wychowanie- wydzielony

Po przeczytaniu tego artykułu naszła mnie smutna refleksja, że dopóki dziecko nie zostanie w naszym społeczeństwie traktowane jako odrębna osoba, jako człowiek tylko, że mały to nigdy nie doczekamy się należytych kar za zabójstwo dzieci. Dopóki mentalność się nie zmieni dopóty wszystkie ''wyślizgnięcia z kocyka'' nie będą traktowane poważnie.

http://kingamatusiak.natemat.pl/65839,wakacje-bez-dzieci

Czy to tak ciężko zrozumieć, że nie ma głupich, niegrzecznych, niewychowanych etc dzieci tylko rodzice tych dzieci tacy są?

dempsey   fiat voluntas Tua
19 lipca 2013 00:33
Spoko... "Ałtorkę" wyżej cytowanego "artykółu" można uspokoić.
Już niedługo tej męki. Gdyby miała dzieci (sarkazm), to one by już dożyły Polski bez dzieci.

Jak również tożsamy w wymowie wykres na stronie 24 tego dokumentu.
🤔
Miyako   聞こえる昨日の叫びが。
19 lipca 2013 08:00
Dla mnie problemem są sami rodzice, którzy nie dają rady z wychowaniem dzieci.  Dziecko jest tylko dzieckiem, co nie zmienia faktu, że też należy im się normalne traktowanie.
może ten artykuł jest napisany specjalnie w tym tonie? W ten sposób zwróci większą uwagę?
Wykres wręcz przerażający, ale tego winowajcą jest rząd.  Tylko, że to już jest osobny temat.  😤
raczej czytam tylko ten wątek. ale Miyako masz rację. często problemem są sami rodzice. często nie dają rady w wychowywaniu dzieci. przykład mam blisko. szwagierka z mężem. piorą dzieci za wszystko. drą się na nie tak, że nie da się nie słyszeć. i to nie tylko o "duże rzeczy". taką przyjęli metodę wychowawczą (choć nie wiem, czy tak to można nazwać). teraz są na takim etapie, że prośby, groźby, krzyki a czasem i bicie już żadnych rezultatów nie przynosi. nie wyobrażam sobie ich relacji dalej. małe mają teraz 3-5lat.. dla mnie to jest zupełne nieporozumienie. chwilami my z mężem mamy już taki kryzys, że najchętniej wezwało by się kuratora albo ich nastraszyło (mamy znajomego w owej "administracji więc może i by szło to załatwić). tylko obawiam się, że niewiele by to dało. jak zwróciliśmy uwagę, że przesadzają z biciem i krzykiem, to wiecie, jak się zmieniło ich wychowywanie..? robią co robili, krzyczą "ciszej", a jak któraś oberwie i płacze, to "przyłóż poduszkę do buzi"  😵
nie powiem, że jestem za bezstresowym wychowywaniem dzieci. ale z dzieckiem idzie się dogadać, a już z pewnością bez ciągłego krzyku i bicia.

poza tym nie wyobrażam sobie życia, że miała bym ciągle, dzień w dzień, "użerać" się z własnym dzieckiem. nie wyobrażam sobie wrócić do domu po mojej nieobecności i witać dziecko krzykiem zamiast radością. nie jestem "matką polką", też mam czasem gorsze dni, że jestem zmęczona, że nic mi się nie chce.. ale to nie powód aby odbijało się to negatywnie na dziecku..
tomia ja naprawdę nie rozumiem dlaczego nie zgłaszasz tej sprawy. To jest to właśnie społeczne przyzwolenie na bicie dzieci! I trzymanie się zasady ''bo to nic nie da''.
.
artykółu
O.o

