Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

To jest ostatni etap. Będziesz musiała sobie tunrida z nim poradzić prędzej czy później. Bo jedzenie 1800kcal do końca życia jest nierealne  😉 A zresztą, przecież wiesz to co ja Ci tu będę mówić  🙂
No to ja już po ćwiczeniach (Jill 30dS l.1 i l.3). Przy okazji wyładowałam złość boksując z ciężarkami... :/
Wiem. Ale plan mam taki, żeby zrzucić jednak więcej niż docelowo chcę. Bo mi dietetyczka mówiła, że na stabilizacji WPADAJĄ te 2 kilogramy a nie spadają. I żeby zejść o 2 niżej niż docelowo.
I stabilizację wiem już, że będę musiała przeprowadzić po jej okiem. Sama ze swoim nieposkromionym apetytem mogę nie dać rady.
Pożyjemy, zobaczymy. Na razie nadal faza redukcji.

ps- moja dietetyczka uważa, że 1800 to będzie ilość kalorii u mnie, żeby nie tyć i nie chudnąć BEZ wysiłku fizycznego. A ile docelowo będę miała tego wysiłku to nie wiem. Bo i rok szkolny się zaczyna i koń wróci z treningów do mnie. I zima idzie i dzień będzie krótszy.
tulipan i bardzo dobrze, bo jeśli zapitalasz porządnie to nie ma opcji żebyś przytyła, a długotrwałe utrzymywanie organizmu na ujemnym bilansie energetycznym nie jest w porządku. Przecież w przyszłości to może doprowadzić do jakichś chorób, spadku witamin itd. Podejrzewam, że twój organizm i tak zaczął się dopominać o swoje, ja przynajmniej tak miałam jak zapierdzielałam te 5 dni w tygodniu ostro, wołał o jedzenie, bo po prostu był wykończony i głodny z powodu spadku energii. Tak sobie można hulać przez miesiąc-dwa, ale na dłużej to ja bym się bała żeby nie zrobić sobie krzywdy.
Jak jest porządny trening to i musi być porządne jedzenie, żeby odżywić się od stóp do głów.
Ja cały czas się zbieram do ostatecznego szturmu na swoje ciało, jednak nadal nie mam motywacji, na diecie byłam bardzo długo, nawyki mam świetne, od dwóch miesięcy nie zapisuję co jem, ale też nie obżeram się, nic co miało miejsce w przeszłości teraz nie ma racji bytu. I ja jestem pewna, że funkcjonując tak jak teraz funkcjonuję, nie przytyję ani grama do końca życia, ale też raczej już nie schudnę, chyba że wróciłabym do 5-6 treningów, ale to będzie teraz nie wykonalne. Więc żeby mi puściło te 2 kg, to przez miesiąc będę musiała się zarżnąć, a na to się nie zanosi. Muszę to przeczekać na spokojnie, bo w tym momencie nic na mnie nie działa, po po prostu sobie żyję, ale wiem że chcę znów zawalczyć o jeszcze lepsze ciało. uhhhhhhhh  🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
20 sierpnia 2013 12:07
Tunrida właśnie chodzi o to, żeby NIE JEŚĆ więcej. Tylko tak, jak do tej pory- ale bardziej na luzie.
U mnie póki co jest tak od kilku dni- nie liczę, nie spinam, tylko racjonalnie patrzę, czy dana ilość jedzenia odpowiada temu, co jadłam te parę tygodni temu. I na początku faktycznie był nagły wzrost- wróciłam do 57,5kg. A teraz stopniowo znów waga maleje.
I to mam cały czas w głowie- nie spinam się, ale też nie osiadam całkowicie na laurach. Nie więcej jedzenia, a lepsze jedzenie. Jak ma ochotę zjeść więcej to nie dokładam sobie kotleta czy ziemniaka, ale zapycham ogórkiem/papryką.
tunrida no na książkowej stabilizacji wpadają kilogramy, ale mi się dzieje zawsze odwrotnie. Podkręcony metabolizm dalej oddaje przy aktywności fizycznej, żeby było lżej. Spotkałam jeszcze jedną osobę, która reaguje w ten sam sposób. Albo spadają kolejne 2 kg, a potem wracają i ostatecznie mam wagę do której doszłam przy redukcji. 1800 kcal traktowałam jako dawkę na ujemnym podczas wysiłku  😉

