wychowanie- wydzielony

Masz rację. Trudno o złoty środek. Pisałyśmy o stosunku do zwierząt a nie do własności. Tu się akurat łączy.
Mnie też uczyli a i tak do zwierzaków właziłam. No, przyznaję się. Właziłam przy każdej okazji. A jak mnie złapano i nakrzyczano, to też był to element wychowania.
p.s
A czy dla tych dzieci byłoby wychowawcze, gdybym na ich Tatę nakrzyczała, czy go poniżyła w ich obecności? Wątpię.
p.p.s.
Tak jak wspomniałam, mieliśmy dom z ogrodem i sadem. A i tak najbardziej smakowały cudze czereśnie. 😡
Żerowaliśmy na nich jak szpaki. I uciekaliśmy sprawnie jak one. I to akurat ta część życia dziecka, na którą dorośli wpływu nie mają.
Bo o takich wyczynach jak cudze sady czy nielegalne ogniska nawet nie wiedzą.
In.   tęczowy kucyk <3
22 lipca 2013 12:38
A po co od razu krzyczec i ponizac? Rozmawiac normalnie nie potrafisz?
A po co od razu krzyczec i ponizac? Rozmawiac normalnie nie potrafisz?

Przecież opisałam, co zrobiłam. Po ludzku i grzecznie. Hi!Hi! Czytać normalnie nie potrafisz?  😉
Malucha wywabiłam, pana ostrzegłam. Opowiedziałam o osłach i ich naturze i zaprowadziłam na plac zabaw.
In.   tęczowy kucyk <3
22 lipca 2013 12:43
Przepraszam, przyznaje sie, nie doczytalam, zlapalam tylko ostatni post. Moja wina :kwiatek:
Przepraszam, przyznaje sie, nie doczytalam, zlapalam tylko ostatni post. Moja wina :kwiatek:

Jak Twoja wina, to stawiasz wino przy okazji.  😉
Mnie już minął etap ganiania odwiedzających w ośrodku. W końcu i ja tam jestem gościem. No, jak już ktoś dziecko koniowi do pyska pcha to podchodzę i robię minę złą. Reszta mnie zmęczyła. Ktoś mi powiedział, że dorosłych się nie wychowuje i tego się trzymam.
ushia   It's a kind o'magic
22 lipca 2013 13:17
watek jest o wychowaniu nie tylko o stosunku do zwierzat
mozna uczyc ze zwierzatka sa fajne, ale nie mozemy ich glaskac bo nie sa nasze
i nijak sie to ma do chodzenia na grande - bo tu jest przyzwolenie doroslego, "tak wlaz sobie gdzie chcesz, to nic ze nie twoje", a jak sie ukradkiem szlo krasc cudze czerenie to nikt po glowce nie glaskal ze takie dzielne dzieciatko i jak ladnie sobie zrywa

mnie etap gonienia nie przejdzie nigdy, za duzo czasu przy kolkach spowodowanych przed "odwiedzajacych" spedzilam
a na pogadanki o naturze koniowatych to nie mam czasu i ochoty, tak jak nie mam ochoty tlumaczyc ze nie zycze sobie np siadania na masce mojego samochodu i urzadzania grila w moim ogrodku
nie mam zamiaru wychowywac ani cudzych dzieci ani ich rodzicow, tylko zwyczajnie egzekwowac swoje prawa
i ja jestem klientem stajni w ktorej trzymam konia, nie gosciem - place m.in za to, zeby obcy ludzie nie mieli do niego dostepu
To racja. Zgadzam się. Tylko akurat tamten fragment rozmowy był wąski.
To ja dodam o moim problemie z własnością. Otóż mnie fotografują.  😡
No idę sobie z koniem a pół wesela staje i mi fotki robi bez pytania. Uciekam, bo nie mam wyjścia.
Jeszcze NIKT nie spytał o prawo do mojego oblicza w albumie. Też brak wychowania.
Bardzo ciekawy temat. 😀

Jak należy wychowywać dzieci? Nie wiem.
Jeśli chodzi o małe, to przemawia do mnie tzw. attachment parenting / rodzicielstwo bliskości. A później to sobie mogę gdybać. Okaże się. 😉

