Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

No to u mnie "tak samo, ale inaczej" 😉
Nie muszę podgryzać do telewizora. Nie muszę się ruszać, żeby nie jeść. 
Jak siedzę, ale pracuję na kompie, czy czytam książkę lub coś interesującego w internecie czy oglądam film/serial, który mnie rzeczywiście interesuje to wcale mnie nie ciągnie do szamania. Odcina mnie wtedy od takiej potrzeby. Jak jestem w biegu, w działaniu umysłowym i/ lub fizycznym to potrafię zapomnieć o jedzeniu na naście godzin.
Tylko właśnie jak mam ten moment w ciągu dnia kiedy muszę w końcu siąść "bez celu" to odpala się - zjeść! tłusto! ciężko! Chyba jest taka teoria, że jak się pracuje umysłowo to organizm domaga się glukozy? To mój się domaga węglowodanów złożonych i tłuszczu. 😉 A na pewno się domaga takiego solidnego, cięższego jedzenia jak właśnie długo nie jem. Wtedy jak już zjem obiad to moja typowa porcja jest mi mało.
Horsiaa dzięki  :kwiatek:  warszawskiego biegacza znam bardzo dobrze, zresztą przewertowałam chyba pół internetu jak się dowiedziałam co mi się mogło stać  😁

Z biegania na pewno nie zrezygnuję, ale będę biegać sama. Plan treningowy zakłada określone treningi w określone dni, więc dla przykładu ciężki interwał wypadał mi np.po wyjątkowo ciężkim dniu w pracy plus gorszej dyspozycji, bo zblizał mi się okres itp Do tego jestem w trakcie kuracji Izotekiem, więc dodatkowe obciążenie dla organizmu.
A moje czasy są dla mnie słabe, może jak klepnę 5km w 20min to będę dumna  😜
kolebka,  wiesz co Ci powiem. Spadaj. Ja 5km rekord mam 29 min😉 fakt że lubię powoli, ale długo. Pewnie to zweryfikuje jak urodze i dziecko będzie na mnie w domu czekać. Wtedy będzie tylko szybko  😁
busch   Mad god's blessing.
01 grudnia 2018 19:02
Ja jak słyszę te czasy, to odechciewa mi się biegać bo chyba należymy do innego gatunku 😀. Ale jak jeszcze jeździłam konno, to miałam chyba trochę takie podejście jak Ty, kolebka.Miałam zacięcie w sobie level milion, nie obchodziło mnie ile to będzie mnie kosztować żeby dojść gdzie chcę, interesowało mnie tylko żeby walczyć o swoje marzenia.

Czasem możesz robić wszystko dobrze, a i tak przegrać - i to nie jest słabość, a po prostu życie. Zaakceptowanie tej prawdy było dla mnie bardzo trudne, zwłaszcza gdy świat wokół nas się jakoś uparł, by ją ignorować i zamiast tego twierdzić, że nie wolno nigdy się poddawać, że wystarczy mocno pracować i osiągniemy co tylko chcemy, "jesteś zwycięzcą" i tego typu głupie komunały. Ale ja jestem dużo bardziej szczęśliwa, odkąd spojrzałam prawdzie w oczy że nie jestem i nigdy nie będę zajebistym sportowcem i to jest OK. Aktywność amatorska jest też spoko, zwłaszcza że daje dużo więcej swobody w innych dziedzinach życia 🙂. Mi dało ogromny powiew świeżego powietrza bo konie ogólnie zajmują potężną ilość czasu i energii - zaczęłam się rozwijać też w innych dziedzinach życia, a teraz sobie amatorsko ćwiczę co mi się tam aktualnie podoba. Jak krav maga mi przestała pasować z przyczyn logistycznych, to po prostu przestałam ją ćwiczyć i przerzuciłam się na trening siłowy na siłowni. Tylko pierwsze hobby musiało mnie całkiem złamać, żeby mi się coś przestawiło w głowie na stałe, a teraz jest mi dużo łatwiej się nigdy nie zagalopować za bardzo i mieć w d*** presję na jakieś tam wyniki 🤣
Mi na głowę w takich sytuacjach pomaga myślenie, że to NIE jest i nie będzie mój zawód i w ten sposób nie utrzymam rodziny. Jeśli dla kogoś ten sport ma być zawodem zarobkowym, to niech się zarzyna. Nie utrzymuję się z tego sportu, hobby. I nawet jeśli przez chwilę będę najlepsza, to za chwilę życie zmusi mnie do zajęcia się czymś innym ( zarabianiem, rodziną, dzieckiem, chorobami) i nie będę ciągle w tym taka dobra, będę słaba.
Żeby móc być w czymś non stop dobrym trzeba mieć masę szmalu i/ lub masę czasu. Albo parcie by tym sportem zarabiać na życie. W innych przypadkach olać te zbyt mocne parcie na wyniki.
To raz, a dwa, że to potężne wyrzeczenia. Zazwyczaj albo jesteś dobry w jednej dziedzinie, albo jesteś sredniakiem w kilku. Ja miałam i miewam dalej zajawkę na super pro koniarstwo, ale nie umiem zrezygnować ze wspinactwa, gór. A w dodatku mam ochotę na więcej. Nie będę nigdy dobra w każdej z tych rzeczy, ale na dobrą sprawę wystarcza mi powolne wychodzenie ze swoich stref komfortu i rywalizacja ze sobą 🙂

