Koń histerycznie broniący się przed kontaktem z ręką jeźdźca.

Dobra dobra... spokojnie!
Wędzidło takie srakie czy owakie, to rzecz ważna.
Ale ja czuję że to nie kwestia wędzidła, czy ogłowia, tylko SPOSOBU DZIAŁANIA i kwestia tego CO z koniem robię.
Kwestia tego CO JEŹDZIEC ROBI RĘKĄ i czego od konia wymaga.
Powtórzę, że wszystkie Wasze spostrzeżenia są dla mnie cenne, ale nie brnijmy w ślepą uliczkę wędzideł i patentów!  😀

Bardziej proszę o rady dotyczące tego jak i w jakim ustawieniu konia jechać, a nie co mu w pysk wsadzić.
W ustawieniu pozwalającym na kontakt i takim ktore koń akceptuje.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
12 lutego 2012 23:32
Julie,ale na to pytanie to chyba sobie sama odpowiedziałaś:
Za trzecim razem na sam koniec, przez chwilę chyba nastąpiło coś dającego nadzieję:
Trzymając zewnętrzną (dość długą, ale przy tym na kontakcie) i jadąc porządnym, rytmicznym kłusem na kole, skłoniłam ją wyraźnym odpuszczaniem wewnętrznej wodzy do ustąpienia w potylicy i ustawienia mniej więcej takiego:

To było w wyraźnym zgięciu na kole. Na prostej nie da rady.

A co robiłaś z wewnętrzną? Zwiesiłaś ją, czy nią pulsowałaś? Portek w fazie początkowej był pracowany metodą pulsacyjną, właśnie tak jak piszesz na kole, rytmicznym kłusem i to w końcu zaczęło przynosić efekty, ale jak pisałam, on nie groził wywrotką, co najwyżej robił lamę i zgrzytał po wędzidle.
Uzyskanie stabilnego, trwałego kontaktu i pełnej akceptacji zajęło nam prawie pół roku.

A co do wędzidła, oczywiście, że to co kobyle w pysk wsadzisz, jest sprawą drugo-, a nawet trzeciorzędną, ale cały wic polega na tym, żeby to wędzidło Cię wspomagało, a nie utrudniało jeszcze sprawę.
ElMadziarra, bardzo fajny post wcześniej napisałaś - mało kto podaje ramy czasowe pracy, a podane przez ciebie są bardzo realne. To nie magia, to praca.
Julie, oprócz stępa (gdzie też bym unikała dłuższych odcinków prostych) pracowałabym z początku wyłącznie na ósemce - w różnych wersjach. Tzn. masz dwa jednakowe koła w wersjach: stykające się, w odległości jednej średnicy, w dalszej odległości od siebie; pewnie 15 m średnicy będzie ok, jeśli nie to 20 m. I jeździsz na kołach, na ósemce (np. 2x koło i "przekątna"😉 i łącząc koła w kształt "stadionu". Koła muszą być regularne - wyrysowane przy pomocy lonży?, po trasie jeździsz najpierw stępem - potem koń będzie się trzymał swoich śladów. Gdy już płaska ósemka (koła daleko) będzie opanowana (trasa, wygięcie, tempo i rytm) zaczynasz jeździć plac/prostokąt z kołem w każdym rogu oraz "spiralę grzewczą": koło - odcinek stycznej - koło - odcinek stycznej - przesuwając się wzdłuż ściany. Na tym etapie będą możliwe serpentyny i już zapewne koła 12 m.
No, to dobrze. Tak się składa, że jeździmy po ósemce, bo trochę wymusza to nietypowa hala - 15 x 40 😉

ElMadziarra: Wewnętrzną bardzo wyraźnie "prosiłam i dziękowałam".


ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
13 lutego 2012 09:34
halo ja bym nawet pokusiła się o stwierdzenie, że to ani magia, ani praca, tylko orka 😉
Jak sobie przypomnę tą mało wdzięczna harówę praktycznie dzień w dzień i gdy już było fajnie, gdy się wydawało, że już, już przejechane, to nagle bach, jakjaś głupota całkowita - mała niby nic nie znacząca rzecz, a wszystko waliło się jak domek z kart i robota zaczynana praktycznie od początku.
Dlatego ja wolałam powoli, powolusieńku, baz żadnego parcia, bez "muszę -teraz -natychmiast", tylko tyle ile koń pozwolił, tylko tyle na ile był gotowy pracować sobie na spokojnie, żeby wypracować sobie betonowe fundamenty, żeby w sytuacji, gdy coś się posypie, to tylko bieżący etap trzeba było powtarzać. A taka robota trwa i trwa i trwa i końca nie widać i te małe kroczki satysfakcji zbyt wielkiej nie przynoszą.