Moi rodzice mnie źle wychowali.
Mimo tego, że pochodzę z "najlepszej rodziny z fortepianem", mimo że bardzo się starali, to kompletnie im nie wyszło.
Niestety, ma się tylko jedną próbę.
ushia   It's a kind o'magic
22 lipca 2013 13:36
Tania - straszny i tez tego nie rozumiem
bo co innego zawody, gdzie czlowiek sam sie wystawia na widok publiczny, a co innego jak sobie idzie pojezdzic
a czemu zamiast uciekac nie mowisz ze prosisz zeby nie robic zdjec? bo rozumiem ze chodzi o takie ze to Ty jestes tematem zdjecia, a nie ze akurat przechodzilas obok jak wujek Heniek tanczyl z kuzynka Elka 😉

Julie - czemu czujesz sie zle wychowana?
to ciekawe dla mnie bardzo, bo moje dzieci wlasnie wkraczaja w okres nastolatkowatosci i troche mi skora cierpnie jaka to ocene mi wystawia 😉
Mimo trzymania mnie krótko zaczęłam pić i palić w wieku lat 15, źle się uczyłam, niczego nie osiągnęłam, nie poszłam na studia, i ogólnie nie spełniłam kompletnie ich oczekiwań. 😀
Nienawidziłam ich przez większość życia.
Teraz nie mam żalu, jakoś tam lubię i toleruję, ale chyba bardziej z grzeczności i litości.
ushia   It's a kind o'magic
22 lipca 2013 13:55
nie spelnienie oczekiwan nie jest zlym wychowaniem, a juz studia nie maja z tym nic wspolnego 🙂
jestes ogolnie dobrym, uczciwym czlowiekiem? to jests dobrze wychowana 🙂
(...)
a czemu zamiast uciekac nie mowisz ze prosisz zeby nie robic zdjec? bo rozumiem ze chodzi o takie ze to Ty jestes tematem zdjecia, a nie ze akurat przechodzilas obok jak wujek Heniek tanczyl z kuzynka Elka 😉
(...)

Nie mówię, bo by mi zrobili jak mówię. Taką najeżoną. Albo z otwartą gębą. Wesele wylega z pobliskiej restauracji i spaceruje.
No i jak zobaczą konia to lecą aż obcasy łamią. I mi fotki robią. Wujek Heniek pierwszy leci. Aż mu się pożyczka na głowie odwija.

p.s
Ale na temat. Moi znajomi mają synka. I synek, jak był maleńki wiecznie się wywracał, ściągał na siebie obrus z nakryciem, no ogólnie był strasznym safandułą. I tak już blisko 10 lat patrzę na to, jak go wychowują. Ile mu poświęcili czasu. jaki jest teraz sprawny i dzielny. Ponad wiek. Rodzice nie wyśmiewali się z niego, ani nie chuchali i dmuchali tylko wsparli go tam, gdzie miał słabe strony. I to mi się bardzo podoba.  :kwiatek:
nie spelnienie oczekiwan nie jest zlym wychowaniem, a juz studia nie maja z tym nic wspolnego 🙂
jestes ogolnie dobrym, uczciwym czlowiekiem? to jests dobrze wychowana 🙂


Nie postrzegam siebie w ten sposób, ale ok, masz rację.
Sprostowanie: Nie wychowali mnie tak jak chcieli. 😉

Tania, Fajne słowo - safanduła. Jeszcze melepeta mi się podoba z takich ginących słów.
To o safandule c.d.
Wiele razy widziałam taką sytuację:
-dzieciak pędzi, nóżki się kręcą i BUM! pada, chwilę milczy i w ryk!
No i w większości przypadków matka/babcia podbiega chwyta go w szpony, leje w pupę i się drze.
Czego to uczy? Nie wiem.
I drugi klasyk: nauka jazdy na rowerku/rolkach/nartach lub pływania. Dzieciak MUSI być poniżony. W tym akurat specjalizują się ojcowie. Nie da się dyskretnie, na boku, spokojnie. Trzeba w obecności innych dzieci, z płaczem, szarpaniem i tekstami obraźliwymi. Ech.... ja z obawy, że mnie to spotka (bo widziałam uczenie starszej siostry) nauczyłam się pokątnie sama. 
Na rowerze i pływania. Reszty nie umiem bo były inne czasy.
ciągnąc temat za Tanią. wczorajszy obrazek znad jeziora. ojciec zw dwojgiem synów. jedne chętnie szedł za nim na głębszą wodę. drugi się cofną i oznajmił, że on nie idzie woli zostać przy brzegu. reakcja..? pierw wyśmianie "ale ty jesteś gamoń". później na chama wciąganie na głębszą... jaki może być efekt? chyba łatwo się domyśleć.

