KatieJ

Konto zarejstrowane: 01 grudnia 2015

Najnowsze posty użytkownika:

Kącik instruktora
autor: KatieJ dnia 03 grudnia 2015 o 22:10
Też myślałam dotąd, że lonża to tylko dla początkujących, a dłużej jeżdżącemu wstyd na nią wracać. Dzięki, że otworzyłyście mi oczy, dziewczyny 😉
Kącik instruktora
autor: KatieJ dnia 02 grudnia 2015 o 18:49
Zastanawiam się jednak, czy jak wiele niepewnych siebie jeźdźców - nie wyolbrzymiasz sytuacji, które się faktycznie wydarzyły. Niejednokrotnie spotkałam się z tym, że taki jeździec panikował w momencie gdy koń np. nieznacznie tylko przyspieszył. Albo kolejny przykład - odganianie się tylną nogą od much na brzuchu. W takich momentach ogromne znaczenie ma wiedza. Wytłumaczenie instruktora dlaczego koń robi tak, a tak. Że koń przyspiesza, bo np. wisisz mu na wodzach, a uderza się nogą w brzuch nie dlatego, że Cię nienawidzi i chce Cię zrzucić tylko odgania się od much (oczywiście przykłady są kompletnie od czapy, nie piję do Ciebie 😉 )
Wiesz, tak jak się teraz zastanowiłam, to faktycznie może trochę wyolbrzymiam, bo raz, że mam skłonności do panikarstwa, a dwa, że wspominam sytuacje, które miały miejsce parę lat temu i teraz nie jeżdżac przerobiłam je w głowie aż za dużo razy. Nie sądzę, żebym te parę razy, pomyliła poniesienie z przyspieszeniem, a odganianie się od much odróżniam, ale faktycznie potrafiłam spanikować nawet kiedy koń tylko trochę przyspieszył. Instruktora też może trochę za ostro opisałam, nie był to ktoś, kto tylko i wyłącznie darł się na ludzi, zdecydowanie nie. Opieprzył od czasu do czasu, pewnie nieraz mi się należało, choć trochę było mi przykro, że nie zauważał, kiedy się staram i kiedy coś wyjdzie. Tylko właśnie nie wiem, czy po 4-5 latach takiego jeżdżenia można mnie jeszcze nazwać początkującą, a w późniejszych latach zwracania uwagi na błędy i informacji zwrotnej też zazwyczaj nie było zbyt wiele. Niektóre rzeczy do dziś nie wiem, czy robiłam dobrze, bo nigdy nikt mi tego nie powiedział, chyba że sama to wymusiłam, ale ciężko wymuszać uwagę, jak instruktor ma jednocześnie na oku kilkanaście koni. Temu teraz chciałabym trochę pojeździć indywidualnie.

Jak Ci idzie opieka nad koniem? Jesteś w stanie konia uszykować bez najmniejszych problemów? Poprowadzić na uwiązie, poprosić żeby stał bez kręcenia się, osiodłać bez zbędnych przepychanek? Wiesz co to zwrotna reakcja na nacisk? Potrafisz wyczyścić kopyta?
Z tym raczej nie mam problemów. Zdarzył mi się wredny, gryzący koń, który był przy tym ogromny, więc prosiłam kogoś o pomoc z założeniem ogłowia, ale najczęściej nawet z tymi bardziej charakternymi potrafiłam sobie poradzić przy czyszczeniu i siodłaniu. Właściwie to z ziemi byłam zdecydowanie bardziej stanowcza niż w siodle 🙂

Staraj się samokontrolować i w sytuacjach kryzysowych oddychać i włączyć myślenie. Jedną moją amazonkę nauczyłam tego, gdy za każdym razem gdy panikowała krzyczałam do niej "włącz myślenie!". Nie uwierzysz jak w sekundzie zmieniała się jej sylwetka i zaczynała poprawnie działać 😉
Dobry pomysł, przydałoby mi się coś takiego 😉

