Budowanie więzi z koniem

A ja na ich uszy. Wszystko za nie wybaczę. 😍
Szczególnie jak są w szacie zimowej.  😁
Ah one w ogóle są takie słodkie jak coś chcą 😍 uszka, oczka i te małe chrapcie 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 lutego 2014 12:36
Ostatnio myślałam, że wyjdę z siebie jak przytargałam wiadro wody (milionowy ośrodek, poidła zamarznięte), wlewam do wiaderka o takiego http://jysk.pl/przechowywanie/kosze-itp/przechowyw-plastik/wiaderko-lupin-sr37xw30cm-mix, a Błysia macza pysk, po czym łapie za ucho i wylewa resztę.  I patrzy się na mnie z niewinną miną. Zabić to za mało.
Strzyga, ale nie zabiłaś, dojrzałaś te oczka u małego potworka.... ona je zrobiła a nie zwiała - i to jest ta więź 😀
hahaha 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 lutego 2014 13:09
Dostała drugim gumowym wiadrem w tę szeroką dupkę :P
Ile razy mi zwiała to nie zliczę 😀
Drugi szetek jest jej przeciwieństwem. Spokojny, statyczny, jemu nigdy się nie spieszy. jak go postawisz na placu, tak będzie stał, póki nie wrócisz i go nie zabierzesz.
Dostała drugim gumowym wiadrem w tę szeroką dupkę :P


i założę sie, że nic a nic się tym nie przejęła? 😉))
W naszej stajni konie piły tylko z wiader. Jeden się nauczył, że jak się złapie za rąsie, to jest super gites zabawa :/ Potem inne konie zobaczyły, że to fajna sprawa i nocą zaczęły sobie wszystkie robic wiaderko party. Chyba nie muszę opisywac, jak fajnie stajnia wyglądała rano z tą całą rozlaną po korytarzu wodą?
Moja siwa woli korek od wanny. Raz wyjmie, zaleje padok w jednym miejscu i zadowolona.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 lutego 2014 16:25
horse_art, oczywiście, że się przejęła. Zrobiła oburzoną minę, że nie podziwiam jej dzieła.
O ile gniada ma wszelkie wiaderka, zgodnie ze swoim zwyczajem, w tyłeczku (chyba, że wypełnione żarełkiem, to inna sprawa przecież!), o tyle młody ze swoją namiętnością do brania wszystkiego w zęby.. Zostawiłam NA CHWILĘ wiadro z wodą. Nawet nie na padoku bo za ogrodzeniem. Wracam, patrzę, a cielaczek stoi... z wiaderkiem w zębach  😵 Ale jak tu takiemu fluffiemu nie wybaczyć  🙄
Wgl to on tak ma, że wszystkiego musi posmakować, ale jak widzi wiaderka, to po prostu ma taką minę jakbym mu co najmniej worek marchewek podarowała  👀 Nawet mu dałam dwa pęknięte na padok, to biega z nimi, podrzuca je, wkłada w nie nogi. Ostatnio wlazł na górkę z tym wiaderkiem i tak stał z 5minut, po czym szalonym galopem ruszył na drugi koniec, po drodze wiadro wyrzucając i całkowicie tracąc nim zainteresowanie.  🤔

