo niech pan mówi coś co będzie pomocne albo niech pan zamilknie 😀 Chociaż ledwo kontaktowałam to wybuchłam śmiechem, a położne pobladły haha 😀 I po to właśnie jest mąż na porodówce hehe (chyba o tym pisałam, ale co tam 😉 )
Lotnaa   I'm lovin it! :)
04 kwietnia 2018 20:52
Ja sobie nie wyobrażam nie mieć męża podczas porodu. Choć po dostaniu ZZO pojechał na jakiś czas do domu (mój poród trwał 16h), to zarówno przed tym, jak i na finiszu ratował mi życie. Było zupełnie obrzydliwie, krew się lała, co chwilę wymiotowałam, ale mam wrażenie, że bez niego bym tego wszystkiego nie przeżyła.
Teraz mam straszny stres, bo niestety nie wiem, czy ogarniemy opiekę dla Hani na czas porodu, i jestem przerażona, że będę musiała to przeżywać sama. Mimo, że opiekę miałam świetną.

Gienia-Pigwa, na pewno jesteś bardziej zorientowana. Ale niedawno widziałam właśnie info na te temat typowych niemieckich motłochów typu Simens, i tam kobiet na górze jest null.

ash   Sukces jest koloru blond....
04 kwietnia 2018 21:50
D+A, ja od początku miałam mieć cc! Byłam umówiona na termin, położyli mnie tydzień wcześniej ( miałam odpoczywać i oglądać filmy), nazarlam się i zaczęła się akcja porodowa! Nie mogli mnie znieczulić bo się najadłam i tak sobie do samego końca czekałam. Do dziś wszyscy się śmieją (oprócz mnie 😉 ) ze przeszłam i SN i CC
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
04 kwietnia 2018 21:51
Rodziłam 22 godziny, bez męża byłoby mi ciezko. Bardzo mnie wspierał. Był przy wszystkim, ale skończyło sie cc. Trzymał mnie jak dawali mi znieczulenie, pomagał położnej w cewnikowaniu nawet 😉 ale on akurat odrabiał wojsko na karetce i swoje w zyciu widział wiec widoki takie nie działały zle na niego. Na sama mysl, ze musiałabym rodzic kiedyś jeszcze bez niego az mi ciezko. Ale wiem, ze sa kobiety którym faceta podczas porodu nie brakuje. To jest jaknajbardziej normalne! I tez nie kazdy facet przy tym chce byc i należy to uszanować. Nie powinno sie ciagnąć go na sile.

Odnośnie boksów na porodówce... moja mama opowiada do dzisiaj jakie to było traumatyczne dla niej jak mnie rodziła. Wywoływali jej tydzień poród! I całymi dniami kazali leżeć pod kroplówka w takim boksie słuchając naokoło rodzących kobiet... okropieństwo. Myślałam, ze juz nie ma czegoś takiego...

lotnaa w Vorstand w Siemensie sa dwie kobiety 😉 tak samo w Deutsche Bank.  w Lufthansie i Telekom po jednej. W VW, Daimler, BMW, BASF tez sa kobiety 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
04 kwietnia 2018 21:57
Gienia-Pigwa, w takim razie miałam g...e informacje, zwracam honor  :kwiatek:

Wrzucę jeszcze moją Bubę. Mamy jakiś taki miodowy czas, że aż chce się krzyczeć - chwilo trwaj! I widzę po niej, jak brakuje nam na co dzień kontaktu z rodziną, czuje się u dziadków jak ryba w wodzie  😍

maleństwo   I'll love you till the end of time...
04 kwietnia 2018 22:43
Ja sobie też cenię obecność męża... Przywiózł kanapki, niósł torby, pomagał, między skurczami gadaliśmy o samochodach, jak mnie cieli zabrał okulary abym nie widziała fontanny krwi... On sam bardzo sobie ceni fakt, że mógł być.