A ja się z autorką artykułu zgadzam, dlaczego niby zawsze i wszędzie mam być narażona na piski, wrzaski, bieganie stada rozwrzeszczanych dzieci dookoła itp. itd. Jak idę do restauracji/kawiarni/kina/hotelu to nie idę tam po to, żeby wysłuchiwać wrzasków, tylko po to żeby odpocząć. I sorry, ale moja tolerancja w przypadku takich zachowań jest zerowa. Malutkie dzieci jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ale takie podrośnięte trzy latki i więcej już nie. Jak rodzice nie wychowali/nie potrafią tego zrobić to niech ich ze sobą nie zabierają.
Jeśli dziecko jest grzeczne i się normalnie zachowuje to ok. nie mam nic przeciwko, ale takie dzieci to mniejszość. Szczęście w nieszczęściu jak wyjeżdżam na wakacje to raczej w miejsca gdzie dzieci z zasady niewiele (i ludzi ogólnie), a jak są to rodzice jakoś potrafili je wychować tak, żeby nie były dla innych problemem.
Vanilka trafiłaś w sedno. Bardzo dobrze napisane.

Ja wyjeżdżam bardzo często i najczęściej też z moją 3 letnią córką i jeżdżę tam gdzie są dzieci, nawet sporo dzieci, moja córka jest mądrym i grzecznym człowiekiem, nigdy po plaży nie lata z gołym tyłkiem ani nie sika na plażę. Ale ona tego nie robi, bo ona wie że tak się nie robi, bo rodzice ją tego nauczyli. Nie wiem dlaczego obwiniać dziecko za to, że lata z gołym dupskiem, skoro to matka ściągnęła gacie? Mój rozum nie jest w stanie tego pojąć.

To samo tyczy się dzieci które drą się w nieboglosy, czy to jest taki problem zwrócić uwagę rodzicom? Normalnie, kulturalnie im zwrócić uwagę? Albo nawet odezwać się do dziecka i powiedzieć '' hej słuchaj ja sobie tutaj leżę i czytam gazetę i gdy tak krzyczysz to bardzo mi przeszkadzasz, czy mógłbyś tak nie krzyczeć?'' Czy ktoś kiedyś próbował takiego sposobu? Ja wielokrotnie, i powiem wam, że moja prośba skierowanego do tak małego człowieka działa lepiej niż matka miałaby do niego mówić. Dziecko jest zbite z pantałyku, że ktoś dorosły normalnie do niego mówi, a nie drze mordę ''zamknij się!'' jak zaraz się nie zamkniesz to pójdziemy do domu!'' etc.
Ja się nigdy nie certolę, walę prosto z mostu mam w nosie rodziców i tak naprawdę nigdy nie zdarzyło mi się żeby któryś rodzic brzydko się do mnie odezwał w związku z tym, że mam jakieś 'ale' do zachowania dziecka.

Naprawdę w tym momencie bardziej w wypoczynku mi przeszkadzają osoby palące na plaży, wielkie tłuste opasłe tyłki żrące jednego hot-doga po drugim, czy karki i dziunie używające języka slumsów.
tomia ja naprawdę nie rozumiem dlaczego nie zgłaszasz tej sprawy. To jest to właśnie społeczne przyzwolenie na bicie dzieci! I trzymanie się zasady ''bo to nic nie da''.


