Co mnie wkurza w jeździectwie?
Powiem tak: kliniki to skomplikowana sprawa. Ludzie oczekują efektów, nie bacząc na to że przez lata jeździli źle. Dla Ciebie zejście w dół na 2 s to za mało, a możliwe, że to było baaardzo dużo dla tego konia. Konie nie są z plasteliny. Jeżeli były źle jeżdżone, to w jeden trening nie osiągniesz cudu, nawet będąc wybitnym jeźdźcem. Baaa w przypadku pięknie zbudowanego mięśnia oporu to przemodelowanie tego mięśnia będzie wymagać siły i będzie bolesne ( tak samo jak fizjoterapia dla ludzi bywa bolesna). Ja zawsze porównuje pracę z koniem do pracy nad szpagatem. Możesz mieć najlepszego trenera gimnastyki ale nie zrobisz szpagatu na pierwszym treningu. Trening to proces. Tak samo nie dziwi mnie, że koń który całe życie biegał jak chciał zareaguje buntem na nagle zmienione wymagania, a pot u koni występuje w dużej mierze na tle nerwowym. Nie będę adwokatem tego Zawodnika bo nie było mnie na miejscu ale jestem daleka od oceniania metod treningowych po jednorazowych konsultacjach.
Mozii, ... dobrze, że u mnie w stajni wszyscy są bardziej praktykami, a nie teoretykami, i jak mi trener kazał przejechać konia przez wędzidło, równocześnie uruchamiając mu zadnie giry i uprzedził, że to teraz tak ze trzy miesiące potrwa ten etap, to otoczenie wykazało zrozumienie 🙂
Żart oczywiście, bo każdy ma prawo do swojego poziomu i metod jeździeckich.
Nevermind ponownie cytuję Belasika niejako. Pięknie wyjaśnia, że nie ma czegoś takiego jak styl, jeśli nie opanuje się rzemiosła. Na przykładzie gry na pianie też wyjaśnia. To pomaga lepiej zrozumieć.
Nie możesz mówić o stylu, jeśli tak jak napisałaś - są pomyłki i konie są na dany poziom za słabe. To perfekcyjne rzemiosło pozwala na rozwinięcie stylu.
O! ja np bardzo podziwiam Patryka Kitela, za jego zegarmistrzowskie rzemiosło ale nie "rezonuję" z jego stylem. Jego KURy są dla mnie kakofonią muzyczna, są rozczłonkowane (także muzyką właśnie), nie stanowią artystycznej całości. Jak dla mnie tam właśnie "nie ma stylu" i jest to przykryte "łatwą siekanką dźwiękową" dla gawiedzi.... ale... Ale mogę po kilka razy bez dźwięku oglądać jak sprawnie rozwiązuje pewne problemy techniczne.
Za to uwielbiam styl Dorote Schneider. Jest niepozorny, ciężki do uchwycenia ze względu na jej gabaryty, a jak wiemy mają one kolosalne znaczenie w odbiorze pary jeździec- koń ale na przestrzeni ostatnich lat bardzo ewaluował z zawodniczki jeżdżącej wyraźnie technicznie do kogoś, kto nie tyle ze względy na swoją sylwetką ale na sposób jak porusza się koń jest rozpoznawalny z daleka.
kotbury, jako praktyk, a nie teoretyk powiem Ci, że z doświadczenia wiem, że po pierwsze można inaczej, po drugie nie tak to powinno wyglądać. Z przejechaniem konia przez wędzidło i wejściem na kontakt to miało tyle wspólnego co zakonnica z wykładem z astronomii 😉
kare_szczescie zgadzam się, że ludzie oczekują cudów jadąc na konsultacje. Ja na szczęście takich oczekiwań nie mam. I żadna z osób jeżdżących ze mną też nie ma. To jest proces, który trwa, a konsultacje mogą dać wskazówki do dalszej pracy i zadania domowe do wykonania. To nie zawodnik oczekiwał cudu, a prowadzący konsultacje starał się za wszelką cenę cudu dokonać 😉 i moim zdaniem zamiast się skupiać na końskiej głowie, która jest ostatnim elementem, skupił się głównie na niej. Nie było zmian tempa, poprawy jeźdźca jako takiego, przejść i innych, rzeczy, które do rozluźnienia prowadzą. Było za to siłowe szarpanie się z koniem.
