Podsumowanie roku 2013

kujka   new better life mode: on
22 grudnia 2013 21:06
maleństwo, u Ciebie tez jakieś zmiany na finiszu??
maleństwo   I'll love you till the end of time...
22 grudnia 2013 21:28
kujka, ano... Dość poważne.
maleństwo, aaaaa!!! Pisz szybko co i jak 😀
maleństwo   I'll love you till the end of time...
22 grudnia 2013 21:35
Nie czas. Pozwolę sobie póki co dość lakonicznie.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
23 grudnia 2013 07:51
No wiec jadymy z koksem:

- zrzuciłam ponad 25 kg (  w koncu noszę rozmiar taki jak w liceum   :P)
- odwaliłam z Meżem przepiękną sypialnie przy niskich kosztach nakładu,
- w naszym domku pojawiła się przecudowna kociurka rasy  Maine Coon  - imieniem  Ami,
- odgrzebałam stare kontakty,
- odbyłam kolejny kurs w Stokrotce dotyczący w głownej mierze psychiki konskiej.
- zakochałam sie w Zumbie - dotarłam do poziomu  dla średnio- zaawansowanych.
- pewniej śmigam na  cooku,
- wygrałam zakładowy konkurs fotograficzny dzięki temu moje konie trafiły na okładkę magazynu.
- dużo, bardzo dużo nadrobiłam w temacie ksiażek ( wiecej jak w 2012) z czego jestem ogromnie dumna.
- nauczyłam sie w miarę kontruktywnie rozporządzać swoim czasem.
- kupiłam siodło barefoota i jestem z niego mega zadowolona
- nauczyłam sie  masować czterokopytne-> masaż rehabilitacyjny.
- zdobyłam kolejną bardzo istotną wiedzę w temacie metod  pozytywnego wzmacniania- czyli szkolenie przez zabawę.
- w głownej mierze przestałam się w  koncu przejmowac pierdołami które nie mają wpływu na moje życie.
- przestałam sie skupiać na głupotach, które są zadrą w oku oraz sensem życia dla innych,
- nauczyłam sie chodzić na szpilce i nie mam z tym absolutnie kompleksów ( wzrost)
- udało mi się uratowac jedno kocie życie, które błąkało się  pod Tesco ( znalazłam mu kochający dom),
- kupiłam swoje wymarzone jeansowe bryczesy, fajny słoik do nikosia,
- nauczyłam sie żyć bez energy drinków, bez słodyczy, 
- w końcu mnie ,,olśniło" hehe i jestem właśnie w trakcie ustalania planu na najbliższe 5 lat  😉 -> Impossible is nothing a marzenia są po to żeby o nie walczyć.

ze złych rzeczy?
- stanowczo za dużo coli light
- przegapiłam koncert życia-> Nickelback ( 12 lat czekania poszło na marne  :zemdlal🙂
- Nie pojechałam na Ozziego do Pragi- jego jeszcze przeboleję,
- moje oficerki są już niestety do wymiany

Myślę że się chyba nic nie zmieni do 31.12.  😉


Ogólnie- rok na plus.
Dużo zmian nastąpiło we mnie. 😎
- przegapiłam koncert życia-> Nickelback ( 12 lat czekania poszło na marne  :zemdlal🙂
- Nie pojechałam na Ozziego do Pragi- jego jeszcze przeboleję,

Nickelback pewnie jeszcze wróci, to młodzi ludzie i z pewnością na nie jedną Europejską trasę jeszcze pojadą. A na Ozzy'ego jeszcze masz szansę pojechać - będą w Polsce w czerwcu. Co prawda oficjalnie nie ma już biletów na płytę (tylko jeden rodzaj trybun został), ale zawsze im bliżej koncertu, tym więcej ludzi z różnych powodów rezygnuje i można z drugiej ręki kupić bilet w podobnej cenie, co wyjściowo (lub nawet taniej).


A swoje podsumowanie napiszę w Sylwestra, na sam koniec roku 🙂
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
25 grudnia 2013 13:12
fin dziękuję  :kwiatek: trzymam rękę na pulsie.

