Psycholog terapia psychoterapia - lek na wszystko?

Odnoszę ostatnio wrażenie, że niemal na wszystkie problemy w życiu radzimy sobie nawzajem wizytę u psychologa, terapię etc. Sama jestem w trakcie jednej, ale w sumie nie o tym chciałam. Czy nie jest tak, że wpadamy w pułapkę tego, że niemal ze wszystkimi problemami decydujemy się dzielić ze specjalistami? Psycholog sportu, psycholog dla dzieci, dla dorosłych dzieci alkoholików, dla, dla, dla. Ok, jest to na pewno ważne, na pewno pomaga, nie chcę w żaden sposób umniejszać pracy terapeutów, bo jak mówiłam, sama korzystam i naprawdę czuję, że to pomaga, ale dzisiaj mi ręce opadły. Mój dobry znajomy ma żonę psycholog, trenera (a nie, przepraszam, coacha 🙄 ). Będą się najprawdopodobniej rozwodzić i co proponuje mu żona? Terapię na wspólne rozstanie 🤔 Wiecie co..no witki mi opadły. Patrzyłam sobie z boku na ich małżeństwo, na chodzenie na terapię z problemem tym, z tamtym, z owamtym. Ich małżeństwo to idealny przykład na kompletne przegięcie z zakresem wpuszczania terapeutów w ich związek. Mam wrażenie, że już nie potrafili sami ze sobą rozmawiać o problemach, szukać samemu rozwiązań, lekiem na wszystko była terapia..i płacz, bo oczyszcza. Wspólny 🤔wirek:

JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 lutego 2013 20:30
lekiem na wszystko była terapia..i płacz, bo oczyszcza
Serio, myślałam, że to tylko w amerykańskich filmach.

Terapia dobra rzecz o ile prowadzi ją kompetentna osoba. Jednak uważam, że co za dużo to nie zdrowo. Są różne powody wizyt u psychologów, psychiatrów, terapeutów, ale mam wrażenie, że robi się to coraz bardziej popularne u nas w kraju i zaczynają robić z tego biznes. Modny biznes, który niestety ciągnie kasę, a pacjentowi nic nie daje.
Jara, dobrze to ujęłaś. Pomoc psychologa bywa naprawdę zbawienna, ale patrząc na ich małżeństwo odnosiłam wrażenie, że to zakrawa na jakąś paranoję. Naprawdę, był wspólny płacz..jak to usłyszałam, to padłam. Myślałam, że nic już tego nie przebije, ale jednak pani coach mnie zagięła, wspólna terapia na rozstanie 🤔wirek: I ciężko mi to zrozumieć, bo przecież takie decyzje podejmowała osoba, która JEST psychologiem. Każdy z naszej "paczki" mówił, że przeginają z tą ilością terapii, ale odpowiedzią było zawsze tłumaczenie, że ona wie co robi, że są naprawdę szczęśliwi, że przeżywają wszystko razem.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 lutego 2013 20:48
Ja im więcej siedzę w temacie, tym więcej osób bym na terapię wysłała. Bez beki 😀
Bo na przykład widzę, że nie są szczęśliwi, a siedzą w błędnym kole nieświadomie podejmując ciągle te same decyzje i sami się sabotują. I jest mi przykro.

Coaching jest fajny jeśli chodzi o biznes i ścieżki rozwoju kariery, ale na przykład szkolenia coachowskie to już niezły hardkor, tam ludzie czasem wyglądają jak z sekty...