I macie rację, każdy wybiera to, co mu pasuje. Dlatego więcej takich konsultacji nie organizowaliśmy z Marcinem. Organizowaliśmy z innymi ludźmi i sami też później jeździliśmy do innych trenerów, którzy mają większe osiągnięcia niż Marcin, a przy tym nie starają się konia na siłę złożyć, a potem zajmują się resztą. W tym konkretnym wypadku miałam wrażenie, że skala szkoleniowa stanęła na głowie.
Miałam okazję przejeździć kilkanaście treningów z Marcinem (przyjeżdżał raz w miesiącu na 2 dni). To co z nich wyniosłam to głównie nacisk na pracę nad własnym dosiadem (od tego zaczęli u nas wszyscy dostając ogrom wiedzy). Nacisk na to, że zanim zaczniemy wymagać od konia to trzeba wymagać od siebie. Nacisk na czytelność sygnałów wysyłanych przez jeźdźca i jego konsekwentne działanie. Do tego potrafił fajnie pokazać dobre strony konia i zmotywować jeźdźca do dalszej pracy. Koń w tym wszystkim naprawiał się sam, tuż po tym jak stopniowo naprawiał się jeździec. Mi wyjątkowo uprościł myślenie a zatem i wykonanie elementów.
Co ciekawe - w przypadku 2 koni otwarcie zapytał jeźdźców, czy konie są sprawdzone weterynaryjnie bo pomimo braku kulawizny wyglądają na konie, które coś boli i on by jednak z nimi nie pracował w tamtym czasie do momentu, kiedy wet wypowie się, że jest wszystko ok.
W przypadku dwóch par na kilkanaście zwrócił uwagę, że wg niego dany koń nie nadaje się dla danego jeźdźca i nie widzi za bardzo możliwości wyprowadzenia tej sytuacji chyba, że pójdą w stały bardzo regularny trening, gdzie głównie trener przez jakiś czas będzie tego konia jeździł. No owszem nie podobało się to wszystkim.
Czy te treningi były trudne dla koni? Owszem. To było 45 minut ciężkiej pracy nie tylko dla jeźdźca ale dla konia też, szczególnie, że większość z nich nie była jakoś specjalnie mocno ani regularnie trenowana a sporo było końmi 10+ z dużą masą najzwyczajniej złych nawyków. Zmiana podejścia, trudniejsze z czasem ćwiczenia - to wszystko jasne, że nie było łatwe. Ale też forma takich treningów jest specyficzna - są intensywniejsze i do przerobienia jest więcej niż jak jeździmy 2-3 razy w tygodniu na spokojnie z trenerem.
Z biegiem czasu treningi były coraz trudniejsze dla koni - ale i mogły być, gdy przestawili się jeźdźcy. Z biegiem czasu wymagania rosły - gdy wiadomo było, że dany koń to już umie, rozumie i jest w stanie fizycznie wykonać. Czy wszystko zawsze ładnie wyglądało? Nie! Szczególnie z boku dla kogoś kto nie znał pary koń - jeździec. Czy było trudno przekraczać granice - owszem, choć w większości swoje własne. Dla mnie to było pół roku fajnego rozwoju własnego. Konia więcej nie nauczyliśmy - on bardzo dużo umiał. Ale jazda na nim zrobiła się przyjemnością - przy czym serio nie pamiętam za bardzo, żeby kiedykolwiek skupiał się na moim koniu i jego ustawieniu. Wszystko co robiliśmy to była praca nade mną.
Zmieniając temat...
chciałam "podziękować" mojemu koniowi za to, że jest tak troskliwym zwierzęciem. Naprawdę! Nie przypuszczałam, że konie mogą chcieć tak dbać o swoich ludzi i to na tylu poziomach...
Mój koń np. bardzo dba, żebym nie zginęła w żadnym wypadku lotniczym czy samochodowym...i nabija sobie przynajmniej raz w miesiącu takiego krwiaka idealnie na ścięgnie, że jak przyjeżdża vet to "to spojrzenie" na dzień dobry na tą girę mrozi mi serce.
...myślę, że za ilość wykonanych w ostatnim sezonie USG mogłabym spokojnie polecieć sobie na soczysty weekend do Barcelony, nachlać się jak rolnik na dożynkach i zjarać na plaży jak prosiak na ruszcie.
I dlatego tak jestem wdzięczna (NOT) mojemu koniowi, że dba o mnie, bo komu potrzebny kac, czy poparzenia 3-go stopnia...
