Depresja.

zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
02 października 2009 00:41
Na swoim przykładzie kłaniam się Dzionce
Tak czytam i ogólnie jestem zszokowana w jak wielką pułapkę wpadłam i że  w dodatku z tego jakoś wyszłam. Grubymi miesiącami ale zawsze. Nawet nie orientowałam się jak łatwo mogłam zniszczyć swoje zdrowie. Te sprawy o których pisała halo ... przerażające....
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko pilnować swoje nastawienie do świata. A nie jest łatwo osobie po depresji spokojnie reagować na kłody pod nogami które stawia przed nim życie. Nie zapomnę jak po mojej chorobie kiedy czułam że los się do mnie uśmiechnął, bo dostałam pracę  (na wysokim stanowisku).... przeżyłam mobbing. Zwykły przeraźliwy i wyniszczający mobbing. Znęcanie się szefa nad podwładną. Nigdy tego nie zapomnę. W jednej chwili wróciły wszystkie koszmary. Po 14 dniach zadałam sama sobie pytanie albo wracam do koszmaru albo się zwalniam. Uciekłam... pierwszy raz w życiu uciekłam bo nie potrafiłam postawić się szefuńciowi. Pokazać na co mnie stać. Dzisiaj strzeliłabym takie wiązanki że koleś zapomniałby swoje imię. Wiązałam z tamtą pracą wielkie nadzieje brałam to jako  taką małą terapię. Zmiana środowiska.  Spełniły się moje marzenia o robocie zaraz po studiach. Obiecałam sobie ciężko harować aby pokazać że jestem coś warta, że odpłacę się potrójnie za ofiarowaną mi szanse.... a tutaj taka lipa.
Przez następne dwa miesiące balansowałam na równi pochyłej. Raz było okey raz nie okey. Dużo wtedy pomogły mi znowuż konie. Przebywanie z nimi na łące w jesienne popołudnia. Przytulanie, wypłakiwanie się.... Znalazłam swoje lekarstwo na ten smutek i ból życia. Swoją własną terapię.  Dlatego wiem że konie są mi przeznaczone do końca życia.  W stajni jest zawsze tyle do zrobienia, człowiek się wyłącza, przestaje myśleć analizować, obwiniać za wszystko.

Słyszałam że w Anglii stosuję się ten rodzaj terapii dla osób ze skłonnościami do depresji. Leczenie zwierzętami które nie dopuszczają do nawrotów choroby. Na niektórych to działa na innych nie. Zależy jakie kto ma priorytety względem mniejszych braci. 

Ja dzisiaj np. boje się że coś mnie ominie , że czegoś nie spróbowałam, nie zobaczyłam, że zmarnowałam swój  tak cenny czas.  Nie obejrzałam tylu filmów, nie przeczytałam tylu ważnych książek, nie pojechałam na  tyle wycieczek po kraju czy zagranicę... Musze to  nadrobić i znowu zarzucam sobie małą presję....  i co? Pomimo nadrabiania zaległości mam lekkiego stracha że to znowu się źle skończy... Sama presja jest najgorszym czynnikiem wywołującym stan przygnębienia itp itd. a  w skrajnych przypadkach ( jak i w moim ) prowadzi do  silnej depresji.
Czy jestem jeszcze na tyle słaba aby sobie z tym nie poradzić? nie wiem.
Nie chodziło mi o to, że depresje wywołują objawy somatyczne tylko że depresja jest chorobą w której w takim samym stopniu wystepują objawy somatyczne jak i psychiczne.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
02 października 2009 22:12
Szczerze to nie wgłębiam się w somatyczne symptomy czy psychiczne tej choroby. Jest mi osobiście ciężko przyznać się że coś działo się wtedy ze mną nie tak. Że sama depresja jest chorobą.
Ciągle czuję wstyd, że ja taka silnie  ustabilizowana WTEDY zapędziłam się SAMA w kozi róg.  Dopiero teraz po tylu latach zaczynam rozumieć czym w rzeczywistości jest  sama ,,depresja".