a widzisz. próbowaliśmy my zwrócić uwagę. próbowaliśmy coś wskórać przez T. rodziców. ale jak się w praniu okazuje na krótki czas działało niestety. między innymi relacje są jakie są z nimi. niejednokrotnie mówiłam prosto z mostu, że kiedyś do jakieś tragedii doprowadzą, czy że w ogóle z dziećmi sobie nie radzą. zgłosić.. widzisz, ja zostawiam to w męża rękach. co z tym zrobi..?  pisałam już, jakie piekło z życia zrobiła mi za to, że jestem bezpośrednia i nie ukrywam, jak mi jej zachowanie nie odpowiada. ja jestem w kropce. muszę myśleć o swoim dziecku, które i tak ma przez nią zafundowany złośliwy rupot, trzaskanie drzwiami, ogólny hałas i inne historie.. możecie mojej postawy nie akceptować i nawet to rozumiem. ale aby ogarnąć moje postępowanie, musieli byście znaleźć się w mojej skórze.
i z małymi jest tak, jak wspominasz sama. drą się wniebogłosy. biją się, kłócą, piszczą.. a dlaczego? bo taki mają przykład odgórny - czyli rodziców.
podobnie w moim wypadku. jestem świadoma, że wszelkie "defekty" w zachowaniu mojego dziecka będą efektem przeoczonych kwestii. mam nadzieję jednak, że ich nie będzie wiele. bo nie ,a idealnych dzieci, ani idealnych rodziców.
.
Kiedyś wierzyłam w pedagogikę, w wychowanie, że od rodziców tyle zależy...
Dziś jestem przekonana, że jakie dziecko w brzuchu matki - takim będzie dorosłym (jeśli jakieś traumy nie zajdą). Mam taką "próbkę": dwadzieścioro kuzynów, wnuków moich rodziców, dwoje już ma po 2 swoich dzieci. "Nic" się nie zmienili od niemowlęctwa. No urośli. I dziecko od dziecka w rodzinie potrafi się różnić jak dzień od nocy.
Chcecie np. spokoju - to geny trzeba operować.
W ogóle śmieszny to świat, w którym tolerować (znaczy się akceptować, bo to przecież to to samo :hihi🙂 należy wszelkie dziwności i pogwałcenia norm, a płaczące w miejscu publicznym dziecko (tylko proszę odłożyć na bok argumenty o patologii, nie o ten rodzaj płaczu chodzi) to nagle zamach na wolność obywateli 😀

Dla mnie to jakieś nieporozumienie - jakby ktoś nie zauważył, to świat i każde społeczeństwo składa się i z dorosłych, i dzieci. Może trzeba dzieci trzymać w domu do osiągnięcia przez nie dorosłości? Faktycznie, płacz dziecka np. w autobusie potrafi być irytujący, ale tak jest zbudowany świat  👀
halo, chyba wiem co masz na mysli. Dziecko ma charakter, jest "jakies" i tego nie zmienisz, nawet u niemowlaka to widac. Ale nie do konca sie zgadzam, ze rodzice i srodowisko w ogole nie ksztaltuja. Mysle, ze mozesz troche szlifowac to tu to tam i produkt koncowy moze byc zupelnie inny w zaleznosci od szlifu. Byl taki przypadek jednojajowych blizniaczek, z ktorych jedna zostala podmieniona w szpitalu, jak to sie kiedys w PL zdarzalo i po latach jak sie sprawa wyjasnila, to okazalo sie ze wlasnie wyszly dwa bardzo rozne produkty.

edit: a sam artykul durny, a takie hotele "bez dzieci" to pewnie by powstaly gdyby rzeczywiscie dalo sie na tym zarobic.
Zależy co uwzględnimy jako różnice. Człowiek może utyć, schudnąć a nie zmieni proporcji swojego dorosłego kośćca. Można potraktować hormonem wzrostu i dziecku przybędzie kilka cm, gdy się nie zapowiadało. Co do różnic temperamentu wszyscy w zasadzie są zgodni: możemy sobie nastukać.
Robiono poważne badania z rozdzielonymi bliźniakami. Te z rodzin patologicznych częściej "miały kłopoty" niezależnie od rodziny, w której się wychowywały. Te z "porządnych" dawały radę nawet w kompletnej patologii.
Niechętnie godzimy się z genetyczną predestynacją, milej wierzyć, że "wszystko można".
Na mojej szkole był napis: "Pamiętaj, że człowiek co chce uczynić może". Ciekawe, że wycięto z oryginalnego cytatu "z Bożą pomocą".
Mam 3 dzieci, 2 w zasadzie dorosłych. Zmieniły się bardzo - i nie zmieniły w ogóle, zależy jak spojrzeć. Dwójka dość ugodowe słodziaki (choć w różny sposób), jedno - koszmar w dzieciństwie (także dla otoczenia), a dziś - gratulacje temu, kto mógłby mieć wpływ na jego decyzje, jak nie ulegał naciskom tak nie ulega (fajny facet zresztą, bardzo ciekawy).
Nie każde dziecko to plastelina.
A dziś takie czasy, że chowając dzieci na grzeczne (czyli ustępliwe, niepewne własnych potrzeb) możemy zrobić im istotną krzywdę.
Zgody pomiędzy szukającymi świętego spokoju a większością rodziców nie będzie. Bo "obcy" dorosły zainteresowany jest własną wygodą, a rodziców powinna interesować spora ekspresja dziecka, jeśli ma nie być kaleką. Kompromisy są podstawą funkcjonowania wszelkich grup.
Niechętnie godzimy się z genetyczną predestynacją, milej wierzyć, że "wszystko można".

