Jazda za prace- uklady i obowiązki

Dziewczyny, nie to miałam na myśli, choć przez internet mogło to tak zabrzmieć 😉. Po prostu opisałam warunki panujące w tamtym miejscu, i dodałam, że w mojej opinii ma b.dobrą infrastrukturę. Jeśli jednak miałabym dookoła malutką stajnię, na 2 konie, tylko z jakimś miejscem do jazdy, oraz padokiem, też byłoby świetnie! Tyle że dookoła jest tylko jedna taka stajnia, w której nikogo nie potrzebują. Proste 🙂. Trafił się klub- jest super, trafiłaby się mniejsza, prywatna stajnia- też byłoby ekstra. Byleby konie miały warunki, ja sobie poradzę.
mamaddie - ja mysle ze trafilas w sedno. caly szkopul w tym, ze zeby pracowac, trzeba czuc odpowiedzialnosc, a odpowiedzialnym jest sie zwykle za cos co sie kocha/wyjatkowo szanuje/darzy jakims innym zaangazowanym uczuciem. a jesli to tylko sport tudziez spedzanie czasu w jakis tam sposob - to w co tu sie angazowac?🙂
Czarnagrzanka - zapraszam do nas 😀 Miejsca do jazdy mamy aż nadto, siorka sobie nawet przeszkody poustawiała 😀
esef Dziękuję serdecznie za propozycję 🙂, ale odległość 134 km. do pokonania rowerem mnie trochę przerasta, moja kondycja mogłaby tego nie wytrzymać  😁.
ee, ja myślałam, że dolny śląsk jest tylko u nas :P
Kurczę, Gaga aż tak trudno znaleźć kogoś do pomocy przy Twoich warunkach?  😵 Jeszcze teraz - w wakacje gdzie czasu masa? To nie wiem czego ludzie szukają... Aż żałuję że pracuję do końca sierpnia, bo już bym się do Ciebie wybrała. 🤣
wiecie, ja mam też wrażenie że problemem dzisiejszej młodzieży jest tzw "brak czasu". Ja ciągle słyszę wypowiedzi rodziców na temat 7 czy 8-latków, że w roku szkolnym mają TYYYLE zajęć że nie mają na nic czasu. O gimnazjalistkach to to już nawet nie mówię, te to dopiero są zarobione. Miałam takie co były chętne przychodzić pojeździć (nie mylić z popracowaniem) ale tylko w weekend bo w tygodniu nie mają czasu.
No po prostu  😵 😵 😵
Ja rozumiem, angielskie, baseny itp. Ale brak czasu wynika z braku samoorganizacji. Bo wiem z własnego doświadczenia, że można robić pierdylion rzeczy i mieć czas na wszystko.
Jako gówniara chodziłam do 2 szkół (zwykła i muzyczna - przy czym średnia muzyczna to nie jest jakieś tam kółko różańcowe tylko wymagająca szkoła,3-4 w tyg po kilka godzin a gdzie ćwiczenie? Codziennie po 2-3!!), dojeżdzłam do tych szkół godzinę pekaesem i NIGDY nie marudziłam na brak czasu!!!
Zalecałabym mniej
a. fejsbuka
b. jutuba
c. fotobloga
d. telewizji
e .komórek
f. wypadów do galerii handlowych
ushia   It's a kind o'magic
27 lipca 2012 15:37
esef - troche OT robimy: czesciowo to co piszesz jest faktem, ale z drugiej strony, ja dopiero w liceum mialam tyle pracy domowej co moje dziecko w czwartej klasie podstawowki...

