Co mnie wkurza w jeździectwie?

smartini   fb & insta: dokłaczone
20 października 2016 16:05
Ok, w tym momencie przestałam rozumieć wszelkie Twoje problemy, pass 😀
niesobia, ja wtedy byłam w stajni jako asystent trenera/luzak więc w skrajnych wypadkach miałam prawo kazać opuścić budynek stajni bądź postraszyć kimś wyżej w hierarchi ośrodka :3 zasady bezpieczeńswa były nam (na stajni) dobrze znane i wolno nam je było egzekwować wobec obcych ludzi, wycieczek restauracyjnych czy obozowych dzieci.
Ale to co takie nierozgarnięte człowieki są w stanie wymyślić w stajni to naprawdę głowa mała i ja się nie dziwię, jak komuś czasem nerwy puszczą i ryknie na debila...
Wyobraźcie sobie sytuację, karuzela się zepsuła, nie było prądu w kratkach. Przez pierwsze dwa tygodnie problemu nie było, potem kilka koni zauważyło i bezczelnie zatrzymywały karuzelę (z moim grubasem na czele...), po kolejnym tygodniu już 80% koni zatrzymywało karuzelę więc męczyłyśmy dział techniczny o naprawienie.
I wiecie co dział techniczny zrobił?
Naprawił i żeby sprawdzić czy działa to.. nie, wcale nie dotknęli ręką czy nie zmierzyli magicznym śrubokrętem świecącym na czerwono, jak jest napięcie. Nie.
Oni wzięli pierwszego lepszego konia z boksu (akurat dwuletniego ledwo co wykastrowanego wypłosza), trzymali go na siłę w tej karuzeli i włączyli ją żeby zobaczyć, że jak go dotknie ta krata to czy coś poczuje.........................
I to dział techniczny, który od lat pracuje przy stajni i generalnie nawet przy skrajnym braku wyobraźni powinien wiedzieć, że takich rzeczy się nie robi. A przynajmniej chociaż jeden z czterech chłopa -_-
I pytanie - czy powinnam była grzecznie panom wytłumaczyć, że robią koniowi fizyczną i psychiczną krzywdę i proszę już konika zostawić?
Mój ojciec mawiał "Konia w potrzebie traktuj jak własnego" i tak jest w naszej stajni. Pomagamy sobie w sytuacjach gdy koń w potrzebie. I to daje wszystkim poczucie bezpieczeństwa.  Co do reszty ja nigdy bym nie wybrała dla swoich klaczy stajni w której jest kotbury 😉 Bo moje priorytety są takie jak smartini i w sytuacjach które opisuje też nie byłabym miła tylko szczera.
cyt  kotbury:
"Co mnie dziwi (bo oburza to za dużo powiedziane) w takich prośbach - to sam fakt ich adresowania- wszak dzieje się to nagminnie: "Ściągnij derkę po swojej jeździe z mojego konia bo ja się spieszę na pociąg" - mówi studentka, niepracująca kierunku "pseudostudiowanie - czyli pedagogika"= osoba, które ma w chu... czasu, do matki, która aby móc mieć hobby i kontakt z własnymi dziećmi musi je do stajni zabierać🙂"

no nie wiem czy medalu oczekujesz że jesteś tak straszliwie zajeta  w życiu  ? zejdź na ziemię bo 90 % moich końskich znajomych ma tak na co dzień . i właśnie dlatego cenimy sobie wzajemną pomoc typu ściągnięcie derki z konia

i kurcze no - dopuść opcje że studentka pedagogiki może poważnie podchodzić do studiów i mieć czas ograniczony ( w końcu będzie kiedyś dzieci - które cenisz ponad wszystko - uczyć)
a pociąg ma to do siebie ze nie poczeka.....

cyt kotbury :
" bardzo nie lubię dorosłych, którzy się zachowują jakby moje dzieci były powietrzem. mam ich ochotę także traktować wtedy jak powietrze"
czyli że co - zagadywać do Twoich dzieci to święty obowiązek każdego ? czy co tam jeszcze trzeba w związku z nimi  robić ?