Dobra terapia powinna się kończyć na tym, że człowiek przestaje potrzebować terapeuty, bo sam na narzędzia dzięki którym sam potrafi rozwiązywać swoje problemy. Gorzej jak terapeuta kiepski =(
Duzo prawdy jest w stwierdzeniu, ze terapeutami zostaja osoby majace problemy ze soba i sami wymagajacy terapii. Haha, powiedzialam to ja studentka psychologii  😀 😎
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 lutego 2013 21:10
Ja uważam, że to psychiatrzy są pierwsi do leczenia  😀iabeł:  😁

Tunrida  :kwiatek:  😁
Kiedyś ludzie kierowali się w życiu... różnymi innymi rzeczami. Różnymi. Wiarą, religią, obowiązkami, konwenansami... - nie wartościuję. Dziś wszystko sprowadzamy do emocji. Lub widzimy, że wszystko sprowadza się do emocji (nie jestem pewna jak jest). Dzięki terapii układy emocji można zrozumieć, ale poradzenie sobie z nimi to już inna bajka.
Dopóki będziemy na łasce własnych emocji nie będziemy panować nad własnym życiem (o tyle, o ile to panowanie jest możliwe) - czy z pomocą terapeuty czy bez.
Coraz częściej wydaje mi się, że emocje - to tylko maja. Ot, gruczoły dokrewne wyrzucają do krwi to i owo na podstawie naszych przeświadczeń i doznań.
Ale człowiek wyprany z emocji - to jakby zoombie, nie? Trudne.
Nie znam nikogo, komu terapia pomogłaby długotrwale i na wszystkich polach. Ot, przechodzenie z jednego kanału w inny. Życie to nie jest bajka.
Emocje adekwatne. Nie znam nikogo, kto miałby zawsze emocje adekwatne do sytuacji.
Za to jestem pewna, że jeśli za bardzo przejmuję się emocjami (i innymi bzdurami  😉) to jestem w czarnej d*.
Nie spotkałam się z terapią skutecznie uczącą dystansu - ot, postrzegania siebie jako człowieka w kondycji ludzkiej, bez przegięć i bez dążenia do doskonałości/boskości. Komuś zawsze jakoś się pomerda.
Dla mnie to takie "warszawskie" ... wydawanie kasy na jakiś coachów, i innych czarodziejów - nie rozumiem jak obca osoba miałaby mi pomoc w biznesie - co zna sie? Siedzi w niej? Zna specyfikę?
płacenie kasy obcej osobie - zamiast pójść na spacer, pobawić sie z dzieckiem, poświęcić hobby...

Jeszcze rozumiem pomoc w depresji - ale w innych sytuacjach?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 lutego 2013 21:24
Dodo - to nie musi być obca osoba. Często odpowiedni ludzie w korpo są coachami i pracują nad projektami, mając coachowskie podejście. I coaching zakłada, że coach nie skupia się na temacie, a na kliencie. I to klient ma się znać na tym co robi.
Mocno siedzę w środowisku ludzi i prowadzących terapię i chodzących na terapię. Cóż, ja widzę że to działa i że ludzie z wielką radochą opowiadają ile się w ich życiu zmieniło i ile zobaczyli. Tyle, że ja siedzę w środowisku ludzi dobrze wyszkolonych, przesianych przez szkoły. Jest w Polsce masa konowałów, bez żadnego przygotowania, tylko z powołaniem, jak to ujmują. A takie powołanie to 1/5 skuteczności, max. 4/5 po prostu partaczą.

Co do przegięcia z psychologami na każdym kroku - ojj tak, zgadzam się! Znam terapeutów prowadzących terapię przez "ponowne narodzenie się" - pacjenci dosłownie mają za zadanie prześlizgnąć się przez wąski mokry tunel, tak jak w czasie prawdziwych narodzin, i to dla nich oznacza nowy początek 😀

Też nadmiar diagnoz u dzieci mnie wkurza. Same ADHD, zaburzenia zachowania i milion dysmózgowi tam, gdzie absolutnie nie ma mowy o żadnym zaburzeniu, a tylko daje rodzicowi wymówkę a dziecku łatkę na całe życie.

Widzę za to sporą przestrzeń dla rozwoju terapii par i rodzin. Dla mnie to jest świetna sprawa, miałam okazję obserwować i działy się świetne rzeczy.