ale i tak twierdze ze panienki teraz to lubia jazde konna, nie konie
Szczerze mówiąc po przeczytaniu części postów jestem mocno zdziwiona  🙂 Nigdy bym nie pomyślała, że jest w ogóle jakiś problem ze znalezieniem 'pomocników stajennych' w zamian za jazdy. Dla mnie to było marzenie, które od niedawna się spełnia  🤣 Jeśli chodzi o zakres obowiązków to też sprzątam boksy (ale koni niedużo, bo 8 więc znowu aż tak się nie narobię), doleję koniom wody (wiaderkiem, bo poideł nie mają), dam siana, wypuszczę na padok, pozamiatam stajnię... poza tym konie chodzą w dorożkach więc czasem trzeba też pomóc w jej wyczyszczeniu. Dodatkowo oczywiście czyszczenie koni czy przetarcie uprzęży. Ostatecznie też nie za każdym razem uda mi się wsiąść na jakiegoś konia ale szczerze mówiąc nie czuję się poszkodowana. Jednego dnia poza sprzątnięciem stajni nie ma nic do roboty i jest czas na jeżdżenie a innego dnia tego czasu brakuje. Od początku była taka umowa i mi to pasuje. Zwykle jak już wsiądę to nie jestem pozostawiona sama sobie i mogę liczyć na jakieś uwagi techniczne ze strony właścicielki, która też nie stoi z zegarkiem w ręku i nie każe mi zsiadać po 15 minutach (z tego co czytałam ktoś piszący wcześniej miał takie doświadczenia  😉 ). Generalnie taki układ bardzo mi odpowiada i jeżdżę do tej stajni w każdy weekend. Podsumowując wydaje mi się wszystko zależy od oczekiwań osoby pomagającej. Dla jednego wszystkie te obowiązki są uciążliwe i wykonuje je tylko po to, żeby ostatecznie dostać to, o co mu głównie chodzi czyli JAZDA. Dla kogoś innego samo spędzenie czasu z końmi, w stajni, gdzie nikt nie pospiesza, gdzie nie ma tłoku już jest odpoczynkiem i radością samą w sobie. Nie wspominając o pracy fizycznej, po której sama lepiej się czuje no i nie trzeba wydawać kasy na żadne fitnessy ani siłownie  😎
dziwne są dla mnie teraźniejsze jazdy za "pracę". jak słyszę bądz widzę nastoletnie dziewczynki, którym się wydaje, że wylonżowanie konia, wyczyszczenie i osiodłanie to praca to mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

kiedyś wykonywało się pracę. robiło wylewki, nosiło płyty chodnikowe, wywoziło gnój, bieliło stajnie, kosiło kosą świeżonkę, sianokosy i zbiory słomy obowiązkowe (tylko nie było popularnych pięknych kosteczek, tylko snopki, a jak już były kostki to i tak zbieranie ich z ziemii i wrzucanie na przyczepę 10 godzin w skwarze było ciężką robotą dla nastoletniej dziewczyny), układanie siana w stodołach, przewalanie ton owsa, naprawianie ogrodzeń, oprowadzanki dla dzieci kilka godzin w kurzu, i tak dalej... wyczyszczenie i osiodłanie konia było relaksem. a nie tą wielką pracą, za którą sobie teraz jeżdzą nastolatki. dla każdego było oczywiste, że trzeba konie wyczyscić, a swojego przed jazdą to już bez dwóch zdań.

i człowiek nie miał kiedyś postawy roszczeniowej, że mu się należy tyle i tyle jazdy. cieszył się jak wsiadł i pojechał na spacer w teren, a jak nie wsiadł bo nie było czasu to znosił to z pokorą i cieszył z samej obecności w stajni. po kilku latach wiele rzeczy praktycznych w obejsciu jest dla tej grupy ludzi instynktowne i normalne, np układanie siana tak, żeby się nie zawaliło, wiele się człowiek nauczył pracując i z powodzeniem może samodzielnie sobie dać radę z konmi we własnej stajni. tej nauki brakuje ludziom jeżdzącym za aktualną "pracę", bo potem nie będą mieli pojęcia co zrobić z koniem i stajnią poza zamiataniem i czyszczeniem.
tylko kiedyś konie to był prawdziwy luksus i jak ktoś nie dysponował wielką gotówką, to był gotów zrobić wszystko, natyrać się, żeby się powozić kawałek.