Kolebka trzymam kciuki, żeby się wszystko ułożyło po Twojej myśli :kwiatek:
Tak, też zawsze gdzieś o tym myślę, że przecież uprawiam sport amatorsko, bo nie jestem zawodowcem, więc w dużej mierze ma być to fun - oczywiście czasem jest ciężej, bo jednak jak już poświęcamy czas i energię, to warto byłoby widzieć jakikolwiek progres... Przynajmniej ja tak mam, zarówno w pracy jak i w sporcie - małymi kroczkami do przodu.

Jak byłam mega wkręcona w jeździectwo i miałam konia w pełnej dzierżawie, to siedziałam w stajni praktycznie codziennie po pracy, powroty o 22 do domu, piątek świątek, święta, sylwestry - wszystko pod konia. Treningi, ciężkie ale bardzo satysfakcjonujące, tylko że właściwie nie miałam życia poza stajnią. Po konflikcie z właścicielką odcięłam się od koni, zaczęłam biegać no i zaś... wkręciłam się poważniej. Starty, coraz lepsze czasy, chęć walki o więcej, stąd współpraca z trenerami - przy koniach nie osiągnę już nic bez sporych nakładów finansowych, bieganie jest mimo wszystko dużo korzystniejsze finansowo  😉  No i bieganie było i jest dla mnie sportem "nowym", odkrywam coraz to nowe zalecenia, powiązania, co się z czym je itp

Ambitny rekreacyjny sport jest w moim życiu na tyle długo, że nie wiem czy odnajdę się w jakiejkolwiek amatorskiej (w typowym tego słowa znaczeniu) aktywności  🙄  Tyle że wiem, że po prostu nie mam innego wyjścia.
A nie planujesz, się rozmnożyć? Bo wiesz....po rozmnożeniu łatwiej kobiecie uspokoić głowę pod tym kątem. Zawsze gdzieś tam bedziesz miała poczucie, że to nie to co chcesz ( ta rekreacja) i że byś chciała więcej, ale jednak posiadanie dziecka pomaga panować nad ambitną głową.
tunrida planować nie planuję, ale dzieci na pewno chcę mieć, raczej w niedalekiej przyszłości 😉
Waga mi dziś zrobiła psikusa i pokazała 69 kg. Fajny psikus, prawda? 😉 przestawiałam ją, stawałam kilka razy i dalej 69. Dietę słabo trzymam (szczerze przyznaję że jestem słaba i ciągle wymówki typu ostatni raz zwyciężają...).
A ja się trzymam dzielnie. 4-ty dzień diety od dietetyczki. Z dużą ilością pieczywa, sporo nabiału, maławo białka. Głodna, ale żyję. I się trzymam. Na wagę nie wchodzę bo nie ma sensu. Będzie sens za 2 tygodnie.
Nadal chora. I pracuję. I zła jestem na swój zawód bo nie mogę chorować na luzie.
Ale przeżyję.
Edit- albo i nie. Po tygodniu łykania groprinosinu, antybiotyku i brania sterydów wziewnych właśnie zagoraczkowalam i jest mi gorzej. Na noc dzisiaj i jutro do oddziału iść muszę bo nie ma komu tego za mnie wziąć. ( Szef ale to w ostatecznej ostateczności) Ale odwołałam już wszystkie wizyty, jutro odwołałam poradnie. Pierd*** to wszystko. Ja też mam prawo do wolnego.