Spoko... "Ałtorkę" wyżej cytowanego "artykółu" można uspokoić.
Już niedługo tej męki. Gdyby miała dzieci (sarkazm), to one by już dożyły Polski bez dzieci


Dempsey ale ona ma dziecko, pisała w komentarzach.
ciągnąc temat za Tanią. wczorajszy obrazek znad jeziora. ojciec zw dwojgiem synów. jedne chętnie szedł za nim na głębszą wodę. drugi się cofną i oznajmił, że on nie idzie woli zostać przy brzegu. reakcja..? pierw wyśmianie "ale ty jesteś gamoń". później na chama wciąganie na głębszą... jaki może być efekt? chyba łatwo się domyśleć.

Najsmutniejsze jest to, że efekt jest dwojaki. Taki nieodległy w czasie: ryk, smutek, foch etc. I ten gorszy, odległy. Niska samoocena, bunt, izolacja, ucieczka w używki, smutek, odgrywanie się na własnym dziecku.
Nie zawsze tak jest, ale bywa.
Trochę może zbyt osobiście napiszę, ale trudno: wolałabym, żeby kiedyś mnie wspierano, zamiast "hartować w ogniu".
p.s
mam znajomego w moim wieku. Jego ojciec był... ech... wymagający i surowy. Znajomy odniósł wielki życiowy sukces. Nie usłyszał pochwały nigdy. Ojciec zmarł wraz ze swą marsową miną. Znajomy CODZIENNIE odwiedza jego grób. Pali świeczkę, zmienia kwiaty. Grób milczy. A ja raz z nim tam byłam i się poryczałam. Bo to okropny widok.
Ktos sie przejmuje moja potrzeba nie bycia deptanym?

Ty???
Dlaczego "ja" mam się przejmować twoją potrzebą niebycia deptanym? Nie chcesz być deptana - zadbaj o to.

Ludzie mają przeróżne systemy wartości. Te prawdziwe, nie te głoszone. Dla wielu "grzeczność" nie jest żadną wartością. Nie wiem, da się ustalić system, z którym wszyscy by się zgodzili?
Kiedyś powszechnie obowiązywała kindersztuba. Kto jej nie przeszedł - "wypadał z obiegu", był "z niższej klasy". Dziś coraz częściej ten grzeczny jest "nieżyciowy".

Gdy czytam "cele wychowawcze szkoły" czy coś podobnego to mnie pusty śmiech bierze.
Bo te "cele" wcale nie są dla dzieci, żeby pomóc się im rozwinąć tak, żeby im było dobrze i innym dzięki ich istnieniu - też. One są po to, żeby ta przechowalnia (szkoła) jakoś dawała radę funkcjonować.

Ciągle przypomina mi się "Przeminęło z wiatrem". Kto tam miał "rację"? Niegrzeczna Scarlett? Niegrzeczny (inaczej) Rett? Czy wymierający gatunek Aschleyów?

Trudne czasy. Czasy, gdy przetrwać jest trudno. Co się dziwić, że deptanie innych staje się pożądaną wartością?
Część problemów z rozhulanymi dziećmi to lustrzane odbicie problemów z ich rodzicami. Rodziców trochę utemperowało życie, ale tendencja ta sama.

Całkiem nieźle trafiła moim zdaniem Ushia z wyciągnięciem wątku prywatności / własności. A pociągnęła Tania opowieścią o niechcianym pozowaniu do zdjęć.

Bardzo wielu ludzi jest bardzo ekspansywnych. Głośnych na przykład. Mamy sąsiadów pod miastem. Jak się zjeżdża rodzina (z dziećmi...), to się robi straszny jazgot. Wszyscy porozumiewają się krzykiem bo z przyczyn nieznanych robią to na odległość, zamiast podejść jedno do drugiego. Czasem gra radio. Dzieci na trampolinie drą się w niebogłosy, piszczą pod zraszaczem trawnika. Stół ustawiają bezpośrednio pod naszym płotem i prowadzą nieciche rozmowy.

Myślę, że to nie jest zła wola, tylko bezmyślność. „Zapominają”, że zwykłe ogrodzenia nie są dźwiękoszczelne. Ostatnio dali nam w kość, więc sami porobiliśmy dość demonstracyjnie hałas – porozumiewając się na ich modłę: krzycząc do siebie przez pół posesji, nawołując nawzajem. Przycichli na jakiś czas...

