Nasze dzieci, a szpitale i ich personel.

Euforia_80   "W siodle nie ma miejsca dla dupków!"
23 czerwca 2012 12:02
Kilka miesięcy temu moja wtedy 7-8 miesięczna córka miała pobieraną krew do badania. Przebiegło tw bardzo miłej i nie stresującej atmosferze, dziecko w zasadzie nie uroniło ani jednej łezki. Siedziała na moich kolanach, czuła sie bezpiecznie, a pani pielęgniarka pobrała krew z żyły w zasadzie bezbolesnie. Jakiś czas temu moja córka teraz 18 miesięczna dostała skierowanie na testy alergiczne z krwi. Przekonana, że pobieranie krwi będzie wyglądało podobnie udałam sie do Mieleckiego szpitala na oddział dziecięcy, dziecko zostało przebadane przez bardzo miłą pania doktor. W trakcie badanie nawiązała super kontakt z lekarką, a zazwyczaj utrzymuje duży dystans w stosunku do obcych osób. Przyszedł czas na pobranie krwi i ty zaczął sie dla mnie i przede wszystkim dla moja córeczki horror. Przyszły trzy pielęgniarki zapytałam czy dzieci bardzo płaczą przy tym, a jedna z pań powiedziała, że płaczą bo to normalna reakcja na ból po czym kazały położyć i tak już przestraszone całą sytuacją dziecko. Po chwili wyprosiły mnie za drzwi, uprzedzałam że córka miała pobierana krew w zupełnie inny sposób i obyło sie bez takich "cyrków". Moje przerażone dziecko płakało tak strasznie jak jeszcze nigdy nie płakało, było przerażone tym, że straciło z oczy osobę, która daje jej poczucie bezpieczeństwa, u której zawsze mogła sie schornić w ramionach. Otoczona 3 zupełnie obcymi osobami przytrzymującymi dziecko siłą w pozycji leżącej, osobami sprawiającymi ból i powodującymi ogromny stres u dziecka. dodam, że w sali nie było ani jednej zabawki, ani jednego przedmiotu, żadych rysunków na ścianach, nic czym można zając na kilka minut dziecko, a to często ułatwia badania.Całe szczęście nie wytrzymałam i weszłam do sali zabiegowej aby być przy moim dziecku. Córka długo nie mogła się uspokoić i dojść do siebie, do wieczora chodziła przestraszona i przytulała sie do mnie.
Czy tak powinno traktowac się dzieci dla których sam pobyt w takim miejscu jest już stresującym? Czy tak malutkie dziecko, które nie rozumie co sie z nim dzieje powinno sie zabierać od matki? Przeciez to tylko zwykłe pobranie krwi, rozumiem, że są dzieci, które szarpią się, wyrywają ale może warto byłoby chociaż spróbowac w inny sposób niż ten brutalny opisany przeze mnie. Przecież to dziecko, żywa istota, najwiekszy skarb jaki mamy. Czy panie pielęgniarki zapomniały po co tam są? Czy rutyna spowodowała, że traktują dzieci jak przedmioty? Przeciez te maluszki najczęściej płaczą bo zabiera się ich od rodziców w sytuacji kiedy potrzebują ich najbardziej, to nie ból fizyczny powoduje tak histeryczny płacz. Ja sama po tym zdarzeniu nie mogłam dojść do siebie i wciąż wraca mi w myślach widok przerażonej, strasznie płaczącej córki trzymajej siłą przez trzy kobiety.


Po tym zdarzeniu obiecałam sobie, że cos z tym zrobię aby nastepne dzieci i ich rodzice nie musiały przez to przechodzić. W zawiązku z tym proszę was o opisanie waszych doświadczeń z personelem oddziału dziecięcego. Czy szpital ma prawo, swoje wewnętrzne przepisy nakazujące opuszczenie sali zabiegowej podczas pobierania krwi? Czy żeczywiście rodzic nie może byc obecny. Mam znajomych z bardzo chorym dzieckiem, przeżyło nie jedno badanie, nie jedna operacje ale rodzice nigdy nie spotkali sie z sytuacja gdzie przy pobieraniu krwi personel wyprasza rodziców.
Podejrzewam, że robią to dla swojej wygody żeby rodzice "nie przeszkadzali " im w tych czynnościach, bo tak szybciej i łatwiej no i mozna pic kawke dalej.