Teraz walczymy z panierką i załamujemy ręce. Koniowty-łaciaty wkrótce jedzie do nowego domu,a tu wstyd i siara, że głowa mała... 🙁
Mi kucol też wszystko bierze w zęby. Uwielbia wywalać mi wszystko ze skrzynki, jak się je luzem zostawi to powynoszą wszystko i poprzestawiają, jakby tornado przeszło 😜 jak przyjeżdża kasik do strugania, to jak jest zimniej, zawsze ma termos, a ten cwaniak jak jej nie ukradnie plecaka i nie chce puścić, to wywali termos tak, że pyszna herbata dostępna 😂 i jest przy tym tak niewinny i opanowany, że nie da się złościć. No i zawsze czeka aż nikt nie będzie patrzył 😀 Kiedyś pitnął mi z torbą z aparatu - na szczęście aparatu tam nie było, ale goniłam osła, zniszczył mi parasolkę.. dużo by gadać. Kobyła za to uwielbia się bawić, ale w porównaniu do niego nic nie niszczy, czasem siodło zrzuci z płotu, albo taki obrazek - lonża leży na ziemi, podchodzi kobyła, bierze koniec w zęby, idzie parę m i puszcza, odchodząc w swoją stronę. Śmieję się, że architekt z niej " to tu nie może być, tylko tam". Po prostu cyrk, ale znam większych aparatów od nich 🤣
Muszę sprostować. Koń nie jest zoombie. Reaguje i emocje wyraża. Tylko w skrajnie zawężonym paśmie. Zadaniowy, pragmatyczny, celowy. Emocjonalny w stopniu bliskim zeru - chyba, że "pójdą styki" - co ze 3 razy się zdarzyło - wtedy jest przerażający. Porównanie, które wymyśliłam na poczekaniu na potrzeby wątku (czyli dzięki wam!) - do J.C. Van Damme jest zdumiewająco trafne. Nie, nie był taki zawsze. Gdy go kupiłam gryzł (celnie i boleśnie), walił z zadu w kierunku człowieka, nie był w stanie ustać w miejscu, pod siodłem czyhał na najmniejszą utratę równowagi jeźdźca, bał się - tego, tamtego, jeszcze owego - szczególnie innych koni w ruchu. Przywróciłam mu spokój i względne zadowolenie. Nie przywróciłam pozytywnych emocji 🙁 (chyba, że galopujemy w terenie). Przynajmniej dotychczas. Postępy są - właściciel stajni jakiś czas temu: Wiesz co, nie uwierzysz - twój koń BIEGAŁ po padoku (w stadzie)! Naprawdę kilka razy się solidnie przebiegł!
Koń po wyścigach i  3/4 roku trwającej tułaczce po poważnej, bolesnej kontuzji: w grudniu miał jeszcze na przodach wyścigowe podkowy, a kontuzja była w kwietniu. Ale to także charakter. Zdarzyło mi się, że osoba zorientowana w świecie xx zareagowała: "CO sobie wzięłaś?" - tu dyskretny... znak krzyża. "Przecież "ich" (potomków ojca) nikt nie trawi. Autystyki chrzanione."
A ja nadal liczę, że zalety "ojca matki" przeważą 🙂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
06 lutego 2014 18:55
eeee....yyyyyy ..... a czemu w taki razie takiego potwora zdecydowałaś się kupić? 😲  Chyba nie po to żeby samej sobie zaimponować że z nierokującego potwora zrobiłaś sporto 😉wca?
🏇
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
06 lutego 2014 21:32
tylko dlatego ze swojego konia najprościej na świecie nie bije

właśnie dlatego jesteś wyjątkowa i jedyna, wzorzec najlepszej pańci we wszechświecie. Bo jak wiadomo wszyscy inni wokół nic tylko biją. 🙄 👀
😉
bardzo pragmatycznie stojąc na ziemi i będąc bardzo szczęśliwa że mogę coś takiego przezywać.


Orgazm z koniem !!! Skup się dziewczyno na czymś konstruktywnym zanim ci do końca odbije . 😉
[img]/forum/Themes/multi_theme/images/warnmute.gif[/img] Obrażanie innych użytkowników. Nie po raz pierwszy
🙂
halo, tamta moja to była zombie 🙁 ani radosci, ani własnej woli ani obrony. można było miziać, mozna było tłuc ... nic. i taki zupełnie pusty wyraz oczu... (ew jakis smutek i wycofanie) długo trwało zanim jakies reakcje zaczęła mieć. koszmar. i to przez ludzi zrobiony.
fajnie, że twój progresuje, uczy się emocji - i jak piszesz - pozytywnych!