Reasumując mój koń mnie wkur... denerwuje!!! A dokładniej jej wyjątkowo "ekstrawertczyczny" charakter i kopanie w barierki, w kraty, w boks, we wszystko- gdy cokolwiek ją zdenerwuje. it's expensive!!!
kotbury, buahaha. Ostatni raz jak zachciało mi się urlopu z podróżą samolotem to mój koń uznał, że jedyne co mnie może uratować to zapalenie więzadła pierścieniowego i groźba operacji na którą trzeba szybko odłożyć kasę...🤣
kotbury, zamień barierkę na pastuch oraz drut i po problemie.
Ja mam klacz, która wkłada nogi wszędzie ( po matce wszystkie klacze od niej tak robią) , więc chodzi na pastuchu i nie ma żadnego problemu.
Boks ma obity gumą , bo wali przodami ciągle i też nie ma problemu, dzięki temu.
Perlica, nope🙂
Jak był pastuch to był brany na klatę pełnym galopem🙂 i żadna siła pierdolnięcia przed tym nie pomagała.
W boksie nawet gumy nie dają rady.
Ona sobie potrafi tak kopnąć w górę, że kopie się jedną noga o drugą 🙁... w boskie.
Nie odważę się trzymać w ochrach konia 24h🙁
kotbury, A nie myślałaś, żeby ja wywalić na dwór normalnie, niż się w boksie kisić? Nie znam konia, krtóemu by to na mózg nie pomogło. Fajny, duży (!) urozmaicony padok, prowokujący do ruchu, dobrane konie do towarzystwa, to czyni cuda z końską głową.
zembria, no na pewno szereg chętnych z pensjonatu ludzi żeby do takiej klaczy "poświęcić " swojego konia 😁 już widzę tą kolejkę 😝
zembria, ja zawsze lubię takie rady, jak się żyje w realiach pensjonatowych 😀 urozmaicony padok, prowokujacy do ruchu, jeszcze najlepiej od rana do wieczora z sianem i dobrze dobranym stadem.
Bez urazy, bo nie to było moim celem, ale większośc rad dla 90% ludzi to nierealne opcje.
zembria, - a ja znam. Swojego 🙃 10ha na ~8 koni, stawik, drzewka, trawka, wiatka i nigdy nie miałam tak sfrustrowanego konia jak wtedy. Przez kilka miesięcy jeździłam tylko do lasu, bo nie szło z nim pracować, kryzys jak diabli.
Dopiero po czasie doszłam do tego, że dla niego ten tryb był piekłem. Nie odpoczywał, nie kładł się nawet na chwilę.
Połamane biodro, bo żaden nie chciał odpuścić też znam 🙃 Rozdzielanie wężem strażackim widziałam. I konia spranego na kwaśne jabłko, z garbem na łbie i oskórowaną nogą również przerabiałam, do dziś nie wiem jakim cudem skończyło się na nakostniaku.
kotbury, a może wywalenie jej tak jak pisze zembria na dużą przestrzeń na 24h w takim razie? Skoro to koń samookaleczający się aż
Perlica, xxagaxx, Rozejrzeć się w okolicy zawsze można, czy się znajdzie takie miejsce to już druga strona. Jednak skoro koń sam siebie uszkadza co rusz, to chyba jednak warto choćby się nad taką opcją zastanowić. Powstaje coraz więcej takich miejsc. kotbury sama nie raz powtarzała, że z hali nie korzysta wcale mimo, że ją ma, a to najczęściej wiele osób zniechęca do trzymania koni w pensjonatach wolnowybiegowych, to brak hali.
keirashara, Spoko, może są wyjątki, jednak Twój koń w boksie nie wykazuje tej frustracji, nie kopie zawzięcie po ścianach i się nie uszkadza, a tu tak jest, jest frustracja i nerwy. Dlatego proponuję zmianę systemu utrzymania, skoro ten się ewidentnie nie sprawdza. U Twojego system boksowy się sprawdza, ja nie napisałam że każdy koń pokocha stanie w wolnowybiegówca, a że skoro koniowi ewidentnie stanie w stajni nie służy to nie jest to system utrzymania dla niego. I takie konie, tkające, kopiące, rzucające się na sąsiadów wyciszają się na dworze.
może zmiana boksu na innego sąsiada coś pomoże? nie które konie po prostu się nie lubią i walą do siebie po ścianach.