Mój trener wrzucił fajny filmik, trochę motywacyjny  🏇  Lubię oglądać jak biega, bo mu to z taką łatwością przychodzi  😁
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
02 grudnia 2018 18:01
kolebka fajny ten Twój trener  😎 taki "suchy" a jednocześnie łapa konkret  😍 Cały jego trening jest podporządkowany bieganiu, czy rozwija się też w jakimś innym obszarze, np siłowo? (chodzi mi oczywiście o coś "więcej" niż trening uzupełniający do biegania  😉 ).
smarcik generalnie jest biegaczem plus treningi uzupełniające, ale one też są naprawdę solidne (z lubością wymyśla nam różne tortury na treningach grupowych  😁 ).
Poza bieganiem czasem jeździ na rowerze i na nartach, ale to od przypadku do przypadku i amatorsko; także właściwie całe życie kręci się wokół biegania, jako sportowiec i jako trener.
Kolebka to przypadek z tym filmem? Bardzo wpasowuje się w ostatnią dyskusję  😀 ps. Pięknie Twój Trener biega, frunie praktycznie.

A jak już się chwalimy to jest mój Mistrz, Michał "Kwiato" Kwiatkowski: klik
Fajna maszyna. Szacun i doceniam. Sama rzeźba. Ale osobiscie wymieniłabym na inny typ.
amnestria no właśnie wczoraj mu się trochę żaliłam, że mam doła z tym sportem, to dzisiaj przypomniał taki filmik na swoim fanpejdżu  😂

Myślałam, że piszesz o tym slawnym naszym kolarzu  😁 wspinacze są dla mnie hardkorami wersja max  🙇  i te łapy, nogi, mobilność w stawach... petarda!
kolebka, współczuję bardzo takiej kontuzji... brzmi naprawdę nieciekawie  🤔 jednocześnie podziwiam za niesamowicie dojrzałą postawę. To na pewno trudna decyzja.

Ale trenerów to macie obie z amnestrią nom nom  😎 widać, że obaj wiedzą co robią. Zazdroszczę możliwości trenowania z takimi ludźmi 🙂



Od dzisiaj 3 dni wolnego. Odwołałam wszystko, dosłownie wszystko, nie patrząc na nic. Cały dzień leżenia i czuję że będzie ok. Ale dalej jadę na wziewnych. I zmieniłam antybiotyk na drugi.
Muszę przyciąć kalorie w diecie, bo za dużo ich przy zerowej aktywności.
I tęskno mi się robi do biegania i do ciężarów. Tak się przyzwyczaiłam że mi brakuje.
Zdrowia! Kuruj się.

U mnie antybiotyk chyba zadziałał - odzyskuję głos, kataru i kaszlu mniej (już nie brzmię jak odpalanie fiata 126p 😉 ). W miarę się pilnuję i przynajmniej nieco wody zeszło. Malutki efekt, ale zawsze coś.
tunrida, zdrówka!

Mnie plecy napieprzają od jakiegoś czasu. Często budzę się z bólu. Powinnam iść do fizjo, ale do tej co chodziłam już nie chcę a inna do której chętnie bym poszła przyjmuje minimum godzinę drogi ode mnie. Ehh... Za to ogólnie czuję się nieco lepiej, brzuch mniej dokucza, mniej zmulona jestem. Czyżby tabletki na tarczycę już taki skutek przyniosły?
Musiałam dołączyć drugi lek wziewny. Oprócz sterydu który biorę musiałam dorzucić betamimetyk. Obwiam się, że za jakiś czas skończę z POCHP albo astną. Bo ostatnio praktycznie przy każdej infekcji muszę sięgać po leki wziewne. Ale po raz pierwszy musiałam sięgnąć po betamimetyk. Zawsze starczał steryd.
Nie chcę mieć astmy. Bo chcę biegać! Nienawidzę być stara !!!!! Człowiek dba, stara się, a i tak się sypie. To wkurza!
Ze zlosci i z żalu jem słodycze. A 6 dni trzymałam się idealnie nowej diety.
majek   zwykle sobie żartuję
05 grudnia 2018 09:10
Tunrida, trzymaj sie. I nie zryj slodyczy, bo bedziesz nam tutaj potem biadolic.

