Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

Zaskakujące  😀 już któryś raz pokrywają nam się oceny...

Wczoraj miałam napad kompulsywnego jedzenia. Zrobiłam sałatkę z zielonej soczewicy, której zjadłam dwie porcje. Po czym mój chłop wracając z pracy wstąpił do wegańskiej restauracji i kazałam mu sobie przywieźć tortillę z falafelami i toną sosu czosnkowego - zjadłam na raz. No i przywiózł mi też czekoladę i batonika (sama mu kazałam), zjadłam natychmiast...

Ale z dobrych wieści - 4 dni bez alko za mną, dziś piąty i daję radę. W niedzielę wypiłam tylko kieliszek wiśniówki u teściów, bo przyjechałam tak koszmarnie wymarznięta na rowerze, że musiałam się czymś rozgrzać. Ale tylko jeden i bez żadnego problemu, żeby odmówić kolejnego. Także widać to moje spożywanie % to bardziej kwestia przyzwyczajenia. Oczywiście zamierzam kontynuować dobrze rozpoczętą passę.

Wczoraj nie ćwiczyłam i plecy ciut lepiej. Zaraz do fizjo i już nie mogę się doczekać. Będę mieć w pełni terapię manualną, żadnych "głupich" i nudnych ćwiczeń  😉
Averis   Czarny charakter
20 listopada 2018 09:21
Meise, herbata z miodem i imbirem rozgrzewa równie dobrze, co wiśniówka 😉 Mówię to ja, jutra wróciła z Himalajów. Super, że dobra passa trwa! Tylko skoro piłaś w niedzielę, a dziś jest wtorek, to nie są to 4 dni bez alkohol, tylko dwa. Tak samo jak były by to dwa dni bez słodyczy, gdybyś zjadła wtedy kawałek czekolady. Nie mówię tego, żeby Ci dowalić, tylko żebyś miała świadomość, że mały kieliszek wiśniówki to wciąż alkohol. Nawet jeśli pod pozornie nieszkodliwą postacią. Alkohol jest podstępny, więc na ten moment może jednak idź w stronę herbaty 😉 Trzymam kciuki ❤️
No racja, szkoda, że nie odmówiłam tej wiśniówki... w knajpie chciałam zamówić herbatę z rumem (tak niewinnie wyglądała w karcie), ale mnie mój tż pogonił i nie zamówiłam. U teściów się poczułam bezkarna, on nie mógł przy nich zareagować no i oczywiście myśl typu "tylko jeden" i o... Szkoda mi, ale racja, to są 2 dni tylko...

Dziękuję za kciuki, przez ten wątek staję się lepszym człowiekiem  :kwiatek: 💘

Ograniczyłam alko, zapisałam się do fizjo i na psychoterapię (!), ćwiczę regularnie, wow 😀

Na zewnątrz piździ złem, ale chyba pojadę na rowerze, bo aż mnie trzęsie jak na niego patrzę 😀 niestety, jako że mój pierwszy ukochany rower (który notabene dostałam dopiero na 18ste urodziny) został mi podle ukradziony, to odzywa się stara trauma w głowie, że i tego gdzieś zostawię na chwilkę i mi ukradną. Mam porządnego u-locka, zapinam za koło i ramę. Chyba nikt nie będzie w godzinę próbował go przeciąć diaxem...
Meise, miałaś jeszcze wrócić do koni 🙂? ja Ci ciągle w tym kibicuję 😉 Wczoraj przez przypadek czytałam Twoje wypowiedzi w wątku koniec z jeździectwem i mi się przypomniało...
Averis   Czarny charakter
20 listopada 2018 10:17
Meise, nie tylko, tylko AŻ! Jesteś mega dzielna, że walczysz 🙂 Po prostu musisz wzmóc czujność, tam jak mówiłam - alkohol to trudny przeciwnika. Super, ze partner wspiera!
Wróciłam od fizjo. Przede wszystkim pomysł, żeby jechać tam na rowerze był PORONIONY  😁 jezus maryjo, jak ja zmarzłam! Jaki lodowaty wiatr.... Normalnie nie szło jechać. Jestem skostaniała, brrrr.