Do tego wszystkiego umiejętności niewystarczające, dużo za małe, dobrze, że pomoc fachową miałam, bo pewnie nigdy nie dowiedziałabym się, jak "brzmi" Portek na kontakcie.

Julie no to już wiesz, w którym kierunku iść - prosić, dziękować, nisko, okrągło, na kołach i w tempie, bardzo rytmicznie.
Gog - pomyśl o tym patencie, bo może zaoszczędzić Ci dużo roboty, choć "rzeźbienie" Cię nie ominie . Ja z innymi patentami nie próbowałam i raczej nie jestem przekonana, ale Portek na inne bardzo źle reagował i to głównie dlatego.
ElMadziarra, jak bardzo mi się podoba to, co piszesz!!! Na spokojnie, bez nerwów, bez zbędnego napinania się, jakby ktoś gonił. Spokojnie, powoli, lepiej 3 kroki w przód niż 10, a potem cofnięcie o 9. ALbo na siłę przeskakiwanie pewnego etapu - od biedy da się na siłę ten nieszczęsny łeb ustawić nawet i panikarza. A potem koń niezdatny do niczego.

Jedynie nie zgodzę się z Tobą w tym, że "te małe kroczki satysfakcji zbyt wielkiej nie przynoszą". Koniczynę kupiłam z mięsniami po spodniej stronie szyi wyrobionymi, nie było mowy o jakimkolwiek przyjściu do ręki, zejściu w dół. Beton w buzi. Jak mnie cieszyły momenty jej zejścia w dół, choć na minutę! Tak samo było z ustępowaniami od łydki - 2 kroki prawidłowe, ciężkie do zrobienia, były dla mnie jak wygraną na olimpiadzie! Dzierganie całą jazdę, dla tych dwóch prawidłowych kroków. Nie traktuję tej kobyłki jako mojego konia do sportu, nawet małego. Konia sobie wyhoduję albo kupię do prawdziwej pracy. Teraz ja chcę się nauczyć, poznać drogi pracy z koniem, bo nie ma tej jednej i jedynej.

Widać, że nie traktujesz konia jako maszynki - ma być tak i tak i to jak najszybciej.
Witam, musiałam się tu zalogować bo Julie pisze o kobyłce na której ostatnio jeździłam. Postaram się wrzucić filmik z jesiennej jazdy. Mam tylko nadzieję że nie zaleje mnie fala krytyki 🙂oszczędźcie mnie bo ta kobyłka to naprawdę dla mnie ciężki kawałek chleba.
Oto nasza bohaterka:

edytuj posty
Ja mam takie spostrzeżenie: najlepiej jest w kłusie. Widać, ze momentami na łuku ona "puszcza" w tym kłusie.
To jeśli to jest wykonalne to ja bym zrobiła tak: stępować i galopować na razie bez kontaktu, niech sobie robi z tą głową co chce, byle kierunek i tempo  jako tako trzymała.
A pracować nad niskim ustawianiem jej tylko w kłusach, czyli jeździć na kontakcie na razie wyłącznie kłusem. Nie forsować tego, co dla niej trudne, najpierw robić to co łatwiejsze, aż się uczciwie w tym kłusie uspokoi.
Witam, musiałam się tu zalogować bo Julie pisze o kobyłce na której ostatnio jeździłam. Postaram się wrzucić filmik z jesiennej jazdy. Mam tylko nadzieję że nie zaleje mnie fala krytyki 🙂oszczędźcie mnie bo ta kobyłka to naprawdę dla mnie ciężki kawałek chleba.

O, super że się odezwałaś 🙂
Niestety nie obejrzę tego filmu tak wolno mi net chodzi. No, ale domyślam się zobaczę na nim mniej więcej to co na żywo 😉
A o krytykę się nie martw, to nie Ty tego konia zepsułaś, tylko fala różnych okoliczności.
Mam nadzieję, że uda nam się razem spowodować, że "coś się ruszy" 🙂
Czy to co napisałam o naszej bohaterce w pierwszym poście się zgadza według Ciebie?
W razie czego się wtrącaj, bo znasz ją o wiele lepiej ode mnie.