Liczę na waszą pomoc, musze miec jakieś argumenty zeby zawalczyć.
Wszystko zależy od personelu. Ja tak ze swojej strony mogę powiedzieć, że często rodziców się prosi o wyjście po to, żeby nie musieli patrzeć i swoim zdenerwowaniem dodatkowo nie wprowadzać zamieszania - ale to przy mniej 'przyjemych' zabiegach - tak jak choćby pobieranie z główki - to faktycznie nie jest zabieg na ktory rodzice powinni patrzeć, zwłaszcza jeśli badanie zrobic trzeba, a dziecko ma kruche żyły.
Rozumem, że Twoja córka miała pobieraną krew ze zgięcia łokciowego... pytałaś pielegniarek czy jednak mogłabys zostać przy dziecku? może one wyszly z założenia, że jesteś jedną z tych mam które mdleją przy takich sytuacjach. Tak czy inaczej zdaję sobie sprawę jak bardzo rutyna i 'zmęczenie' pracą dają o sobie znać - i niestety najczęściej obrywa się pacjentom, którzy naprawdę na początku są nastawieni do personelu pozytywnie, albo chociaż neutralnie.
Personel nie ma prawa wyprosic rodzica w takiej sytuacji, reguluje to Ustawa o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta. To niedopuszczalne, zeby dziecko w takiej sytuacji bylo samo.

Ale ja Wam powiem lepsza historie, u nas przez bledna diagnoze niedouczonych lekarzy o malo nie doszlo do tragedii. Mojego syna juz brali wlasciwie na stol operacyjny, ale chirurg, ktory mial operowac (prywatnie nasz znajomy) nie zgodzil sie na operacje, dopoki nie potwierdzi diagnozy, przeciwstawiajac sie tym samym kilkunastu innym lekarzom z ordynatorem na czele. Chamstwo potem bylo niebywale, bo przy kolejnych badaniach na kazde moje pytanie slyszalam od lekarzy: 'wstrzymuje sie od odpowiedzi', 'na to pytanie nie odpowiem' i w koncu 'co nas pani tak wypytuje?'. SZOK. No i w koncu okazalo sie, ze diagnoza byla bledna, a operacja niepotrzebna, ale nigdy bym sie tego nie dowiedziala, gdyby nie znajomy chirurg, bo gdyby nie on, po prostu by dziecko pokroili i udawali, ze wszystko ok. W szpitalu zrobilam taka afere, ze chyba pol miasta slyszalo, natychmiast wypisalam dziecko na wlasne zadanie, a na moje pretensje od ordynatora uslyszalam, ze nie w kazdym szpitalu jest jak w Lesnej Gorze (? tak sie nazywa to miasteczko?) z serialu telewizyjnego. Nie dosc, ze lekarze wykazali sie totalnym brakiem kompetencji, to jeszcze byli niezwykle chamscy. Minely juz ponad 2 miesiace od tego wydarzenia, a mnie codziennie na nowo szlag trafia!!!!!!!!
dempsey   fiat voluntas Tua
23 czerwca 2012 17:46
Euphoria, ja tylko przekopiuję to, co kiedys pisałam w dzieciowym:

"Wylądowałam z niespełna dwuletnim dzieckiem na SOR pediatrycznym na Niekłańskiej. Po nieudanym zabiegu w znieczuleniu miejscowym (próba wyjęcia bardzo poważnej drzazgi z mięśnia) skierowano nas na oddział piętro wyżej na zabieg w pełnej narkozie. Pomijam fakt, że wiedząc o marnym skutku tegoż zabiegu (drzazga niestety znów się wyślizgnęła spod narzędzi i "uciekła" w głąb) nie zdecydowałabym się na narkozę - no ale zdecydowałam się.
Dziecko dostało sedację i co? Jeszcze świadome , przerażone do granic możliwości sytuacją i własnym "odlatywaniem", zostało zapakowane na łóżko na kółkach, oderwane ode mnie siłą mimo moich protestów i wyjące zniknęło za szczelnymi drzwiami bloku operacyjnego. OK, po 10-20 sekundach wrzask ucichł bo usnęła, ale koszmarne uczucie słuchania rozpaczliwego płaczu zza tych drzwi to coś, co wypieram do dziś z pamięci.
Jasne, że wobec ogromu cierpień które zdarzają się w szpitalach, głupio robić aferę z powodu drącego się zdrowego dzieciaka z drzazgą w tyłku. Jednak wystarczyłoby naprawdę niewiele - pół minuty -  żeby oszczędzić jednej  małej traumy."
Jezeli mama wyraza zyczenie byc przy dziecku w czasie pobierania krwi, to personel nie moze jej zmuszac do wyjscia.