Lotnaa, super Buba i super rodzinka. Już za chwilę będzie miała z kim się bawić w domu. Mnie tak w te święta uderzyło, że to moje dziecko takie strasznie samotne w rodzinie. Sami dorośli. Mam sporo kuzynow, ale dwóch w Anglii, dwie w Australii, jeden w Piotrkowie... Pierwsi za młodzi na dzieci, ostatni starszy ode mnie, ale chyba nie mogą mieć. Kalina rodzeństwa się nie dorobi... I  i by fajnie ma, bo wszyscy ją hołubią, ale nie ma z kim ganiac.
To jest bardzo ciekawe, jak różne mogą być punkty widzenia.
My się znamy prawie 10 lat, więc jak łyse konie... Ale w naszym przypadku w ogóle nie chodzi o rzeczy typu, że jemu się może zrobić słabo z powodu krwi. Zastrzyki dożylne koniom robi lepiej ode mnie, jak trzeba.
Po pierwsze, to tak jak już wspomniano, mąż nigdy nie widzi porodu z perspektywy położonej.
No chyba, że sam z siebie by się o to postarał.
I w tym wszystkim "finał" wcale nie musi być najbardziej krwawy/obrzydliwy. Różne rzeczy mogą się dziać na każdym etapie porodu.
Takie głupie porównanie mi przychodzi do głowy: W czym niby miałby mi pomóc w trakcie amputacji nogi bez znieczulenia, albo ekstrakcji ósemki bez znieczulenia?
Pogłaskaniu po głowie, podaniu szklanki wody? W d....  bym to raczej miała. 😀
Mimo takiego stażu związku wolę, żeby mnie widział, gdy wyglądam ładnie i się do niego uśmiecham.
Ale to ja tak wolę. Absolutnie nikogo nie zamierzam do słuszności mojego punktu widzenia przekonywać. Rozumiem te z was, które wolą, żeby współsprawca był. 😉
Koronnym argumentem jest kontola personelu i działanie w razie naprawdę niefajnych sytuacji, obrony praw.

I jeszcze raz powtórzę, moim zdaniem, gdybym hipotetycznie miała rodzić jeszcze raz, najlepszą opcją jest własna położna.

Lotnaa, Nie bój nic! Drugi raz jest sto razy łatwiejszy.
Śliczna Hanna 😍
Co tam u Blanki? Jak się czujesz? 🙂
Ash, a ok. Myślałam, że to była nieplanowana akcja.

Julie, poruszyłas kolejny temat, w którym zdania są podzielone- warto podpisać umowę i mieć swoją położną czy jest to zbędne?
Dzionka, Wtedy, 5 lat temu w Bielańskim trafiłam na taki tłok, że w każdej sali było kilka porodów odzielonych parawanami. Współczuję parze azjatów, którzy byli metr ode mnie za parawanem. 😁
Ponoć są tam pojedyncze sale i chyba w ogóle jakiś remont był.

A tekst Witka świetny! 😁

D+A, Myślę, że to zależy od szpitala i tego czego się obawia i oczekuje. Własna położna gwarantuje dobre, empatyczne traktowanie. Dla mnie najgorsze przy tym pierwszym porodzie było właśnie traktowanie, kompletnie przedmiotowe. Mimo, że moją ciążę prowadził sam ordynator.
Przy drugim wiedziałam z różnych, niezależnych opinii, że w Koszalinie personel w większości jest bardzo miły.
Myślałam o własnej położnej, ale w końcu poszłam na żywioł i miałam szczęście. Trafiłam na najkochańszą położną i lekarkę pod słońcem. 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
05 kwietnia 2018 13:25
maleństwo, ja mam ogromną rodzinę, całe dzieciństwo wakacje spędzaliśmy na zmianę u kuzynostwa na wsi itd. No ale z czasem to wszystko się porozmywało, ludzie rozjechali się po świecie, i teraz nawet z dziećmi mojej siostry Hanka widzi się zaledwie kilka dni w roku 🙁 Częściej nie ogarniamy czasowo, o kuzynostwie nie wspomnę. A widzę, że to świetna sprawa taka rodzina, złapała taki kontakt z Tośką, że mogę sobie tylko pomarzyć, że tak też będzie, kiedy to ona zostanie starszą siostrą. No cóż, nie można być w trzech miejscach na raz.