W Polsce to jest tak nierówno. Albo ludzie, którzy zdecydowanie powinni pójść na terapię nie chodzą, albo jakieś oszołomy mają psychologa od siebie, od małżeństwa, od dziecka, od nałogu i dodatkowo coacha od biznesu. Mało po środku coś.
Ja uważam, że to psychiatrzy są pierwsi do leczenia  😀iabeł:  😁
E tam, psychiatrzy to lekarze, najpierw muszą przebrnąć przez studia medyczne, potem przez specjalizację. Za trudne i za czasochłonne dla osób, które chcą się dowiedzieć 'co z nimi nie tak'.
Potem co najwyżej mogą nabrać jakichś 'odruchów' od pacjentów, ale motorem działania przy wyborze zawodu raczej nie jest samoleczenie.

Psycholodzy to z kolei inna bajka, jeszcze mi się nie zdarzyło spotkać takiego, który by sam nie miał jakichś poważniejszych problemów ze sobą przed/w trakcie studiów. A potem jest tylko gorzej, bo ciężej takiego leczyć.
Potwierdzam.
Jeśli jakiś lekarz ma zaburzenia psychiatryczne, które należy leczyć lekami, to raczej nie pcha się na psychiatrię, tylko ucieka od niej. Nie afiszuje się ze swoim zaburzeniem, tylko raczej je ukrywa, jak najdalej od psychiatrii.
Co do "udzielania się od pacjentów"- mit. Nie da rady zarazić się schizofrenią, ani depresją, ani nerwicą.

Natomiast zachowania psychiatrów mogą być nieco inne od zachowań innych lekarzy, jednakże z tego co obserwuję, często są to zachowania świadome i mają za zadanie charakterystyczne kreowanie swojej osoby? Takie są moje obserwacje. (Temat ciekawy by go sobie rozwinąć w gronie. Tyle, że grono na pytania "jak jest na psychiatrii, w porównaniu do innych oddziałów" jednogłośnie odpowiada " u nas jest NORMALNIE, w przeciwieństwie do gabinetów lekarskich na innych oddziałach"- i na tym kończy się dyskusja.  :hihi🙂

Co do terapii. Mieszkam w małym mieście i choćby tu ktoś chciał się przeterapeutyzować i poprzesadzać, to mu się nie uda. Bo NIE MA takiej możliwości. Jest terapia dla osób uzależnionych, współuzależnionych i DDA i  z moich obserwacji, to bardzo dobre terapie i SKUTECZNE. Nie ma tam osób, które nie powinny tam być i które przesadzają ze swoimi problemami.
Jest jeden psychoterapeuta z certyfikatem ( czyli teoretycznie dobry i fachowy) ale jest zawalony pracą i nie ma szansy się do niego dostać. Nie sądzę, by marnował swoje siły na pierdoły i zabawę ze "zdrowymi".
Jest trochę psychologów bez certyfikatów, którzy jakieś tam porady udzielają. Większość działa prywatnie, więc możliwe, że idą do nich ludzie z pierdołami, którzy przesadzają. Ale NA PEWNO nie tak, jak opisuje to Zen w pierwszym poście.  😁 😂 ( albo po prostu nie mam pojęcia o tym, co się dzieje "na mieście"😉

Myślę, że to wszystko zależy od rejony kraju, od wielkości miasta. Mentalność ludzi we Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie będzie inna od mentalności ludzi w takiej Ostrołęce, Łomży czy Ciechanowie.  🙂
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
07 lutego 2013 07:34
Natomiast zachowania psychiatrów mogą być nieco inne od zachowań innych lekarzy, jednakże z tego co obserwuję, często są to zachowania świadome i mają za zadanie charakterystyczne kreowanie swojej osoby?
O właśnie o to mi chodziło, że niektórzy są prawie tak samo dziwaczni jak ich pacjenci 😉
[quote author=JARA link=topic=90693.msg1680443#msg1680443 date=1360185053]Ja uważam, że to psychiatrzy są pierwsi do leczenia  😀iabeł:  😁
Psycholodzy to z kolei inna bajka, jeszcze mi się nie zdarzyło spotkać takiego, który by sam nie miał jakichś poważniejszych problemów ze sobą przed/w trakcie studiów. A potem jest tylko gorzej, bo ciężej takiego leczyć.