U fizjo - fajnie  🙂 pouciskał mnie tam i ponastawiał tak, że mój kręgosłup robił: KLIK. Powiedział, że bieganie jest najlepsze na wzmocnienie kręgosłupa i mam dalej biegać  😲 Rower trochę gorzej, ale mogę jeździć. Ogólnie mam pozostać aktywna tak jak jestem, a on resztą się zajmie  👀

Cri,  :kwiatek: tak, dalej o tym myślę, co gorsza buszuję po ogłoszeniach sprzedaży...  👀 Ech, tak ciężko coś fajnego znaleźć. Ja to też jestem durnota, bo zaczęłam jeździć we wrześniu w fajnym miejscu i nagle przestałam. I nie mogę się przemóc, żeby znowu się umówić, czy jechać w weekend w teren. Swoją drogą ostatnia jazda to był wyjazd w teren na koniach znajomej (u niej w stajni). Dostałam mega w kość + w trakcie galopu po miedzy koń się potknął, złożył podwozie, a ja wylądowałam na szyi i dalej pędziliśmy już poza kontrolą (ze mną na szyi), a ja się mega przestraszyłam  🤔 Potem nie miałam już za bardzo przyjemności z jazdy (a teren był 2-godzinny), bo kobyła się ciągle potykała, nawet w stępie i byłam tym faktem zestresowana. Nie wiem o co chodziło, kuleć nie kulała...

Averis  :kwiatek: 😍 dzisiaj już też wiem, że będzie na 0. Jak się mnie pochwali to się nadymam jak ropucha i cisnę choćby nie wiem co  😁

edit.
Musze się jeszcze tutaj pochwalić rowerem  😁 😜 przecież on jest prześliczny! Fiolet to mój kolor  😍



Fotka z niedzielnej przebieżki, jeździ jak marzenie  😡
Averis   Czarny charakter
20 listopada 2018 12:55
Meise, zatem DAJESZ 😀😀😀!!! Jeśli chodzi o bieganie, to pamiętaj o ćwiczeniach na brzuch. Mocne mięśnie tam dobrze stabilizują i chronią przed bólem lędźwi 🙂
Meise, zatem DAJESZ 😀😀😀!!! Jeśli chodzi o bieganie, to pamiętaj o ćwiczeniach na brzuch. Mocne mięśnie tam dobrze stabilizują i chronią przed bólem lędźwi 🙂


A pewnie, mam dobrą passę  😀 🏇

Pan fizjoterapeuta powiedział ciekawą rzecz odnośnie ćwiczeń na ABS. Absolutnie nie robić brzuszków (bo coś tam, coś tam, nie powtórzę..), tylko jak chce się ćwiczyć brzuch to inicjatywa ma być oddolna - czyli unoszenie nóg. Nigdy góry ciała 🙂
Brzmi sensownie.
Ale mówił, że na brzuch bieganie i rower mi wystarczą. A że ja nie pretenduje do miana Bikini Fitness Model Maderfaker, to raczej nie będę ćwiczyć dodatkowo brzucha. Zapytam go następnym razem co sądzi o plankach. Ten fizjo specjalizuje się również w fizjoterapii sportowców właśnie 🙂
Averis   Czarny charakter
20 listopada 2018 13:02
Meise, ja też nie mówiłam o brzuszkach 😀 Jest sporo innych ćwiczeń na tę partię ciała 😉 Z kolei mój treneiro do moich biegów zawsze dokłada osobno ćwiczenia siłowe. A biegam naprawdę dużo. Ale pewnie ile ludzie, tyle opinii 🙂
Ja wrócę pewnie na siłownię jak spadnie śnieg i nie da rady biegać i jeździć na rowerze. Chociaż ja biegam nawet w kopnym śniegu ^^

Bieganie wciąga na maxa. U mnie to jest dodatkowa psychoterapia. Dlatego zaczęłam biegać sama. Ja i moje myśli i nara!