przydałby mi się ktoś do pomocy w korowaniu drągów i porządkach, ale wiem, że to za ciężka praca dla aktualnych "wymagań", więc wolę w taki układ nie wchodzić, żeby nie znosić kaprysów miszczyń.

teraz chyba układy bardzo się różnią. pamiętam jak leciałam o 4 nad ranem rowerem kilkanaście kilometrów do stajni, bo koń dostał kolki. oprowadzałam go wiele godzin czekając na weta. nie sądzę, żebym uzyskała taką pomoc od dziewczyny jezdzącej u mnie. pewnie takie też gdzieś są, nie mówię, że nie. ale jest ich zdecydowanie mniej.


Zależy jak kto trafi i ile jest w stanie dać za kontakt z końmi. Przez rok pracowałam w stajni za "jazdę". Byłam tam przez rok. Do moich obowiązków było danie siana ok. 20-25 koniom, Napojenie ich(brak poideł, trzeba było nosić w wiadrach) oraz owies. Danie serwatki i nakarmienie +/- 20 byków i świń( i robienie zapasu jedzenia w stajni, ponieważ kiszonka była daleko za stajnią). I Oczywiście czyszczenie. Wywalanie gnoju spod koni, byków i świń zajmowało nam to parę dni, a potem ścielenie, o kostkach można było zapomnieć były to mokre, ciężkie bale w środku często zgniłe. Porządki, zamiatanie placu i stajni, mycie aut jak i osobowych jak i tych którymi jeździł ze zwierzętami, sprzątanie pojazdów mechanicznych, przyczep i tego co się da. Noszenie nie raz 10kg worów z marchewkami i burakami. Lato było chyba najgorsze. Od 7 rano do 20-22 na polu. W największym skwarze, bez odpoczynku jedynie czas na napicie się wody. Rzucanie kostek słomy na wielką przyczepę nie było lekkie, po pewnym czasie nawet jej nie umiałam dorzucić z braku sił. Układanie tych kostek w stodole, mnóstwo kurzu(mam problemy z oddychaniem, to był dla mnie koszmar). Taka sama praca z sianem i podobna owsem. Plewienie placu na kolanach. Mycie i pielęgnowanie agresywnych koni. Chodzenie z ogrodzeniami po polach, zmienianie miejsce pastwiska bykom. Jak wyglądała moja jazda? Ciągłe odmawianie właściciela. Zdarzyło mi się siąść na 20-30 min na stęp, kłus od czasu do czasu. Obiecywanie, że dokupi konie do jazdy. Raz zażyczył sobie, że dziewczyna która tam jeździła ma ujeździć pociągowego konia. Skończyło sie na jego wywrotce przy debie na dziewczynę. Efekt - zmiażdżona kostka i operacja, jednak na długi czas nie odciągło go od takich pomysłów, Wzmagałam się rok fizycznie jak i psychicznie. Słyszałam docinki, że za wolno pracuję, że się opie*dalam, jak i te które były obleśne i wulgarne na temat np mojej pupy itd... Patrzyłam na niewłaściwe traktowanie zwierząt. Brutalne wprowadzanie do przyczepy, obejście ze zwierzęciem... Mówiłam sobie, że dam rade i jestem silna, pod koniec nie wytrzymałam nie raz płakałam, ponieważ tak mi to siadało na psychikę - psychikę nastolatki. Po roku nie wytrzymałam, znienawidziłam tego faceta. Wyniosłam się.
Nie wspominam tego dobrze, ale nie żałuje. Uważam, że dużo mnie ten rok nauczył.
W następnej stajni wyczyszczenie koni i pozamiatanie stajni było przyjemnością.

