Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

Zdecydowanie polecam zaczac od tych treningow dla początkujących.
Cisne je 2gi tydzien, a czuję się jak leszcz i jestem mokra jak ściera po skonczeniu, serio serio 😉
busch   Mad god's blessing.
04 maja 2020 16:48
busch, dobrze kojarzę, że to Twoja siostra?

Tak, chociaż przede wszystkim dobry fachowiec 🙂
Ja w wakacje odkryłam Kołakowską. Teraz też jak nie mamy kiedy biegać albo pada deszcz to odpalam ją albo jogę z Gosią Mostowską - też polecam, ma kilka programów z szybszą jogą na brzuch czy nogi i można mieć zakwasy a poza tym strasznie relaksuje jej głos i cała jej aura 😉
😅
busch   Mad god's blessing.
13 maja 2020 21:07
Jak tam treningi? Ja po 2 miesiącach treningu siłowego co drugi dzień ze zwiększającym się ciężarem poczułam solidne zmęczenie materiału. Aktualnie jestem na tzw. deloadzie pomiędzy blokami treningowymi. Ciężary obcięte o połowę przez tydzień, żeby się trochę zregenerować. Jakoś nigdy wcześniej nie byłam aż tak systematyczna jak teraz i przyznam że przez to nie czaiłam do końca idei deloadu jeśli można zamiast tego dowalić ciężary  😀iabeł:. A teraz ewidentnie przyszedł taki dzień treningowy kiedy się wręcz czołgałam przez serie i nagle zrozumiałam po co jest deload  😁. Oczywiście pandemia koronawirusa nie pomaga, wjechała mi solidnie na banię, co się objawia głównie tym że trudno mi się zasypia i kiepsko śpię, przez co regeneracja jest na pewno gorsza niż mogłaby być.

Wy też praktykujecie deload co jakiś czas? Czy ciśniecie równo? 🤣
busch, no ja może nie pomogę, bo nie mam pojęcia o czym piszesz i co to jest deload, ale u mnie spoko z treningami. Zaczęłam biegać po więcej kilometrów (okolo 9 z haczykiem) i wymyśliłam sobie system 3 dniowy - bieganie, trening w domu, dzień wolny. Ten domowy to jakiś z netu, ostatnio głównie na stabilizację, ramiona lub brzuch takie 45-50 minutowe wybieram. Fajnie, bo po kilku tygodniach nagle zaczęłam "umieć" robić deskę i nie mam problemu robić te 30, czy 45 sekund (na tym poziomie ćwiczeń które wybieram nie ma dłuższych odcinków), zaczynam powoli dawać radę robić też pompki damskie. Z czym jest kijowo? Z nadgarstkami. Mam styrane nadgarstki, które nie otwierają się do kąta 90st, w związku z czym wszelkie ćwiczenia w podporze przodem robię na prawie ugiętych łokciach, a potem wieczorem w dłoniach mam mrówki... Nie wiem, co z tym zrobić (poza kupieniem sobie tych uchwytów do ćwiczeń, czego pewnie nie zrobię...).
madmaddie   Życie to jednak strata jest
14 maja 2020 04:43
Kenna, czemu nie? Ja mam ogromny problem z nadgarstkami, one bardzo pomagają  🤔

Co do treningów, starzeje się chyba, tydzień przerwy i muszę się cofnąć w intensywności  🤔 mam nadzieję, że to kwestia bycia pulpetem i wszystko wróci do normy jak się ogarnę do normalnej wagi i odpowiednich mięśni  😲
busch myślę, że w każdym systematycznym treningu jest czas na napie*dalanie a jest na regenerację  😁  nie da się cisnąć w nieskończoność. Biegacze często biegają 3tyg mocno, objętność plus mocne treningi, a jeden tydzień luzowanie, np. przed półmaratonem czy maratonem gdzie po prostu trzeba mieć siłę i być wypoczętym 😉  Ale nawet przed 5 czy 10km, to inny wysiłek więc tak samo trzeba poluzować gacie i nie ciorać się do samego końca.

