Kacik rencisty-inwalidy itp.

Mam tu na mysli te czworonogi, ktore z roznych (zdrowotnych, innych) przyczyn nie moga juz byc uzytkowane pod siodlem, nie do hodowli, ogolem piszac ich utrzymanie jest co najmniej nieekonomiczne i stanowczo niezdroworozsadkowe  🙂.

A problemy zdrowotne - jak wielu z nas niestety zdazylo sie juz przekonac - przytrafiaja sie koniom i tym mlodym, i tym starszym ... choc czesto mlodym duchem  😉

W jaki sposob dbacie o Waszych rencistow, inwalidow ?
Z jakimi problemami borykacie sie na co dzien (zaczynajac od jakze czesto niejednoznacznej diagnozy  🙄 a co za tym idzie majac trudnosci z podjeciem zaleczenia - ZAleczenia, gdyz interesuja mnie te przypadki, gdzie na wyleczenie szans juz nasze konie nie maja !).

Czesto spotyka sie ogloszenia osob poszukujacych tzw zielonej trawki jak najtanszym kosztem. Przy czym tego typu oferta zdaje sie byc skierowana dla mniej wymagajacych czworonogow ?!

Czym wspomagacie Waszych ulubiencow - pasze, suplementy ?
Czy stosujecie systematycznie (np kwartalnie/ rocznie/ inne) jakies kuracje ?
Jakich warunkow dla nich szukacie ?

Jak z czasem zmieniaja sie Wasze konie (i fizycznie, i psychicznie) ?
Czy staracie sie z nimi pracowac inaczej, skoro siodlo odpada ? Np. krotsze lub dluzsze spacery w reku, praca z ziemi - ogolem wszystko to co nie oznacza wypuszczenia konia na padok / pastwisko - choc oczywiscie mam nadzieje, ze codzienny padok/ pastwisko jest dla nich podstawa egzystencji  🙂


Zachecam do wymiany doswiadczen.
W koncu zycie konskich inwalidow jest dla nas warte mnostwa wyrzeczen, mimo ich "bezuzytecznosci"  🙂
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
31 sierpnia 2009 20:10
To my się tu z Mona możemy dopisać🙂
Emerytka mimo niespełna 17 lat. Skokowa kariera, operacja niestety do tego zmusiły. Zadnia nóżka pozostała nie do końca sprawna i dziewczynka ma już wolne.
W pewnym stopniu praca pozostała ze względu na jej stan psychiczny. Wystarczą dwa trzy dni pobytu tylko na łące i czyszczeniu, bez jakiegokolwiek ruchu wymuszonego przez człowieka, koń staje się smutny i osowiały. Pracujemy na lonży dwa razy w tygodniu na czambonie, czasami z dwa razy w tygodniu wsiadam na spacer stępem na oklep (oczywiście za zgodą weta). Ale głównie nasza praca to spacery w ręku dookoła jeziora, czasami dłuższe do lasu, połączone z popasem. W lecie lubimy też pływanie.
Pasze i suplementy... Je to co reszta koni. Owies, łuskę ze słonecznika, siano, trawa. Raz w tygodniu mesz. W okresie jesień-zima-wiosna dostaje musli dla Seniorów. W okresie jesiennym dodaje do paszy suplementy na stawy. Do tego cały rok witaminy i olej.
Od jesieni stoi w derce. Ocieplane ochraniacze na nogi do boksu też przynoszą jej ulgę. Przy większych mrozach rozgrzewamy chory staw.
Niestety kobyła oprócz chorej nogi miewa problemy z kolkami. Średnio kolkuje co miesiąc, równo przed rują. Zaczęło się to 3 miesiące temu.
Mam ją ponad 4 lata i widze jak z roku na rok się zmienia. Z nerwowego konia zmieniła się w bardziej opanowanego, nie robi już nic na oślep, częściej myśli.
Wygląda i chyba czuje się dobrze. Mimo kalectwa jednak lekko pracuje, co uważam za potrzebne.