Nie jestem z "Waszego pokolenia", a jednak takie rzeczy jeszcze się na świecie dzieją ;-)
Patt, smutne to co piszesz. Ja się tylko zastanawiam, dlaczego pozwoliłaś bezczelnie się wykorzystywać przez ROK? Ciężka praca, no ok, ale odzywki o Twoim ciele oraz w brzydki sposób powiedziane, że się obijasz.. Dlaczego pozwalałaś na coś takiego przez tak długo?
Rozumiem miłość do koni, pasję, ale to było bezpośrednie zagrożenie życia. Piszesz, że pielęgnowałaś agresywne konie, masz problemy z oddychaniem a ciągle narażałaś się na jeszcze większe. Dawałaś się wykorzystywać po prostu. A za to mogłaś co najwyżej zniszczyć sobie zdrowie psychiczne i fizyczne.
patt140 - koszmar. Jak dla mnie praca w zamian za jazdę powinna jednak obracać się w temacie konia. Sprzątanie po nim, czyszczenie go, mycie sprzętu, z którego korzysta. Ale mycie aut? Nie mówiąc o oporządzaniu całej reszty zwierząt... aż ciężko uwierzyć, że poszłaś na coś takiego choć z drugiej strony jestem w stanie to zrozumieć. Mimo wszystko kontakt z końmi i nadzieja, że może będzie lepiej. A potem rutyna i myślenie, że tak ma być. Dopiero jak się wyjdzie z takiego zaklętego kręgu to człowiek puka się w głowę jaki był głupi. Dobrze, że to już za Tobą a to czego się w związku z tą sytuacją nauczyłaś to Twoje. Mimo wszystko takie doświadczenia też się przydają.
Swoją drogą jak widać dla niektórych to bardzo dobry biznes. Siła robocza tańsza niż w Chinach, zwykle w młodym wieku więc często brakuje odwagi, żeby się postawić... a ostatecznie w ramach 'zapłaty' da się konia do pojeżdżenia na 20 minut (albo i nie). Interes życia.
patt140 straszne jest to, o czym piszesz... Ktoś bezczelnie wykorzystywał Twoją naiwność... Przykre to bardzo. Ja całe szczęście nigdy nie trafiłam na takich ludzi. W zamian za jazdę pracowałam w 3 miejscach, w jednym tylko były krowy. I nigdy w tym miejscu nie miałam nieprzyjemności. Wszelkie obowiązki jakie miałam przy innych zwierzętach niż konie, to zazwyczaj były przy okazji, i też nikt mnie do nich nie zmuszał, sama chciałam. Ogólnie rzecz biorąc chodziłam do pomocy dla samej przyjemności przebywania z końmi i jak pozwolono mi wsiąść, to byłam dozgonnie wdzięczna. A robiłam to co zazwyczaj się robi, wywozi gnój, przerzuca siano/słomę, bieli stajnię, naprawia drzwi/ogrodzenia, czyści wybiegi/padoki, przy okazji pomagałam w oprowadzankach na festynach, raz razem z koleżanką przez tydzień czyściłyśmy jeden wybieg i nawet wogóle nie wsiadłyśmy przez kolejne 3 miesiące. Rodzice nie byli zadowoleni, bo z domu mojego zabrałam widły, łopatę, worki na śmieci, grabie, i inne rzeczy, i dziubałyśmy wszystkie szkła/druty/stare dechy, które wyłaziły spod ziemi, plastikowe sznurki, torebki, butelki... I już nie zliczę nawet! Nikt też mi nie mówił, co jest do zrobienia tak dodatkowo właśnie, sama widziałam i brałam się za to. Największą nagrodą dla mnie było, gdy mogłam się u jednej z hodowczyń wypuścić z koleżanką na czterogodzinny teren, i usłyszałam tylko, żebyśmy się nie martwiły, bo konie drogę do domu znają 😉 A z drugiej strony było tak, że po miesiącu pracy właścicielka się konkretnie ze mną umawiała, bo chciała także i ona sobie w teren pojechać, ja przyjeżdżałam i okazywało się, że ona już sobie z kim innym konie szykuje. Dużo możnaby wymieniać jeszcze... Każdy ma podobne, albo ciut inne doświadczenia. Faktycznie z Twojej pracy można wynieść jedyne co to hart ducha i duże, choć nie w każdym względzie pozytywne, doświadczenie. Nie życzę Ci więcej takich przygód. Lepiej takich ludzi, z którymi można się później spotkać i pośmiać przy ognisku, po ciężkim dniu 🙂

