Co jest jeszcze jazdą a co już treningiem?

Jak w temacie - zainspirowana wątkiem wpływ treningu. No właśnie - jakiego treningu? Co to jest trening? Co to znaczy, że ktoś trenuje? Jaka klasa jeżdżona "uprawnia" nas do nazywania swoich jazd treningiem?  A co w przypadku, gdy jeździmy regularnie z wysokiej klasy trenerem, konie potrafią coraz więcej, ale nie startujemy, bo nas to nie interesuje?
To zapraszam do przemyśleń.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
16 stycznia 2012 15:25
Trening - to w mojej opinii regularna, mająca miejsce co najmniej 3 x na tydzień, praca z koniem mająca na celu nauczenie tego konia czegoś co spowoduje że koń ten polepszy swoje walory jako wierzchowiec czy też koń zaprzęgowy.

Trening może być dobry - koń faktycznie polepsza swoje walory jako koń uzytkowy w danej dyscyplinie.

Trening może też byc zły - kon np. nie polepsza swoich walorów użytkowych, a nawet w wyniku złego treningu doznaje różnorakich urazów wyłączających go z uzytkowania np.
pokemon: Rozumiem o co Ci chodzi, mnie też używanie tego słowa, w kontekście samego faktu siedzenia na koniu za stodołą, wkurza.
No i przecież miliony nastolatek prowadzą sobie wzajemnie "treningi"  😁
Dodatkowo uważam że trening powinien zakładać progres. Zawsze.
Dla mnie trening jest tylko wtedy gdy przygotowujemy sie do zawodów, czyli tylko stickte sport.Tak jak i w innych konkurencjach sportowych. Praca z trenerem nawet najwyższej klasy ale dla przyjemności nie jest moim zdaniem treningiem.
rosek0 No właśnie, ale dlaczego? Skoro koń i jeździec progresują? Ba! Co jeśli jeżdżą na poziomie C klasy i robią to dobrze?
Jak w temacie - zainspirowana wątkiem wpływ treningu. No właśnie - jakiego treningu? Co to jest trening? Co to znaczy, że ktoś trenuje? Jaka klasa jeżdżona "uprawnia" nas do nazywania swoich jazd treningiem? 
odpowiedź jest bardzo prosta. trening to proces rozciągnięty w czasie, mający na celu osiągniecie wcześniej założonego celu, oraz mający swój schemat i metodologię, szczególnie uwzględniającą punkty kontrolne skuteczności założonego treningu.
zakładany cel treningu wcale nie musi być związany z rywalizacją sportową.
A jeśli przychodzi żółtodziób na jazdę i uczy się anglezować to nie jest progres? Przecież są postępy, uczy się "jak się tym kieruje" itp.
Dla mnie te pojęcia są jednoznaczne. Tyle, że my jeździmy a nie trenujemy, bo mieszkamy na wsi 😉.
Na mój, chłopski rozum:
- ma cel ( jeden konkretny na końcu i liczne małe cele po drodze do zrealizowania)
- jest obrana specyficzna droga do tego celu ( takie a nie inne ćwiczenia, w takiej a nie innej kolejności, z taką a nie inną intensywnością)
- jest bardzo systematyczny
- jest efektywny ( czyli cele po kolei realizujemy)
- jest trener/instruktor ( ktoś kto się ZNA i obiektywnie nadzoruje proces treningowy)- czasami może być trening konia bez instruktora z ziemi, kiedy instruktor siedzi na koniu. Nie ma treningu jeźdźca i konia bez kogoś na dole.
No jak widać nie jest taka prosta.
Pomijając stada nastolatek jeżdżących w rekreacji, gdzie trenują kłusy wyciągnięte i jeżdżą w zebraniu, to jeżeli przyjmujemy kryterium startów, to jak się jeździ LL 3 razy w roku to się już trenuje?
Trening - to w mojej opinii regularna, mająca miejsce co najmniej 3 x na tydzień, praca z koniem mająca na celu nauczenie tego konia czegoś co spowoduje że koń ten polepszy swoje walory jako wierzchowiec czy też koń zaprzęgowy.