Zamówiłam wędzidło, takie: http://www.gnl.pl/wedzidlo-smakowe-proste-horze-p-4793.html
To jest niewiele twardsze od gumy, miałam kiedyś identyczne.
Tylko ciekawe kiedy przyjdzie...

Magdo P.: Zgadzam się jak najbardziej co do tego, że jakiekolwiek "manewry" ręką należy przeprowadzać na razie wyłącznie w kłusie.
Udało mi się obejrzeć minutę filmu i właśnie tak jest też teraz - na prostej lama, w zgięciu są momenty odpuszczenia. W lewo gorzej, w prawo lepiej.
Więc zapewne, tak jak też radzi halo, musimy ją na razie kołować, a prostych unikać.
Julie, ale, ale... jeśli obraz z filmiku odpowiada "stanowi faktycznemu" to... jak dziecko zabierasz się za temat od d* strony? Tzn. nie od zadu a od łba??? Koń nie pracuje zadem, nie pcha się - tam jest opór, opór przed żądaniami jeźdźca - od stępa po kłopot z zagalopowaniem (najmniejszy w kłusie ale i tu koń wystarczająco pilnie nie idzie).
Ona nie ma/nie miała kłopotu z kolanami? Całej partii zadu bym się przyjrzała. I kompletnie (!) przestała się przejmować ustawieniem głowy - umiarkowany, stały kontakt i do przodu(!) z przewagą pomocy napędzających - to przecież wiesz? Gdy zad posłucha - to i przód odpuści.
Nie no stan faktyczny wygląda w tej chwili inaczej, bo ja pierwsze co mówiłam i co robiłam gdy na niej siedziałam, to żeby jechać żywiej tym kłusem i wypuszczać ją w dół. Od zadu do przodu, wiadomo. Wedle mojego ulubionego hasła "Nie siedzisz na głowie konia, tylko na grzbiecie konia, więc zostaw mu głowę w spokoju".
A co na filmie to nie moja wina.
I nie krzycz na mnie, bo się zamknę w sobie i będę płakać!  😉