Przez większość okresu PO staram naprawdę przyswoić  sobie oficjalne stwierdzenie -> TAK miałam depresję i nie jest to bzdurna choroba dla słabeuszy którzy nie mają niczego innego w życiu do roboty jak smrodzić przed telewizorem. W dodatku w totalnie przykrym humorze.
U mnie w domu nie zrozumiano by mojego przygnębionego problemu  bo przyznanie się do słabości od dzieciństwa było wyśmiewane na każdym kroku. Nie ma miejsca na tego typu bzdury  bo życie z nikim się nie patyczkuje, I ta ciągła PRESJA.....  bo jak nie zostaniesz prezydentem to będziesz nikim. ehhh
hm, diagnoza psychologiczna jest bardzo złożona i tak jak nie ma "czystych" jednostek chorobowych, tak nie ma jednoznacznych diagnoz. Nie można mówić, ze ktoś kto czuje się ospały z powodu zmiany trybu pracy i zmiany długości naświetlania słonecznego ma depresję. Trzeba pamiętać, ze objawy depresyjne, jak i innych chorób afektywnych muszą utrzymywać się przez co najmniej miesiąc w tym samym nasileniu, lub większym.

Zgadzam się, że patogeneza depresji jest wieloraka i często złożona.

Zgadzam się, że środowisko często odrzuca osoby z taką lub inną diagnozą, niestety niewiedza. Ja mówię, że to choroba jak każda inna, ja miałam wyciętą tarczycę i muszę brać leki do końca życia tak, żeby normalnie funkcjonować. Moim zdaniem nie różnię się niczym od osoby chorej na chorobę afektywną, której, tak jak moje, życie uzależnione jest od podania odpowiedniej dawki leku. Myślę, ze skutkuje tutaj pogląd, że emocje i to co się dzieje w naszej głowie jesteśmy w stanie kontrolować. Błędny pogląd.

Ja obstaje przy źródłach, które mówią że depresji się nie dziedziczy, dla mojego zdrowia psychicznego 😉

Będę się upierać, że porada u specjalisty jest konieczna. Rozumiem rozgoryczenie tych, którzy spotkali się z lekarzami o małej empatii. Ja nawet internisty takiego nie jestem w stanie znieść. Łatwiej tym , którzy mają pieniądze.

Jeżeli chodzi o naświetlanie, działa ono na szyszynkę, więc potrzebna jest odpowiednia ilość luxów. Moja znajoma brała kiedyś udział w takim eksperymencie na Akademii Medycznej (obecnie Collegium Medicum) w Bydgoszczy. Czuła się rewelacyjnie. Może warto się rozejrzeć. Myślę, ze te dziewczyny, które mieszkają w stolicy mają duże szanse coś znaleźć. Nie chcę mówić o skuteczności różnych lamp, bo się na tym nie znam, jedynie miałam praktyki w miejscu, gdzie stosowano terapię kolorami, właśnie z użyciem odpowiedniej lampy, jednak nie mogę za wiele powiedzieć.

Niektórzy stosują solarium, ale mi jedna psychiatra powiedziała, że z naukowego punktu widzenia może to wpływać jedynie na dobre samopoczucie z faktu, ze się jest ładnie opalonym.

A i jeżeli depresja to leń i leżenie przed telewizorem, to ja mam cykliczne nawroty od 15 roku życia 😉
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
02 października 2009 23:55
Smutne jest to jak w naszym społeczeństwie traktowana jest ta choroba. Wynika to z niewiedzy jak i z zawiści. Ma depresje... e jakiś niedorobiony. I ja niestety w takim środowisku byłam wychowana. To boli nie móc przyznać w pełni rodzicom co mi dolega aby nie narazić się na śmieszność. A mój ojciec to pewnie kazałby mi wypić herbatkę z miodem, poruszać się i nie myśleć o problemach - ot całe lekarstwo na problemy świata.
-Masz depresję? Do wariatkowa Cię wyślą, ciesz się że ci nogi nie ucięło. Nie masz co wymyślać? - już słyszę te odpowiedzi na poważnie zaczętą rozmowę. Lepiej więc nie ryzykować.

