Budowanie więzi z koniem

epk, nie, nie - Dakota to pozytyw, zdecydowanie. To tatuś narozrabiał. Dakota to ojciec matki - tak jak chciałam, bo bardzo cenię krew Dakoty w żeńskiej linii. Dakotę znałam przez kupę lat - aż do śmierci. Owszem, bardzo opanowany koń - to się mogło źle skomponować z "mam wylane" tatusia 🤔.
milenka_falbana, rzecz w tym, że żadnego konia do niczego nie da się zmusić. A już na pewno do chętnego "dawania z siebie", żeby nie wiem jakie chwyty stosować. Gdzieś tam MUSI  być inicjatywa ze strony konia, gdy tego nie ma to... uu. I tu właśnie będzie kłopot z koniem... mało ekspresyjnym. Żeby nie wiem jak bacznie obserwować. BTW - dziękuję za radę odnośnie cierpliwości na padoku - przydała się!
pati12318, nie - wszystkie emocje występują, tylko tak mikro-mikro - ot, zmiana w "tonie" oka. Przy mikro-sygnalizacji trudno nawet odróżnić jeden stan od drugiego, nawet pozytyw od negatywu trudno odróżnić 🙁 On nie zabiega o przychylność żadnego ludzia - od marchewki potrafi się zadem odwrócić (no dobra, ode mnie marchewkę bierze zawsze 🙂😉. Ani o przychylność żadnego konia nie zabiega. Nie jest zoombi - reaguje nawet bardzo ekspresyjnie. Tylko to jest wtedy od razu reakcja - nie ma przestrzeni na emocje właśnie. Reakcja jest raptowna, bez "ostrzeżenia". Na oko - to normalny koń. Tylko jakoś sympatii nie wzbudza 🤔 Nawet totalny laik szybciutko odczuwa, że z tym koniem to trzeba czujnie bardzo, że jakoś jest dziwny. W zasadzie dopiero pisząc tutaj ułożyłam sobie dokładniej co i jak.
ushia, ech, zależy na czym ci zależy. Jeśli masz jakiekolwiek ambicje typu sportowego - "popaprańca" sobie odpuść. Jeśli chcesz wiernego kompana - "popapraniec" wchodzi w grę - bo zakładam, że z trudnościami dasz sobie radę na pewno.
halo, ok, ja źle Cię zrozumiałam 😉
A po jakim ojcu jest twój xx?
Halo , ja sobie przejrzałam trochę Twoje starsze wpisy i galerię, i Wasze losy dały  mi  bardzo do myślenia  . I powiem tak -z całego serca życzę Ci , żeby tak się Ci się zycie ułożyło, abyś mogła dwa konie swoje mieć . Jednego dla siebie & córy , do sportu i do poużywania jeździectwa, i to niewdzięczne folblucisko , które Cię tyle lat za serce trzymało , do  galopad w terenie i jako konia  terenowo -towarzyszącego. To by chyba wszystkim najbardziej pasowało🙂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
07 lutego 2014 17:01
Halo: ja wszystko rozumiem że finanse itd. Ale ty z twoim doświadczeniem końskim plus doświadczenie twojego męża i bierzesz się za konia którego od początku trzeba odrabiać.  ❓ 

ushia   It's a kind o'magic
07 lutego 2014 21:33
no a kto sie ma brac jak nie ludzie z doswiadczeniem 😉

mnie dzisiaj dobrze, sa wymierne efekty, optymizm mnie opanowal 😉
wiem, jaka stara taka glupia 😀
ElaPe, najlepiej odpowiem ci żartem: przecież po to kupuje się konia, żeby mieć kogo w czapraczki i derki ubierać, nie? Co za różnica jaki? I stąd moje rozżalenie - bo niefotogeniczna bestia  😕
A poważniej: kto nie ryzykuje ten nie ma. Na "świeżynkę" konia, który by spełniał choć w 70% moje wymagania co do potencjału mnie absolutnie nie stać (nigdy nie mów nigdy, ale...) I to masz zero gwarancji, czy koń oczekiwania spełni, czy się nie posypie np., mimo badań.