Konia lub jeźdźca. Bo jeśli koń chodził dajmy na to CSI, a teraz jeździec, nastolatek, jeździ pod okiem trenera by przeskoczyć dajmy na to N-kę to też jest to trening, choć koń być może się "cofa" 😉
No Tunrida i wrotki napisali to samo:

1. ma cel ( jeden konkretny na końcu i liczne małe cele po drodze do zrealizowania)
2. jest obrana specyficzna droga do tego celu ( takie a nie inne ćwiczenia, w takiej a nie innej kolejności, z taką a nie inną intensywnością)
3.  jest bardzo systematyczny
4.  jest efektywny ( czyli cele po kolei realizujemy)
5. jest trener/instruktor ( ktoś kto się ZNA i obiektywnie nadzoruje proces treningowy)- czasami może być trening konia bez instruktora z ziemi, kiedy instruktor siedzi na koniu. Nie ma treningu jeźdźca i konia bez kogoś na dole.


Ad 1- osiągnięcie wcześniej założonego celu
Ad 2- metodologia
Ad 3 - schemat
Ad 4. - punkty kontrolne i ich weryfikacja
tunrida czyli wg Ciebie jeżdżąc np. 2 razy w tyg z kimś z dołu "trenujemy", a przez pozostałe dni "jeździmy"? trener obserwuje "proces treningowy" w czasie tych dwóch dni, daje jakieś zadania do pracy samodzielnej i co? wtedy już nie trenujemy? Na następnym "treningu" obserwuje efekty naszej "jazdy" w domu i nawet jeśli jakiś element został poprawiony i zrobiliśmy krok do przodu, to nie "trenowaliśmy"? co w takim razie z treningiem kondycyjnym? czy to jazda kondycyjna?

Nie ma treningu jeźdźca i konia bez kogoś na dole.


Tu się nie zgodzę, wieeeelu czołowych zawodników jeździ samodzielnie, a z opini trenera korzystają 1-2 razy w miesiącu. Czy więc samodzielne przygotowanie siebie i konia do zawodów nie jest treningiem? Nawet jeśli tymi zawodami mają być CSI?
No jak widać nie jest taka prosta.
Pomijając stada nastolatek jeżdżących w rekreacji, gdzie trenują kłusy wyciągnięte i jeżdżą w zebraniu, to jeżeli przyjmujemy kryterium startów, to jak się jeździ LL 3 razy w roku to się już trenuje?
jeżeli te starty w LL są coraz lepsze, a jazdy odbywają się według ustalonego schematu, to czemu nie?
Dla mnie trening= sportowy, każda inna jazd niż sport jest jazdą rekreacyjną, więc trening sportowy dotyczy tylko sportu. Chyba,że istnieje pojecie trening rekreacyjny ale do mnie to nie przemawia.
Jeśli mamy trenera co którąś tam jazdę, to jednak go MAMY i on obserwuje, nadzoruje naszą pracę. Oczywiście, że pracę domową odrabiamy sami. I to też będą treningi- niby bez trenera, ale zgodnie z jego ścisłymi zaleceniami, nie?

Jeśli zaleci nam takie a nie inne ćwiczenia, to właśnie je będziemy wykonywać, tak?
Jeśli każę nam skupić się na tym i na owym, to właśnie na tym się skupimy, a nie na czymkolwiek innym, według nasze uznania, nie?
Trenera nie ma, ale jeździmy tak, jakby był- odrabiamy pracę domową zadaną przez TRENERA.