zembria, nie wiem skąd jesteś, ale skoro "można się rozejrzeć po okolicy" w twoich rejonach to serio zazdroszczę. Ja dojeżdżam do konia 50km żeby mieć dobre warunki i dla niego i dla siebie a i tak chcialabym żeby jeszcze inne opcje były dostępne w mojej stajni. Ale nie są. I nie znalazłam nic lepszego, a przeprowadzliśmy się nie raz, nie dwa 😀
xxagaxx, Z niedaleka 😉 I znam kilka miejsc które wolny wybieg oferują, czy to dobre miejsca, nie wiem, bo nigdy nie musiałam pensjonatu szukać, gdybym musiała na pewno pojechałabym sprawdzić po prostu na miejscu.
zembria, nie no, jeśli kryterium to wolny wybieg tylko i wyłącznie to masz rację, wybór większy 🙂
Kochane ten koń jest codziennie światek/piątek na dworze🙂... na osobnym padoku mając obok i w zasięgu wzroku konie, które ją najmniej "odpalają"🙂...
A jak na dworku zrobi za mało kroczków bo miała leniwy dzionek to idzie w karuzelkę🙂
I na tymże padoku potrafi się albo o barierkę, albo o własne giry nakopać.
Zmiana sąsiada (w boksie) nie ma najmniejszego znaczenia. Kobyła, która stoi obok jest jej "córuchną", bo wczoraj jak rano moja została ściągnięta z padoku na badanie to mordy tak do siebie darły (a nie chodzą obok siebie), że się vet śmiał, że gadają jakby się całe życie znały.
Na tego konia "nie ma metody".Ona potrafi w boksie po turlanku strzelić radosnego ale zarazem "karcącego otoczenie" barana z wykopem z kwikiem.... i trafić w ścianę/kraty tak,że ma potem popuchnięte bo siła walnięcia gigantyczna.
A jeszcze chciałam ogólnie w temacie "wolnowybiegówek" coś powiedzieć, bo właśnie wczoraj rozmawiałam z vetem i wypłynął ich temat... i on mi powiedział, że w zasadzie on do takich stajni nie jeździ i wielu wetów również unika takich klientów, bo nie uśmiecha im się często w błocie po kolana, na dworze, w zimnym i ciemnym pracować... często bez kibla czy choćby zlewu z ciepła wodą żeby ręce umyć, czy wręcz kawałka równego betonu żeby konia na prostym do diagnozy postawić.
kotbury, No sorry, ale wolny wybieg nie oznacza braku cywilizacji przecież 😉 Jakaś paszarnia, siodlarnia, budynek z boksem "izolatką" czy "ambularotyjny" to jest potrzebny, tak samo miejsce dla kowala czy weta. Ja mam czasem wrażenie, że jak ludzie słyszą wolnowybiegówka, to widzą puste pole ogrodzone pastuchem i nic poza tym 🤣 To tak jakby mówiąc stajnia i chów boksowy widzieć tylko małą, ciemną komórkę z gów..m po pachy 🤐
zembria, tyle, że często jest to puste pole ogrodzone pastuchem... szukałam jakiejś opcji na emeryturę Byśki i na takie trafiałam...
kotbury, ja trzymam konia w wolnowybiegówce, w której jest murowana stajnia i stajnia angielska (konie z nich korzystają na posiłki), kostka, beton i jest tak czysto jak myśle, że w rzadko której stajni, w której ktoś z Was stoi. Ja przez 10 lat w tak czystym i zadbanym miejscu nigdy nie stałam. Weci do nas przyjeżdzają ubłoceni cali po zwykłej stajni boksowej i mówią, ze całe szczęście teraz wizyta u nas i można w czystości pobyć.. także jak się chce to się potrafi, tylko trzeba chcieć.
zembria, - no sorry, ale w na prawdę wielu miejscach tak to wygląda 😅 Sama pamiętam, jak konia mojej mamci ładowałam na drodze kilometr od stajni, bo nie szło tam dojechać. Fajnie, że wszedł, fajnie, że zdrowy, ale jakby trzeba było np. zdenerwowanego na cito pakować i wieźć do kliniki to różnie mogłoby być.
