Kącik WEGE DZIECI oraz matek/ciężarówek myślących "alternatywnie" :-)

demon, masz bardzo fajne podejście do macierzyństwa, wiele można z Twoich postów wynieść, nawet nie mając dziecka 🙂


Min. z tych powodów nie chodzę z dzieckiem na żadne farmy, gospodarstwa rolne itd. Kiedyś akurat byliśmy u pewnego sołtysa i oczywiście atrakcją były młode byczki w środku lata zamknięte w ciemnej oborze w takich kojcach na kuuupie gnoju. Emocje i radość z możliwości "pogłaskania krówki" przysłaniały cierpienie tych zwierząt. Trzeba było tłumaczyć, że fajnie ale tak nie powinno być i tak nie wyglądają szczęśliwe zwierzęta, i kolczyk w nosie jest okrutny. Trochę jak tłumaczyć szkodliwość cukierka po tym, jak dziecko go zje z przyjemnością.



Ale tak zupełnie nie chcesz pokazywać dzieciom wsi i gospodarstw? Bo rozumiem, że nie warto utrwalać złych wzorców, ale są gospodarze dbający o swoje zwierzaki. Ja od małego wakacje spędzałam na łąkach, w sadach, w oborze i kurniku, pasłam krowy, pomagałam doić, zbierałam jajka, czasem udawało się być przy porodzie, patrzyłam jak cielaki biegają razem na łące i jak matka wylizuje swojego malucha po porodzie. Dla mnie to były piękne chwile i to są moje chyba najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. W pewnym momencie życia się pewnie dowiedziałam, że te zwierzaki na starość kończą na talerzach, z tym, że jak byłam dzieckiem to właściwie nie jadłam mięsa (bo mi nie smakuje, do tej pory jem go mało), więc nie miałam takiego dysonansu. Za to przeraziło mnie, gdy w wieku licealnym okazało się, że połowa mojej klasy nigdy nie widziałam z bliska krowy czy świni. Tylko u mnie w rodzinie nikt zwierząt nie tłukł i nie trzymał na gnoju, a kury to chyba miały lepiej ode mnie 😉
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
27 sierpnia 2015 08:39
demon mnie też podoba się to podejście. Pomimo tego że my oboje mięsożerni (choć ja nie przepadam za nim, ale czasem jem; natomiast maż jest 100procentowym mięsożercą) , Milena też je mięso, gdybym była wege pozostawiłabym jej wybór.



Ale tak zupełnie nie chcesz pokazywać dzieciom wsi i gospodarstw? Bo rozumiem, że nie warto utrwalać złych wzorców, ale są gospodarze dbający o swoje zwierzaki. Ja od małego wakacje spędzałam na łąkach, w sadach, w oborze i kurniku, pasłam krowy, pomagałam doić, zbierałam jajka, czasem udawało się być przy porodzie, patrzyłam jak cielaki biegają razem na łące i jak matka wylizuje swojego malucha po porodzie. Dla mnie to były piękne chwile i to są moje chyba najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. W pewnym momencie życia się pewnie dowiedziałam, że te zwierzaki na starość kończą na talerzach, z tym, że jak byłam dzieckiem to właściwie nie jadłam mięsa (bo mi nie smakuje, do tej pory jem go mało), więc nie miałam takiego dysonansu. Za to przeraziło mnie, gdy w wieku licealnym okazało się, że połowa mojej klasy nigdy nie widziałam z bliska krowy czy świni. Tylko u mnie w rodzinie nikt zwierząt nie tłukł i nie trzymał na gnoju, a kury to chyba miały lepiej ode mnie 😉


Niestety my mieszkamy na wiosze (z premedytacją nie pisze na wsi)... Jakieś 1000-1500 m w linii prostej mamy Galopol - rolnicza spółka skarbu Państwa- obok nas akurat hodowla krów. ja słyszę czasami jak te zwierzęta krzyczą...