Pozdrawiam wszystkich rencistów i emerytów🙂
We wrześniu mija rok od decyzji o uśpieniu mojej inwalidki (ur.1995) . Wzięłam ją od poprzednich właścicieli z zesztywniałym nadgarstkiem, po drugiej stronie dziwnie ostawionym barkiem,  i przechodzonym parę lat ochwatem. Na SGGW prof. Kłos zajął się jej kopytami, potem przyjechała do domu. Sprawa wyglądała tak:
-bezpośrednio po korekcji kopyt koń leżał, mięśnie zanikały, powstawały odleżyny, ze względu na sztywny nadgarstek cały czas kładła się na jednej stronie,
-po jakimś czasie zaczynało być lepiej, mięśnie na tyle na ile było to możliwe odbudowywały się, odleżyny wreszcie goiły, ale... pojawiała się ropa na koronce, bo jednak buty były za ciasne, a większą masę musiały dźwigać. I znowu problem z poruszaniem się.
-i następna korekcja...
Za którymś razem nie wytrzymałam.
Co do innych rzeczy, jadła Eggersmana i Havensa na kopytowe i stawowe sprawy, toaleta odleżyn, stała na trocinach, bo róg kopytowy był początkowo fatalny i miała bardziej sucho do leżenia, na trawę miała blisko bo zaraz za drzwiami boksu.
Ja nie jestem pewna, czy tu powinnam pisać.

Kuc po dwóch ciężkich toksycznych ochwatach i w końcu złe werkowanie doprowadziło , że okresy bez kulawizny było coraz krótsze- to już trzy lata .

Ale ja nie uważam go za inwalidę 🙂
Postawiłam na inną metodę strugania  i tak jest robiony od 3 miesięcy.

Porusza się  teraz zdecydowanie lepiej 😀
Zdjęcie z niedzieli - to ten mały na dwóch nogach.


Wcześniej chodził w tereny pod siodłem.
Od grudnia ma  L4 .
Czasami na krótkie spacery w ręku ,  miał  pozostawiony wybór czy wychodzi na łąkę, czy zostaje w stajni.
Jak bardziej obolały to polegiwał , ale bez żadnych skutków ubocznych.
Ja jestem ciągle przekonana, że już niedługo będzie znowu chodził w tereny pod jeźdźcem, co zresztą bardzo lubi.

Na razie to po prostu domownik 🙂

Zadnej specjalnej diety, ani suplementów już nie dostaje .
Wcześniej dostawał, bez żadnego  pozytywnego skutku


Drugi nie jest inwalidą, choć wcześniejszy uraz ścięgien spowodował wykrzywienie  jednej tylnej  nogi.
Oczywiście nie jest to koń do cięższych jazd, bo ta noga jest jednak wrażliwa na obciążenia.
Większość czasu spędza beztrosko  na łące , ale poza upałami lekko pracuje kilka razy w tygodniu.
🙂


To jednak chyba nie są inwalidami.



i ja mam jednego konika, kochana kosiareczkę Sonkę. Jest to mój najkochanszy konik. Tyle w swoim krótkim życiu zaznała biedy ,ze wszystkich jej poprzednich włascicieli to chyba bym pobiła. 😤
Sona ma miękką pęcinę w zasadzie to o takiej postawie nózek mówi się już jako niedzwiedziej pęcinie, do tego lekki przykurcz jednej nózki i strasznie miękkie kopyta.
I wspaniały podkuwacz p Durka mógł tylko jej pomagac zakładając podkuwki ortopedyczne po których mniej kulała.
Dzis Sonia jest w szpitalu. Rokowania dobre, weci mówia ,że nie będzie cierpiała. Wyczyscili nóżki z ropy (musiała się pdbic a my ,że wiecznie kulała nie zwócilismy uwagi) usnuneli maz ze stawu kolanowego i ... i ma miec operację przykurczu nóżki. Pewnie nigdy juz nie będzie wierzchowcem ale dla mnie nie ma to znaczenia ,mam inne zdrowe koniki do jazdy. Da mnie ważne aby dziewczynka żyła bez bólu. Mam spore pastwiska wiec niech sobie je kosi, pewnie lekarze zarządzą rehabilitację- jeszcze na ten temat nie rozmwaiałam. Na razie odwiedzam ją codziennie w szpitalu.
Jako ze znam Sonie i wiem ze jest bardzo towarzyska i mimo tego co przeszla u poprzednich wlascicieli ufna to trzymam za nia kciuki, mam nadzieje ze juz niedlugo leczenie przyniesie pozytywne skutki. 😅
I ja Basiu mocno wierzę w pozywtywne wyniki leczenia Soni. Jak sami wiecie kosztuje to mnóstwo forsy i czasu ale nic to Sonka ważniejsza.
I ja nie wiem jak to sie stało ,że klacz po takich przejsciach jest tak ufna i tak kochana. Kocham i ja ja za to ,dzielna jest dziewczynka.
[quote author=baba_jaga link=topic=8951.msg326284#msg326284 date=1251739570]