Konia "po kimś" - abstrahując od ceny - nie kupię nigdy w życiu  🤔 Bo nie znam takiej osoby/jeźdźca, która gwarantowałaby mi... no, sprostanie oczekiwaniom. Nie w PL. Koń zagraniczny - patrz cena. To już wolę prostować konia KRÓTKO psutego.
Był taki koń, Wagram. Dużo by można o nim powiedzieć, ale że był "normalny"  - na pewno nie. Odnieśli jednak z dobranym jeźdźcem wiele sukcesów, mimo, że co jakiś czas chimery konia psuły to i owo  🙁
Czyli - zależy na czym komu zależy. Bo gdyby Wagram miał być "miłym koniem rekreacyjnym" - to kulka w łeb  🙁
Owszem, aktualnie znam 2 (słownie dwa) konie, których "ze stajni bym nie wyrzuciła". Znałam więcej - cóż, posypały się. Te 2 są a) niesprzedawalne = bezcenne b) jeden do solidnego odrabiania, drugi nasuwa wątpliwości co do odporności układu ruchu (ze względu na wychów).

Czyli - mam wściekle trudno (nie spodziewałam się, że będzie łatwo) ale koń nadal ma potencjał. Czy go zrealizuje - zależy od wielu czynników. Życie, proszę pani. Np. byłoby sporo inaczej, gdyby w kluczowym momencie nie dopadła mnie kompletnie niespodziewana choroba. Największy minus - że tego konia raczej nie sprzedam i to nie ze względu na przywiązanie (nieuchronne). Bo jakoś nie widzę nas, mówiących z zimną krwią: "pan weźmie tego konika dla dziewczynki, pan paczy - dziewięciolatek na nim spokojnie pomyka" - choć dziewięciolatek pomykał będzie. A jeźdźca-że-jeźdźca takiego, że zrealizuje potencjał - też w PL nie widzę. Za to kilku gwarantowałoby nauczenie konia ekstra umiejętności - rzucania się z jeźdźcem o glebę. No i - marudzić nie mam prawa, szczególnie śledząc losy jego re-voltowych "rówieśników" 🙁 Mam konia zdrowego (tfu), mykam serie lotnych, na 130 nie widać, żeby jakiś wysiłek był konieczny, w terenie wszędzie... Rekreacyjny koń jak ta lala  😀iabeł: Tylko z fotkami i z mizianiem do d*  🤣
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
07 lutego 2014 22:52
I stąd moje rozżalenie - bo niefotogeniczna bestia

Nie no brzydki nie jest. Spokojnie możesz go w laleczkę barbi zamieniać i wklejać się w odpowiednim wątku 😉

Ale fakt trochę jakby coś w nim nie pasowało do siebie: przód doklejony do reszty od innego mniejszego konia, zastanawiający profil głowy i na niektórych fociach jakąś dziwną aurę roztacza.
Muszę sprostować. Koń nie jest zoombie. Reaguje i emocje wyraża.

A bardzo przepraszam, mój Wątrobiany już dawno zmienił roboczą ksywkę na Zombie właśnie 😁
Z reagowaniem było różnie, bo on nie za wiele momentami dostrzegał. Zawieszał się paskudnie, odpływał umysłowo gdzieś daleko. Niby był na miejscu, niby okiem patrzył w dal, ale można mu było machać dłonią przed głową od strony zapatrzenia i w ogóle nie działo się nic. Położenie kostki cukru na dłoni - zero reakcji, a Zombie żarty jest za kilkorga. Machanie kostką przed okiem i wsadzanie jej prawie w oczodół dawało jedynie pewność, że jak zapakujesz na łeb całą cukiernicę i zalejesz nawet kawą, to i tak koń tego nie zauważy. Delikwent ze swojego autyzmu wracał nagle do siebie i reagował nerwem i paniką, no bo go przecież chwilę nie było, a tu się tyle dzieje, "jacyś" ludzie "coś" chcą...