jak dla mnie dzieci w tym przypadku służą jako tarcza i wytłumaczenie egoizmu matki której nie chce się nikomu pomóc (  choćby ta pomoc minutę miałą zająć)

cieszę się że moje znajome "końskie " matki z dziećmi są inne
i że ja jestem inna chociaż pewnie przy jednym dziecku jest mi prościej  🙄



smartini   fb & insta: dokłaczone
20 października 2016 16:16
ja nie bardzo rozumiem, że wrzucić siodło na swojego konia z dwójką dzieci pod opieką to luzik ale innego konia to już chellenge na miarę zdobycia Mount Blanc conajmniej. Nie wiem, może to kwestia tego, że nie mam dzieci albo tego, że siodłanie nie sprawia mi większych problemów a mam cięższe siodło kilka razy 😀
I dobrze, że mój były trener się nie obraża na mnie jak rozmawiam z nim a nie z jego 2,5 letnią córką. I jego żona też się o to nie obraża.
UF!
Ja jestem zapracowaną matką, ale tylko jednego, więc to się pewnie nie liczy 😉 ale dla mnie właśnie pójście z dzieckiem i zrobienie dla kogoś przymiarki siodła, czy też zdjęcie derki z konia koleżanki byłoby fajnym pretekstem, żeby młodemu pokazać, jak fajnie jest pomagać, bo nam też bardzo często ktoś w stajni przysługę robi. Najczęściej właśnie to ja spieszę się ze stajni do domu i proszę kogoś, kto jest jeszcze na miejscu aby wsypał za 15 minut kolację koniowi do żłobu, więc fajnie, jak mogę się kiedyś zrewanżować. I to nie tej samej osobie - karma krąży po całej stajni (i nie tylko), więc jeśli ktoś komuś kiedyś pomoże, ty pomóż komuś innemu, i tak to się toczy, aż w końcu jakaś pomoc wróci wreszcie do Ciebie 🙂 (był niedawno taki fajny spot na youtube, ale nie mogę sobie przypomnieć tytułu..)
smartini   fb & insta: dokłaczone
20 października 2016 18:05
kenna, wystarczy obejrzeć 'Podaj dalej' ze Spacey`m i wyznawać tę zasadę. Świat byłby naprawdę lepszy, gdyby się każdy zastosował 😀
Niedawna dyskusja:
Ja: - hej, masz chwilę? Miałabym małe zlecenie, ale to jak nie masz zbyt dużo pracy (do znajomej-matki na bieżąco zajmującej się w domu drobnymi zleceniami. Ot, żeby dorzucić do domowego budżetu)
Znajoma: (z lekkim fochem) - Wiesz, zajmuję się wychowywaniem dzieci
Ja: ...

Ja wiem, że syty głodnego nie zrozumie..... ale każdy ma swoje życie, swoje obowiązki, swoje problemy... ale "carry on smiling and the world will smile with you"
Facella   Dawna re-volto wróć!
20 października 2016 19:59
Ostatnia wypowiedź kotbury mnie zdenerwowała. Posiadanie dzieci nie czyni z nikogo świętej krowy!
Dava   kiss kiss bang bang
20 października 2016 20:24
Kenna -> dokladnie tak, karma wraca.
Ja stoje w duze stajni, temat dzieci omine  😀iabeł:  np. dlatego, ze moj nigdy nie kopiacy kon, aniol w obejsciu kiedys wykopal z dwururki w kierunku 3dzieci stojacych kolo tatusia. Serio, niewiele sie pomylila, ja bylam blada jak sciana. Nie chce nawet myslec co by sie stalo.
I nie dzieci nie staly blisko, staly z 4-5 metrow od nas, ale kon postanowic wysoczyc z 4nog do gory i w locie wywalic w tamta strone.
A co do pomocy, to owszem wszyscy sobie pomagamy, bo czlowiek by zwariowal gdyby tylko myslal o sobie. Nawet jak sie spiesze, to poprawie koniowi derke jak przechodze akurat obok boksu, bo chyba bym byla nienormalna jakbym tego nie zrobila. I tym sposobem wiem, ze inny tez poprawia u mojego konia i zauwaza jesli cokolwiek byloby nie tak.

