Wikusiowata

Konto zarejstrowane: 23 stycznia 2012
Ostatnio online: 22 lutego 2020 o 11:25

Najnowsze posty użytkownika:

Sprawy sercowe...
autor: Wikusiowata dnia 04 listopada 2019 o 19:54
Sonkowa Do mnie też możesz się odezwać, przerabiałam temat, mogę opisać na pw żeby dać inne spojrzenie na sprawę.
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 25 października 2019 o 14:15
Robaczek M. cienkich traw? A nie miałaś przypadkiem potrawu? (trawa z drugiego pokosu) ? Jest miększa, cieńsza i ma mniej składników odżywczych (ale to swoją drogą). Jeśli nowe siano jest grubsze (pierwszy pokos? Inny skład gatunkowy tez może być) to może być, że w dupkach się poprzewracało (poprzednie mogły wcinać "łatwiej" i szybciej na raz), a teraz trzeba to jednak pogryźć, nie połykać  🤣 Bo domyślam się, że żadnych problemów zębowych nie mają (po Twoich wpisach które mi migają na r-v raczej widzę, że na to byś wpadła sama). Jeśli nie widzisz oznak "zepsucia siana" - pleśni na przykład, to skarmiałabym normalnie - zjedzą, jak zobaczą, że nic innego nie dostaną.

mnbvcxz Ja staram się mieszać ogólnie (siano/treściwa). Jeśli wprowadzam coś nowego "nagle" (typu koń nie jadł treściwej, bo nie potrzebował, a zmieniły się jego potrzeby i musi treściwe dostawać) to też nie od razu całą dawkę, tylko zaczynam od garści-dwóch (mam małe łapki 🙂 ) i stopniowo dokładam przez kilka dni, żeby dojść do docelowej dawki posiłkowej i dziennej stopniowo, a nie nagle nie wiem, 1,5 kg na posiłek. 😀 Jakoś wydaje mi się to logiczne, że jeśli wprowadzam coś nowego do jadłospisu to nie na "hurra". Ale mam też raptem 6 koni na miejscu w tej chwili, z czego 3 to hucuły tyjące z powietrza - więc posiłki i jakieś większe potrzeby żywieniowe mają 3 "duże" więc mogę się tak bawić, na pewno ciężej to zrobić mając np. 20 lub więcej koni pod opieką (duże stajnie i np. jeden stajenny - znam takie miejsca i tam naprawdę nie ma często czasu na indywidualniejsze podejście do koni).
Wybory 2019/2020 i co dalej ...
autor: Wikusiowata dnia 11 października 2019 o 21:48
feno sprawdź sobie strony latarnik wyborczy i "mam prawo wiedzieć" - to powinno Ci dać jakiś podstawowy ogląd, co masz do wyboru i może trochę ułatwi poukładanie sobie kto jest mniejszym złem 🙂

Co do wyborów, to zaledwie moje 2 wybory w których mogę głosować (no, siksa jeszcze jestem - tak w kontekście Waszych nadziei co do "młodych" 😉 ) i staram się ciągnąć ze sobą bliskich. Nie namawiam i nie przekonuję na kogo i na co - tylko, żeby się pojawili i oddali głos. Jakikolwiek. Zawsze to frekwencja i mini możliwość, że cokolwiek się zmieni. 
hucuły.
autor: Wikusiowata dnia 30 sierpnia 2019 o 23:11
marysia550 Traveling Saddler - z tym, że kupowałam u nich nówkę (pomierzyli konia, obejrzeli, jakiś czas później zamówiłam sobie Euroridinga Opal, ogarnęli rozmiary żeby pasowało mi i koniowi i przysłali - leżało jak ulał 😀 ). Ale myślę, że używkę też przerobią, warto zapytać. 🙂
Gruby jeszcze nie zarósł, zaś Młody już coś powoli zaczyna (młody... 10 letni, poważny koń  🤣 ). Stojąca u mnie od niedawna hucułka też jeszcze w letniej sierści i ani myśli zmieniać 😀
hucuły.
autor: Wikusiowata dnia 30 sierpnia 2019 o 14:09
Tak jak marysia550 mam Euroridinga, sprawdza się do rekreacyjnej jazdy (w tym tereny, dużo terenów 😀) i do niskich podskoków również. Nasze siodło było dopasowywane pod konkretnego konia przez firmę siodlarską i okazało się, że na bezkłębowego hucka da się wsiadać bez obracającego się w najdziwniejszych momentach siodła. Trzyma się ładnie, koń nie narzeka (co więcej, od zmiany siodła własnie na to zaczął mi o niebo lepiej współpracować - nie dziwię się 🙂 ), mi też wygodnie pod tyłkiem.
Zabawa w skojarzenia
autor: Wikusiowata dnia 18 sierpnia 2019 o 21:13
Niemoc
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 13 sierpnia 2019 o 15:18
mnbvcxz Domyślam się, że interesują Cię zdjęcia "technicznie" rzecz biorąc - postaram się porobić, bo większość jest robiona pod "ilustrację" do postów na stronę na Facebooku (na PW mogę Ci wysłać link do niej, żeby nie zostać uznaną za reklamę na forum czy coś).

Co do tego jakie są efekty - hucuły nie są już ledwo toczącymi się górami tłuszczu (niezależnie ile mam dla nich czasu na ćwiczenia), od 2 lat (czyli od kiedy funkcjonuje u mnie Paddock Paradise) nie muszę się tak bać o kopytka (skłonności do ochwatów były), konie są znacznie sprawniejsze (gibkość, wytrzymałość, ewentualne powroty do jazd jeśli była przerwa z jakiegokolwiek powodu - są łatwiejsze) i fajnie zrelaksowane (zwykle 24 na dobę na padoku, teraz dwa konie są boksowane na dzień i wypuszczane na noc - po kontuzjach i leczeniu, dwa łażą po ścieżkach całodobowo i stajnię omijają szerokim łukiem). Co do "pensjonatowych" się nie wypowiadam, bo za krótko z tego korzystają, by widzieć diametralne efekty i móc ocenić je na przestrzeni pełnego roku (w tym zmiany aury itd).

Mam w tej chwili ogrodzone około 2,7 ha w ten sposób, zaczynałam od 40 arów (prototyp testowy, nie chciałam wywalać góry forsy na ogrodzenia, jeśli miałoby to nie działać tak, jak zakładałam). Ok, dużo zrobiło za mnie ukształtowanie terenu i natura/działania Mamy - są dwa stawy w obrębie pastwisk, górki, dołki, zagajniki brzóz, kilkunastoletnie nasadzenia świerków (jako "wiatrochron" i dające dużo cienia), otoczeniem łąk jest las.