Nie wiem czemu mam taką awersję do ćwiczeń siłowych. Chyba drażni mnie powtarzalność (w sensie nie ćwiczeń, tylko że jeden ruch/ćwiczenie muszę powtórzyć wiele razy do rozdrażnienia mięśnia).
Averis   Czarny charakter
20 listopada 2018 13:25
Meise, ja nie mam wielu powtórzeń i same ćwiczenia nie zabierają mi więcej, niż 20 minut 😉 Z reguły mam 2 x 30 lub 15 powtórzeń na każdą partię (nogi, pośladki, plecy, brzuch, ręce) i  tyle 😉
Averis, ale ćwiczysz w domu, czy na siłce? Masz rozpisany trening przez kogoś, czy sama dobierasz ćwiczenia?
20 min brzmi fajnie, ja takie aktywności indoorowe lubię mieć szybko za sobą, bo nie zmienia mi się krajobraz 😉
Averis   Czarny charakter
20 listopada 2018 13:37
Meise, na siłce, bo potrzebuje dużych obciążeń (w stylu 20 kg w górę) i maszyn. W domu takich nie mam nawet 😉 Mnie wszystko rozpisuje mój trener. Przygotowuje mnie całościowo pod kątem biegów i gór i wszystkiego.
Ja się tylko nieśmiało wtrącę, że przeokrutnie Wam zazdroszczę możliwości ćwiczeń! Każdych! A przez przepiękny 😍 rower Meise zaczęłam przeglądać ogłoszenia, żeby na wiosnę sprawić sobie jakąś fajną maszynę. 😁 Tylko jak tu dotrwać w bezruchu do wiosny i nie nabawić się depresji? 🙁
Meise, na siłce, bo potrzebuje dużych obciążeń (w stylu 20 kg w górę) i maszyn. W domu takich nie mam nawet 😉 Mnie wszystko rozpisuje mój trener. Przygotowuje mnie całościowo pod kątem biegów i gór i wszystkiego.


Zazdroszczę trenera!!! To jest inny wymiar, ja też ćwiczyłam regularnie jak jeszcze go miałam ^^ warto, tylko niestety zabawa dosyć droga >:

mundialowa, spacer dziś? 😀
Meise, jeśli młody zechce zostać z ojcem to bardzo chętnie! 🙂 Bo coś lekko zakatarzony jest i od wczoraj siedzimy zamknięci w domu. 🙁

ja też ćwiczyłam regularnie jak jeszcze go miałam ^^


Poczekaj, aż będę mogła wrócić na siłkę - będziemy jeździć razem!
Meise, jeśli młody zechce zostać z ojcem to bardzo chętnie! 🙂 Bo coś lekko zakatarzony jest i od wczoraj siedzimy zamknięci w domu. 🙁

[quote author=Meise link=topic=89332.msg2825133#msg2825133 date=1542724680]
ja też ćwiczyłam regularnie jak jeszcze go miałam ^^


Poczekaj, aż będę mogła wrócić na siłkę - będziemy jeździć razem!
[/quote]

deal! mnie na pewno zmotywuje wspólne chodzenie, bo ja muszę się do kogoś/czegoś zobowiązać 🙂

Niestety jestem typem człowieka, który musi mieć bata nad sobą. Inaczej palcem nie kiwnę... Za to jak coś ważnego obiecam, to zawsze dotrzymuję słowa 🙂
20.11 szalonabibi 3, tunrida 1=
......
Dietetyczka w poniedziałki zabezpiecza przed żarciem wieczornym w weekendy. To fakt. Ale sprytnie przerzuciłam sobie wieczorne żarcia na środek tygodnia. To jest tak głupie, że szok. Miałam między pierwszym śniadaniem a drugim 5 godzin przerwy. ( Wizyty domowe mi się przedłużyły nieplanowanie) I co? I z tego powodu ten napad wieczorem?
Spróbuje od dziś jeść z zegarkiem w ręku! Dosłownie!
Jesu, ja też wczoraj na maxa popłynęłam...