Nie wiem jakim cudem przegapiłam koncert Nickelbacka. Nie wiem jak to się stało, dalej przeżyć tego nie mogę  😎 Teraz tylko czekam na nowy album. Bo panowie co prawda  wybierają sie na trase ale  po Amerykach w dodatku  z Bon Jovi  😵 czyli  jesli chodzi o 2014 to  nie ma co liczyć ze tu wrócą.  😤

A z BS/Ozzy  to  też mam już obcykane aby szukać biletów w granicach kwietnia.
Nie przegapie tego bankowo ! Chociażbym miała jechać sama, bosa i goła  😜 😁

:kwiatek:
Ciężko mi właściwie powiedzieć, czy ten rok był dobry, czy zły...
Z pozytywów, to na pewno zyskakałam kilku dobrych przyjaciół i oddaliłam od siebie osoby, których obecność tylko i wyłącznie źle na mnie działała. Spełniłam swoje plany co do pojechania na Muskacie dwóch dużych imprez, jakimi są HPP i MPJ. To dla mnie bardzo dużo... Pojechałam też na nim dwa konkursy CC, co do niedawna wydawało mi się nieosiągalne. Znalazłam mu dobry dom i kupiłam przyszłościowego, fajnego konia. Udało mi się doprowadzić Lilę do momentu, w którym można o niej powiedzieć, że jest solidnie zajeżdżona.
Z negatywów... Zostałam zmuszona do weryfikacji swojego zdania na temat niektórych bliskich mi ludzi, straciłam wielu, którym ufałam. Przyczyniłam się do skończenia związku, który wypełniał mi życie przez ostatnie dwa lata...
Mimo to myślę, że stałam się silniejsza i nawet jeśli ten rok był trudny, to nie stracony. Mam nadzieję, że następny będzie tylko i wyłącznie lepszy.
Patrząc na mijający i na szczęście kończący się już rok 2013 nie powiem, że był zły, bo były w moim życiu gorsze. Powiem jedynie, że był rokiem ostatecznych decyzji...

Styczeń – koszmarne wejście w 2013, przepełnione żalem, kłótnią i coraz większym rozpadaniem się pewnej znajomości. Kolejne urodziny, zapomniane przez kogoś, kto wtedy był tym ważniejszym. Ostatnie wspólne zdjęcie z Mundialem.

Luty – zakończenie pewnej znajomości. Trzecia sesja – nie najlepsza, ale też nie najgorsza, bo zakończona zaliczonym awansem z drugiego semestru. Początki problemów w lokatorami z Kolorowej.

Marzec – próby ciągnięcia obowiązków stajennych. Trwanie w wiecznej walce – stajennej i lokatorskiej.

Kwiecień – coraz większe problemy w pracy oraz stajni. Dojrzewanie stajennej decyzji ostatecznej. W mieszkaniu brak porozumienia i ograniczenie kontaktów z chłopakami do absolutnego minimum.

Maj – juwenalia i wspaniałe koncerty, Hunter na żywo, tańce do świtu, najlepsza jajecznica o 5 rano. Nieustanna walka o każdy kolejny dzień z Młodym. Kłótnie w mieszkaniu.

Czerwiec – odejście ze stajni, sprzedaż całego sprzętu dla konia. Strój jeździecki został schowany w szafie z nadzieją, że jeszcze kiedyś wsiądę na konia.

Lipiec – miesiąc pod znakiem nieustannej tęsknoty. Zakup lustrzanki i zapełnianie wolnego czasu sesjami. Niestety sesja na studiach została potraktowana po macoszemu, przez co przeciągnęła się do września. Przeprowadzka.

Sierpień – unikanie koni i trudna decyzja o luzakowaniu i fotografowaniu zawodów skokowych. Poznanie wielu wspaniałych ludzi, dzięki którym wróciłam do koni. Sierpień to niewątpliwie dni z końmi w roli głównej. Wyjazd jako stajenny fotograf na ścieżkę huculską do Rudawki Rymanowskiej, czyli najlepsze trzy dni tego paskudnego roku. W międzyczasie epizod weselny – zakończony, choć niewyjaśniony do tej pory, a także narastające problemy w pracy i decyzja o szukaniu nowej.