Julie, mąż wstępnie zaakceptował Blankę na liście rezerwowej, coś o Sarze wspominał, więc zobaczymy 😉  :kwiatek: Dzidzia rośnie, tzn brzuch mi rośnie, choć tempo w ostatnim tygodniu sugeruje, że w dużym stopniu to raczej ciąża pokarmowa  😁  😡
Pod względem ciąży czuję się ok, ze zdrowiem gorzej, ale to już nie czas nie miejsce.
Co do porodu, to wierzę, że będę miała dobrą opiekę. Teraz na finiszu miałam lekarkę i non stop dwie położne. Ale i tak nikt nie zastąpi faceta :/ Będziemy jakoś kombinować, żeby ściągnąć do nas kogoś z rodziny, niestety zupełnie nie da się przewidzieć terminu rozwiązania, więc nie wiem, jak nam to wyjdzie w praktyce.
A jak tam Twoi chłopcy?
Ja męża miałam po to by był dozorcą naszego dobrostanu, faktycznie to się nie przydał. Tak wyszło. On się nudził, ja przysypiałam po całonocnej jeździe z krzyżowymi, na zwykłych skurczach było super miło. Położną osobistą chwalę sobie bardzo, choć dostała super stawkę za 4 godziny nicnierobienia. Nie zmienia to faktu, że zrobiła dla mnie coś, za co bym jej wtedy i nerkę oddała- trzymała mnie za rękę w czasie cc. A, no i Mąż się zasłużył, jest co wspominać ze śmiechem z tej traumy, bo natrzaskał dziecku zdjęć bez karty pamięci w telefonie  😂
Mój kolega za to zrobił film i chyba ze trzy klisze zdjęć, przynieśli później albumy na uczelnie pochwalić się zdjęciami dziecka w drodze i już na powierzchni. Nigdy już nie widziałam, patrząc na moją koleżankę, jej twarzy, tylko krocze z główką.....
Drugi raz też wzięłabym położną i męża do asysty
O, akurat na temat: http://mamadu.pl/135963,nowe-standardy-opieki-okoloporodowej



A jak tam Twoi chłopcy?
A dziękuję, super. Gabryś jest boski jako starszy brat. 😍



Mogłabym napisać epopeję o tym jaka jestem zmęczona psychicznie tym, że nie mam ani chwili przerwy, ale tego nie uczynię. 😁
Muszę dać radę, bo nie mam wyjścia. 😀 Pierwszy rok życia dziecka taki jest. Wiedziałam w co się pakuję.
efka   CEL - zadanie, które wyznaczamy naszym marzeniom
06 kwietnia 2018 09:03
Scottie, Ja rodziłam na Żelaznej i kilka moich koleżanek, moim zdaniem to wspaniały szpital. Wszyscy mili, pomocni, dobre warunki, opieka. Fakt, słyszałam, że potrafią odesłać pacjentkę z akcją porodową, więc chyba najlepiej jak masz tam umowę z położną. Mam stamtąd boskie wspomnienia, (choć ja miałam CC). Gdybyś miała jakieś pytania daj znać.
Scottie   Cicha obserwatorka
06 kwietnia 2018 11:28
efka, a ja słyszałam, że podpisanie umowy z położną nie gwarantuje przyjęcia do tego szpitala. Albo tak jak u Kasi Bigos, długie oczekiwania na przyjęcie i przez ten czas prawie 0 opieki, bo w tym samym czasie rodziła inna kobieta, która miała podpisaną umowę z tą samą położną.

Co do położnej, to nie wiem, czy się zdecyduję- póki co jestem na nie. Mój mąż twierdzi, że koniecznie trzeba, bo jak się nie zapłaci to nie będzie dobrej opieki, ale on jest z Otwocka i guzik wie 😉 No i koleżanka, która rodziła w IMIDzie twierdzi, że to najlepiej wydane 2000 zł w jej życiu.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
06 kwietnia 2018 11:34
Pierwszy rok życia dziecka taki jest. Wiedziałam w co się pakuję.