Edit: Dopiska słowa.
z perspektywy właścicielki 5ogonów, która przez kilka lat pomagała w stajni w zamian za jazdę (tak jak piszecie: naprawianie ogrodzeń, wyrzucanie gnoju, sianokosy, noszenie dachówek, okorowywanie drągów, oprowadzanki, układanie kostek siana i cała reszta obowiązków związanych ze stajnią i nie tylko) mogę tylko ze smutkiem stwierdzić, że świat schodzi na psy 😵 Znalezienie kogoś, komu nie trzeba palcem pokazywać co robić i tłumaczyć dlaczego tak a nie inaczej i pilnować żeby to było należycie wykonane graniczy z cudem ❗ Obecnie młode osoby pomagające przy koniach za ciężką pracę uważają wyczyszczenie ich czy dbanie o sprzęt, z którego korzystają. Możliwość przebywania w stajni nie jest dla nich atrakcją 🙁
Uważam, że zdrowy układ to taki, w którym pomoc osoby jeżdżącej za pracę powoduje, że ja mam jej mniej 😉 W ten sposób zaoszczędzone godziny mogę poświęcić na wspólny teren czy poprowadzenie jazdy. Jednak na taki układ można iść z osobą, która dysponuje większą ilością wolnego czasu... bo 30minut pomocy to za mało, by wziąć kogoś w teren na 3h....
Obecnie młode osoby pomagające przy koniach za ciężką pracę uważają wyczyszczenie ich czy dbanie o sprzęt, z którego korzystają. Możliwość przebywania w stajni nie jest dla nich atrakcją 🙁



A ja się nie do końca zgodzę z tym, że "obecnie świat schodzi na psy..."
Jakieś +/- 10 lat temu przez kilka lat dyżurowałam w stajni i zawsze była grupka, która się obijała jak mogła oraz ta, która robiła wszystko za resztę - karmienie, dościelanie, sprzątanie stajni i terenu wokół, siodłanie, lonżowanie, ogólna opieka nad końmi, "ogarnianie" rekreacyjnych klientów itp. Za 1, góra 2 godziny jazdy w tygodniu.
Teraz mam możliwość obserwowania osób dyżurujących i jest dokładnie tak samo: niektórzy aż się rwą do pracy i widać, że chcą spędzać czas w stajni a inni przychodzą tam z nudów i bez większej frajdy, oczekując przy tym, że ich jedynym obowiązkiem będzie jazda...
I tu chyba "czasy" nie mają nic do rzeczy.
Libella, tylko mowa o tym, że ciężko jakąkolwiek grupke znaleźć ...

potrzebuje kogoś do pomocy - lonżowania w tygodniu, albo i jazdy (samodzielnie) jak się okaże, że mi poziom i styl odpowiada (sama go wyszkolić moge - w weekandy /w tyg. jak jestem). za to treningi, tereny jak jestem + darmowe wyjazdy na rajdy i warsztaty

no i nima... dojazd dość upierdliwy, ale bez przesady. od dzieciaka jeździłam i chodziłam więcej.
no i właśnie - teraz ciężko, żeby rodzice nieletniego puścili, a i starach takiego samego zostawić. a jak jestem to przecież nie potrzebuje (jak jestem to i ktoś "komercyjny" albo "z rodziny gospodarzy" jest), szczyt jakbym musiała przywozić i odwozić. starsze nastolatki czy młodzi dorośli - nie mają czasu - bo cisną w szkole, a matura, a coś tam.... zajecia do późnego popołudnia, albo nauka.