Wrzesień – więcej czasu spędzanego nowej w stajni, więcej czasu z aparatem w dłoni. Szybkie nadrabianie zaległości na studiach, zaliczanie poprawek. Ciągłe konflikty w pracy, skutkujące odejściem z końcem miesiąca, bez perspektyw na inne stanowisko. Podniesienie czynszu i kolejna przeprowadzka.

Październik – nieefektywne i coraz bardziej desperackie poszukiwania pracy. Koniec miesiąca – najcięższa decyzja o powrocie do domu. Kompletne załamanie.

Listopad – poszukiwań pracy ciąg dalszy. Rezygnacja z szukania pracy w zawodzie i złapanie dorywczego zajęcia przy wykładaniu towaru. Praca ponad siły, kolejna rezygnacja.

Grudzień – decyzja o przymusowym urlopie w domu do wiosny, która miała przynieść wyjazd za granicę. Wzięcie się za licencjata, by skończyć pracę przed wyjazdem. Niespodziewana rekrutacja na specjalistę ds. marketingu – wygrana. Dogadanie szczegółów, znalezienie mieszkania.

Obecnie – pakowanie, zamknięcie rozdrapanych ran, przeprowadzka i stajenny sylwester, zamykający ten paskudny rok.
I oczywiście robienie postanowień na 2014 😉
mils   ig: milen.ju
25 grudnia 2013 22:49
Bardzo dziwny był ten rok, oj bardzo.
Na samym początku zaczęło układać się w sprawach końskich. Fajne warunki dzierżawy, na które mogłam sobie pozwolić. Także nowa stajnia. Wszystko wskazywało na to, że będzie super. Kilka moich sporych błędów, ale także w dużej mierze czynniki zewnętrzne przyczyniły się do tego, że jednak wszystko się posypało. W sierpniu postanowiłam zrobić sobie przerwę od koni. Wróciłam na początku grudnia. Drugi raz weszłam do tej samej rzeki i choć podobno nie powinno się, póki co jest ok. Pierwszy raz od długiego czasu nie boję się skakać, nie boję się wsiadać. Gdy koń mnie poniesie radośnie się uśmiecham, "bo jest śmiesznie", a nie ryczę ze strachu i panikuję, jak to było przed przerwą. Zobaczymy jak to się ułoży na dłuższą metę, ale (tfu, tfu!) mam nadzieję, że wreszcie dobrze.
Dużo bardziej nieprzyjemnie było w pozostałych sferach mojego życia. Znowu czuję, że nie pasuję do ludzi, którzy mnie otaczają, że kawałek po kawałku jestem odrzucana przez większość otaczających mnie osób. Widzę ile złych cech jest we mnie, walczę o zmianę, ale niestety wychodzi mi kiepsko. Na pocieszenie mam obok siebie trenerkę, która jest dla mnie jak siostra i chociaż na nią mogę liczyć. Dalej nie wiem co robić w życiu. Nie wiem, którą drogę wybrać, nie wiem nawet od czego zacząć myślenie o tym, skąd wziąć jakikolwiek pomysł. Boję się też porażki, bo wiem jak duże są moje cele i marzenia. Idę w ich stronę małymi kroczkami, ale niepewność i strach przed porażką jest moim cieniem.
W sprawach sercowych ciągle jest biernie. I choć wiem, że jestem w sumie jeszcze dzieckiem, to coraz bardziej odczuwam sercową pustkę.
Starszy brat zdał maturę, poszedł do pracy i jest mu dobrze. Najstarszy także znalazł w końcu legalną, nie najgorszą pracę. Rodzicom ulżyło. Natomiast dla równowagi ciągle kłócą się ze mną. Już nawet o błahostki. Przez ten rok bardzo się od siebie odsunęliśmy, wiele przez nich wycierpiałam, podobnie jak oni przeze mnie.
Psychicznie ten rok był bardzo ciężki, choć miał pozytywne akcenty. Mam nadzieję, że następny będzie lepszy i stabilniejszy...