hanoverka ja pewnie pod koniec zimy skuszę się na te 4 ostatnie kilogramy, ale na teraz nie chce mi się już  😡 Otóż to, muszę zacząć jeść bo zamiast podkręcenia metabolizmu, zakręcę go. Też wiem, że nie przytyję. Musiałabym przestać ćwiczyć, a te magiczne 5 razy w tygodniu zostaje u mnie w planie dnia  🙂 Przez ostatni miesiąc ćwiczyłam i po 8 razy w tygodniu, a waga stała. Tak więc daje sobie czas.

pssss no i w końcu nauczyłam się jeść śniadania. Nie zacznę dnia bez porządnego posiłku. Staram się jeść max do godziny po przebudzeniu lub po porannym treningu. To samo w przypadku kolacji. 20 najpóźniej wciągam kolację i nie ma później żadnego jedzenia. Tym oto sposobem budzę się głodna i chodzę spać z pustym brzuchem. I jeszcze odwyk od panierek. NIE JEM PANIEREK. Te trzy rzeczy to były największe wpadki mojego żywienia.
i chodzę spać z pustym brzuchem.


Myślę, że gdybym nauczyła się tego, to wystarczyłoby mi to. To jest nadal moja największa bolączka. Wieczory.  🤔 W ciągu dnia mam bardzo zdrowe nawyki. Jem systematycznie, zdrowo, w kaloriach się trzymam.
Nadchodzi godzina 19😲0 i zmienia się wszystko. Ja i świat wokół mnie. Gdyby mnie od 19😲0 do 22😲0 zamykali w klatce, byłabym chuda. Bo zwykle wszystko co nadrabiam, nadrabiam o tej porze.
Niestety to jest cholernie trudne i cholernie ważne. Ja potrafiłam przebalować całą noc i o godzinie 3,4,5,6 (w zależności od powrotu) zjeść obiad + deser. Czyli żarcia w granicach 700 kcal. Nie wspominając o konkretnym "doładowaniu" przed samym wyjściem, czyli w okolicach godziny 21. Dodajmy do tego alkohol i wychodzi dwukrotna dzienna dawka. Nie było siły na spalenie tego. Tym sposobem właśnie się załatwiłam.
Ja ostatnio miałam dwa dni kręcenia w głowie. Podniosłam sobie kalorie przez 2 dni do 1500 i się uspokoiło. Nie wiem, czy to też @ trochę nie działała, bo najpierw mi waga jednak skoczyła w górę, a teraz jest 67,9.
I tak oglądając sobie tabelkę, to już niedługo, za jakieś 3 miesiące  😁 , będę ważyć najmniej z Was wszystkich  😁
No ale ja mam 157...
JARA współczuję przeżyć, ja niestety teraz jestem w takim trybie, że zdarzają mi się takie wpadki z przesuwaniem posiłków.
Cierp1enie a ta waga wyjściowa to chyba była z synkiem w brzuchu nie?  😎

Tunrida mi się powoli zmieniają te wieczorne nawyki. Piję herbatę, potem drugą, potem Caro (bo inki nie było), czasem dwie herbaty i jest ok. Zresztą zazwyczaj jestem tak zmęczona, że mi się nie chce...

No i moja madre "dziecko, jezu, złamiesz się wpół, normalnie, zaraz cię wiatr przewróci, i złamie"  😁

Edit - aaaaaaaaaa! i wiadomość mojego dnia! kupiłam sobie wczoraj dwie bluzki w Orsayu w rozmiarze  S  😜
Nie no....mi też się zmienia. Często chęć zajedzenia czymś zapijam Inką z mlekiem. Albo warzywa na parze zrobię.
(NIGDY przed dietą nie jadałam tylu warzyw)
Zmienia się, zmienia.
Tyle, że jeśli mam przez cały dzień zjeść 1600, czy 1800. A przyjdzie wieczór i dojem 4 suche chlebki 100 kcal, gryza kiełbaski- 50 kcal i jabłko 50 kcal, to mam już dodatkowe 200 kal, przez które mój bilans szlag trafia.

