Jazda za prace- uklady i obowiązki

Nie znalazlam takiego wątku, jedynie jakieś nawiązania.  :kwiatek:
Pewnie część re-voltowiczów jeździła lub jeżdzi za pracę.

Jakie macie obowiązki?? Jak często pracujecie i ile jazd za to macie??
I tak ogólnie- cieszycie się ,ze jezdzicie za jazdę, czy raczej wolelibyście za nią placić??
Stajnie są różne, w niektorych praca to czyszczenia konia, lonzowanie i reszta przyjemnych rzeczy, obowiązków. ;-)
A w innych trzeba ostro się narobic aby wsiąść- nawet na 15 minut stępa..
placenie za jazdy to czysty uklad, ktory nie stwarza zadnych watpliwosci czy niedopowiedzen, a jesli takowe sie pojawia zawsze mozna odwolac sie do prawa konsumenta. pchanie sie w cokolwiek innego predzej czy pozniej to proszenie o klopoty albo z jednej albo z drugiej ze stron. w koncu nie na darmo 'mowily jaskolki, ze nie dobre sa spolki'😉
Ja kiedyś jeździłam za pracę. Układ był taki, że jedną noc w tygodniu spędzałam w stajni, schemat pracy był następujący:
Koni było 8-16 rekreantów, drugie tyle prywatnych + 6-8 kucyków w boksach bez poideł.
Wieczór: danie siana, potem owsa, napojenie kucyków. Drobne czynności typu dziegciowanie kopyt, smarowanie, zakładanie/zdejmowanie owijek/derek, sprzątanie ogólne rzeczy typu zostawione szczotki itp.
Zamiecenie stajni, pogaszenie świateł.
Nocleg w wachtówce w stajni.
Rano: danie siana, potem owsa, napojenie kucyków, wpuszczenie o 7 stajennych, zamiecenie stajni.

Na wachcie były dwie osoby, choć kilka razy ogarniałam to sama. Siano trzeba było przywieźć spod wiaty wózkiem, owies w paszarni w stajni. Za semestr wacht miałam semestr jazd, jazdy 1,5 godzinne. Prywatni właściciele zostawiali wiadra z jedzeniem pod boksami. W razie awarii obowiązek dzwonienia do weterynarza/właściciela konia/ kierownika stajni - rzez 4 lata 2 razy musiałam zadzwonić: raz padło światło i nie działały poidła, a nie wiedziałam gdzie są bezpieczniki, a raz kolka w środku nocy.

Byłam zachwycona, bo nie byłoby mnie stać na opłaty 😉
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
04 lipca 2012 09:55
Ja jestem z tego pokolenia, które musiało i gnój przewalać i worki z owsem targać, mielić tenże, ścielić, wypuszczać i sprowadzać konie, czyścić, siodłać i tyrało, żeby móc pojeździć zwykle na jakimś największym łachu. Jak patrzę na dziewczyny, które obecnie pomagają, to zwykle wyczyszczenie i osiodłanie konia jest według nich zbrodnią przeciwko ludzkości i za sam fakt obecności w stajni powinny mieć jazdę na najlepszym (i również najczęściej najbardziej zarobionym) koniu w stajni, najlepiej w weekend, kiedy ten koń zapier*** najwięcej. Chociaż dużo zależy od właściciela stajni. Znam i takie sztuki, które zachrzaniają, tak, jak moje pokolenie i jeszcze później grzecznie pytają, czy jest jeszcze coś do zrobienia, a wsiadają w tygodniu na konia, którego przydzieli instruktor, bez gadania, bez narzekania i jeszcze dziękuję powiedzą.
Mogłam jeździć na koniach po uprzednim wysprzątaniu boksów, wyczyszczeniu wszystkich koni oraz ich nakarmieniu. Takie były moje obowiązki. Najgorzej wspominam wywalanie gnoju z dwóch stajni, gdzie koni było powyżej 10, ale dawałam radę, bo chciałam, po prostu jeździć. Nigdy mi nie zbrzydło. W drugiej stajni było to samo, jazda za darmo za pomoc w karmieniu, sprzątaniu i pielęgnowaniu koni. Ich było mniej, wykonywałam więc to szybciej. Również byłam zadowolona. Żadnej umowy, oprócz słownej.
Pracowałam w ten sposób. Za pracę (wywalanie obornika przede wszystkim! karmienie, sprzątanie etc) i właściwie bez pracy, byłam tylko od ruszania koni (młode, starsze, których właściciele nie mieli czasu, nawet wredny kuc się trafił). Byłam zadowolona. Ale ja zawsze jestem zadowolona i nie marudzę. 😉 Aczkolwiek kiedy widziałam piękne kopytko nad swoją głową przy "naprawianiu" nauki podnoszenia nóg, to bardzo poważnie stwierdziłam, że chyba czas na rozejrzenie się za własnym koniem. 😉