Dzieci, które do nich przyjeżdżają, są strasznie umiastowione... I na wsi zostawione na pastwę nudy. Nie mają swojej elektroniki, swoich zabawek, i najwyraźniej się gubią. Zostaje skakanie po hopce, polewanie się wodą. Obie rzeczy zrozumiałe, ale nie jako jedyna forma aktywności.... Sama spędzałam tam całe wakacje jako dziecko – ale myśmy mieli tam masę swoich własnych zajęć (biblioteka z liści, kryjówki w trawie, rysowanie, opowiadanie historii, podglądanie krowy na łące, robienie z hamaka statku piratów, nie mówiąc o zajęciach pożytecznych.

Przyjeżdżają takie dzieci – same pomysłu na siebie poza miastem nie mają. A dorosły też się żaden nie kwapi. Im ten hałas nie przeszkadza. Byle dzieciarnia za bardzo na głowę (im!) nie wchodziła.

Jakiś czas temu byłam w restauracji. Nastrojowo. Taras nad wodą. Szumią trzciny, kaczki łazą. I przy stoliku obok rodzina... Jak małe dzieci są nieforne, marudne, to się z tym godzę. Taki świat, że coś kwili, coś czasem pomiauczy, poprotestuje, polezie pod nogi sąsiadów. Ale dzieci podrośnięte... Wrrrr. Jakieś takie podrośnięte przedszkolaki / dzieciarnia z początku podstawówki to już bez przesady. Galopy między stolikami, berek, zaklepywanie. Ledwie się powstrzymałam, żeby nie wstać i nie zacząć z krzykiem biegać między stolikami. Czemu one mogą, a ja nie? To nie są już ludziki, które nie mogą / nie potrafią nad sobą zapanować przez te kilkadziesiąt minut.
O to, to, moja Anielciu! (cytat z Powieści Radiowej w Jezioranach)
RR jest położone w zasadzie w lesie. I tyle tam leśnych atrakcji. Jednak największa to .... trampolina na placu zabaw.
Nieraz siedzę sobie i patrzę. Nie do wiary ile godzin można na niej bezmyślnie hopsać. Rodzice zadowoleni. Dzieci trzęsą móżdżki.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
23 lipca 2013 14:49
Dwa obrazki.
Przystanek autobusowy, matka z synem ok. 7-8 lat. Dzieciak siedzi grzecznie na ławce obok matki, ale po jakimś czasie zaczyna się nudzić. Macha nóżkami, reakcja matki "uspokój się!". Próbuje ją zagadać- "cicho siedź! Dlaczego jesteś taki niegrzeczny?" Wstaje z ławki- "gdzie idziesz? Siedź tutaj spokojnie! Jaki Ty jesteś niedobry!"
I poczekalnia w Instytucie Matki i Dziecka. Pełno rodziców, pełno dzieci, przedział wiekowy 0-8l. Większość dzieci jęczy, marudzi, płacze, kręci się, wierci, pyta co chwila ile jeszcze. Zaraz obok jest salka dla dzieci, gdzie część się bawi(a część nie ma przyzwolenia rodziców, bo przecież ich nie puszczą, a jak odejdą to nie daj Bóg ktoś kolejkę zajmie! I nie ważne, że każdy wchodzi wywoływany po nazwisku...). Co chwila słychać "siedź spokojnie! Przestań! Uspokój się! Zajmij się czymś! Cicho!". A obok mnie siedzi matka z 6-7 letnim synem. Rozmawia z nim, zagaduje, śmieją się, bawią w gry słowne, pokazuje mu różne rzeczy, tłumaczy, zachęca do pójścia na salkę zabaw, do zagadania do innych dzieci. Jak wywołują ich nazwisko dziecko jest bardzo zdziwione, że to już! A czekali co najmniej 20 minut.
Można? Można.
Tylko niestety większości rodziców się nie chce. Bo w Polsce cały czas króluje pogląd, że dziecko ma siedzieć na tyłku i być grzeczne, nie nudzić się, nie marudzić i w ogóle udawać lalkę. Nie wolno mu głośniej się zaśmiać, zapytać o coś podczas rozmowy dorosłych, bawić się w chwilach nudy. Dziecko ma być GRZECZNE.
I mamy dwa rodzaje rodziców- tych, którzy za świętość uznają powyższe stwierdzenie i strofują dziecko za każdy ruch oraz tych, którzy uważają, że "dziecko to dziecko i wszystko mu wolno!". Popadamy ze skrajności w skrajność, ciężko jest się wypośrodkować, rzadko widzę na ulicy takich właśnie wypośrodkowanych rodziców.