Ktoś   Dum pugnas, victor es...
16 stycznia 2012 16:43
fragment fragmentu, większej całości:I już na samym początku, powstaje konieczność doprecyzowania, co zawiera w sobie (językoznawca użyłby słowa desygnat) słowo „trening”. Powszechnie mówimy o treningach w liczbie mnogiej, mamy wtedy na myśli kilka spotkań  z trenerem. Często też konkretną jazdę na koniu w sposób łatwy nazywamy treningiem. Nic w tym dziwnego, powszechnie przecież „skracamy strzemiona”, tak naprawdę manipulując przy puśliskach i zmieniając długość tych rzemieni, a nie samych strzemion. Żaden to grzech, to zwykły „skrót myślowy” i robimy tego typów skrótów całą masę, zupełnie z czasem zapominając, że są to uproszczenia, a nie faktyczne opisy rzeczywistości. Spokojnie można przyjąć, że uproszczenia takie, w większości są bezpieczne i  funkcjonalne i  zupełnie nie przeszkadzają  nam we wzajemnym zrozumieniu. W tym miejscu pozwolę sobie, na pozornie odbiegającą od tematu, dygresję, która dotyczy języka i postrzegania. Nie podlega dziś bowiem żadnej wątpliwości fakt, że nie tylko nazywamy pewne zjawiska tak jak postrzegamy, ale zachodzi proces odwrotny, to znaczy, że zmienia się też nasze postrzeganie w zależności od nazywania-nie ma w tym żadnego paradoksu, a wszystkich zainteresowanych mogę odesłać do dowolnej wyszukiwarki i hasła „Noam Chomsky”. Skoro mowa już o internetowych wyszukiwarkach, to to po wpisaniu tam hasła „trening”, przeczytamy tam wiele różnych definicji, wielu różnych autorów i opisujących wiele aspektów treningu i jego złożoności, jednak żadna z tych definicji nie opisuje treningu jako doraźnego i sporadycznego działania. Wszystkie znalezione wyszukiwarką definicje treningu, będą go opisywać jako systematyczny proces, zawsze mający określony cel i zbudowany schemat dążenia do tego celu. Nie znaczy to wcale, że po uświadomieniu sobie tej definicji, nie wolno nam już powiedzieć, że „idziemy na trening” idąc tak naprawdę na jazdę, bo nie o puryzm językowy tu chodzi, a o wspomnianą przed chwilą świadomość czym tak naprawdę jest trening, do czego jest nam potrzebny i w jakich okolicznościach możemy ten proces odnajdywać.
Skoro już więc internetowa wyszukiwarka, wyjaśniła nam, że trening musi mieć swój cel i schemat, wydaje się, że reszta też powinna być równie prosta, ale tu czeka nas przykra niespodzianka. Żadna bowiem  wyszukiwarka nie znajdzie nam w intrenecie, ani celu ani schematu. To że nie znajdzie nam celu, wydaje się oczywiste, bo co prawda świat wirtualny bardzo wkrada nam się do rzeczywistości, jednak na szczęście nie tak daleko, żeby decydować, co mamy robić z naszym własnym koniem. Co do gotowych schematów jeździeckich treningów, są one do odnalezienia w intrenecie, ale zwykle dotyczą one dziedzin bardzo jedno aspektowych dotyczących wyścigów i rajdów długodystansowych. Na dobrą sprawę „piramida ujeżdżenia” też jest bardzo ogólnym schematem treningu jedzeniowego, jednak właśnie ogólność tej „piramidy” i jedno aspektowość treningów rajdowców, czy koni wyścigowych, skłoniło mnie do zaryzykowania podzielenia się stosowaną przeze mnie metodologią treningu w WKKW. Słowa „metodologia” używam z pełną determinacją, świadomie unikając terminu „teoria sportu”. Teoria sportu, to termin według mnie nazywający się dosyć nieszczęśliwie, ponieważ słowo „teoria” często jest stawiane w opozycji do „praktyki”, często i bardzo niesłusznie, postrzegana jest jako coś bardzo niepraktycznego, zatem niepotrzebnego. Dlatego też wolę stosować słowo metodologia, bo dzięki temu łatwo uniknę podświadomego postrzegania mojej wypowiedzi przez czytelnika, jako zbędnych teoretycznych  dywagacji, które nie mają wiele wspólnego z pożyteczną praktyką…”teoria w praktyce” brzmi cokolwiek dziwnie, natomiast „metodologia w praktyce”  mniej dziwi.

Forta, trening kondycyjny. Po co? Do - czego?

