Nasze upadki z koni.
autor: Greneth dnia 24 lipca 2013 o 19:08
Hahahaha, genialne 😀
To ja wypiszę takie najciekawsze upadki w moim wykonaniu.
1) Dawno temu byłam z koleżanką w terenie. Ona na kucu walijskim, ja na większym koniu (wtedy go dzierżawiłam). Miałyśmy pogalopować po polanie pojedynczo, żeby konie się nie nakręciły. Także zagalopowałam, mój koń się skapnął, że kolega za nim nie pędzi, także skręcił do zewnątrz zapadając się w jakimś rozoranym polu. Zahamował gwałtownie, a ja przeleciałam przez szyje, robiąc fikołka i spadłam na nogi. Takie ninja ze mnie 🤣
2) Tej zimy jeździłam po ujeżdżalni. Był śnieg, ale nie było ślisko. Galop na prawo, ja w półsiadzie. Jedziemy normalnie, gdy nagle kunio się potknął, poślizgnął, wylądował na kolanach. Ja mu przeleciałam przez głowę, on (nie wiem za jaką cholerę to zrobił..) mnie przeskoczył. Nikomu nic nie było, ja tylko siniaka na głowie zarobiłam 🙂
3) W zeszłe lato miałam za zadanie dokończyć "zajeżdżanie" kucyka szetlandzkiego. Pozostał galop. Przyznam, że z żadnego konia nie spadłam więcej razy niż z niego 😀 Kłusujemy, delikatna łydeczka do oporu. Nagle zryw galopem, zatrzymanie i rodeo 😀 No, ale dodam, że w końcu na terenach go ujarzmiłam.