Rok zmian 🙂
Znow😉 u mnie to tak w kratke, jeden spokojny dla odpoczynku  kolejny pelen rewolucji😉

I tak tez bylo teraz:

- 2 razy zmienilam konia -  zrezygnowalam ostatecznie z mrzonek o startach i sporcie - i paradoksalnie pogodzilam sie z sama soba i ze swoim jezdziectwem. co najwazniejsze JEST MI  TYM DOBRZE! i usmiech nie schodzi mi z paszczy 🙂😉) mloda arabka zamiast szport-maszyny przyniosla mi sama radosc🙂
- zareczylam sie! 😀 mamy juz wstepna date slubu i sale, po nowym roku bedziemy sobie juz wszystko powolitku przygotowywac🙂
- zmienilam prace i dostalam awans 😀 mam swietny zespol i zupelnie przyzwoite wynagrodzenie🙂 w koncu nie budze sie w nocy i nie rozmyslam czy wystrczy na chleb na koniec miesiaca...no i praca zmianowa umozliwia mi jazde konna mimo zimy🙂
- przestalam sie otaczac ludzmi, ktorzy wysysaja energie i wszystko co pozytywne

Z kiepskich rzeczy - niestety w rodzinie nienajlepiej...rodzice znow w stanie wojny🙁

Mam nadzieje ze 2014 bedzie spokojny i tak samo dobry albo i nawet o czubek paznokcia lepszy😉
Lov   all my life is changin' every day.
27 grudnia 2013 14:21
Niech ten rok już się skończy, bo jak zwykle na koniec najwięcej rewelacji, nic tylko się zakopać w łóżku i nie wychodzić 😵
Niech ten rok już się skończy, bo jak zwykle na koniec najwięcej rewelacji, nic tylko się zakopać w łóżku i nie wychodzić 😵


Podpisuję się pod Twoimi słowami rękami i nogami.



Już postanowiłam: muszę wrócić do jeździectwa, w tym pokładam wszelką nadzieję. I wierzę, że przyjdą lepsze dni..

Rok bardzo niespokojny.
Czułam się jakbym była na emocjonalnym rolkosterze 🙂
Od ekstremum do ekstremum - niemal cała skala emocji. W jeden rok.

Na początku 2013 r. - dramat z końmi, ze stajnią. Ratowaliśmy nasze zaniedbane konie - bo zawierzyliśmy naszym znajomym prowadzacym stajnie i nie patrzylismy im dokładnie na ręce. Przymusowa przeprowadzka i leczenie koni z zapaści. Oj.... długo nie mogłam się podnieść psychicznie po tej akcji.
Gdy już lekko wyszlismy na prostą z końmi - okazało się że znów zmuszeni jesteśmy w nagłym trybie przeprowadzać się w maju do nastepnej stajni, bo doszło do poważnego zamieszania z dzierżawą w dotychczasowej stajni. Znów zamieszanie, stres i nerwy.
Znów przeprowadzka z końmi. Tym razem z powodzeniem.
Jesienią w końcu odetchnęliśmy na dobre. Temat zmian stajni - zakończony.

W międzyczasie sukces w kwietniu - zdałam bardzo trudny zawodowy egzamin (do którego podchodziłam już wcześniej dwa razy) i zakończyłam definitywnie moją edukację. Euforia do kwadratu. Radość ogromna.

Od lipca zaczęły się gromadzic czarne chmury "zawodowe". Przebąkiwania o końcu umowy i zlecenia, z którego zyję. I stalo się - w październiku wypowiedzenie. Czas - do końca wiosny 2014 r.
W tym samym czasie mąż też nie może znaleźć zleceń (albo mu nie płaca) -
....i popadam powoli w czarną rozpacz. Z czego będziemy żyć?
Wizja najgorszego staje się nagle realna.