Nie mam kłopotu z "jakościowym", "roboczym" pojęciem treningu - jak powinien wyglądać, jakim zasadom podlegać.
Mam kłopot  z definicją celów, i nie zgadzam się z "co komu do tego po co?"
Bo jeśli ćwiczymy grę na instrumencie, czy praktykujemy sztuki plastyczne, czy regularnie etc.  (nawet i z trenerem) gramy w brydża nie-sportowego, chcemy schudnąć x - chodząc m.in. na siłownię - to trenujemy? wszystko wymienione przez wrotki będzie, załóżmy, spełnione - ale imo będzie to praktykowanie, ćwiczenie, dochodzenie do perfekcji, osiągnie celów, zajęcia pro-zdrowotne itd. - ale nie trening.
Kiedyś miałam inne zdanie. A dziś - mam wątpliwości. Bo - powiedzmy - ćwiczymy konia/psa do agility. I jeśli będziemy ze zwierzem regularnie brać udział we współzawodnictwie (+ wszystko co wcześniej wymienione) - to będzie to trening. Ale jeśli nie: szkolenie, zabawa - zależy od podejścia. Jaki jest cel? Jeśli jest sportowy (+ X,Y,Z) to trening sportowy. Jasne.
Ale jeśli cel/kolejne cele nie jest sportowy? Istnieje w ogóle pojęcie trening "jakiś" bez pojęcia rywalizacji i "mierzenia się z..."? Czy ze słowa "trening" nie wynika od razu "do czegoś"? Lub/i czegoś konkretnego (i zależy czego) do czegoś konkretnego (i zależy do czego)?
No i serio czy poważnie? Bo niektórzy ostro trenują z półlitrówką 🙂 (i też sądzę, że odnosząc się do rywalizacji pt. móc wypić więcej niż inni np.)
mi po nic, ale zakładam, że wkkwiści trenują, a nie się wożą  😉
Ja bym wyszła od pojęcia słowa wytrenować = wyćwiczyć, czyli powtarzać dane ćwiczenie to osiągniętego celu. Wytrenować można mięsień i organizm. I jazdy podzieliłabym na spacerowe oraz na treningowe, czyli zaplanowane i prowadzone pod kątem danych ćwiczeń.
o jeśli ćwiczymy grę na instrumencie, czy praktykujemy sztuki plastyczne, czy regularnie etc.  (nawet i z trenerem) gramy w brydża nie-sportowego, chcemy schudnąć x - chodząc m.in. na siłownię - to trenujemy? wszystko wymienione przez wrotki będzie, załóżmy, spełnione - ale imo będzie to praktykowanie, ćwiczenie, dochodzenie do perfekcji, osiągnie celów, zajęcia pro-zdrowotne itd. - ale nie trening.

Jeśli chodzę sobie na siłownię dwa razy w tygodniu dla przyjemności, żeby poruszać się w celu np. schudnięcia czy wymodelowania sylwetki, to nie nazwałabym tego treningiem.

Ale jeśli regularnie chodząc na siłownię i ćwicząc według jakiegoś dłuższego planu treningowego, który ma założenie, jest jakoś kontrolowany, efekty są nadzorowane i mierzone oraz ogólnie spełnione są kryteria podane przez wrotkiego i Tunridę wyżej, buduję sobie mięśnie - to to jest trening. I fakt, że chcę albo nie chcę startować w zawodach dla kulturystów nie ma tu nic do rzeczy.