Ciężko było, bo koń z jednej strony silny, z drugiej autystyczny, a z trzeciej - zawsze traktowany jak silny i autystyczny kawał konia (no bo kto będzie z takim nabitym ogierzydłem i czołgiem nawiązywał więź?). A jak się potem okazało, wiele z trudności tego konia (w obsłudze właśnie i stosunku do człowieka) wzięło się z braku więzi i braku socjalizacji. Zombie nie miał żadnych przemyśleń na temat tego, że człowiek to jest szef, że człowiek to jest jego stado. On się ograniczał do tego, że człowiek jest 😉

Teraz duży kasztan to naprawdę super gość. Wiecznie nie mam czasu na wrzucanie filmów, a mam kilka takich naprawdę pozytywnych. Np. na których Zombiszcze biega po hali z moim facetem. Blondyn robi zmyłki, zwroty, Zombie trzyma się za nim krok w krok jak pisklak za matką, czy to kłusem, czy galopem. Wystarczy się zatrzymać, a staje jak wryty, choćby z galopady musiał zrobić sliding stopa. Nigdy nawet nie muśnie człowieka, nie trąci, nie naprze, choćby mu było trudno się pomieścić w takiej krętej trasie. A to jednak naprawdę spory kawał koniny jest 😉

Skwara nie udało mi się tak zsocjalizować, ale też to nigdy nie była ani ważna potrzeba (bo Skwar jest mały i siły też ma mniej), ani cel pracy z tym koniem, no i wiadomo, czasu brak, żeby każdemu dać pół dnia. Charakter też nie taki - mocno folbluci Skwarek jest po prostu Skwierczyskwarkiem, nie lgnie do ludzi, jak się okazało w przypadku Zombiszcza. Chociaż to i tak nie przebije 3,5 latka, z którym mam teraz okazję pracować. Niesamowicie sfokusowany na człowieku koń. Jeśli go puszczam luzem na wielką halę, to mogę go sobie lonżować bez lonży, z przejściami, reakcją na komendy głosowe, we wszystkich chodach, zmieniając kierunki, dowolnie długo itd. Do takiego egzemplarza nie trzeba docierać, otwierać go i przekonywać. Jego to aż trudno się w sumie pozbyć 😉 Jak się nauczy merdać ogonem, to mnie to za bardzo nie zdziwi.
ElaPe Jeszcze powinnaś zakończyć:  😀iabeł: Mówię, że niefotogeniczny  😕 Na żywo barbie jak się patrzy  😁 tylko ta aura  😤
dominoxs, dzięki za życzenia  :kwiatek: Jeszcze o kciuki poproszę w tym roku. No, drugi byłby ok, ale teraz, gdybym kupowała to już... kuca  😀 Connemara najchętniej  😜 (potencjalny jeździec aż tupie  🙂😉

Jeszcze słowo, dlaczego tak się rozpisałam. Przez tę "więź" w temacie. Bo może być tak, że na uszach staniesz, zrobisz co się da i więcej - a ta więź będzie jednak taka se  🙁 Ale to rzadko, na szczęście.
Uważajcie, w każdym razie. Ten fokus, o którym quanta pisze - rzecz bezcenna. I przemiła.
A ja wracam po stosownych przemyśleniach i próbie wcielania w życie tego, co zostało napisane. Nie myślałam, że zmiany będą widoczne tak szybko. Koń jest wyluzowany, jego uwaga jest skierowana na mnie, zrobił się bardziej karny- próbuje, ale jak usłyszy "nie", to przeważnie odpuszcza. Nie jest to jeszcze tak jak być powinno, ale zdecydowanie zmierza we właściwym kierunku. Jak już mówiłam, nie jest to skrajny przypadek, mimo wszystko fajnie widzieć jak delikwent się otwiera i przy każdej okazji daje z siebie jeszcze więcej. W zasadzie wszystko, co zostało tu napisane funkcjonuje gdzieś z tyłu naszej świadomości, ale wypowiedziane na głos nie wiem jak Was, ale mnie skłania do refleksji i daje niezłego powera.  😅
Cookie, widzisz, czasem trzeba tylko pilniejszej uwagi i... nutki optymizmu. I zgadzam się - nazwane funkcjonuje lepiej.