[/quote]

A ilu znasz tych psychologów? Mam mnóstwo psychologów i wśród znajomych i wśród autorytetów i nikt z nich nie ma poważniejszych problemów ze sobą, takich widocznych gołym okiem. Na studia, to i owszem - wiele osób idzie żeby zrozumieć co z nimi nie tak i takie osoby często widać gołym okiem, ale nikt z tych osób nie dałby rady pracować z pacjentami. To jest  bardzo trudna droga, co chwila ktoś ocenia twoją pracę, a równowaga emocjonalna jest jednym z warunków dostania się do szkoły i uczestniczenia w niej przez kolejne 4 lata. Nikt z poważniejszymi problemami nie przeszedłby "odsiewu". U mnie po pierwszym roku z 3 grup 15 osobowych została 1 grupa 14 osobowa. To o czymś świadczy chyba.
Fajnie Dzionka ujęłaś temat :kwiatek: Nie chciałam się rozwodzić nad samą pracą terapeutów, tylko trochę porozmawiać o ludziach, o nas, o potrzebach. Dla mnie terapia dużo znaczy, bardzo mi pomogła zrozumieć pewne rzeczy, które się działy w moim życiu i wiem, co robić, żeby siebie nieświadomie już nie krzywdzić. I nie jest tak, że terapeutka mi powiedziała 'pani Marto, od dzisiaj robi pani tak i tak, nie robi pani tego i tego', nie, tak łatwo nie było. Do wielu rzeczy doszłam sama i jest mi łatwiej, chociaż z pozoru wydawało mi się, że to nie ma szans się sprawdzić. Co nie zmienia faktu, że nie wyobrażam sobie sytuacji, że nie mogę/nie chcę rozmawiać ze swoim partnerem o tym, co mnie w związku boli, tylko od razu funduję nam terapię. Dla mnie terapia to ostateczność. Podobnie jak nie wyobrażam sobie niewychowanego zwyczajnie szczyla nazwać dzieckiem z ADHD czy innym zespołem Aspergera, bo rodzicom się NIE CHCE wychowywać dziecka. Już nie mówiąc właśnie o tych dysgrafiach, dysortografiach etc. U nas w liceum była krótka piłka, na zaświadczenie z poradni o tym, że ktoś ma dysortografię, babka od polskiego natychmiast odpytywała z zasad ortografii, jak ktoś nie umiał, to potrafiła bardzo obrzydzić życie. I jakoś w jej klasach nie było nikogo z zaświadczeniem, dwa roczniki wyżej świstek miał jeden chłopak, ale on znał zasady, tylko jak szybko pisał wypracowania, to bywało, że błędy robił. W domu, na spokojnie ze słownikiem- prace bezbłędne.

W przypadku moich znajomych problem jest niestety w tej lasce, ona jakoś zatraciła chyba łączność ze światem, zaczyna przypominać sekciarę. Aha, no i oczywiście poznała kogoś, ale ten ktoś absolutnie nie ma znaczenia dla faktu, że postanowiła wystąpić o rozwód 😁
Coaching jest fajny, nadaje sie wlasnie do biznesu, do dzialania, natomiast jak ktos ma zryty beret to coaching zryje mu go jeszcze bardziej 😉

Co do terapii to znam kilka osob, ktore korzystaly no i wlasnie, wszystko zalezy od terapeuty niestety. Mozna trafic kiepsko, a mozna trafic b. dobrze, tak jak moja znajoma. "Narodzila sie na nowo" 😁 bo terapeuta rozpoznal u niej depresje, wyslal do psychiatry po proszki, a potem wyciagnal ja z tego w ciagu kilku sesji. Teraz to jest naprawde inna osoba.
Averis   Czarny charakter
19 lutego 2013 20:16
bobek, ja do terapeuty chodziłam przez 3 miesiące co tydzień, teraz wpadam raz na miesiąc/ gdy wydarzy się coś, co chcę szybko i skutecznie przepracować.
Ja byłam rok w terapii grupowej (raz na miesiąc 3 dni) i też mogę powiedzieć, że zmieniła moje życie 🙂