Ja biegam jak mi się chce, szczerze powiedziawszy  😁  nie mam żadnych założeń, celów i ambicji i czuję się z tym dobrze! Biega mi się luźno, wprowadzam mocniejsze akcenty dla urozmaicenia, jeżdżę też na rowerze 20-40km w weekend ze starym, ćwiczę na macie w domu 2x w tygodniu (minibandy, piłka lekarska itp) chcę coś pojeździć konno w końcu... Ogólnie mam dużo chęci na jakikolwiek sport, wiec robię co chcę  🙂

Samo bieganie po 4x w tygodniu niestety średnio działa na moje plecy, które i tak są w rozsypce  🙇 
- jadę ze wszystkim sama, bez trenera, opiekuna, więc nikt mnie nie nadzoruje. Ani pod kątem treningów, progresów, ani deloadów. Muszę sama o wszystkim pamiętać, wszystkiego pilnować. Sama układać sobie treningi, przerwy Itd itp. Ale ponieważ nigdzie mi się nie spieszy, bo to po prostu od kilku lat mój tryb życia, to mam z tego frajdę, przyjemność i satysfakcję.

- zrobiłam MILOWY krok do przodu, bo kupiłam sobie w końcu zegarek sportowy. Kilka lat się przed nim broniłam, tłumacząc sobie, że mi po prostu niepotrzebny. A szkoda. Bo teraz widzę jak bardzo ułatwia mi wszystko. Po pierwsze- w końcu wiem ile spalam. I okazało się, że przez wszystkie lata myślałam, że spalam mniej. I z tego powodu starałam się mniej jeść. Jadłam ewidentnie za mało, w stosunku do zapierdolu jaki sobie fundowałam na treningach.  I nie byłam w stanie wytrwać na diecie. Zaliczałam napady żarcia wieczorami w domu co kilka dni. Myślałam, że jestem pazerna. Że to przyzwyczajenie. Możliwe, że te czynniki również mają znaczenie, ale teraz z zegarkiem widzę, że po prostu ZA BARDZO CIĘŁAM KALORIE.
Jeśli jestem w stanie zrobić sobie rano trening siłowy a potem iść z mężem na kijki i w sumie w ciągu dnia spalę 3300 , a jadłam np 1800 ( moje PPM to 1500) , to byłam na minusie 1500 kcal na dobę. Dołóżmy taką druga i trzecią dobę i nie dziwne, że zaliczałam napad na żarcie.
Obecnie widzę dokładnie ile spalam. I jem tyle, żeby być na minusie 800-1000 kcal. Nie mam ŻADNEGO problemu z utrzymaniem diety i takiego minusa. Choć zdaje sobie sprawę, że nadal jest to duzy minus energetyczny! Ale tego na ten moment chcę. Jem sobie ok 2000-2400 i chudnę jak wariatka. W końcu!
Szkoda, że tyle lat się broniłam przed tym urządzeniem. Mam Polar Vantage V. Liczy wszystko. Dosłownie wszystko. Łącznie z jakością snu, czy progresuję. Dokładnie mi opisuje moje treningi na czym polegały, co mi poprawiły. Zegarek ma za dużo funkcji jak dla mnie, jest dla sportowców (głównie triatlonistów), którzy chcą mieć coraz lepsze wyniki, a nie dla Grażyny która po prostu chce mieć mniej tłuszczu na sobie, ale jestem przeszczęśliwa, że go mam.

- naprawiłam swoje kolano. Pomogły wkładki od ortopedy ustawiające mi kolano w osi oraz rozciąganie jednej struktury, której skrócenia nikt się nie dopatrzył poza mną samą.  😉 Poważnie. Zwłaszcza, że przez pandemię nie dotarłam do fizjo, do którego mam skierowanie. Ale dotrę, dotrę- przyda się do pilnowania mi wszystkiego. Wszak jestem stara i popsuta a się nadwyrężam.
Ale wracając do tematu- kolano PRAWIE działa. Na tyle jest ok, że jestem w stanie biec 2 razy z rzędu dzień po dniu po 7,5 km i w tym na maksa maksa i jest ok z kolanem. Oczywiście uda nieco puchną, ale pilnuję ich

- żadna trenerka z netu nie zechciała się ostatecznie podjąć ułożenia mi treningów, ponieważ uparcie odmawiam wykonywania ćwiczeń na pośladki i nogi, uparcie pilnując każdego 1 centymetra w udzie. A jednak wszystkie trenerki zalecają ćwiczenie dolnych partii też. Jedna, baaardzo fajna, odmówiła wprost, mówiąc, że "bez choćby wykonywania przysiadów- to ona się nie podejmuje". Tak więc jadę z tym koksem sama. A konsultować to będę tylko z fizjo.