prędzej bym chyba znalazła po ogłoszeniu "treningi" - bo trafi do faktycznie zainteresowanych, niż "jazda za prace... prace pfffyy...jaka to praca polonżować konia?
Facella   Dawna re-volto wróć!
17 marca 2013 10:27
Zawsze mnie denerwowało to, że jak ktoś płacił za jazdę, to uważał, że powinien dostać wyczyszczonego, osiodłanego konia, powozić tyłek i pojechać do domu. I niech się z resztą dzieje co chce. Wtedy ci "odpracowujący" jazdy byli na posyłki - przynieś mi siodło, ogłowie, czaprak, nie ten czaprak, ten drugi przynieś, albo w ogóle przynieś mi inny kolor, wyczyść najpierw mojego konia, nie, bo mojego... Warto dodać, że były to osoby w podobnym wieku, które siedziały sobie na ławeczce i czekały, aż ktoś zrobi wszystko za nich. Nawet poproszone przez "szefa" zwalały wszystko na innych. A szef miał gdzieś, kto to zrobi, ma być zrobione i tyle. Ja rozumiem, że jak ktoś płaci normalną cenę za jazdę, to nie powinien być zmuszany do przerzucania gnoju, ale konia mógłby sobie sam osiodłać.
darolga   L'amore è cieco
17 marca 2013 10:33
[img][/img]
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
17 marca 2013 11:07
Ja sporo czasu szukałam osoby chętnej do pomocy w stajni przy AŻ dwóch koniach i znalazłam. Dziewczyna pełnoletnia, poziom umiejętności jeździeckich -ok, w stajni musiała się wszystkiego nauczyć ale widać, że na tym jej zależy a nie tylko aby powozić tyłek (współpracujemy 2 miesiące). Pomaga mi od poniedziałku do piątku, szybko robimy "obrządki" a potem jest czas na jazdę. Mi jest dużo lżej, konie ruszone w miarę możliwości codziennie, ona zdobywa doświadczenie no i ma jakby nie patrzeć indywidualne lekcje. Korzyść dla obu stron. Pytam ją co jakiś czas czy taki układ jej pasuje, twierdzi, że tak. Mówi, że płacąc za jazdę nie ma możliwości zdobycia takiego doświadczenia ani kontaktu z koniem. Traktuje mojego konia tak jakby był jej i mi to pasuje.
Żałuje, że wy tak daleko mieszkacie. Ja od roku poszukuję gdzieś miejsca, w którym mogłabym posprzątać boksy, ogólnie popracować fizycznie. Sama jazda mnie nie kręci, uwielbiam każdy możliwy sposób kontaktu z koniem.
Niby wszystko fajnie, a stajni żadnej nie ma, gdzie mogłabym pomagać
Ja nie wiem gdzie wy mieszkacie...W świętokrzyskim w wielu stajniach (większości rekreacyjnych) aż roi się od osób pomagających. Ciężej jest znaleźć stajnię niż pomocnika. Ja sam przez pewien czas szukałem konia do jazdy, w zamian za pracę - nic nie mogłem znaleźć! Ew. dzierżawa, no ale pieniędzy nie miałem.

