Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje

Zabierają konie bez paszportów, tyle że więcej się za to płaci.
aaa. Nie wiedziałam 🙂
A gdzie pies Amari? Już też przepadła bez śladu? Było gdzieś chyba, że uciekła...
Ale podobno się znalazła.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
01 kwietnia 2019 21:16
Podobno jest, Izka ją znalazła, bo szła nieubrana po psa do lasu i stąd jej słynne przeziębienie 😉
Ostatnio się chwaliła, że psa mięsem karmiła 😉


We wtorek ukochana suczka Indianki o wdzięcznym imieniu Amari pognała za zającem przez pola i rzeki do lasu, gdzie zaginęła. Było to dziwne zdarzenie albowiem wcześniej nigdy nigdzie nie poleciała, ani tym bardziej nie zaginęła. Było to niepodobne do niej, albowiem suczka zawsze pilnuje się domu i podwórka.

Indianka wpierw nakarmiła konie, owce i kozy, licząc, że sunia w międzyczasie sama wróci, a potem ruszyła przez śniegi za pieskiem. Brunhilda pomagała szukać suczki.

Amari nie udało się znaleźć we wtorek, ale poczciwa sprzedawczyni ze sklepu w Cichym o ślicznym imieniu Emilka, na prośbę Indianki zamieściła ogłoszenie na sklepie o zaginięciu pieska, i to dzięki tej sprzedawczyni i
dzięki temu ogłoszeniu psina się znalazła po paru dniach. ♥️

Ale przez 3 dni psiny nie było. Indianka miała najczarniejsze myśli, ponieważ z miejsca, gdzie ostatnio słyszała szczekanie Amari dochodziło później wilcze wycie, a także nad tym miejscem po paru dniach kołowały kruki żywiące się padliną.

W międzyczasie Indianka wysłała dyskretne zapytanie do schroniska w Bystrym, czy robiło jakieś odłowy w okolicy. Dostała odpowiedzieć, że nie. Schronisko prosiło też o info w razie gdyby się pojawiła znów w okolicy pseudo zwierzęca fundacja. Oczywiście Indianka poinformuje schronisko, gdy dojdzie do takiego zdarzenia. Z eko terrorystami trzeba walczyć wspólnymi siłami.

Wysłała też zapytanie do jednego z myśliwych z zapytaniem czy przypadkiem jakiś myśliwy nie upolował jej suczki bądź nie zabrał ze sobą, bo słyszała strzał z lasu, a Brunhilda widziała koleiny wozu terenowego prawdopodobnie myśliwego na drodze śródpolnej koło Cichego.
Sama Indianka spróbowała dostać się do miejsca, gdzie suczka zaginęła, ale nie dało się poprzez potężne śniegi i osłabienie chorobą, która ją zmogła, a głośne nawoływania nie dały rezultatu.

Indiance było niezmiernie przykro, że jej ukochana psina zaginęła. Czuła jej obecność w domu, jej ducha, jej fantastyczną przyjazną duszę.

Niestety była zbyt słaba by iść następnego dnia na wieś i szukać w innych miejscach bardziej dostępnych, a Brunhilda nie chciała pomóc szukać psa, wolała siedzieć u Warszawiaka i grzać dupę przy piecu.

I trzeciego dnia po południu, pod wieczór nastąpił cud. Indianka dostała telefon od pani Emilki, że jej piesek był widziany w Sokółkach. Mimo osłabienia chorobą czym prędzej ruszyła na Sokółki przez pola i zaspy śnieżne. Serce bolało i niemiłosiernie ciężko się szło, ale doszła do wsi.

We wsi pieska nie znalazła, ale napisała 4 ogłoszenia.
Przeszła całą wieś. Przepytała napotkanych mieszkańców.
Usłyszała potwierdzenie, że biały pies z czerwoną obroża był widziany.
Zdesperowana molestowała jednego z rozmówców, by wydobyć z niego jakieś wskazówki, gdzie suczka mogła powędrować. Na próżno.