Od października przygotowuje się (bardzo poważnie) do procesu szukania pracy.
Wiem, że to będzie kosztowało mnie bardzo duzo sił i cierpliwości.... Boję się tego (nie ukrywam)
Na razie rozpuściłam wici i szukam kontaktów.
Przed samymi Świetami dostałam pewien sygnał, że może świta nadzieja (ale to na razie wstępny sygnał)...

I w takim nieciekawym nastroju wchodzę w 2014 r....

Taki fajny wątek, że nawet ja się dopiszę 😉
Rok 2013 to zdecydowanie był rok zmian... Początek trochę kiepski, wynajmowałam mieszkanie z trochę dziwnymi współlokatorkami i ciągle miałam jakieś przez to problemy, potem w końcu kupiłam wymarzone mieszkanie  😍, w międzyczasie zaczęłam współdzierżawić fajnego konia, także powróciłam do jeździectwa na jakiś czas. W wakacje odbyłam wyprawę życia do Meksyku, obroniłam pracę licencjacką, także na plus. Październik był miesiącem wyjazdów z moim kabaretem, wygrałyśmy nawet jeden festiwal. Dostałam też (jak mi się wówczas wydawało) pracę życia, ale przez to musiałam zrezygnować z konia 🙁. Końcówka roku z kolei upłynęła mi w całości w pracy, z czego nie do końca jestem dumna i dlatego od początku 2014 planuję pewne zmiany 😉
Ogólnie rok na plus, były fajne i gorsze momenty, ale to chyba jak zawsze
No to i ja zrobię podsumowanie, ogólnie rok tragiczny...
Niby byłam na fajnych wakacjach, ale wróciłam z rozwalonym kolanem i zapaleniem oskrzeli. Wyrehabilitowałam konia i się załatwił w sierpniu ponownie , uciekła , szukałam jej ponad dobę , wróciła z rozwalona nogą i połamanym siodłem. Mój chłopak przeszedł zawał, to najgorsze co się stało w tym roku.
Została uśpiona kobyła mojej koleżanki , w dosyć nieciekawych, ogólnych okolicznościach.
Zmieniłam stajnie , bo w kolejnej zaczęło się żle dziać.
Z rodziną nie mam kontaktu ( z matką i ojcem )
Z kasą non stop problem.
Koparką uszkodziłą mi auto i nic nie dostanę z odszkodowania (niechce mi się włóczyć po sądach) .
Ogólnie ten rok pożegnam z ulgą , nic mi nie wychodzi. Czuję ,że 2014 będzie moim rokiem.

Damarina , szczerze współczuje  :kwiatek:
rosek0, ale masakra, Boże, dziewczyno... Trzymasz się jakoś? Współczuję, ale chyba może być już tylko lepiej!
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
29 grudnia 2013 20:38
Rok do bani. Strata dwóch ukochanych psów. Problemy narosly. Niech ten pieprzony rok już się kończy... Nawet dzis