Mam rodzinę po drugiej stronie Polski i tam się nigdy tak zwierząt nie traktowało. W sensie, nie trzymało w takich warunkach. krowy mleczne były całymi dniami na wieeeelkich zielonych pastwiskach, tak samo owce. Młode byki (zwane młodzieżą) nam do domu tylnymi drzwiami wchodziły, kury sobie spacerowały po podwórku, a wejście do chlewika nie powalało smrodem, i młode prosiaki też często po podwórzu biegały - jako dziecko się z nimi w berka bawiłam. Owszem, potem szły na mięso ale nie były hodowane w tak koszmarnych warunkach.
Tu w Wielkopolsce niestety na razie spotykam się ze strasznym uprzedmiotowieniemiem zwierząt. Gdyby krowa była w stanie rosnąć mając do dyspozycji 0,5 m x 0,5 m to wielkopolski rolnik by ją tak trzymał, bezrefleksyjnie, bo tak da radę, bo tak się robi... "Eko serki" i "eko jajka", które tu są dostępne są dla mnie nie do stolerowania właśnie ze względu na sposób traktowania zwierząt.
Wreszcie dobry artykul o weganizmie znaleziony w normalnej prasie: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1578367,1,dieta-bez-miesa-i-nabialu.read
I nawet medycyna praktyzn coś z sensem dała:
http://dieta.mp.pl/diety/zdrowe_diety/show.html?id=74452
slojma   I was born with a silver spoon!
28 sierpnia 2015 18:55
Ta a moja mama sale mówi, że Vivi będzie miala problemy bo miesa nie da sie zastapic. I na nic rozmowy i tlumaczenia. Dobrze ze mieszamy daleko.
dea   primum non nocere
28 sierpnia 2015 21:28
Czy wasze dzieciaki też tak dużo (objętościowo) jedzą? Ja mam wrzuty od mamy, że na pewno przez to, że nie daję mięsa, córa się nie najada. Mama ma porównanie z kuzynami Grzdylli. Im wystarczy parówa albo jajecznica z dwóch jajek i mają dość na kilka godzin, a za moją trzeba latać z termosem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się obudzi głodny potwór. Potrafi wtrząchnąć na raz miseczkę zupy na przykład. No, swobodnie pół mojej dużej porcji albo i więcej potrafi zjeść, nie wiem, z 400ml? I za dwie godziny diablo głodna - powtórka. Szczególnie ta zupa warzywna właśnie. Tak myślę, czy nie ma za dużo błonnika, a za mało kalorii w diecie? W końcu taki nie do końca dojrzały układ pokarmowy (no, nie ukrywajmy, w kupie nadal można rozpoznać, który to posiłek opuszcza właśnie dziecko...) nie wykorzystuje tak dokładnie tego, co dostaje? Coś mi świta, że gdzieś czytałam, że właśnie dla maluchów niekoniecznie dieta "bogatoresztkowa" jest najzdrowsza i wskazana. W sensie, że czasem lepiej dać oczyszczoną mąkę niż z pełnego przemiału itp. Jakieś refleksje?...

BTW. Zrobiłam eksperyment - cukrem jej nie nakarmię. Kilka gryzów słodkiego zje i dość. To tak a propos tych wyborów dokonywanych przez dzieci 😉 Różnych rzeczy próbowałam - czasem daję (dobrą) drożdżówkę, kilka gryzów, raz zrobiłam paczkową kaszkę, mama mnie dręczyła 😉, kaszek domowych z jabłkiem i daktylem czy śliwką i daktylem też ostatnio nie chce jeść - przestaję robić. Jaglankę wciąga jako zagęstnik do pomidorówki. Jeśli coś nie zawiera brokuła, fasolki, marchewki lub choć pomidora, to jest niejadalne w większej ilości.