Mowi, o tym ta ustawa, art. 21
http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20090520417
(tekst ujednolicony)

"Art. 21.
1. Przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych może być obecna osoba bliska.
2. Osoba wykonująca zawód medyczny udzielająca świadczeń zdrowotnych pacjentowi
może odmówić obecności osoby bliskiej przy udzielaniu świadczeń
zdrowotnych, w przypadku istnienia prawdopodobieństwa wystąpienia zagrożenia
epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta. Odmowę
odnotowuje się w dokumentacji medycznej."


natchniuza, podobna sytuacje miala moja bratanica. Chirurdzy ogladajacy kilkumiesieczne dziecko orzekli, ze cierpi ono na chorobe wymagajaca natychmiastowej operacji. Na szczescie brat, zanim wyrazil zgode zabral ja na konsultacje, o ile dobrze pamietam, do zwyklego pediatry. Operacja okazala sie kompletnie niepotrzebna. Jak to mowi moja mama "chirurg zawsze bedzie chcial kroic" 😉
Weźcie pod uwagę, że jest i druga strona tej sytuacji - u nas w szpitalu uniwersyteckim była jakiś czas temu wielka zadyma, bo pewna mamusia się uparła, że będzie dziecku przynosić nową zabawkę codziennie. Na oddział zakaźny. A starą... zabierać do domu, żeby młodsze rodzeństwo się pobawiło.   :emot4:

Opisane przez Was sytuacje nie są fajne- jak dla mnie brakuje uświadamiania po obu stronach, i lekarzy i rodziców, bo dużo zależy jak się trafi.
karolina_, dlatego jest paragraf 2. w ustawie.
Ircia   Olsztyn Różnowo
24 czerwca 2012 06:54
Ech ja też przeżyłam sporo od 17 czerwca do 21 tego roku  👿
Byliśmy na oddziale laryngologicznym, ponieważ mój syn miał mieć usunięty 3 migdał i dwa podcięte, strasznie przeżył swój pierwszy wenflon, płakał i krzyczał że boli, mimo że byłam z nim cały czas.
Jednak najgorsze było przed zabiegiem....dostał głupiego, jasia jeszcze na sali i po około 40 minutach przyszły Panie pielęgniarki i dziecko po prostu zabrały.....Michał krzyczał, płakał, rzucał się...a ja mogłam go tylko odprowadzić do windy słysząc jego krzyk. Czekałam z mężem przy windzie ponad dwie godziny na powrót synka i w końcu go przywieźli....wybudzony, zapłakany, wołał że boli, że mamo ratuj i tak, ryczałam jak bóbr razem z moim dzieckiem, nie mogłam wziąść go na ręce, bo MUSI leżeć, przytulałam go, pocieszałam, ale mimo tego ze zwykle dzieci po zabiegach spią to moje dziecko ani na chwilke nie usnęło[ przywieźli go o 12.05 po południu] ciągle mnie pilnował czy go znowu nie zostawię.
Jesteśmy od czwartku w domu, ale Michał wszystko pamięta, przed i po zabiegu i boli mnie że w nocy mówi przez sen ...mamo ratuj
Jeszcze tylko dodam ze do zabiegu w ten dzień było 5 dzieci [3 chłopców i 2 dziewczynki], ostania do zabiegu była Wiktoria 7 lat, przywieźli ja około 14 po południu i nagle dostała krwotoku[krew leciała ze wszystkich otworów, nawet z oczu], ratowali ją do około 15.30 a potem zabrali znowu na salę operacyjną, wróciła około 19 wieczorem.
Żyje i teraz czuje sie dobrze, ale wkurzyło mnie że mój syn który był w sali nr 1 a Wikroria w sali nr 2, gdzie między salami są ogromne szyby, okna...wszystko to widział, bo ciężko założyć jakieś rolety  🤔wirek: . Gdyby Michał spał po zabiegu to by tego nie wdział, ale nie chciał spać, zagadywanie nic nie dawało bo biedna Wiktoria krzyczała i płakała i dodając tak od siebie to Olsztyński szpital dziecięcy jest popierd.... bo maja też jakieś dziwne przepisy na oddziałach, matka może umrzeć  z głodu, bo nie WOLNO jej jeść na oddziale, a dziecko czy ma 5 lat czy 14 dostaje taki sam przydział jedzenia.
Uff wygarnełam swoje żale, nie wszystkie, ale chociaż trochę, bo Olsztyński szpital dziecięcy ma więcej durnych przepisów i dziwnych zasad.
Współczuję, bo przejścia przykre. Sama pewnie też mogłabym sporo napisać.
Ale... mógłby mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego dziecko miałoby NIE BAĆ się operacji? NIE PŁAKAĆ z bólu, niewygody, unieruchomienia, strachu? Nie cierpieć - skoro cierpienie go dotyka?
No sory - ale zabiegi operacyjne przysparzają cierpień. Dziecko nie jest androidem. Żadne misiu-pysiu nie zakryje faktu, że każda operacja JEST zagrożeniem życia. Zawsze. A rana - boli.
halo, nie chodzi o to, ze sie boi ale o to, zeby mu ulatwic przejscie przez to wszystko dzieki obecnosci rodzicow. Roznica jest oczywista, jezeli przypomnisz sobie swoje dziecinstwo. Stan ciala zalezy tez od stanu psychy.
Zreszta nie dotyczy to tylko dzieci ale wszystkich. Personel potrafi byc czasem wredny rowniez wobec osob doroslych ale schorowanych, przerazonych i zdolowanych, przede wszystkim bezradnych. Nie chodzi tez wylacznie o stworzenie chorej osobie komfortu psychicznego. Zdrowa osoba towarzyszaca dopilnuje, zeby chory byl traktowany godnie, bedzie w razie czego swiadkiem i mobilizuje personel do postepowania zgodnie z zasadami (ktos patrzy im na rece), upomni sie o potrzebe rzeczy, uzyska niezbedne informacje, ktore niekoniecznie osoba chora przyjmie z rowna uwaga.