- dietetyka nie potrzebuję już nigdy więcej. mam dobry metabolizm, zdrowy organizm. I dobrą wiedzę. Choć czasami się zapętlę, zamotam, o czymś zapomnę. I np jem za mało tłuszczu. Potem sobie to uzmysłowię i poprawię. Ale jest ok. Bo jeśli trzymam minus energetyczny, to będę chudła. Nie ważne są u mnie makra aż tak bardzo. A obecnie z zegarkiem, wiem ile kalorii dziennie spożyć. I mi to wystarcza.

- mogłabym wstawić swoje fotki, ale po co. Każdy wie jak wyglądam, do czego dążę i co chcę utrzymać. Znam swoje ograniczenia ( wiek, genetyka, budowa, chęci i możliwości) i swoje ambicje. Myślę, że po latach bujania się w temacie, pogodziłam się z pewnymi ograniczeniami, a zarazem mam też ugruntowany CEL jaki chcę utrzymywać, osiaganąć.

Podsumowując- jest super! I oby tak zostało.
mając zegarek, nie potrzebuję żadnych grup wsparcia. 🙂 Bo nagle cała magia trzymania diety, stała się prościzną. Szkoda, że tak późno.  😎
madmaddie   Życie to jednak strata jest
14 maja 2020 11:38
tunrida, dobrze to czytać  :kwiatek: ten wątek ma już 8 lat, szkoda, że dopiero teraz wiemy, co wiemy  😁
Zegarek ciekawa sprawa, chyba też się skuszę za jakiś czas.

Mi się udało naprostować dietę i nawyki żywieniowe. Cola zero moim przyjacielem, poza tym, jest ok. Zaczęłam tracić. Teraz faza druga, czyli plan, kalkulator i waga. Bo albo jem za mało (i nie mam siły ćwiczyć), albo za dużo (i jestem zbyt ociężała, by poćwiczyć). Muszę się zważyć, ale myślę, że jak zwalę 10kg będzie totalnie ok i chciałabym się uwinąć do jesieni. Zobaczymy.
Dla mnie te 8 lat to nie były stracone lata. To 8 lat cudownych i wygranych. Do wagi wyjściowej nigdy nie wróciłam i zawsze mi było do niej daleko
Tyle że szkoda że nie kupiłam wcześniej, bo oszczędziłabym sobie frustracji.
Może też nie każdemu taki zegarek jest potrzebny. Bo każdy z nas jednak z innymi problemami się boryka.
Tak piszę. Może komuś się przyda.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
14 maja 2020 12:00
Mi zawsze "na czuja" szło spoko. Ale teraz po tym rocznym obżarstwie najgorszym syfem totalnie zatraciłam tę umiejętność  😵
Ehh, ja kiedyś nawet kupiłam zegarek ale mam za stary telefon i były niekompatybilne. Nie znam sie na tym, chyba musiałabym kupić nowy telefon a nie mam póki co takiej potrzeby skoro ten co mam działa. Ale jak kiedyś umrze i kupie nowszy to tez sie pokuszę na pewno
U mnie spoko, tez wzięłam sie za siebie na wiosnę, ćwiczę z tym fitnessblenderem i póki co bardzo mi sie podoba. Zrzuciłam jakoś 1-1,5kg zimowego tłuszczyku ale w sumie główna moja motywacja to powrót do bardziej umięśnionej sylwetki, bo przez zimę zrobiłam sie trochę taka rozlazła. Motywacja jest wiec trzeba cisnąć dalej 😀 poza tym przeszłam całkiem na wegetarianizm (zawsze jadłam niewiele mięsa ale od kilku miesięcy nie jem wcale), ograniczyłam tez nabiał w swojej diecie i większość moich dni to w zasadzie wegańskie jedzenie. Zadziało sie to samo, nie podejmowałam żadnej świadomej decyzji, ze tak ma sie stać. Jem dużo warzyw, trochę owoców, orzechy, ryże, kasze, makarony, dużo oliwy i staram sie w miarę dużo świeżych ziół. Czuje sie dobrze, nie sądziłam, ze tak łatwo przyjdzie mi odstawić jaja, sery, a zwłaszcza śmietanę - bo śmietana u mnie zawsze leciała do wszystkiego. Jedyne co jem w miarę często to masło. Ale tez póki co nie mam w sobie jakiegoś ogromnego zacięcia do bycia 100% wegan. Ale ograniczyłam odzwierzęce produktu bardzo.
Ja cisne 3ci tydzien - choc w tym idzie mi ciezko...
Sil malo, humor jakis nie bardzo, no nie jest lekko sie zmotywowac, ale zmuszam sie 🙂
Na szczescie dieta spoko! W tym tygodniu -400g wiec nawet nieco ponad plan, ciesze sie 🙂 w ciagu miesiaca 1.5kg na minus, kondycja sie poprawia i gibkosc dosc znacznie 🙂
Jeśli jestem w stanie zrobić sobie rano trening siłowy a potem iść z mężem na kijki i w sumie w ciągu dnia spalę 3300 , a jadłam np 1800 ( moje PPM to 1500) , to byłam na minusie 1500 kcal na dobę. Dołóżmy taką druga i trzecią dobę i nie dziwne, że zaliczałam napad na żarcie.

