Kiedy koń wystarcza zamiast faceta lub na odwrót, czyli kto śmierdzi koniem.

temat zalozony przez pokemon. posty przeniesione z "kto/co mnie wkurza na r-v"

a mnie zdenerwowała użytkowniczka pucus27

właśnie przeczytałam, że:
[quote="15 listopad"]Wkurza mnie to że muszę oddać swojego konia bo nie stać mnie na pensjonat [/quote]

po czym weszłam w jej profil i oto co czytam:

[quote="13 listopad"]Ja 2 tygkupiłam Emu stinger i w porównaniu do Bronte są cudowne ;D.[/quote]

[quote="11 listopad"]Ja przedwczoraj kupiłam mattesa z korektą tyłu dl  za 350 ;D[/quote]

[quote="10 listopad"]Kupię:
-zimowe rękawiczki ciepłe  rozm 7-7,5 (M)
-ochraniacze stajenne magnetyczne cob
-takie wkładki do butów "grzałki'
-czaprak ujeżdżeniowy do 80 zł w stanie bdb- najlepiej eskadron nie różowe ani czerwone[/quote]

[quote="8 listopad"]❗PILNIE KUPIĘ    
Ochraniacze magnetyczne !! rozm.cob
Najlepiej na przód ale ew. na 4
W sensownej cenie .
Na prawdę zależy mi na czasie![/quote]

pewnie przesadzam, ale mnie by strasznie ruszyło, ze  jakbym nie miala na pensjonat dla konia i zamiast o butach, podkładkach, ochraniaczach myslala o żelaznej rezerwie na pensjonat plus rezerwie na weta jakby co.

zdenerwowalam sie na chlopa, jestem przewrażliwiona, czy faktycznie jest to dziwne?
Mnie  szczerze mówiąc nie chciałoby się prowadzić internetowych śledztw na Twoim miejscu. Jesteśmy w wirtualnym świecie i tu wszystko jest możliwe...szkoda czasu przejmować się 'kwiatkami'.
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
16 listopada 2011 05:14
Isabelle, i tu rodzi się pytanie co jest ważniejsze - dobro konia czy szmatki. Ale joakul, ma rację, kwiatków nie unikniesz więc nie warto szarpać swoich nerwów na takie cuda.
Isabelle, szok, a ja jej chciałam poradzić, żeby zorientowała się, czy nie ma gdzieś w pobliżu stajni szkółkowej z możliwością odpracowania części lub całości pensjonatu (np. za pomoc przy jazdach w weekend)... Gdybym miała wizję utraty konia, to mogłabym robić wszystko, nawet oddać go na jakiś czas do szkółki 🙁
Mnie  szczerze mówiąc nie chciałoby się prowadzić internetowych śledztw na Twoim miejscu. Jesteśmy w wirtualnym świecie i tu wszystko jest możliwe...szkoda czasu przejmować się 'kwiatkami'.


szczerze? nie mialam zamyslu "sledzenia" a chcialam zobaczyc ogloszenie w oddam konia. bo skoro ktos jest zmuszony oddac konia, to zapewne zamiescil ogloszenie, i bylam ciekawa co to za kon.

a denerwuje mnie to, bo kiedyś mając lat naście także mialam konia. sama go oplacalam, byly to czasy, kiedy konie nie byly czyms zwyczajnym, ale w jakis sposób ekskluzywnym, pamietam, ze mialo sie dwa czapraki, jeden komplet owijek, jedno oglowie, siodlo i parę ochraniaczy, plus minimum szczotek. nie bylo takiej rewii mody w stajniach, wiekszosc ludzi nie kupowala esa, eskadrona czy anky, tylko ciorala te same czapraki kilka lat, dopoki sie nie przedarły. i wolalam pieniadze trzymac w szufladzie na "gorsze czasy" mniej wazne byly szmaty. a teraz? kazda nastolatka kupi konia z kieszonkowego (via nawet nasze ogloszenia i "błagania o pracę, bo to moja jedyna szansa, zeby kupic wymarzonego konia!"😉 kasę wydaje na szmaty, a potem biadoli, że na hotel nie ma, ze nawet nie pomyslę o wecie.