Nie mam pojęcia czy depresja jest dziedziczna czy nie, jednak moja Babcia ( od strony Mamy) długo na nią chorowała. Teraz na starość  2 lata po śmierci dziadka, nabytej cukrzycy typu II, zaćmie oraz dodatkowej nerwicy lękowej jej stan bardzo się pogorszył. Wróciły bardzo przykre symptomy które schowane były dość głęboko.  Czy to jest zbieżność że ja również popadłam w ten stan w tym samym wieku co Ona? Czyli 20-21 lat?  Czy skłonności do zapadania w depresję mogę mieć po Babci?
Minęły już 3 dni od kiedy brat mojej przyjaciółki odebrał sobie życie. Dlaczego nikomu nie udało się do niego dotrzeć, pomóc mu- mimo starań? Już się tego nie dowiemy.
Każdy przechodzi jakieś depresje .Są ludzie którzy dają sobie z nią rade i szybko wracają do normalności a są tacy ludzie co nie wieżą w swoje siły i trwają w swojej depresji nawet kilka miesięcy .
Zdarzają się też tacy co po prostu nie wytrzymują i odbierają sobie życie ,Ja już przeżyłam taki przypadek i odcinałam już kolegę .

Znam taką rodzinę co już parę osób odebrało sobie życie i nikt nawet by się nie spodziewał że miał jakieś problemy psychiczne .
Z długą depresjom najlepiej się udać do specjalisty ale kto idzie ,każdy się wstydzi a potem są takie skutki .

Dodam jeszcze że bardzo słabi są mężczyźni ,kobiety lepiej znoszą jakieś problemy czy depresje .
monia proszę cię, jak już się wypowiadasz na jakiś temat, to upewnij się, że masz chociaż minimalną wiedzę w tej dziedzinie...  🙄 NIE KAŻDY przechodzi "jakieś depresje". Depresja to choroba, którą się diagnozuje i leczy, a "wydaje nam się, że może ktoś ją ma a za 2 dni już nie". Poza tym kobiety chorują na depresję 1,5-3 razy częściej niż mężczyźni, więc twoje ostatnie zdanie to też bzdura.
Nie ma czegoś takiego jak różne depresje, które się przechodzi. Depresję się ma lub nie, a jej nawroty to tzw. epizody - trwają minimum 2 tygodnie bez przerwy i utrudniają mocno życie - czyli chory np. przestaje chodzić do pracy, zaniedbuje rodzinę, etc. - a nie ma zły humor.

yegua przykro mi  😕 U mnie w dalszej rodzinie też był przypadek samobójstwa w efekcie długoletniej depresji, okropna sprawa... Moja przyjaciółka miała za to babcię, która chorowała długo na depresję i cała rodzina drżała jak babcia nie schodziła na obiad, bo kilkakrotnie targała się na swoje życie. W końcu niestety "udało" jej się, gdy przez kilka godzin nie była pilnowana. Taka osoba zaburza życie całej rodziny, wprowadza terror nie do opisania...
Poza tym kobiety chorują na depresję 1,5-3 razy częściej niż mężczyźni

A skąd to wiadomo? Tzn. czy to są dane z obszernej grupy zdrowych ludzi, których regularnie kontrolowano, czy nie pojawia się depresja? Czy też są to dane z gabinetów - czyli osób, które trafiły do lekarza?