Naginiii A tu się zgodzę, też często się drapię po głowie dumając, co koń miał na myśli 😀
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 13 sierpnia 2019 o 14:42
Naginii Dziewczyny już Ci podpowiedziały większość rzeczy, które też sama bym doradziła, także nie będę powtarzać, ale... osobiście mam elektryzator 5 J mocy i konie nie wyłażą (no, jeden jest elektryk i co jakiś czas rwie drut "wewnętrznych pastwisk" - mam paddock paradise - za to linki respektuje i nawet do nich nie podchodzi, a podejście podobne - czołg, z tym, że hucuł). Pisząc linki, mam na myśli np. takie: [url=https://allegro.pl/oferta/linka-lina-6mm-economyline-200m-350kg-8340296475?utm_source=google&utm_medium=cpc&utm_campaign=_DIO_pla_firma_przemysł&ev_adgr=Przemysł+-+Materiały+i+akcesoria+-+Rolnictwo&gclid=Cj0KCQjwv8nqBRDGARIsAHfR9wCTDxKZAf13H-KPDFiEV6QUqSpkJRzpz-7QXbcs5BqH_J3btiNCXdEaAv5KEALw_wcB]wytrzymałość[/url] 350 kg, 6 mm.
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 12 sierpnia 2019 o 17:23
Naginiii Prąd prądowi nierówny. Jaka jest moc elektryzatora zasilającego ogrodzenie?
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 22 maja 2019 o 14:10
Bizon Gdyby to tornado jednak miało zejść u mnie, wypuściłabym konie poza padoki (aczkolwiek mam wątpliwości, czy by zwiewały, skoro pioruny i grzmoty nie robią na nich wrażenia). Dlaczego? Dlatego, że mają większą szansę przeżycia kataklizmu na otwartym terenie - chociażby dlatego, że takie nawet słabe tornado jest w stanie wyrwać mi słupki ogrodzeniowe (a ciężkie są, nie chciałabym takim dostać w głowę czy plecy), czy rozwalić dachy i rzucić dachówkami na sporą odległość (a pastwiska otaczają zabudowania, więc gdyby tak walnęło w "centrum" mojej ziemi - ała. ) do tego jestem z każdej strony otoczona lasem - latające drzewa też byłyby zabójcze ... Przed tym jak nagrałam tamten zalażek trąby, poleciałam do koni i zamontowałam im na pyskach kantary (hucki zwyczajowo chodzą bez, Duszek z). Potem obserwowałam. Ogólnie mam w planie wziąć stare, styrane kantary i zapisać na nich numer telefonu/adres itd - w razie czego wypuszczę poza pastwiska z "oznakowaniem", to łatwiej będzie je odnaleźć i wyłapać jak już się wszystko uspokoi, a styrane życiem kantary mają już "osłabiony" materiał, więc mniejsza szansa, że któryś podczas ucieczki się gdzieś zaczepi czy powiesi - materiał powinien puścić (a na pewno łatwiej, niż w nówkach sztukach). Nic więcej w sumie nie mogę dla nich zrobić w tak ekstremalnym przypadku, bunkra im przecież nie wybuduję :/

Jeśli chodzi o "zwykłe" burze - nie przejmuję się za bardzo - ewentualnie przeganiam z padoku z "górką" (jest serio wysoka) na to położone niżej. Jest tyle wyższych punktów, w które może uderzyć piorun (i są one na tyle blisko siebie), że naprawdę musiałabym mieć oooogromnego pecha. Konie mają w takim wypadku dostęp do stajni i możliwość schowania się, ale jeszcze tego nigdy nie zrobiły. Idą się paść w dołku, najczęściej między budynkiem stajni (jest mega wysoki), a zagajnikiem brzóz (w sumie mini-lasek, są też już kilkunasto-kilkudziesięcio letnie). Co więcej, prędzej bym się spodziewała uderzenia pioruna w budynek stajni (jako, że właśnie jest bardzo wysoki) lub sąsiedniej stodoły (oddzielone drogą i dwoma wąskimi pasami trawy), niż w konia na pastwisku. Jak je raz zamknęłam w momencie burzy, to szalały po boksach i prędzej zrobiłyby sobie w nich krzywdę, niż na padoku - naprawdę nie patrzyły na to co robią! Ale to też zależy od uwarunkowań hm... geograficznych i infrastrukturalnych danej stajni/danego gospodarstwa, i konkretnych zwierząt. Jedne panikują w stajni, inne na zewnątrz. W jednym gospodarstwie będzie bezpieczniej na pastwisku, a w innym w niskiej stajni (w sensie bez ogromnego poddasza).
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 20 maja 2019 o 17:49
amnestria No Gruby na profilowym jak się patrzy, ale spoko, teraz siedzimy sobie w lesie, nie skaczemy nigdzie, to wybaczam 😀

No i oczywiście nie byle jaki koń pensjonatowy, bo Duszek to zdecydowanie nie byle jaki koń - ustawił mi Młodego (już nie taki młody, 10 lat ma na karku), który od lat rządził w stadku - ku mojej i Grubego uciesze 😀

Bizon No bardzo przerażająco ale i fascynująco, lepiej bym tego nie ujęła. Być może dlatego nagrywałam przez 2 minuty jak głupek, oceniając przy okazji czy już wypuszczać konie i wiać, czy jeszcze nie, zamiast od razu lecieć do stajni i pakować się z moim chłopakiem i naszymi psami do auta.  🤔wirek: Wow, nie zazdroszczę z tym zawiązującym się lejem na podwórku, ja do tej "zbierającej się" trąby miałam +/- pół kilometra do kilometra (zależy w którym momencie, bo nieustannie się przemieszczała).

Na_biegunach Co do żmij, jak poprzedniczki wspomniały - węże nie przepadają za tupaniem (a dokładniej za drganiami ziemi, niepokoją się nimi) więc wynoszą się zwykle np. z końskich pastwisk i padoków. Skoszenie może wybić kilka sztuk (no niestety, jak się jakaś nawinie pod kosiarkę...), jeśli skoszenie cięższym sprzętem (w sensie ciągnik z kosiarką, czy coś podobnego) to może im być niefajnie (drgania) i byyć może te, które przeżyją, sobie uciekną gdzieś dalej. Swego czasu dużo spacerowałam po terenie, gdzie żmij jest naprawdę sporo - nigdy nie zostałam ukąszona, ale też starałam się leźć w tych miejscach jak mały słoń i patrzeć pod nogi - działało 🤣 Ewentualnie wpuszczać tam w pobliże okresowo konie - po skoszeniu, jeśli jest taka możliwość, może wtedy się wyniosą? Jak myślisz, dałoby się?
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 18 maja 2019 o 14:22
No to mam odpowiedź, co to się wczoraj zadziało. Zaobserwowałam i nagrałam tzw. superkomórkę burzową, z chmurą stropową (i to się nie rozwiało, tylko nabierało kolejnych chmur) - szybko się przemieszczało i zniknęło za linią lasu. Potem... powstało z tego, 13 km dalej, tornado. Krótkotrwałe, pozrywało trochę dachów. Czyli panika z grubsza uzasadniona. Nigdy nie myślałam, że w mojej okolicy coś takiego się wydarzy  🤔 (W razie gdyby ktoś chciał zobaczyć, jak to wyglądało, Sieć Obserwatorów Burz na facebooku wrzuciła moje nagranie z opisem co się zadziało, w komentarzach ktoś wrzucił też już uformowaną trąbę - jak ktoś nie ma FB, mogę wrzucić na youtube i wrzucić link - warto wiedzieć, jak to wygląda). Dzisiaj też co jakiś czas przechodzą burze/deszcze, na szczęście bokiem. Trochę pokropiło przed południem, teraz znowu robi się duszno. A wieczorem, jak chciałam zamknąć "nowego" do boksu... nie mogłam go dojrzeć na pastwisku. Taka mgła była. Na szczęście, już się nauczył od moich hucków, że schodzą z pastwiska na zawołanie spod stajni, więc nie musiałam po niego lecieć i go szukać we mgle.  🙂
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 17 maja 2019 o 17:02
U mnie to samo (sucha glina + ulewy =baagno) + właśnie podesłałam jedno nagranie obserwatorom burz i czekam na ich opinię, bo w pewnym momencie ogarnęła mnie lekka panika - chmury zaczęły wirować i zniżać się poniżej linii lasu. Tym bardziej, że jestem na aktualnym obszarze SRD (Średnie zagrożenie burzowe), co nie wyklucza powstania dość groźnych zjawisk. Poobserwowałam, rozwiało się w końcu... Aż jestem ciekawa na ile to moje panikowanie, a na ile to faktycznie mógł być jakiś zalażek trąby czy innego groźnego czegoś. Poszły dzisiaj 2 krótkotrwałe ale BARDZO intensywne ulewy - pastwisko pływa (mniejsze, większe to jedna wielka góra z dwoma stawami, szykuje mi się przeniesienie tam koni), wszystko przed stajnią pływa. Od kilku dni pada z przerwami.
W czasie pisania posta obserwatorzy mi odpisali - dopytali o szczegóły, które mogły nie być widoczne na filmie (słaba kamera w telefonie) - będą analizować nagranie, relację + radary.
poznajmy się
autor: Wikusiowata dnia 16 maja 2019 o 17:22
O ła, wyskoczył mi ten wątek i aż sama przejrzę, czy się przedstawiałam 😀 Ale na forum też już jestem stosunkowo długo (na pewno krócej niż większość z Was, bo na starej Volcie mnie jeszcze nie było), aczkolwiek z 7 lat będzie. Tylko, że dopiero od paru lat się zaczęłam odzywać, zamiast tylko czytać.