przeraza mnie to, denerwuje i smuci. bo mimo taniego hotelu, ostatnio byl miesiac, ze na konia poszlo ponad 1000zl, hotel+przeziebienie czyli wet 200zł+robienie zębów 250 zł+witaminki, jakies pierdoły i 1000 na niezbędne konieczności poszło, bez liczenia szmatek czy "widzimiś"

w ludziach czesto brak mi poczucia wagi pewnych rzeczy. chodzę w dziurawych butach, ale wydaję pieniądze na weta jesli jest taka potrzeba bez zająknięcia, mam łatane portki, ale kon ma zrobione kopyta, żre witaminy, jabłka, marcheweczki, sztylpy mi spadają, ale na trenera pieniądze idą.

rozumiem, że każdy ma swoje własne priorytety, i nie mam zamiaru nikomu w portfel zaglądać, bo sama zamiast sobie ciucha kupić to wolę nowego pada, ale na boga, nie kosztem braku suplementów, weterynarza czy pieniedzy na pensjonat...
w ludziach czesto brak mi poczucia wagi pewnych rzeczy. chodzę w dziurawych butach, ale wydaję pieniądze na weta jesli jest taka potrzeba bez zająknięcia, mam łatane portki, ale kon ma zrobione kopyta, żre witaminy, jabłka, marcheweczki, sztylpy mi spadają, ale na trenera pieniądze idą.


Isabelle oby jak najwięcej było osób z takim podejściem  👍
O, a widzicie - ile ludzi tyle opinii. Gdybym miała chodzić w dziurawych butach i łatanych portkach, to bym najzwyczajniej w świecie sprzedała konia, bo mnie widocznie na niego nie stać. Skoro nie stać mnie na kowala i buty, to będzie mnie stać na kowala i operację kolki w tym samym czasie? Ano nie. Wkurzają mnie na maxa właśnie ludzie, którzy kupują konie, a potem kombinują miesiącami a nawet latami żeby związać koniec z końcem, bo pensjonat taki drogi. To pewnie kwestia priorytetów, ale jak poczuję, że pali mi się grunt pod nogami to nie będę oszczędzać na własnym jedzeniu i innych podstawowych potrzebach i dalej utrzymywać konia. Raczej dla dobra nas obojga albo go sprzedam albo wyślę na łąki na czas odkucia się finansowego. Nie jest to dla mnie coś abstrakcyjnego, myślę o tym w bardzo realnych kategoriach - mam upatrzone miejsce i nawet wstępnie obgadane co i jak z właścicielami tego miejsca.
Dzionka ja mam ten problem, że się szalenie przywiązuję. Koń jest dla mnie jak dziecko (no dobra, dziecko w wieku 20 paru lat bez obaw puszczę w świat😉) i nie wyobrażam sobie rozstania z nim. Oczywiście do granic rozsądku, gdybym faktycznie nie miała go za co utrzymać to po prostu nie miałabym wyjścia. W butach dziurawych chodzić nie będę  🤣 ale już bryczesy z dziurą musiałam swojego czasu zdzierżyć. Czasem ręce mi opadają, gdy zastanawiam się czy powinnam wydać te 5zł na burna, żeby mieć świeży umysł na wykładach. Ale takie czasy szybko mijają, zaraz znów mam troszkę więcej pieniędzy i jakoś leci. I też mam trochę "szmatek", ale choćby kolana się pode mną uginały na widok pewnych kolekcji to nic nie kupię, póki nie będzie to w cenie niższej niż cena śmieszna 😉 A wole mieć 3 czapraki Eskadrona, niż 3 NN, które zaraz się przetrą. Ciekawe tylko czy koń docenia, że zamiast spotkania w kawiarni ze znajomymi, wyjścia do kina lub nowej sukienki ma dobrego kowala, pasze Dodsona, ziółka i stoi w stajni bez hali, do której nikt z potencjalnych dzierżawców nie chcę dojeżdżać, no ale jest mu tam dobrze...  😁
Brzoza podlaczam sie w 100% pod Twoja wypowiedz, u mnie identycznie.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
16 listopada 2011 12:26
Dzionka
Podpisuję się pod tym, co napisałaś.
Wprawdzie nie dorobiłam się jeszcze konia, ale to właśnie dlatego, że mam chyba inne priorytety obecnie. Bardzo poważnie myślałam jakiś czas temu o kupnie własnego zwierzaka, ale zwyciężył jednak zdrowy rozsądek. Nie chciałabym być zmuszona do tyrania dniami i nocami, by związać koniec z końcem, a dodatkowo nie móc sobie pozwolić na pewne przyjemności (nawet te drobne).
Przyznaję, że bez koni nie jest mi lekko, ale życie "na styk", byle z koniem, też nie jest dla mnie dobrą opcją.
Bardzo podobało mi się stwierdzenie (chyba nine), że na konia można będzie sobie pozwolić, kiedy będzie nas stać na coś więcej niż bylejakość 😉
Naturalnie wszystko w tym przypadku jest kwestią tego, czego spodziewamy się po swoim jeździectwie i posiadaniu konia.
mysle, ze to jest wlasnie kwestia priorytetow- ja np jakos ogarniam dwa kierunki studiow za granica, prace i konia( niejednego). Owszem, jakims kosztem. Nie chodze ciagle na imprezy, nie kupuje co tydzien nowej "szmatki"(to dwa z przykladow). Czysta kwestia priorytetow, co kto woli po prostu, kwestia indywidualna.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
16 listopada 2011 12:37
Katja
Dokładnie 😉
Nie twierdzę, że się nie da, każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie ile jest w stanie poświęcić, by posiadać konia. No i czy ten koń wart jest wyrzeczeń.
Pytanie jeszcze co dla kogo jest poświęceniem.
Jeden nie wyobraża sobie życia bez imprez, spotkań ze znajomymi itp.
Drugi może i nie traktuje tego jak zło konieczne ale starczy mu spotkanie ze znajomy raz na jakiś czas, kupowanie nowych ciuchów nie sprawia ogromnej frajdy (tylko to co konieczne żeby nie wyglądać jak lump)