To zalezy. Ktos kto ma ustepliwe dziecko oczywiscie bedzie sie upieral, ze to zasluga jego metod wychowawczych ale ten kto ma upartego potwora chetniej bedzie szukal przyczyn w genach, niz przyzna, ze zawiodl jako rodzic. Ale tak logicznie rzecz ujmujac, dlaczego odrzucac calkowicie czynniki zewnetrzne? Nawet najwiekszy genetyczny chuderlak cwiczac na silowni wyrobi jakies miesnie, chcociaz nie kazdy bedzie mial wyglad kulturysty oczywiscie. Tak samo jest z duchem.

A dziś takie czasy, że chowając dzieci na grzeczne (czyli ustępliwe, niepewne własnych potrzeb) możemy zrobić im istotną krzywdę.
Zgody pomiędzy szukającymi świętego spokoju a większością rodziców nie będzie. Bo "obcy" dorosły zainteresowany jest własną wygodą, a rodziców powinna interesować spora ekspresja dziecka, jeśli ma nie być kaleką. Kompromisy są podstawą funkcjonowania wszelkich grup.

Haha przyplapana! czyli jednak da sie cos tam wychowac ;P
I zgadzam sie w calej rozciaglosci.
halo bardzo mądrze prawi.
chyba warto zrozumieć, i pamiętać o tym, że każdy człowiek (i ten mały i ten duży), to składowa kilku elementów: charakter, wychowanie, zdarzenia życiowe (bo czemu kilkuletnie dziecko boi się psów? - bo, albo rodzice nagadali jak to gryzie, albo pies kiedyś wywrócił nie daj Boże pogryzł, albo wystraszyło się dziecko jego wielkości).
ja wiem na przykład, że mam dziecko wesołe i lubiące się śmiać. ale nie było by takie, gdybym mu zabraniała się bawić, czy karciła za każdy wygłup. ale taka natura malucha, że jeszcze tak tego świata nie garnia. nie wie, że tego nie wolno tykać, bo się sparzy. od tego są rodzice, aby bez krzywdy dziecka wyjaśnić i dać do zrozumienia, że tak nie należy robić. i tu znów pojawia się kwestia, jak to zrobić. jedni się drą, inni biją, inni tłumaczą, inni odciągają, inni dają się sparzyć.
i które dziecko na tym lepiej wyjdzie..? moim zdaniem nie te bite, nie te ogłuszone krzykiem i nie te odciągnięte. co do sparzonego, to różnie.
bobek, można próbować wychowywać, wszyscy stosujemy jakąś presję, mamy jakieś cele, uświadomione czy nie. Mi z obserwacji wychodzi, że te próby mają wątpliwą skuteczność o ile nie zmierzają do uszkodzenia osobowości, o ile nie są wysoce opresyjne - nie powinny takie być. Człowieka nie da się zmienić. Człowiekowi można pokazywać opcje. Człowieka można też złamać. Dziecko to człowiek. Człowiek kształtuje się SAM, w oparciu o otaczającą rzeczywistość. I sam wybiera, wobec różnych nacisków. Chyba, że ktoś postara się autonomię i możliwość wyboru zniszczyć, tworząc kalekę.