Zasmucona weszła do sklepu i poprosiła, by sprzedawczyni nakarmiła psinę, gdy się pojawi, a Indianka za to zapłaci. Sprzedawczyni zgodziła się.
Sprzedawczyni była tak miła, że powiesiła ogłoszenie w swoim sklepie.

Indianka zrobiła drobne zakupy i powędrowała do domu noga za nogą, mając przed oczyma duszy obraz Amari. Modliła się w duchu, by piesek się odnalazł. W sercu była nadzieja, ale i zmartwienie. Może psina pobiegła do Kowal Oleckich? A tam wiadomo - podlec porywający i mordujący jej zwierzęta rządzi i psa złapie i wywiezie go daleko, albo odda bandytce z fundacji.

Smutne, zasnute mgłą łez oczy Indianki nagle coś białego, żywego wyłowiły z mroku spowijającego końcówkę ulicy wiejskiej. Na końcu wsi... czekała na nią jej psina! Jakaż obopólna radość wybuchła! Amari z radości wskoczyła na Indiankę przednimi łapami opierając się o jej piersi i sięgając do twarzy swej Pani. Podrapała pazurami ręce swej Pani, która ją za korpus złapała i wyściskała. Przytulaniom nie było końca. Pies się szalenie cieszył i Pani także.

Potem zgodnie i równiutko krok w krok bacząc, by Pani nie zgubić, suczka pomaszerowała potulnie do domu, gdzie dostała jeść na bogato.



Jakby Indianka tak bogato psa karmiła to nie musiałby lecieć za zającem. 😉
Najedzony pies stróżujący nie opuszcza posterunku 😉
Niech Kreatywna wyjaśni co się stało ,z źrebakiem od tej padłej kobyły 👀 to wiele wyjaśni co się wydarzyło. Tylko ,że o źrebaku cisza, a pies niedawno mięso jadł i kreatywna oburzała się na przymusowe zgłaszanie padliny . Może to nie kolka tylko komplikacje po poronieniu  ❓ Może kobyla poroniła  martwego źrebaka , który już zdążył się zacząć rozkładać w macicy i zatruł kobyłę , może kobyła nie wydaliła łożyska , może dlatego cała akcja tyle trwa . W każdym razie kreatywna ma obfotografowane miejsce gdzie koń się tarzał ,   ma zdjęcia lisiej nory podobno już zasypanej [  odkopała ją do zdjęcia ? }, ma zdjęcie gdzie koń przerwał ogrodzenie no i są zdjęcia z  całkiem innego miejsc gdzie koń padły leży, a jakoś mimo pytań zatroskanych fanów o źrebaku cisza   🤔 Przecież już bywało ,że ta jędza pokazywała pełną dokumentacje fotograficzną rzekomo zagryzionej owcy ,  która w rzeczywistości padła przy wykocie . Matactwo i preparowanie dowodów to dla tej pani nie nowina .  😀iabeł: Tylko bardzo naiwna osoba może próbować dochodzić , co się stało kierując się zenanami Indianki , ale ja w tych zdjęciach widzę całkiem inną historię  . Aha dla niepoinformowanych niema żadnych gminnych tirów zbierających padlinę i żaden chłop padlinę  nie magazynuję . Jest obowiązek zgłoszenia padliny do firmy utylizującej , a ta ma obowiązek odebrać padlinę w ciągu 48 h . W praktyce wygląda to tak ,że codziennie wyjeżdża  kilka samochodów z windą i zabiera padlinę zgłoszoną w terenie dzień wcześniej . Usługa dla rolników posiadających zwierzęta hodowlane zarejestrowane  przynajmniej w WLKP jest darmowa ,ale utylizacja konia bez dokumentów to wydatek około 1000zł .
[b]...i jedna mała uwaga, nie nazywaj Kreatywnej - "konkretny przestepca" bo jednak ona nie ma jeszcze wyroku. 

No dajze spokoj... Przeciez ani nie jestesmy w sądzie, ani w TVP nie mowimy do mediow. Po co ta polityczna poprawnosc? - Zeby wiecej bic piany?
Póki co kombinuje jak po raz kolejny nie stawić się w sądzie. Na fb pisze, że ją przewiało i ma powiększony gruczoł tarczycy, biedna, dzielna ranczerka boi się, że się w nocy udusi, do tego jest "słabam".
Pomyłkowy post. Ale jak już tu jestem......jesssu jak ja jej nie lubię. Mało kto mi swoja osobą tak podnosi ciśnienie
trusia, to ja bym prewencyjnie ciebie zamknęła 😉, bo tobie się totalnie pomieszało.