Ps: my zawsze do takich hmm rodzicow mowimy 'widze, ze posiada Pani/Pan w domu jeszcze jakies zapasowe dzieci' , ten kto kumaty ten rozumie, nie czesto sie to zdarza  😀iabeł:
Posiadanie dzieci nie czyni z nikogo świętej krowy!

Ja uważam, że stajnia to ostatnie miejsce w którym powinny się znajdować małe dzieci i od zawsze powtarzam moje hasło (które należy traktować z przymrużeniem oka!), że najchętniej bym wprowadziła zakaz jazdy konnej i zbliżania się do koni do co najmniej 10 roku życia! 😀iabeł:
Nie lubię połączenia dziecko + koń. (Małe dziecko, mam na myśli takie w zakresie 1-6.)
Cierpliwie znoszę, bo muszę.
[quote author=Facella link=topic=885.msg2606846#msg2606846 date=1476989977]
Posiadanie dzieci nie czyni z nikogo świętej krowy!

Ja uważam, że stajnia to ostatnie miejsce w którym powinny się znajdować małe dzieci i od zawsze powtarzam moje hasło (które należy traktować z przymrużeniem oka!), że najchętniej bym wprowadziła zakaz jazdy konnej i zbliżania się do koni do co najmniej 10 roku życia! 😀iabeł:
Nie lubię połączenia dziecko + koń. (Małe dziecko, mam na myśli takie w zakresie 1-6.)
Cierpliwie znoszę, bo muszę.
[/quote]