darolga wg mnie Twoje warunki były bardzo w porządku! Może problemem był preferowany poziom jeździecki? W końcu srebro to już "coś".
darolga   L'amore è cieco
17 marca 2013 13:43
[img][/img]
Wydaje mi się, że faktycznie tutaj problemem może być lokalizacja.
Ja pracowałam w stajni w samej Warszawie i chętnych było zawsze dużo, a w wakacje zatrzęsienie...
...świat schodzi na psy 😵 Znalezienie kogoś, komu nie trzeba palcem pokazywać co robić i tłumaczyć dlaczego tak a nie inaczej i pilnować żeby to było należycie wykonane graniczy z cudem ❗ Obecnie młode osoby pomagające przy koniach za ciężką pracę uważają wyczyszczenie ich czy dbanie o sprzęt, z którego korzystają. Możliwość przebywania w stajni nie jest dla nich atrakcją 🙁
Uważam, że zdrowy układ to taki, w którym pomoc osoby jeżdżącej za pracę powoduje, że ja mam jej mniej 😉 W ten sposób zaoszczędzone godziny mogę poświęcić na wspólny teren czy poprowadzenie jazdy. Jednak na taki układ można iść z osobą, która dysponuje większą ilością wolnego czasu... bo 30minut pomocy to za mało, by wziąć kogoś w teren na 3h..


Święte słowa. Ja też mam podobne odczucia. Nic dodać nic ująć.
darolga ja za taką propozycje jak twoja dałabym się pokroić , nie wierze że nie było chetnych 😲 Czemu nie ma takich propozycji w mojej okolicy  😕 ...
w ilu ja stajniach bylam, to juz nie zlicze. W jednych bylo ok- wypuszczanie, karmienie, jazda, malowanie bryczki, przyczepy, czasem zostalysmy z dzieciakami wlascicieli.
Niestety w AŻ dwóch stajniach trafiłysmy na facetów, ktorzy mieli zamiary inne niz w ogłoszeniu ... przykre to, bo stracilysmy to zaufanie do ludzi ...
Nie wyobrazam sobie tylko, ze za jazde mialabym robic doslownie WSZYSTKO jak to niektorzy tu opisują, i to nie przy koniach. Rozumiem takie normalne zajecia, sianokosy itd. Nawet pomalowanie bryczki nie bylo problemem, ale robic wszystko, a nie miec z tego zadnych korzysci ? to juz pod niewolnictwo podchodzi 😉 ludzie maja darmowych pracownikow, narzekaja, ze za wolno niedokladnie, a nic nie dają. Jak to tak w XXIw pracowac, a nawet na konia nie wsiasc :/

Sama teraz mam dwa konie i w sumie nie wykluczam, ze nie bede potrzebowala kogos do pomocy a przy okazji towarzysza na wspolne jazdy 😉
Jak to tak w XXIw pracowac, a nawet na konia nie wsiasc

a ja sobie takiego człowieka u siebie na podwórku nie wyobrażam. rozumiem, praca jak praca, ale nie pamietam, żebym marudziła, że na konia nie wsiadłam, bo np ciemno się zrobiło i nie zdążyłam, bo był np dzień robienia kopyt. jak przyjeżdzałam, bo koń miał kolkę to nie dlatego, żeby z zegarkiem w ręku stwierdzić :"no, mamy XXI wiek, popracowałam, to teraz chcę wsiąść", tylko człowiek z miłości do tych zwierzaków to robił, bo nie traktował koni jak tylko i wyłącznie maszyn do powożenia tyłka, ale z chęcią cały dzień je szorował dla samej satysfakcji "bliskości" echhh...

teraz jak mamy 1,5 konia to roboty nie ma zbyt wiele, więc aż strach kogoś szukać, bo jak nie będzie kompletnie nic do robienia poza wyczyszczeniem koni to jeszcze ośmieliłabym się poprosić o coś "spoza" koni, np pograbienie liści...

ale faktycznie w tym wypadku okropność, tyrać jak etatowy pracownik, to już jest przegiecie w drugą stronę! dziwię się, że tak długo wytrzymałaś  🤔

ostatnio zgłosiła się też do mnie dziewczynka, że chciałaby na wakacje przyjechać. dla mnie super układ, bo akurat dziecię będę miała tycie i chętnie bym na pomoc reflektowała, zwłaszcza, że roboty nie dużo. ale pózniej wyszło, ze dziewczynka w sumie to na lonży jeszcze jezdzi. więc dla mnie odpada, bo to żadna pomoc, tylko trzeba wszystkiego nadzorować i jeszcze uczyć, więc zmusza mnie to do poświecenia wiekszej ilości czasu.

