Depresja.

Jak rozmawiać? Chyba tak jakoś normalnie.
Przede wszystkim usiąść i WYSŁUCHAĆ. Jeśli człowiek wczuje się w sytuację pacjenta, to sam będzie wiedział, że powiedzenie "weź się w garść" jest bez sensu w tej sytuacji. Jest płytkie i pokazuje zwykle, że rozmówca nie rozumie istoty problemu.
Ale nie będzie go rozumiał, jeśli osoba cierpiąca go nie opisze !! Więc ciężko pocieszyć kogoś kto cierpi, jeśli nie znamy jej sytuacji i przyczyn tego cierpienia. Bo wówczas każdy tekst powierzchowny będzie zdawał się płytki.
Lepiej chyba czasami nic nie mówić, niż powiedzieć "weź się w garść".  😉
Ja polecam również psychiatrę Agnieszkę Jankiewicz, mi pomogła dostałam leki które mnie nie otumaniły a lekko wyciszyły, sporo z nią też rozmawiałam co mi pomogło, poleciła mi też potem wizytę u psychologa i terapię. Przyjmuje prywatnie wizyta ok.100 zł.

Depresja to ciężka sprawa sama wiem po sobie, i rady bliskich osób że "będzie dobrze zobaczysz" itp mogą naprawdę niekiedy wyprowadzić z równowagi, ja dostawałam wręcz ataku niesamowitej złości po takich tekstach do mnie...nie wiem czy udało mi się całkiem z tego wyjść na pewno jest lepiej, mniej się denerwuje ale czasami dopada mnie...choć staram się trzymać.
Raczcie jednak zauważyć jedną rzecz - leki czy psychoterapia, ogrom wsparcia - nie pomogą nic/niewiele, jeśli osoba w depresji nie podejmie wysiłku. Dlatego sensowne wsparcie jest konieczne, ale dopuście do świadomości, że i tak musimy wyciągnąć się SAMI. SAMI pójść do terapeuty (mimo niechęci), SAMI dbać o dobór leków, SAMI walczyć z chorobą. I tego Chcieć. Chcieć wyjść i Samemu zapewnić sobie takie wsparcie, jakie tylko się da. Bardzo ciężko jest tak o tym pomyśleć. Ale ilekroć czytam/rozmawiam z osobami depresyjnymi uderzające jest przenoszenie całego ciężaru na zewnątrz - zewnętrzne kłopoty, brak wsparcia z zewnątrz... Nosz życie się nie zmieni, ani ludzie, żeby nam było lepiej, żebyśmy dawali radę.
Nikt nas nie pokocha dlatego, że tego potrzebujemy etc. Nikt nie rozwiąże naszych problemów. Nikt nas z depresji nie wyciągnie.  Z najlepszą możliwą pomocą, ale musimy dokonać tego Sami. Taka jest brutalna prawda. Leki - pomagają, terapia - pomaga, bliscy - mogą pomóc. Tylko - pomóc. Niczego za nas w nas nie załatwią. "Człowiek rodzi się sam i umiera sam". I ponosi za siebie odpowiedzialność.
Sytuacja najpoważniejsza - samobójstwo. Jak sama nazwa wskazuje: Samo-bójstwo. Żeby nie wiem co na to wpłynęło - decyzja i wykonanie zależy od samego zainteresowanego. jednego "coś" pchnie do samobójstwa, drugi - oprze się autodestrukcji. Sam.
Tego, co piszę, nie piszę "bo nic nie wiem" - dwie dziewczyny próbowały umrzeć "na moich rękach", nie licząc wielu osób leczących się, których jakoś w koniarskim środowisku jest pełno. To nie jest lekceważenie. Ale najistotniejszy (i najtrudniejszy) jest... taki klik we własnej świadomości. Że to JA, bezcenne JA, żeby nie wiem kto co wmawiał. I to JA musi zadbać o swoje życie. I jego jakość. Także sięgając (samo) po wszelkie dostępne wsparcie.
Tylko to jest choroba chcenia. Tzn. chcenie choruje. Jak rozumiem wcześniejszą wypowiedź Tunridy - nie powiesz człowiekowi ze złamaną nogą, żeby szedł, nie powiesz człowiekowi z depresją, żeby chciał. Złamaną nogę trzeba zagipsować i pozwolić jej się zrosnąć i dopiero wtedy zacząć rehabilitację. Choremu na depresję poprawić "chemię" albo dać innego kopa i dopiero oczekiwać pracy.

