"Nie ogarniam jak..."
Może ktoś spadł i nieprzytomnego zabrało pogotowie? Może porwali go kosmici? Nie wiedząc co się stało możemy sobie przez kilka stron gdybać.
I rozumiem, że pogotowie przed zapakowaniem tego solenizanta do karetki zawiązało konia na czance w precel, po czym odwiozło połamańca i wróciło, by zawiązać go znów, bo ktoś raczył go rozwiązać? A, i wtedy takie zachowanie jest w porządku, jeśli zrobiło to pogotowie?
EDIT: Zwracam honor, gdyby zrobiło to pogotowie, to byliby rozgrzeszeni, nie mają obowiązku się znać na koniach. No ale jednak wątpię w taki bieg wydarzeń.
Co do zostawiania koni, dobrze, sprecyzuję się. Mówię o zostawieniu więcej niż 2-5 koni, które się znają na kilka godzin, bez możliwości, że sąsiad zareaguje. Mówię o stajniach, w których sąsiad nawet nie zauważy, że coś się dzieje, bo ma za daleko. Nikomu nie zabraniam nawet w takim wypadku zostawiać koni na całe dnie, jeśli są na trawiastym pastwisku z wodą. Mówię o koniu wypuszczonym na padok, który zje siano, które ma bądź nie i zacznie się nudzić. Jeśli chcecie tak swoje konie zostawiać, nie zabronię, są przecież Waszą własnością. Ja natomiast będę wymagać, że jeśli coś się stanie, coś pierdzielnie, koń będzie rżał, krzyczał, biegał, jak porąb po sąsiadach lub ulicy, to na miejscu ma być ktoś, kto go złapie i będzie mógł wykonać telefon do mnie lub weterynarza. I tyle.
O trawiaste pastwiska, na których niewiele się może stać łatwiej w tych małych gospodarstwach, a o oczy do patrzenia łatwiej w dużych stajniach. Z zostawianiem kilku/nastu koni na padokach i jechaniu na zakupy się jeszcze na żywo nie spotkałam. Zawsze konie zostawały na tę okoliczność w boksach, lub ktoś - sąsiad lub znajomy - był proszony o rzucenie okiem przez te kilka godzin.
Sivrite, moje tzn pensjonatowe konie są w większości wolnowybiegowe. W dzień i w nocy na padoku. W sezonie to duże pastwisko, poza wybieg. Fakt, że nie ma opcji, żebym wyjechała gdy konie nie mają żarcia. Jak jest żarcie to nie ma głupot w głowie i trawa za płotem nie korci. Nocą mało kiedy sprawdzam co się dzieje. Chyba, że ewidentnie pies alarmuje, ale to bardziej zwierzyna leśna szkody robi niż konie. Niby jestem, ale śpię w tym czasie. Zawsze może się okazać, że coś się w nocy stanie. Czy na wybiegu czy w boksie. A nie ukrywajmy, że stajnie z nocnymi dyżurami musiałyby kosztować drugie tyle.
Sivrite, moje tzn pensjonatowe konie są w większości wolnowybiegowe. W dzień i w nocy na padoku. W sezonie to duże pastwisko, poza wybieg. Fakt, że nie ma opcji, żebym wyjechała gdy konie nie mają żarcia. Jak jest żarcie to nie ma głupot w głowie i trawa za płotem nie korci. Nocą mało kiedy sprawdzam co się dzieje. Chyba, że ewidentnie pies alarmuje, ale to bardziej zwierzyna leśna szkody robi niż konie. Niby jestem, ale śpię w tym czasie. Zawsze może się okazać, że coś się w nocy stanie. Czy na wybiegu czy w boksie. A nie ukrywajmy, że stajnie z nocnymi dyżurami musiałyby kosztować drugie tyle.
Przypomnę jeszcze raz - mówię o zostawianiu koni w dzień, na padokach, na których koniom się nudzi i na które może wejść jakakolwiek obca osoba i zrobić z koniem, co chce. Byłam już świadkiem takiej sytuacji. Rzadko które konie rozrabiają w nocy, powiedzmy sobie szczerze. I również pisałam o tym, że nie chodzi mi o chów wolnowybiegowy, bo wtedy szansa na zrobienie sobie krzywdy, bo konie mają dużo miejsca i różnych przedmiotów/miejsc zainteresowań. Chodzi mi o zostawienie konia na padoku, na którym się nudzi i kombinuje, tym bardziej bez wody przez pół dnia.
