Jedzenie - jak oszczędzać i nie marnotrawić.

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 kwietnia 2015 14:18
Macie jakieś sposoby na oszczędzanie jedzenia i minimalizację wyrzucanego?
Jak przechowywać, zeby sie nie psuło, co robic z resztkami?
Jak wykorzystywać je efektywniej?
dokładne planowanie posiłków, nie kupowanie na zapas (co się wiąże niestety z częstszymi zakupami), nie chodzić na głodnego do sklepu 😉
gotowanie małych porcji dla konkretnej liczby osób. pojemniki próżniowe i dobra lodówka 😉
chyba był taki wątek
też mam ten problem, choć staram się jak mogę :/
można robić tygodniowy plan posiłków i kupować tylko idealnie tyle co trzeba, ale w moim wypadku to zupełnie nie skutkuje bo ja mam wiecznie prze...rąbane więc tylko jedzeniem się mogę pocieszyć, bo nie ukrywam, jedzenie ZAWSZE mi wychodzi, zawsze jest smaczne i nigdy mnie nie oszuka, okłamie ani nie opuści  🙄

staram się mrozić co się da (w sumie dużo rzeczy się da; jogurty, mozarellę, itp), ale nie wszystko niestety. poza tym trzeba sobie porcjować wszystko bo raz zamrożone nie można już tego mrozić.

najgorszy problem mam z żółtym serem bo nie zawsze da się kupić po 3 plasterki z każdego rodzaju a ja uwielbiam mieć dużo różnych serów... one oczywiście szybko pokrywają dużą ilością pleśni... masakra  🙄
Dania jednogarnkowe typu "przegląd tygodnia" są dobrym sposobem na pozbycie się resztek z lodówki. Kupowanie z kartką.
U mnie organicznych odpadów prawie nie ma: chleb suszę, resztki owoców, warzyw zawożę koniowi, inne resztki zawożę kotom. A jak jestem na wsi to nawet torebki od herbaty lądują w wiaderku dla dzików. Inna sprawa, że jestem "żarta" i wolę pęknąć niż miałoby się zmarnować 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 kwietnia 2015 14:25
Dodofon, było o oszczędzaniu, ale mi nie chodzi o kasę, a o marnotrawienie jedzenia 🙂
Super, że założyłaś nowy wątek Strzyga!

Ja również jestem przeciwnikiem wyrzucania jedzenia. Niestety mieszkając z mały słoniem pod jednym dachem (patrz trenującym mężczyzną) zdarza mi się wyrzucać jedzenie, głownie dlatego, że posiłek był ugotowany dla niego (np na 2 dni) a potem jakoś ochota mu odeszła.. 😤

moje sposoby, żeby zminimalizować wyrzucanie jedzenia:
-codziennie robie MAŁE zakupy. akurat co, na co mam ochote. tak, żeby nic w lodówce nie leżało.
-planuje posiłki wcześniej robiąc przy tym liste zakupów. zazwyczaj w sklepach trzymam się listy i nie kupuje nic dodatkowego, chyba, że akurat mam ochote i chce to zaraz zjeść
-nie kupuje nadwyżki jedzenia, chyba, że coś jest na promocji i np ma 2 miesięczną date przydatności. Wtedy zdarza mi się kupić dodatkowe jedno, dwa opakowania
-jeżeli moje posiłki nie pójdą zgodnie z planem (np ugotuje, ale nie mam ochoty jeść) staram się to po ostudzeniu od razu pakować do lodówki i zabezpieczyć folią. moja zasada jest taka, że nie kupuje nowego mięsa, jeżeli zostało jeszcze coś z poprzedniego obiadu. zjeść najpierw, potem kupic 😎

to tyle co mi przyszlo do głowy, ale niestety i tak zdarza mi się wyrzucać jedzenie 😵 głownie dlatego, że mój Słonik, robi zakupy dla siebie i nakupuje rzeczy, na które potem niestety nie ma ochoty...
a ja wypowiadałam aktywną wojnę marnowaniu żywności, kiedy mieszkałam w Wiedniu, poprzez dumpster diving 😁 🏇 (nie wiem czy ktoś jeszcze pamiętam, może dziewczyny z wątku Wege)
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 kwietnia 2015 14:28
wendetta, pamietam. Troche koszmarne, ale to ile jedzenia wyrzucaja markety, nie miesci sie w głowie
koszmarne w sensie czynności czy faktu, że tyle jedzenia się dziennie marnuje*?
Dla mnie to była dobra zabawa połączona z korzyściami dla mnie i świata 😉