Rurki z kremem, całe pudło  🤔 🤔 🤔

Potem jeszcze zrobiłam cukinię z toną oliwy.

Beznadzieja.

Chłop pojechał w delegację, to moja szansa wyrównać bilans zysków i strat.

Śnieg spadł, a ja tak bardzo chcę na rower.... Ale chyba pobiegam dziś po prostu.
Ja mam kilka teorii na to:
- jesteśmy chude. Więc schodząc z kalorii, meczymy organizmy i one się domagają wyrównania.
- za dużo kalorii tniemy czasami i po takich 2-3 dniach cięcia kalorii, organizm się domaga wyrównania
- zaczynamy się sobie podobać, więc spada motywacja do trzymania diety
- błędy żywieniowe ( za długie przerwy za dnia, za mało kalorii za dnia) i przyzwczajenia i pazerność i takie tam
- obie mamy sporo podobnych cech charakteru. Jedną z nich jest taka labilność, chwiejność, popadanie w skrajności. Brak nam systematyczności i konsekwencji w działaniu. Osoby konsekwentne chyba mniej mają takich zachwiań. Poza tym obie mamy skłonności samodestrukcyjne ( ćwiczenia kosztem zdrowia itd)
Dużo w tym racji.... mój brak systematyczności i samozaparcia mnie wykańcza. Znam osoby, nawet bardzo młode, nastoletnie, które zadziwiają mnie swoją wytrwałością i systematycznością. I odnoszą sukcesy na różnych płaszczyznach.
A ja całe życie po najmniejszej linii oporu i taka szarpanina właśnie. Jak partner jest w domu to rozwala mi cały plan.

Ja do tego za dobrze gotuję... wiem, brzmi pyszałkowato. Ale jestem ogromnym fanem mojej kuchni  😁 i teraz uwaga, jak już nagotuje, narobię się to mam chore podejście, że muszę tego zjeść jak najwięcej, bo tyle wysiłku mnie to kosztowało  🤔wirek: (nawet jeśli ugotowałam raz dwa). Wiec gotuję zgodnie z moimi smakami i potem wpierd***m 3 porcje obiadowe lasagne ze szpinakiem i suszonymi pomidorami, zamiast jednej - jak mój partner.

Również za mało jem w trakcie dnia, bo nie chce mi się zwyczajnie odrywać od pracy (wypadam wtedy z rytmu, zwłaszcza przy tłumaczeniu). Czekam z podnieceniem aż koło 17 tż wróci z roboty i w głowie mam już plan na przyjemny wieczór, czyli wspólne gotowanie, obżarstwo i film pod kocykiem. On jeszcze na moją prośbę przywozi coś słodkiego, albo sam wpada na ten głupi pomysł i rujnuje 2 tyg. dni na 5 :/

I tak jak piszesz, w momencie kiedy stoję nago w lustrze i widok sprawia mi przyjemność... odpuszczam. Nagradzam się. A potem karcę bieganiem/rowerem/skakanką do porzygu.

I tak w kółko. Czy można z tego jakoś wyjść?

U mnie odpuszczenie nie wchodzi w grę, bo jak tylko mnie "zalewa" to powoduje to pikowanie w dół samopoczucia. Odechciewa mi się pracować i wszystkiego po kolei.
Gadałam o tym z psychoterapeutką, wiem z czego to wynika i wiem, że to się już nie zmieni 🙂
Będę miała szajbę do końca na tym punkcie.
Uważam że sama świadomość tego to już dużo. Jeśli jeszcze wiesz DLACZEGO pewne rzeczy się dzieją, to jeszcze lepiej. Pozostaje próbować zmieniać to co można zmieniac, jeśli nam zależy i walczyć. Warto zaakceptować to ,czego nie damy rady zmienic. Nie przejmować sie tak bardzo i sobie żyć tak, by byc jak najbardziej szczęśliwym. Czyli znaleźć taki złoty środek na to wszystko. Chyba.