tatsu Pomyśl i popatrz, czy nie masz kogoś w swoich okolicach - moja obecna "podopieczna" tak zrobiła. Kupiła dom w "mojej" wsi, potem znalazła moje ogłoszenie tutaj na R-V (o pensjonacie) i postanowiła się odezwać w nieco innej sprawie. Sama jeździła w szkółkach i raczej takich, w której podstawiano jej konia pod nos, często osiodłanego (bo wcześniej np. chodził na lonży). Braki w opiece okołokońskiej i takiej przydomowo- stajennej codzienności są widoczne. A w sumie były, bo szybko się uczy. W każdym razie, zapytała, czy ją przygarnę do "przyuczenia" jak wygląda takie trzymanie koni przy domu, ile trzeba ogarniać, na co zwracać uwagę (np. przy kupnie siana vel zbiorze) - chciałaby z czasem kupić sobie konie. Stara się przychodzić jak najczęściej się da, i sama przyznaje, że taka "współpraca" najwięcej jej przynosi - jeździ gdzie indziej (lepsze warunki, chociażby plac do jazdy - jeszcze się nie dorobiłam), a u mnie obserwuje postępowanie przy łączeniu stada, albo uczy się lonżować (też nie umiała) i takie tam. Taki luźny pomysł - jednak przez praktykę i "naoczne" doświadczanie konkretnych rzeczy można się nauczyć najwięcej, aczkolwiek rady re-voltowe potrafią być na wagę złota - rzucając nowe światło na stare zagadnienie 😀
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 13 maja 2019 o 14:55
Na_biegunach Potraw (czyli 2 pokos) zwykle jest miększy, ale też mniej kaloryczny i ma mniej wartości odżywczych. Przerośnięte będzie twardsze od "zwykłego" (takiego skoszonego i zebranego w standardowych terminach), bo łodygi zdążą "zdrewnieć" no i też ta kaloryczność/wartość odżywcza spadnie. 
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 13 maja 2019 o 14:35
U mnie w końcu popadało od wczoraj, przez +/- pół nocy.

Do tego przyjechał pierwszy koń pensjonatowy, wszystko spoko, już dołączony do stada - parę kwików i trawa była ważniejsza. No i dzisiaj po deszczu nawet są kałuże i lekkie błotko się zrobiło w jednym miejscu (takie powierzchowne) - wszystkie 3 konie postanowiły się opanierować.  🤣 Ogrooomnie się cieszę, że trawa ruszyła trochę mocniej - nie dość, że może bedzie co skosić, to jeszcze wspomogła "łączenie stada". 😀
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 03 maja 2019 o 12:05
PADA  😍 2 dzień, z przerwami! Ale pada! Konie dostały głupawki, bo i much nie ma, i chłodniej się zrobiło, a ja śledzę radary burzowe i deszczowe i cieszę się jak małe dziecko. Tylko psy niezadowolone, wyłażą na siku/kupę i szybciutko wracają do domu.  😂
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 29 kwietnia 2019 o 14:03
25 km od Olsztyna popadało trochę-trochę, dno taczki przykryte (ale wyparowało szybciej, niż napadało :/ ) dobrze, że chociaż coś spadło - zamknęłam duże pastwisko i trzymam konie na mniejszym, żeby chociaż trochę trawy uratować przed stratowaniem przy tej suszy (duże pastwisko jest przy okazji na sporej i stosunkowo stromej górce, także potrzeba nieco więcej, by to "podlać" ). Może jeszcze popada i trawa w końcu odbije. Dobrze, że mi chłopaki jeszcze nie kręcą nosami na siano, bo już w ogóle by było słabo  🙂
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 23 marca 2019 o 09:34
SzalonaBibi - przede wszystkim zerknij sobie na to: https://www.pomelac.pl/pl/jaki-wybrac-elektryzator/0,-7z,0