Jeszcze chciałam dopisać w temacie "popaprańce" a sport. Rzecz w tym, że do sportu przydaje się koń wysoce inteligentny. Szybko kojarzący i w sposób złożony. Taki koń NIGDY nie popsuty to skarb. Ale - te konie psuje się jakoś łatwiej 🙁 A gdy już brać do sportu popsutego - to nie takiego wybitnego bystrzaka 🤔 Bo koń kojarzący w skomplikowany sposób - skojarzy, że człowiek może "mu skoczyć". Że koń ma setki sposobów, żeby zapewnić sobie ulubiony spokój i "brak zawracania zadu". Do tanga trzeba dwojga. "Kupienie" serca konia - wspaniała rzecz. Ale koń musi to "serce" mieć  - a nie wyłącznie mięsień sprawnie pompujący krew. Jeszcze raz - na szczęście "bezuczuciowce" to rzadkość. Do zdecydowanej większości da się dobrać właściwy klucz - i jest CO tym kluczem otworzyć.
Tak sobie zaczęłam rozmyślać po lekturze tej ciekawej dyskusji i kilka rzeczy mnie nurtuje.
Jestem ciekawa, czy te konie mniej uczuciowe, bardziej zamknięte w sobie, nieco autystyczne, poprzez pracę z nimi mogą stać się na tyle karne i posłuszne, jak ta przyjemniejsza większość, chętnie współpracująca z człowiekiem? 😉 Czy taki koń przypadkiem, w pewnym sensie zawsze pozostanie indywidualistą, raz na jakiś czas próbujący sprawdzić czy może dzisiaj jego wizja na pracę przejdzie?
Ciekawi mnie to o tyle, że sama trafiłam na niełatwego dla mnie konia. No na pewno nie jest to koń chętnie współpracujący, bardzo karny i posłuszny. Wstyd się przyznać, bywa inteligentniejszy nie raz od jeźdźca swoją pomysłowością 😉 Niby mnie słucha, niby jest posłuszny, ale mam wrażenie, że to takie "z łaski". Nie z czystej chęci współpracy. Może wspólna praca jakąś tam mu przyjemność sprawia, ale największą to mu sprawia na pewno święty spokój. I się zastanawiam, czy to da się zmienić, czy takie konie takie już pozostają. Współpracujące tylko do pewnego, wygodnego dla nich momentu. O tyle ciężko mi się pracuje nie raz z moim koniem, że jak on czegoś nie chce, to trzeba znaleźć sposób, by zechciał to zrobić, a to jak wiadomo, bywa niełatwe. Bo nie wystarczy mu kazać coś zrobić.
Co prawda po tym co halo pisałaś o swoim koniu, to raczej też mi się wydaje, że mój koń nigdy nie będzie typem konia lgnącym do człowieka i na nim skupionym. A szkoda 😉
ushia   It's a kind o'magic
11 lutego 2014 12:15
moim zdaniem konie w ogole nie chca wspolpracowac z czlowiekiem, i zawsze wola swiety spokoj, tylko niektore sa na tyle inteligentne i uparte ze odkryly ze moga to same wyegzekwowac a nie dostana od czlowieka w nagrode

to nie jest chec wspolpracy tylko nieswiadomosc  😉
ushia, oj nie. A przemyślałam starannie. Owszem, jeśli weźmiemy dzikiego konia w stadzie - to faktycznie, po co mu człowiek? A wtedy i różnice pomiędzy końmi są bez znaczenia - o ile nie "wspomagają" przetrwania. Ale na forum rozmawiają ludzie. Ludzi interesują konie, z którymi mają kontakt. A konie - kontakt z ludźmi. Konie udomowione. Zwierzęta oswojone.