Także nie ma co uogólniać.

I żeby było jasne: NIE POPIERAM kupowania konia kiedy w momencie kupna WIEMY,że nie starczy na jego podstawowe  utrzymanie (czyt. pensjonat, wet w podstawowym zakresie, kowal/strugacz)
A że życie różnie się układa... cóż

Czasem też posiadanie koniowatego i odpowiedzialność za niego daje kopa w cztery litery do szybszego rozwoju
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
16 listopada 2011 13:01
archeo
Pisząc o poświęceniu miałam na myśli indywidualną ocenę. Ja przez poświęcenie rozumiem rezygnację z czegoś, z czego nie musiałabym rezygnować, gdyby nie posiadanie (w tym konkretnym przypadku) konia.
Czasem poświęcenie jest niestety konieczne. Nic w tym złego, że ktoś przedkłada nowe, markowe buty nad pensjonat - ale niech się nie żali na forum, że ojej muszę oddać konika, bo nie ma na niego pieniędzy, współczujcie mi - skoro nie zostało zrobione chociaż minimum, żeby koń mógł zostać (skoro wydaje się na niekonieczne do życia szmaty - nie mówię o codziennych ubraniach - to na pewno nie jest to działanie mające na celu zatrzymanie konia). Gdyby napisano w wątku "nic mi nie wychodzi" że niestety jestem smutna, ale z powodów finansowych koń musi być oddany/sprzedany i poparto argumentem typu "mam dość chodzenia w starych butach, nie chcę sobie niczego odmawiać" to byłoby to zrozumiałe, a tak...
Pauli tylko niestety life is brutal i nie zawsze możemy mieć to co chcemy  😉 Ergo chodząc np. na basen, kursy językowe,  nie mam czasu na np. tańce. Zawsze trzeba z czegoś zrezygnować.
Jak uczono mnie od dziecka: nie można jednocześnie mieć ciastka i zjeść  ciastka (można próbować 😉)

Ale to jest oczywiście indywidualna sprawa każdego co robi, na co ma ochote i z czego ewentualnie rezygnuje.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
16 listopada 2011 13:18
archeo
Zgadzam się z Tobą 😉 chodziło mi o bardziej przyziemne sprawy typu będę chodziła w tańszych ciuchach, butach, albo zamiast 3 par będę miała 1, niezbędną itd., ale dzięki temu stać mnie będzie na pensjonat dla konia, czy na kowala. Niby minimum egzystencji dla mnie zostało zapewnione, ale czy to jest coś, co mnie satysfakcjonuje...
Właściwie ile osób tyle opinii, ale co do meritum chyba się tu wszystkie zgadzamy 😉