Mi to sporo rozjaśniło i aktualnie od ponad 2 lat nie miałam ucieczki z pastwiska. Ale mam mocne słupki (w tej chwili różnie, ale podstawowa zagrodza była na słupkach 10fi średnicy, 1,80 cm nad ziemią, w ziemi 70-50-30cm - zależy od miejsca, bo kamienie; świerkowych, teraz powiększyłam pastwisko o słupki 4x5cm, 130 cm nad ziemią, 50-40-30 w ziemi; i gdzie się da - wykorzystałam drzewa), 4 linie ogrodzenia (3 linki o niskiej oporności, 1 drut), elektryzator 5,5J. Te zasieki były robione jako "combo" - na dziki, żeby nie właziły na pastwiska i na konie, żeby z pastwiska nie wyłaziły. No i działa. A też hucuły i robiły sobie wycieczki (często przez dziki, które rozwalały ogrodzenia, ale czasami i "same z siebie"😉.
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 28 lutego 2019 o 00:00
Na_biegunach Coca-cola (tylko ta "oryginalna", nie pepsi, nie "z biedry"😉 na odrdzewianie się nadaje 😉 Okucia od kantarów tak uratowałam. 😀
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 19 lutego 2019 o 14:43
Ramirezowa Haha 😀
Szaleję z łopatą na polu. Słychać nagle z lasu (akurat byłam w tej części pastwiska, która bezpośrednio graniczy z lasem) "Co tam sąsiadko, gówniana robota?". Sąsiedzi spacerowali ze swoimi psami. Śmieszki jedne, wystraszyli mnie  😂 a za 2-3 tygodnie na bank podjadą z przyczepką po przeleżane kupy. Świetnie im na tym warzywka rosną, są zachwyceni - i ja też, bo przynajmniej ma mi kto to odbierać przynajmniej częściowo, a w tym roku szczególnie mi na tym zależy, bo chcę przenieść miejsce składowania obornika - stary przeleżany wywiozą, nowy już wywożę w inne miejsce 😀.
No i wzięłam się za wyczesywanie koni. Gruby twierdzi, że zima się jeszcze nie skończyła - jeszcze szczelnie otulony, raptem po kilka kłaczków wychodzi. Za to z Młody chyba uznał, że idzie lato, a nie wiosna - się sypie tak, że jedno, krótkie przeciągnięcie zgrzebłem i zgrzebło pełne.  😵 Mam nadzieję, że trochę obeschną drogi (nieutwardzone, 3 km przez lasy od wsi, więc płyyyyną, jak zwykle na przedwiośnie/wiosnę - gimna wydała oświadczenie, że owszem, coś z tym zrobią, ale... jak aura się poprawi, bo tak tylko zmarnują materiały), przy aktualnej pogodzie powinno to zająć 3-4 dni - bo czekamy tylko na to, żeby mógł bezpiecznie dotrzeć pierwszy koń w pensjonat 😀
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 18 lutego 2019 o 19:26
TRATATA A weź nic nie mów. Ładnie, ciepło i słonecznie dzisiaj było, to ruszyłam na podbój pastwisk z taczką, grabiami i łopatą. Po 13 taczce miałam dość (w międzyczasie jeszcze oczywiście ogrodzenia poprawiłam itd), a dopiero z około hektara zebrałam-z tym, że jeden z koni lubi robić kopce z kup - więc cała taczka zebrana po prostu w jednym miejscu na ziemi 😀 Wystarczy zapakować na taczkę. A no i zebrałam z w miarę płaskiego odcinka, czeka mnie jeszcze zbieranie kup z górki o spadku mniej-więcej 45-55 stopni (zależy od której strony się podjeżdża), do tego jest mokro/ślisko (glina). I jest tego ze 2,5 ha jeszcze... Moja Mama stwierdziła, że zacznie przyjmować zakłady, ile razy zjadę z niej na tyłku/ile razy wywali mi się taczka. Konie oczywiście ułatwiają wygranie zakładu, bo taczka jest Taaaaaaka interesująca i trzeba ją trącać pyskiem, albo łapać za rączki  😂
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 11 lutego 2019 o 16:33
A no i jak wcinają dużo wierzby (w sensie korują solidnie) to warto sprawdzić, czy nic im się nie dzieje pod kątem zapaleń różnorakich - wierzba, a dokładniej jej kora, ma działanie przeciwzapalne, przeciwgorączkowe i ogólnie kora wierzby służyła do produkcji popularnej aspiryny (dopóki nie otrzymano tańszego i syntetycznego zamiennika). Śliwki nie są polecane głównie przez pestki w owocach, ale co zdolniejsze zwierze je wypluwają (np. moje hucki, jak się dorwały do sadu po ucieczce z padoku, przez dziki, które rozerwaly ogrodzenie), no i w sporych ilościach mogą mocno przeczyścić jelita (biegunki).
Prace magisterskie, licencjackie, ankiety - wspólny wątek
autor: Wikusiowata dnia 10 lutego 2019 o 21:50
nancy94 Ankieta zrobiona x2, bo dwa futrzaki w domu (o zupełnie różnych wymaganiach żywieniowych) 😀 Gdyby było bliżej, zgodziłabym się na badanie futrzaków, ale do Lublina to my mamy pół kraju do przejechania - powodzenia 😉
Nagła utrata równowagi u konia
autor: Wikusiowata dnia 10 lutego 2019 o 21:34
Pierwsze co mi przyszło na myśl, to padaczka (epilepsja).
annet istnieją różne rodzaje epilepsji, toteż nie kierowałabym się faktem, że jeden koń miał padaczkę (stwierdzoną przez weta, jak się domyślam?) i wyglądało to inaczej. Już tak nie końsko, a osobiście - chorowałam na epilepsję do 3-4 roku życia (pourazowo, na szczęście zregenerowałam się potem na tyle, że już mnie to nie dotyka) i mój atak wyglądał tak, że ni z tego, ni z owego (nie istniał jakiś "punkt zapalny" czy to fizyczny, "środowiskowy" czy psychiczny) padałam na ziemię, brak oddechu, ruchu, reakcji. Zero drgawek - które zwykle z epilepsją są kojarzone. Nie wiem, na ile epilepsja u koni jest zbadana (i jak przekłada się taka wiedza o ludzkiej epilepsji na końską epilepsję), ale mając na uwadze własne doświadczenie, zapytałabym weta co o tym sądzi i czy jest to możliwy trop. Konkretnego weta niestety nie jestem w stanie polecić, nie mój rejon :/
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: Wikusiowata dnia 29 stycznia 2019 o 21:27
Milla, dokładnie tak jak pisze Misskiedis - Cosinus ma status szkoły publicznej, dzięki czemu jest dofinansowywana z budżetu państwa. Sama uczę się aktualnie w Cosinusie, kończę LO zaocznie - m.in. dzięki temu, że to szkoła publiczna, mamy normalne legitymacje szkolne itd. Niektóre kierunki są płatne (tu już nie wiem, od czego to zależy), ale też nie są to jakieś zawrotne kwoty.
Prace magisterskie, licencjackie, ankiety - wspólny wątek
autor: Wikusiowata dnia 22 stycznia 2019 o 14:57
dumkowa Zrobione, powodzenia 😀
kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy
autor: Wikusiowata dnia 21 stycznia 2019 o 13:47
Cookie Oprócz tego co napisała Lilid - w różnych rejonach masz też różne gleby, to też wpływa na rośliny (np. wartość odżywczą siana czy owsa - pierwiastki), tak samo jak mikroklimat, okres wegetacyjny, pora zbioru i muultum innych czynników. Ja przy przenoszeniu konia między województwami nie mieszałam owsa - bo owsa w ogóle nie skarmiam, aczkolwiek gdybym miała konia, który owies je - pewnie wzięłabym ze sobą trochę tego "domowego" do nowej stajni, właśnie, żeby mieszać i wprowadzać stopniowo. Siano zaś wzięłam ze sobą i faktycznie mieszałam, co prawda raptem kilka kostek (5-6 + to co miał w siatce na podróż), ale jakoś dla własnego spokoju ducha... Z resztą, właściciel stajni pensjonatowej, z której zabierałam wtedy konia, sam zaproponował "wyprawkę" w postaci tych kostek - "Żeby się prymityw (w sensie hucuł) nie zdziwił, że inne papu dostaje"  🤣
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 01 stycznia 2019 o 16:23
W takich dniach jak Sylwester, dożynki i wszelkie inne "głośne" i "fajerwerkowe" imprezy cieszę się, że mieszkam na totalnym końcu świata. 😀 Psy spały w najlepsze, konie po opędzlowaniu siana w otwartym boksie (służy jako wiata) poszły gdzieś na drugi koniec pastwiska, wytarzały się, przylazły znowu pod stajnię i tak sobie tuptały spokojnie, obczajając paśniki i "swoje włości". Najbliższe fajerwerki odpalano minimum 1-2 km od Nas, po drodze jeszcze ściana lasu, jesteśmy "na górce" względem sporej części okolicznych terenów (w tym wieś) = huki były porównywalne "głośnością" do tych towarzyszących polowaniom w okolicznych lasach, do których zwierzaki się zdążyły przyzwyczaić już dawno temu. Rozbłyski były ledwo widoczne nad koronami drzew (i to też jeden na kilka-kilkanaście wystrzałów, inne nie dolatywały tak wysoko). Gruby bardziej przestraszył się mnie, wychodzącej zza stajni z latarką (poślizgnęłam się na błocie i właściwie nie "wyszłam", a prawie wypadłam zza budynku), żeby sprawdzić jak się mają, niż wystrzałów.  😂
Zabawa w skojarzenia
autor: Wikusiowata dnia 17 grudnia 2018 o 22:40
Brak zmartwień
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 10 grudnia 2018 o 14:09
Moje mają otwarty jeden boks w stajni, w razie, gdyby chciały się schronić (ma drzwi z korytarza i z zewnątrz budynku). Włażą do niego tylko, jak świeżo posprzątam (niedawno wywałaszony Młody musi przecież zaznaczyć włości kupą), albo jak dorzucę siana (i to też nie zawsze przychodzą). Ewentualnie zaglądają co tam w stajni, i wędrują znowu na sam koniec pastwiska pod las, albo koczują przy stawie (znalazły sobie tam ulubione miejsce do spania). Ofutrzone jak mamuty, chorób nie uświadczyłam (i, odpukać, oby tak pozostało). Chodzą sobie we dwa, jak im wieje, leje i ogólnie "okropnie" - chronią się za ścianą drzew/ścianami budynków/zboczem pagórka. Ale do boksu nie wejdą. Hucuły.  😂 Błoto mam okropne pod stajnią, także ich wędrowanie mnie cieszy - nie ma tyle sprzątania w boksach, więc nie muszę się przebijać dzień w dzień z pełną taczką. Jako tymczasowe rozwiązanie wynoszę te kilka kup starymi wiadrami, łatwiej mi się przebić, niż z taczką.  😵 
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 07 grudnia 2018 o 11:21
jkobus Mi w ten sposób "zniknął" świeżo przywieziony koń jakieś 9-10 lat temu. Młody, ledwo odsadzony od stada rodzinnego, był u mnie 4-5 dzień - Mama z ojcem wypuścili pod moją nieobecność (w szkole byłam), wcześniej beze mnie dokończyli ogrodzenie - i to był błąd, bo ja bym od razu zauważyła, że jedno miejsce jest "podpuszczające" do ucieczki (mały, ale jednak, dołek pod pastuchem, koniowi wydawało się, że się zmieści - dostał pastuchem po grzbiecie i poszedł w las). Zwierzak sporo powędrował, ale w końcowym efekcie okazało się, że złapała go burza, wpadł na podwórko gospodarza z sąsiedniej wsi i dał się zamknąć do obory jak swój. Mama w tym czasie złapała najbardziej plotkarską sąsiadkę, która wie wszystko o wszystkich (i ma do nich numery telefonów itd.) w promieniu dobrych 10 km i poszły go szukać (po śladach, które urwały się o zgrozo, na bagnach w lesie). Sąsiadka obdzwoniła okolicznych gospodarzy, podała rysopis zwierzaka, co w ogóle śmieszne - były u gospodarza, do którego raptem pół godziny później przyleciał Młody. Od razu zadzwonił i powiadomił, że zamknął go w oborze, bo taki biedny, mokry, przepłoszony był i to na pewno ten, bo zgadza się "rysopis" i wygląda jak na zdjęciu pokazanym mu przez Mamę. Może to jakiś pomysł dla tego właściciela krów? Uderzyć do sklepowej/plotkarskiej sąsiadki, jeśli zjeżdżenie okolicy konno itd nic nie dało? Być może jest tak jak mówisz, ludzie są jednak różni - domyślam się, że są poznakowane, więc w razie czego taki "przywłaszczający" może poczuć, że mu się robi gorąco koło tyłka jak zrobi się głośno o sprawie i "nagle" się odnajdą podczas liczenia bydła czy coś... Ja miałam farta, bo Młody wbił na podwórko bardzo miłego starszego Pana, który nawet nie pomyślał o przywłaszczeniu sobie zwierzaka, co więcej, chciał się wcześniej zaoferować do pomocy w poszukiwaniach - pomimo słabego zdrowia.
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 03 grudnia 2018 o 08:08