Że praca z psychologiem to praca WŁASNA, to fakt...
Teodora, absolutnie TAK.
Jest jeszcze takie zjawisko, które odbieram jako skrajnie niebezpieczne. "Środowisko chorych na depresję". Złudne wsparcie. Nie chcę tego rozwijać.
Dlatego najpierw leki, a kiedy najgorszy moment minie i człowiek jest w stanie jakoś tam chcieć, to wtedy tak- psycholog, praca samemu, wspieranie, by to "klik" o którym pisze halo nastąpiło. Bo to fakt, jeśli leki nie pomagają, bo problem jest bardziej złożony i długotrwały, to bez dokonania się tego klik w głowie chorego, ciężko choremu pomóc.
I czasami aby to klik się wykonało, to hardcorowo trzącha się chorym.
Ale to prawda, trzeba wiedzieć w którym momencie trząchnąć człowiekiem. Nie należy tego robić wtedy, kiedy nie jest w stanie zaskoczyć "klik" w głowie. Bo jak nim trząchniemy za wcześnie, to nic nie zdziałamy a jedynie przykrość mu uczynimy.
I to prawda z tą samo- świadomością. Takie ciągłe głaskanie po główce osoby, która narzeka od miesięcy na swój stan, bierze leki, ale NIE pracuje nad sobą, może jedynie podtrzymywać jej chorobę. ( nie mówię o ostrym rzucie choroby)

Bo głaskać po głowie trzeba twórczo, produktywnie. Głaskać tak, by zachęcić chorego do pracy nad sobą. Głaskanie bierne, pasywne, nie dążące do zmian na dłuższą metę chyba nie pomaga.
Ale ja walczę.
Jestem fajterem. Młodym wojownikiem co zawsze gra pod wiatr.
Staram sie wymyślać zajęcia, rozwijać sie
Ale serce boli.
Myślę Dodo, że Ty powinnaś walczyć trochę inaczej. Bardziej psychicznie. Ja bym Ci radziła przejść się do psychologa, naprawdę.  🙂
Byłam, niestety złe trafiłam.
Ja taka osoba od razu zaczynam manipulować i kreować rzeczywistość, coby pózniej w duchu nabijac sie jak dała sie nabrać.
No to ja dam nieprzepisową odpowiedź.  😵
(  😉)

ps- no jasne, że da się nabrać. Psychologia to rozmowa. Jak jej naściemniasz, to będzie miała naścimniane. I tylko stracisz czas. Warto to?  😉
Na jakiej zasadzie działają leki na depresję?
Co się stanie, jeśli łyknie je osoba niechorująca?
Nic się nie stanie. Co najwyżej jeśli organizm nie przyzwyczajony i dawka spora to może się poczuć senna, albo znużona, albo otumaniona. Albo nie poczuje nic. Zależy od leku.
Tunrida - czy spotkałaś się kiedyś w swojej praktyce z tzw. zastępczym syndromem Munchhausena ?

nigdy
Czasami PODOBNE zachowania można obserwować  u osób chorujących psychicznie. Ale wówczas nie rozpoznaje się tego zespołu, bo jest to po prostu jedno z dziwacznych zachowań które jest składową innego schorzenia. I zachowania te mają inne podłoże niż w tym zespole.
Dziękuję za odpowiedź 🙂.