Co do samego przypadku, od którego zaczęła się dyskusja. Biadolenie pt. "nie mam na utrzymanie konia", a w międzyczasie opowiadanie o tym czego to sobie nie kupiłam jest dla mnie żałosne. Nie mam oczywiście zamiaru rozliczać nikogo z tego na co wydaje pieniądze, ale po co w takim razie jęczeć na forum??
Co do samego przypadku, od którego zaczęła się dyskusja. Biadolenie pt. "nie mam na utrzymanie konia", a w międzyczasie opowiadanie o tym czego to sobie nie kupiłam jest dla mnie żałosne. Nie mam oczywiście zamiaru rozliczać nikogo z tego na co wydaje pieniądze, ale po co w takim razie jęczeć na forum??


Tu się zgodzę w 100%
Pauli
amen.  🙂
Anderia   Całe życie gniade
16 listopada 2011 13:45
O, ja mam bardzo podobnie jak Pauli. Marzę o własnym koniu, czasami wręcz odbija mi, że go nie mam, wszystkie moje dotychczasowe dzierżawy i układy (oprócz obecnego) skutecznie mnie zmęczyły. Co prawda, należę do osób, o jakich pisze archeo - nie przepadam za imprezami, kupowaniem sobie nie wiadomo jakiej ilości ciuchów itd, więc nie za bardzo miałabym się czego wyrzekać. Ale wiem, że gdybym miała konia na własność, zawaliłabym szkołę. Nie zajęłabym się ani koniem, ani nauką jak należy. Niestety, jestem osobą która nie umie gospodarować czasem. Nie można mnie nazwać kujonką, ale fakt, jestem pedantką i lubię dbać o odrobione lekcje czy jako takie przygotowanie na lekcję. O konie też lubię dbać  🤣 Więc albo jedno, albo drugie. No i nie sądzę, żeby moi rodzice mieli ochotę na liczne wydatki związane z własnym koniem - wszak to skarbonka bez dna...
Także uważam, że w moim przypadku warto poczekać, skończyć szkołę, znaleźć pracę, a do tej pory się przemęczyć, żeby później zapewnić zwierzakowi wszystko, co najlepsze. Przysłowiowe "złote klamki" - i nie mówię tu o szmatach  🤣
wyrzeczenia nie dotycza tylko imprez/szmatek, to tylko hasla sluzace za przyklady. Moga byc wyrzeczenia tez w innej formie. " nie kupuje hurtowo szmatek, wiec nie bede miala czego sie wyrzekac", sa inne rzeczy tez 😉 (dla jednego beda to nowe szmatki, dla innego ilosc snu, dla innego ogladanie seriali etc- kwestia indywidualna).
Anderia   Całe życie gniade
16 listopada 2011 13:57
Katja, tak wiem. Chodziło mi o to, że poza końmi praktycznie nie mam rzeczy, bez których nie mogę się obejść. Konie być muszą, reszta niekoniecznie. I tak nie wiem, co to znaczy poświęcać się dla własnego konia i na pewno się nie dowiem, dopóki takowego nie zakupię. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że za te x lat nadal będę miała tak mało zainteresowań i takie priorytety jak obecnie  😉
wyrzeczenia nie dotycza tylko imprez/szmatek, to tylko hasla sluzace za przyklady. Moga byc wyrzeczenia tez w innej formie. " nie kupuje hurtowo szmatek, wiec nie bede miala czego sie wyrzekac", sa inne rzeczy tez 😉 (dla jednego beda to nowe szmatki, dla innego ilosc snu, dla innego ogladanie seriali etc- kwestia indywidualna).

A dla innego np. zapłacenie rachunków. I w tym momencie popieram w 100% Dzionkę. O ile można zrezygnować z imprez czy ciuchów, ktore są sprawami drugorzędnymi, tak z zapłacenia rachunków czy kupienia jedzenia zrezygnować raczej nie można. Różnie się w życiu układa i jestem zdania, że nie powinno się oceniać osób, które podjęły decyzje o pozbyciu się konia. Być może w momencie zakupu pieniądze były i na pensjonat, i na kowala, i na pasze, i na czapraczki. Życie układa się różnie, szczególnie w naszym specyficznym kraju, w którym z dnia na dzień można zostać bez pracy, w którym wszystko drożeje, podczas gdy pensje stoją w miejscu (lub o zgrozo maleją!). Dlatego czasem lepszym rozwiązaniem jest odłożenie na bok sentymentów i sprzedaż konia w tzw. dobre ręce, ktore zapewnią mu to, czego my w danej chwili nie możemy. Czasem trzeba zejść na ziemię, podjąć rozsądną, męską decyzję, chociaż to przywiązanie znacznie to utrudnia.Katja, Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że za te x lat nadal będę miała tak mało zainteresowań i takie priorytety jak obecnie  😉