edit.* wieczorem jak dorwę fejsbuka to zobrazuję.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 kwietnia 2015 14:35
wendetta, czesciowo i to i to. Bo nurkowanie w smieciach. i to, ze tyle z tych smieci mozna by bylo wykorzystac. A sie wyrzuca
generalnie cieżko przewidzieć na co się będzie miało ochotę, robiąc zakupy np. raz na tydzień
kiedyś marnowało się mniej - sucha buła była przerabiana na tartą bułkę, było mniej wymyślne jedzenie - często tzw/ bazowe, które nie psuje się tak szybko (jajka, owoce, warzywa, słoiki z przetworami)
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
22 kwietnia 2015 16:02
wendetta, tak z ciekawości, dlaczego przestałaś? Tylko i wyłącznie dlatego, że już nie mieszkasz w Wiedniu i nie masz obecnie warunków, żeby to robić? Jakbyś miała - i jeśli w przyszłości będziesz miała - to będziesz kontynuować?
(przepraszam, wiem, że trochę offtop, ale mnie to fascynuje :P)
był wątek dotykających te sprawy, wiele rzeczy już zostało napisanych:
klik
kiedyś marnowało się mniej - sucha buła była przerabiana na tartą bułkę,
ja tak robię. Bułki suszę i chleb też. Jakoś kupna bułka tarta do mnie nie przemawia.
U mnie jak zostanie coś z obiadu to dziecka zjadają na śniadanie. Nie rozumiem tego ale one tak lubią  🙂 nie gotuję na dwa dni bo i tak wsuną rano i trzeba obiad tak czy siak gotować .
Rozwiązanie jest prostę, kupic kozę 😉
Jak jestem sama z Gabrysiem, a mąż w rozjazdach, to gotuję normalnie porcje (bo nie umiem ugotować połowy zupy) i zamrażam kilka porcji w małych pojemniczkach.
Mrożę też pokrojony chleb i wyjmuję po 2-3 kromki, dzięki czemu nic nie marnuję.
Moja mama też mrozi cały chleb, przez co ja go w ogóle w domu nie jem chyba, że dorwę się do świeżo kupionego. Nie cierpię odmrożonego chleba, już wolę lekko zeschły. Inna sprawa, że ogólnie chleb jem rzadko.
Ja kupuje wędlinę, ser cos na obiad raz na dwa dni.
Buły susze i robię tartą. Chleb daje koniom lub ptakom.
Mleko, wode, soki, dżemy kupuje  tylko w malych pojemnikach/ kartonikach.



BASZNIA   mleczna i deserowa
22 kwietnia 2015 20:14
Można zamrażać białka jajek, jeśli np zuzyje się same żółtka. Nic nie tracą po rozmrozeniu,  ja mroze,  kiedy nam kolejne ostrożnie żeby nie polamac otwieram pojemnik, dolewam kolejne, a jak się nazbiera to robię bezy :-).
O super wątek!

Ja miałam problem z makaronem bo gotując pewną ilość na oko zawsze sypałam więcej bo bałam się, że będzie za mało i zawsze, ale to zawsze mi coś zostawało. Za dużo żeby zjeść na raz a za mało żeby było na osobny posiłek więc następnego dnia i tak trzeba było gotować. Zaczęłam więc odmierzać sobie dokładnie ilość za pomocą szklanki i teraz gotuję dokładnie tyle ile mi potrzeba.

Co do zakupów to po rzeczy bieżące też chodzę częściej, nie kupuję zbyt wielu rodzajów np czegoś do chleba na raz bo jedząc sama i tak tego nie przejem zanim się nie zepsuje. Bułki i chleb też mrożę bo nie tracą na tym świeżości a nie muszę codziennie po nie chodzić do sklepu (a przy okazji kupować czegoś co mi się przypomni a najpewniej jest zbędne).
Rozwiązanie jest prostę, kupic kozę 😉

tylko jak ta koza będzie się czuła na balkonie  😁
Dania jednogarnkowe typu "przegląd tygodnia" są dobrym sposobem na pozbycie się resztek z lodówki. Kupowanie z kartką.
U mnie organicznych odpadów prawie nie ma: chleb suszę, resztki owoców, warzyw zawożę koniowi, inne resztki zawożę kotom. A jak jestem na wsi to nawet torebki od herbaty lądują w wiaderku dla dzików. Inna sprawa, że jestem "żarta" i wolę pęknąć niż miałoby się zmarnować 😉