Halo, czy ty czytasz co inni piszą, czy tylko to, co sama piszesz? Zarzucasz mi, że totalnie mi się pomieszało, a tymczasem powtarzasz dokładnie to samo, co ja napisałam.  Idąc twoim tokiem rozumowania, obie powinnyśmy zostać prewencyjnie zamknięte.
Zwierzętom, jak kokosnuss zauważyła - Dzieje się krzywda. Nie, że może/"na pewno" zacznie się dziać.
Dzieje się.
I z tym jest problem - z natychmiastową i dotkliwą karą(!) za niegodne postępowanie, zanim to eskaluje.
I taka prewencja być powinna, koniecznie. Prewencja przed eskalacją zła.


Powieliłaś to, o czym wielokrotnie pisałam. Nie chce mi się szukać, przytoczę dwa moje ostatnie posty na ten temat. Może zmusisz się, żeby przeczytać i zrozumieć, o czym mówię.
 
Chodziło mi o podejście niektórych użytkowników tego forum, którzy uważają, ze dopóki coś dramatycznego się nie zdarzy, to wszystko jest w porządku, należy czekać na dalszy rozwój wypadków, a psychopatkę pouczyć i dać czas na poprawę. To, że część zwierząt jest zagłodzona i chora, w opinii tych użytkowników nie ma żadnego związku ze stanem pozostałych zwierząt.  Bo chyba uważają, że z jakiś względów w patologicznym umyśle tego babska jest podział na zwierzęta, nad którymi ona się znęca i na zwierzęta, którym odpuściła i które mają się dobrze. A że np zimą nie mają co pić, to pewnie też jest w kategorii mają się dobrze, bo słońce nie praży.  W poszukiwaniu jedzenia latają po polach i łąkach sąsiadów, ale mają sie dobrze, bo jedzą, a psychopatka przecież pisała, że to dobrze o niej jako właścicielce świadczy, bo mają dostęp do jedzenia.

Gaga, ale kiedy jest domniemywanie a kiedy fakty? Jeśli celowo i przez wiele lat ktoś znęca się nad zwierzętami, to nie jest podstawą to prewencji? To jest tylko domniemywanie, że może im stać się krzywda? Przecież ta krzywda wynika z wieloletnich zaniedbań, a nie jakiegoś przypadku.  I te zaniedbania nie skończyły się wraz ze śmiercią krowy, kozy i owcy. Teraz przyszła pora na kobyłę. Tamte przypadki nie liczą się jako konkretna krzywda? Ile takich krzywd musi się zdarzyć, żeby była podstawa do interwencji? Sadystka doprowadza do śmierci kolejne zwierzęta, a to nie daje podstaw do odbioru pozostałych? Jeśli faktycznie tak jest, to do dupy takie prawo. 
Arwilla   Seymour zasnął 17.11.2019…
02 kwietnia 2019 10:48
Nic nowego.
Wszyscy są winni tylko nie ona.
Zastanawiam się, próbuję zobrazować jak musi potknąć się koń, chodzący przecież na 4 nogach /o lisią norę i o cokolwiek/, żeby przewrócić się na plecy. :/
a ja się zastanawiam, czy ona sama wierzy w te brednie, które wypisuje...
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
02 kwietnia 2019 11:51
Ja trochę nie nadążam z tym tematem (chyba mi z tym dobrze), ale czy nie udzielenie pomocy zwierzęciu, które tego wymaga, nie jest przypadkiem przestępstwem? 👀
edit. lit.
Arwilla   Seymour zasnął 17.11.2019…
02 kwietnia 2019 11:51
Jakieś tam prawdopodobieństwo zaklinowania sie ciężarnej kobyły w takim płytkim rowku jest... aaaaale.
Wystarczy spojrzeć na zdjęcie na którym koń leży na polu sąsiada, żeby wiedzieć że to nieprawda.
Nawet gdyby ten "rów" znajdował sie w tym właśnie miejscu, a zdjęcia "rowu" temu przeczą, to każdy z nas wie, jak wygląda koń walczący o to, żeby stanąć na nogi... i jak wygląda otoczenie po tej walce. Na tym zdjęciu z leżącą kobyłą, pole wokół niej nie jest nawet kopytem ruszone. Gdyby koń "odczołgał się" jak to barwnie opisuje pierwsza bajkopisarka internetu, to byłyby ślady na tym obsianym polu.