Chciałam edytować post i mi go wyrzuciło, w każdym razie chciałam napisac, że tego typu urządzenia czy sprzęt cardio często zawyżają wydatek energetyczny i trzeba uważać.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
14 maja 2020 19:02
Jasmine, jako że widziałam pierwsza wersje postu, serio sportowiec nie spali 3000kcal? Ten zegarek liczy spozytkowane kcal przez cały dzień. Ja np. Chudlam bardzo fajnie na redukcji 2200 kcal. Nie jestem sportowcem, nie jestem wysoka. To 3000kcal razy sportowym treningu to nie jakiś kosmos.
Tunridzie raczej nie trzeba mówić takich rzeczy i skoro cudnie, to znaczy że wyliczenia zegarka są prawidłowe.
3 tysiące spalam w ciągu całej doby. Razem z treningami.
Też zawsze podchodziłam do wyliczeń tych urządzeń bardzo podejrzliwie. Nie wiem jak wyliczają inne zegarki. Mój wygląda na to, że wylicza dobrze.
Mam 170 cm i 70 kg wagi z czego główna waga to masa mięśniowa. Nie mam więcej niż 2 kilo tłuszczu do zrzucenia. No...może 3 kilo. Ale to naprawdę maks. ( Na Instagramie agata_tunrida)
Spalam dużo więcej niż zakładałam. I normalnie pracując bez aktywności sportowych. I w trakcie treningów, które sobie robię.
Mój maks jak na razie to spalenie 3500
Jasmine, - dużo też zależy od trybu życia. Ja pracując na nogach i często chodząc spacerkiem do tamtej pracy (miałam 20-30 minut, zależy jak szłam) spokojnie dobijałam takich 3000, jadłam wszystko, nie licząc nic, wpadał fastfood i słodycze, a schudłam sporo. Z 67 na 60 w pół roku, na prawdę robiąc nic w tym kierunku. Zmieniłam pracę na siedzącą i jeżdżę autobusem (mam 40-50 minut piechotą, już trochę za dużo) jem mniej, ograniczam syf, ruszam się więcej poza, a nabiłam +12kg w jakieś 8 miesięcy, potem się zatrzymałam. I to zdecydowanie jest tłuszczyk. Tylko ja w pracy siedzę bite 8-10h na tyłku. Wychodzę do łazienki, po kawę i może z dwa razy się przejdę na magazyn, więc moje spalanie mocno się zmniejszyło.

Chciałam się pochwalić mini sukcesem, poszedł 1kg w dół 😀 Unikam wagi jak ognia, ale ostatnio weszłam i yes, yes, yes. Zostało 11 🤣 Choć zawsze to już coś. Pandemia mi bardzo popsuła plany, więc mocno się cieszę, że cokolwiek idzie w dół.
Przyglądam się temu zegarkowi z uwagą. I mam pewne swoje wnioski i obserwacje.
Na pewno to prawda, że spalam więcej niż zakładałam "na oko". Bo sprawdza mi się to biorąc pod uwagę że jem śmiało więcej, chudnę i nie ma żadnych napadów na żarcie.

Wydaje mi się że można mu zaufać jeśli chodzi o spalanie podczas biegania, kijków, rowerów, treningów siłowych, treningów wytrzymałościowych czy interwałów.