Plus mega słaby dostęp do choćby sensownego kowala, bo na takie wiochy najczęściej jeżdżą ludzie, których główną zaletą jest to, że tam dojechali 😉 a nie każdy chce robić sam, nie każdy może. Nie mówiąc o jakiejś infrastrukturze do treningu, bo na palcach jednej ręki policzę stajnie z wolnym wybiegiem i zapleczem treningowym. Gdzie jednak sporo ludzi ma konia, żeby jeździć.
Jeszcze dochodzi czasem mentalność ludzi, którzy nie rozumieją, że kowal/wet/fizjo nie cieszą się na myśl obsługi konia oblepionego syfem stojąc po kolana w błocie, nawet nie przyjadą szybciej go w miarę możliwości doprowadzić do porządku, tylko prowadzą takiego potwora z bagien prosto z padoku. Pomijając średnią przyjemność obsługi, to czasem to uniemożliwia, utrudnia diagnozę/robotę.
_Gaga, Tak samo często jest to komórka z obornikiem po pachy 😉
keirashara, I tak samo często w stajni boksowej do dyspozycji koni jest błoto po pachy na padoku 😉
Moim zdaniem złe/dobre warunki nie są w żaden sposób powiązane z systemem utrzymania, a z miejscem, obsługą, właścicielami itp.
keirashara, kurcze strasznie macie przykre doświadczenia. Moja wolnowybiegówkowa „wiocha” jest 38 km od dworca centralnego w Warszawie 😂
zembria, znajomy wet mi ostatnio opowiadał że był w stajni wolno wybiegowej i więcej tam nie pojedzie. Brak ciepłej wody plus brak prądu praktycznie uniemożliwił przy mrozach pomoc koniowi z kółka. Dał leki i kazał wieść do kliniki. Okazało się, że koń nie wchodził do przyczepy więc nie było jak. No podawać np płynów też nie było jak bo temp -10 i brak prądu do zagrania wody. Czasem mam wrażenie że ludzie nie myślą...
Dziewczyny, ale złe warunki nie są tożsame z systemem utrzymania. Ja znam wiele "stajni" (celowy códzysłów) gdzie to raczej umieralnia jest, a nie miejsce do życia dla koni. I nie ma to związku z tym, czy konie są trzymane w boksach. Są złe miejsca i dobre miejsca.
zembria, - a to się zgadzam. Najbardziej mi się podoba, jak ktoś uważa konia stojącego w błocie po pachy lub upale bez cienia w słońcu za szczęśliwego, bo MA PADOK 🤣 Hura! Że bez siana, bez wody, że wielkości piaskownicy, że najchętniej by już sobie poszedł z niego nieważne, jest padok, jest git.
Niemniej większość wolowybiegówek oferuje słabe warunki, lub jest problem z tym kowalem lub z treningiem. Ze względu na RAO koni mojej mamci od lat szukałyśmy takich miejsc, kilka przerobiłyśmy i no... różnie. Nawet jak całkiem nieźle dla nich (czyli koń na dworze, dostaje jeść, jest gdzie schować, jest gdzie zrobić siku i jak pojechać do lasu), to nie są to absolutnie stajnie, gdzie można trenować. I z dojazdem weta średnio, np. teraz od miesiąca próbuje ogarnąć pobranie krwi do badań, bo po samo to nikomu nie chce się przyjechać. Z resztą dojeżdża tam tylko wet, z którym mam mocno średnie wspomnienia i przy jakiejkolwiek alternatywie za nic w świecie bym go nie brała 🙄
Fokusowa, - no ja nie twierdzę, że takich nie ma, ale to mniejszość 😉 I jak słyszę wolnowybiegówka to przed oczami mam właśnie taki mało szczęśliwy obrazek, pewnie nie jeden wet to samo.
Plus ogólnie stajnie w okolicy Zielonej Góry to dno i trzy metry mułu, zawsze jak ktoś narzeka na okolice Wrocka to mam ochotę go tam wysłać na pół roku 😂
keirashara, Ja jak słyszę stajnia to mam obraz gówna po pachy, błota na padoku wielkości chusteczki do nosa i brak siana 24h 🤷 To są nasze jakieś tam doświadczenia i przez ich pryzmat zawsze będziemy patrzeć. A co do dojazdów weta, to raczej odległość ma znaczenie, a nie system utrzymania koni w danym miejscu. Do mnie też słabo z dojazdami najczęściej, ale to dlatego że każdy ma daleko po prostu, a nie dlatego że mam konie na dworze 😉