Bo ja też mam podobne wrażenia jak monia - że mężczyźni łatwiej trafiają na cmentarz niż do lekarza  🙁

Fakt, nie można powiedzieć, że "każdy ma jakieś depresje". Natomiast obawiam się, że sporo osób, które bagatelizują swoje objawy, na zasadzie "pewnie chandra" (że trwa rok? że codziennie myśli samobójcze? że sen o najdziwniejszych porach? - nieważne), każdy to ma - powinno się zgłosić po pomoc do lekarza.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
03 października 2009 18:39
monia  dokładnie opisała postawę moich rodziców w tej sprawie. Ale to niestety wynika przy totalnym braku wiedzy w  tym temacie .Niestety tak twierdzi większość społeczeństwa  Cytuję: ,, Każdy przechodzi jakieś depresje .Są ludzie którzy dają sobie z nią rade i szybko wracają do normalności a są tacy ludzie co nie wieżą w swoje siły i trwają w swojej depresji nawet kilka miesięcy ." No takie hop siup, w kij pierdnął parasol się otworzył  i za życie.

Cytuję: Dodam jeszcze że bardzo słabi są mężczyźni ,kobiety lepiej znoszą jakieś problemy czy depresje.

Problemy życiowe wcale nie muszą stanowić o DEPRESJI i przeplatać się z nią. Złe samopoczucie i trwająca kilka miesięcy  chandra to nie to samo co DEPRESJA. I właśnie tego typu uogólnienia są standardem wśród ludzi . I tak tłumacz każdemu z osobna: Jeśli przeżyłeś jakiś poważny problem i masz  zły humor z tego powodu ( jest ci smutno) to nie oznacza absolutnie tak poważnej choroby. Ten kto nie przeżył nie zrozumie. Tak jak z miłością która często jest mylona z zauroczeniem.
Ehhh nie mam siły

Czytam to co piszecie i to jest straszne, mam nadzieje, że mnie ani nikogo z moich bliskich to nie spotka.

Zgadzam się z tym, że teraz słowo depresja jest nadużywane. Nie koniecznie ludzie zdają sobie sprawę co to oznacza. Jak byłam młodsza funkcjonowało słowo "dół" które było mniej hmmm tragiczne w wydźwięku. Wiadomo, że komuś źle, coś nie tak. Teraz zamiast mieć dołka każdy ma depresję.
Halo nie wiem jak to dokładnie jest liczone, ale pewnie o tych procentach stanowi liczba pacjentów zdiagnozowanych w różnych placówkach. W kilku źródłach znalazłam informację, że więcej kobiet niż mężczyzn choruje na depresję, więc pewnie coś jest na rzeczy.
Co do samobójstw, to więcej mężczyzn targa się na swoje życie niż kobiet. Tyle, że depresja nie oznacza od razu myli samobójczych, a myśli samobójcze nie oznaczają od razu depresji, nie można więc tego tak wprost proporcjonalnie przeliczać. Mężczyźni i kobiety popełniają samobójstwa z innych powodów, nie musi się to wiązać z depresją.
Przez rok miałam praktyki w szpitalu psychiatrycznym i było sporo więcej kobiet depresyjnych niż mężczyzn - oczywiście to o niczym nie musi świadczyć, bo za mała próba, ale jednak daje jakiś obraz.

zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
03 października 2009 18:59
Dlatego przez to ciągłe ,, mam depresję"  myślałam że moja choroba jest czymś zupełnie zwyczajnym, normalnym stanem rzeczy itp itd. A to że akurat nie chce mi się żyć bez nadzwyczajnego  problemu... eh mały dodatek. Odczuwałam presję którą w następstwie totalnie olałam czyli nie było o czym mówić... problem? Jaki problem? Dajcie mi spokój chcę spać.- i to tak trwało i trwało...
Fakt, nie można powiedzieć, że "każdy ma jakieś depresje". Natomiast obawiam się, że sporo osób, które bagatelizują swoje objawy, na zasadzie "pewnie chandra" (że trwa rok? że codziennie myśli samobójcze? że sen o najdziwniejszych porach? - nieważne), każdy to ma - powinno się zgłosić po pomoc do lekarza.
Myślę też, że pójście do lekarza i wykluczenie depresji, jeśli to nie ona jest problemem, też może być pozytywnym krokiem. I jakimś krokiem do znalezienia klucza do aktualnej sytuacji. Nie jest tak, że jak się wpadnie w macki psychiatry, to już nie ma przebacz, żółte papiery, każdemu coś znajdą itd. Po prostu lepiej wiedzieć, co jest grane.
Ten kto nie przeżył nie zrozumie. Tak jak z miłością która często jest mylona z zauroczeniem.