Jak człowiek oswaja zwierzę? Ano - starannie buduje zależność/uzależnienie. Na bazie podstawowych potrzeb zwierzaka, elementarnych - bytowych i różnie rozwiniętej potrzebie więzi stadnej tworzy "nadbudowę" nawyków sprzyjających pożądanemu behawiorowi. I tu już nie wszystko jedno jakie cechy ma koń. Są takie, które łatwiej się warunkują - na żarcie np. A są takie, u których potrzeba więzi jest bardzo silna. Jeszcze jest coś takiego jak hierarchia potrzeb, w stylu ludzkich potrzeb Maslowa(?). Konie w dobrobycie, gdy mają zapewnione podstawowe potrzeby, są chętne na urozmaicenia, zabawę, zajęcie. Na to nakłada się nawyk takiego zajęcia - silna potrzeba kontynuowania. No szkoda wielka, że konie same się nie siodłają 😉, ale niektórym niedużo brakuje. Pracowałam z takim, co uszy aktywnie przekładał przez ogłowie i czaprak sobie zarzucał na grzbiet - nieuczony. Człowiek to wielka atrakcja - a i okazja do wyzwania. A sporo koni bardzo ceni sobie wyzwania - bardziej niż "święty spokój". Tu mi się (nieśmiało i głowy nie dam) wydaje, że... ogiery bardziej 🤔 Że w hierarchii potrzeb miewają większą potrzebę specyficznej ekspresji ruchowej. Dobra, może pełnego żłobu same nie zostawią 🙂, ale... Większość koni pod względem współpracy z człowiekiem jest zupełnie przeciętna: współpracują chętnie, czerpiąc satysfakcję i zadowolenie, ale ciąć się łyżeczką bez człowieka nie będą 🤣 Są też takie, którym tworzenie z człowiekiem centaura 🙂 - sprawia szczególną przyjemność. Śmiem twierdzić, że ta przyjemność jest równie wielka u konia co u człowieka w takiej sytuacji: to "widać, słychać, i czuć". Przekracza to granice zwykłego warunkowania, wdrożenia, nawyku. Czynnik X. A są takie, które albo naturę mają wybitnie "samostanowiącą": "nikt mi nie jest potrzebny" albo przebieg życia doprowadził do zobojętnienia na "głaski" więzi.

pamirowa, krany i posłuszny może być każdy koń. Pewny - że Zawsze, absolutnie zawsze - rzadko który (albo i takiej 100% pewności w ogóle nie ma). Różnice polegają na chęciach: na ile chętnie (dla człowieka = łatwo) koń współpracuje. Współpraca to coś więcej niż podporządkowanie. A jeśli koń z natury mało chętny, obojętny - to wchodzi następny czynnik - na ile łatwo da się zwierzak podporządkować. Konie, które i są wybitnie niechętne i wybitnie nieskłonne do podporządkowania - mimo kompetencji i starań człowieka... kończą w rzeźni (i chyba - powinny, choć to smutne, ale od dawna człowiek stara się eliminować takie konie z hodowli na pewno, a i z... bytu - więc szczęśliwie 😉 jest ich bardzo mało).
Każdy z nas z własnym koniem mieści się w jakimś obszarze a dla różnych osób różny poziom "jakości więzi" będzie zupełnie akceptowalny.
Cariotka   płomienna pasja
17 lutego 2014 19:59
nie wiem czy w dobrym wątku (jak nie to proszę o skierowanie do lepszego :icon_redface🙂
Dwa tygodnie temu przyjechała do Nas kobyła mojej koleżanki. Koleżanka obecnie od kilku lat siedzi za granicą. Kobyłka miała dobry kontakt ze swoją właścicielką. Teraz ma najlepszy kontakt z końmi. Za koniem pójdzie wszędzie. Z końmi w terenie jest idealnym koniem dla dziecka. Jak jej się zabierze konie wpada w szał. Nie wiem czy pracowano z nią jakąkolwiek metodą, ale była jeżdżona na halterku. Na który świetnie reaguje jak nie ma problemu z brakiem koni. Ja ze względu na to że nie jestem patem i chyba nie chce być wolałabym to zrobić bardziej po ludzku tzn. uzmysłowić kobyle że wytrzyma bez koni chociaż godzinę. Ostatnio wzięłam ją dosłownie na 20 min a zrobiła z trzy kupy i rżała bez przerwy. Na dłuższą mete jest to męczące. Lonżować, chodzić z Nią po ujeżdżalni czy może poczekać co czas przyniesie jak wezmę ją 30 raz od koni?
Cariotka, samej jej "lęk separacyjny" nie minie 🙁 Konie jeszcze bardziej od ludzi nie lubią zmian. Jakiś czynnik powinien i zmianę wymusić i uczynić ją atrakcyjną.
