Co jest w stanie "przebić" końską pasję?

Wątek w sam raz na deszczowe popołudnie. Jakie można mieć w życiu pasje/fascynacje, z którymi konie przegrają? Mam kilka typów, ale w praktyce nic się u mnie nie sprawdziło  🤔 Podejrzewam jedynie, że niemal własnoręczna budowa własnego domu wygrałaby (na czas budowy) z końmi.
Co u was potrafi wylądować na pierwszym miejscu top listy fascynacji? Odsunąć konie na dalszy plan? Tylko pięknie proszę, żeby trochę konkretniej niż "praca" czy "dzieci"  :kwiatek:.
Znam niestety dwa przykłady, gdzie końską pasje przegrała z drugą połówką.
W obu przypadkach dziewczyny znalazły sobie faceta, zakochały się itd. Początkowo pojawiały się u konia coraz mniej.
Każda z nich podjęła inną decyzje. Jedna sprzedała swojego konia.
Nie wiem, czy mogę mówić, że konie były ich największą pasją, ale ostatecznie wróciły one do regularnej jazdy 😉

Mnie osobiście czasem od jazdy konnej odciągają gry komputerowe.
Zwłaszcza, gdy mamy taką pogodę jak teraz. Deszcz cały czas pada, nosa za drzwi nie chce się wystawić.
To bardzo dobry argument, by dalej siedzieć w domu przed komputerem czy konsolą 😉
No ale na szczęście jestem w stanie się przemóc i choćby na chwile podjechać do stajni, wyczyścić konia i napchać jabłkami 🙂
madmaddie   Życie to jednak strata jest
03 maja 2014 14:30
myślę, że to indywidualna sprawa. u mnie: cykanie foteczek 😉
Brak czasu/funduszy/możliwości?🙂

A tak naprawdę to chyba inna pasja i świetni ludzie zarażający tą pasją.
Ja nie jeżdżę już naście lat, na początku właśnie z braku czasu i kasy. Jako "zastępstwo" odkryłam wspinaczkę. Na ścianie poznałam świetnych ludzi którzy zarazili mnie fascynacją do skał, do jaskiń, do gór - i przez to w tym roku na wakacje planuję kurs skałkowy i wypady w góry, a nie obóz jeździecki.

Ale chyba jednak tak w głębi serca konie jeszcze siedzą. Obiecałam sobie, że do nich wrócę. Kiedyś, w przyszłości, na spokojnie, bez walki o kasę. Więc chyba nic nie jest w stanie tak do końca zająć miejsca jeździectwa niestety 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
03 maja 2014 14:40
Pytanie bez sensu. Tak jak pytanie dlaczego jedni fascynują sie końmi, a drudzy samochodami? Czemu jedni czytają fantastykę, drudzy kryminały, a trzeci nic? Personalne preferencje.
Halo chyba chodziło o to, dlaczego ludzie "z branży" decydują się odejść.

U mnie przez konieczność przemyślenia całej sytuacji.