Jesli chodzi o dziki i zwierzynę podchodzącą pod dom. Mam ten sam problem od kilku lat (kopnięcie warchlaka w tyłek przy wieczornym wychodzeniu do koni na pojenie, gdy akurat wywali korki i halogeny zgasną to norma. Przynajmniej ogarnęłam szybki sprint do domu po petardy, zanim locha przyleci  😵 ). W moim przypadku pogrodziłam koniom tereny niemal "zasiekami" (już tu w wątku opisywałam, linka ogrodzeniowa fi 6 mm, 7 drutów, wytrzymałość na rozciąganie ~350 kg, 3 linie -jedna na wysokości ryjka małego dzika, druga na wysokości ryjka dorosłego dzika, wyżej drut na konie, i kolejna linka wyżej, elektryzator min. 5 J - mam mały obwód pastwisk także to wystarczy jak na razie, słupki wkopane najgłębiej jak się da i wykorzystanie wszystkich drzew po drodze jako słupki - a trochę ich na polu mam) i na pastwiska nie wchodzą. A. Poprowadziłam pastwiska "wokół" gospodarstwa, także ograniczyłam w ten sposób liczbę dzików na podwórku ("zlikwidowałam" im wydeptane i wyryte, zwyczajowe ścieżki). W tym roku Pan Rolnik (PR) z sąsiedniej wsi (mam do jego pól jakoś 1,5 km w prostej linii, po drodze jest niezbyt gęsta ściana lasu i zarośli) testował patent w postaci ... puszczanych nagrań nagonki, strzałów, wycia wilków, szczekania psów - przy okazji przyprawiając mnie niemal o zawał, gdy nagle w nocy zaczęła mi wyć wielka wataha wilków (w sensie kilkanaście różnych "wyć" - wilki przez okolicę zawsze wędrowały, ale to grupy maks 4-5 sztuk) i dzięki świetnie rozchodzącemu się po okolicy echu nie miałam pojęcia, skąd "idą" i jak daleko ode mnie są - byłam akurat sama w gospodarstwie przez tydzień... Na kolonii wsi, do najbliższego sąsiada którego mogłabym wezwać na pomoc czy coś - 2 km - do tego dogradzam sukcesywnie ziemię, ale z racji na fundusze - na razie jest ogrodzone jakieś 2 ha z 11ha. Załapałam, że to nie prawdziwe wilki, jak pracowałam na polu (ogrodzenia robiłam 😀) i wyczaiłam, że różne takie "dziwne" dźwięki pojawiają się w miarę równych odstępach czasowych (+/- co pół godziny w nocy, co godzinę w dzień). I sąsiadka mi podpowiedziała, że też się zaniepokoiła ("bo wilki"😉 i okazało się właśnie, że to PR testuje rozwiązania, bo już się lekko mówiąc wkur.... na myśliwych którzy stwierdzają "Paaanieee dzik po 2 pln to mi się nie opłaca strzelać". I fakt faktem, zajrzałam przy okazji terenu w okolice pól PR - no mniej poryte było, miał też mniej zniszczeń w zbożach i innych uprawach niż np. rok/dwa lata temu. Z kolei przez mojego K. poznałam jego kolegę, który jest w kole łowieckim (które miało tak konkretnie wywalone na swój obwód, bo się nie opłaca). Opowiedziałam mu jaka jest sytuacja, szczególnie gdy dowiedziałam się, że właśnie głównie dziki strzela (dopiero został myśliwym i na razie tym się zajmuje - notabene, został myśliwym bo sam miał problem z kołem łowieckim i jego "mamtowdupizmem" - ogólnie jest rolnikiem). Ludzie, ja nie wiem jak on to zrobił, ale dwa tygodnie później nastawiali ambon, jak poszło polowanie (od soboty rano już działali z ustawianiem ambon itd) to pierwszy raz od kilku lat nie widziałam dzika przez okrągłe 3 dni. Dzicz się przyzwyczaiła, że polowań nie ma, jest bezpiecznie, więc się rozbestwiła (i rozmnożyła... okropnie rozmnożyła), a jak śrut zaczął latać koło zadków - to już inna sytuacja, na plus dla mnie i okolicznych rolników. Jeśli chodzi o petardy - dziki szybko się do nich przyzwyczaiły (huk był, ale żaden nie padł, żaden nie został postrzelony i od tego nie umarł, więc po co przerywać rycie? ), a kupowałam możliwe najgłośniejsze... Swego czasu szukałam rozwiązań i trafiłam na forum rolnicze (postaram się znaleźć link i go tu wrzucić/podesłać na priv chętnym, bo nie jestem pewna czy mogę wrzucić tu link do innego forum - podpowie ktoś?) - tam pełno osób udzielało porad na dziki i koła łowieckie cierpiące na "mamtowdupizm", kilku z nich proponowało naprawdę skuteczne metody (prawne, żeby KŁ MUSIAŁO coś zrobić, mając nakaz odgórny załatwienia sprawy), szczególnie, jeśli na raz wzięłoby się za to kilka "sąsiadów" (w sensie osób mieszkających w tym samym obwodzie łowieckim - wtedy jest mocniejszy "wydźwięk" sprawy). Uff jak zwykle litania, ale temat bardzo mi bliski (niestety).
EDIT: [url=http://forum.farmer.pl/topic/1025-szkody-łowieckie/?page=18]znalazłam link, wrzucam od momentu gdzie pytałam o rozwiązanie problemu z dzikami w przypadku koni i "dzikich łąk" , końcówka str. 18[/url]
Sprawy sercowe...
autor: Wikusiowata dnia 30 listopada 2018 o 07:18
Jestem zero-jedynkowa co do makijażu bo : nie umiem się malować (nie, serio, moje zdolności manualne jeśli chodzi o dłonie są porównywalne z kilkuletnim dzieckiem - nie widzę przestrzennie tylko "płasko" i to jeszcze na jedno oko tylko = makijaż w moim wydaniu to porażka. Nawet ten słabiutki i niewidoczny), nie lubię się malować (nawet jak umalowała mnie koleżanka ucząca się na kosmetyczkę, z bardzo wprawną ręką i malowała zgodnie ze "sztuką" - nie lubię mieć czegoś na buzi, rzęsach, okolicach oczu... dotyczy nawet fluidu/korektora/pudru), poza tym mam pecha co do kosmetyków "kolorowych" i spora część mnie uczula/podrażnia, więc musiałabym wydawać na makijaż krocie (w sensie odpadają najtańsze drogeryjne produkty, kiedyś pamiętałam jaki to składnik mi tak szkodził - teraz mi wyleciało z głowy, bo dawno nie kupowałam nic "kolorowego" - i znalazłam go w 9/10 produktów z "mojej" półki cenowej). Poza tym, widzę np. moje rówieśnice które bardzo przesadzają i są właściwie uzależnione od makijażu (często mocnego) - a są "naturalnie" naprawdę ślicznymi dziewczynami i mam czego im pozazdrościć - mój zmysł estetyczny cierpi widząc coś takiego (dziewczyna która jest obiektywnie patrząc bardzo estetyczna, harmonijna i proporcjonalna "naturalnie", która na siłę poprawia jeszcze to brwi, to rzęsy, to kontury twarzy - tak, jakby miała co ukrywać za wszelką cenę i w końcowym efekcie przesadza, zaburza naturalne, ładne proporcje i wygląda gorzej z makijażem niż bez niego... miałam w swoim otoczeniu takie dziewczyny) i jest mi ich też... trochę szkoda, bo są tak zafiksowane na wygląd i bardzo źle o sobie mówią (w sensie o swoim wyglądzie i nawet nie wspominają o cechach związanych np. z osobowością czy umiejętnościami... tak, jakby tylko wygląd się liczył), nakładają tony tapety, pomimo, że naprawdę nie mają czego się wstydzić! Ale to też kwestia gustów, a i otoczenia w którym się obracałam ma na to wpływ (duużo przesadyzmu w makijażu, w tym - w szkole, wśród innych uczennic), także to takie moje luźne przemyślenia - jeśli komuś makijaż daje coś w sensie psychicznym czy emocjonalnym (więcej pewności siebie?) to spoko, nie mi oceniać, ja się czuję niepewnie W makijażu, ktoś inny może czuć się źle BEZ niego. Dobra, przyznaję, jestem też za leniwa na makijaż (jeśli mam się umalować i być chociaż trochę zadowolona z efektu, muszę siedzieć przy tym np. godzinę, żeby osiągnąć to samo, co przeciętna dziewczyna ogarnie w 10-15 minut). A może po prostu mam inne priorytety i lubię pospać tą godzinę dłużej 😂
Sprawy sercowe...
autor: Wikusiowata dnia 29 listopada 2018 o 23:13
keirashara O matko, brzmi identycznie jak mój. 😀 K. nie znosi jak się maluję, bo uważa, że naturalnie (czyli tak jak na co dzień - ani grama makijażu, ewentualnie pomadka ochronna, żeby mi usta nie popękały na mrozie/wietrze) wyglądam po prostu dobrze. I też poznałam go będąc w glanach.  😜
Ale co ciekawe, pomimo tego, że nic nie zmieniłam w swoim wyglądzie będąc z nim (w sensie ubieram się raczej tak samo, nadal się nie maluję, fryzura "umyj i idź" i to na tyle), czuję się lepiej we własnej skórze i dostaję więcej komplementów wychodząc gdzieś ze znajomymi (wspólnymi lub nie) nt. wyglądu. Po prostu wymazał mi sporo kompleksów z głowy i mniej się przejmuję - jestem trochę pewniejsza siebie i to po prostu działa "in plus" w oczach innych osób. Szczególnie zestawiając to z moim wcześniejszym totalnym brakiem pewności siebie.  🙂
Rodzaje ściółek, narzędzia do czyszczenia
autor: Wikusiowata dnia 11 listopada 2018 o 23:27
dudus0952 Jak zamawiałam w big bagach (bo taniej, a miałam akurat dołek finansowy) to po prostu w wolnej chwili przepakowywałam samodzielnie w worki gospodarcze. Aczkolwiek mogłam sobie na to pozwolić, jako, że chwilowo byłam bez pracy (sporo wolnego czasu) i teraz np. już bym się na to nie porywała. Jak akurat nie miałam czasu (gdy podjęłam pracę + dojazdy ode mnie gdziekolwiek to katorga i spore straty na czasie), to przepakowywałam tylko tyle, ile potrzebowałam na daną chwilę - co wydłużało czas hm... okołostajenny na niekorzyść jazd i pracy z końmi (brak sił i godzin w dobie 😉 ).
Rodzaje ściółek, narzędzia do czyszczenia
autor: Wikusiowata dnia 11 listopada 2018 o 20:56
dudus0952 Wszystkie moje wcześniejsze wpisy odnoszą się do pelletu słomianego (odsyłam, bo nie chcę powtarzać i zaśmiecać wątku). Jeśli koń jest typowym odkurzaczem (pomimo dobrego jakościowo siana pod dostatkiem) to może wciągać też pellet - niektóre konie biorą go za "paszę". :/ Poza tym przed sezonem grzewczym ceny poszły w górę - o czym już wspomniała wyżej Dorcysia , więc niekoniecznie musi wyjść taniej (jak szukałam pelletu dla swoich, to większość cen była podana bez wysyłki, za tonę, pakowaną w big baga - to też nie każdemu odpowiada, a workowane = droższe - warto o tym pamiętać i się upewnić, jak w ogłoszeniu nie jest wyszczególnione info na ten temat).
naturalna pielęgnacja kopyt
autor: Wikusiowata dnia 05 listopada 2018 o 22:10
Popieram pomysł dea, stosuję na moich huckach od prawie dwóch lat, nigdy tak linii nie trzymały, a siana mają do oporu (siatki, drobne oczka / paśniki, wcale nie większe oczka 😀 ) + co się nachodzą, to ich. W tej chwili nie pracują. I kopyta od razu lepsze, bo mają więcej ruchu 🙂
Rodzaje ściółek, narzędzia do czyszczenia
autor: Wikusiowata dnia 05 listopada 2018 o 22:07
Jak moje stały na pellecie (słomianym) jeszcze, to u "czyściocha" (kupy raczej w jednej, upatrzonej z góry połowie boksu, druga przeznaczona na żarcie/spanie) wypadało co 5-6 do nawet 8 tygodni (zależy, ile stały w boksach - z reguły do 6-8 godzin - kupy wybierane na bieżąco, niemal "w locie" - przy każdym zaglądnięciu do stajni zgarniałam sobie to, co się pojawiło i do tego koń "czyścioch"... nie lubi sikać w boksie. Za to jak tylko wypuszczę go ze stajni - pierwszy przystanek, siku 🙂 ). U "brudasa" (miłośnik robienia kup wszędzie, a następnie zadeptywania ich i zakopywania, lania wyłącznie w boksie - ogólnie kipisz w boksie robi) co 3-4 tygodnie, bo inaczej miał syf totalny.
43 lata, czy dam radę ?
autor: Wikusiowata dnia 05 listopada 2018 o 07:53
To ja może tylko zauważę jedną rzecz...
Moja Mama, zaczęła jeździć jakoś w wieku 44 lat. Okazało się, że łapie wszystko dosłownie w lot, w ciągu kilku tygodni nieregularnych jazd (jak miała czas) przegoniła mój kilkuletni rozwój jeździecki (fakt faktem, ja zaczynałam od podrzędnych szkółek, gdzie nie spadasz za często = wyznacznik, że "dobrze jeździsz", ona od nieco lepszej, zorientowanej osoby jako instruktorki). Gdyby nie dawna kontuzja z dzieciństwa, która się czasami odzywa (zmiażdżenie nogi, paskudna sprawa, z wiekiem coraz częściej daje o sobie znać), pewnie śmigałaby regularnie i miałaby wyższe osiągnięcia jeździecko-treningowe ode mnie (Mama ma teraz 55 lat).