Cariotka   płomienna pasja
17 lutego 2014 20:13
próbowałam jedzenie...nawet nie je owsa bo przecież ciężko rżeć i jeść 😎
Halo - cudnie napisałaś o tej końsko-ludzkiej współpracy! 😀 Czytam Was z przyjemnością🙂
Cariotka - nie wiem ale może się okazać, że kobył potrzebuje czasu by się z Tobą zżyć i zaufać na tyle by nie potrzebowała towarzystwa innych koni. Dwa tygodnie to krótki czas na przyzwyczajenie się do nowego miejsca. W takiej stresowej sytuacji może mieć poczucie bezpieczeństwa tylko przy innych koniach z którymi spędza 99% czasu. Trzymam kciuki  :kwiatek:
Ja mam podobny problem z moim koniem. Mam go 3 lata, a bez koni jest niespecjalnie zadowolony. Jak nie ma koni w pobliżu, to o wiele trudniej uzyskać skupienie i luz. Wydaje mi się, że są konie mniej i bardziej stadne. I zawsze się tak się zastanawiałam na ile u tych bardziej stadnych można ich instynkt osłabić. Bo nie liczę na to, że kiedyś mój koń będzie pracował równie dobrze jak konie są w pobliżu. U mojego konia nawet zajęcie robotą, nie zawsze pomaga i odwraca uwagę. Zauważyłam jednak, że największy problem jest jak jestem w siodle. Jak tylko zsiądę, to widać, że koń się uspokaja i przestaje tak rozpaczać, że jest sam. Na nogach, obok niego, mogę z nim odejść nawet od koni i tragedii nie ma. Widać, tam na górze w takich sytuacjach mu nie bardzo pomagam, mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej.
Cariotka być może, że w przypadku tej kobyłki to jeszcze za krótko. Przy takich koniach potrzeba więcej czasu i dużo cierpliwości.
Cariotka   płomienna pasja
17 lutego 2014 20:48
milenka_falbana zapewne potrzebuje. Ale ja sama mam go niewiele...mój siwek też czasami zasługuje pobyć z pancią. Ale wezmę się w garść i spróbuję poświęcić trochę więcej (dużo więcej) czasu.
Nie wydaje mi się żeby była zestresowana nowym miejscem. Też za bardzo nie mam pomysłu co z Nią robić żeby przestała się tak stresować izolacją od stada. Ahhhh a jest taka mega spokojna jak ma konie przy sobie. W terenie niczego się nie boi a jak koni nie widzi to boi się własnego cienia.
Cariotka  przez jakiś czas miałam styczność z koniem, który przejawiał bardzo podobne zachowania do opisanych przez Ciebie. W tamtym przypadku podziałało stopniowe "znikanie" koni towarzyszących.
Bierzesz kobyłkę na lonżę na placu, po którym ktoś spaceruje/jeździ na innym koniu. Wszystko gra, bo dziewczyna ma kolegę/koleżankę w zasięgu wzroku. Nie musisz wymagać od niej wiele, wystarczy, że jej uwaga będzie skupiona na Tobie. Kiedy już osiągniesz zadowalający stan w tej materii, koń-towarzysz opuszcza plac, ale cały czas kręci się tak, by być w zasięgu wzroku kobyłki. Jeśli dziewczynka się rozproszy spokojnie starasz się znów skupić jej uwagę na sobie. I tak stopniowo zwiększasz dystans między nią a drugim koniem, ale robisz to dopiero w momencie, kiedy masz jakąkolwiek siłę przebicia. Nie jest to wtedy taki skok na głęboką wodę, jej emocje będą znacznie mniejsze, a co za tym idzie, łatwiejsze do opanowania niż w przypadku nagłej separacji. Ta opcja wymaga zasobów końskich i ludzkich i prawdopodobnie nie zadziała na "dzień dobry", ale nic lepszego nie przychodzi mi do głowy 😉
edit: literówka  🤬
Cariotka   płomienna pasja
17 lutego 2014 20:57
Cookie dzięki! pomysł świetny. Też myślałam o stopniowym zanikaniu innych koni. Wykorzystam swojego do Tego. Wreszcie poczciwina się przyda do czegoś.