Wiele czynników się na to złożyło, decyzja ani szybka, ani łatwa, ale myślę, że optymalna. Konie zabierały wszystko, dawały w zamian bardzo wiele, ale... no właśnie. Miałam świadomość, że powyżej zupełnie amatorskiego poziomu swojej konkurencji nie wyjdę, ale nawet na takim poziomie trzeba było poświęcić temu praktycznie cały wolny czas i większość funduszy. Jak wychodziło, radość była ogromna, jak nie, to pech i nie bardzo było gdzie te niepowodzenia odreagować. Wiele marzeń było odłożonych na bliżej nieokreśloną przyszłość, bo koń.
Teraz pasji jest kilka, może żadna nie dostarcza takich wrażeń, jak poprzednia, ale nie narzekam.
Tańczę piękny, trudny technicznie taniec. Pewnie nigdy się nie nauczę, ale co tam.
Fotografuję, głównie różnymi starociami. W końcu zaczynam powoli rozumieć, jak to wszystko "działa", fizyka nie była moją najmocniejszą stroną, ale koledzy pomagają.
Przez ostatnie dwa lata zobaczyłam więcej ciekawych miejsc, niż przez całe wcześniejsze życie i bardzo się z tego cieszę.
Mam znajomych z bardzo różnych środowisk i to też jest wartościowym doświadczeniem.
Uczę się gotować różne dziwne rzeczy (lepiej późno, niż wcale 😀).
Uczę się strzelać z karabinów snajperskich, poznaję powoli temat korekt celownika optycznego i rozumienia podstawowych zasad balistyki (kurcze, znowu ta fizyka).
Jeżdżę czasem rekreacyjnie, najlepiej jak nikt znajomy nie widzi, bo jeszcze by mnie rozpoznał i byłby wstyd 😉 Konie pewnie będę kochać zawsze i oglądać krosy z łezką w oku, czasem nawet myśleć, czy by nie wrócić. Po chwili się opamiętuję, wspomnienia też są fajne 😉
U mnie to nieustanna walka między miłością do prawa a miłością do sportu-jasne,mogłabym jeździć rekreacyjnie i być wziętym prawnikiem,rzecz w tym że nie jeżdżę i nie chcę jeździć rekreacyjnie,ani obstawiać regionalne.
Chyba czas pokaże,co wygra-na razie jeździectwo.
1) siłownia/bieganie/praca nad sobą/treningi z trenerem- potrafię zrezygnować ze stajni żeby iść na siłkę
2) motocykle i wyjazdy nimi. Na przykład wyjazd terenowymi motocyklami do lasu w kilka motocykli, na pół dnia. Stajnia przegrywa.

Ja kiedyś próbowałam wybrać między końmi, a tańcem. Początkowo konie były ważniejsze, teraz udało mi się fajnie połączyć jedno i drugie. Jestem bardzo zadowolona z tego 😉
Ale znam ludzi, którzy sprzedali swoje konie, bo chcieli mieć życie towarzyskie 🙁
Ja często rezygnowałam z koni, by mieć ten czas na siłownię.

Moja koleżanka po urodzeniu dziecka nie wsiada, a to już 2 lata będzie. Znakomita zawodniczka.
galopada_   małoPolskie ;)
03 maja 2014 15:13
Ja częściowo odstawiłam konie ze względu na studia, ale studia wybrałam takie, żeby mieć możliwości finansowe i pewną pracę pozwalające mi na posiadanie koni. Czyli w sumie... i tak chodzi o konie.  🤣 Tylko, że przez 9 miesięcy w roku tęsknię okropnie, a swoje konie widzę średnio co 2 tygodnie.
Strzyga, wyobraź sobie, że chodzi właśnie o owe "personalne preferencje". Wymienione: jakie pasje fascynują, wciągają. Nieważne - hobby czy zawód.
galopada_, każde studia by cię odciągnęły? Czy chodzi konkretnie o medycynę?

Tak mi to przyszło do głowy, bo dla koniarza konie fascynujące. A jednak jest parę fascynacji co najmniej konkurencyjnych. Jednych zafrapuje np. muzyka, balet, to, co dziewczyny wymieniają. Innych np. sprawdzanie rosnącego stanu na koncie. Ile osób, tyle wyborów.
Osobiście mam parę obszarów w życiu teoretycznie konkurencyjnych, ale jakoś nic z końmi nie wygrało 🙁 A bywa, że chciałabym, żeby coś "zacieniło" konia.
galopada_   małoPolskie ;)
03 maja 2014 16:25
halo Nie. Na pewno nie każde. Na każdych innych miałabym szansę, żeby mieć czas na jazdę. Aktualnie raz czasu mam aż nadto, a raz wcale (na spanie także). Nie miałoby sensu płacić około 2tys za moje konie w pensjonacie, jeśli w jednym miesiącu mogłabym być w stajni 10-15 razy, a w kolejnym raz. No i objezdzic dwa konie to też nie godzina roboty, do tego dochodzi dojazd (nie mam samochodu), ogarnięcie tego towarzystwa itd. Z jednym byłoby łatwiej, ale są nierozłączne. Jakbym miała jakieś w miarę stałe godziny zajęć to jakoś bym to może ogarnęła... No ale jedne dni mam zajęte od 8 do 20, inne całkiem wolne. Przez kilka tygodni mam blok z przedmiotu X, następnie się on kończy i mam w tym czasie wolne, a zapychają mi kolejny dzień przedmiotem Y.