dokładam... problemy z pracą 🙁 życ sie odechciewa
Rok 2013 był fantastyczny.
Najpierw udowodniłam sobie, że studiowanie, nawet dość ciężkiego kierunku, nie jest dla mnie problemem, a zaraz potem świadomie i z ulgą na sercu z tych studiów zrezygnowałam.
Jeździłam zdecydowanie więcej niż w poprzednich latach, dość fajnie progresowałam, ale wciąż mam niedosyt - na pewno będzie lepiej gdy Franuś pójdzie do przedszkola.
Nadal jestem po uszy zakochana w mężu, a on we mnie.
Ubóstwiam mojego syna, pomimo iż dwulatek to faktycznie cięższy orzech do zgryzienia niż słodki naleśnik.
Napisałam wniosek o dotację unijną na otwarcie firmy, zajął pierwsze miejsce. Zaraz po Nowym Roku dowiem się, czy mój biznesplan też zrobił dobre wrażenie.
Mam ciekawy pomysł na życie, choć boję się o finanse, bo branża, jak wiemy, ciężka.
Zorganizowałam fantastyczne konsultacje powożeniowe, cieszę się, że wszystko się udało.
Trochę przytyłam i trochę schudłam. Czyli standard: z moją fizycznością nadal nie najlepiej się czuję.
Walczyłam o życie Wygranej tak okropnie pełna wiary i nadziei, że zdecydowanie coś we mnie pękło, gdy kolka ją pokonała.
Dowiedziałam się o śmierci dwóch źrebaków z naszej hodowli.
Nadal jest ciężko finansowo, ale kulamy się do przodu. Mam nadzieję, że moje plany wypalą i uda nam się cokolwiek zaoszczędzić zamiast żyć cały rok reszteczkami z sezonu.
Prawdopodobnie będziemy mieli halę! I to mnie napawa ogromną nadzieją.
Odnieśliśmy z mężem kilka sukcesów na zawodach powożeniowych.
W końcu zajeździłam Ateę, choć bardzo wstępnie.
Przekonałam się, że mam bardzo fajnie konie.
Dużo się nauczyłam. Chyba mniej płakałam. Zaczęłam się znowu głośno śmiać.

Naprawdę fajny rok, choć niełatwy.

Nie ukrywam, że w 2014 bardzo pragnę rozkręcić firmę i wypromować się. Jeśli chodzi o resztę: jest pięknie.

Początek roku był średni, ale mimo to poznałam wielu ciekawych ludzi, co jest jak najbardziej na plus  😉
Chyba powinnam się cieszyć, bo 2014 rok będzie dla mnie dużo trudniejszy pod względem nauki (testy)
Zaklimatyzowałam się we wspaniałej stajni... wszystko miało być dobrze, aż w końcu ktoś uświadomił mi, że to nie jest stajnia dla mnie.

Nowy, 2014 roku, MUSI przynieść dużo treningów i efektów w jeździe konnej, szczęście i powodzenie na egzaminach 😀


Jak tam postanowienia noworoczne?

Jednak powiedzenie "nie chwal dnia przez zachodem" jest cholernie prawdziwe...

Jeszcze kilka dni temu cieszyłam się z nowych możliwości, jakie otwierały się przede mną z końcem tego paskudnego roku. I niestety cieszyłam się za wcześnie...
Nowy szef robi problemy z umową, nie chce zgodzić się na moje warunki (a są to aż: wypłata co miesiąc, bieżąca wymiana informacji w celu lepszych wyników pracy i kilka dni wolnego przy sesji) i czuję, że jednak nic z tego nie będzie. Nie wiem, co dalej... Mieszkanie czeka, rzeczy prawie spakowane, ja już jedną nogą w Rzeszowie, a tu taki sajgon. Jeszcze w domu wieczne wojny o to, czemu tak bardzo chcę się przeprowadzić. No właśnie przez te ciągłe kłótnie i różnice zdań. Naprawdę mam dość...
trzynastka   In love with the ordinary
30 grudnia 2013 13:15
2013.
Rok tragedii sercowych, chorowania, bólu, siedzenia w poczekalniach i wydawania fortuny na leki.
Rok porażek, zawiedzionych ludzi, płaczu, wkurzania się, rzucania rzeczami.
Rok samotności, próby, stania w miejscu.
Ale też rok prawdziwych przyjaciół, prawdziwych miłości, prawdziwego wsparcia.
Rok bycia perfekcyjną panią domu, malowania przedpokoju i dbania tylko o siebie.
Rok siły, radości, telefonów i spacerów.
Rok, który kończy się świetnie, chociaż nic tego nie zwiastowało.
Rok prawdziwy. Rok trudny. Na pewno warty zapamiętania i pożegnania.
Nie zostawia wysoko zawieszonej poprzeczki, także 2014 jaki byś nie był, na pewno będziesz lepszy. 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
30 grudnia 2013 20:41
Atea, aż miło się to czyta 🙂

Mój 2013 rok był cudowny. Jakby dacie na złość.