Yyy, pierwszy...? To gdzieś zrobiłam błąd 😉 Moje dziecko ma prawie 4 lata i nadal się tak czuję... Albo taki paskudny egzemplarz mi się trafił. Wczoraj to już mężowi ryczałam, że żałuję jak cholera i gdybym mogła cofnąć czas, to bym zrezygnowała z macierzyństwa... 🙁
Ja jestem zadowolona, że nie opłaciłam położnej. Na Żelaznej moja przyjaciółka rodziła też bez swojej położnej i była bardzo zadowolona. Też jestem na nie, jeśli o płacenie chodzi - jakoś boję się, że takie coś spowoduje, że "za darmo" nie będzie można oczekiwać opieki na najwyższym poziomie. I opieka medyczna powinna być zagwarantowana w ramach naszych składek, a nie łapówek czy innych form dopłacania personelowi.

maleństwo, aż tak źle? Może przejdź się do psychologa dziecięcego i pogadaj o sytuacji, pomoże wam to trochę ogarnąć może?

Ja też wczoraj miałam koszmarny dzień, tak jak wam pisałam na grupie. Oczywiście gdzieś musiało to ze mnie ujść i poszło w męża - tak więc nie gadamy od wczoraj, bo wylałam na niego wszystkie gorzkie żale, dostał zje*by zasłużone i niezasłużone  😎
maleństwo   I'll love you till the end of time...
06 kwietnia 2018 11:52
Dzionka, a jej zachowanie to nawet jest, odpukać, trochę lepsze. To tak ogólnie. Trzy tygodnie w domu, wieczorem mąż idzie z nią na kontrolę i wyczuwam czwarty tydzień, bo charcha tak samo jak charchała. Nie mam jak normalnie zrobić zakupów, naszykować sobie zajęć, wyjścia z psami to mordęga, no i ja jestem w słabym stanie psychicznym, non stop się o nią martwię na zmianę z totalnym wk***em. Ja wiem, że inne mają ciężej, bo ja mam raptem jedno, ale... Ja chyba nawet na jedno jestem za cienka. Wykańcza mnie psychicznie to macierzyństwo.
[quote author=maleństwo link=topic=74.msg2772673#msg2772673 date=1523010898]
Pierwszy rok życia dziecka taki jest. Wiedziałam w co się pakuję.


Yyy, pierwszy...? To gdzieś zrobiłam błąd 😉 Moje dziecko ma prawie 4 lata i nadal się tak czuję... Albo taki paskudny egzemplarz mi się trafił. Wczoraj to już mężowi ryczałam, że żałuję jak cholera i gdybym mogła cofnąć czas, to bym zrezygnowała z macierzyństwa... 🙁
[/quote]
To też na pewno zależy od egzemplarza.
Ignac nie jest taki łatwy jak Gabryś, ale pocieszam się, że pierwszy rok jest "taki", czyli specyficzny. Potem, z biegiem czasu chyba co raz łatwiej dziecko czymś zająć, albo komuś wydać, chociaż na pół godziny.
Jak już jest mobilne, co raz więcej może i chce robić, jak już je coś poza cycem...
Na razie jeszcze moim największym sukcesem dnia jest jak zdążę umyć włosy, coś ugotować i z wierzchu ogarnąć chatę. Ale i tak wszędzie jest syf, co mnie doprowadza do szału, chociaż wcale jakaś wielką pedantką nie jestem. I nie mam ani chwili przerwy, zero odpoczynku, chwili dla siebie.
Chyba, że liczyć wykąpanie się w całości bez widma wyskakiwania z wanny w każdej sekundzie, lub wyskoczenie do Biedronki na 15 minut bez dziecka. Średnio 1-2 razy na miesiąc mam taką możliwość. 😁

Chciałam napisać więcej, ale teraz nie mogę. Mój wampir cyckowo-energetyczny mnie zajmuje w całości. 😍 😵
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się