Trafne porównanie - bo, kto przeżył, nie pomyli z niczym innym na pewno!
I jak z miłością - różne się wymyśla "testy" czy to właśnie to...
"Obie" to  silne zaburzenia emocji  🙂 Można "polecieć po Freudzie": Eros i Thanantos.
Jeszcze takie podobieństwo: miłość wydaje się wieczna. Depresja - też.
Człowiek w depresji nie powie: "Ech, mam dół - byle do wiosny". "Ech, kiedyż ten pech się skończy?" itp. Człowiek w depresji nie widzi przyszłości, nie widzi nic pozytywnego w przeszłości, w teraźniejszości, w przyszłości. Zanurzenie w szarym koszmarze. Jedyna nadzieja - że może się obudzę (z tego koszmaru).
Jeszcze porównanie do orgazmu byłoby dobre - chyba nikt nie pyta sam siebie czy to oby na pewno był orgazm? A może nie? hihi  😁
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
03 października 2009 20:17
haha no uwierz mi nie pyta 😀 😁
Dzionka, dziękuję  :kwiatek: Przyjaciółka jakoś się trzyma. Najgorzej ma żona, została sama z kilkuletnią córką. Nikt się nie spodziewał, że znajomy odbierze sobie życie. Wyglądało na to, że ma się lepiej.

Z mojego małego doświadczenia wiem, że są różne rodzaje i różne przyczyny depresji. Tak naprawdę stan depresji, gdy żyć się nie chce, jest stanem beznadziei i totalnej pustki. Takiej ucieczki od wszystkiego w głąb siebie. Najczęściej, aby wyjść z tego stanu trzeba się wspomóc farmakologicznie. Dobór leków nie jest łatwy i może wymagać od jednego do kilkunastu leków testowanych po kolei. Niestety nie ma testu na to, jaki lek pasuje w danym przypadku. Niezmiernie drażni mnie reklama Deprimu, który ma rzekomo działać przeciwko depresji. Kompletna bzdura.
Czuję się jak człowiek, który tonie. Znów bezsenna noc, znów zapuchnięte oczy. Szukam w głowie rozwiązań, nie ma dobrych. Oddać konia? Uciekać? Na dalsze próby walki nie mam już siły ani ochoty. Chciałabym cofnąć się o 20 lat, pobiec do taty na kolana i prosić, żeby za mnie załatwił problemy.
bera7 co się dzieje?  🙁 Nie martw się, na pewno niedługo znajdziesz rozwiązanie. Tyle już przeszłaś i tak sobie świetnie radziłaś, że i tym razem dasz radę 🙂 Trzymam kciuki!
No właśnie sęk w tym, że to jest jak zmutowany atak. Wszystko idzie na opak. A najgorsze, że osoby, które powinny się poczuć do pewnych rzeczy mają wszystko w nosie. Odnoszę wrażenie, że żyję w świecie gdzie każdy o ile się da to odpycha problemy od siebie. A ja tak nie potrafię, próbowałam ogarnąć to wszystko.
W natłoku mniejszych i większych problemów nawet takie głupie rzeczy mnie dobiły jak samochód i TV, które się oczywiście zepsuły. Jeszcze niech tsunami przejdzie nad moim domem i już będzie komplet. 😕
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
30 października 2009 14:47
http://www.pudelek.pl/artykul/20625/pol_roku_mialam_depresje/  zemdliło mnie takie lansowanie się gwiazdy na chorobie o której nie ma zielonego pojęcia.  Nie wiedziałam że depresja może trwać zaledwie 6 miesięcy i że tak łatwo jest z niej wyjść. Ludzie nie wiedzą co mówią. Nie maja pojęcia... Żałosne.  Pewnie za jakiś czas będzie reklamować tabletki ( sic!) deprim i że to one pewnie jej w tym okresie pomogły. Żenada