Depresja to poważna choroba, jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie "cudownego ozdrowienia" w kilka sesji, ale fajnie, że terapeuta wysłał klientkę do psychiatry - współpraca psycholog-psychiatra to podstawa!
Dzionka, ja nie wiem czy ona ozdrowiala juz calkowicie ale bardzo sie zmienila. Do czasu terapii trudno bylo z nia zlapac jakikolwiek kontakt, nawiazac taka zwykla kumpelska relacje i byla bardzo bierna. Na pytania co chce do picia zawsze odpowiadala "wszystko jedno", co chce robic "nie wiem". Nie wiem ile to bylo sesji ale na pewno nie wiecej niz 10 i zmiana byla drastyczna. Ale z tego co wiem, na tej terapii byl taki hardcore, ze nie dalo sie pracowac bez wczesniejszego leczenia lekami. Jakis czas po rozpoczeciu tej terapii powiedziala mi cos takiego: nigdy nie rozumialam, czemu ludzie tak sie ciesza z tych wszystkich pierdol, np "pomalowalem pokoj" zawsze myslalam "z czego tu sie cieszyc?"  W zyciu nie slyszalam czegos tak smutnego, mam nadzieje, ze juz jej to nie wroci.
bobek, rozumiem. I bardzo się cieszę, że kumulacja leki-terapia tak szybko pomogła! Wrócić pewnie wróci, bo zazwyczaj wraca, ale ważne, że ta dziewczyna już wie co wtedy robić.
dempsey   fiat voluntas Tua
06 marca 2013 09:50
Czy terapeuci obecni w wątku mogliby mi naświetlić jakim cudem coś takiego jest możliwe w ramach obowiązującego prawa
[[a]]http://www.tvn24.pl/rodzice-sami-zglosili-sie-na-terapie-sad-kazal-zabrac-synow%2C307588%2Cs.html[[a]]

mam na myśli wykorzystywanie informacji uzyskanych w trakcie terapii od pacjenta przeciw niemu samemu...
w momencie gdy zgłosili rezygnację, zagrożono im, że sprawa zostanie skierowana do sądu. - Wszystko, to co tam powiedzieliśmy, obrócono przeciwko nam - stwierdził.

(pomijam gorzki i niepojęty fakt że tzw. "instytucje pomocy rodzinie" pokazane na tym przypadku są zupełnym zaprzeczeniem tego czym być powinny
nóż się w kieszeni otwiera, granaty się w szafie odbezpieczają)

dempsey, jest to możliwe i zgodne z prawem. Wychodzę zaraz z domu, ale postaram się napisać więcej jak wrócę.
Moim zdaniem- mało danych. Mamy tylko wersję rodziców. A to, że niby "jest ok" potwierdziły 2 nauczycielki. Nie wiemy jak naprawdę sprawa z boku wygląda. Jak funkcjonowała ta rodzina i co się tak naprawdę tam działo, że opinia RODEK-u była taka a nie inna. Współpracuję czasami w takich sytuacjach z sądem i naprawdę wcale nie odbiera się dzieci rodzicom ot tak..lekką ręką. Prawa rodzicielskie mogą być ograniczane, jest przydzielana opieka kuratora. Są stawiane warunki, które rodzice muszą spełnić, aby odzyskać pełne prawa i pełną opiekę. I nie jest to jedna szansa, zwykle kilka. I wcale tak łatwo nie zabiera się dzieci- takie mam obserwacje. Zawsze rozważane jest przede wszystkim dobro małoletnich i ich zdanie również brane jest pod uwagę.
Zbyt mało danych.
Też uważam, że powoli ludzie zaczynają przeginać z wszelkiego rodzaju terapiami. Ale sama w lipcu byłam u psychologa z problemem sercowym. Przeżywałam totalne załamanie związane z rozstaniem po 6 latach. Znajomi pomagali, bardzo, ale wracałam do domu, do PUSTEGO domu i wyłam. Czasem godzinę, czasem dwie, a czasem i całą noc. Nikt nie potrafił mi pomóc, bo sama dobrze wiedziałam, że to we mnie jest największy problem. Chciałam porozmawiać z kimś, kto nie będzie stronniczy, z kimś, kto w ogóle nie zna mnie, nie zna mojego partnera. Wybrałam się do (podobno) najlepszego psychologa w Szczecinie. Zadał mi kilka pytań, na które odpowiadałam sama, uświadomił mi, że robię dużo więcej "złego" niż mi się wydawało. Dał mi wyraźnie do zrozumienia, że dążę do samodestrukcji psychicznej, bo doskonale znam konsekwencje wszystkich wykonywanych przeze mnie ruchów w związku, a i tak je nadal wykonuję niszcząc samą siebie i nasz związek. Byłam okropną egoistką, myślałam tylko o tym, żeby to MI było wygodnie. Zaczęłam nad sobą pracować, wymęczył mnie potwornie, ale zdecydowanie wyszło mi to na plus. I może to ciężkie do uwierzenia, ale zmieniło się we mnie bardzo dużo po takiej krótkiej i szybkiej terapii. A tego rozstania potrzebowałam jak niczego innego w życiu...