Julie, obawiam się, że ten opór zadniej części ciała jest nadal - on jest bardzo wyraźny i na filmiku to wygląda tak, że "działania łbem" są po to, żeby jeździec odpuścił "z tyłu" - bo odpuszcza zawsze - koncentruje się na łbie a zadowi daje spokój. I koń świetnie wie, że gdy włączy tryb "lama" to jeździec resztę odpuści. Więc nie odpuszczaj. Im bardziej "lama" tym bardziej podpędzaj zad (ale - na pewno wiesz - nie wolno ciągnąć za pysk, w ogóle nie wolno się złapać w pułapkę wzmacnianego kontaktu - ma być stały: pędzisz zad, ma nie wzrastać tempo, ma nie wzmacniać się kontakt, ma być więcej energii [więcej łydki]) Ustawienie łba jest tu rzeczą zupełnie wtórną. Ona ma iść bardzo pilnie na(!) kontakcie. Posłucha cię d* - posłucha i łeb - to zupełnie jak z 'przez żołądek do serca' 😀. Wiem , dużo prościej jest gdy nie ma "manier pyskowych" i można się łbem wspomagać w kontroli zadu i aktywności. Ale tu najlepiej by było o łbie (że są jakieś kłopoty) zapomnieć w ogóle, potraktować jak normalnego, surowego konia, nie odpuszczać, nie traktować specjalnie - stały, umiarkowany kontakt i pilnie do przodu. Dopiero gdy to będzie - stały rytm, możliwość zwolnienia/dodania dosiadem (na kontakcie!) + odrobinę ustępowania zadu (na kontakcie!) - będzie się można kusić o dłuższe rozluźnienie konia. Daj koniowi szanse pojąć, w jakiej pozycji będzie mu wygodnie, pod warunkiem, że zrozumie, że zawsze, niestety, będzie musiał pilnie się ruszać i żadne akcje go z tego obowiązku nie zwolnią. To jest jej obowiązek - chodzić przyzwoicie, nie twój.
Dla mnie osobiście najgorsze jest rozluźnić się na takim wygiętym grzbiecie i całe koło wtedy się zapętla, jak już pisałam to jest filmik z jesieni, mam nadzieje że Julie wrzuci coś ze swojej jazdy na niej żeby pokazać obecną pracę tego konia. Jak dla mnie jest duża różnica w sposobie zabrania się do problemu i z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój sytuacji. Trzymajcie kciuki.
Jazda w zgięciu i delikatnej łopatce do środka powinna pomóc.
Moim zdaniem nevada2012 siedzi biernie na grzbiecie i czeka aż koń się rozluźni, a tutaj trzeba wyraźnie sugerować. W zgięciu będzie jej niewygodnie z zadartą głową, prędzej czy później przyjdzie do wędzidła.
Super, cieszę się że filmik został pokazany, bo dzięki Wam jestem jeszcze bardziej pewna co powinnyśmy robić, a czego nie.
Ja bym właśnie tak jak mówicie robiła, bo tak mnie uczono i tak z kilkoma dziwnymi końmi pracowałam.
Rytm, tempo, rozluźnienie - a jak coś jest nie tak, to zawsze należy wracać do podstawy i pracy na kole w kłusie.
Dziękuję Wam drogie panie!  :kwiatek:
Masz rację Kajpo, na filmiku bardziej wioze sobie tyłek niż coś robie.
Śledzę wątek od początku, ale dopiero teraz stwierdziłam ,że muszę napisać. Otóż miałam i mam bardzo podobną sytuację. Szarpałam się z koniem ,bo taka prawda (próbowałam wygrać z tym czyli pracować znaleźć sposób itd.) tak bardzo tego chciałam ,że więcej psułam niż dobrze robiłam. To co poskutkowało i zobaczyłam pierwsze efekty to kiedy trener wsiadł na konia na ok 2 tyg ja odpoczywałam psychicznie i broń borze nie wsiadałam bez niego na konia. Świetnie działało to ,że on był koło mnie i mówił co mam robić i nawet kiedy ja nieświadomie coś robiłam czyli instynktownie to on to korygował. Skupiałam się na tym co mówił ,że mam robić czyli na sobie ,a nie na koniu z którym sama nic nie mogłam zrobić. Gdy ktoś do mnie mówił byłam bardziej rozluźniona nie popełniałam tylu błędów. Jak wcześniej próbowałam skłonić konia do opuszczenia łba w dół ,a on się odginał i patrzył w niebo kiedy ja prosiłam wewnętrzną wodzą ,a zewnętrzną miałam stały kontakt. Otóż nie to nie działało. Gdy usłyszałam ,że mam NIC nie robić tylko trzymać równy kontakt nie za krótki nie za długi i tak robiłam ,a on był otwarty i już się tak nie szarpał  działałam dosiadem bardziej i w stępie początkowo tylko w stępie jakieś wolty ósemki koła i gdy koń się wreszcie rozluźniał wypuszczałam go potem znowu kontakt rozluźnienie i wypuszczenie( stopniowe) to wszystko najlepiej na kole. Dopiero potem koń pozwolił mi delikatnie robić coś z wodzami. i to zaczęło działać oczywiście na przemian kilka razy tyg i tak trener musi według mnie wsiadać ,a potem żadziej i na pewno problem w końcu zniknie, u mnie trwa to już od października. No to tak mniejwięcej co u mnie sprawiło ,że zaczęło się dziać lepiej🙂
Można to też w ten sposób nazwać ale brzmi nieładnie :P
Ja bym powiedziała tak: Lepiej już jeździć na rzuconych wodzach niż na takim byle jakim kontakcie. Albo kontakt w rozluźnieniu albo całkowita swoboda. Koń wyraxnie odczuwa dyskomfort, a trzeba go zminimalizować w miarę naszych możliwości zważywszy na to, że klacz jest po traumatycznych przejściach.
Proponuję rozszerzyć ręce żeby zrobić klaczy "miejsce" na zaokrąglenie się, a tobie odebrać szansę mimowolnego wstrzymywania konia za pomocą ręki.
Dawajcie coś aktualnego 😉
Na załadowanie filmiku z dziś nie ma szans, bo mam takie łącze, że się będzie sto lat ładował...  😵
No ale nevada2012 jechała, ja coś tam z ziemi próbowałam radzić i szukałyśmy momentów w dole. Było ich znacznie więcej niż poprzednio.
Przyjęłyśmy, według waszych rad założenie, że w stępie całkowicie długa wodza, galop na razie i tak zostawiamy, bo na hali się masakrycznie kurzy i ziemia twarda. I robiłyśmy w kłusie na kole wypuszczanie nosa w dół i zginanie do wewnątrz.
Czyli unikanie jak ognia lamy, a wykorzystywanie wyłącznie tych momentów, gdy potylica jest na wysokości kłębu, lub jeszcze niżej.
I w chwilach, gdy udaje się ją wpisać w okrąg, ustawienie jest całkiem przyzwoite i podchodzi do ręki.  💃
Myślę, że trzeba kobyłce wyraźnie pokazać, że jedyny moment wygody, to nos w dół. Ona musi polubić takie ustawienie pod jeźdźcem (bo na lonży nie ma z tym najmniejszego problemu) i wtedy dopiero można myśleć o dalszych czynnościach.
I całkowicie zgadzam się z tym, że albo kontakt, albo brak kontaktu. Nie powinno być nic pomiędzy, czyli na razie jedziemy bez kontaktu do przodu.
To się wydaje cofnięciem o dwa kroki w tył, ale inaczej się nie da.