Na minus: jestem daleko od rodziny i przyjaciół, tęsknię za nimi strasznie. Taki typowy los emigranta tułacza.

Na plus:
Zimą i wiosną sporo samotnie pochodziłam po Pirenejach. Niby takie nic, ale te wspomnienia i adrenalinę zachowam w pamięci do końca życia.
Pobyt we Fracji wykorzystywałam niemal w 100%, pojeździłam też po Hiszpanii, poznałam kilka ciekawych osób.
W marcu zostałam ciocią cudownej Antosi. Żałuję tylko, że widuję ją bardzo rzadko. Niemal wcale...
Zupełnie zmieniłam sposób odżywiania. Idę troche pod prąd, niektórzy pukają się w czoło, ale ja czuję się doskonale i mam wrażenia, że zaczęłam się w końcu dogadywać ze swoim ciałem.
Zaczęłam się wspinać, o czym marzyłam od dziecka.

W maju, w nieco bajkowch okolicznościach poznałam osobę, z którą ... chcę spędzić resztę życia. To się nie powinno było udać, dzieliło nas 1300 km, ale jakoś, małymi kroczkami, zmierzamy razem do celu. Zaryzykowałam, przeprowadziłam się do Niemiec, zostawiłam za sobą cudowne miejsce i bardzo dobrze płatną pracę, i nie żałuję. Wciąż nie jest tak, jak byśmy chcieli, mamy oddzielne mieszkania, wiele rzeczy trzeba poprostować. Ale dzieli nas już tylko 60 km. Mamy wspólne plany, kochamy podobne rzeczy. Słowa takie jak rodzina, dom, czy nawet (o zgrozo!) dzieci, przestały mnie przerażać. Chyba nieco dorosłam.
Druga cześć roku chaotyczna, spontaniczna. W rozjazdach, w podróżach, w ciągłym ruchu, z plecakiem, liną, crashpadem. Bez nudy. Cudowna.
Zawodowo się nie ogarnęłam, ale przynajmniej sporo jeżdżę, pracuję z ciepłymi ludźmi, bez stresu i nerwów. Są plany na zmiany, może własną działalność, mam nadzieję, że wystarczy mi odwagii.

Kocham, i czuję się kochana.  I tak zapamiętam ten rok.
Oby 2014 był jeszcze lepszy  😍
ja bardzo optymistycznie wkraczam w nowy rok 🙂
A stary??
Wiosna:
Straciłam bardzo dobrego przyjaciela - kogoś kogo znałam z 10 lat, kto wydawał mi sie przyjacielem. Zawiódł na całej linii.
Poległ w moich oczach w mega ważnej sprawie. Chwila emocji i przeszło mi. Szkoda i żal.
Oddałam konia do naprawy.
-6 kg.

Lato
Nuda.
Dużo wieczornych wyjść do knajp.
Udało sie pojechać do Augsburga na zawody celem obkupienia sie i oglądactwa.
Dużo konnych eskapad. Kilkugodzinne tereny.

Jesień
Zyskałam kilka bardzo dobrych znajomości. Niby niezobowiązujacych, ale są i telefony i wsparcie i maile i świetna zabawa.
Odebrałam konia z naprawy.
Kilkanaście super wyjazdów, świetnych imprez, przebywania z super ludźmi.
Dużo rozmów, świetnych wieczorów, wina, spacerów.

Zima
Kilka fajnych znajomosci. Stare nadal kontynuowane. Jest moc.

Cały czas trwa nieustający remont mieszkania. Cały czas chodzę na lekcje gitary. Cały czas wierzę.