Podpisuję się rękami i nogami. Naprawdę nie ogarniam sadzania dzieci poniżej 8 roku życia na konia. Zero koordynacji ruchowej, zero ogaru otoczenia. Nie bez powodu dzieci zaczynają edukację od 7 roku życia, a przebywanie przy kilkuset kilowym zwierzęciu to stanowczo większe obciążenie dla małego mózgu, by z takim zwierzęciem obcować niż rysowanie równych szlaczków w zeszycie.
Spoko, dziecko pogłaszcze sobie konika. I tyle rozumiem - podsadzić do noska, niech se pacnie. Ale próby większego zaangażowania dziecka są dla mnie bez sensu, przynoszą o wiele więcej strasznych konsekwencji niż pożytku.
A swoją drogą, takie ciąganie dzieci do stajni często potrafi je zniechęcić do obcowania z końmi w późniejszych latach. Nie mówię, że wszystkie, ale dużo takich przypadków spotkałam. Jednak co wyczekane to ukochane.
Popieram Julie, we własnym ośrodku zarządziłabym zakaz wprowadzania dzieci. Wprowadzić można na własną odpowiedzialność, bez prawa do ubiegania się o odszkodowanie u właściciela ośrodka/konia lub innej osoby przebywającej na terenie stajni.
smartini   fb & insta: dokłaczone
20 października 2016 21:39
Ja tam zaczęłam przygodę z jeździectwem w wieku lat pięciu ale moi rodzice byli rozgarnięci, zawsze pod opieką instruktora i nie przypominam sobie, żebym się komuś pałętała po stajni. Jeździłam w takiej, gdzie system pozwalał na skuteczne odseparowanie dzieci od życia stajennego. I tak do czasu, aż dziecko nie było na tyle rozgarnięte,żeby móc je powoli do stajni wpuszczać.
Na zawodach mieliśmy teraz dwie 9ciolatki i super sobie z końmi radzą ale są non stop pod opieką jeżdżących dorosłych/trenerów i nie ma, że dziecko jest priorytetem. One dobrze wiedzą, że konie są najważniejsze, wiedzą jak się zachowywać i gdzie się nie plątać.
Tylko że są osoby za te dzieci odpowiedzialne, a nie wszystko w koło
Ja tak napisałam trochę z przekory, bo ja jako ja nie lubię uczyć małych dzieci. Gdyby sprawiało mi przyjemność gadanie godzinami "a pogłaszcz konika, a wyprostuj plecki...", to bym została hipoterapeutą. 😉
A poważnie mówiąc uważam, że małe dzieci jak najbardziej mogą jeździć konno, ale w warunkach ściśle kontrolowanych, w stajniach i ośrodkach jeździeckich nastawionych i przystosowanych do świadczenia takich usług.
Bo czemu nie? Oprowadzanki dla maluchów na szetlandach, lonża połączona z zabawą, oswajanie, głaskanie... Potem z wiekiem i wzrostem co raz więcej.
Nie bez powodu BOJ można zdawać od 8 roku życia, ale jak dla mnie poważne przygotowanie do tego wystarczy rozpocząć rok wcześniej.
Inaczej też jest z dziećmi, które mają profesjonalnie/sportowo jeżdżących rodziców, którzy podejmują świadome decyzje i mają kasę na sportowego kuca-profesora, oraz trenera, który tę parę prowadzi.
Ale w rekreacji... Nie lubię wpychania maluchów na "dorosłe" jazdy.
smartini   fb & insta: dokłaczone
20 października 2016 22:08
Julie O to to, specjalny nadzór i odpowiedni ludzie i konie.
I naprawdę da się porządnych jeźdźców z dzieciaków robić tylko trzeba się do tego wyjątkowo przystosować.
Wspomniane dzieciaczki lat 9 w klasie 13&Under
[img]https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/14718659_1124129830968672_4584641551278675145_n.jpg?
oh=c501e995ccdf623051854a971cbb17f2&oe=58A5554E[/img]
[img]https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/14717098_1124141884300800_2975788022993783262_n.jpg?oh=e87126536df0f13ead8dc5f44f87ad31&oe=589372BA[/img]
[img]https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/14716199_1124141910967464_1408358941065703973_n.jpg?oh=3b13d4c060fcf68f6878b04490c09ad8&oe=58628A06[/img]

Dzięki temu później lat 14 wygląda tak
[img]https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/14702268_1124148147633507_3490150901829033471_n.jpg?oh=3e676be4cb6031fc251a0786ef8e8361&oe=58942C42[/img]