Nadrabiam w wakacje, bo mimo miesiąca praktyk jeżdżę dziennie około 5-6 koni (wliczam w to pracę z moimi ukochanymi surowymi 3 latkami). No i tak ponad 3 miesiące, a następnie mam syndrom odstawienia w okresie od pazdziernik-grudzień. Od Nowego Roku mam na głowie sesję (styczeń/luty), następnie jaram się źrebakami i jak przyjeżdżam do domu to sobie wsiadam żeby powozić tyłek na czymkolwiek. Wielkanoc, majówka... Później czerwiec - sesja i znowu jestem w domu i mam TYYYYLE koni  💘 💘 I leci jakoś już drugi rok. Jeszcze 3, a już za 2 miesiące WAKACJE!  😅

Dla mnie śmieszne jest to, że dziewczyny nagle rzucają konie dla chłopaka. Mój od razu wiedział, że jeśli wyrazi jakikolwiek sprzeciw i bunt na moje konie, to się żegnamy. Od 5 lat nie protestuje i nawet lubi patrzeć i słuchać jak opowiadam, ma swoje ulubione konie, typ konia (oo kochanie takiego jak Twój Dżami mógłbym mieć), czasem przegląda KP jak mu wpadnie pod rękę 😉

Podsumowując: u mnie NIC nie jest w stanie przebić końskiej pasji, ale jestem w stanie odłożyć końską pasję na bok na jakiś czas, żeby mieć możliwość samodzielnie na nią zapracować w dorosłym życiu.
Wątek w sam raz na deszczowe popołudnie.


Jakie deszczowe, toć piękne słońce dzisiaj (w Szczecinie)  😀

taki mały  🚫
tet   Nie odbieram wiadomości priv. Konto zawieszone.
03 maja 2014 17:05
Inna pasja. Konie były moją pasją i zawodem. Pasją od 25 lat, zawodem przez 10 lat. Zeszłam na psy. Dosłownie i całkowicie. Po koniach zostało mi konto na rv, czapsy, stos bryczesow, łamanie w kościach i odbita nerka.
życie towarzyskie, którego przy koniach trochę brak. Modny ubiór, grono niekońskich znajomych, dobra impreza luz kameralny grill, czy wyjście na plażę...
Raz na jakiś czas, tydzień...dwa urlopu, potem konie wracają do łaski.
na 2gim roku wety konie oglądałam... na anatomii w częściach, na stażu (4 miesiące w UK) Drapek miał wakacje, wsiadałam na konie właścicieli pacjentów i woziłam się rekreacyjnie na koniu córki szefa, ale z treningów i zawodów całkiem zrezygnowałam.
Od października zeszłego roku do stycznia tego roku u konia bywałam towarzysko, bo kończyłam decydujący moment badań ( konie miałam w probówkach w labie😉)
Dużym błędem było spore zaniedbanie konia ze względu na partnera (niby akceptował, niby siedział na koniu kilka razy, ale... zaczęło mnie męczyć wytykanie ile kasy na konia wydaję, w biegu wsiadanie w przerwach obiadowych w pracy itp. )
Czasem muszę wybrać koń albo... konferencja, sędziowanie, audyt, bieg, trening biegowy... i nie zawsze koń wygrywa, ale po przeniesieniu  do innej stajni wiem, że koń bez siodła na plecach nie umrze😉
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
03 maja 2014 18:17
halo... ja patrze na to z innej strony. To konie i sam fakt przebywania z nimi dają mi siłę, chęci aby móc rozwijać sie w kilku innych kierunkach.
Czyli jest to dla mnie czymś tak naturalnym jak powietrze.
Dlatego nigdy nie traktowałam czterokopynych jak hobby czy pasję.
Kilka dni bez koni i usycham.
A kiedy mam je obok siebie to chce się żyć, rozwijać, planować, czerpać zewsząd inspiracje i tworzyć nowe projekty.
Moimi dodatkowymi ulubionymi zajęciami są:
a) książki ( miesięcznie średnio trzy)
b) filmy ( historia kina itp)
c) rysowanie, malowanie, wypalanie ( ostatnio doszedł sutasz)
d) podróżowanie ( po PL i poza granicami)
e) fotografia
f) kilka innych niestandardowych zajęć o których pisać tutaj nie będę 😎