Ponieważ śledzisz czujnie każdy wpis tutaj, to coś ci uświadomię.
Koń się nie czołga ty kretynko! Koń się przewala, upada, młóci czterema nogami, ryje ziemię kopytami, próbując udźwignąć swój ciężar na stosunkowo cienkich nogach.
Taka walka zostawia ślady, a pole obsiane ledwie wzeszłą oziminą byłoby zryte jak twój czerep.

Bajki o "czołganiu" bez śladu, to możesz opowiadać dzieciom, które konia widziały tylko w bajkach o tęczowych kucykach.
Bajki o "czołganiu" bez śladu, to możesz opowiadać dzieciom, które konia widziały tylko w bajkach o tęczowych kucykach.

I niektórym autorom komentarzy, które łaskawie puściła, jak np temu:
Anonimowyponiedziałek, 1 kwietnia 2019
Pewnie się zaklinowała i nie mogła wydostać. Widać, że to zbocze ją blokowało. Są liczne odchody w rowku. Długo musiała tu leżeć.

Liczne odchody, ale żaden nierozplaćkany. Chyba lewitowała w tym rowku.  Czołgala się też lewitując.

Swoją drogą indiańska wersja wypadku jest popisem kreatywności. Skąd tam lisy kopiące nory, skoro ma białą broń strzegącą granic posiadłości?  (chyba że już białą broń zjadła).  Jak ten nieodobry rolnik miał podwiesić klacz? Czym i na jakim maszcie?

Ja myślę, że najbardziej ją boli, że nie może klaczy „zutylizować” swoim wypróbowanym sposobem i musi zapłacić za coś, co normalnie załatwia sama.

Prosiłam Sawickiego aby przetransportował klacz swoim traktorem na moje podwórko i pomógł mi ją podwiesić na maszcie, żeby przyjęła prawidłową pozycję.
Wina Sawickiego nie polega na tym, że nie chciał podwiesić, ale że nie chciał przewieźć na jej podwórko, gdzie by zajęla się usunięciem problemu. 

Nie przyjdzie do sądu
Jestem chora, przeziębiona, mam zawalone zatoki, potworny katar, ból gardła, kaszel, trudności z oddychaniem, boli mnie serce.
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
02 kwietnia 2019 13:13
Też nie moge sobie wyobrazić jak ten koń upada na grzbiet, może klacze źrebne są bardziej wywrotne ale że się nie znam to się nie wypowiem. Natomiast wiem jak wygląda miejsce po walce konia, który próbuje wstać. Czołga to się pies, koń przecież siada i mieli wszystko pod sobą. Moja Monetka była mniejsza zapewne od Dakoty a po takich próbach zostawało pobojowisko.
A że sąsiad miał jej konia podnieść, hmm pewnie sam miał wciągnąć pod nią pasy i ryzykować że jak coś się stanie to obleci go z góry na dół, że źle konia podnosił i uszkodził. Sama posiadając sprzęt miałabym mega opory przed podniesieniem czyjegoś konia. Pamiętam jak to wyglądało... A to przecież taki pół dziki koń.