Oczywiście wszystko też wbrew pozorom zależy od dziecka. Bo wychowanie rodziców to jedno, a "wychowanie" w szkole, na podwórku i wśród znajomych to drugie. Bo matka mówi "kochanie, nie przebiegaj przez ulicę, bo może stać Ci się krzywda". A kumple przebiegają, bo przecież ich matek obok nie ma. A co dziecko zrobi? Będzie posłuszne, pomimo braku nadzoru czy jednak woli, żeby koledzy się nie śmiali? I tak, są ludzie, którzy bardziej cenią sobie zdanie matki w takiej sytuacji- ale nie oszukujmy się, to jest odsetek. Większość z nas w analogicznej sytuacji jednak woli zaskarbić sobie przychylność przyjaciół, a nie matki- która tak czy inaczej będzie "nasza".
Od teściowej słyszę, że mam trochę absorbujące, ale jednak bardzo grzeczne i fajne dziecko. A jak byłam u mamy i babci to co chwila padało stwierdzenie "jaka ona jest niedobra! Jaka niegrzeczna!" Dlaczego? Bo wymaga trochę uwagi. Tego, żeby pomachać klockiem, podać picie, pokazać jak działają cymbałki. Jedno dziecko, dwie skrajne opinie 😉
Pracuję od miesiąca jako psycholog dziecięcy w poradni psychiatryczno-psychologicznej i dopiero teraz naprawdę widzę, jak oczywiste błędy popełnią rodzice i jak bardzo nie widzą tego, co robią. Bez spojrzenia z dystansu wpadają w błędne koło i ciężko im samym się z niego wydobyć. Przychodzi do mnie mama z 6-latkiem i mówi, że w przedszkolu kazali jej synka zapisać do zerówki, ale ona chce ode mnie opinię, że może iść do 1 klasy. Synek moczy się co noc do łóżka i nie umie robić kupy do kibelka, robi w gacie. Albo mama gimnazjalistki mówi, że córka wpadła w złe towarzystwo i żeby coś z tą dziewczyną zrobić. Pytam co córka lubi robić razem z mamą - nic, córka jest zbyt powolna i mamę-kierowniczkę w sporej firmie, doprowadza do szału jak mają spędzić we dwie choćby godzinę. Mogłabym tak opowiadać bez końca, gdzieś się ci rodzice (niektórzy, bo większość to super zaangażowani ludzie) zatracają i prościej im wysłać dziecko do psychologa niż spojrzeć krytycznie na to, co sami robią.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
23 lipca 2013 15:49
Dzionka, masz dużo racji w tym, co piszesz.
Choć i ja psychologiem jestem, już czuję, że szewc bez butów chodzi.
Moje raptem miesięczne dziecko już mnie sobie "wytresowało". Jestem na każde jej skinienie (mam tu na myśli ciągłe noszenie na rękach). Gdyby nie wsparcie rodziców, byłoby mi ciężko wszystko ogarnąć.
Moja mama pracuje w podstawówce. Jest srogim nauczycielem, ale bardzo lubianym. Bo stawia granice, jest konkretna, trzyma się zasad. Ma różne klasy, a żadnych problemów z uczniami. Z rodzicami z resztą też, bo stosuje te same zasady.
Ale coś w tym jest, co pisze CzarownicaSa, - teraz rodzicom chyba nie chce się zabawiać dzieci, zwyczajnie być z nimi. Dlatego łatwiej włączyć telewizor, komputer i zająć się sobą, zamiast z dzieckiem pokolorować, pobawić się klockami. A dziecko nie nauczy się norm społecznych, jeśli i rodzic ich nie przestrzega.
Tak, jak rodzice odnoszą się do siebie, takie wzorce dziecko dostaje.

Kiedyś założyłąm wątek nt. programu "Surowi rodzice" - to, co tam pokazują, nie mieści mi się w głowie.
Oj prawda, rodzice totalnie nie umieją i nie chcą się bawić z dziećmi! Byli u mnie rodzice 3 latka, z podejrzeniem ADHD. Na pytanie na czym synek potrafi się skupić dłuższy czas odpowiedzieli, że potrafi nawet 3 godziny ciurkiem grać na tablecie 😵 3-latek!! Na pytanie jakie kary stosują - "nie będziesz grał na komputerze", jakie nagrody - "możesz godzinę dłużej grać na komputerze". Czy coś jeszcze? "Nie".