Ale gdyby nie konie to nie miałabym tyle siły psychicznej aby móc działać aż w tylu kierunkach na raz.
Nic z nimi nie wygra bo to jakby pytać- jak długo wytrzymasz bez wody. :kwiatek:
Karla, ale w sumie Ty i tak konie tylko w różnej formie 😉
U mnie konie na pierwszym miejscu niezmiennie od najmłodszych lat - dzieciństwo w stajni, dla świętego spokoju rodziny egzaminy na medycynę, na którą się dostałam, ale wygrały studia "końskie", porzucona kariera naukowa dla koni, poświęcona rodzina dla koni.
I nie wydaje mi się, by w moim życiu znalazło się coś, co wyjdzie przed konie.
Kiedyś próbowano mnie zmienić na siłę, co skończyło się silną nerwicą. Po prostu nie dam rady żyć inaczej.
A dlaczego tak się dzieje - nie potrafię wyjaśnić.
Facella   Dawna re-volto wróć!
03 maja 2014 18:40
Jedna moja koleżanka zrezygnowała, bo straciła zapał. Dostała swojego własnego konia, na początku było super, potem zaczęło się psuć, nie wychodzić, stopniowo ona pojawiała się w stajni rzadziej i rzadziej... Koń stoi miesiącami niejeżdżony, zdziczał, ale szkoda jej go sprzedać. Jej rodziców stać na utrzymanie tego konia, to sobie dzikus stoi. Szkoda, bo kobyła z potencjałem. Dziewczyna rzuciła się w wir zabawy. Niedawno jadąc na imprezę spowodowała wypadek...
Druga z kolei straciła konia. Był jej siostry, siostra się przeprowadziła, zabrała konia i złamała jej tym samym serce. Dziewczyna przestała jeździć, oddała się całkowicie tańcowi. Konia dawno nawet nie odwiedziła, mimo że stoi względnie blisko.
Obie w moim wieku.
Młodszej ode mnie dziewczynie nie pozwala jeździć zdrowie.
Starsza była kilka lat temu świadkiem jakiejś bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Nie znam szczegółów, nie wiem, czy było to złe traktowanie konia, jeźdźca czy jakiś wypadek, ale zraziło ją to raz na zawsze, wyjechała za granicę, studiuje, mimo że na swoim domowym podwórku ma konia.
Ja sama miałam kilkumiesięcznego doła po tym, jak sprzedano moją ukochaną klacz. Chciałam wiać z tamtej stajni, nie miałam gdzie, po czym wrobiono mnie tam w g...o, uciekłam. Połamałam się, znowu zmieniłam stajnię. Naturalna przerwa przyszła zimą, nie mieliśmy hali ani nawet podłoża przystosowanego do jazdy zimą, a terenami przy -15*C i pizgawicy już wszyscy rzygali. Brak było motywacji, by pojechać do stajni, gdzie było zimno i mokro. Potem druga zima, potem "mój" koń miał kontuzję, wypadła na pół roku z jakichkolwiek jazd. Potem stajnia się posypała, do dziś nie wiem, co z koniem. Po kolejnej półrocznej przerwie zmieniłam stajnię na starą, tę z okresu "połamańca" (ale nie tam się połamałam). Jestem póki co bardzo zadowolona, mam fajny układ, ale we wrześniu/październiku czeka mnie wyjazd na studia. Raczej nie będzie mnie stać na jeździectwo, więc będzie to kolejna "naturalna" przerwa. Zresztą i tak będę musiała oddać się nauce. A potem się zobaczy. Jednak nie zamierzam poświęcać koni dla kariery (studia chcę zrobić, żeby zapewnić sobie jakąś przyszłość) czy nawet zakładania rodziny (bardzo nie lubię dzieci). Chociaż te "naturalne" przerwy jakoś mniej bolą niż chociażby ta po sprzedaży.
Neila, ale Polę to oglądałam na zdjęciach jak mi koleżanki przysyłałay i na fb relacjonowały...
a kiedyś było tylko Pola, Pola, Poli, dla Poli, o Poli...
i jedno wiem, nie warto rezygnować z pasji, nawet na coś co "wydaje się być miłością i stabilnością", bo może i człowiek gdzieś tam coś tam zyskuje, ale od środka, w tym najważniejszym miejscu w środku umiera...
Chyba każda miłość zostawia po sobie ślad w sercu i tęsknotę. "Przebić" coś tą miłość może, ale zabić?