Natomiast nie podoba mi się jego ocena spalania podczas jazdy konnej. Dziś byłam w terenie godzinę. Pokazał że spaliłam aż 450 kcal. A ja w ogóle tego nie czułam!! W sumie to pokazał że średnie tętno miałam aż 120. A maks. 160. A ja....nawet nie wiem kiedy by to mogło być! Bo teren jak to teren. Nic ciekawego. Normalny kłus i galop. Więc ....nie dowierzam... ( Liczył z paska na klacie, bo sprawdzam wszystko z paskiem)

Na pewno z moich własnych obserwacji wiem, że jeśli często wykonujemy jakąś aktywność długo i często, to przestajemy spalać tak dużo jak wcześniej. Bo nam się ciało adoptuje. I mniejszy wysiłek w to wkładamy.
Dlatego ja często zmieniam sobie aktywności. I to najlepiej się sprawdza.
Może tak jest z tą jazdą konną? Że mamy tak zaadoptowane ciała, że wysiłku nie czujemy. Ale...z drugiej strony. Przecież liczył z tętna. Które średnie było całkiem spore.  Może ktoś jakoś głupio zaprogramował zegarek i podwyższył kalorie w jeździe konnej za bardzo? Nie wiem.

Do urządzenia podchodzę z lekka rezerwą. Ale jak mówię- sprawdza mi się to jak on wylicza. Nawet jeśli się machnie i zamiast 3200 spalę 3000, to i tak nie ma większego znaczenia. Bo jem na oko i raz zjem licząc że zjadłam 2400 a raz że 2100.
Tak czy inaczej BARDZO pomaga w utrzymaniu minusa energetycznego biorąc pod uwagę różne aktywności sportowe w ciągu dnia.
tunrida, - nie widzę nazwy tego cuda zegarkowego, byłabyś tak miła podrzucić? Zastanawiałam się nad czymś, bo apka w telefonie podczas biegania to jednak nie to, kłamie mocno. Powstrzymuje mnie tylko moja nienawiść do czegokolwiek na rękach, wkurzają mnie zegarki i biżuteria niemiłosiernie... ale czasami by się przydał, więc trochę się łamie.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
16 maja 2020 19:45
keirashara tunrida pisała, że ma polara vantage v. Ja mam garmina fenixa z najwyższej serii i prawda jest taka, że żaden zegarek nie będzie mierzył prawidłowo tętna z nadgarstka, trzeba mieć pas piersiowy 😉 a bez dokładnego pomiaru każdy wynik będzie przekłamany.
Mam Polar Vantage V. Ale spokojnie wystarcza wczesniejsza tańsza wersja Vantage M.
Ta droższa V nie ma wcale funkcji nam niezbędnych. Ja ją wzięłam ze względu na ... wygląd.  😡
Z tym że polecam jednak z pasem na klatę. Może akurat przy bieganiu niekoniecznie, bo podczas biegania bardzo dobrze zlicza tętno z nadgarstka. Ale już przy wszelkich ćwiczeniach siłowych czy wytrzymałościowych w podporze, tam gdzie nadgarstek nam się zgina i pracuje- mimo ciasnego zapięcia, zegarek potrafi gubić tętno. Pas na klacie zlicza zawsze idealnie.

Naprawdę jestem zachwycona. I żałuję że tyle lat się opierałam. Głupia ja.
tunrida, czyli mogę mieć trochę satysfakcji po Twoim wpisie. 😉 Po tylu dyskusjach tutaj, że zegarek to "eeee tam...", że na pewno kłamie jak z nut i obserwacje na podstawie danych z zegarka to o kant tyłka potłuc...
😉 😉 😉

Super, że jesteś zadowolona, a jeszcze bardziej super, że znalazłaś sposób na te napady głodu i na kolano. 😀

Ascaia Możesz mieć satysfakcję. I zwracam honor.
Nadal, tak jak piszę, obserwuję jego pomiary z lekkim niedowierzaniem i nieufnością i podejrzliwością. I nie ze wszystkim się zgadzam (jak ta jazda konna w terenie) ale w zdecydowanej większości przypadków wydaje się liczyć ok.