I w sumie jednak druga rzecz:
Małolatami/babińcem bym się starała aż tak nie przejmować, biorąc pod uwagę, że np. mi rówieśniczki (+/- 2-4 lata różnicy) zwyczajnie zazdrościły jeżdżącej Mamy, stąd potrafiły rzucać "pogardliwe" spojrzenia czy coś tam szeptać po kątach. A jak jeszcze zobaczyły, że Mama śmiga lepiej niż "młodzież" i szybciej łapie jeździectwo ogółem, w ogóle był sajgon. 😉 Zazdrość i współzawodnictwo w dościganiu się w tym że "a ja już galopuję" "a ja skaczę" "a ja zeszłam z lonży" i tak dalej jest dość częste i dotyka nie tylko "mniejszości" w rekreacji (Panowie, osoby w średnim-starszym wieku), ale wszystkich - przynajmniej tak z moich obserwacji i środowisk "stajennych" w których się obracałam. Nie wiem, może coś się zmieniło - od kilku lat mam konie przy domu i trochę wypadłam z obiegu "rekreacyjnych niuansów" w stajniach hm... komercyjnych. 
Sprawy sercowe...
autor: Wikusiowata dnia 04 listopada 2018 o 13:20
fin Ja byłam w podobnej sytuacji z ex -multum koleżanek, ale, że znał je przede mną i zapewniał, że to naprawdę tylko koleżanki i widywał się z nimi z powodów swojego członkostwa w ochotniczej straży pożarnej... Przyjęłam z góry, że skoro ja mam masę kumpli, ale stawiam jasne granice i jestem wierna, to on też jest. No i wyszedł fail, bo było inaczej. Ja byłam wierna, on - nie. Tylko się z tym dobrze krył (wspominałam w jakimś poście wcześniej, odpowiadając smarcik ). Tylko, że ja tkwiłam w takim g.... przez ponad 3 lata. I to ja znalazłam w sobie siłę i to zakończyłam, po tym, jak wpadaliśmy w błędne koło on coś odwala-> ja to odkrywam przez przypadek-> on się kaja i przeprasza, obiecuje poprawę-> jakiś czas jest lepiej, tydzień-dwa-miesiąc->on coś odwala.... Naprawdę, wiem, że to podłe uczucie, że wydaje się wtedy, że zostanie się samą/nie zaufa się ponownie, nawet komuś innemu/randki? a co to? - ale kurde. Minie trochę czasu, odżyjesz sobie, oswoisz się z byciem samą i przynajmniej będziesz wiedziała... czego unikać. Ja też myślałam, że się długo nie pozbieram. A okazało się, że pięć miesięcy po rozstaniu weszłam w nowy związek, z osobą która na każdym kroku udowadnia (w sensie czynami, nie pięknymi słowami, chociaż tych też mi nie szczędzi 🙂 ), że mogę zaufać, mogę na nim polegać, jestem kochana i gdy pojawia się jakiś problem - rozwiązujemy go wspólnie, zamiast dwóch osób gdzie jedna wpada w tarapaty (ex), a druga, swoim kosztem, ratuje mu du... (ja) - jest po prostu "teamwork". Każde daje z siebie to, co potrafi najlepiej, a że jesteśmy częściowo dwoma odrębnymi skrajnościami* - uzupełniamy się w wielu płaszczyznach. Będzie dobrze, daj sobie czas. Trzymam kciuki!  :kwiatek:

* skrajnościami, ale w ważnych dla związku i wspólnego życia sprawach, ogółem jesteśmy zgodni, jeśli pojawia się nowy temat - dyskutujemy na spokojnie, komunikacja naprawdę działa. I pomimo wrodzonej upartości u obojga, umiemy pójść na kompromis, jeśli tego wymaga sytuacja.
Olsztyńscy voltowicze
autor: Wikusiowata dnia 04 listopada 2018 o 12:52
maleństwo Nie ma za co - w razie, gdyby ktoś od Was, pensjonariuszy się nie załapał do Sząbruka albo coś i był pod ścianą, dawaj znać - coś pomyślimy 🙂
Olsztyńscy voltowicze
autor: Wikusiowata dnia 02 listopada 2018 o 15:57
maleństwo Zerknij na PW, wysłałam Ci wiadomość. 🙂
Depresja.
autor: Wikusiowata dnia 31 października 2018 o 20:00
infantil Super!  😅 Dasz radę, ścisk w żołądku minie i poczujesz się lepiej, jak zaczniesz działać w kierunku polepszenia swojego nastroju 🙂
Depresja.
autor: Wikusiowata dnia 31 października 2018 o 12:37
Averis Racja, dlatego zaznaczyłam, że to nie dokładny cytat z tej studiującej koleżanki. Rozmowa była ponad dwa miesiące temu (a moja pamięć nie jest wybitna na ten moment  😡 ), a moja aktualna pani psycholog (o której wcześniej rozmawiałam z tą koleżanką) jest i terapeutą, psychologiem i psychoterapeutą - ma stosowne "papiery". A "lekarz" mi się wtrącił, bo podczas tamtej rozmowy też nie wiedziałam, że psycholog czy psychoterapeuta nie jest uważany za "lekarza" jako "lekarza". Ale sprostowanie ważne, dzięki 😀
kącik porad prawnych
autor: Wikusiowata dnia 31 października 2018 o 12:26
majek Od stycznia trwa "rewolucja" w ZUS (wprowadzają zmiany dot. rachunków bankowych do składek, zamiast kilku różnych - jeden wspólny przypisany do przedsiębiorcy) i jest w związku z tym pełno prób oszustw itd, spójrz na to:

https://www.bankier.pl/wiadomosc/Uwaga-przedsiebiorcy-Oszusci-podszywaja-sie-pod-ZUS-4026560.html

Być może, jest to prawdziwe pismo i po prostu brakuje im dokumentów "na Ciebie" z tego okresu czasu (z winy pracodawcy?), aczkolwiek w bankach przechowuje się dane nawet o zamkniętych rachunkach bankowych około 10 lat (czasami dłużej, zależnie jak się uwijają z niszczeniem starych dokumentów/danych itd), ale myślę, że powinnaś się skontaktować po prostu z ZUS, żeby się upewnić, czy oni to wysłali (wiadomo, jeśli to jednak oni, to ZUS litości nie ma, a po co mieć kłopoty). Mi z ZUS zwykłym listem przychodzi tylko to podliczenie składek, jakie wysyłają w miarę regularnie. Wydaje mi się, że list z prośbą o uzupełnienie danych, których im brakuje, powinien przyjść poleconym, ale... znając hm.. chaos (delikatnie mówiąc 🙂 ) w różnych instytucjach w Polsce, nie zdziwiłabym się, gdyby machnęli to zwykłymi listami.
Depresja.
autor: Wikusiowata dnia 31 października 2018 o 12:10
infantil Znam to uczucie aż za dobrze  :kwiatek: Zadzwoń, dasz radę, trzymam kciuki 🙂
Wiesz, rozmawiałam sobie z koleżanką, która jest właśnie na ostatnim roku studiów dot. psychologii. Dokładniej, poprosiłam ją o radę przed podjęciem terapii (jakoś dwa miesiące temu) - jako, że nie miałam nikogo znajomego, kto mógłby mi podpowiedzieć jakiegoś konkretnego, dobrego lekarza (ona też nie mogła polecić kogoś konkretnego - pochodzi z innego miasta). Poprosiłam ją tylko o to, żeby mi podpowiedziała, na co mam zwracać uwagę, przy czym powinna mi się ewentualnie zapalić czerwona lampka i tak dalej - po prostu bałam się, że mogę trafić do lekarza, który mi nie będzie odpowiadał i jego sposób pracy ze mną do mnie zupełnie nie trafi, albo pogorszy sprawę (a tego nie chciałam sobie fundować). I ona mi napisała coś bardzo ważnego, brzmiało to mniej, więcej, tak: "W razie czego, jak psycholog nie będzie Ci odpowiadał jako osoba, albo uznasz, że chcesz popracować nad sobą z kimś innym - psycholog, z racji na własną psychoterapię i przygotowanie do zawodu, nie czuje się "obciążony" pacjentem. Niezależnie, czy powiedziałabyś np. "lubię Pana/Panią", czy "nienawidzę Pana/Panią" - nie weźmie tego do siebie. Dlatego też, jak postanowisz zakończyć współpracę z danym lekarzem, nie będzie czuł urazy czy miał do Ciebie pretensji. Leczenie emocji i psychiki ogólnie ma to do siebie, że jest bardzo specyficzną dziedziną medyczną. I zajmujący się nią lekarze o tym wiedzą 😉 " Mi to pomogło się przemóc i umówić się na wizytę, bo lubię mieć "drogę ucieczki", a taka "porada" od koleżanki mi tą drogę "otworzyła" - w razie czego mogę zmienić terapeutę i tyle. A "możliwa" droga ucieczki sprawia, że właśnie nie chcę zmieniać (bo jak na razie uważam, że lepiej trafić nie mogłam!).
Depresja.
autor: Wikusiowata dnia 30 października 2018 o 08:52
madmaddie Jeszcze dużo pracy przede mną i Panią Psycholog. W ogóle okazało się, że "przełom" zrobił... mój koń. Jedną z prac domowych było i jest stopniowe "zmuszanie się" do wracania do aktywności, które sprawiały mi kiedyś radość (uświadomiłam sobie, że nie pamiętam tego uczucia... przykre...). Chodzi w skrócie o to, żeby mi przypomnieć to uczucie i je stopniowo wzmacniać, krok po kroczku. I któregoś dnia udało mi się w sobie zebrać i pójść do stajni ze sprzętem. Zwierzak, pomimo, że nie pracował właściwie od ponad roku zachował się...wzorowo. Kiedyś, lata temu, trafił do mnie z pseudorekreacji... spędziłam dobre trzy lata na ogarnianiu i konia (mało jezdne to to było, i dość niemiłe w obejściu - nic dziwnego - ledwo to to zajeżdżone, a poszło do intensywnej pracy - buntował się i uważam, że słusznie!) i siebie (moje jeździectwo wołało o pomstę do nieba, że tak w skrócie to ujmę - jeździłam w różnych, niekoniecznie dobrych, szkółkach...). Był dla mnie tak miły i szczery, opanowany... Koń nie pracujący, obijający się na paddock paradise od roku - zachował się na lonży jak koń, który jest w ciągłym treningu - zero odwalania, brykania, czegokolwiek - pełne skupienie i chodzenie "na głos". Pomimo tego, że miał zdecydowanie "chybotliwego", a nie stabilnego i spokojnego przewodnika w tym momencie. Po rozgrzaniu go na lonżowniku (już osiodłanego) - wsiadłam na stęp i parę kroków kłusa. W siodle byłam sztywna, jakby ktoś wrzucił drewnianą kukłę na zwierza, a nie człowieka - a ten niemożliwy futrzak po prostu "dał mi" swój spokój. Tak jak kiedyś to on się mógł oprzeć o mnie i wrócić do swojej końskiej normalności, tak teraz mi to oddaje. Cała sytuacja trwała może z 15-20 minut (z czego 5 siedziałam w siodle) - nie chciałam przeciążyć niepracującego na co dzień zwierza, ani siebie. Ale dała mi tyle do myślenia i dała mi iskierkę nadziei na wydobrzenie - to mnie tak "walnęło między oczy", że po powrocie ze stajni się rozryczałam jak dzieciak. Ale bez tej "negatywności", jaką mam w sobie na co dzień. Nastąpiło takie przeładowanie emocjonalne, że opisywałam to Pani Psycholog jako wybuch. Co ciekawe, szanowny Pań Koń tutaj zrobił przełom głównie w kwestii mojego polegania na bliskich ludziach - wcześniej uświadamiałam sobie, że chcą mi pomóc i nie muszę wszystkiego zawsze brać na siebie, ale nie docierało to do mnie tak, jak powinno. Kurde, kto by pomyślał, że role się odwrócą i zwierzak na tyle się pozbiera, że zacznie mnie "wspierać i odwalać terapeutę" po swojemu? Wyszkolony pod hipoterapię, odpowiedni "mózgowo" koń o miłej przeszłości - okej, rozumiałabym i nie zadziałałoby to aż tak. Ale to, że właśnie ON tak się zachowuje - dało mi bardzo, bardzo ważną lekcję, chociaż całość może brzmieć naiwnie i nieco koniarkowo.  😂
Depresja.
autor: Wikusiowata dnia 28 października 2018 o 18:11
madmaddie A nawet nawet, w tej chwili mam wizyty co tydzień, Pani Psycholog zaczęła mi zadawać "prace domowe". Staram się je sumiennie wykonywać, aczkolwiek między przedostatnią, a ostatnią wizytą miałam nie tydzień, a dwa tygodnie ... I się posypałam trochę, ale już właśnie się zbieram 🙂 Aczkolwiek nie jest tak tragicznie jak było, widzę poprawę - maleńką, ale jednak. Odrobinę łatwiej mi się wychodzi z "dołka" (w sensie, jak mi się pogorszy - zwykle w skutek jakichś przykrych zdarzeń), jak już w niego wpadnę. A to już coś. No i na razie próbuję wyjść z tego bez farmakoterapii (próbujemy, jak się nie da/będzie za ciężko, to się przejdę do psychiatry), także nie oczekuję mega spektakularnych efektów, szczególnie, że dopiero od miesiąca się leczę, a "urazy emocjonalno-psychiczne" (które doprowadziły de facto do moich chorób) trwały i pogłębiały się latami (i ja też sama sobie szkodziłam, radząc sobie jak się na daną chwilę dało)! Miło, że pytasz  :kwiatek:
własna przydomowa stajnia
autor: Wikusiowata dnia 26 października 2018 o 23:07
W wątku pelletowym pisałam skąd zamawiałam i podałam nawet link z kontaktem, zaledwie kilka wypowiedzi przed Twoją 😀