Z jakimi problemami borykacie sie na co dzien (zaczynajac od jakze czesto niejednoznacznej diagnozy  🙄 a co za tym idzie majac trudnosci z podjeciem zaleczenia - ZAleczenia, gdyz interesuja mnie te przypadki, gdzie na wyleczenie szans juz nasze konie nie maja !).


[/quote]

Myślę, że we właściwej diagnozie jest największy problem.

Brak specjalistów, niedostępność zwykłych narzędzi diagnostycznych, jak RTG, UGS, laboratoria zwierzęce.
Brak dobrych kowali , podkuwaczy .
Brak nowej literatury, opracowań współczesnych co do terapii.
Rehabilitacja, to czas, czas.

Psychicznie taki koń oczywiście podupada, zwłaszcza w relacjach w stadzie .
Chory koń  często traci swoje nadrzędne stanowisko ( jeśli je miał) .
Ja często musiałam interweniowac, żeby zdrowy duży nie wykorzystywał nagle osłabionego wodza.

Taki chory koń wymaga więcej uwagi człowieka, zresztą pokornieje szukając pomocy.

Jeśli chodzi o zapewnienie ruchu takim koniom, to zdaję się na ich instynkt.
Jak ma ochotę pochodzić na lonżowniku, to chodzi, jeśli widzę, że niechętnie, to daję spokój.
Drugi ze problematycznymi  ścięgnami sam wybiera sobie drogę w terenie .
Ma tendencję do ślizgania się tę nogą po trawie w obcym miejscu, woli twardą drogę, asfalt - ja pozwalam na to.
Jeśli ma obawy co do szybszego chodu na innym podłożu, to też nie nalegam, pozwalam powąchać i samemu zdecydować.
Na szczęście nigdy nie zakulał, choć ze dwa razy miał trochę opuchnięty staw.

Stawiam też na wzmocnienie ścięgien, a nie na ich chronienie.
Dlatego żadnych owijek, ochraniaczy .
Kuc oczywiście na tereny ma zakładane buty , ale może też już niedługo 🙂


 
oj Guli jak ja się zgadzam z Twoja wypowiedzią. Sonia zajmujemy się już od jakiegos czasu. Najlepsi weci, dobrzy podkuwacze (p Durka, p Ciołek) zdjęcia rtg robione na miejscu i.... i nic i kopytko poprostu się rozpadło. 😀iabeł: a wetka powiedziała mi ,że kon juz do niczego ,że trzeba uspic.
Dopiero dr Samsel w szpitalu na Służewcu podjął się operacji. Juz jest po pierwszym zabiegu- usuniecie ropy, usunięcie mazi ze stawu kolanowego -teraz dostaje antybiotyki i czekamy na drugi zabieg, usunięcia przykurczu. Lekazre na Służewcu każą mi byc optymistka, mówią ,że będzie okey.
My tsknimy za Sonia, tęskni za nia malenki Maszek.
Nie wiem ,czasem myslę,ze czegos nie dopatrzyłam,ze mogłam dla niej zrobic wiecej,ze może inni weci ....