W tych samych rodzinach są dzieci do rany przyłóż i, delikatnie mówiąc, kłopotliwe  🙂 Wszystkie podobnie "wychowywane". I jest jeszcze taki numer, podobny do słynnego, że czego innego oczekujemy od chłopaka, a czego innego od męża  🙂 Czego innego oczekujemy do dziecka - żeby "grzeczne" było, czego innego od dorosłego. Z tego dziecka ma wyrosnąć przebojowy, nie dający sobie w kaszę dmuchać dorosły? Dziecko ma dzielić się zabawkami, a własnego biznesu pilnować po trupach?
Nasze oczekiwania są niespójne. Więc chaos ma się dobrze.


Naprawdę w tym momencie bardziej w wypoczynku mi przeszkadzają osoby palące na plaży, wielkie tłuste opasłe tyłki żrące jednego hot-doga po drugim, czy karki i dziunie używające języka slumsów.


taaaa albo nachlana dzieciarnia z co drugim słowem na k...

Alveaner - rozumiem, że z Tobą rodzice nigdzie nie wyjeżdżali, no chyba że od urodzenia nie krzyczałaś/płakałaś/piszczałaś w zabawie.

My wyjeżdżamy często, czy to za miasto, czy nad morze, lub góry. Mamy to szczęście, że nasze dzieci od 6 i 8 tygodnia życia przesypiają całą noc. Do tego mało płaczą, a jak już to tylko kiedy coś boli.
Nawet po tygodniowym pobycie w szpitalu, gdzie Michaś był najmłodszym pacjentem pediatrii, pielęgniarki nie mogły się nadziwić, że on taki grzeczny i ani razu nie płakał. 🙂
Jula ma obecnie 3 i pół roku, nie sika gdzie popadnie, tylko przychodzi i mówi o swoich potrzebach, miała tak od 2 roku życia (oczywiście jak dziecko uczy się korzystać z nocnika/toalety, to wpadki się zdarzają i to się rozumie).
Co do pisków, to moja córce zdarza się podczas kąpieli w basenie, ale tłumaczę jej, że nie jest sama na działce i obok są ludzie, którzy chcą wypocząć.
Dziecku trzeba po prostu tłumaczyć, bo w zabawie się zapomina, ale też nie przesadzać w drugą stronę, bo to normalne kiedy dzieci się śmieją na głos - przecież nie będą tego robić po cichu.
Halo ale przeczysz sama sobie.
Bo piszesz tak:
bobek, można próbować wychowywać, wszyscy stosujemy jakąś presję, mamy jakieś cele, uświadomione czy nie.
A potem:
Człowiek kształtuje się SAM, w oparciu o otaczającą rzeczywistość.
No przecież rodzice to chyba otaczająca rzeczywistość, która wywiera presję  😲
Ja wiem o co Ci chodzi, pewne rzeczy mamy wgrane i tyle. Ale pewne rzeczy można ukształtować.
Nie zgodzę się, że wszystko to wina genów.
i tu Cierp1enie masz rację. trzeba tłumaczyć. ale trzeba to robić. i uczyć zachowywania się kulturalnie. ja niestety spotykam się z taką tezą, że to są dzieci. i generalnie włażą na łeb na szyję, a w końcu jak samym rodzicom zacznie przeszkadzać jarmark, to dopiero wówczas jest reakcja. a reakcja jest = lanie niestety. więc nie toleruję na wieczór darcia się, trzaskania drzwiami, skakania, rzucania. jednak moje dziecko przy tym zasnąć już nie potrafi. a i mi się ciężko nad własnymi sprawami skupić.
to jeden przykład.
z drugiej strony moja przyjaciółka ma 5letnią już córkę. i ani nie krzyczy jak nawiedzona, więc można spokojnie mniemać, że nikt jej ze skóry nie odziera. wszystkiego była uczona przez tłumaczenie. jak nie słuchała raz drugi trzeci, to kara w postaci odesłania na miejsce aż się zastanowi, co zrobiła nie tak. i jest dziewczynka wesoła, wygadana, ale i usłuchana.
wczoraj byliśmy nad jeziorem. i stwierdzenie mojego męża: "tu jest ciszej z tyloma dziećmi, niż w domu z tą trójką od siostry"  😵 czyli jednak idzie dzieci czymś zająć, aby się wesoło bawiły, ale i nie wydawały z siebie wielgaśnych decybeli. kwestia wychowania. a pewnie i metod wychowawczych.