Jeszcze kilka dni i do roboty wracam. Żywienie spadnie na moją mamę. Ciekawe co z tego wyniknie... Z jednej strony moje wybory szanuje i argumenty rozumie, z drugiej - ma wątpliwości i gdera ciągle (patrz wyżej).
maleństwo   I'll love you till the end of time...
28 sierpnia 2015 21:51
dea, nie, moja tyle nie je. Ja jestem w szoku i biję jej brawo jak zje tyle, co duży słoiczek jakiegoś np Gerbera, czyli ze 120ml... Ale jak 2 tygodnie temu spotkałam się z Diakonką, to dzieć jej koleżanki nas zszokował - 11-miesięczny rudy pulpet na naszych oczach wsunął w parę minut wielki słój żarcia, a ponoć umiaru nie zna i zje każdą ilość. Niektóre tak mają 😉
dea  a jak ona wagowo stoi? Jeśli ładnie równomiernie przybiera to bym olała gderanie 😉 widocznie taki typ co wciąga jak odkurzacz.
Moja objętościowo mało je ale często, przybiera słabo, ale też się jakoś specjalnie nie spinam - jest pod kontrolą i tyle. Tyle że u nas mięso w diecie jest co widać o niczym nie przesądza.
dea   primum non nocere
28 sierpnia 2015 22:11
Waży ok. 10 kg, jak w końcu dotrzemy na kontrolę do pediatry, to może się dowiem dokładniej. Raczej równo ze swoim centylem idzie, może trochę ponad jest. Ostatnio nawet się z wyglądu pulpeciasta zrobiła, ale z tego co obserwuję, to raczej normalne na tym etapie (tzn. zanim zaczną chodzić, sporo dzieciaków nabiera więcej masy, później się wyciągają). No właśnie, wasze mięsne (Twoja, maleństwo, też, prawda?) i nie odkurzają, ciekawi mnie jak te trawożerne mają. Mama przytyka mi, że koń i krowa też żry całymi dniami... może coś w tym jest. Nie wiem co mogę z tym zrobić. Mięsa nie dam, jak dla mnie korzyści niewspółmierne do problemu ze znalezieniem czegoś dobrej jakości (pomijając nawet aspekty etyczne). Mam jajka do dyspozycji (od znanych podwórkowych kur) - omleta kilka gryzów zje, jedyne co właśnie przyszło mi na myśl, to wrzucić w omleta jej kochane warzywka. Może tak przemycę jajo i będzie jakaś "wartość" ku uciesze babci.
Ja bym jednak nie przypisywała tego, że tak nie wciągają mięsożerności, Hela od początku taki styl miała nawet jak była na kaszkach i  zupach bezmięsnych. Chętnie bym tego mięsa nie podawała, ja jem bardzo mało i przymierzam się do rezygnacji, ale ona bardzo lubi. Z racji wagi (nieco ponad 8 kilo) i tego że je wybrane rzeczy głównie więc na razie mięso zostaje. A przecież ryże, kasze, strączkowe mają jednak sporą możliwość wypełniania. Nie pamiętam ile Grzdylla ma, ale moja bardzo lubi naleśniki z mąki mieszanej (razowo-pszenne) z owocami i to potrafi ją nieźle nasycić, czyli nie rzuca się zaraz ponposiłku na pierś tylko sporo wytrzymuje, tak samo jak dostanie ryż, makaron czy kaszę gryczaną.


Edit. Mam książkę "Zdrowy maluch" z propozycjami konkretnego wege menu na dany wiek, jakbyś chciała pożyczyć to chętnie się podzielę. Chociaż pewnie Ty bardziej siedzisz w temacie i jesteś na bieżąco 😉
Dea, nie znam sie na wege diecie ale z obserwacji wnioskuje, ze dzieci sa po prostu rożne i rożnie jedzą. Moja pierworodna np zawsze jadła sporo ale druga po prostu żre takie ilości ze aż mnie to przeraża. Natomiast ich kuzynka jest totalnym niejadkiem dla odmiany i tez żyje

Demon, o jaaaa ale masz fajnie 🙂 znowu pod namioty?