Generalnie, większość jazdy za pracę odbywa się właśnie za pracę - czyli zazwyczaj sprzątanie boksów i obejścia, być może sprzątanie padoków, konserwowanie sprzętu, jakąś pomoc przy siane, słomie... Rzadziej za lonżowanie czy czyszczenie koni. I nie ma co marudzić, że pracy jest dużo. 😉 Chyba nigdy nie spotkałam się z naprawdę ciężką harówką za 15 minut stępa... Za to zawsze widziałam układy pracy (wielogodzinnej, tak, czasem mniejszej) za godzinę jazdy, 45 minut jazdy pod okiem dobrego instruktora. Owszem - różne były konie.... na niektóre to bym teraz nie wsiadła nawet gdyby mi zapłacili 😁 ale kiedyś jeździłam, jeździłam.
To ja widzę,że miałam chyba najmniej pracochłonny układ 🙂
Jeździłam u forumowej lets-go na zasadzie "pracy za jazdy",dopóki niestety odległość nie okazała się jednak zbyt znacząca i dopóki nie usnęłam w ostatnim autobusie powrotnym z Warszawy do Mińska i przejechałam swój przystanek 🙂
Ja za jazdę (dopóki jeszcze moja "pracodawczyni"  😉 miała dwa konie, w tym jednego na którym tylko ona jeździła) musiałam tylko i wyłącznie wyczyścić konia,na którego wsiadała lets-go,postępować,ewentualnie w grę wchodziło czyszczenie sprzętu (co nigdy mi się nie zdarzyło,bo jeździłam dość krótko) . Za to dostawałam jedną jazdę pod okiem właścicielki koni po uprzednim wyczyszczeniu i osiodłaniu drugiego konia  🙂.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
04 lipca 2012 10:13
pomaganie przy jazdach i hipoterapii, sprzątanie boksów, sprzątanie padoków, oporządzanie koni. szczerze mówiąc nie wiem ile za to mi przysługuje jazdy bo nie jeżdżę  🤔wirek: ewentualnie średnio raz na 1,5 miesiąca wsiądę
Ja kupę lat jeździłam za pracę, ale na zasdzie dośc umownej, bo nikt mi nigdy nie wyznaczał co mam zrobić i ile żeby na konia wsiąść. Ot były konie starsze, na których się jeździło, były młode do polonżowania, źrebaki, które trzeba było czyścić, czy brać nogi, często się pomogało przy karmieniu, wypuszczaniu czy zaganianiu, oczywiście dbałość o sprzęt i inne takie drobne rzecyz w stajni. Ja taką pracę bardzo lubiłam i wiele się nauczyłam o koniach.

Za to teraz znaleźć osobę, która by przy koniach popracowała trochę i za to sobie pojeźdiła, to chyba szukanie igły w stogu siana. Mam 5 koni, pracy niewiele, za to możliwośc jazdy z solidnym instruktażem, na zrobionych niezamęczonych koniach. Ale nie ma nikogo kto by tak chciał się pouczyć jeździć, czy choćby pospacerować sobie w terenie.
Chyba nigdy nie spotkałam się z naprawdę ciężką harówką za 15 minut stępa... Za to zawsze widziałam układy pracy (wielogodzinnej, tak, czasem mniejszej) za godzinę jazdy, 45 minut jazdy pod okiem dobrego instruktora. Owszem - różne były konie.... na niektóre to bym teraz nie wsiadła nawet gdyby mi zapłacili 😁 ale kiedyś jeździłam, jeździłam.