Najbardziej dziwnie się czuję (i koleżanka chyba też) z tym, że na razie nie da się trzymać na kontakcie nawet zewnętrznej wodzy.
To mi się trochę kojarzy z taką jazdą w stylu western, na czankach 😉
Czyli że nos konia nisko nisko nisko i jedyne co robię, to takie "zmiękczanie" wewnętrzną wodzą. Oni tak to chyba nazywają, prawda? "Soften her mouth" - słyszałam takie hasła jak kilka razy obserwowałam poważne treningi poważnych westowców.
Czyli ta wewnętrzna wodza powoduje zgięcie w potylicy do wewnątrz, a jak się jedzie na kole, to przy okazji, jakby "niechcący" zad dogania przód i nos bywa w pionie.
Przynajmniej w naszym przypadku - na razie tylko "bywa", ale chyba trzeba kombinować tak, żeby na jakiś czas przeszło to w stan stały.
No bo w ogóle to co musisz z tym koniem uzyskac trochę przypomina trening westernowy, taki "wstępny" 🤣

Ale jeśli już po kilku treningach jest wyraźna poprawa to myślę, że tędy droga.

A to zmiekczanie to właśnie ma na celu poddanie potylicy i rozluźnienie pyska.  To w sumie jest to samo 😉
rzeczywiście dziś było milej, bez szarpania, bez ciśnienia, na spokojnie, wyciąganie na kołach i tak całą jazdę. Tylko spokój nas uratuje i Julie właśnie nam wnosi więcej spokoju i cierpliwości.
Cieszę się N. że widzisz sens tego co robimy  😀

Magda: "Wyraźnia poprawa" to jeszcze trochę za dużo powiedziane.
Z kobyłą to jest tak, że kawał (moim zdaniem) najlepszej roboty odwaliła z nią żona kierownika ośrodka. Jeździec i instruktor klasyczny, ale od jakiegoś czasu zafascynowany "naturalem".
Widziałam ją w akcji "naturalnej" z innym koniem i uważam, że to co robi jest fantastyczne. Nie jakieś tam smętne 7 zabaw, tylko chwila dynamicznej pracy z ziemi i fajna, energiczna praca pod siodłem.
I wiem, że z naszą bohaterką pracowała około roku. Więc to, że koń mimo traumatycznych przeżyć nadal jest miły, ufny i w 100% "kontrolowalny" z ziemi i na długiej wodzy, jest jej zasługą.
Można jeździć na halterku i na długiej wodzy bez kontaktu, nie ma problemu.
Czyli w ustawieniu żadnym. Wiadomo, że koń idąc z nosem przy ziemi jest rozluźniony i rozciąga mięśnie grzbietu. Jak rozciąga, to są przy okazji lekko napięte. Dobre i to.
Nie wiem czemu ten moment/proces do którego doszła został przerwany, ale nieważne, tak się stało.
Teraz jakby wracamy do tego momentu.
Tylko że teraz trzeba się posunąć o pół kroku dalej, czyli o wyraźniejsze zgięcie, wyraźniejszy rytm i tempo.
Ale tak strasznie kusi, żeby jednocześnie skłaniać ją do chociaż minimalnego ustępowania od nacisku na szczękę...
Świerzbią mnie ręce, żeby tymi wodzami tu pociągnąć a tu puścić i robię to, bez bicia się przyznam.
Tylko pewności mi brak. Bo niby mam wbite do głowy "nie majzluj", ale przecież coś kiedyś trzeba zacząć robić. Jakiś minimalny nacisk wywierać.