Nie wiem ,czasem myslę,ze czegos nie dopatrzyłam,ze mogłam dla niej zrobic wiecej,ze może inni weci ....


Takie wyrzutu sumienia tez miewam 🤔

Choć pewnie niepotrzebnie, bo człowiek - laik  jednak wierzy specjalistom, ufa , ze zrobią dobrze.
Tylko pogodzic się z wyrokiem " nieuleczalane" nie potrafiłam.
hmmm, wlicza sie w to kon, ktory ze wzgledu na uraz psychiczny i trudny charakter nie nadaje sie do zadnej pracy??? tzn jest zdrowy ale na tyle trzasniety, ze niebezpieczny dla czlowieka w pracy.
To inwalida całą gębą 🙂

Jak przeglądam wątki, to większość  koni tam "obecnych" można podciągnać pod tę kategorię 🤔
nie sadze. mam tak popie....ona kobyle, ze nie ma mocnych. tzn z ziemi juz w tej chwili ten kon moze byc obslugiwany przez kazdego (choc nie bylo tak kiedy przyjechala). natomiast do jazdy, choc ujezdzona, sie nie nadaje. jeden dzien ma ok to chodzi, ale innego dnia dostaje amoku i nie patrzy nawet na to czy sobie krzywde zrobi. nie mowiac juz o tym, ze proba wsiadania z batem w prawej rece jest bardzo ryzykowna. w lewej mozna miec. to chyba jest taki mentalny kaleka 😉 choc moze jeszcze cos z niej bedzie?? ona moze potrzebuje jeszcze wiecej czasu...
nie sadze.


Pisząc o większosci koni miałam ma myśli inwalidztwo fizyczne 🙂

Bo  w wielu  wątkach  konie  maja problemy z nogami - kulawizny, z grzbietami , alergie itp 🙂
Dlatego zastanawiam się, czy środowisko  ludzi tak działa na konie?  😲
dempsey   fiat voluntas Tua
02 września 2009 23:12
hmm my mamy przypadek, ktory kojarzy mi sie z opowiadaniem S. Mrozka o kotku (kotek bral na siebie konsekwencje zlego postepowania wlasciciela, np. wlasciciel pil, ale nie mial kaca, za to kotek mial parchy, z uplywem czasu kotek mial sie coraz to gorzej itd itp) 😉

to taki troche smiech przez lzy, bo z koniem mamy czarne przygody.
kupiony ogierkiem w wieku 4 lat, hodowla prywatna, papier polhanowerski, rocznik 96. mial byc do malego sportu.
zaczelo sie rysikiem, chyba 3mce od zakupu. od tej pory byl traktowany jak smierdzace jajo, dlugo rozprezany, chroniony przed korzeniami w lesie, ogolnie pracowany delikatnie. i co? i pstro..
ochwacil sie na przod. lekko, ale jednak. weci nie byli zgodni dlaczego. na tle uczuleniowym (jedna z teorii)
jak wyszedl z tego, to pochodzil z pol roku i dostal mega nakostniaka.dlugo z tym walczyl, step na lonzy stal sie jego specjalnoscia.
gdy nakostniak sie wchlonal, nastapil krotki okres zdrowotny. po drodze byla kastracja.
zdrowy stal w boksie, gdy nagle nastraszyl go kot (naprawde) i kon targnal sie, poslizgnal i upadl. proby wstawania z betonu (bylo ich 5 i byly one paniczne) skonczyly sie uszkodzeniem kosci i przyczepu miesniowego w obrebie biodra. kon przez tydzien nie ruszyl sie nawet na 1 cm. prog wys. 10cm byl dla niego nie do przejscia przez kolejny miesiac. potem sukces - spacerki krokiem o dl. 30 cm az do konca korytarza stajni. itd itd. po roku rehabilitacji kon byl w stanie zagalopowac luzem. od tej pory jego ruch byl po trzech sladach i wyraznie krotszy wykrok jednego tylu.
przy biodrze pierwszy raz uslyszelismy rade "uspic". po dwoch latach weterynarz nie dowierzal, ze ta kaleka moze jednak czuc sie dobrze i przemieszczac sie swoim chodem kaczki swobodnie.
gdy czul dobrze jako rencista, odnowil sie nakostniak. po pol roku  udalo sie go znowu zaleczyc.
i najswiezsza sprawa: miesiac temu wracajac z padoku wrylo go w ziemie. nie chcial drgnac, noga w gorze. sprowadzony na silnych p.bolowych, po rtg diagnoza: zlamanie kosci podudzia. jak? tego nikomu jeszcze nie powiedzial. nie wiadomo. nie skutkiem kopniecia.
uslyszelismy ze jesli sie nie polozy przez 2-3 tygodnie to moze bedzie chodzil (czyli zyl). oczywiscie po pierwsze poradzono nam uspienie. wytrzymal te 3 tygodnie. polozyl sie pierwszy raz kilka dni temu. raz wstaje sam, raz trzeba go podnosic. teraz bedzie sie kladl pewnie codzien (przerabialismy to przy biodrze, jazdy o 2 w nocy zeby go podniesc).