Kotbury, ja jestem z Podkarpacia i tez nie widziałam takiego makabrycznego traktowania zwierząt jak piszesz, tam nawet w PGRze pracownicy dbali o zwierzęt
maleństwo   I'll love you till the end of time...
29 sierpnia 2015 05:22
dea, tak, moja coś tam mięsa dostaje, ale tak jak dziewczyny, nie wiem, czy bym to łączyła. Wspomniany rudy też je mięso 😉
slojma   I was born with a silver spoon!
29 sierpnia 2015 07:10
dea moje obserwacje Vivi potrafi zjesc bardzo duzo. Sa potrawy gdzie wciaga caly talerz ale innego dnia to samo juz nie smakuje. Teraz np sniadania sa blee. Owoce, kasze, owsianka tylko czasem skubnie wafla z amarantusem. Kiedys lubila arbuzy, melona to zawsze jadla. Teraz nawet nowsci jak papaya sa blee. Chyba wszystko zalezy od dziecka, etapu rozwoju etc.
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
29 sierpnia 2015 08:46
dea a ja strasznie zazdroszczę tego apetytu. Tak jak mówiłam Milena lubi próbować nowości, zwłaszcza jak my jemy obiad, ale to się ogranicza do kilku łyżek 🙁 Mówisz o 400ml. Ja marzę by choć 150ml zupy zjadła. Ale to marzenie. Jak zje niecały słoiczek taki jak gerberek (mierzę objętościowo co nie oznacza że jej tylko słoiczki daję, choć zdarza się bo lubi np dynię z ziemniakiem i indykiem) to jestem szczęśliwa. A i tak pod koniec jest marudzenie że już dość.
Lubi pochlipać rosołu jak jemy, no i spróbowałam ostatnio pomidorówki jej dać - ostrożnie bo pomidory i zabielana. Szał był. Jak jej przestałam dawać po kilku łyżeczkach z obawy że kurcze ja wysypie to ryk był na cały dom. O dziwo nic jej nie było. Jak wyzdrowieje to ruszam z tym testem prowokacji.




Fajnie, że piszecie o objętościach. Bo w sumie ostatnio zastanawiałam się ile w wieku 7 miesięcy maluch powinien wchłaniać. Mojemu daję raz dziennie zupkę warzywną + z jajkiem oraz kaszkę jaglaną z jabłkiem. Zupy na jeden raz wciągnie ok 150ml, kaszki np. dziś rano 140ml.

Mięsa jeszcze nie dawałam, w sumie nie zamierzałam nawet, ale żarówka mi się zapaliła po ostatniej kontroli u neonatolog i pediatry. Obie panie niemal na mnie nawrzeszczały, że jeszcze dziecko mięsa nie dostało. Wg. obu jesteśmy na prostej drodze do niedoborów żelaza i jak nie wprowadzę teraz mięsa to będę wyklętą złą mamą  😲 Dodam, że suplementuję actiferol 15 do 1 roku życia i staram się stosować do Pandurskiej tłumaczenia. Z tyłu głowy gdzieś rodzi się jednak myśl, czy nie doprowadzę do anemii mojego kurczaka.  🙄
nada a karmisz piersią?  to się tak nie obawiaj ile dziecko je i że nie je mięsa jeszcze.

Wcale nie musi jeść, a jak do mnie pielęgniarka powiedziała nie halo tonem, że JESZCZE NIE JADŁ MIĘSKA to musi koniecznie jeść!!  to powiedziałam, że nic nie musi, a koniecznie to musi kupę zrobić z 2 razy w tygodniu, to już nie udzielała porad... bo sobie tego nie życzę, chyba zauważyła.

😉
slojma   I was born with a silver spoon!
29 sierpnia 2015 14:58
to moze lekarze zwolnienia będą wystawiać na wegetarianizm 😀😀
nada Dlatego tez ja nawet nie wspominam o tym, ze Paulina jest wege mojej lekarce. Przykre to, ze zamiast rozsadnej rozmowy i ewentualnych badan kontrolnych dostaje sie wiazanke nakazow. Jesli chcesz miec argumenty w rece, to poszukaj badan dot. wegetarianizmu dzieci Instytutu Matki i Dziecka.