Albo mama 6-klasistki, był wspólnie na konsultacji. Córka - proszę mamę, żeby czasem poszła ze mną na zakupy, ale mama nigdy nie chce. Mama - ależ ona kłamie, chociażby wczoraj wracałam ze spotkania i kupiłam jej po drodze piękne spodnie w Zarze! Totalny brak komunikacji i kreatywnego spędzania razem czasu.
Moje raptem miesięczne dziecko już mnie sobie "wytresowało". Jestem na każde jej skinienie (mam tu na myśli ciągłe noszenie na rękach).
Czy to nie dzięki tej "tresowalności" dorosłych nasz gatunek jakoś się trzyma? Małe toto, niesamowystarczalne, niesamodzielne, nieporadne - a chce/potrzebuje różnych usług od dorosłych. Jakby nie miało sposobów na tych, od których zależy, marnie by z nim było... (Czyli i z nami, w końcu sami od tego zaczynaliśmy 😉)

Gdyby nie wsparcie rodziców, byłoby mi ciężko wszystko ogarnąć.Może to prawda, że do wychowania dziecka potrzebna cała wieś...
opolanka, i Dzionka macie dużo racji, takiej "teoretycznej" racji .... jak to w życiu- teoria sobie a życie sobie

nie tłumaczę nikogo, bo sama mam czwórkę dzieci i kolorować z dziewczynkami ( często) nie mam czasu. Najzwyczajniej na świecie. Jeśli mam czas i one mają akurat ochotę na wspólne zabawy to jasne🙂

Takie mamy parszywe czasy, że jak się jest zajętym pracą to wyjazd na wieś równa się- czas dla siebie... nie dla dzieci o ile krzywdy sobie nie zrobią...

moje dzieci są dość głośne w swoim towarzystwie. Dwójka miała problemy ze słuchem ( ucisk migdałka na przewody słuchowe i operacja) no i czasem do siebie wrzeszczą... Mam ich zakneblować? Noo mnie tez byłoby wtedy ciut lepiej hahahah. A w towarzystwie czy w restauracji są niemalże idealne. Pytają czy można, proszą o menu, rozmawiają między sobą tak subtelnie i grzecznie, że sama jestem w szoku. Już potem np. w samochodzie wszystko wraca do normy i się leją albo kłócą. 
Do psychologów się nachodziłam... taaa i tak musiałam sobie radzic sama. Właśnie- bo teoria... musi pani robic tak i tak

a najlepsza była rada o wspólnym odrabianiu lekcji ( dzieci 7 , 9 i 15 lat) przy JEDNYM stole. Mój adhdowy Maciek na pewno mógłby się skupic nad lekcjami wtedy 🙂

opolanka, naprawdę sądzisz, że nie będziesz włączała dziecku bajki?
Może przy jednym dziecku nie będziesz- będziesz się starała być idealna, idealnie wychowywać dziecko. Gwarantuję, że przy czwórce wychwalałabyś bajki pod niebiosa byle zdązyc z praniem, przygotowaniem kolacji, odrabianiem lekcji , sprzątaniem domu , może pracą a o koniach nie wspomnę🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
23 lipca 2013 16:12
Bo syty głodnego nie zrozumie. Rodzic mający idealne grzeczne dziecko nie zrozumie rodzica, który dwoi się i troi, a jego potomek i tak jest z piekła rodem. Kobieta mająca do pomocy na każde skinienie męża/mamę/babcię nie zrozumie kobiety, która całymi dniami musi siedzieć z dzieckiem sama.
We włączaniu bajek dzieciom nie widzę nic złego- wszak sami oglądamy filmy i telewizję- jeśli jest to np. jedna, dwie bajki dziennie, a nie telewizja non-stop przez cały dzień. Bo wszystko jest dla ludzi, jak to moja teściowa mówi.
I Dzionka poruszyła bardzo fajną kwestię- porozumienie rodzica i dziecka. Sama pamiętam, jak było ze mną i moją mamą- na konie, książki czy jakieś wymyślone przeze mnie cuda zazwyczaj nie było pieniędzy, a następnego dnia mama wracała z pracy ze słowami "patrz córciu, jaką Ci śliczną bluzeczkę kupiłam!". A ja niewdzięczna miałam bluzeczkę w nosie, bo po kiego grzyba mi kolejny fatałaszek...? Czy coś, czego do dziś nienawidzę- stwierdzenie "jak to może ci się nie podobać, przecież jest MODNE".
opolanka, no błagam Cię, córcia Cię wytresowała, bo ma miesiąc i domaga się noszenia? To chyba dobrze, że jesteś na każde jej skinienie? Będzie czas, że przestanie Cię potrzebować.
CzarownicaSa, wierz mi, że nie z każdym dzieckiem da się grać w gry słowne, żeby je zająć. Ja tak naprawdę nie wiem, czym umie/będzie umiał się zająć mój syn - czasami nic nie jest w stanie przyciągnąć jego uwagi, a czasami na pół godziny ślęczy  nad wielką, zwiniętą w rulon karimatą. Więc mam pewne wątpliwości, czy będę w stanie zająć jego uwagę, jak będzie miał te 8 lat...