Nie ogarniam kobiety ani troche, mam nadzieje że spotka ją sroga kara. Że też ma czelność teraz użalać się nad sobą
  Dakota nie padła z tego powodu, że leżała.  Sąsiad zadzwonił po policję i ta przyjechała z weterynarzem kiedy klacz jeszcze żyła,  czyli zrobił co mógł i co powinien.  Szlachetna rancherka  z długoletnim stażem i sukcesami hodowlanymi  rozpoznała kolkę i leczyła ją wodą i sianem.    Link do postu z jej bloga  (ciekawe komentarze) jeszcze nie zmoderowanego.    https://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2018/08/odrobaczenie-koni-10-maja-2018.html                                                             
Cytat pozostawię już bez komentarza.                                                                                             
                                                                                                                                                                                   
"Indianka sobota, 11 sierpnia 2018 23:26😲0                                                                                                                                                           
                                                                                                                                                                                                 
Jestem w kontakcie z dwoma weterynarzami, specjalistami od chorób i urazów koni i to mi wystarczy.

Po za tym, kupię sobie podręczniki weterynaryjne i w razie czego będę wiedziała jak pomóc zwierzęciu we własnym zakresie.

JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 kwietnia 2019 13:29
Sama sobie komentuje swojego bloga, przecież ten sam styl pisania. Takie pierdolety opisuje niestworzone, jak jej bóle serca, mi się wydawało, że serce jednak nie boli.
desire   Druhu nieoceniony...
02 kwietnia 2019 13:30
trusia, pewnie, że nie przyjdzie. jest śmierdzącym tchórzem i jak widać tylko w internecie potrafi bronić swoich racji...
sie zdziwi nadobnazawszedziewica... 🙂
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 kwietnia 2019 13:35
Anonimowy wtorek, 2 kwietnia 2019 08:32😲0 CEST

Pełno weterynarzy w okolicy ale nikt nie będzie przyjeżdżał za darmo. Idź Ty do jakiejś pracy bo ani jedzenia ani pożytku z zwierząt nie widać, darmozjady jak Ty

Indianka wtorek, 2 kwietnia 2019 09:38😲0 CEST
Ty ku*wo pier*olona szm*to jeb*na zdz*ro pierdo*ona przez takie szm*ty jak ty przez twoje pomówienia twoje oszczerstwa dzi*ko pierdol*na jak trzeba pomóc zwierzęciu nie ma komu przyjechać bo się boją, że nie dostaną forsy. Jesteś odpowiedzialna za śmierć mojego zwierzęcia bo przez ciebie szm*to żaden nie chciał weterynarz przyjechać i pomóc.


Pato-ranczereko-blogerka absolutnie nie wymaga interwencji lekarza  🤔
desire   Druhu nieoceniony...
02 kwietnia 2019 13:37
Elka zmartwię cię, ale jutro mnie na sprawie nie będzie - będę w domu kurować się. Jaj ci nie pokażę, bo nie mam, albowiem jestem kobietą, a nie facetem.
róbcie screeny!
ciekawe, to żeby dymać ponad 10km po lewe zwolnienie siły będą. ale jutro już sie kurować będzie.  😂
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 kwietnia 2019 13:39
Tyle pieniędzy wydałam na te odrobaczenia, szczepienia, werkowania, a jak zwierzę potrzebowało gwałtownie pomocy to żaden weterynarz nie przyjechał, żeby pomóc zwierzęciu.
Weterynarze to bezduszne cyborgi nastawione na forsę i srające za forsą zamiast pomóc zwierzęciu gdy cierpi.


Więc ile razy źrebaki były odrobaczane od urodzenia i szczepione? A reszta koni? Ile razy widziały kowala, że na takie hajsy popłynęłaś?
Werkował jej weterynarz
Wow gratuluję. Mi wet werkować nie chce. Ale pogadam, może tylko kuje

Heh sorki za sarkazm ale cycki opadają
Zwłaszcza jak sie odrobacza antybiotykiem dla kur...
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 kwietnia 2019 13:46
O Boże! Faktycznie mogłam zadzwonić na straż pożarną. Strażacy by pomogli konikowi. Są w porządku. Czemu o tym nie pomyślałam??! Chyba byłam zbyt zmartwiona aby jasno myśleć. Byśmy ją na podwórko przetransportowali i podwiesili na maszcie, aby odzyskała pionową postawę. Klaczy by kolka przeszła i klacz by nie zaczęła ronić i by żyła. Cholera, że o tym nie pomyślałam. To ze stresu i przemęczenia. Poza tym jeździł traktorem po polu obok Sawicki, prosiłam by pomógł klaczy, ale znieczulica miał w dupie cierpiące zwierzę. Gdybym nie widziała traktora tuż obok, może by moje myśli jak podnieść klacz powędrowały do strażaków. Ten traktor odciągnął moją uwagę od innych rozwiązań. Lepiej, żeby go tam wtedy nie było. I tak był do niczego.