Dlaczego trening musi się równać zawodom? Można sobie trenować nie startując, wtedy oczywiście bez elementu rywalizacji i porównywania wyników nie będzie można tego nazwać sportem, tylko rekreacją. Ale trening dalej jest treningiem.
A mnie coraz bardziej wychodzi, że słowo trening nie funkcjonuje bez rywalizacji, bez odniesienia do rywalizacji. Nie można "trenować" tai-chi, ani - tańca towarzyskiego (chyba, że w celu udziału w zawodach). A trenującym kulturystą będzie tylko planujący udział w zawodach. Bez takiego odniesienia - będzie "zwyczajnie" pakerem 🙂, choćby brał udział w dokładnie takich zajęciach jak kumpel-kulturysta (chyba, że będzie się z nim porównywał w jakiś zobiektywizowany sposób - to też będzie kulturystą).
Żeby nie wiem jak celowo itd.itd. ćwiczyć konia w stawaniu dęba - nie będzie to trening - bo to nie występuje w formie rywalizacji. Rywalizacja nie musi być sportowa. Np. uczestnicy walk w klatkach trenują - choć sport to nie jest. Rywalizacja. Walki kogutów to też nie jest sport - ale rywalizacja. Powiedziałabym - ostateczna nawet. I dlatego można np. trenować aikido (mimo, że żadnych zawodów nie ma z założenia) - w odniesieniu do 'ostatecznej' rywalizacji - kto przeżyje, a kto nie 🙂 I dlatego trenują policjanci i żołnierze.
A jeśli zwyczajnie chcę schudnąć i wyćwiczyć to i owo - to nie trenuję. Praktykuję. Uprawiam. Ćwiczę. Trenuję pływanie wyłącznie wtedy, kiedy odnoszę się do elementów rywalizacji - np. porównania czasów. Uprawiam jogging a trenować będę - do maratonu. Itd.
Z końmi jest ciekawie - bo np. koń może być trenowany (np. do klasy C - klasa C to już jest odniesienie do rywalizacji) a jego jeździec (berajter) - nie. Nie trenuje(!) siebie, jeżeli nie ma w planach się z kimkolwiek porównywać.
Bo słowo trening milcząco zakłada osiąganie pewnego poziomu. Gdy nie ma porównań - nie ma poziomów. Sztuki nie da się trenować. Nie trenuje się do pokazów. Nie trenuje się występów scenicznych. Nie trenuje się matematyki. Ani języka obcego. A brydż i szachy - można (pod warunkiem startów).
Konie w stajniach handlowych są trenowane - bo domyślnie zakłada się (późniejszy) udział w rywalizacji, choćby taki (sprzedany) koń nigdy nie miał wziąć udziału w zawodach.
Forta, no właśnie - trening kondycyjny w WKKW jest w konkretnym sportowym celu.
Halo nie wiem o co się przyczepilłaś? Ja treningów kondycyjnych nie robię, po prostu odnośnie postu Tunridy o jeździe z trenerem zbyt dosłownie potraktowalam jej definicję, że każdy trening musi być z trenerem. Ona mówiła globalnie, ja o jednostce treningowej
Dla mnie trening jest tylko wtedy gdy przygotowujemy sie do zawodów, czyli tylko stickte sport.


A mnie coraz bardziej wychodzi, że słowo trening nie funkcjonuje bez rywalizacji, bez odniesienia do rywalizacji.


A dla mnie to definicja przeinterpretowana. Nie szukając długo, podam przykład z własnego podwórka. Mam młodego konia w treningu u kogoś - nie ulega wątpliwości, że w treningu, w razie wątpliwości dysponuję na to stosowną fakturą 😉 Ale na poważnie - koń się zmienia, szkoli, uczy nowych rzeczy, progresuje ruchowo, wytrzymałościowo, odbywa również regularne konsultacje, na które przyjeżdża trener pracujący na co dzień z końmi GP. Trening? No trening.
Koń czasem startuje w zawodach - ok. Ale czy jeśli zdecyduję, żeby w sezonie 2012 pauzował ze startami, to automatycznie koń przestaje być w owym treningu? A jeśli w ogóle zdecyduję, że ma nigdy nie startować? Jeśli moim celem nie będą np. zawody, tylko sprzedaż, to też już nie trening? 🙂 W sposobie pracy z koniem nie zmieni się przecież zupełnie nic...

wrotki, podał bardzo dobrą definicję - mogą być bardzo różne cele treningu. Jeśli uzależniamy go tylko od startów, to muszę przyznać, że znam wiele koni startujących, z którymi na co dzień nie jest planowana żadna długofalowa i regularna praca plus nie są weryfikowane jej efekty. Ale startują...
Forta, przecież nie mówię, że robisz. Zrozumiałam, jakbyś uważała, że trening kondycyjny to trening... bez celu? A ty chyba zrozumiałaś, że ja cię(!) pytam "po co tobie" 🤣 Ot, nieporozumienie.