ten kon jest w stanie uszkodzic sie w okolicznosciach w ktorych nie zdola tego zrobic zaden inny kopytny. w bardzo bezpiecznym i sprawdzonym boksie zaczepi sie kantarem o skobel i rozbije sobie czolo do kosci. albo jak teraz - w spokojny dzien na padoku, wsrod znajomych koni, zlamie sobie noge. naprawde jest to jakis wyjatkowy egzemplarz.
jednoczesnie doskonale radzi sobie z tym psychicznie. juz od wczesnej mlodosci zaprawial sie w stepowaniu godzinami, tygodniami.. pogodzony. teraz jak wstaje w boksie z tym swoim zlamaniem, to jak rasowy kaleka - bez zadnej paniki, powolutku, kawalek po kawalku. doswiadczony w niepelnosprawnosci.
jednoczesnie chce zyc. po zlamaniu pokrzepil nas wyglad jego pyska: dosyc pogodny, w oku jakis taki optymizm, apetyt normalny. dlatego mamy nadzieje ze przezyje i to....
stoi w stajni angielskiej, wychodzi (o ile akurat moze..) na caly dzien na padoki z zalecenia weta. nie je nic specjalnego, dobre siano, olej i garstke owsa. dostawal Gonex ale niewiele to dalo.
teraz oczywiscie dostaje rozne suplementy itp (dzisiejszy rachunek w aptece ok 500 zl).

nie wiem co z nim dalej bedzie - w sensie czy to juz koniec jego klopotow. kon zagadka. czasem zartujemy ze zapiszemy go na  paraolimpiade dla koni jesli takowa sie odbywa. eh.
mozna powiedziec ze pechowiec. ale jednak  przezyl juz druga awarie zagrazajaca zyciu. wiec moze szczesciarz?
nie wiem.
jestesmy na niego skazani, na niego i jego przypadki... wczesna siwizna gwarantowana.

pozdrowienia dla wlascicieli rencistow
A ja tak pytanie "obok" ale w sumie też na temat.

Jak wycenić takiego konia?

Rodzina chce kupić dla towarzystwa swojemu wałaszkowi niespełna 16-letniego wałacha po karierze ujeżdżeniowej z zaawansowanymi zmianami zwyrodnieniowymi w prawej przedniej nodze i szpatem w tylenj.
Wałaszek może chodzić co najwyżej stępem po 15-20 min pod siodłem, a tak nadaje się tylko do kochania 💘
Jest ugodowy w stosunku do innych koni, mega spokojny w obsłudze.

Rodzinka to ludzie odpowiedzialni, świadomi wydatków i odpowiedzialności związanych z posiadaniem chorego konia.