Bo konie rekreacyjne często bywają takie, że doskonale wiedzą kogo i kiedy słuchać, a kogo nie.
Większość z nich wymaga bardzo czujnej asysty instruktora, czyli np. podejścia z batem i dodatkowej komendy głosowej w odpowiednim momencie, albo puszczenia za ogonem bardziej doświadczonego konia/jeźdźca.
Są konie, które są ogólnie idealne do rekreacji, bo cierpliwe, bezpieczne, zdrowe, miękko noszące, świetnie chodzące na lonży... ale do tego tak mega cwane, że muszą (w przypadku początkujących na maneżu) być zawsze bardzo pilnowane przez instruktora, bo po spuszczeniu z oka, czy oddaleniu się instruktora o metr za daleko, doskonale wiedzą, że mogą olać. 😉

Racja, ale w przypadku, kiedy ja tak się woziłam już tę parę lat, nie powinno właśnie być tak, że czas najwyższy nauczyć się samemu sobie z takimi cwaniakami radzić? Bo jesli instruktor będzie tylko upominał je za mnie, to utknę w martwym punkcie? Tzn. ja nie stwierdzam, tylko pytam, ja się nie znam 😉

PS. Mam nadzieję, że nie robię za dużego offtopicu? Ja zaczęłam tę rozmowę w celu dyskusji na temat postrzegania opornych uczniów przed instruktorów i na odwrót, ale potem jakoś niechcący zaczęłam się za dużo rozpisywać o sobie, wybaczcie jak coś 😉
Kącik instruktora
autor: KatieJ dnia 02 grudnia 2015 o 18:11
Dziękuję wam wszystkim za odpowiedzi i słowa otuchy 😉

czyli tak jakby masz dwa problemy: jeden to ogólny prak zdecydowania (wychodzący głównie przy pracy na placu) który sprawia, że koń ma cię w uchu. Na to nie ma metody innej, niż zdobyć się na zdecydowanie :-)
Dokładnie tak 😉 I czasem nawet miewałam przebłyski tego zdecydowania, tylko jeżdżąc w dużych grupach nie miałam szansy pociągnąć tego dalej. Może teraz się uda, bo szukam właśnie takiej stajni, o jakiej piszesz 😉

I drugi: panikowanie w dziwnych, zaskakujących sytuacjach: na to rozwiązaniem jest właśnie jak najwięcej jeździć w teren, żeby pewien elemnt zaskoczenia po prostu spowszedniał :-)
Serio? Ja byłam przekonana, że terenów właśnie powinnam unikać, póki nie opanuję tego na ujeżdżalni, bo co tam może się skończyć tylko wylądowaniem na miękkim piaseczku i łapaniem konia na drugim końcu placu, w terenie może się skończyć o wiele bardziej niebezpiecznie.

Później jeździłam nieregularnie przez kilka lat na zasadzie: jazda kilka miesięcy, rok przerwy, kilka miesięcy, rok przerwy, itd., głównie ze względu na problemy w znalezieniu stajni w której czułabym się bezpiecznie, komfortowo i oferującej wysoką jakość nauki, no i dbającą o konie. Generalnie po każdej takiej przerwie musiałam zaczynać niemal od początku.
Miałam dokładnie tak samo. Cieszę się, że nie jestem jedyna i że jak widać nawet z takimi jeźdźcami da się coś zrobić. Ja też doszłam już do punktu, gdzie dotarło do mnie, że nie mogę pozwolić koniowi, żeby robił ze mną co chciał, jednak zanim coś naprawdę osiągnęłam pod tym kontem, załatwiłam się na parę miesięcy po upadku  i od tego czasu nie wróciłam jeszcze do jazdy. Ale chyba już długo bez kopytnych nie wytrzymam 😉
Do podlasian STAJNIE, PENSJONATY, WECI
autor: KatieJ dnia 02 grudnia 2015 o 17:50
Dziękuję za odpowiedzi. A czy w Uhowie są jazdy indywidualne na poziomie średniozaawansowanym, czy tylko zastępy?
Kącik instruktora
autor: KatieJ dnia 02 grudnia 2015 o 17:37
Atea, dziękuję 😉

To nie tak, że ja oczekuję od instruktora bycia kimś więcej niż instruktorem. Chodzi mi bardziej o wyrozumiałość i cierpliwe tłumaczenie w sytuacjach,kiedy po raz tysięczny nie wychodzi mi ta sama rzecz, zamiast zarzucania mi, że się nie staram i mam gdzieś jego polecenia. Tzn. wiem, że z boku może wyglądać, jakbym robiła niewiele, ale mam wrażenie - być może naiwne - że dobry nauczyciel jest też w pewnym sensie dobrym psychologiem i potrafi odróżnić sytuacje,kiedy ktoś go olewa i kiedy ktoś stara się jak może, tylko mu nie wychodzi.