A głównie to chodzi mi o brak takiej osoby na "jakby co". Jeśli coś się dzieje i trzeba w tempie ekspres gdzieś jechać, coś zrobić, to powinno się mieć jakiś plan awaryjny. A jak widzę to:
[quote author=Luna_s20 link=topic=95120.msg2665447#msg2665447 date=1490623724]
Sama miałam w życiu sytuację gdy wprost z wybiegu trzeba było mnie odwieźć do szpitala po gips i konie istotnie zostały na pół dnia bez wody a dzień okazał się gorący.
[/quote]
z nonszalancką sugestią "no i przecież nic się nie stało", to naprawdę nie ogarniam. Bo mogło i to, że się nie stało, to nie jest żaden dowód.
U mnie jeśli uciekną to sąsiad połapie i do boksów pozamyka. Jak coś wymóżdżą na wybiegu to raczej nikt nie zauważy. Ja też na jesieni dopiero zganiając zauważyłam, że koń na trzech nogach - po południu było ok, o 22 już nie.
Na małym padoczku też zostają, ale wtedy daję żarcia w bród. Mieszkam na takim za... końcu świata, że na obcą osobę raczej nie trafiam - tu nikt przypadkiem (na szczęście) nie zagląda.
Mój pierwszy koń załatwił się drzwiami od boksu. A stajnia była planowana tak, że nic nie powinno się wydarzyć. Prześwit drzwi-podłoga tak duży, że cała noga wejdzie i wyjdzie z zapasem... Jak tę nogę tam zaklinował i wywalił na siebie drzwi do tej pory nie wiem... Skończyło się uśpieniem staruszka, bo pozrywał sobie przyczepy pod łopatką tak, że noga wisiała bezwładnie. A w boksie był na noc zamknięty, i kilka razy w nocy zaglądałam, bo wieczorem miał kolkę i sprawdzałam czy nic znowu się nie dzieje...
Tworzymy sztuczne stada, które w naturze by nie występowały, w których bójki są na porządku dziennym.
A dla mnie to kwalifikuje się do "nie ogarniam".
Wiem, że tak bywa, w poprzedniej stajni tak niestety było, ale widocznie obecny pensjonat rudej mnie rozpieścił pod tym względem. Właścicielka stajni nie postawi ze sobą koni, które się nie akceptują! Obojętna tolerancja to minimum, które musi być spełnione, by u nas konie stały na jednym padoku. A zasadniczo dobierane są tak, by stały ze sobą te, które wyraźnie się lubią. Jeśli są jakieś awantury i nie jest to jednorazowa sprzeczka, tylko sytuacja się powtarza, konie są rozdzielane. Daje to komfort psychiczny wszystkim - koniom, właścicielom koni i właścicielom pensjonatu też (bo nie ma pretensji "bo X znowu pogryzł/skopał Y"😉.
Dlatego gdybym jeszcze raz trafiła na stajnię jak poprzednia, gdzie właściciel miał pogląd "niech się tłuką, w końcu kiedyś przestaną, to konie i muszą się tłuc" - to bym zabrała stamtąd konia i tyle.
Nie, "bójki na porządku dziennym" nie są normalne.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=95120.msg2665618#msg2665618 date=1490682041]
Właścicielka stajni nie postawi ze sobą koni, które się nie akceptują! Obojętna tolerancja to minimum, które musi być spełnione, by u nas konie stały na jednym padoku. A zasadniczo dobierane są tak, by stały ze sobą te, które wyraźnie się lubią. Jeśli są jakieś awantury i nie jest to jednorazowa sprzeczka, tylko sytuacja się powtarza, konie są rozdzielane. Daje to komfort psychiczny wszystkim - koniom, właścicielom koni i właścicielom pensjonatu też (bo nie ma pretensji "bo X znowu pogryzł/skopał Y"😉.
[/quote]
A ja myślałam, że to norma w pensjonatach 😲 Jeszcze nigdy się nie spotkałam z tym, żeby konie które się tłuką stały razem na padoku 🤔
larabarson a ja niestety się spotkałam, w poprzedniej stajni. Niestety tłuczona była moja. Ile się musiałam naprosić, żeby wychodziła osobno z jednym koniem, to tylko ja wiem. A i tak w okresie pastwiskowym były puszczane na jedno pastwisko, na szczęście na tyle duże, by mogły trzymać się od siebie z daleka - ale to też nie pomagało, bo wtedy kolega rudej przyłączał się do reszty koni, a ona zostawała sama nieakceptowana. Czasem stado miało dobry humor i mogła podejść, a czasem nie i była wypędzana na drugi koniec pastwiska...