Strzyga,  😀

lussi, pani na moment połozyła na parapecie telefon i paczke fajek. przyteleportowały sie 2 koniki (dobre słowo bo ich nie ma i w sekunde sa...). jeden złapał komórkę drugi fajki. za kim biec? pobiegła za telefonem - odzyskała. fajki zostały przetrawione 😉
naokoło sklepu powstał płot. inaczej worki z paszą uciekały, (nawet rower ze 2x uciekł...) a w busach można było niechcący wywieźć myszatego. tak... konie mają pomysły ;] i myślą - planuja i realizują dla samego funu... bo nikt mi nie powie, że jesli kn zamyka cię w pomieszczeniu i radośnie ucieka kawałek,  albo cie otwiera (tylko jak zamknie i nei zamyka jak nikogo nie ma, nie otwiera wtedy) niechcący miliard razy albo żeby żarcie zdobyć... te woki tez kradły i nie jadły... wazne było z ludziem sie bawić - przechytrzyć i uciekać 😉
ElaPe, bo mi się bardzo spodobał? Bo 2 lata rozglądałam się za czymś potencjalnie fajnym a dostępnym cenowo? Bo liczyłam się z nabyciem konia "z trudnym dzieciństwem", trudnego w pierwszych miesiącach. Był młodziutki - wyglądało na to, że cokolwiek go "psuło" nie trwało długo. Ale w sumie żałuję, że nie kupiłam kompletnej surówki - jak planowałam.
Okazało się, że to co przeszedł było jednak bardziej niszczące, niż można było przypuszczać - i to ostrzeżenie przed nabywaniem koni o "lukach" w przeszłości - że nie wiesz, co kto z koniem kombinował i nie mówię tu o wyścigach - bo to się udało odtworzyć. Natomiast nie miałam pojęcia o tendencjach genetycznych od strony ojca. Szukałam folbluta, wnuka Dakoty.  Jak znalazłam - to kupiłam. Licząc się z trudnościami. Ale z tym "czymś" się nie liczyłam, bo... nigdy wcześniej się nie spotkałam 🙁 Bo jakoś tak jest, że gdy "odrabiasz" konia - co sprowadza się do zapewnienia mu rutyny, przewidywalności, optymalizacji stresu, fair traktowania, przyjazności, nie sprawiania bólu bez koniecznej potrzeby, wymagań do pojęcia - to niepokój, napięcie, agresja, "porąbanie" ustępują dość szybko - a w ich miejsce "napływa" coś, co można umownie(!) nazwać "wdzięcznością". Koń staje się ufny i oddany. To ogromna frajda, gdy taki "popapraniec" zaczyna kwitnąć i dawać z siebie wszystko. Ludzie lubią takie odczucia - JEŚLI się uda. Mnie się udało "odrobić". Zaskoczenie polegało na tym, że w miejsce "złego zachowania" nie "napłynęło" "dobre" 🙁 ZUO zniknęło, koń grzeczny i nawet pogodny, ale zamiast (oczekiwanej z doświadczenia) końskiej przychylności - została... pustka. Jak na razie. Tego się nie spodziewałam, z tym się nie liczyłam - bo jednak 99% koni jakoś zabiega o przychylność "swojego człowieka" gdy ma taką szansę. Z koniem, który ma to totalnie gdzieś spotkałam się ten jeden raz 🙁
halo, uch, ja wpadłam w podobne sidła, z resztą, sama o tym wiesz 😉 Też kupiłam konia, bo miałam mały budżet, brałam pod uwagę, że koń trudny i wygląda, jak karakan, ale cóż - ładnie, ostrożnie skakał, ładnie się ruszał... więc wzięłam. Ile razy ręce mi opadały na to wszystko, ile razy ja się namęczyłam... ale tego, ile mnie ten koń nauczył i jaką później mieliśmy więź - tego nie zabierze mi nikt. Nie ma wspanialszego uczucia, niż "przyjaźń" z koniem, do którego wcześniej wszyscy bali się podejśc. Nie ma wspanialszego uczucia obserwowac, jak koń się zmienia psychicznie (i fizycznie!), jak cała ta praca idzie w dobrą stronę.
Ale fakt faktem z zawodami poszło nam średnio :/
ushia   It's a kind o'magic
07 lutego 2014 07:46
ech, wlasnie mysle o kupieniu popapranca, nie pocieszacie mnie 😉
ushia, powiem tak - fakt, momentami jest ciężko. Satysfakcja, jak już coś się uda - ogromna. Jednak po drodze wychodzi sporo problemów - od kilkutygodniowych "wakacji", bo poprzedni właściciel trochę koniowi plecy popsuł, po dziwne plotki w stajni, "bo twój koń taki dziwny jest, strach w ogóle jeździc".
Tak, jak pisałam - co przeżyłam, co moje, mam mnóstwo fantastycznych wspomnień, koń stał się moją "wizytówką", gdyż ludzie zauważyli, jaką metamorfozę potrafię przeprowadzic na koniu.
Jednak - gdybym miała kupic konia drugi raz, na pewno bym już się w to nie wpakowała. Satysfakcja - satysfakcją, ale ja chciałam pojeździc zawody, a ze względu na właśnie problemy wynikające przez wieloletnie zaniedbania poprzednich właścicieli i moje małedoświadczenie w tych dziedzinach niestety, zbyt sporo nie pojeździłam.
ushia   It's a kind o'magic
07 lutego 2014 09:09
ikarina - ja to wiem, niejednego konia odrabialam. Tylko teraz jest realna szansa ze bedzie moj. I z jednej strony chce, zajawilam sie i w ogole, z drugiej boje sie ze wlasnie juz zawsze zostanie koniem odrobionym - nigdy normalnym. A koni jest tyle, ze moge sobie kupic albo surowego i sama zrobic albo juz podjezdzonego ale bez tajemnic w przeszlosci...