Ja troche biegam rano codziennie (ale mi sie nie chce i jakos tak zanim wyjde, to mi zostaje za malo czasu i mam moze 20 minut samego biegania, inaczej bym nie zdazyla do pracy). Wczoraj bylam na kolacji z okazji kolegi odejscia z pracy, wzielam sobie risotto z grzybami i szpinakiem, mialo byc zdrowo - no zdrowiej niz ryba z frytami - a wrzucili tyle sera, ze plywalo.

Wiecie, ze faktycznie odkad wiecej jem, to chyba mi lepiej idzie..


Mało zjadlam. W sumie to mi się nie chciało. I mimo tych słodyczy, dzień na 4. Bez napady głodu.
Ja powiem tak:
- broniłam się przed tymi śniadaniami jak głupia. Miałabym z 6 Bardzo Mądrych argumentów czemu nie zjem śniadania po obudzeniu, tylko po ok 3 lub 3,5 h później. Kiedy mi zaleciła jeść taki posiłek przedsniadaniowy najpóźniej godzinę po obudzeniu, to jadłam. Ale niczego to nie zmieniało. Bo jadłam za ok 100-150 kcal. Jak mówię, niczego to nie zmieniało.
Odkąd mam jej dietę, posiłek przedsniadaniowy mam godzinę po obudzeniu, ale za ok 350 kcal. Czyli jak normalne śniadanie. Jem go ok 6:30-7😲0. Potem ok 9:30-10:30 śniadanie i kolejne 350 kcal.
I wiecie co?
Nie mam napadów głodu wieczorem. Nie mam chęci na słodkie ( poza wczorajsza złością i smutkiem).

Ona twierdziła że mam nie wyrównane cukry. I chyba miała rację. Poobserwuje dalej.
tylko napisze, że przez 37 dni schudłam dokładne 6kg i 400 gram  🏇 🏇
ja nie uczestniczę w wątku bo dla mnie nie jest on motywacją i podpowiedzą - bo znam tylko jedną metodę odchudzania efektywnego i jej sie trzymam

ale pochwalić sie mogę  😉

idę na -15, wiec jeszcze troszkę
Ja popłynęłam niewyobrażalnie, ale to co się teraz w moim życiu zawodowym wyrabia to jest... wariactwo. Muszę odreagować  🙂

Dodofon, ja chcę poznać ten sposób, dawaj  😉
majek   zwykle sobie żartuję
07 grudnia 2018 14:41
i ja i ja
Odpowiednia dieta i odpowiednia aktywność dostosowana do danego organizmu z uwzględnieniem schorzeń ( tarczyca, IO, PCOS, itd)  trybu życia, psychiki i potrzeb.
I wszystko.  🙂

ps- ja już drugi tydzień bez jakiejkolwiek aktywności, bo jestem chora na infekcję dróg oddechowych. Dietę od dietetyczki trzymam i powoli sobie chudnę. Mimo że głównie leżę. Jest dobrze. Przy okazji infekcji organizm sobie odpoczywa od cwiczen i biegania, kontuzje się leczą.
Ja też się nie ruszam. Bo smog. I szkoda mi truć własny organizm. Tu jest część miasta ze zwykłymi domami i trucicieli od groma... Nawet ost byłam z mundialową na spacerze i w pewnych miejscach ciężko było przejść... taki smród gryzący.

Mam 2,5 kg na plusie. Cudownie  🙂
A ja rozszerzyłam dietę na syna. Też poszedl do dietetyczki, ma swoją własną dietę. Nie ma dużej nadwagi, bardziej chodzi o jego zdrowie, o naukę zdrowych nawyków. Bo to jak jadł to jedna wielka masakra. Jest już na tyle duży że sam rozumie i sam chce. Bo moje gadanie i dobre przykłady nie działały. Teraz dojrzał i dorosl na tyle, że rozumie i sam chce.
Dla mnie ma to o tyle znaczenie, że trzeba będzie rozpracować logistycznie przygotowywanie mu posiłków ( sam zrobi tylko prostszą połowę), planować zakupy jeszcze uważniej no i wspierać go. Mam co robić.  🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się