Albo zostawiać sobie na wieczór większy zapas kalorii?
Jak będę u dietetyczki w sobotę, to spróbuję to obgadać. Bo mam bite 3 tygodnie zapisane w zeszycie, dzień po dniu co zjadłam. Każdy durny suchy chlebek, czy garść płatków do mleka. Wszystko mam zapisane.

I z tych zapisek np zauważyłam, że nie służą mi aeroby wieczorem. Bo zajadam je potem za mocno. Nie wiem, czy gdybym tego wszystkiego nie zapisywała, to czy bym zauważyła tę zależność.
Pokemon ja właśnie zrobiłam zwrot w zalando z bluzki 36 na 34  😎
pokemon Ski gratuluję i wagi najniższej i nie podjadania wieczorem  😅 Ale, żebyś nie osiadła na laurach powiem Ci, że ostatnie moje sportowe zakupy oscylowały w granicach rozmiarów xs - s, a mam 173cm wzrostu. Także do roboty.

tunrida ja próbowałam zostawiać więcej na wieczór, ale niewiele to dało w moim przypadku. Tylko wbijanie sobie do głowy, że nie mogę. No i to co ostatnio Ci pisałam. Przestałam ćwiczyć wieczorem  😉
Ja też nie mogę ćwiczyć wieczorem. Właśnie przez późniejszy głód. Radziłam sobie tak, że wypijałam po treningu np. kefir zwykły. Ale za to w nocy budziły mnie boleści brzucha. Mi najlepiej się ćwiczy w godz. 11-13. Ostatecznie 17-18. Całkiem rano (przed śniadaniem) wiem, że nie dałabym rady i zniechęciłabym się, a całkiem wieczorem mam ogromną głodzillę. 13-17 nie mogę bo po obiedzie muszę sporo odczekać do ćwiczeń.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
20 sierpnia 2013 12:59
Ja po wieczornych ćwiczeniach zajadałam głód warzywami- standardowo brałam sobie 100g chudego twarogu i do tego paprykę, jak byłam jeszcze głodna to dodatkowo ogórka. No i zapijałam herbatą 😉
To mi najlepiej ćwiczy się rano. Po południu różne rzeczy się dzieją, a rano jest spokój. Kiedyś wstanie przed 8 było dla mnie wyzwaniem. Teraz spokojnie od 6 jestem na nogach. Tylko, że 22 to dla mnie pora do spania. Tak się zaprogramowałam.
tulipan Marzę o tak zaprogramowanym dniu! 🙂 Niestety przy zmianowej pracy mojego K. to jest niewykonalne (jedynie jak ma nocki lub 3 zmiany wtedy da się).

Dziewczyny jak mi się w życiu zaczęło znów sypać... 🙁 Było tak dobrze, a już od wczoraj dwie bardzo złe wiadomości... 🙁 Jakbym nie szła do pracy to polazłabym do osiedlowych karków na "siłkę" i poboksowała w jakiś worek. Uciekam, bo makijaż jeszcze trzeba zrobić. Trzymajcie się!
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
20 sierpnia 2013 13:10
pokemon, ja miałam to samo! Dlatego przez kilka dni jadłam więcej. Tak mi się kręciło w głowie, ciemno przed oczami, rozmazywało mi się wszystko. Żyć mi się nie chciało. Więć pozwalałam sobie na więcej, no i waga podskoczyła.
Poza tym woda mi stoi jak w piwnicy. Rano 74,1, wieczorem 76,5kg - to ostatnio. Wczoraj rano 75,1kg, a dziś rano 76,1kg.
Od rana wypiłam litr herbaty zielonej i byłam raz w wc.
Pamiętam, że Ty też w okolicach tej wagi 74-75 też miałaś takie zawirowania.

Jak uda mi się zejść poniżej 70 to będzie dla mnie najtrudniejsza walka.