Torebki od herbaty?
Podstawowa zasada to nie iść na zakupy jak się jest głodnym.... z reguły kupuje sie wtedy więcej niż potrzeba 🙂
Mrożę prawie wszystko. Pieczywo, warzywa, mięso 🙂 gotuje porcje tylko dla dzieci a sama po nich zjadam Haha , bo przeważnie nie zjadają a nie lubię wyrzucać :-)
Ale chleb mrożony nadaje się tylko do tostera  🙄 w USA to nie ma żadnego znaczenia, i tak niewiele chleba nadaje się do jedzenia bez tostowania, ale w Polsce lubię jeść taki świeży pyszny chlebek  😀 na całe szczęście tu mogę bo nie wyrzucamy niezjedzonego tylko po prostu go suszymy i dajemy koniom  😀
My nie wyrzucamy prawie nic, duże zakupy robimy raz na tydzień lub dwa a mój facet kupuje sobie codziennie wędliny i chleb do pracy. Zdarzy się zgnile jabłko czy pomidor, częściej z winy jakości produktu niż naszej ( bo jak gnie po dwóch dniach...) mięso mamy całe zamrożone porcjami i odmrazamy na obiad (w mikrofali jakieś 5 minut). Ja jem monotonnie dość a jak gotuje to na jeden obiad. Jeśli zostanie np worek ryżu czy makaron to jest na następny dzień. Chociaż nie zawsze bo mam w domu osobistego dzika co wieczorem przemieli wszystko  😁 (i nie tyje skubany)

Gorzej u moich rodziców. Lodówka peeeelna aż się wysypuje a ich dwójka. Nie wierzę że to przejadaja, a mama twierdzi ze nie wyrzuca taaak...
U mojej tesciowej jak otwieram to od mieszanki tych zapachow i widoku illsci, od razu zamykam
wendetta, tak z ciekawości, dlaczego przestałaś? Tylko i wyłącznie dlatego, że już nie mieszkasz w Wiedniu i nie masz obecnie warunków, żeby to robić? Jakbyś miała - i jeśli w przyszłości będziesz miała - to będziesz kontynuować?
(przepraszam, wiem, że trochę offtop, ale mnie to fascynuje :P)

Bacia, właściwie mozna powiedzieć, że tak, tylko dlatego, że wyjechałam z Wiednia 😉 W Polsce nie ma ku temu dogodnych warunków. Tzn pod koniec pobytu w Wiedniu robiłam to coraz rzadziej, częściej zeby kogoś wprowadzić w temat, albo po prostu z celach rozrywkowo- towarzyskich. Tak czy tak od początku miałam z niego nieziemski fun 😉 Fajnie wspominam tę przygodę w swoim życiu. Jeśli kiedykolwiek będę mieszkac jeszcze w jakimś duzym europejskim mieście to podejrzewam, że do tego wrócę.
Jeśli jesteś zainteresowana to odsyłam do kącika Wege, gdzieś ok 98 str o tutaj http://voltopiry.pl/forum/index.php/topic,739.2910.html zaczyna się dyskusja
Macie jakieś sposoby na oszczędzanie jedzenia i minimalizację wyrzucanego?
Jak przechowywać, zeby sie nie psuło, co robic z resztkami?
Jak wykorzystywać je efektywniej?


A ja nie wiem, serio, u nas nikt się nie zastanawia co robić, żeby nie zmarnować, po prostu się nie marnuje. Wydaje mi się, że to taki nawyk wyniesiony z domu. Moja babcia jest aż przesadnie przewrażliwiona na tym punkcie, mama na szczęście jedynie rozsądkiem działa, ale bez takiej przesady. No i mi się dostało, bo ostatnie co wyrzuciłam to jakaś jedna mandarynka pół roku temu, która musiała być trefna, po skóra była koszmarnie gruba a w środku wiór no i nic się z tym zrobić nie dało 🤣

Niezjedzone pieczywo się zapieka/robi tosty, w ostateczności suszy. Ziemniaki się odsmaża albo robi kopytka, warzywa się zwyczajnie dojada, mięso, którego nie zdąży się obrobić wrzuca do zamrożenia, zupa może stać w lodówce i 3 dni więc zawsze ktoś doje, jak się ugotuje za dużo ryżu czy makaronu to się zalewa mlekiem i gotuje, zupa mleczna tadaaaam 😁 już przygotowane mięso czy ryby w tym domu nie zostaną, a jak jestem sama to nawet nie kupuję. Zawsze można zrobić dzień resztkowy, i lekko obeschnięty chleb, ser i szynkę zapakować do opiekacza i jeszcze wszyscy narzekają, że mało bo takie dobre. Soki w lodówce mimo tych 48h przydatności wg napisu na kartonie też ze 4 dni mogą stać, bez przesady, nikt się nie zatruje 🤣
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się