Pamirowa - to masz odpowiedź na pytanie gdzie jesteś lepszym szefem🙂 Ja mam podobnie więc sytuacje stresowe wolę opanowywać z ziemi.... I wszyscy się ze mnie śmieją 😀
Cariotka , Cookie - pomysł wydaje się dobry🙂 Ale łatwiej jej powinno jej przyjść jak to ona będzie się oddalała a nie koń towarzysz znikał. No i chyba łatwiejsze do wykonania🙂 Ciekawe mogą być "progi" jej niepokoju. Jeśli tak do tego podejść to może warto byłoby z wyczuciem szukać tych progow i wracać do strefy bezpieczeństwa.
milenka_falbana ale jeśli to ona będzie się oddalać nie ma szans na przełączenie jej głowy na pracę, człowieka itd. Osoba prowadząca konia towarzyszącego może regulować odległość na jaką odchodzi  obserwując reakcję kobyły, bądź porozumiewając się z osobą, która ją lonżuje. 🙂
Cariotka   płomienna pasja
17 lutego 2014 21:25
Problem jest taki że za bardzo nie ma osoby która by prowadziła Tego drugiego konia😀 U nas jest bardzo kameralnie 😁 Jestem jedyną pensjonariuszką druga jest w ciąży a trzecia dopiero przyjdzie za miesiąc.
Cookie - a czemu nie? . Dlaczego uważasz, że nie będzie można jej przełączyć na pracę? Moglabyś wyjaśnić?  :kwiatek: Chyba nawet lepiej... Bo to jeździec wyczuje pierwsze sygnaly dekoncentracji a nie jeździec kolegi.
Można też spróbować rozdzielić problem na dwie części i najpierw zająć się samą seperacją a potem zajmowaniem głowy i ciała. Może nie do końca ROZDZIELIĆ bo tego się nie da ale chodzi mi o uzyskanie spokoju i dopiero wtedy koncentracji.
Trochę się boję sytuacji kiedy koń zajęty pracą nagle, w chwili oddechu orientuje się, że jest sam i wpada w panikę. Wolę, żeby koń miał świadomość seperacji i był spokojny i jednocześnie skupiony.

P.S U nas "babole" wychodzą poza domem🙂 Kiedy bylysmy na klinice z Elaine ja bylam tak zajęta nami, że nawet nie zauważyłam kiedy reszta koni poszla do stajni... Florentyna zauważyła... No i cuda wianki się pojawiły🙂 W domu możemy jechać same gdzie chcemy, do lasu, na łąki...  ale w obcej stajni Fiala pokazala, że nie czuje się na tyle pewnie by pozostać skupiona. Podziałało spokojne i konsekwentne "robmy swoje". No ale to inna sytuacja...
potem dziewczyny mi mowily, że podziwialy nasze "ciagi w klusie" przez okienko a nie wiedziały, że tu walka o przetrwanie się toczy! 😀
milenka_falbana, ano właśnie. Jeśli koń sam będzie się oddalał - będzie już "w trybie zmiana", już w stresie. Punkt reakcji wystąpi znacznie wcześniej niż przy rytmicznym poruszaniu po "obeznanym" kole, przy takim "tak mi dobrze, tak mi dobrze, tak mi..."
W sumie ciekawe: czy chcemy, żeby koń w swoim rytmie "poznał samego siebie", wolniutko zdobywając pewność siebie  - ale wtedy na fiks powinno wyjść, czy wolelibyśmy, żeby szybciej(!)  koń pracował(!) w oddaleniu od innych. Wtedy może być taki efekt, że będzie pracował - póki będzie pracował. A luz cz jakiś zonk - i może się obudzić "ojejj, jestem daleeeko" 🤔
Wychodziłoby, żeby zacząć od oddalania drugiego konia, gdy to się nieco utrwali - oddalać "się" koniem, potem znowu drugi - dalej, potem znowu  - ona sama dalej. Tak na przemian 🤔
Samo oddalanie się klaczy do "granic" - to będzie bardzo, bardzo pomalutku.