To akurat przyklad wzięty z życia koleżanki. 😉 Jeżdzila u pewnej pani, nie byla to żadna rekreacja czy hodowla. Kobieta trzymala cztery konie dla swojej przyjemności.
Uklad byl taki- M. miala wozic trawe, pracowac przy sianokosach, wywalac gnoj, nosic wodę. W tym czasie wlascicielka koni jezdzila, gdy wszystko bylo juz zrobione M. szykowala sobie konia na szybko.
15 minut jazdy, przychodzila wlascicielka mowic ,ze jest juz pozno, zaraz zrobi sie ciemno. Więc M. co? Narobila się i do domu- dziękujemy bardzo, przyjdź juto.
I nie bylo to tylko raz- takie "jazdy" zdarzaly sie bardzo często.  🤔
Po 3 tygodniach M. uciekla do innej stajni- ale tam juz placila za jazdy.
ja kilka lat jeździłam w jednej stajni i pamiętam jakie to były świetne czasy 😉 robiłyśmy wszystko o co nas poproszono, nie raz wyrzucałyśmy gnój dla zabawy, prowadzenie hipoterapii, wszystkie porządkowe rzeczy i jazdy typowo rekreacyjne. nic więcej do szczęścia nie było potrzebne. 🏇
Pracowałam tak prawie 2 lata. Wywalanie boksów, ścielenie, wyprowadzanie na padoki/ pastwiska, karmienie i pojenie z wiader w zimie, jakieś tam dziegciowanie, glinkowanie itede., pomoc przy czyszczeniu i siodłaniu, ogólne utrzymanie czystości (zamiatanie stajni, sprzątanie padoków, czasem jakieś grabienie, mycie socjala). Koni ok. 40, część rekreantów, część prywatnych. Za to dwie godzinne jazdy tygodniowo, których prawie nigdy nie wykorzystywałam, bo już nie miałam czasu. Chętnie teraz zajęłabym się czymś podobnym, bo taki dzień pracy fizycznej świetnie wpływa na psychikę🙂
Szczerze mówiąc najmilej wspominam właśnie taki układ; jazda za pacę. W jednej stajni "przepracowałam" tak dwa lata. Do moich obowiązków należało czyszczenie, siodłanie, lonżowanie, obsługa karuzeli, praca z młodymi końmi (przyzwyczajanie do kantara, ogłowia, siodła, podawania nóg itp.). W okresie gdy stajenny zachorował również codzienne ścielenie około 30 koniom oraz oczywiście karmienie i padokowanie. Z racji iż była to stajnia sportowa robiłam wszystko to co normalny luzak (przygotowanie konia do zawodów, spakowanie na zawody, czyszczenie sprzętu, spakowanie koni itd.).
Obecnie płacę za treningi, ale i tak zawsze zostaję w stajni dłużej czy to wypucować mojego rumaka na błysk po jeździe, nakarmić całą gromadę. Taki zwyczajny odruch. Nie wyobrażam sobie przyjść, dostać osiodłanego konia, pojeździć i wyjść po godzinie. Dla mnie jazda konna to nie tylko wożenie pupy na koniu, ale też cała opieka i doświadczenie zdobywane podczas stajennych pogaduszek, czy obserwowaniu bardziej doświadczonych osób🙂
Ja  również kiedyś pracowałam za jazdy - w czasie roku szkolnego bo bywało się w stajni w sobote i niedziele wtedy do obowiązków należało pomaganie dzieciakom ze szkółki siodłanie, kiełznanie, czyszczenie przed i po jazdach koni, czyszczenie sprzętu, oprowadzanki małych dzieci na kucyku. W  wakacje wiadomo, w stajni było sie prawie codziennie więc do obowiązków dochodziło wyprowadzanie/sprowadzanie koni z padoków, pomoc stajennym w karmieniu i pojeniu koni (ok. 60 koni), zamiatanie stajni i czasem porządkowanie pokoiku socjalnego (chyba mozna to tak nazwac ?) ale nas do pomocy było sporo 3-5 osob więc pracy dużo nie było, a w zamian za to jak były wolne konie to mogłbyśmy jeździc razem ze szkółkom, dodatkowe tereny specjalnie dla nas z instruktorką, no i specjalnie dla nas została stworzona dodatkowa  godzina w szkółce . Generalnie pozytywnie wspominam ten czas. Aktualnie jestem luzakiem jednej z forumowiczek ale obowiązków mam dużo mniej - wyczyszczenie i wylonżowanie 3ch koni, czasem na jednego wsiąde sama, wyczyszczenie i nasmarowanie sprzętu jak jest potrzeba, sprzątnięcie w 'siodlarni'. Roboty dużo nie ma, koniki też bardzo fajne a satysfakcjonuje mnie już samo to że mam możliwość zająć sie nimi.

