Dziś z mojej stajni wyjechały na zimę na Florydę dwa konie. Ich właścicielka, Beverly, spędza na Florydzie miesiące zimowe i przyjeżdża z powrotem wraz z końmi w okolicy kwietnia. Jak się ostatnio dowiedziałam robi to głównie z powodów podatkowych - mieszkając na Florydzie ponad pół roku (może to być np. 6 miesięcy i jeden dzień) staje się uprawniona do płacenia podatku właśnie tam. A że widocznie Floryda oferuje niższe opodatkowanie firm, no to Bev z tego korzysta. Bev ma zarejestrowaną firmę zajmującą się dystrybucja taśm Equitape do kinezjoterapii koni, na które to taśmy posiada patent. Taśmami tymi, które notabene są dostępne w sklepach jeździeckich, okleja się obolałe czy opuchnięte mięśnie koni, co powoduje ich szybsze wylecznie.
Oprócz tych taśm Beverly zajmuje się niby-jeździectwem czyli głównie opędzaniem swoich koni na lince i robieniem z nimi sztuczek cyrkowych. Konik miniaturka został np. nauczony stawania dęba na zawołanie. Bardzo przydatna sztuczka, szczególnie jak go sprowadzają z padoku stajenni, a jemu się nagle przypomina, że przecież on umie stawać dęba.
Drugi koń to QH. Został przez Beverly zakupiony jako koń do ujeżdżenia. Bo faktycznie nie wygląda jak QH: jest dość duży, o długich liniach, bez przebudowanego zadu. Niestety, jak mi Bev opowiadała, koń ten doznał w zeszłym roku jakiejś kontuzji przedniej nogi i przez długi czas był kulawy, przez cały rok w zasadzie nic nie robił, tylko był diagnozowany i leczony. Niby kulawizna minęła, ale Beverly przeczulona na tym punkcie, bez przerwy coś u niego zauważała. A to że niepewnie stąpa po czworoboku, a to że złe podłoże jest itd itp.
Nie przeszkadza jej jednak to, co z tym koniem sama wyprawia. Jak ja to widziałam, to aż miałam chęć jej powiedzieć: "kobieto, przecież po co ty tego konia opędzasz na tej króciutkiej lince, po jaką cholerę każesz mu się non stop kłaść i wstawiać. Przecież ta jego kulawizna się najprawdopodobniej z tego wzięła, a na pewno w całkowitym dojściu do zdrowia nie pomaga mu to, co z nim robisz". No ale nie mój koń, nie moja sprawa. Tym bardziej, że Beverly zęby zjadła na koniach (ponoć).
Bo owa Beverly była kiedyś tam, przynajmniej z tego co mi mówiono, gwiazdą ujeżdżenia na Long Island, startującą aż do PSG włącznie. Rozmawiając z nią o ujeżdżeniu też miałam wrażenie, że dużo wie. Nawet mi raz poprowadziła trening, zupełnie za darmo, no ale nie jestem pewna czy totalne przyciąganie szyi konia do jego boku oraz jednoczesne wykonywanie zwrotu na przodzie jest lekarstwem na uaktywnienie zadu. Zupełnie też nie poprawiała mi dosiadu ani nie korygowała ręki - no nic absolutnie takiego, tylko te ugięcia szyi.
Ponadto me wątpliwości co do jej umiejętności wzbudził fakt braku jakichkolwiek jej wyników na stronie, gdzie każdy dresiaż startujący w USA w oficjalnych zawodach ma zapisane wyniki od 1992 roku włącznie. Beverly jest tam uwidoczniona jako zawodniczka, ale nic poza tym. Dziwne to trochę biorąc po uwagę to, że niby taką wielką gwiazdą była i że ciągle niby startowała. Jeszcze bardziej dziwne jest to, jak ona jeździ. Bo jak widziałam ją kilkukrotnie w siodle, to w zasadzie widziałam tylko sztywność jej i konia i nic więcej. I to że wiecznie tylko na ogłowiu bezwędzidłowym ją widywałam.
No i te jej naturalistyczne ciągoty też nie wzbudzają zaufania. Ostatnio całą górną stajnię, czyli tam gdzie stoją ci bojący się własnych koni, przeszkoliła na jednym posiedzeniu w oprowadzaniu konia na kantarze i machaniu mu batem przed nosem. Taka grupowa lekcja się odbyła, z czego zresztą my w dolnej stajni (gdzie stacjonują jeżdżący normalnie) zrywaliśmy boki przez wiele dni.
Tu mała próbka jej poczynań z tym kulawym QH. Ja się jej dopytuję o co chodzi z tym kładzeniem konia, czy chodzi o posłuszeństwo konia - Beverly to potwierdziła, że kładzenie konia ma spowodować, by był bardziej posłuszny. Ciekawe, jak to wyrabianie posłuszeństwa ma się do poczynań tego konia na tej lince. Biorąc pod uwagę to, ile czasu już te kładzenie trenuje, to koń ten powinien być już w 100% posłuszny.