Byłam jako pacjentka trzykrotnie na oddziale dziecięcym i sporo się naoglądałam. Niekiedy wina też jest personelu, bo nie mają podejścia do dzieci, za swoje niepowodzenia nierzadko wyżywają się na rodzicach. Sama widziałam, jak pielęgniarka wrzeszczała na przerażoną i zapłakaną 7-miolatkę z ciężką cukrzycą oraz na jej matkę. Rozchodziło się o to, że nie mogła się wkłuć dziewczynce do żyły, dziecko histeryzowało, co zrozumiałe a matka próbowała ją jakoś uspokoić. Zgroza...
Uważam, że aby pracować na oddziale, gdzie przebywają dzieci trzeba też sie wykazać jakimiś predyspozycjami psychicznymi i anielską cierpliwością, bo jednak dzieci czasem dużo gorzej znoszą pewne zabiegi niż dorośli.
Dzieci nie mam,ale miałam nieszczęście wylądować na oddziale dziecięcym. Chirurgia dziecięca,w większości pacjenci po przebytym zabiegu wycinania wyrostka. Przy niektórych prawie cały czas ktoś siedział,co chwilę wpadał w odwiedziny,a niektóre dzieci były odwiedzane przez rodziców raz,czasem dwa dziennie.Te które ciągle kogoś przy sobie miały mogły liczyć na miłe traktowanie i pomoc,ze strony pielęgniarek,te drugie niestety nie. Piguły burczały na te dzieci i traktowały je jako pacjentów "gorszej kategorii". Mi było w sumie wszystko jedno,miałam 17 lat i byłam tam tylko na obserwacji,ale dla 4-5 letnich dzieci takie traktowanie "z buta" na pewno zwiększało niemiłe przeżycia związane z pobytem w szpitalu.
bobek, w całości popieram, ale nie o to mi chodzi. Chodzi mi o (podświadome?) oczekiwanie, że trauma... będzie bajką? "Leśną Górą" właśnie? Trauma będzie traumą, możemy tylko zrobić co się da, aby jak najmniejszą. Nikt - ani ukochana Mama, ani najwspanialszy personel nie wywoła braku bólu i strachu. Obyśmy potrafiły zadbać, żeby poczucia osamotnienia w cierpieniu nie było. Zachowując się... asertywnie?
Nie jest to proste. Sama miałam starcie z pediatrą w szpitalu. Opowiadam komuś. "A, to do tej wrednej trafiłaś? Ona jest słynna na całe województwo". Szkoda, że nie zrobiłam "wywiadu" wcześniej, ale kto o tym myśli, gdy umiera z niepokoju?
dempsey   fiat voluntas Tua
24 czerwca 2012 22:18
To chyba bardziej chodzi o to, ze człowiek sam ma do siebie pretensje po wszystkim. Że przysporzył dziecku cierpień/strachu przez własny brak asertywności.
A to nie tak powinno wyglądać.
No coz, gdyby moja mama nie byla osoba uparta i zawzieta, to dawno by mnie nie bylo na tym swiecie. 😤 Majac cztery lata wiecznie bylam chora - wymioty, ogolna slabosc, apatia, brak apetytu, krew z nosa itp. Uwierzcie mi, w ktoryms momencie bylo ze mna bardzo, bardzo zle. Sluchajcie, mama chodzila od lekarza do lekarza i przez pierwsze kilka tygodni nie mogla znalezc nikogo (!) kto chcialby mnie wyleczyc. Najwieksze "hity" jakie uslyszala to: "Zamiast wydawac pieniadze na leki, to by pani zaczela na trumne zbierac" oraz "Dlaczego pani kaze dziecku udawac". W koncu trafila na swietna lekarke - jesli ktos ma dziecko w Lodzi to polecam pania Ewe Ogrodowczyk, o ile jeszcze leczy. Okazalo sie, ze mam zapalenie oskrzeli, tyle, ze nie mialam goraczki i nie kaszlalam, wiec lekarze nie potrafili zdiagnozowac  👿 Pani Ewa sciagnela dla nas skuteczny lek, no i kazala mojej mamie wyslac mnie do mojej cioci, ktora mieszka nad morzem.
Dzieki pani Ewie zyje  👍
Przeszliśmy wraz z synem wycinanie migdałków. Sto lat temu, kiedy robiono to niemal na żywo.
Do dziś oboje mamy dreszcze na wspomnienie. Stacjonowałam w szpitalu na krześle trzy doby.
Na czas wizyty wszystkie mamy opuszczały krzesła i chowały się w ciasnym WC.
Straszne.
Sama byłam pacjentką oddziału zakaźnego jako dwunastolatka. Przepłakałam pięć dni i nocy i Ojciec zabrał mnie na własne ryzyko do domu, gdzie chorowałam. Wszystko, czego dotykałam moczono w chloraminie. Nikt się nie zaraził. No.... sąsiad, ale nie mam pojęcia jakim sposobem.
Euforia_80   "W siodle nie ma miejsca dla dupków!"
25 czerwca 2012 08:15
pytałaś pielegniarek czy jednak mogłabys zostać przy dziecku? może one wyszly z założenia, że jesteś jedną z tych mam które mdleją przy takich sytuacjach.