Ale teraz niestety mam dużo większy problem. Dziadka.
Sprawa, która jest fatalna, która nie pozwala mi na jakikolwiek sen, czy myślenie o czymkolwiek innym niż o dziadku. Żeby nie skłamać (nie pamiętam dokładnego roku urodzenia) jest w wieku około 75 lat. Zawsze był mi niesamowicie bliski, bo spędzałam u niego praktycznie całe swoje dzieciństwo, pomagał w wychowywaniu mnie. Zawsze mieliśmy świetny kontakt, bardzo o siebie dbaliśmy. Do czerwca zeszłego roku, kiedy miał urodziny i przyszłam przynieść mu prezent. Nie poznał mnie, nie wiedział kim jestem. Czuć było od niego alkohol, krzyczał, schudł, dziwnie się zachowywał. Do tego stopnia, że chciałam stamtąd uciec i nie wracać. Tamten dzień bardzo mną wstrząsnął, bo w ciągu 2 miesięcy stał się zupełnie innym człowiekiem. Bardzo się postarzał, ma początki Alzheimera (na to wygląda), zaczął pić, schudł, nie bierze leków i na wszystko reaguje bardzo agresywnie.
Od tamtej sytuacji nie byłam w stanie pojawić się tam przez pół roku. Strach i niechęć do tego co zobaczyłam wygrały z moją miłością, wdzięcznością, wspomnieniami. Powaliły mnie w 100%. To była pierwsza Wigilia spędzona bez dziadków. Nie przyszli mimo wielu próśb. Dziadek nie chciał, babcia powiedziała, że sama nie przyjdzie, bo będzie się na niej wyżywać.
Pojechałam do nich na dzień dziadka i babci. Wyszłam uśmiechnięta, żeby nie dać po sobie nic poznać. W samochodzie wyłam jak porąbana. Wrak człowieka wrzeszczący na babcie z byle powodu, grożący jej, nie pamiętający co robił dzisiaj, wczoraj, czy tydzień temu. Zionący alkoholem...
Kolejny miesiąc nie mogłam się pozbierać. Aż do teraz. Zebrałam rodzinę, powiedziałam, że to nasza wina, bo przestaliśmy o nich dbać, bo wszyscy się przestraszyliśmy tego, co zobaczyliśmy. Ale to nie możemy ich zostawić samych sobie! Postanowiłam rewolucję, mały remont mieszania - wyrzucenie dywanu (!) z łazienki, położenie jakiejś normalnej podłogi, wymiana kuchenki w kuchni, wymiana ciemnobrązowych dywanów w dwóch pokojach na jasne, wymiana kanap, pomalowanie drzwi itd. Oni już nawet nie sprzątają w domu. No bo dla kogo?!
Wszystko byłoby ok, na początku totalne odrzucenie naszych pomysłów przez dziadków, teraz się zgadzają i cieszą. Zrobiłam im wielkie zakupy spożywcze, kupiłam kapcie, ciuchy, kwiaty. Cieszą się.
Ale babcia jest załamana stanem dziadka. Nie śpi po nocach, bo boi się, że zaatakuje ją nożem, krzyczy na nią, że ją wy*ierdoli przez okno, nie pamięta na co wydaje codziennie 50-70zł w sklepie. Nie pamięta, że w ogóle tam poszedł...