Na razie chudnę bez żadnego problemu. Wiedza ile mogę zjeść danego dnia, by nadal utrzymać minus energetyczny, jest warta każdej kasy. Zwłaszcza że jem ukochane lizaki, batony białkowe i pestki słonecznika. Czyli wszystko co próbowałam odstawiać, nie radząc sobie z ograniczaniem ilości tych produktów.

I nie wiem co Jasmine pisała w poście który jej znikł, ale podejrzewam że pisała to samo,co ja kilka lat temu. Bo takie samo podejście miałam do tych pomiarów.
Jednakże. Porównuję spalanie na zegarku ze spalaniem na bieżni czy Endomondo i oczywiście zegarek pokazuje że spalam mniej. Czyli wiarygodnie. Dołożywszy do tego faktu, że ma wszelkie moje dane, że noszę pas na klacie przy sporcie, to nie mamy lepszych pomiarów i lepszych wyliczeń.
Jeśli do pomiarów które widzimy, dołączymy swój mózg, logikę i obserwacje, wnioski- wyjdzie nam całkiem sensowny efekt.
Ejmen siostro!
😀

Chyba póki co nauka nie zna 100% pewnego sposobu mierzenia spalania kalorii - u danej osoby w danym momencie. Za dużo zmiennych, za dużo indywidualnych czynników. Biologia to jednak nie jest zero-jedynkowa matematyka. Wszystkie pomiary i opracowane na ich podstawie wzory to pewne schematy i założenia. I tak też należy traktować zegarki. Dają schemat i punkt odniesienia, ale wiele modeli jest już na tyle zaawansowanych, że nie można im odmówić bycia bardzo blisko prawdy, a co więcej stabilności pomiarów, dzięki której można zobaczyć różnicę w poszczególnych treningach, dniach, etc.
Averis   Czarny charakter
17 maja 2020 12:15
tunrida, z doświadczenia mojego trenera i znanych mi zawodników zegarek bez pomiaru z klatki piersiowej jest znacznie mniej wiarygodny. A to są ludzie, dla których trenowanie na możliwie jak najbardziej dokładnym tętnie jest kluczowe. I stać ich naprawdę zacne modele. Mnie Polar (V800, czyli model przed Twoim) bardzo często gubił tętno w czasie biegów w terenie lub niedoszacowywał (widziałam to porównując zapisy treningowe, kiedy zepsuł mi się czujnik na klatkę). Pytanie, jak dokładnych pomiarów się oczekuje. Jak ktoś chce mniej więcej orientować się w tmacie - sam zegarek jest spoko. Jeśli ktoś chce obserwować dokładny progres - to mimo wszystko polecam czujnik na klatkę. Jeśli kogos nie stać na zestaw, to według mojego trenera (i tak też zaczynałam bieganie) lepczy jest czujnik + appka w telefonie, niż sam zegarek.
Ja osobiście jedyne czego chcę to zrzucić 2 kilo tłuszczu. I zrobić to bez bólu, bez napadów głodu itd itp.
I rozmawiałam o skuteczności liczenia kalorii przez ten zegarek. Do policzenia kalorii spalonych w godzinę biegania, nie ma znaczenia aż tak idealne zliczanie tętna. Tak uważam.

Mogę sobie z ciekawości założyć czujnik na klatę nie tylko podczas treningów ale i w ciągu całego dnia. I zobaczę czy spalanie na dobę zmieni się jakoś zasadniczo.
Apropo zegarków, ostatnio mi się trafił filmik jak ktoś zakłada zegarek na kiełbasę i kiełbasą żyję  😀
busch   Mad god's blessing.
18 maja 2020 20:43
Mam Polar Vantage V. Ale spokojnie wystarcza wczesniejsza tańsza wersja Vantage M.
Ta droższa V nie ma wcale funkcji nam niezbędnych. Ja ją wzięłam ze względu na ... wygląd.  😡


Nie przejmuj się, ja też wybrałam akurat Garmina Garmin Vivoactive 4 którego mam bo mi się strasznie podobał, koniecznie chciałam ciemnoszary ze stalową kopertą, więc nawet nieco tańszy 4S z tej samej generacji nie wchodził w grę  🤣. Oczywiście ma też więcej funkcji ale wcale mi nie były niezbędne do życia, więc może i sobie wmawiałam że to dla tych funkcji, ale tak naprawdę to dla bajeranckiego wyglądu  😜. Dziwna ze mnie gadżeciara bo bluzki noszę aż dosłownie się na mnie rozpadną, ale ciemnoszary Vivoactive 4 mnie po prostu zniszczył swoim idealnym odcieniem szarego, a właściwie połączeniem dwóch szarości, a ja uwielbiam szary kolor  😁. Też mam pas do niego bo również uważam że bez pasa jest bez sensu przy treningu siłowym, bieganie czy jeżdżenie na rowerze jeszcze jako tako.