Pokemon mi się wydaje, że wychowanie to składowa. nie da się powiedzieć, że dziecko jest takie i takie tylko z genów, czy tylko z presji rodziców, czy otoczenia. wszystko ma wpływ, choć w różnym stopniu. tak bynajmniej ja uważam. i myślę, że o podobny sens wypowiedzi chodzi halo. choć niech sama sprostuje  😉


edit. mi się tak wydaje, z obserwacji, że rodzicom poprostu się nie che. nie chce się bawić z dziećmi, wymyślać zajęcia. myślą, że puszczą samopas i dzieci same nabędą podstawowe zasady zachowania się i tak dalej. tak często chyba jest. a efekty są jakie są..mizerne.
Może wydzielić? O wychowaniu dzieci? Wątek stricte dzieciowy jest wielki i raczej zawiera praktyczne rady o karmieniu etc?
A o wychowaniu warto pogadać. Poprosić Moderatora?
O wychowaniu. I zwierzętach.
Wiele razy widzę takie sceny: koń, pies, kot i mały dzieciak z babcią czy mamą.
Dzieciak rozjaśnia się i leci. Opiekun zaczyna się drzeć nie ruszając tyłka z ławki, gdzie zasiadł popalić fajki z koleżanką.
- Wracaj! Nie rusz! Nie podchodź! Koń, pies, kot-GRYZIE! Nie dotykaj! Bo pani cię skrzyczy!
Pani (czyli ja) w oczach dziecka staję się Godzillą a zwierzak smokiem.
A wystarczy wziąć dziecko za rękę, podejść, spytać, pokazać.
Bo efektem takich wrzasków jest lęk przez "panią" i lanie kota kijem jak się nawinie.
Tania dokładnie. przecież po co ruszać zad i wychowywać. lepiej drzeć się i zniechęcać do wszystkiego, bo wszystko jest złe i niebezpieczne. i wychodzi leń z rodziców. ja rozumiem, że można być zmęczonym i tak dalej, ale takie podejście do wychowywania dzieci się samopas prowadzi do katastrofy wychowawczej.
w sumie to nie rozumiem takich rodziców. nie chce im się dzieckiem zająć, pobawić, potłumaczyć, pokazać. ale drzeć (przepraszam za określenie) ryło na dziecko i je "obić" to już się chce. mi na takie coś ręce opadają.
o wiele łatwiej (nie zawsze, ale nie raz tak jest) jest zająć czymś dziecko, troszkę się wysilić. a malec i się uczy zabawą, a i rodzic może bez stresu z malcem być.
to takie moje spostrzeżenia i doświadczenia. jak do tej pory.

i cieszę się, że temat został wydzielony. dobry pomysł  🙂
Alveaner - rozumiem, że z Tobą rodzice nigdzie nie wyjeżdżali, no chyba że od urodzenia nie krzyczałaś/płakałaś/piszczałaś w zabawie.
Ja akurat byłam raczej cichym dzieckiem, to raz, a dwa moi rodzice nie pozwalali mi robić cyrku w miejscach publicznych.
Zresztą jak wyjeżdżaliśmy to głównie na żagle, kajaki, rowery, w skały gdzie dziecko da się zająć bez wywoływania darcia mordy przez pół dnia.