Mam do Was pytanie - czy naprawdę goła pupa małego dziecka, jest teraz nad wodą społecznie nieakceptowana? Z dzieciństwa pamiętam, że maluchy tłumnie nad wodą paradowały, kąpały się i bawiły w piasku bez niczego i nikogo to nie dziwiło. Dziś byliśmy pierwszy raz nad jeziorem i większość maluchów była w pieluchach Dada  :hihi🙁nie wiem, jak one dawały radę po zamoczeniu pupy i nasiąknięciu pieluchy). Nie widziałam żadnego roczniaka gołego. Nie planowaliśmy się kąpać, ale zobaczywszy, jaką mały ma radochę z chodzenia nóżkami po wodzie na chwilę rozebraliśmy go do golaska i pozwoliliśmy usiąść i popluskać się 5 minut. Ciekawa jestem, czy wywołaliśmy zgorszenie?...
Złota, jasne, ja też tym rodzicom przecież nie mówię, że mają rzucić wszystko i dzień w dzień robić coś fajnego z dziećmi, jeśli harują jak dzikie woły. Staram się im tylko pewne rzeczy uświadamiać, jeśli widzę że nie mają tego uświadomionego. Co oni potem z tą wiedzą zrobią, to już ich sprawa, wedle ich chęci i przede wszystkim możliwości. Rady typu niech sobie pani trochę odpuści i da dziecku samemu rozwiązywać jego problemy zdarzają mi się chyba częściej niż te w drugą stronę jak na razie 🙂
opolanka   psychologiem przez przeszkody
23 lipca 2013 16:14
Złota, nie miałam na myśli wlłączania bajek! Chodziło mi o sadzanie dziecka np. przed TV żeby się uciszyło i żeby mieć spokój. w tym kontekście. Pewnie, że będę włączała, mam już kolekcję 40 bajek Disneya 😉

Rozumiem rodziców, że chcą mieć trochę czasu dla siebie. Sama błogosławię chwilę, jak mogę się ekspresowo wykąpać.

Wiem też, że dzieci są różne i nie da się porównywać wychowywania żywiołowej czterolatki, która nie usiedzi na miejscu ze spokojną i wyciszoną dziewczynką, która jest niesmiała i większość czasu spędza na kolanach mamy.

Tu chodzi tylko o to, że niektórzy rodzice nie dorośli do tej roli, traktują swoje dzieci jak zło konieczne zostawiając je samym sobie, nie pokazując co jest dobre, a co złe. Niektóre dzieci w podstawówce u mojej mamy nie potrafią nadal właściwie zawiązać butów lub skorzystać z toalety! A niespuszczanie wody w kibelku i niemycie rąk to już norma!

Ja z pewnością nie będę idealnym rodzicem, o czym pisałam już wcześniej (już jestem "wytresowana" 😉 ). Kenna jestem na każe jej skinienie, bo ma miesiąc. Ale miałam na myśli to, że już popełniam standardowe błędy, których chciałam się ustrzec, więc pewnie później też nie będę startować w konkursie "mama idealna".

Ale z lękiem patrzę na dzisiejszą młodzież, na dzisiejsze dzieci - i to w większości moim zdaniem nie jest ich wina, że są "nieznośne". Geny genami, ale norm społecznych i zachowania się nie wysysa się z mlekiem matki.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się