ps- też mam szajbę do końca życia z tym, że NIE zaakaceptuję siebie za grubej ( o ile powodem nie będzie choroba) Kiedy jestem taka jak teraz, kocham siebie i jestem szczęśliwa. Kiedy jestem grubsza- kocham siebie, szanuje, doceniam, ble ble ble, ale nie jestem w pełni szczęśliwa. Bo nienawidzę tłuszczu na sobie. Nawet gdybym mieszkała na bezludnej wyspie. Chyba tylko choroba mogłaby spowodować że zaakceptuję siebie grubą i przestane walczyć.
No ja dokładnie mam to samo. Nie mam absolutnie nic do ludzi z nadwagą. Bo na dobrą sprawę nie obchodzi mnie kompletnie jak kto wygląda (oprócz mojego partnera).
Ale obchodzi mnie to, jak ja wyglądam dla samej siebie  🙂
I ktoś może mi mówić, że wyglądam super, że jestem szczupła, albo wręcz za chuda. Że po co tyle ćwiczę, ograniczam słodkie, itd. Na mnie to NIE zadziała w żaden sposób. Ja wiem, że to jeszcze nie jest mój cel i sobie rzeźbię dalej  🙂

Widocznie są ludzie, którzy mają uporządkowane pod sufitem i idą systematycznie do celu i są ludzie trochę bardziej zwichrowani i bez szarpania byłoby im nudno. I tego się trzymajmy 😉

Aha, kolejny wieczór alko-free za mną. Dziś i jutro tak samo, już to wiem (-:
Też mnie nie interesuje ocena innych osób. Wiadomo, że FAJNIE jest słyszeć, że wyglądam super. Ale jeśli JA nie stwierdzę, że "tak, jest super", to nie przestanę walczyć ze swoim tłuszczem. W ogóle nie interesuje mnie wtedy, co inni mają na mój temat do powiedzenia.
Obecnie mam stan "prawie super", przez co właśnie motywacja pada. Musze mieć rozmiar maławe 38. Musi być tak jak teraz, że wyciągam kiecki z szafy i we wszystkich szczupło. Idealnie by było, gdybym jeszcze w jeansy wchodziła. Brakuje ciut. No i ..te uda.. Rozrosły się. Teraz kiedy nie biegam długo, powoli ich obwód maleje. Ale i tak są bardziej rozrośnięte. Więc ciężko będzie mieć ten stan super. Ale zaczynam się godzić z tym faktem, że uda będą brzydsze! Tylko musze pilnować, by nie popsuć ich bardziej.

Tak, to SĄ w jakimś tam stopniu zaburzenia odżywiania i oceny siebie. Nie jesteśmy idealni psychicznie i charakterologicznie. I każdy ma jakieś swoje i zaburzenia i problemy i mniejsze lub większe trupy w szafie. Mi z moimi zaburzeniami odżywiania w końcu JEST DOBRZE. Było mi z tym źle, kiedy miałam jako nastolatka prawie bulimię. Było mi z tym źle, kiedy byłam tłusta. Było mi źle, kiedy rzucałam się na dziwne diety, chudłam, tyłam i zaliczałam jojo i odwieczne huśtawki.
Od kiedy podeszłam rozsądnie ( dieta + aktywność fizyczna) czyli od ok 5-6 lat- jest mi w końcu ze sobą DOBRZE. I też Ci życzę, byś w końcu znalazła swoje dobrze. Znajdziesz. Tylko musisz troszkę poszukać i poukładać sobie to wszystko.