Wszystko, czego doświadczyliśmy ukształtowało nas w pewien sposób, stąd tęsknota i powroty do tej cząstki nas.

Przez wiele lat trenowałam koszykówkę i mimo, że już mam po 30tce to jak koledzy krzykną, że idą grać to 2x nie trzeba mi powtarzać 😉 Trenowałam też karate i oprócz kimona, medali i pucharów jest ta tęsknota, którą realizuję biegając, rozciągając się, kopiąc od czasu do czasu. Później przyszły kolejne zainteresowania - motocykle (zloty, imprezy, otwarcia i zakończenia sezonu, przejażdżki samotne czy w grupie  :kocham🙂, ostatnio próbuję sił na paralotni i tak pewnie do śmierci będzie coś nowego, ale to nie znaczy, że o koniach czy innych pasjach zapomnę.

Teraz zaczynam budowę i wszystko w/w odchodzi na drugi plan bo doba ma tylko 24h, a ja oprócz pracy zawodowej siedzę po nocach i piszę mgr nie mówiąc o innych zobowiązaniach z których muszę się wywiązać.

Podsumowując - u mnie końską pasję może przebić jedynie brak czasu.
Dzieci niestety mogą tą pasję "przebić". Tak było w moim przypadku 🙁
Facella   Dawna re-volto wróć!
03 maja 2014 18:47
nada, a co ze zdrowiem? I w niektórych przypadkach brakiem finansów? Też mogą przebić...
To jest chyba swoisty rodzaj narkomanii. Pisze Wam to człowiek, który przez 43lata swojego życia, z końmi miał tyle wspólnego, że w dzieciństwie oglądał "Karino" i jakiś czas temu miał duży wkład (nie jako inwestor, a wykonawca), w budowę stajni w Chojnowie. Niestety, a może na szczęście, dwa lata temu wpadłem. Wpadłem jak śliwka w gówno i z całą świadomością mogę Wam powiedzieć, że to gówno, to jedyne miejsce na świecie w którym chcę przebywać non stop  🙂. Nie tylko ja, ale cała nasza rodzina, więc spokojnie mogę powiedzieć, że konie u nas nie mają konkurencji. Jedynym zagrożeniem jest praca, prowadzony przeze mnie biznes, czasem wymaga tego, żebym był obecny tam cały czas. Właśnie teraz jest taki okres. Dwa tygodnie nie byłem w stajni i myślałem, że się zapłaczę. Zdajemy sobie z żoną sprawę, z minusów, z niewygód, z niewielkiej możliwości zrobienia na koniach biznesu, ale i tak nie wyobrażamy sobie innej formy spędzenia reszty naszego życia, niż przy koniach. W życiu miałem już kilka "hobby" (pick-upy, off-road, karawaning, podróże z przyczepą po całej europie, zloty karawaningowe, narciarstwo, psy itp.) ale nigdy nie czułem tej iskry, która trzepnęła mnie przy koniach. Myślę więc, że tylko niemoc, choroba, lub jakaś inna tragedia mogłaby sprawić, że konie zeszłyby na drugi plan.