Ja się mogę założyć o skrzynkę piwa, że tak nie będzie 😉
ashtray no wlasnie, sa rzeczy z jakich zrezygnowac mozna, ale tez z niektorych sie nie da.
I tez zgadzam sie z tym, ze w zyciu roznie sie uklada. Mozna sobie XXX tysiecy uskladac, uzbierac na czarna godzine. A nagle rozchoruje sie kon, rozchoruje sie wlasciciel i te wielkie sumy znikaja niewiadomo kiedy. Wiec nawet osoby przygotowane na czarna godzine moga sie "posypac". I serdecznie wspolczuje, jezeli ktos z powodow finansowych musi sie rozstac ze swoim koniem. I fakt, ciezko wtedy podjac, jak to napisalas- meska decyzje. Ale jednak, jezeli nam na naszym koniu zalezy, czasami trzeba te decyzje podjac.
Gillian   four letter word
16 listopada 2011 14:44
ja tam chodzę w dziurawych butach, w łatanych spodniach i w kurtce koleżanki, bo swojej nie mam. Fajnie, że mam śniadania w pracy bo się najem na pół dnia. I nie przeszkadza mi to, że jest ciężko. Pensjonat jest zapłacony, koń ma paszę, witaminy, wygodne siodło, zrobione zęby itd itp. Już raz miał być sprzedany ale całe szczęście otrząsnęłam się w porę. Zawsze powtarzałam i powtarzać będę -  dopóki mam tego konia to mam PO CO żyć, nawet jeśli to oznacza życie na chlebie i wodzie. Wiem, że dla niektórych to nie do pojęcia i nawet nie chce mi się już tłumaczyć bo to bezcelowe. Wolałabym konia uśpić niż komuś oddać. Albo będziemy razem albo nie będzie nas wcale.
no i w ten sposob wracamy do punktu wyjscia- kazdy ma swoje priorytety, kwestia indywidualna  🙂
Gillian   four letter word
16 listopada 2011 14:53
otóż to 🙂
Właściwie ile osób tyle opinii, ale co do meritum chyba się tu wszystkie zgadzamy 😉


Dokładnie 😀

Gillian po Twojej wypowiedzi chyba już nigdy nie ośmielę się stwierdzić, że to ja się poświęcam dla konia 😉
dopóki mam tego konia to mam PO CO żyć, nawet jeśli to oznacza życie na chlebie i wodzie. (...)Wolałabym konia uśpić niż komuś oddać. Albo będziemy razem albo nie będzie nas wcale.

mam tak samo. doskonale rozumiem twoje podejscie. gdybym nie miala konia, to chyba nawet do pracy bym nie chodzila. bo po co?
Dobra...to ja Wam się teraz narażę. Z pełną świadomością. Raz kozie śmierć. Uwaga- jadę z koksem.  😉

Uważam, że lokujecie w koniu uczucia matczyne/kobiece.
Kurde.....tak nie może być.
Znaczy się...inaczej.... może. Skoro tak jest.  🙂
Ale zdrowiej byłoby żyć dla : dziecka, faceta. ( jeśli już chcemy nazwać nasze życie, życiem "dla kogoś"  😉) A nie dla konia.
Podejrzewam, że kiedy pojawi się w Waszym życiu facet "na śmierć i życie", lub dziecko, to priorytety szybko się zmienią.
Miłość do konia przegra z miłością do osoby.
I lepiej dać dziecku, to co mu niezbędne do życia i szczęścia, a konia sprzedać komuś, kto zapewni mu godziwe życie, niż nie dać ani dziecku, ani koniowi tego co im się należy.

Czego Wam nie życzę oczywiście. Życzę i chłopa i dziecka ( jeśli ktoś chce) i konia.  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się