Ale jeśli jest lepiej, to znaczy że to co robisz działa-i w tym widze ten postęp:-)

Tylko upilnuj samą siebie, żeby się nie zacząć spieszyć 🤣
Mi moja już parę razy powiedziała, że coś chcę za szybko 🤣
Na szczęście już się rozumiemy na tyle, że nawet jak zrobię coś na co ona jeszcze nie jst gotowa to się to nie kończy katastrofą-najwyżej muszę się z czegoś wycofać, potem jest już dobrze. Ale nie moge nic nowego wprowadzić-cały czas robię to samo, postęp jest bardzo minimalnymi kroczkami ale cały czas jest!
Julie, zaloz haka i sprawdz co bedzie sie dzialo. skoro chodzi na halterku to na haku tym bardziej powinna. moze to bedzie droga do ustawienia?

Do Julie poszedl pw.

Rozmawiałam na temat problemu z Martą Zagrodzką - bardzo doświadczoną behawiorystką. Widziała filmik. W jej ocenie pysk nie stanowi źródła problemu. Zmiana wędzidła, w tym przejście na hacamore nic nie zmieni, bo nie dotknie źródła problemu. Kobylka ma bardzo mocno utwalony nawyk. Nie jest on związany z problemami fizycznymi czy psychicznymi. To jest jej forma obrony przed jeźdźcem. Trochę jak u klaustrofobików. Broni sie przed nadmiarem sygnałów, które jeździec wysyła (nawet mimowolnie) z siodła. Tu nie tylko chodzi o ciężar w siodle, ale bardziej o te sygnały od łydek, dosiadu czy reki.
Efekt - koń jest zablokowany na wysokości klębu. Przez jej szyję i głowę nie przepływa energia od tyłu, od pozostałej części ciala konia, do przodu do jej pyska. Pojawiło się to i utrwaliło na podlożu lękowym (lek klaustrofobiczny przed lawiną sygnałów).
Aby zmierzyć się z problemem, trzeba według Marty, wrócić do pracy nad rozluźnieniem przodu (odblokowaniem przepływu energii z okolic klebu). Najlepiej przez regularną pracę na dwóch lonżach (a jeszcze lepiej na dwóch wodzach z ziemi, poruszając sie obok konia na wysokości łopatek). Tak jak w siodle, ale nie siedząc w siodle (bo silny nawyk nie pozwoli na odblokowanie). Najważniejsze żeby nagradzac u niej przez natychmiastowe zwolnienie presji każda, nawet najmniejszą oznakę rozluźnienia. Żadne patenty nie pomogą, bo uniemożliwiają natychmiastowe odsuniecie presji na najdelikatniejszy sygnał rozluźnienia.
W siodle zdecydowanie praca w dole i jak najmniej sygnałów. Nic więcej na tą chwilę.
A co konkretnie robić na dwóch lonżach/wodzach?
Bo nie mam w tej kwestii żadnego doświadczenia.
A najpierw sprawdziłabym jej zęby -czy nie ma wilczych zębów -bo wtedy koń się tak broni przed wędzidłem 😉
Rzepka-jestem prawie pewna ze julie najpierw sprawdziła zęby a potem szukała rad na forum 😉
Ja na dwóch lonżach robię normalną prace na wędzidle tzn nadawanie kierunku, tempa, zatrzymania, kroczek do tyłu.
Jest to akceptacja kiełzna jeszcze z ziemi, bez ciężaru jeźdźca na sobie.
Dyskutowaliśmy kiedyś o takiej pracy min właśnie z Martą na forum wwr, tylko to było chyba już parę lat temu i nie pamiętam tytułu wątku...
generalnie chodzi o to, żeby koń zaakceptował kiełzno najpierw bez jeźdźca na sobie-jeśli Marta ma rację (a nie wątpię, że ma, też ja uważam za kompetentną osobę) to wtedy będzie łatweij bo nie będzie tego efektu "nadmiaru bodźców".

Czy chodzi ci o to jak to ma wyglądać "technicznie"?
To mogę opisać.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się