tak pytałam, a nawet mówiłam, że miała pobierana krew przy mnie siedząc mi na kolanach i było super. One jednak twardo upierały się, że mam wyjść.

Współczuję, bo przejścia przykre. Sama pewnie też mogłabym sporo napisać.
Ale... mógłby mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego dziecko miałoby NIE BAĆ się operacji? NIE PŁAKAĆ z bólu, niewygody, unieruchomienia, strachu? Nie cierpieć - skoro cierpienie go dotyka?
No sory - ale zabiegi operacyjne przysparzają cierpień. Dziecko nie jest androidem. Żadne misiu-pysiu nie zakryje faktu, że każda operacja JEST zagrożeniem życia. Zawsze. A rana - boli.


strach dziecka i ból jest nieunikniony i doskonale zdaje sobie z tego sprawę ale dlaczego nie miałabym  próbować pomóc mojemu dziecku przejść przez to , a personel oddziału dzieciecego jest od tego aby pomagać, poradzić , zaopiekować się, a nie traktowac dzieci przedmiotowo i urządzać im horror .

wystarczy przeczytac już tych kilka waszych historii aby przekonac się jak traktuje sie dzieci i nie tylko dzieci w szpitalach. Robią co chca bo wiedzą, że przerażony rodzic zgodzi się na wszystko aby ratowac zdrowie/życie dziecka. Dziwię się, że tak niewiele można zrobic aby to zmienić, że ludzie godza się z pokora na to wszystko, że nikt nie protestuje, a jakby tego mało to jeszcze "płacimy " za to  😀iabeł: .
m.indira   508... kucyków
25 czerwca 2012 08:49
moje dziecko dawno temu było operowane na wyrostek(8 lat miał)
byłam, siedziałam, obserwowałam, oprócz jednej pielęgniarki którą mój syn nazywał jędzą wszystkie były miłe...
po operacji przyszły pobrac krew do badania, i poprosiły inne dzieci(sala na której leżało 4) by podeszły i popatrzyły, bo chłopczyk taki dzielny i wcale nie płacze a pobieranie z takiej rurki nie boli... efekt był taki że gdy potem przychodziły pobierac któremuś krew to każde dziecko bez oporu dawało sobie upuścić ... a jesli chodzi o zakładanie wenflonu lub pobieranie krwi, wszystko przy mnie, gdzie tak naprawdę dzieciak nawet nie wiedział kiedy było po wszystkim... przygotowanie do operacji, przyszło dziecko juz po i pogadali sobie co i jak, dzieciak poproszony przez pielęgniarkę(podobno tak robia zawsze, mój syn też tłumaczył innemu dziecku), głupi jaś przed operacją bez problemu, podeszłam z nim pod blok, potem mi pomachał ręką i z uśmiechem znikł za drzwiami, wiem że sie ockną w trakcie bo gadał z lekarzem 😉
oczywiście był bohaterem pokoju, no i wywalił moja tesciową bo powiedział że jest głupią babą bo jak sie poskarzył że go ciągną szwy to powiedziała że jest histerykiem(oczywiscie mega pretensje do mnie jak ja wychowuję dziecko-szczęsciem, wiecej kontaktu z nią nie miał choć dzis ma 22 lata)...

co do wyrzucania rodziców, nigdy bym na to nie pozwoliła by mnie wyrzucono, wrzałoby ale nigdy nie dałabym położyć na siłe i jeszcze trzymac w 3 dzieciaka, sama bym wołała to zrobić...
Euforia_80   "W siodle nie ma miejsca dla dupków!"
25 czerwca 2012 09:17


co do wyrzucania rodziców, nigdy bym na to nie pozwoliła by mnie wyrzucono, wrzałoby ale nigdy nie dałabym położyć na siłe i jeszcze trzymac w 3 dzieciaka, sama bym wołała to zrobić...



i tego sobie nie mogę wybaczyć, mój wielki błąd ale człowiek całe życie sie uczy  🙄
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
29 czerwca 2012 11:53
Odnośnie diagnoz, to rodzice mojego K. mieli dosłownie gehennę jak był mały. Uprzedzam wrażliwych- bardzo "niesmaczne".
W wieku 6 lat trafił do szpitala z napuchniętym brzuchem. Zrobiono badania i bardzo inteligentny lekarz stwierdził... raka żołądka. u 6 letniego dziecka 🤔 Rodzice K. panika, w rodzinie szok, K. szykowany już na chemioterapię, wysłany do szpitala... dopiero tam jakiś mądry chirurg stwierdził, że zanim naszpikują małe dziecko chemią to chociaż spróbują raka częściowo usunąć. K. trafił na stół operacyjny, lekarze rozcinają brzuch i... nagle z raka zrobiło się zarobaczenie. W tak dużym stopniu, że na USG widoczne było jako czarny guz. Robaki usunięto, rodziców poinstruowano, że cała rodzina powinna się raz do roku odrobaczać i K. wysłano do domu.
Ale do dziś zastanawiające jest, dlaczego tylko jednemu lekarzowi stwierdzenie raka w takim stopniu u 6 letniego dziecka wydało się dziwne... 😵 Mama K. do dziś pluje sobie w brodę, że o tym odrobaczeniu nie pomyślała. To, co wtedy przeżyła, to tylko ona wie... do dziś jak o tym opowiada to ręce jej się trzęsą.
ja w sumie do tej pory mam jakieś szczęście do lekarzy, raz trafiłam kiepsko, ale to było już po tym, jak przeczytałam w wątku dzieciowym historię Euforii - szłyśmy z Julką (2 lata) na szczepienie przeciw ospie - pierwszy raz do państwowej przychodni koło nas. Po tym, co napisała Euforia nastawiłam się na hardcore - i chyba dzięki temu tylko uniknęłyśmy stresów.