jeden wniosek : zachowajmy zdrowy umiar i w pomaganiu i w braku pomocy 😉


Uważam, że zdrowy układ to taki, w którym pomoc osoby jeżdżącej za pracę powoduje, że ja mam jej mniej 😉 W ten sposób zaoszczędzone godziny mogę poświęcić na wspólny teren czy poprowadzenie jazdy. Jednak na taki układ można iść z osobą, która dysponuje większą ilością wolnego czasu... bo 30minut pomocy to za mało, by wziąć kogoś w teren na 3h....


U mnie właśnie tak to wygląda, tzn. ja robię stajnie (albo inne zlecone zadanie) a właścicielka w tym czasie może np. w spokoju ugotować obiad czy zrobić cokolwiek innego. Póki co dopiero się uczę ale staram się dawać z siebie wszystko i pracować tak, jakbym sama chciała żeby dla mnie pracowano.
30 minut pomocy i 3 godzinny teren w zamian? Ja jak już jadę to nigdy na krócej niż jakieś 5h (dzisiaj 8 na przykład, oczywiście spora część spędzona na pogaduchach 🙂😉... i nie zawsze wsiadam. Czasem już nie ma ani siły ani ochoty ani czasu, a człowiek i tak zadowolony, że komuś się może na coś przydał i przy okazji się czegoś nowego nauczył...


Zaoferowałam:
- 400 zł wynagrodzenia
- treningi (chętnie bardziej sportowe) na moim koniu z trenerem 2 x w tygodniu (jeżeli osoba nie byłaby ogarnięta jeździecko, to tylko lonża)
- lonża raz w tygodniu (albo taki dzień dla konia - umycie kopyt, przerwanie grzywy, spacer...)
- wszystkie warunki do dogadania i do ponegocjowania "in plus" dla pomocnika


Płacić komuś za to, żeby pojeździł na koniu (i to z trenerem) i brak sensownych chętnych? Chyba serio się trochę w tyłkach poprzewracało.
Isabelle, ja tez duzo razy nie wsiadalam wcale, i nie narzekalam, robilam duzo ale cieszylam sie, ze moge przebywac z tymi zwierzakami, bo czlowiek je jak swoje traktowal, tylko przykro po paru miesiacach uslyszec ' jezdzic tak, a robic to nie ma komu ' a tak jak pisalam wyzej, nie jezdzilysmy praktycznie wcale, a robilysmy na prawde dużo, od pilnowania dzieciakow, do podlewania kwiatow, malowania ogrodzen, stajni, ogarniecia mieszkania :/

edit: jedno moge powiedziec, ze tyle ile tam sie nauczylam to moje i nikt mi tego nie zabierze. Milo wspominam tamten czas, naprawde bylo fajnie 😉
wiem, ze zdarzaja sie osoby, ktore przyjda do stajni na 12a, ogarna konie, i na tyle ich praca sie skonczyla 😉
darolga, ja teraz jestem w podobnym układzie (z tym, że on się niestety po 3 latach kończy) i nie dostaje za to kasy i uważam, że jest ok 😉 Mam konia do jazdy, jeżdżę z instruktorem. Nie płace dlatego bo koń nie jest najlepiej wyszkolony i raczej jest problemowy, mnie też nikt za to nie płaci. Ja bym się takim Twoim koniem za darmo zajęła, ewentualnie za jakieś treningi, a lat mam 22 i myślę, że poziom srebrnej odznaki posiadam, chociaż nie zdawałam jeszcze 😉 Po prostu nie trafiłaś, albo taka osoba jak ja nie trafiła na Twoje ogłoszenie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się