Cierp1enie a ta waga wyjściowa to chyba była z synkiem w brzuchu nie?  😎



2 dni po porodzie taka była waga 😡

oklaski za rozmiar S
JARA pocieszaj się  😁 mi wpadło +2 wtedy! I to tak prawie na stałe, potem poleciało.
A wczoraj jadłam pizzę  😜 no ale w kaloriach się zmieściłam  😜

Cierp1enie ja ważyłam 74, a potem dobiłam do 86  😵 Do wagi tutaj przyznałam się dopiero prawie 77.
Prawie 20 kilo za mną.

A ja niedługo kończę robotę i gonię na późny obiad. A po obiedzie na siłkę na swoja porcję aerobów. Nie chce mi się jak cholera, ale idę.  🤔 Z tym, że muszę sobie ten orbitrek przeplatać rowerkiem i bieżnią, bo jednak nudzi mi się tak w kółko i w kółko na tym samym pociskać.
Na szczęście nie przeszkadza mi, że po obiedzie. A i tak obiad dziś lekki będzie, bo rano za dużo zjadłam. Jara tak gadała o serku pleśniowym i skończyło się na tym, że kupiłam ten okrągły Mnicha. I zjadłam pół. A to 200 kcal dodatkowo. Więc obiad trzeba uciąć.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
20 sierpnia 2013 14:38
No, ja właśnie na obiad jem ser kozi pleśniowy (100g 294kcal) z chlebem sojowym.

I zaraz jadę na drugi koniec miasta, na koniec świata (gdzieś między Psim Polem a Kiełczowem)  😵 odebrać zamówienie. Przestało lać to chociaż rowerem zrobię te 30km 🙂
ash   Sukces jest koloru blond....
20 sierpnia 2013 14:40
JARA, nie boli Cię tyłek od tych km na rowerze?
Pytam, bo zastanawiam się czy to kwestia siodełka czy mojego dupska :/
Niemiłosiernie bolały mnie kości dupne po 4 dniach jazdy.
Koło Kiełczowa nadal pada, ale nie mocno  😉
ash, mnie na początku też. Ale potem się przyzwyczaił tyłek i przestało boleć, nawet jak dłużej nie jeżdżę. Ta pogoda mnie dobija, u mnie leje non stop.
Ale chyba w końcu kupię stacjonarny 😉
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
20 sierpnia 2013 15:01
JARA, nie boli Cię tyłek od tych km na rowerze?
Pytam, bo zastanawiam się czy to kwestia siodełka czy mojego dupska :/
Niemiłosiernie bolały mnie kości dupne po 4 dniach jazdy.


Bolał mnie jak wsiadłam na rower po zimie np. Grunt to mieć dobrze dobrany rozmiar roweru do siebie i dobrze ustawione siodełko. A jak nie to zostają spodenki z pampersem 😉 http://www.mikesport.pl/odziez-rowerowa/spodenki-rowerowe/damskie-spodenki.html
ash   Sukces jest koloru blond....
20 sierpnia 2013 15:19
o nie! żadnego pampersa! 😀
Dzięki epk, pocieszyłaś mnie.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
20 sierpnia 2013 15:20
Pampers to wkładka żelowa w kroku, której nie widać 😉
Właśnie oblazłm cały gabinet w poszukiwaniu mojej wody i nie ma!!!!!!!!!!!!!
Zrobiłam sobie herbatę.
ash   Sukces jest koloru blond....
20 sierpnia 2013 15:32
Pampers to wkładka żelowa w kroku, której nie widać 😉


wiem wiem, ale muszę być twarda 😀
Kurna ja nie mogę się przekonać do roweru, nie wyobrażam sobie walić tylu km, dupsko bym miała juz całkiem płaskie 😁 Na rowerze to ja się mogę przejechać do sklepu po loda  😜 Nie wiem czemu tak bardzo roweru nie lubię, tak więc podziwiam tych co robią długie dystanse.

A ja nie mogę sobie poradzić bez mojego telefonu, zepsuł mi się 1,5 mies temu i jest w serwisie, przez to nie mam dostępu do endomondo, bez którego żyć nie mogę. Mam jakąś starą nokie teraz w której endomondo mieć nie mogę. Nie mogę funkcjonować bez pomiaru tempa, dystansu, pomiaru spalonych kcal i tego wszystkiego co daje mi endomondo, byłam od niego uzależniona a okrutny los mi je zabrał  😀iabeł: Jak żyć?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się