Co do ilosci, to moje dziecko nadal b. malo je (mleko ok 600-700ml dziennie plus ok 80ml zupek i tyle samo owockow z jaglanka), ale rosnie i przybiera na tym bardzo dobrze. Jestesmy na etapie odcycowywanie, tzn. odlaktatorowywania. Narazie zmniejszam ilosc odciagan i zastepuje stopniowo posilki MM. Nie mam juz sily na to cale odciaganie, a i dziecko nudzi sie juz okropnie w domu przez to nasze uwiazanie. W poniedzialek zapisuje nas na plywanie z bobasami. Szukam jeszcze jakiejs rozrywki, ale narazie fajnie, ze bedzie chociaz jedna rzecz.
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
29 sierpnia 2015 16:18
Pandurska ja  czekam na wyniki cystografii i wizytę u nefrologa i jak będzie zgoda to wybieramy się na basen na zajęcia z bobaskami. Postanowiliśmy zrobić jej przerwę w rehabilitacji. Myślę że basen będzie dobrym rozwiązaniem. Milenka do tej pory straszliwie płacze, przeżywa te ćwiczenia na rehabilitacji. Ostatnio aż trzęsły jej się rączki i wyciągała ciągle do mnie by ja zabrać. Chodzimy 4miesiące 2razy w tygodniu i jest coraz gorzej z jej stresem. Nie zniosę już tego. To też z pewnością przyczynia się do jej nerwowości. Idziemy jeszcze do neurologa na konsultację. Ostateczna decyzja po wizycie u niego zapadnie.
slojma   I was born with a silver spoon!
29 sierpnia 2015 16:38
to moze lekarze zwolnienia będą wystawiać na wegetarianizm 😀😀
hehe dobre
pandurskaa macie moze jakies sensorycznie zdecydowanie polecam.  My od przyszlego tygodnia bedziemy chodzly na 3 zajecia tygodniowo.  W poniedzialek jest 45 minut spiewania z pokazywaniem. We wtorek zajecia stay messy and play zobaczymy co to jest i  piatek zajecia dla roczniakow  nie wiem jakie bo to nowosc. Basen mamy co jakis czas,  teraz juz pewnie rzadziej bo niedlugo zima.
slojma, Zaraz poniżej jest link do artykułu dementującego wszystko. Who nic takiego nie powiedziało.
Portal typu "fakt", próbujący przyciągać uwagę kretyńskimi tytułami. 😁
Właśnie chciałam pytać czy ktoś sprostowanie czytał 😁
I tekst o tym, że nic usuwać nie trzeba, wystarczy sprostować :/
slojma   I was born with a silver spoon!
29 sierpnia 2015 18:07
slojma, Zaraz poniżej jest link do artykułu dementującego wszystko. Who nic takiego nie powiedziało.
Portal typu "fakt", próbujący przyciągać uwagę kretyńskimi tytułami. 😁
widzialam ale mimo wszystko sie usmialam zwlaszcza ze tylko sprostowac trzeba
slojma Duzo macie tych zajec w tygodniu. Dla mojego bobasa, to jeszcze zdecydowanie za duzo wrazen. Przy jej spaniu 3-4 razy w ciagu dnia wiazaloby sie to z totalnym rozwaleniem rytmu zwlaszcza, ze takie zajeca sa na rozne godziny. Na dodatek- o zgrozo- wszystkie sa do poludnia, a Paulina sypia dluga druga runde miedzy 10 a 11. Basen akurat wpasuje sie nam w luke. Czemu chcesz zrezygnowac z plywania zima?