Chcą odkupić tego wałacha od dziewczyny, która wprawdzie go utrzymuje, ale kompletnie nie ma dla niego czasu (przez ostatni rok widziała go 3 razy), zdarza jej się zaniedbać kowala, weta itp.
Nie ma w planie go wysyłać na rzeź czy coś takiego, ale też nie ma nic przeciwko odsprzedaży komuś kto będzie mieć dla niego więcej czasu.

Więc jak myślicie ile można dać/chcieć za takiego konia?
Bo do ceny jeszcze nie doszli i nie wiedza ile zaproponować za siwka


Więc jak myślicie ile można dać/chcieć za takiego konia?
Bo do ceny jeszcze nie doszli i nie wiedza ile zaproponować za siwka


Ile można chcieć za konia ze zrujnowanym zdrowiem?

Tak uczciwie to nic, albo przysłowiową złotówkę.
Uczciwie dla siebie i konia, który staje się inwalidą w wieku 16 lat.

Realnie, to w cenie żywca.
O ile kupuje się bez emocji 🤔
Też własnie tak myślałam, aby po cenie brzydko mówiąc mięsa, bo tylko tyle tak naprawdę taki koń jest wart.

Czyli za konia 500 kg ile to jest?
2 tyś?
to tak trudno powiedziec- ile dac za konika chorego? Ja za Sonieczkę dałam 3000 zl i gdyby chieli wiecej pewnie tez bym dała. Tak mi było i jest mi nadal jej żal. Ja się nie nadaję do kupowania konskich "bid" zbankrutowałabym szybciutko a cwaniacy wyczuwają takich ludzi jak ja.
A ile naprawdę kosztuje mnie Sonia i jej utrzymanie? Kurcze za te pieniądze mogłabym miec suuuuper konika ale to nie byłaby moja Sonia. 3x szpitale = transporty do szpitali, wetka do usuwania ropnia przy kręgosłupie , leki na wrzody i teraz operacja. Czy to koniec? Nie wiem , wiem jedno dopoki bdę mogła i dopoki weci twierdzą ,że ma szansę życ normalnie jak zdrowy kon dotad będę ją ratowała i leczyła. Gdyby zas powiedzieli ,że to finito no cóż , jesli miałaby życ bez bólu też będę ją kochac i też będzie żyła. Jedynie na co nie pozwolę to na cierpeinia bez potrzeby ,na cierpienia bez szans na poprawę. Nie chę aby zwierzę cierpiało tylko po to abym ja psychicznie lepiej się czuła bo niby pomagam. O,nie to byłby egoizm. Niestety znam sama wielu takich ,którzy trzyamają chore czasem beznadziejnie chore zwierzę ,cierpiące, wijące się w bólu na lekach usnieżających ból i nazywają się wybawcami zwierząt. Takie działania zdecydowanie potępiam. Choc i mnie niewiele brakowąło do podobnego postępwania. Było to w przypadku mojego śmiertelnie chorego psa, którego tak kochałam, gdzie chciałam aby żył i żył a zwierzę cierpiało. Rodzina za mnie zdecydowała o przerwaniu cierpienia zwierzaka i jestem im za to wdzięczna. Byłam egoistką , kochałam "jednostronnie" i dla własnego ja - chciałam aby pies żył.
Sonia ma wielką szansę i zrobię wszystko aby temu konikowi pomóć. Ma szansę i nie interesuje mnie ile to będzie kosztowało- najwyżej sprzedam samochód, wezmę kredyt hipoteczny a wykorzystamy tą szanę.
BASZNIA   mleczna i deserowa
03 września 2009 16:26
To ja sie dopisze z mezowską Betą- rocznik 1992, zlamana przednia noga w pecinie, moze pamietacie-w efekcie niezginalny staw pecinowy i totalna emerytura- w roku 2006-mlodo...

Teraz flegmona na tylnej nodze, na razie raz stan ostry raz wznowa-pozostala sloniowacizna , pierwszy raz zle leczona przez weta, zmiana lekarza przyniosla efekty ale slady zostaly. Wznowa bez powodu, szybko na szczescie wet zadzialal i przeszlo. A flegmona pojawila sie od malenkiej ranki na nodze-nigdy sobie nie wybacze ze ją zbagatelizowalam-ranka wielkości 3 na 3 mm, jak ugryzienie owada.