Tylko to są świadome decyzje, konie kupione z głową, trenerzy, którzy te dzieci edukują na wszystkich płaszczyznach jeździectwa. Bo z tej trójki tylko pierwsza ma jeźdżących i startujących rodziców. Reszta tylko inteligentnie przyczynia się do rozwoju i pogłaszcze konika 😉
a ja po części rozumiem kotbury. Z kalendarzem w ręku do tej pory udaje mi się wyrwać do konia raz w msc. I serio krew mnie zalewa, jak w popłochu staram się uwinąć jak najszybciej póki dziecko spokojne/śpi w wózku z opiekunem i nim zacznie wołać o cyca a stajenny mnie zatrzymuje i truje o du** maryni  👿 W czasie ciąży zmieniłam stajnię więc ze współpensjonariuszami nie mam problemu, bywam tam tak rzadko, że z większością się nawet nie widziałam a ci, których ''znam'' nie narzucają mi się  🤣 W tej sytuacji wątpię, abym ochoczo komuś ściągnęła konia z padoku, zmieniła derkę etc. nie twierdzę, że bym tego nie zrobiła ale kto wie... skoro każda minuta w stajni jest dla mnie na wagę złota to wolę ją poświęcić na własne potrzeby. Dochodzi też większa świadomość ograniczonego zaufania, skoro znam konia tylko z widzenia to nie wiem czy bym teraz zaryzykowała wykonując jakąś czynność z nim. Dodam, że jak byłam bezdzietna to zawsze i każdy mógł na mnie liczyć, czy to przygotować posiłek, zmienić opatrunek, nasmarować nogi, założyć/ ściągnąć owijki, wyrzucić na padok idt. idt. zawsze też znalazłam czas na 3 kawy i pogaduchy. Żyłam stajnią i jak tylko mogłam to starałam się pomóc i nie był to dla mnie żaden problem. W tym momencie stajnia znalazła się kilka pozycji w dół na liście priorytetów i stety- nie stety skoro zarzucacie komuś, że jak to tak można być takim i śrakim i nie pomóc i nie szanować to ja się pytam dlaczego to nie może działać w drugą stronę i inni nie mogą uszanować, że serio ktoś może nie chcieć/nie mieć czasu bo ma dzieci przy nodze. Ktoś napisał, że też ma dziecko i, że prosi innych o przysługę. W tych dwóch przypadkach widzę zasadniczą różnicę, kotbury nikogo nie prosi i sama też nie chce być proszona, proste. Wiek dziecka i ich ilość też robi różnicę, choćby nie wiem jak bardzo ironicznie ktoś to napisał to niech nie mydli oczu bezdzietnym, że tak nie jest.
Co do mamusiek turystek co to z wózkiem pod konie się pchają. Cóż, trzeba być kompletnym kretynem aby narażać własne dziecko i mieć żal o zwrócenie uwagi, nawet tej chamskiej. Ale co tu gadać jak pełno takich, co to nawet się nie zatrzymają przed pasami tylko wystawiają pierw wózek na ulicę, jakby pancerny był  🙄
smartini   fb & insta: dokłaczone
20 października 2016 23:14
falletta, ale - ja przynajmniej - nie mam problemu z niewykonaniem prośby samym w sobie. Fascynuje mnie raczej ogromne oburzenia samą prośbą w kontraście do wylewnego edukowania obcych ludzi.
Mi się zdarzało być w każdej z wersji wydarzeń - zdarzało mi się wykonywać prośby jak i odmawiać z przeróżnych powodów, zdarzało się prosić kogoś o przysługę i przyjmować zgodę i odmowę. Tylko to dla mnie normalna kolej rzeczy.
Jak ktoś sie oburza, że mu się odmawia to inna sprawa i nie ma to żadnego związku z tym, czy odmawiający ma dziecko, dzieci, psa czy stado alpak. Ale postawa 'ja mam swoje dzieci więc spadajcie na drzewo'... hmm, dziwne i groteskowe, jeśli ta sama osoba z radością i ochotą tłumaczy dzieciom jak karmić konika z ręki i częstuje wszystkich smaczkami dla koni
'ja mam swoje dzieci więc spadajcie na drzewo'


Szczerze mówiąc zdecydowanie wolę takie podejście niż branie dzieci do stajni i niezajmowanie się nimi. I w tej kwestii podejście kotbury bardzo mi się podoba. Bo potem są właśnie takie kwiatki, że dzieciak biega samopas i np. wbiega pod 2 letniego ogiera, bo matka w tym czasie dyskutuje z koleżanką. Nie sądzę, żeby ktoś miał taką podzielność uwagi, żeby w pełni zapanować nad koniem, dwójką dzieci i jeszcze z kimś sobie rozmawiać. Niech sobie lepiej rozmawia ze swoimi dziećmi i ich pilnuje. W życiu bym nie wpadła na to, żeby takiej osobie zawracać dupę i wdawać się w dyskusje...