Halo - strasznie fajnie piszesz o tym swoim koniu!  :kwiatek:
Co rusz mi Falbana staje przed oczami🙂
Ale im dłużej czytam tym więcej widzę różnic jednak🙂 To tak apropos naszej rozmowy kiedyś 🙂
ikarina - ja to wiem, niejednego konia odrabialam. Tylko teraz jest realna szansa ze bedzie moj. I z jednej strony chce, zajawilam sie i w ogole, z drugiej boje sie ze wlasnie juz zawsze zostanie koniem odrobionym - nigdy normalnym. A koni jest tyle, ze moge sobie kupic albo surowego i sama zrobic albo juz podjezdzonego ale bez tajemnic w przeszlosci...


Szczerze? To ja bym wybrała drugą opcję. Tak z perspektywy wiecznego uważania na swojego konia i obserwacji jak miło sobie ludzie jeżdżą na takim nieodrabianym. Ale ja mam swoje lata, może inaczej patrzę.
ushia   It's a kind o'magic
07 lutego 2014 09:31
o, przypomnialo mi sie
pracowalam kiedys z koniem od handlarza, swir totalny, biedny bal sie o pysk okropnie, do kucia byl petany, w dodatku mial poharatane nadpecia na obu tylach potwornie zaniedbane
zrobilam z niego niunka do ludzi - nauczylam ze branie nog nie boli, wyleczylam tyly, stal przy kowalu zwyczajnie na kantarze, nie kladl sie na czlowieka przy czyszczeniu, przestal przechodzic po ludziach, pojezdzic sie dalo choc ostroznie, czesto na bezwedzidlowym, w koncu zaczal akceptowac zwykle kielzno, powoli, ale szlo
fajny, kontaktowy kon sie zrobil

potem z roznych przyczyn trafil w inne rece, nauczyl sie stawac deba i zrobil agresywny do koni, ale to juz nie moja broszka

rzecz w tym , ze trafilam na niego jak szukalam stajni dla swojego konia - i wiecie co? poznal mnie
po roku chyba to bylo jak nie dluzej
po glosie - weszlam do stajni mowiac i widzialam jak nastawil uszy, pomyslal i sie, no nie umiem inaczej tego nazwac - ucieszyl 😉
wiecie - takie "o, znam cie, jestes fajna"
pamietal nawet zdrobnienie jakim go nazywalam

mile bardzo 🙂

wiem Tania
tak na rozum wiem 😉
halo, czy ty mi możesz napisać -może być na PW o tych problemach genetycznych? Ciekawa jestem - sama mam u swojego Dakotę (przez Mangana) w rodowodzie, choć dalej, bo to po pierwsze koń po trakeńskim ojcu - Agarze, dalej Mangan i Dakota. Ale zawsze żyłam w przeświadczeniu, że akurat Dakota to dobry xx w papierze. Większość koni z nim w papierze to fajne charakterowo konie.
Halo nadal tak nie do końca potrafię sobie tego Twojego kunia wyobrazić.
Czyli zniecierpliwienie, znudzenie, złość okazuje (tyle, że w trochę okrojonym zakresie).
A pozytywnych niet?
Piszesz, że nie zabiega o przychylność człowieka.
To znaczy, że nie okazuje w ogóle tego, że "jego człowiek" czymś się wyróżnia od "każdego innego człowieka"?
Przepraszam, że tak dopytuję, ale bardzo mnie to zainteresowało.
ushia   It's a kind o'magic
07 lutego 2014 13:24
epk - ale Dakota dobra, to linia ojca bruzdzi
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się