Temat mnie "wciągnął" od kilku dni. Dalsze refleksje. Trening jest procesem. Nie ma procesu - nie ma treningu. Żeby był proces musi być stan A (wejściowy) i stan B (wyjściowy). Żeby ustalić stan A, stan B - trzeba mieć od czego porównać.  Rywalizacja nie musi być bezpośrednia. Pośrednia = porównanie. Konkretnych, wymiernych danych.
Wydaje mi się, że żeby powiedzieć "trenuję" trzeba po pierwsze móc odpowiedzieć na pytanie "co". Co trenuję. A nie - "ni to ni sio". Może być, owszem "to, i to, i to jeszcze". Po drugie cele muszą być wymierne (bo jak inaczej sprawdzić, czy się je spełniło?). Są to warunki konieczne (chyba, że ktoś uważa inaczej - to proszę o uzasadnienie) choć niewystarczające.
Wracając do jeździectwa. nie uważam, że trzeba koniecznie brać udział w zawodach, żeby móc mówić "trenuję". Ale trzeba móc powiedzieć "co" trenuję. Skoki? Ujeżdżenie? Rajdy? Skoki i ujeżdżenie? Wymierność może być porównaniem do wymogów/klas konkretnych dyscyplin.
"Trenuję do klasy N". Klasa N ma określone wymogi. I teraz widzę to tak - powiedzmy, ktoś jeździ skoki. Jeśli przygotowuje się/konia/parę do parkurów(!) klasy X (i te działania spełniają pozostałe wymogi) to trenuje. Choćby nie miał planów startowych. Ale jeśli skacze sobie tylko stacjonatki, albo - aby bez szeregów, to NIE trenuje. Uprawia. Bawi się. Coś tam. Praktykuje (w innych językach jest takie poręczne słowo: "practise"😉. Ktoś zajmuje się ujeżdżeniem. Jeśli (inne warunki analogicznie) przygotowuje się "do klasy C" powiedzmy i ma osobę, która potrafi to zweryfikować "ta lotna jest już na 7", to ok - trenuje. Jest co do czego porównać. Ale jeśli tylko "trzaska lotne" (bo akurat wychodzą) a np. zwroty są be itp., jakość chodów bez znaczenia, własny dosiad bez znaczenia - to nie trenuje. Nie jest spełniony warunek porównania. Wymierności celów. Nie da się ustalić "punktów kontrolnych" procesu.
🤔wirek: Ale sie pokrecilo... ale halo trafia jak dla mnie w punkt.
Popieram  😉
Nie trenuje się matematyki. Ani języka obcego. A brydż i szachy - można (pod warunkiem startów).


powiedz halo, a dlaczego matematyki nie można, a brydż i szachy można?
ciekawe
kokakola, ty mi powiedz 🙂
Tak jest. Można pójść na trening brydża sportowego a nie da się na trening matematyczny.
Ja uważam, że z powodu wymierności rywalizacji, ale to nie wyczerpuje tematu (bo olimpiady językowe, matematyczne etc.). Wydaje mi się, że miano "trening" przypisano do rywalizacji (w tym na drodze porównań) sportowej lub(!) rywalizacji stricte fizycznej (opartej na sprawności aparatu ruchu). Np. nikt nie trenuje układania puzzli, ani... gier komputerowych - chyba że wobec konkretnego współzawodnictwa = zawodów w X. A można trenować siłę czy szybkość bez odniesień do konkretnego sportu - ze względu na "fizyczność" i wymierność (i jeszcze parę rzeczy). Żadnej sztuki się nie trenuje. Ani rzemiosła. Przynajmniej posługując się językiem polskim. Chociaż owe zajęcia mogą spełniać "definicję wrotkiego":
proces rozciągnięty w czasie, mający na celu osiągniecie wcześniej założonego celu, oraz mający swój schemat i metodologię, szczególnie uwzględniającą punkty kontrolne skuteczności założonego treningu.
Oprócz słowa "trening". Nikt nie chodzi do szkoły "trenować" (chyba, że na UKS) tylko się uczyć. Ta "definicja" jest potrzebna, ale zbyt szeroka - obejmuje nie tylko trening. Nie każde osiąganie sprawności w czymś (wg powyższych zasad) jest treningiem.
Na dziś wydaje mi się, że można trenować wyłącznie jakąś dyscyplinę lub wymierne sprawności fizyczne (po spełnieniu określonych warunków). Do "reszty" używa się innych słów.
BTW: dla wielu "jednostek szkoleniowych" w siodle powinno się używać słowa "lekcja" - a nie - "trening". To nie wina treningu, że uczniowie słowa "lekcja" nie lubią 🙂
Harry Potter sporządzania eliksirów nie trenował.

No wręcz zazdroszczę tym, dla których pojęcie treningu jest... takie proste  🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się