Musze sie przyznac bez bicia, ze przeraza mnie to, iz musze ciagac sie na te wszystkie dzieciowe spotkania. Kocham swoja corke i lubie sie z nia bawic, ale takie grupowe zajmowanie sie rozwojem dzieci totalnie mnie nie kreci. Jaram sie na mysl np. o roznych kreatywnych zajeciach w przyszlosci, ale takie bobasowe pogadanki z innymi mamami sa  dla mnie po prostu nudne  🙄

leosky O fajnie, ze tez chcecie sie basenowac! Mysle, ze to swietnie stymuluje dzieciaki. Ja co prawda mam wodowstret, ale czego sie nie robi dla dziecka  😉

Mialam sie z wami jeszcze podzielic newsami od mojej poloznej, bo wydaja mi sie ciekawe. Babka jest wieloletnia specjalistka od BLW. Zdecydowanie odradzala ta metode podawania posilkow przed ukonczeniem przez dziecko 7 miesiaca zycia. Chodzi o odruch polykania i generalnie dojrzalosc dziecka. Co innego dawanie do polizania kawalka jablka lub marchewki, a co innego opieranie tego poczatkowego dokarmiania wylacznie na BLW. Poza tym pogadalysmy nt. dojrzalosci ukladu pokarmowego (szczegolnie jelita cienkiego) i faktu, ze mimo gderania lekarzy np. wczesniakom trzeba liczyc koniecznie wstecz te niedonoszone tygodnie przy decyzji o wprowadzaniu pokarmow stalych. Takze nada  wlasciwie mozna powiedziec, ze obie skrajnie wczesnie wprowadzilysmy naszym dzieciakom zupki. Dostalam np. zalecenie, zeby teraz wstrzymac sie z dalszym rozszerzaniem i pozostac przy 2 posilkach, urozmaicac je, ale mimo wszystko pozwolic na powolne przestawianie.

Pandurska Obserwowałam dziecko i wydaje mi się, że z zupkami i kaszkami zaczęliśmy w dobrym czasie - dziecko wyraźnie chciało coś poza moim mlekiem. dodatkowo sytuacja mnie niejako zmusiła - wracam do pracy więc te dwa posiłki wydają mi się sensowne. Chciałabym uniknąć mm. Poza dwoma posiłkami lecimy cały czas na cycu. Czasem daję owoce, ale w małych ilościach.
Mnie to wszystko bardzo ciekawi, bo tak jak wspomniałam, mój brat niedawno przeszedł na weganizm (i to tak radykalnie, bez etapu wegetarianizmu), bardzo go podziwiam i popieram... A nasi rodzice trochę kręcą nosem, podeślę im te artykuły. Znaczy się  te dwa wcześniejsze oczywiście. 😉
Kręcą nosem - nie w sensie, że krytykują, czy próbują go od tego odwodzić. Sami jedzą naprawdę zdrowo,  odrzucają  produkty wysokoprzetworzone, cukier i śmieci wszelakie.
Po prostu powątpiewają w to, że dieta wegańska może być naprawdę zdrowa.
Myślę, że trochę się "boją" tego, że mój brat zapoda weganizm swojemu synkowi, który do 7 miesiąca życia był w rodzinie zastepczej i "narodził się na nowo" kilka miesięcy temu w swojej rodzinie właściwej.
Dla mnie: po pierwsze nie mamy prawa się wtrącać, po drugie z tego co wiem, mój brat jak na razie nie zamierza narzucać tego dziecku, po trzecie, nawet jeśli, to świetny wybór! 😀

No i co by o moich rodzicach nie mówić, to jestem pewna jednego.

W hipotetycznej sytuacji, gdyby im zostawić na weekend obu wnusiów z wytycznymi, że ten ma jeść wyłącznie parówki z biedry,  a ten wyłącznie surowe warzywa i orzechy... To by tak było.
A jakby chcieli zrobić coś inaczej, to by zadzwonili z pytaniem o zgodę.


basen w zimie, to nie jest zło, mało tego dzieciaki które chodziły,to już chodziły,hartowało je to. Mało tego, na mały katar ( tez temp i tęczy smarków) "pomaga". Serio,serio.
slojma   I was born with a silver spoon!
30 sierpnia 2015 06:56
Z basenem w zimie to ja bardziej nie lubie bo duzo urban etc. Nie mowie ze nie bedziemy chodzly ale na 100% rzadziej niz teraz.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się