- naprawiłam swoje kolano. Pomogły wkładki od ortopedy ustawiające mi kolano w osi oraz rozciąganie jednej struktury, której skrócenia nikt się nie dopatrzył poza mną samą.  😉 Poważnie. Zwłaszcza, że przez pandemię nie dotarłam do fizjo, do którego mam skierowanie. Ale dotrę, dotrę- przyda się do pilnowania mi wszystkiego. Wszak jestem stara i popsuta a się nadwyrężam.
Ale wracając do tematu- kolano PRAWIE działa. Na tyle jest ok, że jestem w stanie biec 2 razy z rzędu dzień po dniu po 7,5 km i w tym na maksa maksa i jest ok z kolanem. Oczywiście uda nieco puchną, ale pilnuję ich

- żadna trenerka z netu nie zechciała się ostatecznie podjąć ułożenia mi treningów, ponieważ uparcie odmawiam wykonywania ćwiczeń na pośladki i nogi, uparcie pilnując każdego 1 centymetra w udzie. A jednak wszystkie trenerki zalecają ćwiczenie dolnych partii też. Jedna, baaardzo fajna, odmówiła wprost, mówiąc, że "bez choćby wykonywania przysiadów- to ona się nie podejmuje". Tak więc jadę z tym koksem sama. A konsultować to będę tylko z fizjo.


Po naszej dzisiejszej dyskusji i fotkach na insta jestem ciekawa jak bardzo lub jak mało wpływa Twoja konkretna zajawka "udowa" na problemy z kolanem. Było nie było wzmacnianie dołu pomaga bardzo z bólami kolan, pilnowanie każdego 1 centymetra w udzie na pewno nie działa zbyt szczęśliwie na poprawianie ewentualnych problemów potęgujących akcje z kontuzjami... No ale ja się nie znam, pewnie fizjo coś lepiej doradzi lub odradzi 🙂. Trochę się nie dziwię jednak tym trenerkom że odpadają, pewnie się boją asymetrycznie zapisać Ci plan, żeby Cię nie skrzywdzić  :kwiatek:

Ja na deloadzie odkrywam ćwiczenia dwubojowe i jest bardzo ciekawie.....  :oczopląs: Na pewno czeka mnie dalsze poprawianie mobilności górnej obręczy barkowej  😀iabeł:. Trenerka nawet mi zapisała stanie na jednej nodze z zamkniętymi oczami, jest to dla mnie mega trudne ćwiczenie mimo że z otwartymi ćwiczeniami radzę sobie całkiem nieźle  🤣. Ogólnie takie dynamiczne ruchy mnie z jednej strony trochę przerażają, z drugiej jest w tym coś bardzo satysfakcjonującego jak czuję energię kinetyczną zamiast tępej siły jak przy martwym ciągu 😀 . Jakby ktoś był ciekawy, to mam na myśli np. takie ćwiczenie:
. Zajęło mi zawstydzająco dużo czasu ogarnięcie tego ruchu, zwłaszcza połączenie jakby dwóch faz o których wspomina ten gościu na filmiku  😀
busch, ja już widzę, jakbym się tymi hantlami strzeliła w pysk przy tym wymachu  😂 Po prostu widzę to oczami wyobraźni i nie mogę przestać  🤣

Tunrida, fakt co Busch pisze - przecież na bóle kolan od biegania nawet polecają rower, bo rozbudowanie tego górnego udowego mięśnia (dzięki rowerowi) sprzyja stabilizacji kolana (chyba o rzepkę chodziło?). No ale Ty dajesz na rowerze, więc chyba jednak nie tak bardzo boisz się rozrostu ud?
busch, tunrida, ja was świetnie rozumiem, bo pod choinka znalazłam garmina vivoactive 3, zrobiłam dobra minę do złej gry, ale nawet go nie wypakowałam tylko po świętach poszłam dopłacić do garmina venu którego kocham nad życie 😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się