edit- błąd.
dziwne są dla mnie teraźniejsze jazdy za "pracę". jak słyszę bądz widzę nastoletnie dziewczynki, którym się wydaje, że wylonżowanie konia, wyczyszczenie i osiodłanie to praca to mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

kiedyś wykonywało się pracę. robiło wylewki, nosiło płyty chodnikowe, wywoziło gnój, bieliło stajnie, kosiło kosą świeżonkę, sianokosy i zbiory słomy obowiązkowe (tylko nie było popularnych pięknych kosteczek, tylko snopki, a jak już były kostki to i tak zbieranie ich z ziemii i wrzucanie na przyczepę 10 godzin w skwarze było ciężką robotą dla nastoletniej dziewczyny), układanie siana w stodołach, przewalanie ton owsa, naprawianie ogrodzeń, oprowadzanki dla dzieci kilka godzin w kurzu, i tak dalej... wyczyszczenie i osiodłanie konia było relaksem. a nie tą wielką pracą, za którą sobie teraz jeżdzą nastolatki. dla każdego było oczywiste, że trzeba konie wyczyscić, a swojego przed jazdą to już bez dwóch zdań.

i człowiek nie miał kiedyś postawy roszczeniowej, że mu się należy tyle i tyle jazdy. cieszył się jak wsiadł i pojechał na spacer w teren, a jak nie wsiadł bo nie było czasu to znosił to z pokorą i cieszył z samej obecności w stajni. po kilku latach wiele rzeczy praktycznych w obejsciu jest dla tej grupy ludzi instynktowne i normalne, np układanie siana tak, żeby się nie zawaliło, wiele się człowiek nauczył pracując i z powodzeniem może samodzielnie sobie dać radę z konmi we własnej stajni. tej nauki brakuje ludziom jeżdzącym za aktualną "pracę", bo potem nie będą mieli pojęcia co zrobić z koniem i stajnią poza zamiataniem i czyszczeniem.
tylko kiedyś konie to był prawdziwy luksus i jak ktoś nie dysponował wielką gotówką, to był gotów zrobić wszystko, natyrać się, żeby się powozić kawałek.

przydałby mi się ktoś do pomocy w korowaniu drągów i porządkach, ale wiem, że to za ciężka praca dla aktualnych "wymagań", więc wolę w taki układ nie wchodzić, żeby nie znosić kaprysów miszczyń.