KatieJ
a czemu koń cię ponosi?
Jak koń jest dobrze, ale to naprawdę dobrze, ujeżdżony to nie powinien ponosić. Tzn ty, z takim problemem, nie powinnaś dostać w teren konia, który ponosi.
Oczywiście konie są zwierzętami i nawet naspokojniejszemu może się zdarzyć odpał ale ponoszenie?

Może trochę niewłaściwie się wyraziłam, bo nie było to tak, że koń mnie notorycznie ponosił. Taka sytuacja zdarzyła mi się może 3-4 razy w ciągu kilku lat jazdy i był to akurat spokojny zazwyczaj koń-profesor, jedyny tak naprawdę zwierz, do którego miałam pełne zaufanie. Nawet nie był jakoś wybitnie płochliwy. Miał tylko tę jedną wadę, że jeśli pozwoliło mu się stanąć równolegle oko w oko z innym koniem w galopie, włączał mu się czasem tryb wyścigowca, ale odnoszę wrażenie, że to nie jest nic dziwnego u koni. Normalnie nie miałam problemu z niedopuszczaniem do takiej sytuacji, ale kiedy cały zastęp się spłoszył, rozsypał i wyrwał szybkim galopem (bo na przykład zaczął nas wyprzedzać palant na kombajnie), byłam z miejsca zbyt spanikowana, by cokolwiek zrobić i całe szczęście w tym, że ktoś inny zazwyczaj ratował mnie zablokowaniem koniowi drogi, bo inaczej mogłabym tak wisząc na nim dogalopować do sąsiedniej wioski 😉. Podobne sytuacje zresztą zdarzyły się też parę razy na ujeżdżalni, kiedy koń się spłoszył, ale tam łatwiej było go opanować (albo spaść i problem też się rozwiązywał XD). Jakiekolwiek nagłe przyspieszenie i już zero kontroli, zero równowagi i kompletna panika z mojej strony.

Całkiem inną rzeczą jest sytuacja, kiedy konik na ujeżdżalni wywozi mnie na środek i kręci się w kółko albo lezie gdzie chce i totalnie olewa moje sygnały, choć wiem, że je rozumie, tylko czuje bestia, że ja i tak nie wyegzekwuję na nim posłuszeństwa. Tutaj winą jest w stu procentach mój brak stanowczości. Zastanawiam się, co wy robicie, kiedy uczeń znajdzie się w takiej sytuacji? Ja osobiście wolałam, by instruktor pozwolił mi samej próbować do skutku i tylko udzielał rad z odległości, bo kiedy strzelał batem czy krzyczał na konia, by wymusić na nim to, czego ja nie potrafiłam, kończyło się tylko moim strachem, bo koń wyrywał nagle do przodu, a ja traciłam i równowagę, i poczucie kontroli.

I nie, nie miałam nigdy okazji spróbować a westernowym koniu. To mogłoby być ciekawe doświadczenie, ale niestety nie mam obecnie szans dojazdu do żadnej westowej stajni. Obecnie w ogóle próbuję wrócić do jazdy po dość długiej przerwie. 😉
Kącik instruktora
autor: KatieJ dnia 02 grudnia 2015 o 15:54
Nie jestem instruktorem, ale mam nadzieję, że moja wypowiedź wniesie co nieco do dyskusji. Prawda jest taka, że czytając wasze opisy najtrudniejszych uczniów, widzę w nich siebie. No ok, zakłusować potrafię (a raczej potrafiłam, nie wiem, jakby mi teraz szło), ale z zagalopowaniem już bywało różnie, zawsze wychodziło tylko na koniu, który praktycznie czytał jeźdźcowi w myślach. Jestem pełnoletnia, mam straszny problem ze zdecydowaniem właśnie, ze stanowczością, pewnością siebie i kontrolą w ogóle. I na koniu, i w życiu. Cieszę się, że trafiłam na ten temat, bo pomogliście mi trochę zrozumieć instruktorów, do których miałam czasem pretensje. Przypuszczam, że byłam ich zmorą i ciężko ich winić, że postawili na mnie krzyżyk. Ale właśnie dla mnie jazda konna to też rodzaj terapii - uczy mnie tego zdecydowania, bo to chyba jedna taka sytuacja, kiedy naprawdę mi zależy, poza tym wiem, że jej brak może się kiedyś źle skończyć. I nieraz było mi przykro, kiedy instruktor wydzierał się, że nic na tym koniu nie robię, mimo że ja starałam się z całych sił, nawet jeśli udawało się tylko na krótką chwilę. Ale każda taka chwila, kiedy udawało mi się zdecydowanie i stanowczo wyegzekwować od konia posłuszeństwo, była dla mnie ogromnym sukcesem.