Dzięki P. za tatar i wódkę nad ranem. Dzięki J. za spacer o 4 rano na molo w zoppot, dzięki E. za całokształt.
I wielu wielu innym osobom 🙂
jest dobrze



Scottie   Cicha obserwatorka
31 grudnia 2013 11:43
Ten rok był bardzo przewrotny. Rok ogromnych zmian: nie sądziłam, że mogę wywrócić swoje życie do góry nogami 😉

Nowy rok "jak zwykle" zaczął się płaczem- i obiecałam sobie, że to już ostatni raz i że będę silniejsza. I tak się też chyba stało  💃
Pierwsza połowa roku to rzucanie się, bo nie wiedziałam czego chcę, kłopoty finansowe, wyjazd chłopaka na Erazmusa. Ogólnie nie wspominam tej połowy dobrze.
Następnie cudowne wakacje we Frankfurcie, które będę wspominać chyba do końca życia. Wydawało mi się, że osiągnęłam wreszcie wewnętrzny spokój, stabilizację.
Powrót do Polski, druga połowa roku- ogromne zmiany. Znalazłam wreszcie pracę, która dała mi siłę. Rozstałam się z chłopakiem, który był moim najlepszym przyjacielem, moim wsparciem- ale uczucie do niego się wypaliło. Weszłam w kolejny związek i cały czas zastanawiam się, czy to nie sen na jawie 😉

Mam nadzieję, że 2014 rok będzie należał do mnie 🙂
rosek0, ale masakra, Boże, dziewczyno... Trzymasz się jakoś? Współczuję, ale chyba może być już tylko lepiej!

Dzionka , dopiero zobaczyłam wpis , już wszystko przełknęłam , jakoś się układa. W nowym roku życzę sobie i wszytskim przede wszystkim zdrowia. Resztą się ułoży sama
Edit ; zapomniałąm dodać , że straciłam przyjaciółkę , którą znam od podstawówki czyli jakieś 20lat. Dwa dni po zawale , w szpitalu powiedziała mojemu chłopakowi , że dostał zawału , bo za dużo pracował , żeby zarobić na moje konie  🤔
Ok, każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania chociaż by było inne niż moje , tylko mówic takie rzeczy człowiekowi 2 dni po zawale? Przyjaciółka? Nie żaluję takich przyjażni , chociażby trwały 20lat , okazuje się jednak to nie było szczere z jej strony , więc i mi nie żal . Wkraczam w nowy rok i czystą głową i entuzjazmem i wszytskim Wam też tego życzę  :kwiatek:

Edit; Mam wykupione nowe wakacje na maj , chłopak się czuje dobrze, strasznie pilnuje lekarzy , leków , ciśnienia itp, koń wyzdrowiał , nawet wydoroślał trochę a wczoraj chłopak złozył moje siodło, bo wyheblował nowe ławki , śmiem twierdzić ,że jest zrobione idealnie  🏇
dempsey   fiat voluntas Tua
31 grudnia 2013 14:36
Rok niesamowity.
Gdyby ktoś pokazał mi w styczniu 2013 gdzie będę we wrześniu 2013, to bym zapewne zastanawiała się nad skokiem z peronu.
A gdyby mi pokazał gdzie będę w grudniu 2013 - to uznałabym że niemożliwe bym to była ja.

No bo to już nie jestem ja - tow pewnym ważnym sensie nowa osoba.
Straciłam coś, co mi się wydawało bardzo ważne. Przeżywając tę stratę i buntując się przeciw niej, znalazłam jednocześnie to co naprawdę jest najważniejsze.
Czy to nie przedziwne? Czym wobec tego była ta strata?

Teraz otrzymuję kolejną szansę.
Rok 2014 może być jeszcze trudniejszy.
Ale ja mam już zupełnie inną perspektywę, zupełnie. Nigdy bym się tego nie spodziewała, że tu dotrę!!!
dempsey, błagam, napisz cokolwiek bardziej szczegółowo, bo tak roznieciłaś moją ciekawość, że nie mogę 😀

U mnie rok też kończy się super - sprawy mieszkaniowe nabrały konkretnego kształtu i wygląda na to, że 2015 będę już witać w innym domu 🙂
dempsey   fiat voluntas Tua
31 grudnia 2013 15:45
słówko na pw ale tylko słówko 😉

gratuluję spraw mieszkaniowych!
dempsey, wracaj kochana na RV, brakuje mi Twoich wpisów w wątku o potomkach.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się