Mam zadawniony i dużego formatu konflikt z guli, ale uważam jej rady za konstruktywne a Twój wpis za obraźliwy.
Taniu, uważanie wypowiedzi za konstruktywne to kwestia indywidualnej oceny. Ja np tak wypowiedzi guli nie odbieram. Widocznie mało bystra jestem, bo nic konstruktywnego tam nie widzę (guli cały czas popychała w stronę wykupu obu koni, wg mnie to jest nadużycie, a nie konstuktywna działalność). Poza tym chyba też gruboskórna jestem, bo nie rozumiem, co jest obraźliwego w wypowiedzi stillgrey. To taka tajemnica, czy guli wpłaciła czy nie? Chyba nie, skoro sama guli wciąż powołuje się na swój czyn.
Oglądnęłam ten filmik : przedstawiający z stajnie, z której Niko jest "ratowany".
Więcej chyba pisać nie trzeba.
Edit: Szkoda, że Mefistowi nie załatwiłam lepszej, bardziej łzawej historyjki. Miałby dom. A "mieszka" mu się znacznie znacznie gorzej.
No fakt. Wszystkie jak jeden mąż – tfu, koń – wyglądają jak okazy do ratowania (mimo że mają kantary).
Nine, po prostu zbyt uczciwie opisałaś sytuację Mefista. To wszystko tylko potwierdza teorię, że im gorzej dla konia tym lepiej dla sprzedającego.
Taniu, ja np. nie zdecydowałam się pomóc i z tego się ciesze.
Wszystko było robione na szybko, byle jak, byle pomoc, byle poczuć się lepiej.
Nikt nie szukał NAPRAWDĘ potrzebującego konia.
Wszyscy szukali konia, który jest na sprzedaż i być może coś mu grozi ale w sumie, ani zdjęcia, ani opisu warunków, ani sprawdzenia polecającego.
"kupmy konika, dałam 20 zł, pomogłam pójdę do nieba/wpisze sobie to w cv/ pochwalę się przy piwie".
Dokładnie takie same mam odczucia, o czym zresztą pisałam. Pieniądze miały czekać, gdyby się trafił koń w potrzebie, bo nie zdążyliśmy z Baśką.
Takie było założenie. Tymczasem okazało się, że jak już były, należało je jak najszybciej wydać. Jak dzieci – są pieniądze, wydajemy. Nieważne na co, ważne że teraz, bo zafundujemy mu święta. Po co ustalać zasady - lepiej na żywioł, totalna prowizorka, zaczynać od d ..y strony jest łatwiej niż robić coś z głową. A jak ktoś upominał się o te zasady, traktowany był niemalże jak kat biednych koni.
Hodowczyni się nie dziwię, ma ośrodek hodowalny, trafił się kupiec na źrebaka, sprzedała. Taki zawód. A nawet gdyby te wszystkie konie były hodowane na rzeź, to co z tego? Za życia źle nie miały i nie żyły ze świadomością swego przeznaczenia, nie odliczały po cichutku „mam jeszcze pół roku życia, jeszcze miesiąc, jeszcze tylko tydzień”. Dopóki jest popyt, będzie podaż. Kropka. Od każdego z nas zależy, czy ten popyt będzie. I na jakie konie będzie – czy na zdrowe, zadbane, czy pokiereszowane, bo tak najłatwiej trafia się do serca i kieszeni.