Wszystko zależy od ambicji ale często spelnieniem dla takich osób jest jazda typowo rekreacyjna czy też wyjazdy w teren. W takim wypadku nie męczę ich na siłę trudnymi końmi czy bardziej skomplikowanymi rzeczami skoro cieszy kogoś jazda w zastępie na ogonie to niech sobie jeździ, bo w końcu na poziomie rekreacyjnym 'fun; ma być na pierwszym miejscu.

Na sport, skoki itd. ambicji nie mam, wystarczy mi właśnie taka podstawowa rekreacja, ale po paru ryzykownych sytuacjach w terenie doszłam do wniosku, że wożenie się na koniu bez pełnej kontroli nad nim to jednak zbyt duże ryzyko. Z terenów zrezygnowałam, postanowiłam sobie jeszcze bardziej wziąć się w garść i pracować nad sobą na ujeżdżalni, bo co z tego, że na najłatwiejszym koniu galopuję, jak inny wozi mnie gdzie tylko on chce, a jeśli któryś poniesie, ja automatycznie puszczam wszystko, łapię się kurczowo siodła i czekam na zbawienie?

Mam nadzieję, że nie wyszedł mi za duży offtopic. Po prostu chciałam pokazać wam, instruktorom, jak to wygląda ze strony opisywanych przez was osób. Zwłaszcza, że ja wciąż łudzę się, że znajdę instruktora dość cierpliwego, żeby pomógł mi się tej kontroli i pewności siebie nauczyć. Ale czytając wasze posty zaczynam rozumieć drugą stronę medalu. Prawdopodobnie z takim jeźdźcem jak ja można szału dostać i każdy normalny instruktor modliłby się, żebym poszła w cholerę. 😉
Do podlasian STAJNIE, PENSJONATY, WECI
autor: KatieJ dnia 01 grudnia 2015 o 15:22
Szukam szkółki jeździeckiej w okolicach Białegostoku, do której da się dojechać autobusem. Jeździłam już kiedyś trochę, ale to było bardziej wożenie się na koniu niż jazda i skończyło się średnio przyjemnie, w związku z czym teraz mój lęk przed jazdą jest równy mojej chęci powrotu do niej. Dlatego szukam miejsca ze spokojnymi, dobrze ułożonymi końmi, a także z równie spokojnym, cierpliwym, niekrzyczącym instruktorem, który spróbuje mnie czegoś nauczyć i nie postawi na mnie kreski, kiedy coś mi nie będzie szło (z nauką czegokolwiek na koniu zawsze miałam pod górkę i ratowały mnie tylko dobre chęci).

Kojarzę jak na razie trzy takie miejsca:
- KJ Białystok - znam, ale wolałabym inne miejsce, spokojniejsze
- Bukowisko w Supraślu - niewiele o nim słyszałam, ale wydaje mi się, że dojechać 111 się da
- Tradycja Uhowo - podobno dojeżdża tam Plusbus, wygląda na najfajniejsze i najspokojniejsze z tych trzech miejsc, ale znowu, nie znam tam nikogo, czytałam tylko jakieś pojedyncze opinie w Internecie

Czy ktoś mógłby mi doradzić, które miejsce wybrać, ewentualnie polecić jeszcze jakieś? 😉