Facella no i tu trafiłaś, chociaż nie chciałam o tym mówić. Poważna choroba (dotknęła mnie osobiście) i czasami potrafi odciągnąć, ale na szczęście nie na długo bo w tej czy w innej formie i tak pojawiam się w stajni. A kasa, kasa to bzdura (jeżdżę rekreacyjnie na koniu szkółkowym, zawody mi nie grożą).
madmaddie   Życie to jednak strata jest
03 maja 2014 19:01
myślę, że to jest też różnica, o której dziewczyny pisały w "Koniec z jeździectwem".
bo ja np. nie mam ambicji jeździeckich, ale konie głęboko w serduchu i tęsknię i w stajni muszę bywać. psychicznie bym bez tego wysiadła.
ale nie jeżdżę od dwóch lat i nie brakuje mi tego 😉
bo "konie-kontakt, opieka, czy cokolwiek z ziemi robione" a "konie- rozwijanie się jeździecko" to dwie bardzo różne rzeczy.
"konie-kontakt, opieka, czy cokolwiek z ziemi robione" a "konie- rozwijanie się jeździecko" to dwie bardzo różne rzeczy.

O tak! W 100% się z tym zgadzam. Przecież ja nawet nie jeżdżę w siodle, a zabawę w powożenie dopiero rozpoczynam. Nie przeszkadza mi to jednak w całkowitym uzależnieniu się od tych zwierzaków.
A ja przez kilka ładnych lat miałam TYLKO konie. I to tak intensywnie, że mimo iż jestem matką, żoną, pracownikiem na ponad 1 etat, to starałam się być co dzień u konia. I było  tak, że w tygodniu to te 5 dni byłam na pewno! I tak mijały miesiące!
Aż chyba doszłam do przesytu.
Bywa teraz tak, że wolę wystawić motocykl, lub pójść na siłownię, niż jechać do stajni. Wiem, że koń ma dobrze i nie muszę tego kontrolować. I realizuję się właśnie w innych pasjach. Chyba trochę się końsko wypaliłam.
Nie na tyle, by konia rzucić!! O nie!! Tego nie da rady zrobić! Chyba nigdy! To siedzi w sercu, tak jak piszecie i to jest niezbędne na zawsze i już. Ale jednak na tyle, żeby nie koncentrować się już TYLKO i wyłącznie na koniu, ale żeby zająć się innymi przyjemnościami.
Ale jednak na tyle, żeby nie koncentrować się już TYLKO i wyłącznie na koniu, ale żeby zająć się innymi przyjemnościami.

Tak, z tym się zgadzam i popieram. Wiem, że i u nas prędzej, czy później przyjdzie taki czas, że od koni trzeba będzie odpocząć. Dla swojego i ich dobra. Dla nabrania dystansu i spojrzenia z innej perspektywy. Ale pewne jest, że te inne przyjemności, nie zastąpią koni, tylko będą niejakim "oczyszczaczem", pozwalającym wrócić do nich z nowymi siłami i z innym nastawieniem.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się