Hm. Nie ma warunków. Jednak choć jednorazowo druga osoba by się przydała. Pójść w pewne oddalenie od widocznych koni, w towarzystwie drugiego. Uzyskać tryb luźna praca. Stopniowo oddalać drugiego konia. Po jednorazowej udanej akcji "pracuję spokojnie jedynie widząc konie" powinno być już dużo łatwiej, a oddalenie od koni że w ogóle - zostawić sobie na dużo później.
Halo - no właśnie nie wiem co jest bardziej stresowe - wydaje mi się, że jednak koń który sam się oddali przeżyje mniej stresu niż opuszczony. Nawet jeśli porusza się po "bezpiecznym kółeczku" Nie wiem czy Cię dobrze zrozumiałam  :kwiatek: ...
Wracając do tej sytuacji na klinice: mam wrażenie, że mogłabym wyjechać spokojnie z czworoboku i udać się w teren pozostawiając konie za sobą. Ale kiedy tylko konie ZNIKNĘŁY to i bezpieczne kołeczko przestało być bezpieczne.
Nasze konie zawsze płaczą za tymi co jadą w teren i rżą z radości na powrót. Sami odjeżdżający i powracający mają to gdzieś🙂 Nawet jak są bez towarzystwa.
Ale chyba faktycznie - najlepiej przeplatać sytuacje i zobaczyć co koń powie🙂
milenka_falbana, halo odpowiedziała za mnie 😉. Głowę zajmować można na wiele sposobów, ja akurat pisałam o pracy na lonży, ale może to być również praca w ręku. Z tamtym Szkrabem w trudnych sytuacjach wałkowaliśmy też cofanie, ustępowanie od nacisku, ustępowania w ręku oraz zwroty na przodzie i zadzie (wszystko to z ziemi)- robiliśmy to płynnie bez jakiejś wielkiej spiny, na zasadzie "wiem, że sporo się dzieje, ale my jesteśmy tutaj zajęci". Na początku było tak, że kierował w moją stronę tylko jedno ucho, nie miałam 100% jego uwagi, nie "zatracał się" do tego stopnia żeby potem się ocknąć i stwierdzić, że coś przegapił. 🙂
Swoją drogą skoro kobyłka miała taki fajny kontakt z właścicielką może ona podsunie jakieś rozwiązanie? Może robiła z koniem konkretne ćwiczenia, miała jakieś swoje sposoby na trudne sytuacje?
Oj tak, widzę to po swoim koniu. Oddalić się od koni? No w sumie, duży problem to obecnie nie jest. Może nie robi tego z entuzjazmem, ale przynajmniej nie ma w nim paniki. Natomiast jak mu koń znika, a on ma zostać sam (jeśli siedzę w siodle, bo jak jestem na ziemi, paniki nie ma) to się robi ciekawie. Kiedyś dwa razy wyjechałam z hali pełnym galopem, no bo konie mu zniknęły. Za pierwszym razem koleżanka krzyknęła uwaga jak już drzwi były otwarte, a ja zanim się zorientowałam o co chodzi, miałam konia rozpędzonego. Za drugim, nie pomyślano by krzyknąć, że się wychodzi, a ja tego nie widziałam jadąc tyłem. Niestety, koń zauważył 😉 Co ciekawsze, zdarzało się, że jeździłam na hali sama, bez innych koni i koń potrafił się skupić i rozluźnić, jakby mu w ogóle nie przeszkadzało, że jest sam. No ale na hali nie miało go specjalnie co rozpraszać.
Teraz czasem się zdarza, że jeżdżę jak konie są w stajni i koń na placu widzi jak kilka koni wyjeżdża w teren. W panikę nie wpada na szczęście, ale czuję, jak się spina. Staram się to po prostu "przejeździć", zająć czymś jego myśli. Ale niestety w takich warunkach o skupienie i rozluźnienie bardzo trudno. Problem też po części leży zapewne i we mnie, bo jak ja widzę, że konie zaraz mu znikną, to się spinam i oczekuję, że koń się zestresuje. Ja próbuję zająć w takich chwilach konia by nie myślał nadmiernie, ale brakuje mi osoby, która zajęła by moje myśli 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się