Aha, czy ja, jako osoba trzecia i zupełnie postronna jestem od wychowywania czyichś dzieci? Nie. I nie mam zamiaru poświęcać się temu w moim czasie wolnym, w których chcę odpocząć.
Rozumiem, że dziecko gdzieś tam upadnie, uderzy się i sobie popłacze przez 3 minuty, ale jak przez godzinę jest niekończący się wrzask, pisk i inne takie to naprawdę człowiekowi skacze ciśnienie i na dzieci i na rodziców, którzy mają to w dupie.
Mnie chodzi o to, że chcieć to sobie można i działać (wychowywać) racjonalnie i z sercem, a gwarancji "sukcesu" nie ma. Za to namotać łatwo.
A już na pewno nie mamy żadnych gwarancji jakie dziecko się urodzi. Rodzą się różne.
Układ nerwowy człowieka jest skomplikowany.

Co do zwierząt: Wszystkie dzieci mojej siostry panicznie boją się psów. Jak im się dziwić, gdy na widok byle szczeniaczka matka uderzała we wrzask i trzęsąc się porywała dzieci na ręce? Przekaz był jasny i jednoznaczny.
Z przekazami "negatywnymi" jest jakoś zdecydowanie łatwiej niż z "pozytywnymi".
No dokładnie- z tym stosunkiem do zwierząt. To kształtują dorośli.
Ja wychowując syna, obecnie dorosłego, zaniedbałam taką relację z przyrodą. No nie zwróciłam uwagi. I wyrósł z niego typowy City Boy. Tak żartujemy. Bo owady, krzaki, igliwie to nie jest jego świat. Ciągle go coś prześladuje. Psy, koty, konie lubi i one lubią jego, ale osa, mrówka, pająk.... o Matko! Ja w ogóle na to nie zwracam uwagi a on wciąż z kimś się na wsi bije. I ma dyskomfort.
Łatwo można coś pominąć. Oj łatwo.
p.s
I jeszcze, mój City Boy owoce je.... ze sklepu. Nie z drzewa czy krzaczka. Mleko z kartonu nie od krowy. I to też moje zaniedbanie.
Ale na usprawiedliwienie mam to, że ja wychowywałam się w domu z ogrodem a on w blokowisku. No i mi umknęło.
Co do zwierząt: Wszystkie dzieci mojej siostry panicznie boją się psów. Jak im się dziwić, gdy na widok byle szczeniaczka matka uderzała we wrzask i trzęsąc się porywała dzieci na ręce? Przekaz był jasny i jednoznaczny.
Jest jeszcze druga część rodzice - debile, którzy niosą dziecko do każdego zwierzaka na horyzoncie, żeby pomiziało. Niezależnie czy to szczerzący się pies na smyczy czy koń w stajni.
Ja osobiście przeżyłam raz chwilę grozy kiedy do prywatnej(!) stajni (nie żadnego ośrodka) na ogrodzonej posesji wlazł dziadziuś z kilkuletnią wnuczką, wnusia na ręce i do koni. Akurat do kobyły, która za dobrze pod deklem nie miała i 10 razy się obok niej przejdzie i jest ok. a za 11 coś jej się nie spodoba i z zębami. No dziecko miało szczęście, bo widać na razie postanowiła mieć do w dupie, ale równie łatwo dzieciątko mogło mieć problemy z paluszkami czy twarzyczką do końca życia.
U nas na wybiegu są trzy osły i dwa kucyki. Pojechałam rowerkiem, wieczorem, powiedzieć dobranoc i pomiziać.
Patrzę a tam pan z dwoma synami. Chłopcy tak na oko 4 i 6 lat. Rwą trawę i karmią. No to myślę-miło z jego strony.
Podjechałam bliżej i.... 👀. Czterolatek lata na wybiegu między kopytnymi. Taki maluszek. A kopytne jak to kopytne. Małe, miłe, ale zwłaszcza osły to lubią skubnąć boleśnie. Mnie kochają i znają a i tak mam siniaka bo jednego głaskałam to drugi mnie ukąsił. Miałam mieszane uczucia. Malucha wywabiłam, pana ostrzegłam. Opowiedziałam o osłach i ich naturze i zaprowadziłam na plac zabaw. Kurczę... pan dobrze synów uczył, ale tak ryzykownie. W razie czego osioł by dostał lanie za niewinność.  🙁
ushia   It's a kind o'magic
22 lipca 2013 12:07
DOBRZE UCZYŁ?!?!?!