Indianko za dużo mówisz i zaczyna się ta Twoja bajka nie zgrywać 😉 Jednak było poronienie? 😉
W tym podlinkowanym przez van poście więcej kwiatków:
Indianka sobota, 11 sierpnia 2018
Bywają tańsze specyfiki, poza tym jedna tuba mniej więcej starcza na dwa konie dorosłe, a dla źrebiąt pasty niewiele potrzeba.


No i prorocze słowa
Anonimowy sobota, 11 sierpnia 2018
I dam Ci taką rade, nigdy nie wchodzi się z weterynarzem na wojenna ścieżke. Bo kiedyś (odpukać) coś się Twoim zwierzakom stanie (kolka, rana wymagająca szycia, zadławienie, uraz oka, nogi, czy inna rzecz z która sama sobie nie poradzisz bo będzie to zwyczajnie niehumanitarne) i nie będziesz miała sie do kogo odezwać. Oni też przekazują sobie informacje z kim lepiej nie współpracować. I zostanie Ci ściąganie na gwałt weta z innego obszaru, wiezienie do kliniki lub patrzenie na cierpienie lub konanie.
Osobiście każdego weta traktuje jak bóstwo, bo wiem co to znaczy potrzebować kogoś na już. A mając zwierzęta nie możesz przewidzieć co się może stać... Więc z mojej strony taka rada-odrobina więcej pokory, bo jak zwykle tylko zwierząt żal.
Arwilla   Seymour zasnął 17.11.2019…
02 kwietnia 2019 14:01
[quote author=_Gaga link=topic=80308.msg2857486#msg2857486 date=1554208920]
Werkował jej weterynarz
Wow gratuluję. Mi wet werkować nie chce. Ale pogadam, może tylko kuje
[/quote]

Śmiechłam...
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
02 kwietnia 2019 14:13
Jak ona dwa konie dorosłe odrobaczała jedną pastą to ja jej gratuluje. Chyba tylko wyrzuciła kase w błoto. Ja jedną tubą odrobaczałam dwa ale jeden to 400kg a drugi ze 100 🙂

A z tymi wetami to ja jej kiedyś pisałam, kto rozsądniejszy to nie pali sobie mostów za żadnym weterynarzem mimo np złej diagnozy. Mi raz wet leczył rope w kopycie, a Monecie rzepka w kolanie wypadła. Mimo złości (choć dalej wiem że wet to tylko człowiek i może się pomylić) bo koń został z boląca nogą dodatkowy niepotrzebny dzień nie powiedziałam złego słowa, bo wolałam nie urazić żeby w razie czego nie stracić z listy jednego weterynarza, który mógłby mi być potrzebny na gwałt przy kolce lub innej nagłej sytuacji ratującej życie lub skracajacej cierpienie.
Ona szczeka tak w tym necie że troche nawet strach do niej przyjechać  żeby nie zostać obsmarowanym za nic. Ucierpiał tylko na tym jej koń ale tu pokora raczej nie zagości.
Przy okazji  cudownego uleczenia Denwer z kolki 23 marca  wkleiła opis kolek i sposoby postępowania,  gdzie wyraźnie jest napisane, że nie poi się i nie karmi.  Nawet tego nie przeczytała.  O podręcznikach weterynaryjnych, które miała sobie kupić nie wspominając.  Latała z wiadrami wody, poiła i karmiła.  Nic, absolutnie nic jej nie usprawiedliwia.  Należy się jej odwyk  od internetu,  a potem jakaś praca dająca dochód (na spłatę długów, które sama uporczywie generuje) i uprawa ogródka.  Nie ma ani 1% nadziei, że ona coś zmieni w swoim postępowaniu wobec zwierząt i ludzi.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się