edit: dodam jeszcze że istnieje takie zjawisko jak depresja poporodowa. traci sie pokarm, chec do życia i  wystepuje brak uczucia do dziecka.  Ale definiowanie ,,depresja" kopeksy to juz mnei drażni
zabeczka17 depresja może trwać 6 miesięcy, ba może nawet sama minąć po tych 6 miesiącach.

Jest conajmniej kilka typów depresji: endogenna (można powiedzieć taka klasyczna, leczona farmakologicznie, gdzie raczej nie stosuje się psychoterapii, z powracającymi epizodami), reaktywna (jako odpowiedź na wydarzenie, trudną sytuację), maskowana (np. zespołami bólowymi), poporodowa, sezonowa, nerwicowa (dystymia). Każdy z tych typów może też przebiegać z różnym stopniem nasilenia.

Jeśli objawy np. obniżenie nastroju (wbrew pozorom nie zawsze występuje w depresji), obojętność, spadek motywacji, apatia utrzymują się przez 2 tygodnie już klinicznie jest diagnozowany epizod depresji.

edit: literówki

A na czym polega ta depresja poporodowa i z czego się bierze?
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
30 października 2009 22:56
nagana a to nie była przypadkiem chandra? zwykła pospolita chandra często mylona z depresją? kompleksy się nasilały, wystąpiła nerwica i presja.... i nagle bach po depresji? Minęła jak ręka odjął... jakoś mi się wierzyć w to nie chce.
Po porodzie może wystąpić tak zwany baby blues. Zwykle od 2-4 dnia po porodzie i utrzymywać się nawet do 6 tygonia. W tym okresie ze względu na wahania hormonalne kobieta może być rozdrażniona, rozchwiana emocjonalnie, wybuchać płaczem bez żadnego powodu. Baby blues (dłuższy lub któtszy) dotyka 70-80% kobiet po porodzie i nie jest traktowany jako objaw chorobowy. Jeśli baby blues przedłuża się powyżej 6 tygodnia może to już być depresja poporodowa.

Depresja poporodowa zazwyczaj pojawia się pomiędzy 2 a 6 miesiącem po porodzie. Objawy depresji poporodowej to: załamanie nastroju, brak odczuwania szczęścia, zmęczenie fizyczne i psychiczne, trudności w wykonywaniu obowiązków domowych, , nadmierne koncentrowanie się na zdrowiu dziecka albo spadek zainteresowania dzieckiem, zaburzenia apetytu, częsty płacz bez powodu, niepokój, czasem napady paniki, zaniedbywanie siebie. Mogą też być: bóle głowy, pleców, brzucha, kołatanie serca. Leczy się z pomocą psychologa, czasem trzeba podać leki.

Przyczyn może być wiele. Zaburzenia hormonalne w czasie ciąży i po porodzie, stres zwiążany z nową sytuacją, wyczerpanie, trudna sytuacja,np. rodzinna, finansowa, ciąża zagrożona (ciągły lęk o dziecko przez okres ciąży). Wiadomo, że kobiety, które mają trudności w adaptowaniu się do nowych sytuacji, przechodziły już epizody depresji albo są obciążone genetycznie są bardziej narażone na depresję poporodową.

zabeczka17 ja nie oceniam co pani Kayah przeszła. Może to były tylko kompelsy na punkcie wagi wyolbrzymione do rangi depresji, a może nie. Artykuły na pudelku nie są wiarygodnym źródłem informacji  😉 Mój post odnosił się do Twojego stwierdzenia:

Nie wiedziałam że depresja może trwać zaledwie 6 miesięcy i że tak łatwo jest z niej wyjść.