Z ciekawostek odpadl jej ostatnio koniec ogona -chyba inny kon ugryzl-wet nie ma pomyslu...po prostu odpadlo ok 2 cm rzepa. zagoilo sie, tylko ogon krotki...

Znacie wiekszego pechowca?
To ja tez się tu torche nadawałam z Kogą. W styczniu 2006 miała wypadek.. Mocno rozwaliła sobie brzuch. Szanse miała 15-20%.Ale jakoś się udało. Wet jeździł do niej dwa razy dziennie. Szyta była kilka ładnych godzin. I biedaczka jeszcze do 3 miesięcy po wypadku nie mogła się położyc (chciała ale nie można bylo jej pozwolic ze wgl na szwy). Potem troche jej się to "babrało" ropą. MYślałam ,że juz nigdy na nią nie wsiąde.Ale może chodzic pod siodłem i chodzi.Ale nie intensywnie. Teraz ma juz tylko blizne na brzuchu. Od tamtego czasu troche się zmieniła ;] przywyczaiła się bardziej do mnie.Bardziej się do niej przywiązałam.Jednak zrobiła się leniwa i jej nie przemęczam

kilka mięsięcy po wypadku--troche widac na brzuchu




i teraz




Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
03 września 2009 18:09
Kasija, ja ją będę wiecznie kochać platonicznie - za Ciapka 😉
miło każda miłosc jest dobra nawet ta platoniczna  💃 a Ciapek jak mówisz to pewnie teraz coś koloru jak mamusia  😁
dempsey   fiat voluntas Tua
03 września 2009 19:54
Znacie wiekszego pechowca?


hmmm nie chce wchodzic w licytacje ale... :emota200609316: :allcoholic: :emot4:
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
09 września 2009 21:05
To ja się wyżale...
Nasza codzienna "praca" z ziemi układała się dobrze. Nagle kobyłka szła nieregularnie, wszystkim wydawało się, że kuleje na przód. Przyjechał wet, pooglądał i stwierdził, że kulawizna jest od zadniej chorej nogi. Porobił zdjęcia i okazało się, że ostry stan zapalny. Leczymy się jakimś syropem przeciwzapalnym i przeciwbólowym. Kuracja trwa 5 dni jeśli się nie poprawi to... tak już zostanie 😵
Jakby tego było mało mamy też zapalenie spojówek i ponoć troszkę Monie się schudło. Już nie mówiąc o zbliżającym się terminie cyklicznych kolek... Nie miała baba problemu to sobie konia kupiła 😁

A jeszcze jedno... Podajecie swoim emerytom jakieś suplementy na stawy? Jakie? Bo muszę coś profilaktycznego kupić.
Pozdrawiam cały Kącik i życzę zdrówka!  :kwiatek:
dempsey   fiat voluntas Tua
10 września 2009 01:42
robaczek, na stawy m.in. Gonex
cudow u nas nie zdzialal, ale cos tam pomogl.. drogi niestety jak diabli

nasz pechowiec nieco lepiej. co noc sie kladzie  i od kilku dni sam takze sam wstaje, juz bez pomocy. pierwsze stepy w reku. wet gdy go zobaczyl, byl zaskoczony jego dobrym stanem, lecz po obejrzeniu rtg juz nie tryskal optymizmem. do zalania zostalo jedno spore pekniecie... mamy sie jeszcze nie cieszyc.  🙄

a w sasiedniej stajni kilka dni temu uspiono konia ktory mial b. podobny uraz, byl w podobnym wieku, i w takim samym etapie zdrowienia.. juz bylo dobrze, ale przy wstawaniu  🤔 niestety. szkoda zwierzaka, bardzo fajny kon. i do tego prowadzil go ten sam weterynarz.
wiec modlimy sie codziennie rano aby nasz kopytny nie powtorzyl tego scenariusza. pociecha w tym, ze b. schudl (lekki) i bardzo ostroznie wstaje, na raty.
zeby tylko sie pozrastal, i juz bezpiecznie kustykal. najgorsza jest niepewnosc.
BASZNIA   mleczna i deserowa
10 września 2009 07:23
[quote author=BASZNIA link=topic=8951.msg328377#msg328377 date=1251991590]
Znacie wiekszego pechowca?