zgadzam sie ze Smartini

i naprawdę jakoś w mojej stajni mimo że rodzą nam się dzieci , pracujemy od rana do wieczora a czasem dłużej to jakoś  nie ma problemu z wyświadczaniem sobie drobnych przysług stajennych.
i właśnie dlatego że mamy  mało czasu  to pytania typu : hej jesteś jeszcze chwilę dłuższą  w stajni ?  możesz za pół godziny ściągnąc derkę  z mojego konia / sypnąć do żłobu są NORMALNE .
dzisiaj ty mi jutro ja tobie.
tak to działa.
zgadza się - dzieci zabierają nam czas, w jakiś sposób ograniczają ale nie robią z nas osob aspołecznych .  i  przecież nikt nie prosi matki z niemowlęciem u piersi o odwalanie za niego roboty


a kotbury pisze wyraźnie  że oczekuje żeby zwracać uwagę na JEJ dzieci ..... a niby z jakiej racji ?
no i sorry ale nie wierzę w tak wspaniałe 100% panowanie nad dwójką parolatków i jednoczesne czyszczenie/ siodłanie konia w stajni . dlaczego? doświadczenie życiowe 😉 i niestety INNI , postronni jeźdźcy chcąc nie chcąc muszą uważać na Jej dzieci - choćby przechodząc ze swoim koniem...
ivet, jest jeszcze, hm, ciekawiej.
Kotbury
a) chce żeby dzieci traktować jak ludzi, np witać się, rozmawiać w całej grupie, czyli także z dziećmi
ale
b) nie chce żeby ktokolwiek do jej dzieci zagadywał, bo przecież zabiera jej czas na kontakt z dziećmi.

Tu był jeden 100% trafny wpis. Że kotbury mogłaby swobodnie spierać się sama z sobą.
Tu był jeden 100% trafny wpis. Że kotbury mogłaby swobodnie spierać się sama z sobą.

To tak samo jak Ty.
Wiecie co? W prawie każdej stajni jest jakaś czarna owca, która w d...użym poważaniu ma innych. I tyle. Trudno. Przecież da się z tym żyć.
Cieszy, że ludzi, którzy chcą sobie pomagać jest jednak więcej. W przeciwnym przypadku ciężko by nam się żyło.
Z takich przykładów osób , które kompletnie nie mają czasu a pomagają: w okresie, gdy moja klacz chorowała, trenerka przyjeżdżająca do drugiego konia, która w sezonie ma grafik tak napięty że nawet na pogadanie przez telefon trzeba się umawiać 😉 - sama dzwoniła z pytaniem co i w jaki sposób podać klaczy. Mi nawet do łba nie przyszło ją to prosić (trochę to trwało) - sama z siebie chciała pomóc i mi i koniowi  😍 Można? Można!
Smartini dlatego napisałam, że po części rozumiem  😁 z drugiej zaś strony gucio nam do tego co kotbury woli zrobić w zakresie własnego czasu i chęci. Współpensjonariusze nie są chłopcami na posyłki i nigdy tak nie traktowałam w stajni nikogo. Mimo iż sama paliłam się do pomocy bo zwykle miałam na to czas i chęci tak jak sama potrzebowałam pomocy to wolałam się ugadać ze Stajennym a jak sprawa była grubsza to sama jej dopilnować. Nie twierdzę, że nikt mi nigdy nie pomógł ale baaardzo rzadko z moich ust padały tego typu prośby (co innego gdy ktoś sam z siebie zaproponował). Jak ktoś mieszka w bloku i ma psa to prosi sąsiada co też ma psa o wyprowadzenie swojego przy okazji? Jasne, że stajnia rządzi się nieco innymi prawami ale w życiu by mi nie przyszło mieć do kogoś żal bo wolał łapać motyle zamiast MOJEGO konia obsłużyć. 
a kotbury pisze wyraźnie  że oczekuje żeby zwracać uwagę na JEJ dzieci ..... a niby z jakiej racji ?