A znam i stajnie, gdzie jest powiedziane, że stado jest jedno. Wychodzi tabun 20 koni i wszystkie mają sobie radzić. Że niektóre są pokopane, pogryzione? Trudno.
larabarson, - ja też się niestety spotkałam i to nie na jednej stajni. Ba, raz pół roku walczyłam o to, żeby odseparować konia tak niebezpiecznego, że oprócz namiętnego tłuczenia innych koni potrafił się rzucić na sprowadzającego konie człowieka. Skończyło się w momencie, gdy niestety mój koń został zmasakrowany, bo pobiciem tego nie określę - karczemna awantura i postraszenie kosztami leczenia dopiero dały efekt. Także ciesz się, że dla Ciebie to norma, bo ja szczerze zazdroszczę 😉
To wychodzi na to, że faktycznie mam szczęście w tym temacie 😉
Zapewne kwestia podejścia właścicieli hotelu jak i miejsca do rozlokowania, bo nie oszukujmy się, że jak nie ma gdzie to konia na dach się nie włoży. Ale oczywiście, wciąż lejące się sztuki należałoby rozdzielić.
Osobiście znam (na razie) tylko jedno miejsce, gdzie dochodziło do bardzo dziwnych sytuacji, ale ogólnie nie spotykam się z olewaniem tej kwestii. Byłam nawet świadkiem kilkukrotnej roszady koni nim stada na 100% się ustaliły.
Akurat jedna z tych stajni, gdzie jest jedno stado i nie ma dyskusji, ma ponad 10 ha pastwisk, więc raczej trudno mówić o braku miejsca, a podzielenie tego choćby na dwie części nie byłoby problemem.
Najpewniej im się po prostu nie chce, bo to dla nich dodatkowa robota, każdego konia wprowadzać na inny padok. A tak wypuszczą wszystkie na raz, potem wszystkie na raz wpuszczą i mają z głowy.
Ja w jednej stajni miałam taką sytuację, że koń atakował mojego ale właściciel pensjonatu, choć nie było mu to w smak, to sam stwierdził, że niestety ale te konie należy rozdzielić.
no właśnie, problem chyba nie polega w stadzie tylko w małej ilości miejsca na padokach pensjonatowych. 🤣 jeśli koń ma sie gdzie skitrać/gdzie uciec to nie widze problemu żeby nie chodził w stadzie (wykluczam jednostki wybitnie agresywne/nieodpuszczające/goniące cały dzień i wtedy to takiego osobnika należy odseparować według mnie od stada, nie na odwrót), przecież hierarchia w stadzie jest zawsze ustalana, gdy przychodzi ktoś nowy, a jak miejsca jest dużo to konie dadzą rady. A i trzeba też w miare umiejętnie dołączać do stada, a nie wpuszczać na hura, do wszystkich, bo sie właśnie potem opisywane przez was rzeczy dzieją. 🙄
No tak, tylko że taki ganiany i niechciany w stadzie koń nie będzie się czuł zbyt komfortowo, a konkretnie to będzie żył w ciągłym stresie. Koń potrzebuje mieć stado, które go akceptuje, a nie dowolne konie obok.
Moja poprzednio tak właśnie trafiła - niby małe stado, siedem koni razem z nią, ale sześć jej nie akceptowało... W zasadzie nie była w stadzie, tylko było stado i ona.
Murat-Gazon, ja jakoś nigdy nie widziałam żeby całe stado goniło jakiegoś konia. Zawsze to była jednostka, która, jak się okazywało, goniła i atakowała wszystkie - nie tylko tego jednego (a pare stad przerobiłam, bo niestety myślałam pewnego czasu, że się z końmi zawodowo zwiąże 😂 ). Zwykle jak już wszystkie "sie uwzięły", to albo z koniem było coś nie tak (choroba) albo był już po prostu stary. Mój ma tylko jednego "stałego" kolege na 15 koni. Tyle, że stado większe, reszta to już jak im się tam poustala tak sie tolerują/lubią/ pogonią. 😉 niestety mój koń coraz bardziej dziadzieje i stado tak czy siak go będzie odrzucać, jak to w naturze.. coraz częściej stoi na uboczu, albo sam, albo z tym swoim kolegą właśnie.
Zawsze to była jednostka, która, jak się okazywało, goniła i atakowała wszystkie - nie tylko tego jednego (a pare stad przerobiłam, bo niestety myślałam pewnego czasu, że się z końmi zawodowo zwiąże 😂 ). Zwykle jak już wszystkie "sie uwzięły", to albo z koniem było coś nie tak (choroba) albo był już po prostu stary.
Zazwyczaj tak jest, ale w tym wypadku była wredna prowodyrka-szefowa stada, która zdecydowała, że mój koń ma w tym stadzie nie być, i wszystkie powtarzały jej zachowanie.
Też się zastanawiałam, czy może one wiedzą o niej coś, czego ja nie wiem (typu właśnie jakaś niedająca objawów choroba), ale zmieniłyśmy stajnię i okazało się, że tutaj większość koni ją lubi, a ona praktycznie z każdym jest w stanie się dogadać.