teraz chyba układy bardzo się różnią. pamiętam jak leciałam o 4 nad ranem rowerem kilkanaście kilometrów do stajni, bo koń dostał kolki. oprowadzałam go wiele godzin czekając na weta. nie sądzę, żebym uzyskała taką pomoc od dziewczyny jezdzącej u mnie. pewnie takie też gdzieś są, nie mówię, że nie. ale jest ich zdecydowanie mniej.
[quote author=Lanka_Cathar link=topic=88613.msg1451247#msg1451247 date=1341392159]
Ja jestem z tego pokolenia, które musiało i gnój przewalać i worki z owsem targać, mielić tenże, ścielić, wypuszczać i sprowadzać konie, czyścić, siodłać [/quote]
też jestem z tego pokolenia. w swoim czasie, jak się było młodym i silnym, to parę lat tak "pracowałam". Jeździłam na weekendy i ptk wieczór schodził mi na wyrzucaniu obornika od ok.20 koni i wieczornym ich sprowadzeniu do stajni i nakarmieniu, część miała automatyczne poidła, część (ok.połowa) piła z wiader, więc się latało i poiło. owies trzeba było na tyle koni przygotować w gniotowniku.kolejne dwa dni weekendu były już lżejsze, bo "tylko" dościelanie słomy, karmienie poranne i wieczorne, wyprowadzenie i sprowadzenie koni na wybiegi; czasem pomoc przy prowadzeniu jazd lub teren; sprzątanie siodlarni, porządkowanie sprzętu; drobne czynności przy koniach typu wcierki albo odrobaczanie; ale za to jazdy do woli na ilu koniach się dało radę czyli w moim przypadku 2-3 konie, w większości w terenie; więc 3-4 g. dziennie spędzone w siodle wystarczały, aby mieć satysfakcję z pracy za jazdę; potem w innej stajni jeździłam parę lat na koniach właściciela, który nie jeździł i miałam klacz i ogiera do jazdy codziennie bez żadnych obowiązków narzuconych, po prostu super układ, bo właściciel chciał, żeby ktoś się zajmował końmi, więc lonżowałam, jeździłam, w tym czasie robiłam kurs i.r.r., więc mi to pasowało; wszystko co robiłam, to z własnej potrzeby, ale do obrządku koni był stajenny, więc w zasadzie oprócz dbania o konie przed i po jeździe, zamiecenia korytarza, sprzątania siodlarni, nic nie robiłam.
wszystko zależy od tego na kogo ( właściciela konia)się trafi i jakie ma podejście do swoich koni i ludzi;jeszcze w paru stajniach tak jeździłam, ale to by było za dużo do opisywania 😉, chociaż warto też wspomnieć, że miałam to szczęście, że udało mi się w jednej SK państwowej jeździć, też za pracę typu pielenie np. płyty pokazowej dla koni czy malowanie tabliczek do boksów 😉, a konie do jazdy fajne, ułożone.
dziwne są dla mnie teraźniejsze jazdy za "pracę". jak słyszę bądz widzę nastoletnie dziewczynki, którym się wydaje, że wylonżowanie konia, wyczyszczenie i osiodłanie to praca to mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

No proszę, ja też tak uważam a jestem z "tych" czasów.  😉
Przyjeżdzam do stajni jak tylko mogę, a oprocz tych "śmiechowych prac" 😉 jeszcze zamiatam w stajni, woze i przewracam trawe, wywalam gnój etc.
I wsiadam niezbyt często. I mi to nie przeskadza, jestem w stajni dla koni.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
04 lipca 2012 12:12
Isabelle, malowanie drągów wspominam jako najlepszy relaks! 🙂 Co do tego, że konia trzeba sobie wyczyścić, to znam przypadki, które przyjeżdżały spóźnione (!) na swoją jazdę za pracę i jeszcze zdziwione, że koń nie gotowy.  😵
Wiecie, jest taki temat "jak to drzewiej bywało...." 😉  😁

Isabelle,
ja bym tam trzepnęła kogoś, kto np. 12latce kazałby nosić płyty chodnikowe... ale kiedy ta 12latka marudzi, że nie będzie zamiatać, to wówczas chętnie trzepnęłabym tą 12latkę. 😉

Grunt, żeby myśleć... I nie zakładać od razu, że będzie się tylko jeździć. W dużych stajniach rekreacyjnych jest sporo pracy dla takich dziewczynek i nie jest to wywalanie gnoju, a po prostu zamiatanie, mycie okien, czyszczenie koni, sprzętu, sprowadzanie koni, pranie kantarów, pomoc przy oprowadzkach, pomoc instruktorowi w stylu "przynieś kantar/bat/lonżę" etc. Takie rzeczy nastolatki mogą robić. Nie zatrudniłabym nastolatek (12-16) do naprawdę ciężkiej roboty. Od tego są mocne chłopy.  😀iabeł:

[quote="xMonix"]To akurat przyklad wzięty z życia koleżanki. wink Jeżdzila u pewnej pani, nie byla to żadna rekreacja czy hodowla. Kobieta trzymala cztery konie dla swojej przyjemności.
Uklad byl taki- M. miala wozic trawe, pracowac przy sianokosach, wywalac gnoj, nosic wodę. W tym czasie wlascicielka koni jezdzila, gdy wszystko bylo juz zrobione M. szykowala sobie konia na szybko.[/quote]
Hm. Z takim wyzyskiem się jeszcze nie spotkałam. ale to one się w ogóle dogadały co do tej jazdy?
Bo taki układ też gdzieś widziałam = pracujesz na zasadzie "przynieś, podnieś, pozamiataj", ale właśnie bez ciężkiej harówy i możesz w zamian rozstępowywać konie sportowców. 😉 i tam czasem wsiadać, ale chyba bez szału. Chyba pani od koni myślała, że znalazła darmową siłę roboczą.

btw, czyli jeździsz za pracę w tej chwili? Długo? 🙂
Tak, dogadaly się. Wlascicielka byla sprytna- znalazla sobie kogos akurat na sianokosy. Jazd koniec końców prawie wcale nie bylo, tylko obiecywanie. M. zrazila się trochę do takich ukladów, jak pisalam wcześniej, teraz placi za jazdy.

Ja jeżdzę za pracę, od roku. Stajnie mam 5 km od siebie. ;-)
Ja też jeździłam za pracę.
Moje obowiązki tak na prawdę nie były stałe, robiłam to, co aktualnie trzeba było robić. Jak był stajenny, zajmowałam się tylko końmi (czyszczenie, siodłanie), jak go nie było, to również ścieliłam w boksach, zamiatałam stajnie, a czasami pomagałam sprzątać gnój. Na początku jazdy "za darmo" miałam tylko w weekend, później zdarzało się, że nawet w tygodniu nic nie płaciłam. Mimo, że ja miałam faktycznie momentami ostry zapierdziel, to dużo jeździłam. Niektóre konie dostawałam żeby sama pojeździć, ale większość jeździłam pod okiem trenerów, na ich koniach, które na prawdę dużo potrafią. Również "na swoich" na których startowałam raczej nie miałam problemu, żeby poprosić trenerów o trening. Generalnie jestem zadowolona z tego, że przeżyłam ten etap w swoim życiu. Wiem o wiele więcej niż ludzie, którzy mają swojego konia i zajmują się tylko nim, jeździłam na wielu koniach jak i dostałam niesamowitą szkołę życia. Ten okres zawsze będę wspominała najcieplej, a ta stajnia na zawsze pozostanie moim "domem" 🙂
Wy mówicie, że młode pokolenie głównie leniwe, ale np jak ja sobie chciałam dla relaksu wyczyścić boksy, polatać z widłami to się okazało, że nie ma gdzie. Nie mówię, że za czyszczenie boksów, koni itp muszę wsiadać codziennie. Po prostu chciałam sobie powywalać gn*j (nie wiem czy to uznawane za brzydkie słowo) i pomagać w stajni, nauczyć się czegoś i ewentualnie jak będzie wolny koń to sobie wsiąść. I co? Nie ma. Albo mówią, że od czyszczenia to mają stajennego, albo, że już ktoś się zgłosił i tak dalej...
Isabelle, dlaczego uważasz, że lonżowanie, czyszczenie konia, osiodłanie - to nie praca? To jest praca. Za to się przecież płaci. Czyli co - czyli luzak powinien dziękować za przyjemność obcowania z konikiem? Trener też? (no bo to przecież sama przyjemność, prawda?)