A co dobrego jest w uczeniu dziecka pchania sie z łapami nie do swojego zwierzęcia?
Bo ładne?
Kup se swoje jak chcesz głaskać i karmić bez pytania, a jak cudze to zapytaj i bądź przygotowany i uszanuj ze mozesz uslyszec "prosze nie karmic"

NIC mnie tak nie wkurza jak traktowanie zwierzat jak wlasnosci wspolnej


I co z tego ze dzieci są dziećmi? Skoro chcecie zeby byly traktowane jak ludzie, to niech rowniez sie podporzadkuja ogolnie przyjetym normom spolecznym. Sorry, rownosc dotyczy i praw i obowiazkow

Rozumiem, ze placzacemu niemowlakowi trudn wytlumaczyc, ze sasiadom na kocu obok przeszkadza, ale jak sie go nie da dluzsza chwile uspokoic, to mamusia powinna sie zabrac i wrocic jak dojdzie do tego co jej dziecku dolega
To samo ze straszymi dziecmi - zabawa to zabawa, a bieganie innym po kocach albo chlapanie dookola siebie to juz nie zabawa
I mam w dupie potrzebe ekspresji dzieciaka ktory mi biega po glowie
Ktos sie przejmuje moja potrzeba nie bycia deptanym?

Artykul w porzadku, zwyczajnie potrzeba miejsc bez dzieci pojawila sie jako odpowiedz na olewactwo rodzicow maskowane "bezstresowym wychowaniem" "potrzeba ekspresji" i innymi bzdetami usprawiedliwiajacymi fakt ze rodzice puszczaja dzieci samopas bo sami maja ich dosc
A konstruktywne pokierowanie zabawa, zeby dzieciaki mialy frajde a nie przeszkadzaly innym wymaga wysilku
Oj, wiesz... no uczył, że zwierzak jest fajny. A robił to, jak umiał. Rwali trawę i dawali. A nie np.parówki. Ja to od razu "przeskanowałam".To był (jak wynikło z rozmowy) -rolnik.
To dla niego ogólnie zwierz dziwny nie był. Mnie też bezmyślne ryzykowanie przeraziło. Jednak wolę to niż wrzaski:
-Uważaj! Gryzie! Kopie! Uciekaj! Bij!
Ja też od dziecka pchałam palce w zoologu do klatek.  😡 Lis polarny mi rękawiczkę zabrał. Dobrze, że nie z palcami.
ushia   It's a kind o'magic
22 lipca 2013 12:15
nie, uczyl ze mozna wlazic komus w ogrodzenie bo taki ma sie pomysl

co mnie obchodzi co kto daje i czy jest rolnikiem czy ksiegowym?
MOJE zwierze, za ktore place - won
ciesz sie ze mozesz sobie popatrzec a nie macaj

ja tez od dziecka sie pchalam do zwierzat
i od dziecka slyszalam, ze mam uzyskac zgode wlasciciela
a ogrodzenie rzecz swieta, skoro ktos je postawil to nie zyczy sobie zeby mu w nie wchodzic
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się