Pani pielęgniarka poprosiła, żebym wyszła - poprosiłam, żebym jednak nie musiała, ponieważ ona upierała się przy swoim zapytałam, czy to szczepionka podskórna czy domięśniowa. Podskórna.
Ok, to proszę mi ją oddać, zaszczepię dziecko na korytarzu sama, tyko proszę o rękawiczki, kodan i żebym mogła umyć ręce u niej w gabinecie. Pani zdziwiła się wielce i zapytała, czy jestem pielęgniarką. Nie, nie jestem.  W takim razie ona nie zgodzi się na taki manewr.

Powiedziałam, że ok, tylko ja rezygnuję ze szczepienia w takich warunkach i proszę o zwrot kasy za szczepionkę (pani już ją zdążyła otworzyć) - i ten argument podziałał - no dobrze, to niech pani zostanie, tylko proszę mocno trzymać dziecko - Julka nawet się nie skrzywiła przy szczepieniu. A gdybym wyszła, to prawdopodobnie wpadłaby w histerię.

Ale tak zareagowałam chyba tylko dlatego, że nastawiłam się na walkę o swoje, gdyby był problem - właśnie dzięki historii Euforii.


A, jeszcze jak w pierwszej dobie po porodzie Maksio miał mieć krew pobieraną, to zawiozłam go do takiej sali, gdzie pobierali noworodkom - i pani mi kazała zostać za drzwiami. Zostałam, ale nie zamknęłam tych drzwi, pani chciała sama zamknąć - zapytałam, dlaczego - odpowiedź: bo nie jest przyjemnie patrzeć, jak kłują pani dziecko. Więc powiedziałam, że ok, ma rację, ale ja nie z tych, co panikują - chyba, że ona ma problem z tym, że będę jej patrzeć na ręce. Wkurzyła się, Maksiowi pobrała krew inna pielęgniarka, ale patrzyłam na wszystko.

Pewnie część personelu boi się panikujących rodziców, ale nie powinni zakładać, że każdy taki jest. Mnie się robi niedobrze i kolana mi miękną na widok rozjechanego psa, ale jak jest zagrożenie, to "trzeźwieję", dwa razy zbierałam motocyklistów z drogi po wypadku, sytuacje z dziećmi też jakoś mnie mobilizują.
Personel NIE WIE jak zareaguje rodzic.
Przypomina mi się sytuacja w NPL-u, kiedy przyszła matka z dzieckiem lat z 6, z bolącym gardłem.
Przy badaniu gardła poprosiłam dziewczynkę, żeby mocno otworzyła buzię, włożyłam patyczek, nacisnęłam raz porządnie na język, w 2 sekundy zobaczyłam WSZYSTKO co chciałam zobaczyć w gardle. ( matka stała za mną i cały czas zaglądała mi przez ramię)

I usłyszałam naprawdę wielce oburzony głos matki "ojej....jak mocno!!!!". I nie było to powiedziane ze zdziwieniem. Było w tym święte oburzenie i twarz wykrzywiona ze złości/oburzenia. Aż się odgięła żeby mi się lepiej przyjrzec, co za sadystka ze mnie.

No jakby mnie ktoś w twarz strzelił. Ja się cieszę, że bez płaczu, bez krzyku, dziecko raz ciach dało sobie zajrzeć w gardło, wszystko zobaczyłam w sekundę i wszystko wiem co robić dalej. I ja dumna i zadowolona a matka wielce oburzona. Bo za mocno.  🤔wirek: No sorryy...ale chyba lepiej zrobić to mocniej i zobaczyć co należy, niż se ponaciskać czubek języka i udawać, że coś się widziało na tylnej ścianie gardła.  🤔

Po dwóch takich mamach, uwierzcie, że wolę trzecią poprosić, żeby nie zaglądała mi przez ramię.