no ja na pewno sama z siebie nie zwracałabym uwagi na jej dzieci, bo nie lubię dzieci, a poza tym kompletnie nie rozumiem co do mnie mówią, ani też nie wiem co mówić do nich. I czuję się niekomfortowo gdy dzieci mnie zagadują. Choć z grzeczności oczywiście odpowiadam jeśli mówią wyraźnie. Ale kotbury też gdzieś wspomniała, że chodzi o sytuację, kiedy ktoś ją zagaduje, jej dzieci do tego kogoś coś mówią, a ten je ignoruje totalnie. To jest akurat nieładne. I nawet ja nielubiąca dzieci, bym cokolwiek odpowiedziała, a potem się ewakuowała w celu uniknięcia dalszych pytań.
A ja lubię dzieci, lubię z nim rozmawiać i wymyślać im zabawy, aleee... nie lubię tego robić w stajni. Przyczyna jest prosta. Jak dziecko wyczuje twoje zainteresowanie i chęć integracji to niestety ma tendencję do przyklejania się. Potem wychodzą takie kwiatki, że robię coś absorbującego, a to małe przyłazi mi głowę zawraca. Szkoda mi wtedy takiego zignorować, ale mnie denerwuje. Więc na wszelki wypadek z góry ignoruje cudze dzieci w stajni. Chociaż czasem mi nie wychodzi bo je poprostu lubię 😉
Ja akurat doskonale rozumiem, dlaczego kotbury nie chce być zagadywana - pilnowanie dwójki maluchów i obsługiwanie jednocześnie wierzchowca to zadanie wymagające 150% koncentracji non stop i oczu dookoła głowy. A i tak jako mama dwójki nie wierzę, że da się to zrobić w pełni bezpiecznie - mój trzylatek bywał często i na treningach i na zawodach od niemowlaka, ale zawsze z drugą osobą, która go nadzorowała, ale od kiedy mam dwójkę do stajni jeżdżę sama. Raz, że do dziecka przy zwierzętach zawsze zasada ograniczonego zaufania, dwa - co to za frajda z jazdy, jak myślami jest się gdzie indziej?
Czy to jest wątek o dzieciach ???

W jeździectwie wkurza mnie to, że nadal są miejsca gdzie nie szanuje się należycie zwierząt, chociaż to one dźwigają domowe budżety, a z kolei mnie taka osoba ma czelność powiedzieć, że moje konie to darmozjady, bo nie pracują zarobkowo  😵 I najlepiej to powinnam to czym prędzej zmienić i wtedy gdybym chciała to ona może u siebie je do roboty zagonić  🤔
smartini   fb & insta: dokłaczone
21 października 2016 12:31
jagoda1966, he? 🤔
Jagoda Wyobraź sobie, że u mnie jest to samo. Zawsze znajdzie się ktoś kto uważa, że powinnam sprzedać bo koni mam za dużo (4 sztuki). A po co, a na co. Przecież ja tylko kasę wkładam, a nie wyciągam. Bo powinnam mieć ludzi do jazd i zarabiać na tym. Ehh.. Bo to kłopot trzymać konie i nic z tego nie mieć. Zawsze mi się śmiać chce. hehe bo jeszcze gdybym chodziła i marudziła, że sobie nie radzę czy kasy brakuje na to czy tamto no to mogliby gadać.

A co do dzieci w stajni-jestem przeciwna zabieraniu ich ze sobą. Ja mam stajnię przydomową i nie zabieram swojego 5-cio latka tam bo różne mogą być tego konsekwencje. A co już mówić do dużej stajni i siodłać konia i nie zajmować się nim. Łooo Matko byłby wszędzie.
Chyba, że dzieci którym dajemy krzesełko ono siada i siedzi przez godzinę jazdy to tak.
U mnie w domu wychodzą z założenia, że z koni nie ma pożytku, bo jeżeli nie zarabiają to ich posiadanie jest marnotrawstwem. Próbowałam im kiedyś wytłumaczyć, że to tak nie działa i czerpię z tego bardziej emocjonalnie niż materialnie, ale nie dotarło.
smartini   fb & insta: dokłaczone
21 października 2016 13:03
ale przepraszam, co komu do tego, na co wydajecie własne pieniądze?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się