Gorzej jak nowy w stadzie niekoniecznie chcę uciekać
W stajni (coś mi się wydaje ze to ta o której mówi Murat-Gazon ) konie po ogromnych pastwiskach chodzą w dużym stadzie
Kilka lat temu trafiłam tam z koniem, wrzucony do nowego stada wraz z kolegą nie zaczepił pierwszy ale gdy jeden z obcych podskakiwal do niego albo kolegi to nie pozostawał dłużny i tak był wiecznie pogryziony i pokopany a po 3 tyg w owym miejscu jedna z bijatyk na blotnistym po deszczu padoku skończyła się zerwaniem ścięgna i półroczna rekonwalescencja. ... pensjonat opuscilismy w trybie pilnym tydz po wypadku
Nie polecam takich sytuacji
Sivrite, tak, odwieziono mnie do szpitala i jakoś nie było okazji zabrać koni ze sobą. Ani czasu na bieganie po sąsiadach. Jak sąsiedzi są to okiem rzucają. Ale jak ich nie ma to nie ma, nie mogę oczekiwać że zmienią swoje plany ze względu na moje konie.
Denerwuje mnie, że na tak często re-volcie można albo zostać prymusem z pierwszej ławki z ręką w górze, albo siada się w oślej ławce. Czyli albo klaskam, albo walczę. Nie ma nic pośrodku. 🤔 Czyli, skoro uważam że na filmie widać za mało by wzywać służby, to znaczy że to popieram i na pewno robię krzywdę koniom. 😲 Poważnie?
A warto wspomnieć że tzw "coś" zawsze się może stać. Również przy właścicielu i w boksie. Podejście że zawsze ktoś musi pilnować konia jest całkiem piękne i ... całkiem nieosiągalne. Podobnie obca osoba, jeśli zechce coś zmajstrować, to miej pewność że to ona będzie ciebie pilnowała a nie ty jej.
izkadul, no to właśnie opisałaś to, co ja wyżej. Nigdy nie wpuściłabym 'na hura' nowego konia do całego stada.. trzeba troche pomyślunku i czasu, ale da sie na spokojnie zrobić. 😉 poza tym, nawet konie które się lubią mogą urządzić między sobą bijatyke i któryś może na tym ucierpieć, wypadki się przecież zdarzają.. najlepiej byłoby wypuszczać każdego na osobną kwaterke, samego? nie sądze. 😉
No bo między "niech się tłuką, to konie" a "niech każdy stoi osobno, bo na pewno się pozabijają" jest duża przestrzeń na normalność, w której dba się o to, by konie sobie nie zrobiły krzywdy i by wychodziły w konfiguracjach ułożonych według tego, kto z kim się lubi. Problem pojawia się wtedy, gdy trafia się na stajnię z dwóch pierwszych opcji - a wbrew pozorom jest takich dosyć sporo.
A z tym doglądaniem to też różnie bywa - w poprzedniej stajni, przydomówce, z właścicielem na miejscu, wszystkie konie miały zdecydowanie więcej wypadków i dziwnych zdarzeń niż w obecnej.
no i nie ogarniam wątku warszawskich stajni i postów właścicieli pewnego pensjonatu... 😵 nie ogarniam tego strzału w własne, osobiste kolano i takiej antyreklamy, z drugiej strony podziwiam za odwage. 😁
Mi to się kojarzy z pewną właścicielką stajni w Krakowie, na forum miała nick F. Też nie mogło się nic nie podobać w tej stajni, było to przestępstwo prawie kwalifikujące się do ścigania z oskarżenia publicznego.
Aż poszłam poczytać z nudów. Żenua.
nie ogarniam tej dziewczyny..
no i szkoda mi konia 😤
klik
A co tam jest? Bo filmik mi się nie odpala.
Konia tylko szkoda bo do dziewczyny nic nie dociera,wygląda na to że wszystkie rozumy pozjadala...
trusia czteroletni koń totalnie bez mięśni i chudy, palcujący w straszliwy sposób, sztywny tak, że chyba nawet uszy ma sztywne, popędzany w kółko na lonży umierającym kłusotrupem na wypięciu.
I zachwyt panny, jak cudownie koń pracował, bo "tylko" na jedną stronę trochę się zbuntował.
Nie wyobrażam sobie jazdy na takim koniu a co dopiero skoków 👿
To, jaki jest, wiem dobrze, bo miałam ból obserwować go w naturze, niestety. Dlatego tak zainteresowałam się, co tam jest.
Gdybyś go zobaczyła pod panną, dopiero byś się załamała.