Depresja może trwać 6 misięcy i minąć nagle jak ręką odjął. Chandra nie jest terminem medycznym i nie ma chyba takiej "oficjalnej" definicji. W moim rozumieniu chandra to przygnębienie trwające kilka dni. W każdej medycznej deflinicji depresji znajdziesz informację, że jeśli objawy utrzymuja się dłużej niż 2 tygodnie to już jest epizod depresji.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
31 października 2009 00:17

Depresja może trwać 6 misięcy i minąć nagle jak ręką odjął. Chandra nie jest terminem medycznym i nie ma chyba takiej "oficjalnej" definicji. W moim rozumieniu chandra to przygnębienie trwające kilka dni. W każdej medycznej deflinicji depresji znajdziesz informację, że jeśli objawy utrzymuja się dłużej niż 2 tygodnie to już jest epizod depresji.


Z tego wynika że praktycznie każdy z nas miał ,,epizod depresji"? A u mnie niby w tym roku nastąpiły ze dwa nawroty choroby?
Możliwe że prawda jest co piszesz.Nie wnikam. Tylko dla mnie jest to choroba straszna i ciężka w swoim przebiegu. Te tak zwane epizody przecież maja się nijak do rzeczywistości. Ile razy zdarzało mi się chodzić przygnębionym ... bo pracy nie było, bo nie mogę się usamodzielnić? Ot zwykłe problemy życiowe. Jednak takie sytuacje nie wnikają tak głęboko aż pod skórę.jak wcześniejsze moje doświadczenia. Po prostu jest to dla mnie dziwne,. 
Tylko dla mnie jest to choroba straszna i ciężka w swoim przebiegu.
Dla Ciebie. Tak jak pisałam depresja jest choroba zróżnicowaną klinicznie. Może u różnych osób przebiegać z różnym nasileniem. Odnoszę wrażenie, że wszystko odnosisz do siebie. To, że ktoś nie przeszedł tego co Ty, nie przeżył tego tak jak Ty, nie znaczy, że nie jest chory.

To, że zdarzyło Ci się chodzić przygnębiona (i nie tylko Tobie) nie znaczy, że miałaś epizod. Sama przecież wiesz, depresja to nie tylko przygnębienie. Popatrz na to tak, że epizod to dosłownie to samo co Ty czułaś. Tylko nie musi trwać aż tak długo. Wystarczy, że przez 2 tygodnie jest Ci wszystko obojętne, wstanie rano z łóżka jest niemalże nadludzkim wysiłkiem,  dochodzisz do wniosku, że jedzenie nie ma sensu, całymi nocami patrzysz w sufit, a potem płaczesz na dźwięk budzika rano. To nie jest po prostu przygnębienie. To jest depresja. I wcale taki stan nie musi trwać miesiącami, żeby móc uznać człowieka za chorego. Każdy ma prawo być przygnębionym, martwić się, mieć problemy. Tylko nie każdy traci wtedy grunt pod nogami i rozsypuje się na kawałki.

Sama boję się, że kiedyś znów coś mnie złamie i przekroczę cienką granicę, za którą już nie dam rady utrzymać się w jednym kawałku. Problem depresji jest mi dobrze znany, nie tylko w teorii niestety.
..
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
05 listopada 2009 20:49
Czy depresja? Nie wiem ale od 3 miesiecy nie potrafie być zadowolona. Doszło juz do tego, że w nocy nie spię, w dzień nie spię, kołatanie serca stało się normą, żołądek dawno wywrócił sie na lewa stronę. Boję się autentycznie wszystkiego. Mycie to wyczyn olimpijski, makijaż też. jak mam wyjśc po zakupy robię się przerażona. Wzięłam tydzień urlopu. I co? I cały tydzień siedzę i myślę jaką zjebke dostanę jak wróce i za co dostanę. Roztrząsam wszystkie moje wady na pierwiastki, wytykam sobie wszystkie błędy. Mam wrażenie, że siedzę w 4 ścianach, które non stop zbliżają się do siebie. Odechciewa mi się żyć.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się