Uważam, że rodzic powinien być przy dziecku, dla jego spokojności. Aczkolwiek nie wiem jakie bym miała zdanie, gdybym pracowała na co dzień przy zabiegach.

I druga sprawa. BARDZO ważna. Czemu dziecko się boi szpitala, badania? Z moich obserwacji wynika, że rodzice nadal często straszą dzieci: szpitalem, lekarzem, zastrzykami.
Czasami nawet nie tyle straszą, co mówią prawdę "nie będziesz pił przy gorączce, to skończy się szpitalem" Nie jest to typowe straszenie, ale jednak kojarzy się dziecku źle.
I potem dziwią się, że maluch na widok fartucha krzyczy wniebogłosy na dzień dobry.  😉

I jeszcze zauważyłam, że im bardziej nadopiekuńcza matka, tym bardziej histeryzujące dziecko i tym trudniej nawiązać z nim kontakt.
Sa ludzie i parapety. Tak samo pani pracujaca na kasie w supermarkecie, nauczyciel i kazda inna osoba pracujaca z ludzmi, trafia na bucow. Part of life. Niemniej jednak zawody te sa stworzone do obslugi klienta nie na odwrot. Szpital stworzono dla pacjenta, i dla pacjenta powolano personel medyczny. Ustawa o prawach pacjenta przewiduje, ze w sytuacjach ekstremalnych mozna rodzica wyrzucic i juz.
To, ze lekarzowi jest przykro bo czasem ktos krzywo spojrzy, to nie jest dla mnie wystarczajacy powod, zeby profilaktycznie wypraszac wszystkich rodzicow.

Co do tego, ze niektorzy rodzice nakrecaja dzieci, zgadzam sie calkowicie. Ale wciaz, im bardziej nakrecone dziecko, tym bardziej potrzebuje obecnosci rodzica przy zabiegu. Zdaje sobie natomiast sprawe, ze latwiej personelowi dzieciaka przytrzymac sila po uprzednim wyproszeniu mamy, niz przekonac oboje do spokojnego zachowania.
Ustawa o prawach pacjenta przewiduje, ze w sytuacjach ekstremalnych mozna rodzica wyrzucic i juz.

Gdzie?
Mówi jedynie o tym, że nie może przebywać podczas zabiegów "sterylnych".
Ircia - co to za szpital? Moja ma usuwane migdały pod koniec lipca....  😲

edit: już wiem, przeczytałam do samego końca 🙂
[quote author=bobek link=topic=88473.msg1446607#msg1446607 date=1340976313]
Ustawa o prawach pacjenta przewiduje, ze w sytuacjach ekstremalnych mozna rodzica wyrzucic i juz.

Gdzie?
Mówi jedynie o tym, że nie może przebywać podczas zabiegów "sterylnych".
[/quote]

"...lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta."
Mołabyś wstawić cały cytat z paragrafami, bo to tak wyrwane z kontekstu nic nikomu nie daje.
Jezeli mama wyraza zyczenie byc przy dziecku w czasie pobierania krwi, to personel nie moze jej zmuszac do wyjscia.

Mowi, o tym ta ustawa, art. 21
http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20090520417
(tekst ujednolicony)

"Art. 21.
1. Przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych może być obecna osoba bliska.
2. Osoba wykonująca zawód medyczny udzielająca świadczeń zdrowotnych pacjentowi
może odmówić obecności osoby bliskiej przy udzielaniu świadczeń
zdrowotnych, w przypadku istnienia prawdopodobieństwa wystąpienia zagrożenia
epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta. Odmowę
odnotowuje się w dokumentacji medycznej.
"


Euforia_80   "W siodle nie ma miejsca dla dupków!"
03 lipca 2012 10:42
bobek ale to tylko wtedy kiedy występuje zagrożenie epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta, a czy przy pobieraniu krwi czy szczepieniu takowe występuje? Chyba nie. Nie jest to też jak to nazwałaś sytuacja ekstremalna według mnie.
Magdalena cieszę się bardzo, że moja historia uchroniłam twoje dziecko przed nieprzyjemnościami  😉 .
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się