( ps- taki mamy charakter, że jak coś jest za układne, uporządkowane, według regół to jest nudne. Mówię ci, że mamy sporo cech charakteru podobnych )
Jestem po badaniach, mam tabletki, skierowania na kolejne badania i zalecenia dietetyczne... mam trzymać się niskiego indeksu glikemicznego, 5 posiłków dziennie i mimo wysiłku pan doktor mówił że trzymać się 1500 kalorii  🤔 raczej zacznę od 1600-1700, zobaczymy jak dalej, ale niski ig to póki co czarna magia więc będę patrzeć w tabele. Natomiast leki powinny pomóc i jest szansa że waga ruszy i (przede wszystkim!) samopoczucie pójdzie w górę.
( ps- taki mamy charakter, że jak coś jest za układne, uporządkowane, według regół to jest nudne. Mówię ci, że mamy sporo cech charakteru podobnych )


Nie mogłabym się z tym bardziej zgodzić.  W sedno.


A ja... przebiegłam dziś 21,5km, tym samym zaliczyłam pierwszy w życiu dystans półmaratoński  😍
Nie było łatwo. Lodowaty wiatr, koszmarny ból kolan od 12 kilometra, non stop cieknący nos, zasmogowane na maxa powietrze (kurrr... mam nadzieję, że karma wróci do tych francowatych trucicieli!!!!) i kilkakrotny napad bólu brzucha.

Wydolnościowo - doskonale. 0 zadyszki, tempo całkiem spoko (6), gdyby nie kolana (chyba trzeba zmienić te fitnessowe buty z lidla za 30 zeta...) to galopowałabym jak gazela (rącza).

Dieta wzorcowo.

Oceniam się na 6+  🤣

Super. Brawo. Ja na zwykłe 5. Ale plecy lepiej. Stopę i dłonie smaruje voltarenem. Mam w planach jutro się przebiec delikatnie, z jakimiś postojami, oszczędzając uda z 7 km. I tak chyba zrobię.
.....
21.11 meise 6+, tunrida 5, szalonabibi 4
.....
Ubiegalam 10 km. Ciało dało radę na luzie. Najbliższe bieganie w niedzielę. A ja zaraz robię pudełka i od 11😲0 spadam do pracy na 44 h. Plus tego taki, z dietą będzie idealnie.
majek   zwykle sobie żartuję
22 listopada 2018 09:14
Wracam do Was dziewczyny, jednak w kupie razniej.
Obiecuje sobie bieganie wieczorem w te dni, co nie wsiadam na konia (bedzie coraz czesciej botam zimno i szkoda emeryta meczyc, ale ruszac sie musi).

Jedzeniowo jakos ogarniam, zwlaszcza, ze teraz maz na scislej diecie. Tylko mam ciagle ochote na slodycze.


smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
22 listopada 2018 09:27
Meise dążenie do super sylwetki jest fajne i godne podziwu (czytam wszystkie posty w wątku jakby co) ale bieganie z koszmarnym bólem kolan raczej nie jest powodem do dumy  🙁 rozumiem, gdyby bolały mięśnie, ale z kolanami naprawdę nie ma żartów, a szkoda by było, gdyby takie wyczyny skończyły się np koniecznością operacji. Wiem, że bieganie jest fajne, ale nie lepiej podejść do tego zdroworozsądkowo, jak już wcześniej pisała Averis? Uzupełnić ćwiczeniami wzmacniającymi, i przede wszystkim nie przeciążać stawów..
Meise nie podchodzi zdroworozsądkowo. Musi się sparzyć  sama i sama przekonać. I to nie raz, ale kilka razy. Czasami posłucha rozsądku a czasami impulsu. I wariactwa w sobie. Jest to głupie i ona to wie, ale czasami jest to po prostu silniejsze.
A czasami jeszcze przesadzi z opisem. Bo ból kolan nie był w sumie aż tak masakryczny
Poza tym założyła sobie że to jest ten moment kiedy zrobi ten półmaraton, nie bacząc na konsekwencje.
Meise- trafiłam? Pisałam o sobie.  😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się