Czyli ZZM może być składową choroby psychicznej ? A co jeśli służy odwróceniu uwagi od choroby psychicznej matki ?
Przepraszam za off-topic...
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
11 kwietnia 2012 21:38
Wracając jeszcze na chwilę do rozmów z osobami cierpiącymi na depresję. Czyli jeżeli ktoś chory żali się, opowiada jak mu źle i ciężko, to powinnam JEDYNIE wysłuchać? Nie odpowiadać zupełnie nic? Kurcze, no ja tak chyba nie potrafię. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że żadnej z bliskich mi osób nigdy depresja nie dopadnie.
Nie. Ale jeśli ci się żali i widzisz, że naprawdę czuje się źle i że nie układa mu się i że nie daje sobie rady, to sama poczujesz, że łyso będzie bo pocieszać, bo zobaczysz, że to w ogóle do niego nie trafia. I takie pocieszenie "będzie lepiej" brzmi tak jakoś....płytko.
Aczkolwiek.
Różni są ludzie i różne sytuacje. Nie ma wzoru właściwego postępowania.  🙂 Takie rzeczy robi się/mówi na wyczucie.

roeven- przenieśmy się na priva.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
11 kwietnia 2012 22:01
Nie no, nie do końca chodziło mi o typowe "będzie dobrze" 😀 Chodzi mi raczej o to co napisałam w odpowiedzi do Dodo. Nie pisałam nie martw się, starałam się raczej powiedzieć idź na przód, a okazuje się, że takie gadanie też może nie być tym, czego oczekuje osoba chora.
Nie no, nie do końca chodziło mi o typowe "będzie dobrze" 😀 Chodzi mi raczej o to co napisałam w odpowiedzi do Dodo. Nie pisałam nie martw się, starałam się raczej powiedzieć idź na przód, a okazuje się, że takie gadanie też może nie być tym, czego oczekuje osoba chora.


Bo widzisz, nie wiem w jakim kierunku iść. To jak powiedzieć ślepemu - przed Tobą 10 dróg idź!
Dzisiaj rozwazalam długi weekend. Jest wolne. Tydzień. I co? Nico.
Mogłabym jechać gdziekolwiek, ale nie widzę sensu. Nie chce mi sie, bo wiem,może taki wyjazd nic nie zmieni.
Niemoc kompletna.
Kiedyś tez tego nie rozumialam. Jak można mieć wszystko (czyli zapewniony byt, znajomych, konia, prace itd) a nie chce sie żyć,
Człowiek powinien sie cieszyć, ze nie urodził sie kobieta w Afgańistanie.... A tu klops
Trudno to zrozumieć zdrowej osobie. Ze leży sie całymi dniami w łóżku i nie wstaje. Nie ma siły wstać.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
11 kwietnia 2012 22:21
Dodo ale czy ten wyjazd musi coś zmienić? Niech po prostu będzie, a nóż będzie fajnie?

Przepraszam jeżeli znowu napisałam coś "nie tak", ja tylko staram się zrozumieć, a jak sama napisałaś, nie jest to łatwe.
Dodo, a myślisz że ja źle x razy nie trafiałam? Da się trafić na psychoterapeutę, który nie będzie radził, a będzie filtrem Twoich problemów. Pomoże Ci spojrzeć na nie z innej perspektywy.
Za którymś tam podejściem spotkałam właściwą dla mnie osobę. Nie ma uniwersalnego psychoterapeuty, metody psychoterapii czy leku. Nikt mi nie mówił, że będzie łatwo, wręcz odwrotnie. Cudu nie ma, ale efekt jest.

By leczenie miało sens trzeba chcieć, a Tobie się nie chce... i kółko się zamyka.