I pytanie do tych co przebrnęli przez cały ten tekst (przepraszam, ale musiałam się wygadać...):
Czy powinnam się zwrócić do psychologa z prośbą o pomoc dla dziadka? Wiem, że do psychologa nie będzie, ale jestem w stanie podwójnie nawet za to zapłacić, żeby tylko do niego przyjechał jako "mój kolega". Jestem załamana, bo nie mam pojęcia jak im pomóc 🙁
dempsey   fiat voluntas Tua
06 marca 2013 10:53
dempsey, jest to możliwe i zgodne z prawem.

Aha. To nadzwyczaj przyjemne i doprawdy wybitnie zachęcające do kontaktu z terapeutą.

Moim zdaniem- mało danych. Mamy tylko wersję rodziców. A to, że niby "jest ok" potwierdziły 2 nauczycielki.

tu masz więcej danych.
Ale rozumiem, że dobro dziecka wymaga aby zabrać je w asyście policji z kochającej rodziny, a dopiero potem zgłębiać czy to miało sens, i kto za to odpowiada i czy w ogóle musi.
Nie wiem jakie masz obserwacje, ale ten przypadek raczej im przeczy. I kilka innych, nagłasnianych przez instytucje i media, także.
Ale ok, zdaje się że wybrałam zły wątek.

Koniec oftopu.
kajula[/b]- moim zdaniem dziadek potrzebuje przede wszystkim leków, Babcia może iść do psychiatry na wizytę i porozmawiać o całej sytuacji, a potem zaprosić lekarza do domu. Możliwe, że dziadek po rozmowie z lekarzem zgodzi się brać leki, które mogą mu pomóc.

dempsey- po podlinkowaniu kolejnego artykułu, faktycznie danych jest więcej. Powiem ci tak- nie zauważyłam, by sądy lekką ręka odbierały dzieci i podtrzymuję to co powiedziałam. Rodzice dostają kilka szans na to, by sprostać warunkom jakie są im postawione. Nie zmienia to faktu, że widocznie czasami może dojść do nadużyć. Możliwe, że w tej akurat sytuacji doszło do błędu, nadużycia, do którego nie powinno dojść. ( decyzję ostateczną podejmuje sędzia, nie biegli)
Chyba faktycznie nie do końca dobry wątek na tą sprawę.  🙂
Tunrida, tylko jakie leki w takim przypadku? W chwili obecnej powinien brac leki na serce + leki na cukrzyce (babcia twierdzi, ze akurat insuline bierze). No ale dodatkowo musialby brac na alzheimera, a co z tymi atakami zlosci?
kajula- psychiatra będzie wiedział co zrobić, uwierz!
Tunrida, dzięki  :kwiatek: w takim razie czas najwyższy zacząć działać...
Kajula z atakami agresji u osób z tą chorobą niestety bywa dość często, szczególnie w męskim wydaniu. Konieczny jest psychiatra. Najlepiej by było gdyby dziadek w późniejszym okresie zgodził się na pobyt w szpitalu i ustawienie leków.

Przechodziłam podobne rzeczy- mój dziadek już nie żyje ale kilka lat chorował. Był agresywny i uciekał z domu, a to był silny i rosły mężczyzna.

Zauważyłam także, że niestety choroba pogłębia się często wtedy, gdy są jakieś zmiany w życiu chorego typu pobyt w szpitalu, remont w domu - tak ogólnie zmiana otoczenia.

Tobie życze wiele siły i wytrwałości.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się