Ja jestem za rozliczaniem się w powszechnie przyjętych środkach płatniczych  😀iabeł: Niech będzie na czarno. Nawet - tylko na papierze (rodzaj bonów?). Ale żeby było jasne - za to i za to płaci się tyle a tyle, a nabywa za tyle a tyle to i to. I żeby zawsze obowiązywały układy jak w normalnej pracy, w normalnych usługach. Żeby strony mogły wzajemnie od siebie wymagać. Druga możliwość to przejrzysta umowa oficjalnego wolontariatu.
Inaczej - to brnięcie w... no powiedzmy, kłopoty wcześniej czy później.
dempsey   fiat voluntas Tua
04 lipca 2012 14:32
No działały takie bony w klubie Hubert sto lat temu. Pieczątkę miały i chyba datę? Już ledwo pamiętam. Można było dodatkowymi godzinami pracy powiększyć zasób swych biletów, lub w razie potrzeby cóś przehandlować  😎 Niektórzy byli bogaci jak paniska, całym plikiem mogli zaszeleścić  😜 bo zamiast jeździć, to gromadzili kapitał. Innych bilety się nie trzymały  😁
Ech to były czasy. na pewno sporo osób z rv pamięta

Klub istnieje, tylko podobno coraz mniej chętnych na dyżury i bileciki. Nie podoba się.
Nam, kiedyś, ogromnie się podobało..
halo, dla mnie jest różnica pomiędzy doświadczonym i profesjonalnym luzakiem, który dla zawodnika jest ogromną pomocą i wykonuje płatną pracę, a nastolatką, której wydaje się, że skoro wyczyściła konia to się napracowała i jej się NALEŻY 😉

"pomoc w stajni" to bardzo luzne stwierdzenie i masz rację, konkrety! dla własciciela osrodka może to być pomoc wszelaka, a dziewczynom może się wydawać, że owa praca się ograniczy do czyszczenia koni i potem pretensje o wyzysk😉 najlepiej ustalić np wywalenie gnoju to 20 zł, czyszczenie koni 10 zł jazda kosztuje 50 zł, więc po dwóch wywaleniach kupy i wyczyszczeniu futer stać nas na jazdę konną 😉
Heval - Ty narzekasz że nie masz gdzie a ja narzekam że nie ma kto  😉 Szukałam kogoś żeby sobie jeździł za czyszczenie sprzętu i koni bo gnój to już wyzysk a tu chętnych brak 😎
Pamiętam jak mnie śmieszyło kiedy koleżanka mówiła, że zaczęła pracować w zamian za jazdę. Po krótkiej rozmowie wyszło na to, że ta praca ogranicza się do czyszczenia i siodłania koni, podstawiania ich ludziom pod tyłki i późniejszego zabierania do boksów, ewentualnie do wypuszczania zwierzaków na padoki. Przez dość długi czas sama pracowałam jednak robiłam zupełnie inne rzeczy. Obok karmienia, zamiatania i wywalania gnoju takie wyczyszczenie konia było chwilą relaksu i odpoczynku.
W sumie to na wakacje chętnie bym wróciła do takiego układu.
Presja w Szczecinie tez nieurodzaj, za to duzo ludzi ktorzy ewentualnie przyszli by poczyscic konika i popatrzec sie na niego ze 2 razy w tyg a za to by chetnie ze 3 razy pojezdzili  😎
Isabelle Twoje doświadczenia brzmią tak bardzo znajomo, że zastanawiam się czy nie pracowałyśmy w tym samym miejscu  🤣

W jednej z podłódzkich stajni na stronie znalazłam info, że za każdych 6 przepracowanych godzin przysługuje jedna jazda z instruktorem. Im jaśniejsze reguły tym mniej nieporozumień i skrywanych żalów. Ja również jestem za umową o wolontariat.
Presja a nie jesteś może gdzieś z Warszawy? 😉 Dla mnie gnój to nie jest wyzysk dopóki robię to z własnej woli. Jak mówię, że chcę to chcę. Ale np jak byłam na obozie w miejcu reklamowanym jako fajne a tak na prawdę to był syf i malaria, jak nam mówili, że mamy wynoscić gnój i nie ma, że kogoś coś boli to się wkurzyłam. Bo jednak ja tu zapłaciłam za możliwości jazdy i obcowania z końmi a nie za tuptanie w kółko i wynoszenie gnoju. Zwłaszcza, że miałam problemy z kręgosłupem i praca przy 15cm warstwie zbitego gnoju dobrze na moje plecy nie działała  😵
Ale teraz chce to zrobić, za darmo a nikt nie ma wolnej warstwy kup do wyrzucenia.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się