Dodofon - nie oczekuj, że osoba zdrowa nigdy nie mającą epizodu depresyjnego Ciebie zrozumie...
Na razie zrobiłam krok - psychol i leki.
Teraz muszę zbadać tarczyce i tomograf zrobić.
Ewentualne pogaduchy terapeutyczne są dla mnie ostatecznoscia.
Roeven, hmm... ja tam szczerze wątpię, czy do tego wątku zagląda ktokolwiek kto "nie rozumie"  🙄
Co zrobic kiedy ktos coraz czesciej mówi o samobójstwie? Co NAJLEPIEJ zrobic? Wczoraj siostra była w takim stanie ze nie wiedziałam czy dzwonic po pogotownie czy co, o rozmowie to mozna juz jedynie pomarzyc. Od ostatniego razu keidy tu pisalam, zaczełam sie leczyc, wrociłam do koni (i to w wiekszej mierze pomogło) i nie miałam zadnego napadu, swiat jest kolorowy odkad mam znowu te konie.
Ale ona... ma jeden dzien wzglednie dobry po czym jest taki zjazd ze mówi rzeczy których az sie boje pisac. Nie wstaje, nie je. Jest chora na (neuro)borelioze, która jak wiadomo moze nawet dawac podobne objawy do SM wiec nie wierze ze ta choroba nie ma wpływu na układ nerwowy, depresje. Bierze leki i na podstawowa chorobe i na depresje, brała juz rozne, nie pomagaja. Na psychoterapie chyba nawet nie jest gotowa.
Ja sie cała trzese jak na to wszystko patrze bo boje sie co moze sie stac, boje sie ze mi samej wroci, boje sie o rodziców którzy są ze złota a juz wygladaja jak kłębek nerwów...
Problem w tym, ze ja zewnętrzne doskonale egzystuje. Bardzo dobrze potrafię grac codzienna role.
Niestety sypie sie wewnątrz. Kompletnie.

Może właśnie w tym wpisie sama sobie odpowiadasz ?
Za wysoko postawiłaś poprzeczkę i twoja prawdziwa osoba gdzieś się zagubiła?
Nie da się długo nosić maski. Wiem o tym /niestety/ dobrze.
Dopiero odszukanie samej siebie i zaakceptowanie przynosi spokój.
To trudne, ale tylko przez chwilę. Potem już jest dobrze.
[quote author=Dodofon link=topic=9502.msg1367841#msg1367841 date=1334085140]
Problem w tym, ze ja zewnętrzne doskonale egzystuje. Bardzo dobrze potrafię grac codzienna role.
Niestety sypie sie wewnątrz. Kompletnie.

Może właśnie w tym wpisie sama sobie odpowiadasz ?
Za wysoko postawiłaś poprzeczkę i twoja prawdziwa osoba gdzieś się zagubiła?
Nie da się długo nosić maski. Wiem o tym /niestety/ dobrze.
Dopiero odszukanie samej siebie i zaakceptowanie przynosi spokój.
To trudne, ale tylko przez chwilę. Potem już jest dobrze.

[/quote]
Tania dobrze napisane.
dempsey   fiat voluntas Tua
12 kwietnia 2012 09:30
Roeven, hmm... ja tam szczerze wątpię, czy do tego wątku zagląda ktokolwiek kto "nie rozumie"  🙄

halo, np. ja. Zaglądam tu, żeby więcej zrozumieć. Mam nadzieję, że to nie spotka mnie ani nikogo z moich bliskich, ale pewnym być nie można. Okazuje się, że silne jednostki wcale nie muszą być odporne do końca życia, jak to widać po tutejszych wpisach.
Kiedyś w ogóle nie miałam pojęcia o tym zjawisku.

Na razie zrobiłam krok
Super. Trzymam za Ciebie kciuki.

Evson, brzmi strasznie. Co robić?.. Być przy siostrze jak najwięcej? 

Tania, bardzo mądrze napisałaś.
Dziękuję. Nie mam pojęcia czy napisałam słusznie. Cały czas mam przed oczami Dodofon z jej zdjęć.
Taką piękną, zadbaną , pewną siebie Kobietę Sukcesu. I tę drugą z tego wątku.
Postacie tak różne. Muszą się spotkać. Odszukać tę właściwą.
Tak mi się wydaje, amatorskim okiem. I z własnych, złych doświadczeń.
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
12 kwietnia 2012 10:35
Taniu, ja podobnie jak Ty odbierałam Dodo. Taka babeczka z jajami, której nikt nie podskoczy, która kicha na wszystko i jest kobietą sukcesu na każdej płaszczyźnie. I mamy tu dowód, że takie mocne osoby jak Dodo, też mają problemy emocjonalne.

Ja ją podziwiam, że jeszcze znajduje siły, by móc walczyć, próbować szukać pomocy. To naprawdę duży wysiłek. I za to ogromny szacun.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się