hmmm nie chce wchodzic w licytacje ale... :emota200609316: :allcoholic: :emot4:
[/quote]
buahahahahahaha, racja, Dempsey 😉. Cuż, obie mamy porządne porcje koniny 🙂.

Guli, możesz powiedzieć jaką metodą jest strugany Twój ochwatowiec? Wiesz , chodzi mi o Kresika 😉

No bo w sumie ja mam juz 2 rencistów- doszedl kucyk Kres- poochwatowy i bardzo kiepsko chodzący. Wiem że jest wątek o ochwatach i tam rady dot. werkowania, ale niestety więcej tam slownych przepychanek pomiedzy Strasserowcami i klasycznymi, a ja mam za wolnego neta aby przez to przebrnąć 😉
😀
Jest strugany metodą zbliżoną do dr Strasser , choć  mniej radykalną.
Czyli przywracany prawidłowy kształt kopyta nie kilkoma tylko cięciami, ale stopniowymi.
U mojego kuca dodatkowym problemem jest płaska podeszwa, przez co często podbijał się.
Choć to też pewnie efekt ochwatu , bo wczesniej żadnych problemów z podbijaniem się nie było.
Jest strugany co dwa tygodnie , choc powinien być częściej- ale za daleka odległość do strugacza 🙂
Ja w między czasie  trochę tarnikuję sama.

Ogólnie, to mocno skrócony pazur, bo już martwy i stopniowe obniżanie wysokich piętek- to idzie najwolniej.
Z podeszwy jest tylko zdejmowany martwy róg- przód i strzałka ( poza grotem) nie jest ruszana.
I czekamy, aż podeszwa  urośnie grubsza, żeby nie odczuwał boleśnie każdego kamyka.
Trwa to już trochę ponad 3 miesiące - bywają okresy kiedy kuc biega, bryka radośnie , ale są dni , kiedy ostrożnie porusza się po twardym.
Po trawie, miękkiej ściółce już swobodnie.

Generalnie teraz to sprawa płaskości , ale już nie ochwatu.

Pozdrawiam cieplutko Kresika 😀
Szetlandy są wytrzymałe, mają bardzo silny instynkt samozachowawczy, więc i Kresik wydobrzeje.
😅wczoraj odebrałam swoją Soniulkę ze szpitala, nauczono mnie zmiany opatrunków. Lekarze mówią ,że wygląda to dobrze a mi... prawie się słabo zrobiło jak zobaczyłam tą biedną nóżkę. Nic pozostaje mi wierzyc wetom ,że jest lepiej i będzie dobrze.
Oddano mi ja pomimo ,ze ma miec jeszcze jedną operację Dlatego ,że jest w tej chwili za słabiutka i wet ma obawy ,że po zabiegu by się nie wybudziła.
Więc mam ja przez 2 miesiące doprowadzic do lepszej kondycji.
A ja jak dziecko cieszę się ,że jest z nami, nie było jej ponad miesiac. Jak wczoraj ją przywiozłam to malutka od razu poszła dos wojego boksiku , rżała i wzywała stado -jak pięknie się wszystkie witały.
Muszę jej pomóc ,ona musi normalnie życ. Pogodziłam się z tym ,że wierzchowcem to Ona już nie będzie ale marzę o tym aby przestała życ w bólu aby mogła radosnie razem z innymi pobiegac po pastwiskach.
Dempsey- kiedy msc temu rozmawiałam z dr Golonką na temat Gonexu i innych tych preparatów na stawy to mnie przestrzegł, abym za bardzo nie ufała w cudowną moc, bo w 80% są to preparaty placebo
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się